Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
outfit

Pomimo dużej ilości zajęć coraz częściej odwiedzała bar. Wiedziała, że wpływ na to miały ostatnie wydarzenia oraz wszystko inne co działo się u jej bliskich. Nadmiar złych sytuacji sprawiał, że w ramach zapomnienia przychodziła do lokalu, siadała z chłopakami i rozmawiała z nimi na różne tematy. Dzięki temu nie myślała o dziwnościach, które działy się wokoło. O rzeczach niemiłych lub tragicznych, na których nie miała dobrej rady. Była bezsilna i jedyne co mogła to zapewnić bliskich, że mają jej pełne wsparcie, co dodatkowo frustrowało Eve, bo chciałaby coś dla nich zrobić. Chciałaby choć raz się przydać bardziej. Dać od siebie coś więcej, chociaż miała tylko tyle, ile mogła im zapewnić. Albo aż tyle, bo dla swoich ludzi mogłaby nawet nie spać. Albo nie spać przez nich. Nie pamiętała już kiedy ostatnio jej się to zdarzyło, ale nie mogła zasnąć po wydarzeniach na plaży, a potem po rozmowie z mieszkaniu Sameen, o której myśl sprawiała, że miała ochotę ją przytulić. Tak po prostu, po ludzku. Trochę z troski a trochę z chęci, którą poczuła już przy pierwszym spotkaniu. Z tej samej chęci, przez którą nie chciała tańczyć, bo zrobiłaby coś więcej. Zrobiłaby rzeczy, które potem nazwałaby pocieszeniem, a z jakiegoś powodu nie chciała używać sobie blondynki z bary jako pocieszenia. Były osoby, przed którymi by się nie wahała, bo nie czułaby potrzeby ciągnięcia tej znajomości, ale łatwość rozmowy z Sameen sprawiła, że najpierw chciała ją poznać niż pójść za wypatrzonymi pośladkami w stronę toalety.
- Paxton, zostajesz w tyle! – zawołał stary Peters, któremu tak bardzo udzielała się luźna atmosfera, że ignorował wszystkie złowrogie spojrzenia Eve, która całkiem niedawno w środku nocy woziła go do szpitala. Zalecenie lekarza? Zdrowie odżywianie. No a przecież wódka zabijała wszystkie baterie..
- I czuje się z tym fantastycznie.
- Chodź raz sobie odpuść i się porządnie schlej! – Każdy z nich wiedział, że Eve ograniczała się do piwa, bo w każdej chwili mogła dostać wezwanie z pracy i choć nie zawsze musiała je przyjmować, to była na tyle uczynna, żeby tego nie robić. Poza tym, naprawdę nie przepadała za wódką.
- Lepiej niech McGregor powie, jak wielkie było dziecko. – Wiedziała, że jak zmieni temat na McGregora Juniora, to wszystkim się udzieli. Facet od razu zaczął opowiadać o tym, jak przy porodzie trzymał swoją żonę za rękę a że ta mocno się wiła, to przypadkowo wyrwał jej wenflon i siknęła na niego krew.
Paxton cała roześmiana, stojąc przy barze z całą zgrają chłopa, spojrzała w bok widząc ruch od strony wejścia do lokalu. Na widok Sameen uśmiechnęła się jeszcze szerzej i klepiąc Hammonda w ramię na znak, że na moment musi odejść, ruszyła naprzeciw kobiety.
- A jednak przyjechałaś mnie uratować – stwierdziła luźno. Poradziłaby sobie z chłopakami i wmuszaniem w nią wódki, ale jak mówiła – tak dla jasności – wcale nie o to chodziło. Zamierzała jeszcze coś dodać, lecz nim w jej głowie narodziło się coś rozsądnego, chłopaki przejęli pałeczkę.
- Kogo my tu mamy!
- Panowie, dajcie pani dojść do baru! – zawołał Hank niby to troszcząc się o nowego przybysza, a jednak jak zawsze zależało mu na sprzedaży alkoholu.
- Wszyscy piją wódkę!
Eve odruchowo spojrzała na trzymaną butelkę piwa i chciała powiedzieć, że to nie prawda, ale przecież niedawno przyznała się Sam do picia mocniejszego alkoholu.
- Tylko trochę – przyznała odrobinę się krzywiąc. – ale jeszcze nie na tyle, żeby nie ogarniać – zapewniła, gdyby jednak Galanis miała podejrzenia, co do jej dzisiejszego dobrego humoru. Owszem, alkohol robił swoje, ale to nie było tylko to.
- Co panienka sobie życzy? – Hank próbował być szarmancki albo po prostu dotrzymywał towarzystwa swym gościom i również się z nimi napił?
- Jak twoja ręka? – zapytała podchodząc do baru razem z Sam i korzystając z okazji, że chłopcy jeszcze się na nią nie rzucili.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
41. + Outfit (bez płaszcza)


Sameen ostatnio odpuściła sobie krótkie kontrakty i częste wyjazdy. Skupiła się na kontrakcie, który miała niedługo wypełnić na Bora Bora, no i szykowała się na najdroższy kontrakt jaki w życiu przyjęła, który wymagał podróży do Włoch. Trochę zaszalała, bo jednak zdecydowała się na coś, co raczej nie było zadaniem dla jednej osoby, ale miała ochotę zaszaleć. Poza tym przemawiało za nią to, że miała pełną dowolność zadania i dużo czasu na zaplanowanie wszystkiego. A Sameen kochała planować. Także wolne chwile spędzała na pracy nad kontraktem z Bora Bora.
Siedziała akurat w domu, z teczkami rozłożonymi na podłodze i coś tam sobie dziubała, kiedy otrzymała wiadomość od Eve. Planowała już jakiś czas temu wpaść do baru, ale nie czuła, że powinna tam przychodzić. W sensie, wiedziała, że ma zaproszenie od Eve i to Eve wyszła z inicjatywą, ale postanowiła dać im jeszcze trochę czasu i poczekać aż Paxton się upomni. Nie dlatego, że Sam była atencjuszką, za którą ktoś musiał latać, ale dlatego, że po prostu nie chciała się jej narzucać. Odpisała właściwie od razu i po odłożeniu telefonu zaczęła składać teczki, które na koniec schowała pod poluzowanym panelem w podłodze, pod materacem. Ubrała się, wsiadła do auta i ruszyła przed siebie. Nie pojechała jednak do baru, pojechała do wynajętego schowka, gdzie trzymała bronie i różne rzeczy. Wzięła stamtąd butelkę dobrego wina, które kupiła w winiarni Jamiego Rockwella. Później na prędko zajechała do jakiegoś sklepu/marketu i kupiła największego, pluszowego misia jakiego mieli w sklepie. Nie mogła pojawić się na takiej imprezie z pustymi rękoma. Poza tym… chyba chciała też pokazać Eve, że są w niej jakieś resztki dobrej osoby. Mimo, że opowiedziała jej parę kłamstw, które miała nadzieję, że zdążyła już wyprostować.
Zatrzymała auto przed barem i jeszcze chwilkę tam siedziała obserwując wejście. Policzyła do dwudziestu i nastawiła się na wszystko psychicznie. Przebywanie w towarzystwie ludzi nie zawsze było dla niej łatwe. Zwłaszcza kiedy musiała udawać normalną. A teraz musiała udawać zwykłą osobę, mając przy boku Eve, która wiedziała o przeszłości Sam. Wyłączyła telefon komórkowy, schowała go do schowka i wysiadła z auta. Zabrała z tylnego siedzenia pluszaka i butelkę wina i weszła do baru. Przywitała się uśmiechem z osobami siedzącymi najbliżej wejścia, a później przeniosła wzrok na Eve, która już zmierzała w jej stronę.
-Jestem słowną osobą. Poza tym mówiłam ci, że jesteś pod moim parasolem ochronnym. – Wypowiadając drugie zdanie zniżyła nieco głos do szeptu. Czuła się zobowiązana do tego, żeby uratować Eve, nawet jeśli było to dosyć niewinne.
-To może ja zamienię słowo ze świeżo upieczonym tatą. – Zaproponowała jak już panowie ją zauważyli i Hank zaprosił ją do baru. Sameen skierowała się do McGregora i wręczyła mu butelkę drogiego wina wyjaśniając, że to prezent dla rodziców, a pluszak oczywiście dla dziecka. –Ale polecam może zabrać go z lokalu, żeby dziecko nie wąchało co noc jak tata świętował narodziny. – Pewnie kwestia kilku minut, żeby miś przesiąkł smrodem alkoholu, potu i zapewne też papierosów mimo, że w lokalu nikt nie palił.
-Nie będę odstawać i na początek niech będzie wódka z lodem. – Nie przepadała za mocnym alkoholem. Uznała jednak, że umoczy usta w wódce, a później poczeka aż lód się roztopi i nieco rozwodni jej napój.
-Nadal boli. Ale zdecydowanie mniej. – Na potwierdzenie swoich słów uniosła rękę do góry i nawet się nie skrzywiła. –Jak tam twoi podopieczni? – Zapytała nawiązując do ich ostatniego spotkania. Podziękowała Hankowi za alkohol, który właśnie przed nią postawił.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Na widok pluszaka McGregorowi zaświeciły się oczy, bo sam teraz był jak dziecko po porządnej dawce alkoholu, którego sobie nie szczędzili. Zdziwił się, bo nie spodziewał od nikogo żadnych prezentów zwłaszcza, że impreza wyszła dość spontanicznie, ale z pewnością nie zamierzał narzekać odbierając prezent zgodnie z wytycznymi. Właściwie wyprawa z pluszakiem do auta stała się misją, do której potrzebował towarzystwa swoich kumpli. Trochę jak robotnicy, którzy w piątkę stali przy łopacie. Jeden robił a reszta patrzyła, czy robił to dobrze.
Paxton zamiast patrzeć na unoszoną rękę, to wpatrywała się w twarz Sameen doszukując się w niej jakichkolwiek oznak bólu lub szarpnięcia w ręce. Nic takiego nie wyłapała, więc z ręką naprawdę musiało być lepiej.
- Cieszę się – stwierdziła upijając łyk trzymanego w dłoni piwa. Nikt nie wiedział, bo cały czas zakrywała butelkę dłonią, ale zamówiła u Hanka bezalkoholowe tuż po serii wódki, którą w nią wmusili. Musiała zrobić sobie przerwę zanim znów chwyci za alkohol. Nie chciała zbyt szybo odpaść zwłaszcza, że zaprosiła tu Galanis.
- Okazało się, że ten co chorował ma raka. – Nic przyjemnego, ale nie skrzywiła się opowiadając o tym. Takie rzeczy się zdarzały. – Oczywiście, gdy o tym powiedziałam, policja nim pogardziła. Sami mi go przywieźli, a potem stwierdzili, że im się nie przyda, bo nie chcą wkładać w niego grubej kasy na leczenie. – Chory pies nie pracował najlepiej, o czym doskonale wiedziała, ale to oni przywieźli go do Paxton, a potem zostawili uznając, że niech sama sobie z nim radzi. – Ale szybko znalazłam mu dobrą rodzinę, więc myślę, że wyszło mu to na lepsze. – Ta cała sytuacja z pogardzeniem psem, bo gdyby ten dalej chorował policja zapewne pokusiłaby się go uśpić zamiast leczyć. – Oh i masz pozdrowienia od Sue Ann. Powiedziała dokładnie „Pozdrów Królową i następnym razem kup jej jakieś ciasto, bo kobiecina marnie wygląda”. – Sue Ann nie mogła wiedzieć, jak wygląda Sam, więc swoje wyobrażenie oparła na Królowej Elżbiecie, co oczywiście daleko odbiegało od rzeczywistości. Eve uśmiechnęła się i popatrzyła na trzymaną przez Galanis szklankę. Zastanowiła się chwilę nad tym, co powinna zrobić. Po spotkaniu na plaży była zła, a potem zbudowała wokół siebie otoczkę ochronną na znak, że to ją zraniło i musiała dojść do siebie. Trochę to trwało, parę spraw wciąż trawiła, ale teraz wiele rzeczy nabierało większego sensu; niektóre fakty o kobiecie, które były zaskakujące, ale po dowiedzeniu się prawdy, były one dość oczywiste.
- Za nowy początek. – Przechyliła butelkę i lekko uderzyła nią o szklankę z alkoholem Sam w ramach toastu. – Chociaż może powinnam pójść zaśpiewać tak, jak wtedy? – W ramach ala’mini resetu. – Albo jak wtedy powiedzieć, czy nie chcesz wciągnąć mnie w suczą bitwę o samcze terytorium. – Jak dobrze kojarzyła powiedziała właśnie coś takiego. – Tak.. chyba tak cię ładnie powitałam. – Uśmiechnęła się ni to wesoło ni lekko zmieszana, bo właśnie dotarło do niej, że przy pierwszym spotkaniu wyszła na dość bezpośrednią i wulgarną mówiąc o sukach (a nie każdy lubił wulgaryzmy). - Cóż, skoro byłam taka hop do przodu, to teraz powiem - Zrobiła krótką pauzę i palcem wskazała Sameen. - Wpadłaś mi w oko. Nie spierdol tego. - Wtedy mówiła o sukach, więc teraz mogła to, co podkreśliła rozweselonym uśmiechem.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Sameen prawdopodobnie na każdą inną imprezę przyszłaby z pustymi rękoma i skupiłaby się tylko na rozmawianiu z osobą, która ją zaprosiła, w tym przypadku z Eve. Wiedziała jednak, że w przypadku wizyty w tym konkretnym barze, nie uda jej się uniknąć rozmowy z tabunem ludzi. Poza tym nie chciałaby być dla nich niemiła, bo nadal żyła świadomością, że została przez nich miło przyjęta. Także chciała kontynuować miła atmosferę.
-Ja też. Chociaż nie ukrywam, czekam na pełne sto procent sprawności. – Jak się zapominała to nadal pobolewało, a jednak przy jej pracy nie mogła sobie pozwolić na to, że w pewnym momencie jej ręka odmówi posłuszeństwa, bo przypomni jej się stary ból. I nie, żeby lubiła nosić odsłaniające ubrania, ale było jej przykro, że nie mogła sobie pozwolić na koszulkę na ramiączkach. Musiała czekać aż blizna zblednie i nie będzie widoczna na pierwszy rzut oka.
-Przykro mi. – Wkurwiało ją to, że zwierzęta też mogły mieć raka. Ludzie zazwyczaj samie sobie pracowali na taki los, ale zwierzęta, raczej nie miały na to wpływu. Oczekując na swoje zamówienie słuchała Eve kiwając głową. Ponownie się wkurwiła, tym razem na reakcję policji. –Wzięli psa mimo tego, że był chory? – Raczej widziała ludzi jako osoby, które chciały zdrowego psa, zazwyczaj szczeniaka, bo był piękny i uroczy. To, że ktoś chciał wziąć chorego, było dla niej zaskoczeniem. –Długo pożyje? Ma w ogóle szanse na wyjście z tego? – Była ciekawa czy pies trafi do rodziny z dziećmi, które go pokochają tylko po to, żeby w przeciągu najbliższych miesięcy go pochować? Nie żeby wiedziała cokolwiek o wychowywaniu dzieci. Jej częścią szkolenia w Grecji było przywiązanie się do uroczej, małej kozy tylko po to, żeby mogła ją zabić w ramach „wyrobienia charakteru” i „uodpornienia się na zabijanie rzeczy i ludzi, na których może ci zależeć”.
-Marnie wyglądam? – Zapytała parskając trochę śmiechem. Oczywiście nie ogarnęła, że mogło chodzić o prawdziwą Królową Anglii. Nie nadążała za takim humorem i czasami potrzebowała kilku dni i analizy rozmowy, żeby zrozumieć co zrozumiała źle, albo co lepszego mogła powiedzieć.
Po tym jak Sam otrzymała drinka, kiwnęła jeszcze głową na Hanka prosząc go na chwilę. Sięgnęła do kieszeni, wyjęła plik pieniędzy i nachyliła się do Hanka, żeby dać mu te pieniądze i bardzo, naprawdę bardzo cicho informując go o tym, że dzisiejszy wieczór też chciałaby dla wszystkich opłacić. Po chwili wróciła już do Eve i skupiła całą swoją uwagę na niej.
-Za nowy początek. – Uniosła swoją szklaneczkę i upiła sporego łyka alkoholu. –To byłby dobry moment na wyzwanie mnie na suczą bitwę. – Popukała się w ramie przypominając, że jest osłabiona, więc tym samym Eve zwiększyłaby swoje szanse na zwycięstwo. Nie żeby Sam w ogóle miała ochotę się z nią bić. –Nie pamiętam już któremu dedykowałaś wtedy piosenkę, ale jestem pewna, że ucieszą się z powtórki. – Pamiętała oczywiście jak Eve otwarcie sugerowała, że piosenka jest dedykacją, dla któregoś z panów.
-Jeśli próbowałaś delikatnie dać mi do zrozumienia, że powinnam spadać, to jak widzisz… nie udało ci się. – Nie sądziła, żeby Eve rzeczywiście była jakoś wybitnie niemiła. Nie oceniała jej i z pewnością nie gniewała się za ich pierwsze spotkanie. –Wow. – Uśmiechnęła się szeroko. –Takiego wyznania się nie spodziewałam. A już na pewno nie takiej presji jaka się z nim wiążę. – Położyła sobie dłoń na klatce piersiowej w okolicach serca. –Postaram się nie spierdolić. – Powiedziała w końcu przykładając sobie zimną szklankę do skroni.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Tak. – Uśmiechnęła się ciepło, bo dobrze było wiedzieć, że na świecie wciąż byli ludzie, którym nie przeszkadzał chory pies (lub kaleka) – Nie wszystkim zależy na szczeniakach z hodowli a każdemu psu należy się prawdziwy dom. Niektórzy – całe szczęście – to rozumieją. – Upiła łyk piwa myśląc teraz o parze, której przekazała Bruna. Nie zaadoptowali go z litości a z szczerą radością, z którą przyjęli go pod swój dach. To naprawdę było miłe uczucie wiedzieć, że na świecie istniały jeszcze dobre rzeczy/uczynki. – Guza trzeba wyciąć, ale po tym będzie musiał brać leki i istnieje szansa nawrotu, więc trzeba o niego dbać. Jeszcze ma szanse pożyć parę lat. – Policja jednak nie chciała wydawać środków na chorego psa, który nie zawsze będzie zdolny do służby. – Ponad cztery lata temu przygarnęłam ze schroniska niewidomego staruszka. Mieszaniec, nierasowy i pożył ledwie rok, ale przynajmniej na koniec swej drogi miał dom a Jello i Apollo byli wobec niego bardzo wyrozumiali i pomocni. – Chciała pokazać Sameen, że nie tylko zdrowie zwierzęta były przygarniane przez ludzi. Że nawet te z jedną nogą albo z dziwnie wykręconym pyskiem znajdowały swoje miejsce na ziemi. Swój dom i ludzi, wobec których byli lojalni i przede wszystkim kochali bezwarunkowo. Tylko to się liczyło; nie lśniąca sierść i sprawność. Jasne, Eve mogła pochwalić się zdrowymi psami, bo to były czworonogi pracujące i jakoś od czasu niewidomego staruszka nie szarpnęła się na kolejnego typowo domowego psa (który byłby po prostu pupilem).
- Co? Ty? Nie. – Pokręciła głową na znak, że to nie Galanis wyglądała marnie. – Wyglądasz wspaniale. Jak zawsze. – Może poza dniem, kiedy spotkały się w sklepie a Sameen nie spała od paru dni. – Chodziło o Królową Elżbietę. Tak cię ostatnio nazwałam, a raczej zasugerowałam Sue Ann, że mam ważne spotkanie z królową – wyjaśniła z rozbawionym uśmiechem, chociaż prawdą było, że uważała ich spotkanie za ważne. Nie chciała przerywać go przez telefon współpracownicy i gdyby sprawę dało się załatwić jakoś inaczej na pewno zostałaby u Sameen dłużej.
Widząc, że Galanis ma sprawę do Hanka odwróciła się patrząc na grupkę osób siedzących przy stoliku. Pamiętała ich, bywali tutaj, ale z pewnością nie byli weteranami. Nie każdy był. Po prostu przyjęło się, że ci się tutaj spotykali. Potem zerknęła na scenę, na której nikt nie stał, bo to nie był wieczór karaoke i czasami żałowała, że w ogóle istniały wyznaczone dni. Czemu nie można tego robić spontanicznie?
- O nie, nie biłabym się z tobą. – Zwłaszcza wiedząc, że ta była kontuzjowana. Nie były wrogami, żeby to wykorzystywać, chociaż podczas pierwszego spotkania przez pierwszych parę minut Eve traktowała kobietę jak konkurencję i to jej się nie podobało. – Będąc szczerą.. – Nachyliła się nieco ku Sam. – ..siłuję się tylko w łóżku – dokończyła cicho i z cwanym uśmiechem wyprostowała się upijając łyk swego piwa. Nie miała tendencji do nieuzasadnionej przemocy ani tym bardziej nie skrzywdziłaby kogoś, kogo lubiła. Nie w ten sposób. – No nie wiem. Chyba mają już dość tej piosenki. Jasne, śpiewam inne rzeczy, ale ta jest moją ulubioną. Sama ją napisałam. Nieświadomie. Jeszcze w liceum na zajęcia z literatury. Zgaduje, że miał to być wiersz albo coś, a kiedy pokazałam to Kristianowi – wskazała na gościa, który przy ich pierwszym spotkaniu przygrywał na gitarze. – Wymyślił do tego melodię i voila. – Powstał krótki utwór, z którego może nie była aż tak bardzo dumna, ale mogła go nazwać swoim amatorskim projektem. Jednym jedynym i ostatnim, bo wcale nie uważała się za gwiazdę. Pracowała w zawodzie, który kochała i znała się na tym. Nie potrzebowała niczego więcej.
- W takim razie jest nas dwie – stwierdziła, bo tak naprawdę sprawa spierdolenia nie leżała tylko po jednej stronie. Każda z nich mogła zrobić coś źle w tej relacji, o czym przekonały się całkiem niedawno. Eve choć zła na Sam za kłamstwa, dostrzegała również błąd w swojej reakcji wobec sprawy odnalezienia dawnej znajomej. Potrzebowała jednak czasu, żeby do tego wszystkiego dojść.
Z głębokim zastanowieniem chwilę wpatrywała się w jasne oczy i kiedy chciała coś powiedzieć, do baru powrócili mężczyźni po akcji przeniesienia pluszaka z baru do wozu, co uważali za swój osobisty triumf.
- Drogie panie, bawimy się! – Jacabowski, na którego musieli wpaść przed barem, zawołał ochoczo i niespodziewanie wystrzelił kolorowe konfetti. Eve odruchowo skuliła się słysząc dźwięk powietrza gwałtownie wypuszczonego z tuby, zaś w kolejnej chwili patrzyła jak małe kawałki kolorowego papieru opadają dookoła.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Hm. – Mruknęła zamyślając się na ten temat. Myślała o ludziach, którzy decydują się na coś takiego. Całkiem fajna sprawa, dawali dom i spokojną starość czy ostatnie szczęśliwe dni dla psów, które najbardziej tego potrzebowały. Żaden nie chciałby zapewne zdychać samotnie w schronisku. Kiedyś Sameen, przez przypadek, trafiła na artykuł, w którym jakaś kobieta, nie pamiętała teraz czy była to weterynarz czy psycholog, opisywała dlaczego nawet jak się usypia zwierzaka to powinno się z nim zostać do ostatnich chwil. Podobno ludzie jak oddawali zwierzaka do uśpienia to nie zostawali z nim i taki biedak ostatnie chwile życia spędzał samotnie, nie wiedząc nawet co się dzieje.
Przeniosła wzrok na Eve i się zaśmiała. –Spójrz na nas. Jest rzeczywiście jak przy pierwszym spotkaniu. Rozmawiamy o psach. – Co prawda teraz jeszcze poruszały temat umierających psów co dodatkowo nadawało dziwnego charakteru tej rozmowie. Nie, żeby Sameen czuła się skrępowana rozmawiając o śmierci. Dla niej to był akurat całkiem normalny temat.
-Kim właściwie jest Sue Ann? – Zapytała, bo w sumie nie była pewna czy kiedykolwiek otrzymała taką informację. Po zadaniu pytania nawet nie wiedziała czy powinna pytać. –Wolałabym wiedzieć według kogo wyglądam marnie. – Zażartowała sobie, bo jak już Eve wytłumaczyła jej kogo miała na myśli Sue Ann, to była nieco spokojniejsza.
-Dlaczego nie? Przecież marnie wyglądam. – Kontynuowała żarcik, chociaż ogólnie to nie polecałaby nikomu bicia się ze sobą. Miała świadomość tego, że była maszyną do zabijania. No i wale nie potrzebowała żadnej broni, żeby być zabójczą. Potrafiła zabijać gołymi rękoma. Chociaż to też nie tak, że nie potrafiła się kontrolować i każda jej bójka kończyła się czyjąś śmiercią. Po kolejnym wyznaniu Eve uniosła brwi i pokiwała głową. –To dopiero… wyznanie, którego się nie spodziewałam. – Parsknęła cicho i pokręciła głową. Sięgnęła nawet po swoją szklankę, żeby na chwilę się w niej ukryć. Nie miała problemu z otwartym flirtowaniem z nieznajomymi, ale kiedy już przychodziło do takich rozmów z ludźmi, których znała… nagle potrafiła się bardzo zawstydzić. Opróżniła swojego drinka i od razu zamówiła jeszcze raz takiego samego. Od razu też zapłaciła zakładając, że wcześniejsze pieniądze były na drinki dla pozostałych gości, za swoje planowała płacić osobno.
-Napisałaś tamtą piosenkę? – Okej, teraz była pod wrażeniem. Co prawda nie do końca pamiętała piosenkę, bo była zbyt skupiona na samej Eve, poza tym, nie należała raczej do artystycznych osób. –W takim razie myślę, że powinnaś ją dzisiaj zaśpiewać. Jeszcze raz. Dla mnie. Żeby mi odświeżyć pamięć. – Wątpiła, żeby pozostali goście mieli dość tej piosenki. Chyba guilty pleasure każdego człowieka było to, że potrafił godzinami słuchać zapętlonej jednej piosenki. A piosenka Eve mogła im się kojarzyć typowo z tym miejscem i ze spokojem, którego tutaj zaznają.
-Nie żeby mi zależało na wygraniu tego plebiscytu, ale myślę, że w tym przypadku wygrywam. – Posłała jej krótki uśmiech. –No chyba, że też kłamałaś. – Podziękowała Hankowi za kolejnego drinka, który postawił przed nią. Wątpiła, żeby Paxton ją okłamywała. Nie sądziła, żeby ta miała do tego powód.
Sameen na dźwięk wystrzału wyprostowała się i automatycznie powędrowała ręką na tył pleców gdzie zazwyczaj trzymała broń. Niestety nie dzisiaj. Albo stety, bo wystrzał był dosyć kolorowy. Chwyciła Eve za rękę widząc jej reakcję. –Trochę nierozsądnie wpadać z czymś takim do baru pełnego weteranów. – Skomentowała pod nosem. Normalnie zareagowałaby inaczej, ale zmuszała się do tego, żeby wśród ludzi hamować swoje zabójcze instynkty.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Uśmiechnęła się pod nosem słysząc, że rozmawiały o psach podobnie, jak w chwili, gdy dopiero co się poznały. Pomyślała też, że – oczywiście, jak zawsze gadała o psach – za co trochę było jej wstyd, bo przecież miała do powiedzenia wiele innych rzeczy, a jednak praca była na czołowym miejscu. Czymś, co przecież robiła na co dzień i zajmowało najwięcej czasu.
- Nie mówiłam? – zapytała zaskoczona, że nigdy nie wspomniała o Sue Ann. O kobiecie, która u niej pracowała, ale i tak rządziła się tak, jakby tam szefową (stąd charakterystyczny dzwonek boss bitch). – To moja współpracownica. Właściwie to nawet prawa ręka. Nie tresuje psów, ale zajmuje się księgowością, odbiera telefony i dogląda ośrodka, kiedy mnie nie ma. – Pod nieobecność Eve ktoś musiał te psy nakarmić, wypuścić, żeby sobie pobiegały i pilnować farmy. – Teoretycznie to też moja przyszywana ciocia. Od zawsze mieszkała na farmie obok i kiedyś pilnowała nas jak byliśmy mali. Teraz jej wnuki wyrosły, więc uznała, że pomaganie mi to dobre zajęcie. – Była wdzięczna Sue Ann za jej wkład oraz chęci, bo przecież mogłaby się położyć, nic nie robić i zrzędzić na synową. Na szczęście kobiecina taka nie była. Miała dużo energii i jeszcze więcej gadanego. Złota kobieta, której lepiej nie podpaść, bo wtedy można dowiedzieć się jak sprawnie macha łopatą używaną głównie do rozbijania głów kretom rozkopującym jej ogród.
- Chcesz, żebym się z tobą biła? – Pytająco uniosła brew, a potem wspomniała o ulubionej metodzie wrestlingu, a konkretniej o miejscu, w którym lubiła to robić.
- Jak moje drugie imię? – Posłała Sameen rozbawiony uśmiech, bo podczas pierwszego spotkania również zaskoczyła kobietę wyznaniem o swym jakże okropnym drugim imieniu „Deborah”, co jak wtedy podkreśliła było czymś, co w niej najgorsze. – Chyba cię nie skrępowałam? – zapytała pewna, że tak śmiałe podejście miała po wódce. – Jeżeli tak, to nie żałuje. – Znów się uśmiechnęła i umoczyła usta w piwie, które piła bardzo powoli korzystając z tego, że nie było w nim alkoholu. Dopóki chłopcy nie zarządzali kolejki z wódką mogła nieco przystopować z mocnymi procentami.
- A dostanę coś w zamian? – zapytała nie kryjąc małej prowokacji w głosie oraz długim spojrzeniu. Rzeczywiście alkohol ją ośmielił, bo to już drugi raz, kiedy jawnie coś sugerowała. Wcześniej też czasami to robiła, ale rzadziej, co ostatecznie i tak sprowadziło je na głazy; gdyby nie mewa teraz nie musiałaby się zastanawiać nad smakiem ust Galanis.
Ze spokojem pokiwała przecząco głową na znak, że nie kłamała. Do tej pory, cokolwiek o sobie mówiła było prawdą. Nie miała powodów, żeby oszukiwać Sameen ani kogokolwiek. Mogła co najwyżej przemilczeć parę spraw, ale to należało do części ich małego porozumienia.
- Dzięki – rzuciła, kiedy poczuła dłoń kobiety na swojej.
- Kretynie, nie wygłupiaj się. – Hank pokiwał głową na znak dezaprobaty.
- Wybaczcie uznałem, że to fajne. – Jacabowski skulił się i przez to zrobił nieco mniejszy.
- Jacabowski wciąż jest aktywnym żołnierzem. Nigdy nie był na froncie. – A z racji, że Australia od paru lat nie brała udziału w żadnym konflikcie, to żaden świeżak nie miał okazji poczuć tamtej atmosfery na własnej skórze.
- Wcale przez to nie jestem gorszy. – Zarzekał się dwudziestoparoletni chłopak, którego reszta odciągnęła w stronę baru.
- Za karę płacisz za shoty – zdecydował jeden z nich a Hank dyskretnie zerknął na Sam. Dobrze pamiętał o jej wkładzie w ten wieczór, ale za tę kolejkę faktycznie policzy Jacabowskiemu (w ramach małej kary).
- Wszystko w porządku – zapewniła, gdy zorientowała się, że Galanis wciąż trzyma jej dłoń. Wcale nie chciała, żeby ją zabierała. Zaczynała lubić ten dotyk. Po prostu chciała, żeby kobieta wiedziała, że nie zacznie świrować. Ten etap miała już za sobą. Teraz co najwyżej, ale rzadziej niż zwykle, nawiedzały ją koszmary.
- W takim razie teraz tequila! – Jacabowski zawołał na cały lokal na co reszta gości zareagowała aplauzem sądząc, że i dla nich coś się dostanie.
Eve automatycznie się skrzywiła, bo jedyny mocny alkohol, który trawiła to whisky. Tequila też jeszcze ujdzie, ale trzy takie shoty a będzie leżeć pod stołem.
- Ratuj? – zasugerowała małą pomoc, ale nie była pewna, czy Sam skłoni się ku tej opcji, czy jednak zechce zobaczyć pijaną wersję Paxton.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Pokręciła głową. –Nie sądzę. Nie przypominam sobie. – A raczej zapamiętałby jakąś laskę, o której Eve randomowo wspominała, bo po prostu Sameen, zaczęłaby ją traktować po prostu jak jakąś konkurencję. A, że o niej nie słyszała to dopiero teraz wyostrzyły jej się zmysły. Jeszcze ta ała Sue Ann miała czelność powiedzieć, że Sam wyglądała marnie? Aż żałowała, że nie było tutaj żadnego lustra, w którym mogłaby się przejrzeć i upewnić, że nie jest z nią tak źle, jak twierdziła ta obca kobieta. –Aaaahhhhh…. – Uśmiechnęła się. Raczej ciotki nie będzie brała za swoją konkurencję. Zwłaszcza, że miała wnuki. No chyba, że wyglądała jak Lena Olin albo Helen Mirren. Wtedy jednak Sam mogłaby się martwić. –To ma w sumie teraz więcej sensu. – Powiedziała bardziej do siebie. –Zastanawiałam się jak to wszystko ogarniasz. Sama. Ty i tyle psów. Byłam skłonna uwierzyć, że rezygnujesz z życia prywatnego dla pracy, ale… jednak tutaj ze mną jesteś. – Uśmiechnęła się. Jasne, psy to nie niemowlaki i jak pobędą same przez parę godzin to nic się nie stanie. Ale Sam wydawało się niemożliwym prowadzenie takiej działalności w pojedynkę. Tym bardziej, że Paxton wspominała, że czasami zdarza jej się nawet podróżować w odległe zakamarki Australii.
-Mówimy o biciu się czy o siłowaniu? – Uśmiechnęła się. Wolała sprecyzować, żeby później nie było jakiś niedomówień. A jednak według Sameen były to dwie różne rzeczy.
Zaśmiała się na wspomnienie drugiego imienia Eve. –Nie. Aczkolwiek nie powiem, szok jest porównywalny. – Zażartowała. –Nie, nie, nie. Absolutnie nie. – Szybko zaczęła zaprzeczać, bo oczywiście, że nie przyzna się do tego, że rzeczywiście była nieco zawstydzona. Dobrze, że włosy ukrywały jej uszy, bo pewnie już miała czerwone. –Nie tak łatwo mnie zawstydzić, Eve. – Wycelowała w nią palec i napiła się swojego alkoholu. Oczywiście, ewidentnie, łatwo było ją zawstydzić.
Odwzajemniła długie spojrzenie sącząc wódkę, która miała paskudny smak i sytuacji wcale nie ratował lód, ani to, że piła swojego drugiego drinka. –Proś o co chcesz. Jeszcze dwa drinki i nie będę miała żadnych ograniczeń. – Upijanie się przychodziło jej naprawdę ciężko i obiecała sobie, że ten drink był jej ostatnim, ale lubiła Eve i postanowiła, że dzisiejszego wieczoru się zabawi. Nawet jeśli miało to oznacza, że zamieni się w kogoś kim nigdy nie była. W końcu na tym jej ostatnio najbardziej zależało, nie? Na normalności.
-Wszystko w porządku? – Upewniła się jeszcze i nawet wstała ze swojego stołka, żeby stanąć przy barze i bliżej Eve. Znała życie z traumą, widziała odruch Paxton. Znała go zbyt dobrze, żeby po prostu go zignorować. Jacabowski był bliski zrujnowania imprezy dla całego towarzystwa.
-To nie oznacza, że musi być ignorantem. Podejrzewam, że zna was nie od dziś i że znacie swoje historie i ewentualnie traumy. – W sumie to nie miała pewności czy rzeczywiście spotykali się tutaj, żeby od czasu do czasu ze sobą porozmawiać o tym co ich prześladuje i co im spędza sen z powiek. Trochę lubiła wierzyć, że tak właśnie było, bo sama chciałaby mieć kogoś komu opowiedziałaby o wszystkich koszmarach.
Sameen wychwyciła spojrzenie Hanka i kiwnęła mu głową dając do zrozumienia, że absolutnie zgadza się na taką formę kary dla mężczyzny. Obrzuciła go szybkim spojrzeniem i już wiedziała, że on niestety jej sympatii sobie nie zyskał.
Posłała Eve niewielki uśmiech i niechętnie zabrała swoją dłoń. Wolałaby ją potrzymać tam dłużej, ale nie chciała niczego nadużywać. Spojrzała na Eve kiedy cały bar się obudził na wieść o kolejce darmowej tequili.
-Oczywiście. – Ukłoniła się lekko w stronę Eve, a po chwili nachyliła się do niej. –Wezmę oba na siebie. – Wyszeptała i z uśmiechem kiwnęła głową do Hanka sugerując, żebym im również podał dwa szoty. Kiedy je otrzymały to pierwszego Sam wypiła ukradkiem, pusty kieliszek przesunęła w stronę Eve, żeby ta mogła go sobie trzymać w dłoni. W tym czasie Sam nasmarowała nasadę palca wskazującego limonką, posypała solą i czekała aż każdy dostanie swojego szota. –Stin ygeiá sas! – Powiedziała po grecku do Eve, zlizała sól i sok z limonki z palca, wypiła swojego drinka i wgryzła się w resztkę cytrusa.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Czyli dzisiaj wszyscy posłuchają starego angielskiego radia. – Posłała jej cwany uśmiech jawnie sugerując, że namówi Sameen do śpiewania, co jak sama blondynka kiedyś stwierdziła brzmiało, jak stare angielskie radio. To jednak nie powinno być problemem, skoro po kolejnych dwóch drinkach Galanis miała nie mieć żadnych ograniczeń. Wiele rzeczy można wtedy robić, ale jedną z nich na pewno było karaoke, którego wcześniej tak bardzo się wyrzekała.
- Naprawdę wszystko ok – dodała widząc, jak kobieta się zbliża. Chciałaby całą sobą pokazać, że miała się dobrze. Odruch był silniejszy od niej zwłaszcza, że nie przygotowała się na takie atrakcje Może gdyby była świadoma wystrzału z tuby, to zareagowałaby inaczej, ale czasami to po prostu się działo i nie było się czym martwić, o czym chciała zapewnić Sameen słowami oraz uśmiechem. Nie licząc tego, że na widok stojącej tuż obok kobiety miała w głowie wiele sposób na to, jak ją przy sobie tam zatrzymać albo wykonać zaczepny gest, przez którym ledwie co się powstrzymała.
- Niepotrzebnie go usprawiedliwiam? – zapytała, bo wcześniej nie spojrzałaby w ten sposób na swoje słowa. – Usprawiedliwiam go. – Kiwnęła głową na znak, że rzeczywiście to zrobiła, chociaż Sameen miała rację. Jac nie powinien być ignorantem. – Zastanawiam się, czy to z zazdrości o to, że jest „nietknięty” czy – jakby nie było – tylko osoba z traumą zrozumie osobę z traumą. – Będzie też inaczej się zachowywać, bo wie czego sama nie lubiła lub co przeżyła. Nie oznaczało to jednak ciągłego chodzenia wokół siebie na paluszkach. Wśród chłopaków Eve czuła się zwyczajnie. Czasami nawet jakby żadnemu z nich nic złego się nie stało.
- Cóż za poświęcenie. - Pozytywnie zaskoczona uniosła obie brwi i umyślnie odwróciła tułów tak, żeby usiąść bokiem do baru, przodem do Sam i trochę brzydko, ale trudno, tyłem do chłopaków. Nim się zorientowała pierwszy kieliszek był już opróżniony. Z niedowierzaniem zerknęła, jak puste szkło trafia do jej dłoni, a potem spojrzała w stronę chłopaków, czy ci rzeczywiście niczego nie widzieli. – Jesteś jak ninja – stwierdziła z szerokim uśmiechem, z którym obserwowała kolejne działania kobiety. – Domyślam się co powiedziałaś, ale równie dobrze mogłaś mnie teraz obrazić – stwierdziła rozbawiona, bo wcale nie uważała, że Sameen by ją obraziła, ale musiała odrobinę się podroczyć wraz z zaczepnym złapaniem palcami za ubranie kobiety tuż przy guzikach. Lekko pociągnęła ją ku sobie, jakby rzeczywiście jeszcze się dało i szybko zerknęła w dół. Pierwszy raz widziała Galanis ubraną w taki dekolt. Zazwyczaj były to swetry albo golfy.
- Wiesz, co teraz trzeba zrobić? – zapytała szeptem uprzednio lekko się pochylając nad uchem Sam zakrytym włosami, które tknęła czubkiem nosa. Poczuła przyjemny zapach szamponu i gdyby nie towarzystwo dookoła zapewne pozwoliłaby sobie zostać w tej pozycji nieco dłużej. – Trzeba to wytańczyć – Wyprostowała się patrząc prosto w niebieskie oczy i na zachętę pomachała ramionami w rytm lecącej aktualnie piosenki Celebration – Kool&The Gang. Obiecała Galanis tańce, więc będą. Zamierzała wywiązać się z układu zgodnie z jego wytycznymi. Kilka tazozów oznaczało parę tańców tylko, że – tak dla jasności – niekoniecznie robiła to teraz tylko dlatego.
Chłopcy wcale nie zostali w tyle. Wypijając swoje shoty popisywali się nietypowymi ruchami tanecznymi, których wcale się nie wstydzili. To było bezpieczne miejsce, w którym każdy mógł się wygłupiać na różne sposoby.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Spojrzała na Eve nieco zmieszana. Zapomniała o tym do czego porównała swój śpiew, a właściwie marne próby śpiewu. Nie potrafiła śpiewać nie dlatego, że miała do tego nieodpowiedni głos (chociaż to też wchodziło w grę), ale dlatego, że po prostu nie znała żadnej piosenki. Zaśmiała się jak już się zreflektowała o czym Eve mówi. - Jestem pod wrażeniem twojej pamięci. Serio. Że też to zapamiętałaś. - Pokręciła głową z niedowierzaniem, nadal się uśmiechając. Skorzystała z okazji, żeby stanąć jeszcze bliżej Eve, bo musiała jej zdradzic kolejny sekret. - Prawda jest taka, że ja nie znam żadnej piosenki. Dlatego nie mogę wziąć udziału w śpiewaniu. - Pewnie dlatego też była pod wrażeniem, że Eve napisała piosenkę. Sam nie potrafiła żadnej zapamiętać na tyle, żeby umieć ją zaśpiewać a co dopiero jakaś stworzyć i jeszcze czuc się na tyle pewnie, żeby ją zaśpiewać przed ludźmi.
Skinęła głową z uśmiechem i nie drążyła tematu. Uwierzyła w zapewnienia Eve, że wszystko rzeczywiście jest w porządku.
- Usprawiedliwiasz. - Potwierdziła chociaż dobrze wiedziała z czego to wynikało. Eve go znała, więc automatycznie gdzieś go tam broniła. Nie powinna. - Zamiast zazdrościć powinniśmy się cieszyć, że nie musiał przez to przechodzić. - Wpatrywała się przez chwilę smutnym wzrokiem w Eve, a po chwili przeniosła wzrok na mężczyznę. Wyróżniał się. Nie miał na twarzy wymalowanego smutku, który pozostał tam jako niechciana pamiątka, tego przez co przeszli inni bywalcy tego baru. Sameen też mu zazdrościła. Chciałaby być tak beztroska, żeby wybuchu konfetti nie kojarzyć z wystrzałem broni. Chciałaby nie potrafić rozpoznać tego czy ktoś nosi w sobie jakąś traumę czy nie. - Nie musi rozumieć. Wystarczy, żeby miał świadomość tego jak jest. - Westchnęła. - Gdybyś potrzebowała się przytulić to mam dobre ramiona. - Postanowiła rozluźnić temat jakimś słabym żartem. Miała jednak świadomość tego, że czasami przytulenie pozwoli ukoić traumę, nawet jeśli tylko na chwilę.
Obiecała, że uratuje Eve i miała zamiar swojej obietnicy dotrzymać. Owszem, kusiło mocno to, żeby obie się upiły i nieco rozluźniły, ale niestety Sameen nie mogła sobie na to pozwolić. Bała się, że zbyt duże ilości alkoholu w jej krwi mogą ja rozluźnić za bardzo. Musiała zachować trzeźwy umysł. - Dobrze mnie wytrenowali. - Puściła jej oczko w odpowiedzi na komentarz o byciu ninja. Zaśmiała się na wzmiankę o tym, że mogla ja obrazic i pokręciła głową z niedowierzaniem. Niczego jednak nie wyjaśniała, bo zakładała, że domysly Eve były poprawne. Zauważyła zachowanie Eve, którego nie doświadczyła nigdy wcześniej. Podobało jej się, dała się przyciągnąć bliżej, sama ponownie położyła dłoń na dłoni Paxton. Tym razem nie w celu dodania otuchy, ale zachowania bliskości i dotyku.
- Powiedz mi. - Oczywiście, że sama miała parę pomysłów co teraz powinny zrobić, ale postanowiła całkowicie się oddać chwili i na jakiś czas byc pod wpływem Eve. Czuła jak wypity pospiesznie alkohol zaczyna ją rozgrzewać, a w głowie pojawiają się przyjemne szumy, które wiedzą jak uciszyć jej przeklęta część mózgu. Uśmiechnęła się przygryzajac wargę kiedy Eve zdradziła już swój pomysł. - To akurat mogę zrobić. - Lubiła tańczyć i lubiła wierzyć, że potrafi tańczyć. Zaśmiała się widząc tańczące ramiona Paxton. Odprowadziła ją wzrokiem w stronę miejsca, gdzie ludzie zaczęli się zbierać do tańca. Przez chwilę ich obserwowała, sięgnęła po swoją wódkę i dopila ja do końca. Nie chciała zostawiać niedokończonego drinka na widoku. Musiała mieć świadomość ograniczonego zaufania. Wykorzystala jeszcze chwilę, żeby powiedzieć Hankowi, że od teraz będzie piła wodę z lodem, a Eve mógł dalej serwować piwo bezalkoholowe, które Sam zauważyła. Miała ją uratować i to robiła. Zostawiła pieniądze na barze i dołączyła do towarzystwa na "parkiecie".

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Dwie kobiety tańczące wśród mężczyzn to klejnot, z którego nie mogli nie skorzystać. O ile któraś była chętna, panowie brali je w obroty. Przy tak skocznych piosenkach nie dało się dosłownie tańczyć w parze, ale część próbowała a czasami tworzyli przedziwne grupy, jakby był to bit pod cały zespół. Nie obyło się bez kółeczka, na którego środku każdy popisywał się swoimi ruchami, do czego Eve zachęciła również Sameen. Po wszystkim oklaskała ją i pochwaliła za jakże kocie ruchy, którym było blisko do umiejętności ninja. Przetańczyli tak parę piosenek jednocześnie śpiewając, śmiejąc się i uśmiechając jak młode nastolatki, którymi już nie byli, a na pewno nie należał do nich stary Peters niedający za wygraną (jak na staruszka, to wymiatał). Dopiero po trzeciej piosence udało się Eve dostać do Sameen. Uśmiechała się do niej, śpiewała razem w tekstem i zachęcała do kolejnych ruchów (mniej lub bardziej śmiesznych). Ot, po prostu dobrze się bawiła.
Kiedy wszyscy uznali, że pora zrobić przerwę na kolejnego shota, Paxton złapała kobietę za biodra i znów przysunęła wargi do jej ucha.
- Zaraz wracam – obiecała na moment zerkając na Galanis, którą puściła i ruszyła w stronę prowizorycznej małej sceny, przy której wciąż siedział Kristian. Zamieniła z nim parę słów, po których ten kiwnął głową i wstał szykując to o co prosiła.
- Chciałaś, żebym dla ciebie zaśpiewała – wyjaśniła, gdy powróciła do baru, przy którym dość szybko dostała swoje piwo. Spojrzała na dobrze znaną etykietę i posłała pytające spojrzenie Hankowi, który dyskretnie kiwnął głową na Sameen.
- Dziękuję – Uśmiechnęła się i poczuła, że rzeczywiście mogła liczyć na kobietę. Niby to nic wielkiego, a jednak miało znaczenie, które mocno doceniła. – Niby dużo biegam z psami, ale taniec zawsze mnie wykańcza. – Dłonią zaczesała włosy na bok i upiła łyk zimnego piwa bezalkoholowego. – Mam tylko jeden problem. – Wbiła spojrzenie w Sameen, acz nie wyglądała na przejętą ów problemem.Kiedy cię poznałam specjalnie powiedziałam, że nie tańczę, bo wiedziałam, że nie utrzymam rąk przy sobie. Teraz robiłam to samo.. – Kiwnęła głową na parkiet. – Walczyłam ze sobą i nie wiem jak długo dam radę, a za bardzo cię lubię – Nawet pomimo ostatniej zwady. – żeby schrzanić to przez śmiałość. – O ile tak mogłaby nazwać rączki gotowe być bliżej Sameen. – Nie chcę cię wystraszyć albo coś.. – Sama nie wiedziała, jak to nazwać, bo może i by nie wystraszyła Galanis, ale mogłaby zrobić coś na co kobieta nie miałaby ochoty lub po prostu tego nie czuła.
Korzystając z okazji, że załatwiła sobie scenę oraz mikrofon, nawet nie czekając na odpowiedź Galanis – zwiała. Bezczelnie uciekła przed jej reakcją, której się bała i ponownie podjęła się zaśpiewania dobrze znanej w tym miejscu piosenki. Skoro wszyscy i tak odpoczywali po tanecznych harcach, mogła wcisnąć się ze swoją poważną nutą (klik).
- To dla ciebie, Sameen.

How do you shake this feeling
That you were born scene stealing
Maybe you coasted far too long


Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Sameen odnosiła wrażenie, że po tych wizytach w barze weteranów, chodzenie do klubów w celu potańczenia nigdy nie będzie już takie samo. Nie wiedziała czy wystarczała sama atmosfera czy fakt, że tańczyła wśród ludzi, którzy nie byli kompletnymi nieznajomymi. Czuła się swobodnie, mogła rzeczywiście zapomnieć się w tańcu i spróbować wytańczyć „to” czymkolwiek to „to” było. Cieszyła się tańcem w pojedynkę, ale jednocześnie nie miała nic przeciwko temu, że każdy porywał kogoś do tańca. Chociaż nie dało się ukryć, że to właśnie Eve i Sameen były tymi, które były do tańca porywane najczęściej. Panowie jakoś nie mieli ochoty tańczyć w swoim towarzystwie. Galanis nie miała nic przeciwko temu, żeby wejść do kółeczka i popisać się swoimi ruchami. Sameen dołączyła się do oklasków kiedy tańce dobiegły końca.
-Okej. – Odpowiedziała pozytywnie zaskoczona tą bliskością i swobodą. Odprowadziła Paxton wzrokiem na scenę i obserwowałaby ją trochę dłużej, ale została zagadana przez jednego z mężczyzn, który dziękował jej za taniec. Do baru wróciła samotnie sięgając po szklankę z wodą, której od razu sobie upiła.
-Tak, zgadza się. – Skinęła głową jak już Eve wróciła. Sam w tym czasie przyłożyła sobie szklankę z lodem do skroni, żeby nieco się ochłodzić, bo jednak tańce sprawiły, że się rozgrzała, a bar mimo wszystko był nieco dusznym miejscem.
Odpowiedziała uśmiechem i pokiwała głową. –Mam tak samo. – Upiła swojego „drinka”. –Myślę, że to kwestia mniejszego pomieszczenia. – Odparła i rozejrzała się po barze. Sameen też dużo biegała i mimo, że Australia była gorącym krajem to jednak przyjemniej się biegało na świeżym powietrzu nić tańczyło w dusznym barze w otoczeniu sporej ilości ludzi. Ciężko było swobodnie oddychać mając świadomość, że z boku, za plecami i przed sobą masz kogoś kto tak jak ty, walczył właśnie o każdy oddech. –Tak? – Zapytała marszcząc brwi i trochę się zestresowała, że to może Sameen jest problemem. Albo zrobiła coś nie tak i teraz Eve delikatnie ją poprosi, żeby sobie wyszła nie robiąc jakiejś sceny. Nawet się wyprostowała zestresowana, bo swobodne opieranie się o bar, nie wchodziło w tym momencie w grę. –Oh. – To jedyna reakcja jaką zdążyła z siebie wydobyć. Spojrzała w stronę parkietu kiedy Eve tam kiwnęła. Zaraz jednak z powrotem przeniosła wzrok na kobietę.
Uśmiechnęła się do siebie pod nosem kiedy Eve poszła na scenę. Czyli jednak było coś z czym Paxton ją okłamała. Nie wiedziała czemu, ale czerpała z tego dziwną satysfakcję. Przez chwilę jeszcze stała gapiąc się w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stała Paxton. Słysząc swoje imię obróciła się w stronę sceny i uniosła szklankę z wodą w ramach toastu i podziękowania.
Oparła się o bar słuchając śpiewu Eve, a w odpowiednim momencie nawet powtórzyła nawet ten sam gest, który zaserwowała Eve kiedy pierwszy raz śpiewała tą piosenkę. A przynajmniej w obecności Sameen. Obracała w dłoniach szklankę zastanawiając się nad tym co powiedziała Eve. Powiedziała jej to wszystko wiedząc, że Sam ją okłamała. Powiedziała to wiedząc, że Sam nadal skrywała rzeczy, o których nie mogła mówić i które z pewnością nie były łatwe. Miała tylko nadzieję, że Eve nie mówiła tego pod wpływem alkoholu, który wypiła wcześniej i że nie będzie niczego żałować. Postanowiła jednak, że nie będzie niczego analizować za bardzo. A przynajmniej nie teraz, bo po co psuć sobie i innym wieczór. Uśmiechnęła się, przymknęła powieki i zaczęła się lekko kołysać w rytm muzyki, a kiedy Paxton skończyła to Sam odstawiła swoją szklankę, żeby nagrodzić ją oklaskami.

Eve Paxton
ODPOWIEDZ