projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
To nie tak, że pierwszą osobą, o której myślała po przebudzeniu był Michael... A może tak? Tak jak wczoraj nie czuła żadnych wyrzutów, a jedynie dziką przyjemność, której tak jej brakowało, dziś ucisk żołądka mówił blondynce wprost - jest okropną osobą. Zdradziła mężczyznę, który jej zaufał i chciał dać im szansę, choć zabierał się do tego jak do kaktusa, ale... Może miał do tego prawo. Tym bardziej, że ta, której ufał, po raz kolejny go zawiodła i nawet nie zastanawiała się nad tym dwa razy, nie mrugnęła okiem. Poddała się po prostu chwili. A najgorsze jest to, że naprawdę tego nie żałowała...
Wstydziła się więc samej siebie, tego jak nisko upadła i jak daleko do uczciwej osoby jej było. Właściwie czuła się trochę tak, jakby zamieniała się w własnego ojca, zaczynała prowadzić jakieś podwójne życie... Te wszystkie sekrety, niedopowiedzenia, zawieszenia...Nie miała pojęcia jak do tego doszło. Nie chciała, przecież nigdy do tego doprowadzić... A jednak proszę bardzo... Oto tu jest, pośrodku rozpalonego ogniska, które zaczynało chyba przypominać przerażający pożar.
Nie żałowała. Nie chciała uciekać. Po prostu... Widziała tamto spojrzenie kilka minut temu w łóżku. Carter dał jej też czas na to, by się ogarnęła, ba, zostawił ją samą. Nie szedł za nią. Nie mówił, że to nic i każdemu może się zdarzyć przejęzyczenie... Leonie też wiedziała, że to nie było byle jakie omsknięcie języka... Zraniła go. Tak samo, jak kiedy przed laty powiedziała, że nie odwoła ślubu. Było jej wstyd przed Bancroftem. Nie umiała spojrzeć mu w twarz bez tego żalu, ale on nie był spowodowany ich zbliżeniem, a jej gapiostwem. Tylko on tego nie wiedział. Tak wiele nie wiedział... No, bo i skąd miał? Skoro Turner nigdy nic mu nie mówiła, a później w swoich myślach egoistycznie i tak obwiniała jego.
Dziecięcy rysunek... Niewinna rzecz. Utrwalenie na kartce tego, co dziewczynce sprawiało radość. Miała to w zwyczaju. Picassem nie była, ale Leonie zawsze ją chwaliła. Bo mimo wszystko potrafiła oddać szczegóły, by nikt nie miał wątpliwości o kogo chodzi. Tak i tutaj Tessie przemyciła jakieś pieczywo, które umieściła w koszu przyczepionym do dłoni Cartera o węglowo czarnych włosach. Szli za rękę. A trochę z boku stała wysoka blondynka. Dokładnie tak, jak kiedy w Halloween rozwozili razem zamówienia Bancrofta... Niewinny rysunek, który uruchomił łańcuch skojarzeń... Ten, który miał im wreszcie dać wyzwolenie. Ale czy ulgę?
Drżała, kiedy Carter mówił. Leonie zdawała sobie sprawę, że prędzej czy później dojdzie do tej rozmowy między nimi. Wyobrażała ją sobie wiele razy w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Planowała. Poprawiała scenografię w swojej głowie setki razy, ale nigdy... Nie spodziewała się, że ta konfrontacja wydarzy się w takich okolicznościach. Wiedziała jednak, że nie mogła uciec. Już za wiele razy przed nim uciekała. Nie mogła dalej mu tego robić, po prostu nie.
-Tak - powiedziała cicho, ale wyraźnie. Ton głosu nie robił różnicy, w mieszkaniu i tak nie było nikogo więcej. Na pewno to usłyszał. Potwierdzenie. No, bo chyba... Wiedział już, kiedy znalazł ten dziecięcy rysunek. A może i wcześniej się domyślał, tylko wolał nie pytać? Leonie nie miała pojęcia. Tak samo jak nie wiedziała czego się spodziewać dalej. Czy Carter będzie chciał ją stąd po prostu wyrzucić? A może zada jej jakieś pytania? Zbyje milczeniem? Nakrzyczy pełen pretensji? Istniało wiele możliwości... Cholernie wiele... A ona czekała, drżąc cała jak galareta, czuła w ustach smak wczorajszych drinków, pocałunków Bancrofta oraz nieprzyjemną żółć, bo dosłownie rozsadzało jej żołądek z nerwów... Z nerwów co dalej. Ale nie uciekała. Koniec z tym. Jeśli on będzie chciał, to zniknie, ale teraz czekała. Na jego decyzję. Bo miał do tego prawo. Jak i dowiedzieć się wszystkiego, czego będzie pragnął.
Leonie mogła dodać dużo więcej do tej odpowiedzi, jakieś łagodzące okoliczności, ale... Nie zrobiła tego. Nic nie było ważniejsze od tego jednego - Tessie to ich córka. Cartera i Leonie. Turner dokonała złego wyboru, a teraz za to płaciła, małżeństwo wiszące na włosku (a może już się ten włos zerwał?), fałszywa rodzina oraz ból... Ból, który zadała tak wielu osobom, a one dopiero teraz zaczynały to odkrywać... I Leo nie miała pojęcia, jak to zniosą. Jak on to zniesie. Zwłaszcza, że i tak... Miał swoje problemy na głowie. Ta wiadomość... Była spóźniona. Cholernie spóźniona. Może wcale jej nie chciał? Nie miała pojęcia. Te sekundy oczekiwania na reakcję dłużyły się jednak niemiłosiernie, doprowadzając Turner na skraj wytrzymałości. Ale się starała. Starała po prostu dać mu to przetrawić i wysłuchać co miałby jej do powiedzenia. Nieważne, co miałoby to być, ani jakiego tonu, by użył. Da radę... Da radę odbyć tę rozmowę na spokojnie. Tak sobie powtarzała, mając nadzieję, że jeśli wystarczająco wiele razy wypowie to w swoich myślach, to faktycznie tak będzie i wstąpi w nią stoicki spokój oraz siła.

Carter Bancroft
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Piekarz/Cukiernik — Coin de Paradis
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Cholernie ciężko było po raz drugi przyjąć do wiadomości, że nie jest jej pierwszym wyborem, ale hej, po pierwszym razie powinno mniej boleć, prawda? Tylko, że wcale nie było lepiej, zwłaszcza, że odsunęła się od niego jak poparzona. Najwyraźniej żałowała, że u jej boku nie ma właśnie męża. Poczuł się w tamtym momencie jak zabawka. Zawsze myślał, że coś ich łączyło, że tam naprawdę było coś więcej bo on naprawdę ją kochał. Nigdy nie powiedział tego na głos ponieważ wpierw chciał coś osiągnąć zanim poprosi by spędziła z nim resztę życia, lecz może od początku był tylko sposobem na przelotne zaspokojenie swoich potrzeb? Skok w bok, kiedy potrzebowała jakiejś zmiany? W końcu ona również nigdy mu tego nie powiedziała. Może sam to sobie wszystko uronił pragnąc czegoś, czego tak naprawdę nigdy nie było? Wydawało mu się, że znał swoją przyjaciółkę, że są dla siebie oboje czymś więcej, jednak patrząc na jej reakcję może było zupełnie inaczej, a on po prostu był głupcem, który dał się nabrać?
Nawet jeśli potrzebował tego jednego potwierdzenia zanim będą mogli z tym cokolwiek zrobić. W tym momencie chyba szczerze wolałby usłyszeć, że ta mała pociecha nie jest jego córką. W końcu o wiele łatwiej byłoby w końcu pogodzić się ze swoją pozycją w jej życiu jeśli dziecko nie okazałoby się jego. Jej delikatne drżenie wskazywało jednak, że jest odwrotnie. Ten niewinny obrazek w końcu poukładał wszystko w całość, a może to ta wspólnie spędzona noc pozwoliła mu się otworzyć na nowe możliwości? To pewnie wynikowa obu tych czynników. Żadna z tych rzeczy nie polepszała jednak tej sytuacji.
Słysząc w końcu jej odpowiedź, cichą, ale dobitną, zakręciło mu się w głowie. Gdyby nie stał właśnie oparty o framugę pewnie musiałby się jej złapać. Ta informacja była wręcz niemożliwa do przetrawienia. Oni mieli córkę, a on nic o tym przez te wszystkie lata nie wiedział? Patrzył na nią z niedowierzaniem jak udało jej się ukryć tę informację przez tak długi czas. Co to będzie znaczyło dla niego? Dla nich? Jak na ironię miał zaraz stracić swoją matkę, ale zyskał córkę, która nic o nim nie wie. On nawet nie przepada za dziećmi, lecz z Tessie było jakoś inaczej. Nie irytowała go tak jak inne małolaty. Potrafił znaleźć z nią wspólny język, cierpliwość, jakby umysł podświadomie wiedział, ale co teraz? Co on miał z tym wszystkim zrobić?
- Cholera, Leo! - warknął odbijając się od framugi i robiąc w niej kółko nerwowo przeczesując włosy - Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć? W ogóle miałaś zamiar mi powiedzieć, czy ukrywałabyś to przede mną i przed nią do końca mojego życia gdybym się tutaj nie zjawił? - spojrzał na nią oskarżająco podchodząc bliżej - Jak długo wiedziałaś? - powiedział oschle mierząc ją wzrokiem wyraźnie tą sytuacją wkurzony.

leonie turner
sumienny żółwik
Way
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Milczenie sprawiało, że przegrywali oboje. Czyny nie były wystarczające dla tej dwójki nigdy, by uchronić ich przed zranieniami. Nie wyciągali wniosków. Wpadali w błędne koło, zadając nieustannie i wzajemnie sobie te same rany. Czy Leonie kiedykolwiek naprawdę wybrała Michaela? Nie. Gdyby tak było, nie wracałaby za każdym razem do Cartera. Nie pozwalałaby sobie na te chwile zapomnienia w jego ramionach, gdyby nie znaczył dla niej wiele. Gdyby... Gdyby go nie kochała. Nie umiała tego jednak powiedzieć, bo nie czuła, żeby to było odwzajemnione. Leonie... Potrzebowała, żeby Bancroft chciał jej. Nie tylko seksu, bo to potrafił pokazać wyraźnie i to zawsze, nie tylko przyjacielskiej rozmowy lub troski, ona potrzebowała niczym naiwna nastolatka prostych, ale dosadnych deklaracji. Wielkich słów. Może i romantycznych gestów. Miała cholerne, pieprzoną potrzebę bycia najważniejszą w życiu mężczyzny, ponad wszystkim. I choć kochała Cartera, czasem myślała, że i on ją, to nigdy się na to nie zdobył. Pech chciał, że Winston tak. A Turner... Poszła za spełnieniem swoich naiwnych marzeń, raniąc tym samym wszystkich dookoła. Zafundowała im złamane serca. Czy była z siebie dumna? Nie. Bolało ją to. Tak samo jak to, że nie ma żadnej możliwości zmiany. No, bo co mogła? Próbować nie komplikować tego bardziej, ale w tym... W tym była najgorsza. Od zawsze. Tak więc utrudniała jeszcze bardziej i tak pogmatwaną sytuację z każdą kolejną sekundą odkąd tu przyszła. Nie powinna była zaczynać od uwodzenia, a od rozmowy. Problem tylko jest taki, że jak widać... O wiele lepiej szło jej to pierwsze niż drugie. Cholera.
Bingo. Trafiony zatopiony. Zgodnie z większością przewidywań blondynki, szatyna rozzłościła informacja o tym, że ma córkę. Zawiodło go postępowanie dawnej przyjaciółki (choć czy kiedykolwiek mogli się tak nazywać?), czemu dał jasny wyraz słowami. Czuła się jak mała dziewczynka, która coś zbroiła i dorosły krzyczy na nią, bo nie może zrozumieć jak można być tak lekkomyślnym... Cóż, było ich dwoje, bo choć to decyzje samej Leonie, to ona wciąż nie rozumiała dlaczego tak postępowała.
Zacisnęła wargi w cienką linię, która drżała ze zdenerwowania. Co miała mu powiedzieć? Że chciała, ale nie wiedziała czy to dobry pomysł, że się wstydziła, że czuła, że go zawiodła choć nic nie wiedział, że Michael jednak nie chciał, by Carter wiedział? Co miała mu do cholery powiedzieć? I wtedy zadał to drugie pytanie, a ona nie wiedzieć czemu, pierwsze co zrobiła, to zaśmiała się gorzko.
-Pewnie mi nie uwierzysz.. Sama nie wierzę w to, jaka jestem głupia - zagryzła wargę, próbując wytrzymać rozgniewane spojrzenie Bancrofta. Co było trudne. Cholernie trudne. -Ale od trzech miesięcy - dodała, zalewając się rumieńcem wstydu. Nie skończyła jednak na tym, dodała szybko bardzo wiele słów: -Okej, może, jak zobaczyłam wynik testu myślałam. No, bo zawsze jest taka możliwość, prawda? Ale... Nie jestem święta, uprawiałam też seks z Michalem. Regularnie. A my... To była jedna noc Carter, która nie powinna była wtedy się wydarzyć. Byłam przekonana, że użyłeś prezerwatywy, że... To nawet statystycznie nie było możliwe, a Mick... Ucieszył się. Nie umiałam mu powiedzieć, że hej, może to nie jest twoje dziecko. No, bo... Nie mogło nie być - urwała, bo brzmiała tak żałośnie. I wiedziała, że brzmi żałośnie. Może stąd pojedyncza łza wreszcie znalazła ucieczkę po policzku. Idiotka. Była idiotką. -Ale Tessie miała zabieg, a do zabiegów potrzeba zrobić najpierw badania. Też te z krwi. Michael... Grupa krwi Tessie nie może być mieszanką mojej i Michaela, domyślił się. Wyprowadził. Chyba jesteśmy w separacji, to nieważne. Powinnam była ci od razu powiedzieć, ale... Zaskoczyło mnie to, że wróciłeś. Nie chciałam też burzyć twojego życia, ale potem zorientowałam się, że jesteś sam... - i ciągle nie wiem jak odpowiedzieć sobie na pytanie dlaczego, ale tego już nie powiedziała na głos. -I chciałam, naprawdę chciałam, zwłaszcza w Halloween, ale nie mogłam tego zrobić, kiedy Tessie spała z tyłu. A później... Miała ten cały wybuch, że jestem okropna, że mnie nie lubi, że jestem zła, bo tatuś nas nie chce przeze mnie i Michael... Michael zasugerował, żebym nic nie mówiła, bo to i tak jest trudne dla nas wszystkich, że nie ma co tego komplikować. A ja... Nie wiem, moze chciałam, żeby było prościej, nie wiem Carter. Przepraszam - jęknęła, przełykając ślinę, która mieszała się już z łzami, bo pojedyncza łza przerodziła się w płacz. -Ale nie jest prościej, bo ty tu jesteś, a ja chcę ciebie, chociaż nie powinnam, nie mogę... I to nic nie zmienia. Tak samo jak nic nie zmienia to, że wiesz. No bo... Ona ma niecałe pięć lat jak... Jak jej mam wytłumaczyć? - znów krótka przerwa, bo wcale nie tak łatwo bylo mówić, kiedy zanosiło się tak ogromnym płaczem. Leonie wyrzucała z siebie wszystkie słowa, zmartwienia, myśli, odczucia tak szybko, że nawet nie orientowała się do końca co mówi. Ani czy powinna się zdobywać na wypowiadanie wszystkiego na głos. -Przepraszam, boże Carter, tak bardzo cię przepraszam, nie musisz... Nie wiem po co mówię ci to wszystko, to... Nie musisz tego słuchać. To moja wina, to ja muszę to rozwiązać. Tylko nie wiem jak... Tak bardzo żałuję... - Leonie nie dała rady dokończyć czego żałuje, bo zaniosła się już wręcz histerycznym szlochem. Czułą się okropnie. Nie radziła sobie ze swoimi wyborami od dawna. To było oczywiste, że prędzej czy później po prostu pęknie... Źle jednak się stało, że doszło do tego właśnie w obecności Bancrofta, który absolutnie nie miał żadnego obowiązku w jakikolwiek sposób jej pocieszać. Ani wspierać. Właściwie powinien dołożyć jeszcze trochę od siebie w złości, bo miał do tego absolutnie prawo, a ona mu to utrudniała, rozklejając się bezradnie. Zanosząc tak wielkim płaczem, że ledwie mogła mówić, stać, oddychać... Jest żałosna... Tak przeklęcie żałosna. Wstydziła się teraz jeszcze bardziej. Nie tylko swoich czynów, ale i reakcji. Oraz tego, że jest po prostu słaba i nie umie mierzyć się z konsekwencjami. Bo nie umiała. Uciekała... Cały czas, ostatnie trzy miesiące, uciekała, zapędzając się jedynie w gorszy róg... Bez wyjścia. I pękła. Rozpadła się w najgorszym możliwym momencie, ale nie umiała już tego kontrolować. Nie umiała...

Carter Bancroft
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Piekarz/Cukiernik — Coin de Paradis
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ta sytuacja była po prostu nie do ogarnięcia. Carter czuł się jakby właśnie występował w jednym z tych bardzo ambitnych filmów, które wygrywają wszystkie nagrody na festiwalu w Cannes albo był znalazł się w jakimś skandynawskim hicie. Tam zawsze intryga goniła intrygę i nie można się było niczego spodziewać. Wszystko było takie nieoczywiste. Kiedy w końcu potwierdziła jego przypuszczenia jego świat zatrząsnął się w posadach. Naprawdę dostał w ostatnim czasie wystarczająco dużo ciosów od losu. Kariera, narzeczona, umierająca matka. Ten cały bałagan z dzieckiem, o którym nic nie wiedział nie był teraz potrzebny. Było naprawdę tyle przyjemnych rzeczy, które mogły mu się przydarzyć i chociaż Tessie była pewną szansą, to na co on mógł liczyć? Sam nie wiedział, czy był gotowy na takie zobowiązanie. Bycie ojcem. Oczywiście, prosto było dogadywać się z pięciolatką kiedy widywało się ją może kilka minut dziennie, ale całe dnie? Nie miał pojęcia czy byłby dobrym ojcem, a nawet jakiego typu ojcem by był. Nowina była częściowo szczęśliwa. To w końcu dziecko jego oraz Leonie, prawda? Wszystko, czego kiedyś pragnął, tylko prawda była taka, że dziewczynka była jego córką tylko z biologicznego punktu widzenia. Jak miał rościć sobie do czegokolwiek prawa skoro nie był w jej życiu. To wszystko należało do jej męża. Ona, kobieta, którą kochał, ich dom, a nawet jego własna córka. Odebrał mu wszystko, chociaż nawet o tym nie wiedział.
Kiedy w końcu wydusiła z siebie, że wiedziała już od trzech miesięcy jego gniew jedynie wzrósł. Nie wyobrażał sobie jak mogła to przed nim ukrywać przez tak długi czas zwłaszcza, że wiedziała zarówno gdzie pracuje, jak i gdzie mieszka. Wystarczyło przyjść, usadzić go na kanapie i z nim porozmawiać. Przecież byli dorosłymi ludźmi prawda? Już trochę po trzydziestce ludzie powinni potrafić ze sobą rozmawiać. Zamiast tego wolała przyjść wczoraj po kilku drinkach i wdzięczyć się do niego aż w końcu nie wytrzymał i zaciągnął ją do łóżka. Nadal nie potwierdziła, że miała sama by mu o tym powiedziała, gdyby nie znalazł rysunku i sam nie zapytał. Przecież właśnie zbierała się do wyjścia. Jeszcze pięć minut i pewnie znalazłaby się za drzwiami. Nic nie wskazywało na to, że wróciłaby za dzień czy dwa by porozmawiać o tych naprawdę ważnych tematach.
Widział, że to wszystko nie jest dla niej łatwe i gdyby nie był sam tak roztrzęsiony tymi wiadomościami pewnie już by ją pocieszał, wymyślał jakieś rozwiązania, ale każde kolejne zdanie wyzwalało w nim coraz bardziej negatywne emocje. Skrzywił się słysząc o tym jak regularnie uprawiała seks ze swoim mężem. Może nie mógł sobie rościć do niej żadnych praw i wiedział, że przecież nie są ze sobą tylko dlatego, że są świetnymi przyjaciółmi, ale usłyszeć ze słów kobiety, którą się kocha o tym jak często uprawia seks z innym mężczyzną musiało zaboleć i zabolało.
To skutecznie ugasiło tlący się w nim gniew. Teraz mógł bardziej racjonalnie podejść do jej wytłumaczeń przyswajając sobie wszystkie fakty. Nie do końca przemawiał do niego argument z burzeniem jego życia. Chyba od początku zdawała sobie sprawę, że jest sam, ale to nie powinno mieć znaczenia. Nawet gdyby miał żonę powinien wiedzieć. Jeśli nie dla siebie, to dla dziecka gdyby kiedykolwiek coś mu się stało. Podobnie z tą całą chęcią zdradzenia mu sekretu w Halloween. Mogła to zrobić kiedy tylko chciała. Na następny dzień, dwa dni później, ale wolała przyjść do niego w zupełnie innej sprawie.
Jego dość smutne spojrzenie na chwilę rozpromieniało kiedy usłyszał, że to jego chce. To chyba pierwszy raz, kiedy w końcu się do tego przyznała. Ten delikatny uśmiech zgasł jednak równie szybko, jak się pojawił gdy uświadomiła mu, że znów już podjęła decyzję. To nic nie zmieniało i miała rację. Przecież nie zostawi dla niego swojego męża ani nie zacznie teraz tłumaczyć dziecku, że jej tata to tak naprawdę nie jej tata, co byłoby kłamstwem. To jej mąż był ojcem Tessie. Carter był co najwyżej dawcą bo do tego się sprowadzał. Było już za późno by zostawać ojcem.
Pomimo wszystkiego, co przed nim zataiła ujrzenie jej w takim stanie bolało. Cholernie bolało. Nigdy nie pragnął sprawić jej bólu, a był jego częścią nawet jeśli tego nie widziała. Dlatego też na chwilę odrzucił cały swój gniew i po prostu ją przytulił. Naprawdę mocno, lekko głaskając jej głowę.
- Musisz przeprosić tylko za to, że mi nie powiedziałaś. W całej reszcie jesteśmy współwinni. Przepraszam, że wtedy wróciłem i zaciągnąłem Cię do łóżka. Gdybym tego nie zrobił nie miałabyś teraz tych wszystkich problemów. - westchnął cicho opierając swoją głowę o jej - To moja wina. - wyszeptał jej na ucho bo to właśnie robi się, kiedy się kogoś kocha prawda? Stara się ulżyć krzywdom.

leonie turner
sumienny żółwik
Way
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Carter nieustannie zaskakiwał Leonie swoją dobrocią. Kiedyś, dziś. Zaledwie kilka minut wcześniej wyznała mu jak wielkie świństwo zrobiła, milcząc przez te wszystkie lata, a on... Bez słowa objął ją, zamknął w szczelnym, bezpiecznym uścisku, by mogła się uspokoić. Kojąco głaskał blond pasma poskręcanych loków. Nie krzyczał. Nie wypominał. Nie zarzucał. Nie sugerował co powinna, a czego nie powinna. Po prostu był ze swoim ciepłem oraz troską. Czy Turner na to zasłużyła? Nie. Ale tak bardzo tego potrzebowała...
Po chwilowej konsternacji wywołanej tym nieszablonowym zachowaniem Bancrofta, Leo wtuliła się w niego z całą siłą. Trzymała palcami tak mocno, jakby bała się, że zaraz mężczyzna roztopi się w powietrzu. Zniknie, a ona zostanie z tym wszystkim sama. Bo cóż... Po raz pierwszy od dawna nie czuła się samotna. Właśnie dzięki niemu. Choć tak dobrze wiedziała, że na to nie zasługiwała. Na to dobro, które jej okazywał. Ciepło, którym się dzielił. Spokój... Nie zasługiwała. Dlatego wciąż po twarzy blondynki spływały łzy, ale tym razem wywołane były... Wzruszeniem? Chyba tak. Nie zanosiła się już histerią. Dłonie Cartera, przyjemny, łagodny ton, który bez problemu znalazł i użył... Ta bliskość. To wszystko pozwoliło jej uspokoić oddech. Drżenie ciała nieco zmalało. Pojawił się jakiś płomyk nadziei, iskra, choć sama blondynka nie wiedziała tak właściwie czego ta nadzieja dotyczyła... W końcu nie mogła wymagać niczego, ani też na nic nie zasługiwał, a mimo wszystko... Mimo wszystko czuła tę nadzieję.
-Gdybyś nie wrócił, nie byłoby Tessie - wymamrotała, spoglądając w jego oczy. To prawda. Gdyby nie ich wspólna noc przed prawie sześcioma laty, może nigdy Leonie nie zostałaby matką. W końcu nie doczekała się z Michaelem więcej dzieci. Była tylko Tessie. Owoc miłości jej i Cartera. Może byłoby prościej, ale czy lepiej? Nie. I choć może Bancroft tak na to nie patrzył, to ona wiedziała, że nie. Nie wyobrażała sobie w końcu życia bez córki. -Chciałam tego. Jeszcze raz być twoja. I gdybym miała przeżyć tamtą noc raz jeszcze... Znów bym to zrobiła, Carter - wyszeptała, bo musiał wiedzieć. Nigdy nie musiał jej namawiać do bliskości, seksu, czegokolwiek... Chciała go. Całego. Tylko czasem bała się ryzykować. -Przepraszam, że milczałam. Przepraszam, że z tobą nie wyjechałam. Naprawdę, przepraszam, Carter - dodała równie cicho i tak bardzo chciała go pocałować, ale wiedziała, że nie powinna. Patrzyła więc w jego oczy i czekała na jakikolwiek znak. Chociażby na szansę, cień nadziei... Chęci do walki. Mieli o co walczyć? Mogliby coś budować? Sama tego nie wiedziała. Bała się. Pozornie poukładała swoje życie. Teoretycznie była szczęśliwa, ale praktycznie... Nic z tego nie miało odpowiedniego znaczenia, ani wystarczającej wartości, kiedy pojawiał się obok Bancroft. Głupiała. Popełniała błędy. Niszczyła wszystko co miała. Tylko po co? Może... Może on nawet nie chciał jej już znać? -Wybaczysz mi? - zapytała jeszcze naiwnie, a głos się blondynce łamał. Potrzebowała tego wybaczenia i jednocześnie tak bardzo wiedziała, że na nie zwyczajnie nie zasługiwała. To ona była tu prawdziwym złoczyńcą. Nie Carter, nie Michael. Tylko ona i jej lekkomyślne, dyktowane strachem oraz tchórzostwem decyzje... Decyzje, które zmieniły tak wiele w życiu czwórki ludzi. I chyba nie bardzo można to było naprawić. Na pewno nie w prosty sposób. I na pewno Leonie jeszcze nie wpadła na to jak to zrobić. Prośba o wybaczenie, przecież nie mogła nic, a jednak... Tak bardzo potrzebowała, by szatyn jej nie odrzucał... By nie odrzucał jej całej.

Carter Bancroft
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Piekarz/Cukiernik — Coin de Paradis
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To wszystko było tak cholernie pogmatwane, że chyba zareagował bardziej instynktownie niż umyślnie. Nadal był na nią zły. Za to, że przez te kilka miesięcy nic mu nie powiedziała chociaż wystarczyłoby pojawić się u niego w mieszkaniu albo piekarni żeby nie kusiło ich do złego. Za to, że kiedy już do niego przyszła to w zupełnie innej sprawie i chociaż mówiła, że chciała mu powiedzieć, znów zbierała się po prostu do wyjścia i kto wie kiedy ponownie by ją zobaczył? Może poszłaby za radą męża i nic mu nie powiedziała? Żyłby w błogiej niewiedzy? Jednak pomimo tego wszystkiego nie wybaczyłby sobie gdyby po prostu stał i patrzył się jak kobieta, którą kocha tak przed nim cierpi. Tym razem nie do końca przez niego, a ich wspólne decyzje, aczkolwiek widząc ją w takim stanie nie mógł po prostu stać bezczynnie. Nieważne jak zły, rozczarowany, czy smutny by nie był ona zawsze będzie pierwszą osobą o którą zadba i tego nie dało się ukryć. Stał więc zatem odwzajemniając jej bardzo ciasne przytulenie szepcząc uspokajająco do ucha i głaszcząc ją po głowie. Dał jej tyle czasu ile potrzebowała, niczego nie ponaglając.
- Ale może byłabyś szczęśliwa z innym dzieckiem. Mój powrót był samolubny. - choć początkowo on również spoglądał w jej oczy głaskając jej policzki i ocierając ostatnie łzy teraz musiał na chwilę odwrócić wzrok bo było mu wstyd. To wszystko co musiała teraz wycierpieć to jego wina.
- Boże, Leo... Nie możesz mi mówić takich rzeczy... - mruknął przykładając swoje czoło do jej i patrząc jej w oczy z ciepłym uczuciem - Nie musisz przepraszać za to, że ze mną nie wyjechałaś. Może była to słuszna decyzja. Chciałbym sądzić, że tym razem by nam się udało, ponieważ wiedziałem już pewne rzeczy, do których wcześniej nie do końca chciałem się przyznać, ale nigdy nie wiadomo... - wyszeptał niebezpiecznie blisko jej ust.
Prawda była taka, że mało było rzeczy których by Leonie nie wybaczył. Kochał ją, całym sobą. Nawet jeśli popełniała błędy. Duże błędy, które miały wpływ również na jej własną rodzinę, lecz on już wiedział, że dla niego jest tylko ona. Miał jej za złe milczenie, to, że sam musiał wszystko poskładać do kupy oraz wiele innych, ale musiał wierzyć, że chciała dobrze tylko gdzieś się w tym wszystkim pogubiła. Wiedział, że to wszystko jest skazane na porażkę. Przecież nie odejdzie od męża, a Tessie jest za młoda na zmianę tatusiów. To jej mąż zawsze będzie jej ojcem, było już za późno na takie wyjaśnienia. Nieważne, co się stało tej nocy, ani co stanie się zaraz. Ona i tak wróci do swojej rodziny.
- Wybaczę. - uśmiechnął się lekko i w końcu ją czule pocałował.
Skoro to wszystko nie mogło mieć swojego happy endu, to jeszcze raz będzie samolubny i skradnie kilka tych czułości póki może.

leonie turner
sumienny żółwik
Way
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Nie rozumiała do końca jego słów. On nie orientował się do końca w tym co ona chciała przekazać. Teoretycznie zaczęli odkrywać przed sobą wszelkie karty, ale w ostatecznym rozrachunku wciąż błądzili po omacku. Czułość, która zwyciężyła w gestach Bancrofta, zmyliła Turner na tyle, że blondynka nie dostrzegała tej złości w kącikach jego oczu, koniuszkach palców, czającej się gdzieś tuż za nimi... Wcześniejsze słowa Leonie oraz zobowiązania, których Carter miał świadomość z kolei bardzo dobrze maskowały ten brak pewności kobiety, który targał nią już od pewnego czasu. Nie zaczęła się, przecież zastanawiać co, by było gdyby z jego powrotem, a wraz z tą informacją, którą - o ironio - rzucił w złości kobiecie sam mąż. To był pierwszy raz. Drugi w piekarni. Kolejny, kiedy spotkała go na jego własnej imprezie, a apogeum tych myśli, które zaczęły męczyć ją nieprzerwanie nastąpiło w Halloween, kiedy mogła obserwować go przez dłuższą chwilę razem z Tessie. Miała wątpliwości. Nie wiedziała co robić. Może chciała odejść, może chciała coś zmienić, ale nie miała odwagi. Tak bardzo brakowało tej iskry Leo, że nawet, gdy o tym mówiła, to brzmiało jakby zdecydowała... A ona, przecież nie wiedziała. Nic nie wiedziała.
Spoglądała więc zdezorientowana na Cartera, uśmiechając się krzywo, kiedy mówił o innym dziecku. Czyżby sądził, że posiadanie tylko Tessie to świadomy wybór Michaela i Leonie? Nie. Starali się o kolejne, chcieli dać córce rodzeństwo, ale... Próby im się nie udawały. Nie dotarli do etapu sfrustrowania, a to, że mieli już jedną pociechę nie alarmowało ich, by cokolwiek sprawdzać. Tłumaczyli sobie, że to nie był ten czas, ale... Chcieli. A tego innego dziecka nie było. Tak więc nie, gdyby nie samolubny powrót Bancrofta, Turner była przekonana, że nie zostałaby matką. Nie miała więc do niego żalu. Jak mogłaby mieć jakikolwiek o to, że mężczyzna dał jej najwspanialszy dar? To nie to wywołało problemy... Nie to...
Kolejne zagubienie, może jeszcze większe, wymalowało się na całej, zaczerwienionej od łez twarzy blondynki, kiedy Carter uznał, że nie może mu mówić takich rzeczy... Nie rozumiała, co robiła nie tak. Zdawała sobie sprawę, że późno na takie rozważania, ale myślała, że powinien to wiedzieć. Że ona żałowała, że gdyby mogła cofnąć czas... Tym razem, by nie stchórzyła, zaryzykowałaby. A może... Może ten żal, może ta niemoc, jeśli chodzi o zmiany kiedyś, może to wszystko naprawdę otwierało gdzieś małe drzwi do zmian tu i teraz? Nie przyszła tu, przecież bez powodu. Chciała być z nim. Chociażby przez krótką chwilę, po którą jedynie miała odwagę teraz sięgnąć. Bo bała się... Bała się i nie wiedziała czy mogłaby, czy mogliby mieć coś więcej... Czy on by chciał... Mimo wszystko... Wciąż był sam. Nie wiedziała czemu. A ona miała pozornie poukładane życie, co komplikowało wszystko tylko bardziej i bardziej... Może rzeczywiście nie powinni?
Drżała, czekając na te jedno krótkie słowo. Na ten ulotny, czuły gest jakim był pocałunek. On myślał, że to kolejne, skradzione egoistycznie chwile. Ona zaś uważała, że to nadzieja. Nadzieja na to, że może nie są aż tak tragicznymi postaciami, jak uważała od jego powrotu. Odwzajemniła równie czule ten pocałunek. Delikatnie przesunęła jedną dłoń na kark szatyna, a drugą ułożyła po lewej stronie jego klatki piersiowej, aż wreszcie dotarła na wysokość serca. Chciała poczuć jego bicie. Jeszcze bardziej złapać się tej niewypowiedzianej nadziei, która może była niepisaną obietnicą? Sama nie wiedziała czym to było. Ani w co się pakowali. Jak bardzo się rozmijali w swoich myślach. To się teraz nie liczyło. Już nie uciekała. Zapomniała o wstydzie wywołanym jej własną, ale jakże głupią pomyłką w łóżku. Zapomniała o łzach oraz o swoich kłamstwach. Tej bolesnej ciszy, na którą ich skazała. Liczyło się tylko tu i teraz. To, że Carter postanowił jej wybaczyć. Ten pocałunek, który dawał jej tak dużą nadzieję i cóż... Leonie chciała, by trwał nieprzerwanie... Bo prawda jest taka, że bała się tego, co miałoby się zdarzyć dalej. Nie była gotowa na tę rozmowę. Nie umiała nawet zapytać, co to dla nich znaczyło, że on jej wybaczał. Bała się odpowiedzi. Wolała trzymać się tej nadziei, która była tak ledwo wyczuwalna, ale jednak... Istniała. Chyba. Nie musieli tego jeszcze porządkować... Czy może powinni porozmawiać co teraz zamiast po raz kolejny zagłębiać się coraz bardziej w ulotnych, ale jakże przyjemnych, czułych pocałunkach? Może...
Turner nie chciała jednak już nic psuć. Dlatego nie pytała. Poddawała się chwili. Po raz kolejny. Tchórzyła.

Carter Bancroft
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Piekarz/Cukiernik — Coin de Paradis
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Carter nie wierzył w to, że Leonie rzeczywiście mogłaby się zastanawiać nad zostawieniem dla niego męża. Nawet na chwilę nie przeszło mu to przez myśl ponieważ cokolwiek nie działoby się teraz w ich związku, za co obwiniał samego siebie, ona była świetną matką. Z tego, co słyszał od Tessie, jej babci oraz swojej mamy, kochała córkę na zabój i świetnie ją wychowywała. Zawsze kierowała się jej dobrem, a w tym momencie zmiana tatusia nie jest w jej najlepszym interesie. Nie da się przetłumaczyć tak młodemu dziecku, że tak naprawdę kto inny jest jej ojcem, kiedy ona znała tylko tego obecnego. To on był tam dla niej w każdym ważnym i nieważnym momencie życia. Był drugą częścią jej świata. Nie można jej teraz zaburzyć światopoglądu. To mąż Leonie jest ojcem dla tej małej dziewczynki i nim musi pozostać dopóki nie podrośnie by zrozumieć pewne rzeczy. Wtedy sama będzie musiała zadecydować czy chce poznać swojego biologicznego ojca. To powinna być jej świadoma decyzja ponieważ teraz na podejmowanie jej za nią jest już po prostu za późno. To nie noworodek, a mała, myśląca istotka, która z taką wiadomością po prostu sobie nie poradzi. Nie ważne czego on chciał. Chociaż ta wiadomość mogłaby zmienić dla nich wszystko moment w którym wyszła sprawiła, że nie zmieniała tak naprawdę nic. Jeśli jej mąż nie ma zamiaru całkowicie wycofać się z ich życia, Bancroft nie może w nie ingerować. To najlepsza rzecz, którą może zrobić dla swojej córki, a tak przynajmniej sądził. Może kiedyś zrozumie.
Nigdy nie zastanawiał się natomiast dlaczego Leonie nie miała więcej dzieci. Nie zamierzał wchodzić z butami w jej życie. Może jedno dziecko jej wystarczało? Może stały za tym jakieś przeciwwskazania. Dla niego to tak naprawdę nie miało najmniejszego znaczenia. Wiedział tyle, że wyglądała na szczęśliwą, więc nie musiał pytać o nic więcej. Jej życie wyglądało na perfekcyjne, a on jak zwykle w nim namieszał, a tak przynajmniej to wszystko widział. Przecież gdyby nie on jej małżeństwo pewnie nadal miałoby się dobrze, prawda?
Chciałby traktować jej przeprosiny jako znak, że gdyby mogła cofnąć czas postąpiłaby inaczej. Zaryzykowałaby wyjazd w nieznane by przekonać się czy mogą się razem uszczęśliwić. Jednak czy o to naprawdę chodziło? Może po prostu przepraszała za to, że zamiast dać mu odpowiedź następnego poranka po prostu zniknęła, co było o wiele wymowniejsze niż słowa? Kiedy przekonał się już do tego, co to faktycznie może znaczyć zabolało to podwójnie. Nie dość, że wtedy mu odmówiła teraz zdawała się tego żałować, co sprawiało, że teraz oboje tego żałowali. Pewnie kto inny cieszyłby się faktem, że była żałowała podjętych przez siebie decyzji, lecz Carter nie był tego typu facetem. Kochał Leo i chciał dla niej jak najlepiej nawet jeśli nigdy nie powiedział tego na głos. Teraz po prostu oboje cierpieli z tego samego powodu.
W końcu ich usta znów złączyły się w czułym pocałunku. Miał to być tylko jeden, swego rodzaju przypieczętowanie jego wybaczenia, lecz gdy go odwzajemniła i nie odsunęła się od niego nawet o krok nie mógł się powstrzymać by nie przedłużyć tego momentu o kolejny pocałunek... I kolejny... Jeszcze jeden. Mruknął cicho czując jej dłonie sunące po jego ciele, a serce lekko przyśpieszyło. Jego dłonie również nie próżnowały. Jedna wplątała się we włosy u tyłu jej głowy, a druga znalazła swoje miejsce u dołu jej pleców, obie przyciskając ją lekko do niego. Z czasem jego pocałunki zmieniały swój charakter z czułych na te coraz bardziej namiętne, jednak udało mu się opamiętać zanim je pogłębił, chociaż jego dłoń wsunęła się już z powrotem pod jej koszulę.
- Nie spieszyłaś się gdzieś..? - mruknął niechętnie przerywając i spoglądając jej w oczy.

leonie turner
sumienny żółwik
Way
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Carter uwzględniał jedynie opcję odejścia Turner od męża ze względu na to, że Michael nie jest ojcem Tessie? Pewnie, gdyby znała jego myśli, to zabolałoby. Bo właściwie ten argument w głowie blondynki jest jednym z tych, które wciąż trzymają ją bardzo mocno przy tym, że powinna postarać się właśnie dla córki, by pogodzić się z Michaelem. Tylko coraz trudniej było kobiecie wierzyć, że to w ogóle jest możliwe. Bancroft nie musiał obiecać jej niczego, żeby znów mu się oddała. Nie potrzebowała żadnych jasnych sygnałów, ani nadmiernych czułych gestów, niewłaściwego zainteresowania, by tu przyszła tylko po to, by znów być jego. Nie zamierzała, przecież wyznać prawdy, kiedy tu zapukała. Miała jasny cel, ale nie było nim dobro ich dziecka. A własne pragnienia Leonie, których nie potrafiła i zachęcona alkoholem nie chciała już w sobie tłumić. Brunet absolutnie nie powinien brać na siebie winy za to, że działo się źle w małżeństwie Turner, bo tak jak jemu nikt nie trzymał pistoletu przy głowie, tak i jej nikt nie zmusił do przyjścia. Do prowokowania. Do pocałunków. Chciała go ostatniej nocy, chciała teraz i tak samo pragnęła, kiedy siedzieli w jego aucie, trzymając się za dłonie. Bała się tego, jeszcze bardziej bała się przyznać do tego w myślach, a co dopiero na głos, ale nie można powiedzieć, że nie pragnęła jego bliskości. Obecności w swoim życiu. Pewnie i w życiu Tessie. Tak więc gdyby Leonie odważyła się zostawić Winstona... To dlatego że nie potrafiła dłużej być z nim szczęśliwa. A możliwe, że i nigdy nie potrafiła w pełni być szczęśliwa, tak jak mogła być z Carterem. Tylko czy mogłaby się o tym przekonać? Kiedykolwiek? Skoro on podjął swoje decyzje, myślał, że ona podjęła swoje i cóż... Leo nie chciała wychodzić z żadną inicjatywą, bo się po prostu bała. Czy mieli szansę na cokolwiek innego?
Żałowała. Żałowała, że mu odmówiła. Żałowała, że zniknęła bez słowa. Żałowała, że nie powiedziała mu o ciąży. Żałowała, że nie wybuchła złością przed laty w Paryżu... Cholernie wielu rzeczy Leonie Turner żałowała dziś, na tak samo wiele nie miała już żadnego wpływu. Nie mogła zmieniać przeszłości. Dziś chwytała egoistycznie chwile w jego ramionach, a o jutro bała się walczyć i tym samym po raz kolejny pozbawiała ich przyszłości. Oboje pozbawiali się tej przyszłości, której... Może nigdy nie mieli? A przynajmniej nie wspólnej. To wszystko było... Zbyt skomplikowane.
Blondynka nie miała nic przeciwko temu, że ten pocałunek przerodził się w kolejne. Nie przeszkadzała kobiecie też ta bliskość, za którą, teraz to wiedziała, tęskniła całą sobą. Miała wrażenie, że od dawna nie czuła się tak kompletna... Jak przy nim. Dlatego nie spodobało się jej to, że choć ciało Cartera zdawało się mówić, że pragnie więcej, to usta jednak wypowiedziały to pytanie, które stanowiło swoisty kubeł zimnej wody. Otrzeźwienie. Śpieszyła się gdzieś. Michael. Tessie. Spojrzała w oczy Bancrofta, te, które znały już prawdę i przyjęły o dziwo spokojnie, pomimo pierwszego, całkiem zrozumiałego, wzburzenia.
-Nie chcę się spieszyć, nie chcę uciekać... - wyszeptała, skradając brunetowi jeszcze jeden pocałunek. Desperacki. Błagający o to, by ją zatrzymał. -Ale powinnam pójść. Musisz... Masz sporo do przemyślenia... - dodała, przesuwając drugą dłoń na kark mężczyzny, który teraz czule obejmowała. Chciała go zapytać już teraz, chciała wiedzieć już teraz czego on chciał i najlepiej to, żeby po prostu pragnął jej w swoim życiu, zaopiekować się nimi dwiema, zorganizować to jakoś mimo wszelkich przeciwności, ale... Wiedziała, że nie może tego od niego wymagać. Nie teraz. Nie tak z marszu. A może nigdy. W końcu nie była za dobra w żądaniach... Nigdy. I choć nie chciała, to zabrała swoje dłonie, zrobiła kilka kroków w tył. -Odezwiesz się? - zapytała, bo bała się, że teraz on zniknie. Bo w sumie tylko w tym byli naprawdę nieźli - znikaniu ze swoich żyć. I tego miała dość, serdecznie dość.

Carter Bancroft
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Piekarz/Cukiernik — Coin de Paradis
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Carter nie miał pojęcia o jakichkolwiek problemach w jej małżeństwie. Z tego, co słyszał od niektórych znajomych przez lata oraz swojej matki, która zawsze jakoś znalazła sposób by wpleść w rozmowę to jak bardzo zaprzepaścił sprawę z Leo, jej małżeństwo było niemalże idealne. Nie było słychać o żadnych poważniejszych zgrzytach. Dziecko wychowywało się w rodzinnej, domowej atmosferze. Nic nie wskazywało na to, by ktokolwiek w ich domu był nieszczęśliwy. Za to, co teraz się działo obwiniał tylko i wyłącznie siebie. Może gdyby nie wrócił załatwiliby to jakoś polubownie między sobą? Dogadali się? Z jego perspektywy wyglądało na to, że przynosił jej tylko i wyłącznie troski, a rzadziej jakiekolwiek szczęście. Zawsze chętnie dzielili te chwile swojego namiętnego uniesienia, lecz to było tylko tyle. Chwile wykradzione tu i tam, które jak się teraz okazało zaowocowały czymś bardzo poważnym i wiążącym ich na całe życie czy tego chcieli, czy nie. On chciał. Tak naprawdę zawsze chciał związać się z nią na całe życie, tylko nie zawsze był tego do końca świadom. Nie sądził jednak, że Leonie mogłaby nawet pomyśleć o zostawieniu dla niego męża. Nie tylko dlatego, że pewnie go kochała, ale przede wszystkim dlatego, że nie ma tego jak wytłumaczyć Tessie. Wiedział, że jest przede wszystkim dobrą matką i zrobi dla swojego dziecka wszystko, co uważa za najlepsze, a rozbicie rodziny na pewno nie było najlepszym wyjściem i nie spodziewałby się, że sama to zainicjuje. Mógł teraz tylko liczyć na to, że jej mąż nie zmieni zdania jakkolwiek parszywe z jego strony by to nie było.
Skłamałby mówiąc, że nie wyobrażał sobie ich wspólnej przyszłości odkąd wrócił do Lorne. Od Halloween podczas swoich samotnych nocy leżąc w łóżku przypominał sobie to uczucie, które towarzyszyło mu kiedy odwoził je do domu. Ze śpiącą dziewczynką z tyłu, trzymając się za ręce z przodu wyglądali jak normalna, szczęśliwa rodzina. Tak mogło wyglądać jego życie gdyby miał w końcu odwagę powiedzieć jej co czuje przed laty. Pomimo tego zaproszenia do wspólnej ucieczki nigdy nie wymówił tych najważniejszych słów i teraz tego żałował. Nie mógł cofnąć czasu, chociaż bardzo by chciał. Rozegrałby to wszystko o wiele, wiele lepiej dając im chociaż szansę na coś poważnego.
Te chwile bliskości pozwalały o tym zapomnieć. Pozwalały o wszystkim zapomnieć. Błędach przeszłości, błędach teraźniejszości, straconych szansach i wszystkich niewypowiedzianych słowach. Kiedy miał ją blisko, kiedy ją całował świat i jego zmartwienia przestawały na chwilę istnieć. Po raz pierwszy od miesięcy czuł po prostu spokój. Nie martwił się o matkę, nie wspominał straconej kariery ani miłości, która nigdy nie miała szansy rozkwitnąć. Ta miłość była teraz w jego objęciach i to jedyne co się liczyło. Dlatego też nie potrafił znów być tym rozważnym, przynajmniej nie od razu. Zajęło mu to dobrych kilka minut namiętności zanim był w stanie znów spojrzeć w jej oczy. W jego tęczówkach znów zaczynało tańczyć pragnienie, jednak było tam coś jeszcze, coś ciepłego. Na pewno nie mogła się tam dojrzeć żadnej złości, rozczarowania czy innych negatywnych emocji.
- Ja też nie chcę byś znów mi uciekła... - mruknął odwzajemniając jej pocałunek pozwalając swoim dłoniom opaść na jej biodra, jednak nadal nie zabrał ich z jej ciała trzymając ją blisko - Oboje mamy Leo. - spojrzał na nią jakby chciał powiedzieć, że to wszystko to nie tylko jego decyzja, wiele będzie zależeć od jej.
Chciałby powiedzieć jej już teraz, że chce by zostawiła męża i wprowadziła się z Tessie do niego. Nawet jutro, ale to nie było możliwe, prawda? Nawet jeśli by do tego doszło pewnie czekałyby ich długie batalie w sądach ponieważ nadal była mężatką. To mogłoby być piekło, którego nie życzył swojej córce, a przede wszystkim nie chciałby być powodem dla którego musi przez to przechodzić. Zwłaszcza, że był dla niej nikim. Tylko przyjacielskim piekarzem i może właśnie tym powinien pozostać? I Leo... Jeśli ona też go kochała może dla dobra ich córki lepiej było nie mówić, co do niej czuje? W końcu była ze swoim mężem szczęśliwa, prawda? Może będzie w stanie być ponownie?
- Odezwę się. - potwierdził przytakując.
Zanim jednak pozwolił jej wyjść, w najmniej oczekiwanym momencie złapał ją za rękę, obrócił i namiętnie pocałował trzymając jej twarz w dłoniach. Dopiero wtedy mógł z lekkim uśmiechem otworzyć przed nią drzwi i pożegnać się w bardziej klasyczny sposób.

z/t x2

leonie turner
sumienny żółwik
Way
ODPOWIEDZ