rzecznik prasowy — ratusz
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
rzeczniczka prasowa i matka czteroletniej Penny, którą wychowuje razem z Dawsonem, do którego wciąż coś czuje, choć udaje, że wcale tak nie jest, więc zaczęła chodzić na randki
2
Nigdy nie lubiła poranków — nie dość, że zawsze wstaje niewyspana, to jeszcze od paru lat musi szykować nie tylko siebie, ale i tego małego (bardzo kochanego, oczywiście) potwora, który jest jej czteroletnią córką. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że zawsze się przez to spóźnia. Nieważne o której wstanie — każdego dnia wydarza się coś, co sprawia, że nigdzie nie może być na czas; a to korki spowodowane wypadkiem, a to humorki Penny, a to rozładowany telefon czy, tak jak dzisiaj, zepsuta lodówka, która nagle przestała chodzić i zaczęło z niej cieknąć. Musiała więc wytrzeć podłogę, a potem podłożyć pod urządzenie milion szmat, a wszystko to w międzyczasie szykowania śniadania dla Penny, którą musiała jeszcze podrzucić do przedszkola. Całe szczęście, że lodówka odmówiła jej posłuszeństwa akurat w wolny dzień, bo gdyby jeszcze musiała na szybko załatwiać sobie urlop w pracy, prawdopodobnie straciłaby cierpliwość.
Zanim na dobre wychodzi z domu, bierze jeszcze kilka głębokich wdechów, aby nieco uspokoić swoje zszargane nerwy. Dopiero wtedy wsadza Penny do fotelika, po czym wsiada za kółko swojego volvo i rusza w kierunku przedszkola swojej córki, by tam oddać ją pod opiekę przedszkolanek. Bez córki na swojej głowie wreszcie ma czas na to, aby pomyśleć, co powinna teraz zrobić, a w zasadzie na to, by znaleźć jakiegoś fachowca, który byłby w stanie naprawić niedziałające urządzenie i do niego zadzwonić. Niby nic trudnego, ale problem pojawia się w tej samej chwili, w której okazuje się, że w jej telefonie pozostał raptem jeden procent baterii. Klnie cicho pod nosem, korzystając z tego, że na siedzeniu z tyłu nie ma już Penny, która mogłaby ją usłyszeć, po czym uruchamia swoje auto i — przekraczając odrobinę dozwoloną prędkość — rusza w kierunku swojego domu.
W chwili, w której wychodzi z auta, a cała zawartość jej torebki wysypuje się na podjazd jej domu, zaczyna rozumieć, że to najwyraźniej jeden z tych dni — tych pechowych, podczas których wszystko wypada jej z rąk, nic jej nie wychodzi i cały wszechświat jest przeciwko niej.
Świetnie! Po prostu, kurwa, świetnie — burczy pod nosem, schylając się, by pozbierać swoje rzeczy z ziemi i wrzucić je z powrotem do torebki. Kiedy jednak kątem oka zauważa jakiś ruch niedaleko siebie, przerywa na moment tę czynność i zerka w bok. — Och, cześć — wyrzuca z siebie, siląc się na przyjazny uśmiech, gdy jej wzrok pada na Grahama, jednego z jej sąsiadów. Zgarnia z ziemi na szybko resztę swoich rzeczy, po czym się prostuje, poprawiając nieco swoje włosy. — Gorszy dzień — wyjaśnia, wzdychając cicho, w ogóle nie zastanawiając się nad tym, że może jej sąsiad wcale nie chce słuchać o jej problemach. — Pewnie nie wiesz, jak naprawić lodówkę, co? Z samego rana odmówiła posłuszeństwa i teraz nie dość, że muszę posprzątać mokrą kuchnię, to jeszcze znaleźć kogoś, kto mi tę lodówkę naprawi — mruczy z niezadowoleniem, po czym raz jeszcze bierze kilka głębokich wdechów, aby przypadkiem nie wybuchnąć złością na środku swojego podjazdu, w towarzystwie sąsiada.

Graham Halifax
ambitny krab
nonsens#5543
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jako, że zbliżał się okres świąteczny nadeszła pora żeby sprowadzić wszystkich swoich pracowników do domu. Między innymi dlatego tak wielu żołnierzy wybierało kontynuowanie swojej kariery w sektorze prywatnym. Większość jego chłopaków i dziewczyn miało już rodziny, więc naturalnym było, że chcieliby spędzić ten wyjątkowy czas w rodzinnym gronie. Nawet jeśli sam nie miał już tego domowego ogniska, do którego mógł wrócić, nie był jednym z tych szefów, którzy robili to samo swoim pracownikom. Wręcz przeciwnie. Chciał dla nich jak najlepiej, więc większość kontraktów miała klauzulę kilkudniowego powrotu do domu wraz z urlopem by mogli spędzić czas z bliskimi. To wszystko brzmiało pięknie na papierze i zdecydowanie punktowało go wysoko w oczach podwładnych, ale było absolutnym koszmarem logistycznym. Jego ludzie pracowali w wielu zakątkach świata. Nie we wszystkich istniały linie lotnicze, którymi mogliby dostać się do domu więc musiał negocjować przeloty z bazy do bazy z wojskami, prywatnymi przewoźnikami. Każdego roku wydawal na to o wiele więcej niż to warte, ale tak właśnie chciał traktować swoich pracowników.
Dlatego tego ranka nawet nie wyjechał do biura. Wiedział, że czeka go cały dzień wykonywania dziesiątek telefonów. Przygotował sobie nawet na korkowej tablicy listę wszystkich imion. Łączył je sznureczkami gdy już udało mu się ustalić drogę powrotną dla danej osoby. Czasami musiał robić im kilka przesiadek, łączyć z innymi. Dostawał od tego wszystkiego bolu głowy i właśnie w tym momencie stwierdził, że na razie wystarczy. Potrzebował zrobić coś innego niż przechadzać się po salonie z telefonem w ręku. Nadszedł czas na pożywkę dla ciała. Szybki trening dobrze mu zrobi. Dotleni mózg i pozwoli pracować dalej. Zapowiadało się na to, że do nocy to on tego i tak nie skończy.
Spakował kilka najpotrzebniejszych rzeczy do torby, założył od razu krótkie spodenki, koszulkę bez rękawów i udał się do garażu. Akurat wrzucał torbę do bagażnika kiedy usłyszał jak coś wysypuje się na ziemię, a zaraz po tym jakieś przekleństwa. Spojrzał w stronę domu naprzeciwko. Na podjeździe właśnie klęczała jego urocza właścicielka zbierając swoje rzeczy. Graham nie byłby sobą gdyby chociaż do niej nie zagaił. Nie mieli zbyt wielu okazji do bliższego poznania. On mało przebywał w domu, a kiedy wracał było już za późno by wymienić coś więcej niż uprzejmości. Poza tym miała dziecko, co działało na tego Anglika trochę odstraszająco. Nie mógł jej za o odmówić uroku. Jak na mamę wyglądała cholernie dobrze. Zdecydowanie podchodziła pod pewną niechlubną kategorię na stronach pornograficznych.
- Cześć Nala. - kolejny plus, bardzo lubił jej imię - Właśnie widzę. To chyba zaraźliwe bo mój też jest koszmarem. - zaśmiał się cicho pomimo dość negatywnej atmosfery.
- Wiesz... Jakimś certyfikowanym majstrem od lodówek nie jestem, ale chcę przypuszczać, że jest wiele rzeczy, które potrafię naprawić. A nawet jeśli nie, może chociaż znajdę źródło problemu żebyś wiedziała co powiedzieć specowi. - wzruszył ramionami - Miłem właśnie jechać na siłownię, ale jeśli chcesz mogę wstąpić i zajrzeć? - spojrzał na nią pytająco.
Jego ojciec zawsze mówił, że mężczyzna musi coś o domu wiedzieć. Nauczył go wielu rzeczy, kiedy był młody. Chłopaki w wojsku jeszcze więcej o mechanice gdy ich przydziały się przeciągały, a oni utknęli w bazie, więc przez lata zrobiła się z niego niezła złota rączka. Poza tym, jak na Angielskiego dżentelmena przystało, nie zostawiał kobiet w potrzebie.

Nala Rushford
przyjazna koala
Graham
rzecznik prasowy — ratusz
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
rzeczniczka prasowa i matka czteroletniej Penny, którą wychowuje razem z Dawsonem, do którego wciąż coś czuje, choć udaje, że wcale tak nie jest, więc zaczęła chodzić na randki
Święta zawsze były istnym chaosem — kupowanie prezentów, ubieranie drzewka, ogromne zakupy, aby potem przygotować świąteczną kolację na kilkanaście osób i sama w sobie kolacja. Ten czas zawsze zabierał jej sporo nerwów, tak samo, jak i jej matce, bo to głównie one zajmowały się przygotowywaniem wszystkiego, podczas gdy męska część rodziny Rushford zazwyczaj uciekała z domu. Odkąd jednak urodziła Penny, czas ten jest jeszcze bardziej szalony, bo do jej obowiązków doszło także pilnowanie córki, a po kolacji zawiezienie jej do jej ojca, aby i on mógł z nią spędzić trochę czasu w święta. Nic dziwnego, że ona, jako zapewne jedna z niewielu, odlicza czas do tego wydarzenia nie z niecierpliwością, a raczej narastającą rozpaczą. Nawet nie chce myśleć, ile znowu będzie miała zaraz roboty — nie tylko w pracy, bo przed świętami zawsze zbiera się tego od cholery, ale również i poza nią. Dlatego też stara się w ogóle o tym nie myśleć, zamiast tego skupiając się na aktualnych rzeczach, a tych też jest sporo, więc z łatwością udaje jej się zapomnieć o nadchodzącym okresie. Bo jak może się nim przejmować, skoro na ten moment ma bardziej pilne rzeczy? Jak ta nieszczęsna lodówka, która całkowicie zepsuła jej humor, zapewne do końca dnia.
No, chyba że stanie się cud…
Nie sądziła, że tym cudem, a może raczej wybawieniem okaże się jej sąsiad, z którym przecież nie ma mocno zażyłych relacji. Ale czy z którymkolwiek ma? Przez pracę i czteroletnią córkę nie miała zbyt wiele czasu, aby poznać i zaprzyjaźnić się z ludźmi z osiedla — zna jedynie imiona kilku z nich, do których rzuca szybkie cześć, gdy akurat wpada na nich na ulicy czy w jakimś okolicznym sklepie. I Graham właśnie do tej grupy należy.
To chyba ta pogoda — nie dość, że gorąco, to jeszcze duszno i nagle wszystko i wszyscy zaczynają nas irytować — bo pogoda ostatnimi dniami naprawdę jest ciężka. Dobrze, że zamontowała sobie klimatyzację w domu, bo w innym wypadku prawdopodobnie nie przeżyłaby tych upałów i przy okazji jeszcze by kogoś zamordowała. Chociaż w tej chwili i tak ma ochotę kogoś zamordować — a wszystko to wina zepsutej lodówki. I przy okazji miliona innych drobnych rzeczy, które nawarstwiają się już od jakiegoś czasu. Nic tylko czekać i patrzeć, jak któregoś dnia pęka i zalewa się łzami — na szczęście to nie jest jeszcze ten dzień.
Och, naprawdę? — Nagle ma wrażenie, jakby słońce, które od rana chowa się za ciężkimi chmurami, wyjrzało zza nich na moment. Nagle poczuła przypływ nadziei, że może szczęście się do niej uśmiechnęło i wcale nie będzie musiała czekać dnia lub dwóch na fachowców. — Byłabym naprawdę wdzięczna. Bardzo, bardzo, bardzo wdzięczna. Uratowałbyś mi życie. Możesz? — pyta z ogromną nadzieją, wciąż nie do końca wierząc w to swoje szczęście. Woli się więc upewnić, że Graham pyta szczerze, a nie na odczep, licząc na to, że podziękuje i zadzwoni do kogoś, kto się na lodówkach naprawdę zna.

Graham Halifax
ambitny krab
nonsens#5543
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Święta słusznie nazywano okresem wzmożonych wydatków. Nawet jemu nie udało się od tego uciec, bo nie dość, że wszystkich pracowników trzeba było sprowadzić w tym wyjątkowym okresie do domu to nie byłby sobą gdyby przy okazji nie sprawił im też drobnego prezentu. Prócz wolnego, w pakiecie dostawali zawsze również dodatek do swojej pensji żeby kupić coś fajnego swoim bliskim. W efekcie ten miesiąc co roku wychodził w jego księgowości na czerwono, ale było to coś, co założył sobie dawno, dawno temu i nie miał zamiaru z tego rezygnować. To właśnie takie podejście do firmy oraz pracowników pozwalało mu pozostać dość znaczącą osobą w dziale kontraktów wojskowych. Nadal nie miał podejścia do najstarszych wyjadaczy, ale sukcesywnie podkradał im pracowników i kto wie... Może kiedyś stanie na piedestale w swojej branży zmieniając postrzeganie tego fachu na całym świecie? Człowiek może sobie pomarzyć.
Nie miał dzisiaj w planach nic poza pracą i siłownią, ale widząc swoją sąsiadkę w nie najlepszym nastroju nie mógł przejść obok tego obojętnie. Zdecydowanie można było go nazwać duszą towarzystwa, ale nie był tym typem, który naruszałby prywatność sąsiadów na osiedlu. Do większości miał dość neutralny stosunek. Byli, bo byli, mówili sobie cześć, czasami komuś pożyczył jakieś narzędzie, ale nic poza tym. Z Nalą było podobnie. Chociaż mieszkali naprzeciwko siebie nigdy nie rozmawiali dłużej niż kilka minut. Nie to żeby było z nią coś nie tak. Była cholernie atrakcyjną kobietą i kto, jak kto ale Halifax na pewno zaprosiłby ją chociaż na randkę, ale miała dziecko, a od tych Anglik zdecydowanie stronił. Gdzieś tam mógł kryć się ojciec dziecka, który zobaczy ich kiedyś razem i będzie później robić problemy. On wolał w takie sytuacje po prostu nie wchodzić.
- Chciałbym żeby tylko pogoda była tutaj problemem. - zaśmiał się spoglądając w stronę słońca schowanego za chmurami - Ale rozumiem irytację. Każdy ma czasami taki dzień, ja już dostałem dzisiaj bólu głowy. - spojrzał na nią z lekkim uśmiechem.
On osobiście zdążył się już przyzwyczaić do tych upałów. Właściwie to nie były takie złe w porównaniu z tym, co musiał przeżyć na niektórych pustynnych frontach. Tutaj przynajmniej każdy miał klimatyzację i nikt nie próbował do ciebie strzelać. Zdecydowanie lepiej.
- Nie musisz być bardzo, bardzo, bardzo wdzięczna. - zaśmiał się na jej uroczą reakcję - Jasne, nie ma sprawy. Daj mi tylko chwilę żeby zamienić torbę na siłownię na torbę z narzędziami. - puścił jej oczko po czym skoczył do garażu po kuferek z narzędziami, które w takiej sytuacji mogły się przydać.
- To gdzie jest nasz pacjent i jakie mamy objawy? - wrócił po jakichś dwóch minutach gotowy do pracy wyposażony w narzędzia, dobre samopoczucie i szeroki uśmiech.

Nala Rushford
przyjazna koala
Graham
rzecznik prasowy — ratusz
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
rzeczniczka prasowa i matka czteroletniej Penny, którą wychowuje razem z Dawsonem, do którego wciąż coś czuje, choć udaje, że wcale tak nie jest, więc zaczęła chodzić na randki
No właśnie, święta tuż-tuż, ogromne wydatki na horyzoncie, więc nic dziwnego, że naprawdę ma nadzieję na to, że nie okaże się, że lodówka padła na amen i musi kupić nową. Co prawda nie wiąże ledwo końca z końcem, bo jednak mieszka w ładnym domu i może sobie pozwolić na różne zachcianki, ale jednak i ona ma pewien limit pieniędzy, które co miesiąc wpływają na jej konto. Także albo nowa lodówka, albo lepsze prezenty i oczywiście, że woli to drugie, bo lubi obdarowywać ludźmi czymś porządnym, a nie bzdetami kupionymi na przecenie.
Bólu głowy to ja dostaję codziennie — prycha, wywracając teatralnie oczami, jakby Graham doskonale miał wiedzieć, o co jej chodzi. Cóż, pewnie nie wie, bo nie dość, że niewiele o sobie wiedzą, to nie zauważyła, aby miał ten sam problem, co i ona. — No wiesz, czterolatka w domu to porządne wyzwanie, które nie raz doprowadza do bólu głowy — dodaje ze śmiechem. Oczywiście trochę wyolbrzymia, bo są dni, kiedy Penny jest bardzo grzeczna i posłuszna albo te, kiedy spędza czas u ojca i Nala ma chwilę odpoczynku. Niestety czasem musi się z nią szarpać, bo jak się mała uprze, to nie ma zmiłuj, co zresztą tyczy się również i jej, więc wystarczy jedna mała rzecz i wojna domowa gotowa. Dodać jeszcze do tego wspomniane upały i nic dziwnego, że Nala chodzi czasami porządnie zdenerwowana, choć dzisiaj jest to jedynie irytacja na złośliwość rzeczy martwych.
Pewnie, poczekam — rzuca z uśmiechem, a kiedy Graham na moment znika u siebie, ona wyciąga jeszcze parę rzeczy ze swojego auta, po czym zamyka samochód i wrzuca kluczyki do swojej torebki. Oczywiście wcześniej nie omieszkała zerknąć kątem oka na oddalającą się sylwetkę swojego sąsiada, który zdecydowanie ma się czym pochwalić, bo w końcu jest tylko prostą, samotną kobietą. Na tyle samotną, że ostatnio zdecydowała się wreszcie pójść na jakąś randkę czy dwie, bo ileż można czekać i liczyć na to, że… Nie, nie powie tego głośno — ten pociąg już dawno odjechał i czas ruszyć naprzód.
Zapraszam w moje skromne progi — mówi, po czym rusza w kierunku swojego domu, zerkając po chwili przez ramię, by upewnić się, że Graham idzie za nią. Zaraz potem otwiera drzwi trzymanymi w dłoni kluczami i wchodzi do środka, rzucając torebkę na stojącą w przedpokoju komodę. — Naprawdę nie wiem, o co jej chodzi. Wczoraj wieczorem jeszcze działała, a dzisiaj magicznie przestała. I, uprzedzając twoje pytanie, tak — sprawdzałam, czy wciąż jest podłączona do prądu. Docisnęłam nawet wtyczkę, tak na wszelki wypadek — wzdycha cicho, zamykając za nim drzwi, po czym rusza w kierunku salonu z aneksem kuchennym, by pokazać Grahamowi swoją niedziałającą lodówkę. — Mam nadzieję, że masz magiczne dłonie, bo naprawdę wolałabym nie kupować nowej — dodaje, siadając na stołku przy wyspie kuchennej.

Graham Halifax
ambitny krab
nonsens#5543
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Graham z początku nie zatrybił o co chodziło z tym bólem głowy, ale gdy tylko pojawiło się sprostowanie mało co, a i on nie dostałby bólu głowy. Dzieciaki były czymś od czego stanowczo stronił i trzymał się jak najdalej. Pomimo swojej dość dużej aktywności łóżkowej zawsze był cholernie odpowiedzialny w zabezpieczaniu się. Może nie to, że nie lubił dzieci, chociaż to trochę też, ale jednak jego hedonistyczna natura nie pozwalała mu na nawet zastanawianie się nad potomstwem. Kojarzył to tylko z odmawianiem sobie wszystkiego od momentu narodzin, a on tak po prostu nie potrafił. Miał jeszcze naprawdę wiele do przeżycia, wiele do zobaczenia i wiele do poczucia. W jego życiu nie było miejsca na żadne większe zobowiązania prócz prowadzenia własnej firmy. Nie widział się nawet w roli typowego chłopaka, co do dopiero ojca. Nie, nie i jeszcze raz nie.
- Nie mogę powiedzieć, że wiem jak to jest, ale nasłuchałem się już trochę o tej odpowiedzialności od kolegów w pracy i muszę stwierdzić, że to nie dla mnie. - uśmiechnął się rozkładając ręce jakby taka decyzja nie była jego winą.
Oczywiście były też te pozytywne aspekty, o których wspominali mu chłopaki, ale nie potrafił sobie wyobrazić odmówienia sobie jakiegoś wyjazdu bo dziecku będzie smutno czy ma kaszelek. Czuł, że zwiędłby od środka gdyby przyszło mu jakiekolwiek potomstwo wychowywać więc robił co mógł by taka tragedia mu się nie przydarzyła. Najwyżej odesłałby dziadkom, ci pewnie byliby zachwyceni.
- Założę się, że nie takie skromne. W końcu mieszkamy na tej samej ulicy a z tego, co zdążyłem zauważyć gust masz nienajgorszy. - przekroczył za nią próg z uśmiechem - Złośliwość rzeczy martwych. Zawsze nawalają w najmniej oczekiwanym momencie. Mnie ostatnio padła zmywarka akurat po imprezie dla znajomych. Musiałem naczynia myć w wannie zanim się za to wziąłem. - zaśmiał się cicho odstawiając torbę na ziemię i przyglądając się krytycznie lodówce - Mówią, że mam, ale to w trochę bardziej intymnych okolicznościach. - uśmiechnął się do niej nieco zadziornie przez ramię puszczając jej oczko.
W pierwszej kolejności schylił się żeby odłączyć lodówkę z gniazdka. Cokolwiek w niej było powinno utrzymać swoją temperaturę jeszcze przez kilka godzin. Później przyszła pora na przesunięcie jej w taki sposób by mógł zajrzeć na tyły wciskając się pomiędzy nią, a ścianę.
- Możesz podać mi latarkę z torby? - mruknął zza lodówki opadając na jedno kolano i wyciągając w jej stronę swoją dłoń.

Nala Rushford
przyjazna koala
Graham
rzecznik prasowy — ratusz
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
rzeczniczka prasowa i matka czteroletniej Penny, którą wychowuje razem z Dawsonem, do którego wciąż coś czuje, choć udaje, że wcale tak nie jest, więc zaczęła chodzić na randki
Cóż, ona też sądziła, że jest odpowiedzialna i za każdym razem uważa. Do czasu, jak widać, choć naprawdę nie wie kiedy i co poszło nie tak, że Penny pojawiła się na świecie. W końcu jej nie planowała — ona też chciała się jeszcze wybawić, może zwiedzić trochę świata i dopiero z czasem, kiedy poczułaby się gotowa, mogłaby się zacząć zastanawiać nad jakimś potomstwem. Do tego czasu było jednak daleko, ale najwidoczniej los postanowił przekreślić wszystkie jej plany i zrobić jej małą niespodziankę. I, musi przyznać, koniec końców okazała się być ona całkiem przyjemna, choć na pewno wiązało się z nią wiele minusów. Gdyby tak wyliczyć, znając życie wyszłoby ich więcej, niż plusów, ale i tak za nic w świecie nie oddałaby teraz swojej córki, którą kocha ponad wszystko. Poza tym najgorsze za nią — a przynajmniej tak lubi sobie wmawiać, bo nawet nie chce myśleć, co to będzie, gdy Penny wejdzie wiek w nastoletni. Pociesza ją jedynie fakt, że w tym wszystkim nie jest sama i oprócz niej, stresować będzie się też Dawson, gdy ich córka zacznie wychodzić na imprezy i przyprowadzać chłopców do domu. Ale do tego jeszcze kilka lat — na razie jest jej małym, ukochanym i zupełnie niewinnym aniołkiem.
Uwierz mi, też tak mówiłam. To znaczy, nie mam zamiaru wmawiać ci, że ci przejdzie, że zmienisz zdanie i te sprawy, nie, nie. Po prostu byłam na twoim miejscu. Też mówiłam, że to nie dla mnie, a potem… Krótko mówiąc, wpadka. — Wzrusza ramionami, bo nie ma co ukrywać, że jej córka jest właśnie tym. Co nie oznacza, że jakoś mniej ją kocha, bo kocha ją równie mocno, co inne matki, które swoje dzieci planowały, a może nawet bardziej, niż niektóre z nich. — Ale człowiek się przyzwyczaja z czasem, wiesz. Teraz bym jej w życiu nie oddała. Aczkolwiek całkowicie rozumiem twoją decyzję — dodaje po chwili z uśmiechem, bo nie jest z tych kobiet, którym rodzicielstwo zrobiło papkę z mózgu i teraz najchętniej każdego przekonywałaby do swojego potomstwa. Dzieci nie są dla każdego i nie ma w tym niczego złego.
Dziękuję, miło mi to słyszeć — śmieje się, a jego słowa zdecydowanie mile łechtają jej ego. Lubi myśleć, że ma dobry gust i jest naprawdę dumna z tego, co zrobiła z tym domem. Gdy odziedziczyła go po dziadkach, wystrój wnętrza w ogóle do niej nie trafiał i spędziła miesiące, aby wszystko przearażnować. A miała na to sporo czasu, jako że przez dobre trzy lata po urodzeniu Penny w ogóle nie pracowała. — Daj spokój, nawet nie zliczę ile razy samochód odmówił mi posłuszeństwa, jak się gdzieś spieszyłam. Tak jakby wszystkie te urządzenia wyczuwały nasz stres, wiesz? — prycha z rozbawieniem, sięgając po szklankę stojącą na wyspie, aby nalać sobie do niej wodę ze stojącego obok filtra. Kiedy jednak zaczyna ją pić, omal się nie krztusi, słysząc jego komentarz, a jej twarz zalewa czerwony rumieniec, który próbuje schować swoimi ciemnymi włosami. Cóż, zdecydowanie odzwyczaiła się od takich tekstów, jako że ostatnio nie miała czasu na żadne randki, bo swój czas dzieliła między córkę a pracę.
Nie mogę potwierdzić ani zaprzeczyć, ale uwierzę na słowo — odzywa się wreszcie, śmiejąc się cicho pod nosem. Zaraz potem, kiedy jest już pewna, że rumieniec zniknął z jej policzków, zeskakuje ze stołka, aby z otwartej torby wyjąć latarkę i podać ją mężczyźnie. Zamiast jednak po wszystkim wrócić na swoje miejsce przy wyspie kuchennej, kuca obok Grahama, pochylając się odrobinę do przodu, aby zajrzeć na tyły lodówki, starając się mimo wszystko nie przeszkadzać mu w pracy. — I co? Myślisz, że będzie działać czy czas kupić nową? — pyta po chwili, nie kryjąc obawy, bo naprawdę kupno nowej lodówki nie byłoby jej na rękę. Jeszcze bardziej pochyla się w kierunku sprzętu, jakby była w stanie cokolwiek się tam dopatrzeć.

Graham Halifax
ambitny krab
nonsens#5543
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wiele osób mówi, że kiedy już ma się to dziecko, załączają się jakieś rodzicielskie instynkty, o których istnieniu nie miało się wcześniej pojęcia. W przypadku Grahama ciężko o tego typu przebłyski. Chociaż nie miał najgorszego dzieciństwa, to nie utrzymywał już kontaktu z rodzicami na ich własne życzenie. Wyjechał gdy tylko mógł zaciągnąć się do wojska i tyle ich widział. Od wszystkich małych szkrabów trzymał się zdecydowanie z daleka. Nie lubił nawet takich berbeci trzymać bo jeszcze upuści, albo gdzieś uderzy i go skrzyczą. Jedyne przebłyski, jakie kiedykolwiek miewał były w stronę jego młodszej siostry do której podchodził po prostu bardzo opiekuńczo. Potrafił się czasami wtrynić w jej związki, wyciągnąć z klubu, jeśli akurat go odwiedzała czy nastraszyć jakiegoś niedoszłego amanta. W ogólnym rozrachunku nie widział się jednak jako ojciec i tyle. Miał nadzieję, że jemu taka wpadka się nie przydarzy.
- Ouch... - mruknął pod nosem kiedy wspomniała o wpadce - Nie zrozum mnie źle, nie mam nic przeciwko dzieciakom tak długo jak niczego ode mnie nie chcą i nie wchodzą mi na głowę. - uśmiechnął się rozbrajająco przez ramię - Tak, słyszałem. Wielu moich znajomych mówi to samo, a co lepsi złowrogo życzą by i mnie to spotkało. - mlasnął niezadowolony szperając w swojej torbie.
Wizja tego, że ktoś miałby na nim polegać przez następne osiemnaście albo i więcej lat skutecznie odwodziła go od jakichkolwiek myśli na temat potomstwa. Dopiero teraz zapracował sobie na święty spokój oraz możliwość spełnienia wszystkich swoich pragnień. Nie miał zamiaru z tego zbyt szybko rezygnować. Było jeszcze tyle miejsc do zobaczenia, tyle doświadczeń, tyle wspomnień do stworzenia. Nie, zdecydowanie bez żadnych bachorów. To by wszystko zniszczyło.
- Bo tak jest. Drukarka ma do tego chyba specjalne oprogramowanie, bo za każdym razem jak mi się z czymś spieszy nagle brakuje jej tuszu albo się zacina. O samochodach też lepiej nie wspominać, bo te na misjach rozkraczyły mi się już tyle razy, że nie powinienem wrócić w jednym kawałku. - pokręcił głową głośno wypuszczając powietrze z pewną nutą rozczarowania.
To między innymi dlatego nauczył się tak dużo rzeczy robić samemu. Chłonął wszystkie nowe umiejętności jak gąbka bo nigdy nie wiedział kiedy mogą mu się przydać. Tak jak chociażby dzisiaj naprawianie lodówek. Może nie był w tej dziedzinie żadnym maestro ale nawet ta podstawowa wiedza pozwoliła mu wkraść się w łaski tej pięknej kobiety, a to już było tego warte.
- Może kiedyś zdecydujesz się przekonać. - uśmiechnął się do niej trochę bezczelnie wychylając się zza lodówki z wyraźną pewnością siebie.
Tego jednego akurat nigdy mu nie brakowało. To między innymi dlatego tak szybko piął się w wojskowych rangach, a teraz był w stanie prowadzić własną firmę zrzeszającą grono jego naprawdę dobrych znajomych z całego świata. Nie zamierzał ukrywać, że Nala jest bardzo atrakcyjną kobietą i nie widzi jej tylko jako typowej mamuśki, a raczej fakt, że jest mamą aż tak go nie odstrasza.
Odbierając od niej latarkę nawet nie zarejestrował, że nie wróciła na swoje miejsce. Doświetlając sobie przestrzeń za lodówką wsunął się tam trochę głębiej by po krótkiej chwili być w stanie zdiagnozować dość oczywiste źródło problemu. Na jej pytanie odruchowo odwrócił głowę w jej stronę dopiero teraz zauważając, że nachyla się nad jego ramieniem, a kosmyki jej włosów już właściwie na nim spoczywają. Taka bliskość oczywiście w żaden sposób go nie peszyła.
- Jest dość duża szansa, że uda mi się coś z tym zrobić. Znalazłem już winowajcę. - uśmiechnął się stukając w mały zbiorniczek.

Nala Rushford
przyjazna koala
Graham
rzecznik prasowy — ratusz
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
rzeczniczka prasowa i matka czteroletniej Penny, którą wychowuje razem z Dawsonem, do którego wciąż coś czuje, choć udaje, że wcale tak nie jest, więc zaczęła chodzić na randki
To, że jest najmłodsza z rodzeństwa, choć ma naprawdę dużą rodzinę, wcale nie pomogło jej w przygotowaniu się do bycia matką. Jasne, paru braci miało już dzieci, ale nie przebywała w ich towarzystwie na tyle długo, by się do nich przyzwyczaić. Tak po prawdziwe, to nawet trochę ich unikała, bojąc się, że któreś z nich upuści albo zarzygają jej ulubione bluzki. Nic dziwnego, że nie uważała, że będzie dobrą matką i wolała z macierzyństwem jeszcze poczekać, ale niestety przyszło ono szybciej, niż chciała. Całe szczęście ona sobie jakoś poradziła, ale zdaje sobie sprawę, że nie każdy tak ma. Niektórzy naprawdę nie powinni mieć dzieci, o czym przekonała się szczególnie mocno, gdy zaczęła wychodzić z Penny na plac zabaw i poznała innych rodziców oraz ich niewychowane, głośne i wiecznie krzyczące bachory.
Niektórzy to się powinni puknąć w głowę. Nie ma nic gorszego od namawiania do dzieci i twierdzenia, że przejdzie ci, zmienisz zdanie albo jeszcze będziesz żałować — prycha, przypominając sobie słowa paru koleżanek swojej matki, które raczyły ją takimi frazesami tak często, że myślała, że je wzrokiem zamorduje. I naprawdę była bliska temu, gdy już się dowiedziały, że w tej ciąży jest, a słowa a nie mówiłam! padły o wiele razy za dużo. Chyba tylko myśl, że Penny musiałaby się wychowywać bez matki, bo ta siedziałaby w więzieniu za morderstwo, trzymała ją wtedy w ryzach. Wbrew pozorom chciała swoją córkę wychować, być dla nią jak najlepszą matką, choć miała wrażenie, że jest na to jeszcze zdecydowanie za mało odpowiedzialna — ale i to się z czasem zmieniło. Dzięki Penny zmieniła się naprawdę mocno, głównie na lepsze, choć niekiedy ma wrażenie, że już nie potrafi się bawić tak, jak kiedyś, a przecież wciąż jest jeszcze młoda! Mając więc do pomocy swoją rodzinę oraz ojca Penny, wcale nie musi poświęcać córce całego swojego czasu i może skupić się również na sobie.
Na misjach? Jesteś wojskowym? — pyta zaskoczona, bo, co już wcześniej zostało wspomniane, tak naprawdę niewiele wie o swoim sąsiedzie. Nigdy nie mieli okazji do dłuższej rozmowy i jest ciekawa, czy po dzisiejszej akcji, jeszcze będą jakąś mieli. Musi bowiem przyznać, że całkiem przyjemnie jej się z nim rozmawia — tak, jakby poznali się już dawno temu, a nie w zasadzie dopiero co. Z drugiej strony, gdy rzuca tymi śmiałymi komentarzami w jej stronę, czuje się trochę jak ta głupia nastolatka, która rumieni się za każdym razem, gdy chłopak, który się jej podoba, chociaż na chwilę na nią spojrzy. No ale trochę nic dziwnego, nie miała styczności z mężczyznami, a przynajmniej na tym romantycznym poziomie, od niemal pięciu lat, więc można rzec, że już wyszła z wprawy.
Czy to jakaś propozycja, Graham? — pyta odrobinę zadziornie, spoglądając na niego spod uniesionych brwi. Przez moment przez jej głowę przechodzi myśl, co powiedziałby na to Dawson, ale przecież to wcale go nie dotyczy, już nie. Dlatego odpycha tę myśl od siebie i uśmiecha się szeroko do sąsiada, gdy przyznaje, że udało mu się namierzyć winowajcę zepsutej lodówki. Jej również nie przeszkadza ta bliskość, która poniekąd jest jej winą, ale mimo to cofa się odrobinę, aby mu nie przeszkadzać, choć oczywiście zanim to zrobiła, nie omieszkała przez chwilę lepiej przyjrzeć się jego przystojnej twarzy.
To bardzo dobra wiadomość. — Kiwa głową, podnosząc się z kucek, po czym podchodzi do kuchennej wyspy, aby oprzeć się o nią tyłkiem. — Naprawdę nie wiem, jak ci się odwdzięczę, jeśli doprowadzisz ją do stanu używalności — dodaje, wciąż się uśmiechając, bo to chyba pierwsza dobra wiadomość dzisiejszego dnia. I ma nadzieję, że jedna z wielu i ten dzień stanie się chociaż odrobinę lepszy.

Graham Halifax
ambitny krab
nonsens#5543
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Aaaaameeen, siostro. - uśmiechnął się wesoło ciesząc się z faktu, że w końcu ktoś to zrozumiał.
W dodatku była to kobieta, co nie zdarzało się aż tak często. Prawie każda laska w pewnym wieku, z którą się umawiał, zawsze mówiła mu dokładnie te słowa. Odmieni ci się, dzieci to samo dobro i tak dalej i tak dalej. Nie miał nic przeciwko cudzym pociechom, ale no właśnie... Tak długo jak były cudze. Sam robił wszystko by takim szczęśliwym, bądź też nie, rodzicem nie zostać. Nigdy tak naprawdę nie myślał o potomstwie. Swoim zdaniem nie nadawałby się na ojca. Miał dość słaby przykład, więc pewnie robiłby wszystko na odwrót, co też jakoś skrzywiłoby jego syna bądź córkę. Po prostu w inny sposób niż jego staruszkowie skrzywili jego. Poza tym nie miał zamiaru rezygnować ze wszystkiego, co do tej pory osiągnął żeby przez następne osiemnaście lat siedzieć z domu z jakimś darmozjadem. Tak. Z tego oraz wielu innych powodów po prostu nie nadawałby się na ojca.
- Byłem od osiemnastego roku życia, ale skończyłem z tym jakieś cztery lata temu. Najeździłem się już po różnych frontach, nasiedziałem w tych bazach. Miałem dość wyzyskiwania przez własne państwo więc skrzyknąłem kilku dobrych przyjaciół, założyłem własną firmę i teraz to ja wybieram gdzie chłopaki oraz dziewczyny lądują oraz za jakie pieniądze. - odezwał się zza lodówki nadal poszukując źródła problemu - Mogę też z dumą powiedzieć, że dzięki temu nie straciłem bezsensownie żadnych przyjaciół, a większość nawet wraca bez szwanku do rodziny, więc koniec końców to chyba dobra decyzja. - wychylił się na chwilę z szerokim uśmiechem.
W sumie sam nie był do końca pewien jak to się stało, że jego firma tak szybko urosła. To miał być po prostu sposób na przeżycie po odejściu ze służby, bo jak wiadomo na państwowe wsparcie liczyć nie można, ale po zaledwie kilku latach zrobił się z tego cholernie lukratywny biznes. Dołączyło do jego firmy tyle osób, że nie mógł już do końca powiedzieć, że wszystkich zna. Wiele osób było z polecenia i polegał na tym, że osoby polecające wiedzą, co robią. Ufał im. Wygląda na to, że jeśli traktujesz ludzi z godnością i dbasz o ich tyłki wolą zarabiać u ciebie mniejsze pieniądze niż dostaliby w którejś z większych firm, ale mieć to zapewnienie, że nie zostaną pozostawieni sami sobie. On jako były wojskowy taką gwarancję dawał. Nikt nie zostaje na polu walki.
- Tylko jeśli chcesz żeby była. - uśmiechnął się do niej filuternie przyglądając się bliżej tej ładnej buźce - tak, zdecydowanie mu się podobała.
Jej córeczka zawsze skutecznie trzymała go z daleka, ale teraz gdy byli sami w jej domu nie miał żadnych oporów by trochę z nią poflirtować. To, że ma dziecko nie przekreślało jej w jakiś magiczny sposób ani nie odbierało jej urody. Była jedną z najgorętszych mam, jakie widział. Zdecydowanie warta grzechu.
- To bardzo proste. Umówisz się ze mną na randkę. - wyszczerzył się do niej wychylając się ponownie zza lodówki, gdzie już rozpoczął demontaż wadliwej części.

Nala Rushford
przyjazna koala
Graham
rzecznik prasowy — ratusz
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
rzeczniczka prasowa i matka czteroletniej Penny, którą wychowuje razem z Dawsonem, do którego wciąż coś czuje, choć udaje, że wcale tak nie jest, więc zaczęła chodzić na randki
Ma wrażenie, że im więcej czasu mija, tym mniej słychać o tym, jak to dzieci są ważne, że każdy powinien je mieć, a tym, którzy nie chcą, na pewno się odmieni. Owszem, nadal to słyszy od osób starszych, z pokolenia wyżej, do którego należą jej rodzice, ale to młodsze zazwyczaj ma już inne zdanie. Ot, inne czasy, prawdopodobnie. Ona zdecydowanie nie będzie męczyć swojej córki o wnuki, co to, to nie! Według niej to kwestia indywidualna i każdy powinien decydować za siebie, a nie wtrącać się w sprawy innych. Szkoda tylko, że niektórzy tego nie rozumieją, szczególnie sąsiadki jej rodziców, których nie znosi i uważa je za stare, wścibskie babska. Nawet nie zliczy ile razy szeptały o niej za jej plecami, plotkując o niej, gdy myślały, że nie słyszy, a potem ją zaczepiały i zadawały szereg pytań, na które nigdy nie miała ochoty odpowiadać. Całe szczęście, że nie wszyscy tacy są.
Podziwiam każdego, kto z własnej woli wstępuje do wojska — stwierdza, kiwając z uznaniem głową. Wojsko zawsze kojarzyło jej się z ciężką pracą, okropnymi warunkami i śmiercią. Domyśla się, że nie zawsze tak jest i, szczególnie śmierć, to raczej skrajne przypadki, ale przez to, ile człowiek się nasłucha w telewizji czy internecie, wydaje się to być pracą pełną poświęcenia. Ona zdecydowanie nie mogłaby nic takiego robić — nie dlatego, że nie chciałaby się poświęcić, a zwyczajnie jest zbyt słaba, leniwa i niezbyt odważna. Na bank poddałaby się już po pierwszym dniu treningu. — Tak, myślę, że to była zdecydowanie dobra decyzja, biorąc pod uwagę jej plusy. — Również się do niego uśmiecha, po czym zerka na zegarek. I to nie tak, że chciałaby, aby jak najszybciej naprawił jej lodówkę i sobie poszedł, bo naprawdę dobrze jej się z nim rozmawia, ale niestety została jej godzina do umówionego spotkania. Spotkania, które najchętniej by przełożyła, ale im szybciej do niego dojdzie, tym szybciej będzie miała go z głowy.
Nie odpowiada na jego słowa, ale jej mina mówi, że naprawdę się nad tym zastanawia, choć cichy głosik podświadomości mówi jej, że może nie jest to taki dobry pomysł. Za długo jednak tego głosiku się już słuchała — minęły cztery długie lata odkąd po raz ostatni spotykała się z jakimś facetem, a przecież wciąż jest młodą, atrakcyjną kobietą. Niestety nie na długo, więc naprawdę powinna coś z tym zrobić, póki ma jeszcze okazję. Nie chce przecież być samotną matką do końca swoich dni! Oczywiście doskonale wie, że czteroletnie dziecko dla niektórych będzie przeszkodą, ale musi mieć nadzieję, że nie każdy mężczyzna ucieknie na widok Penny.
Randka? — powtarza, jakby bała się, że przez przypadek źle usłyszała. Na jej ustach pojawia się jednak szeroki uśmiech, a serce odrobinę przyspiesza z ekscytacji, bo przecież tego właśnie chciała, tak? Randek z przystojnymi mężczyznami — ni mniej, ni więcej, aby nie robić sobie żadnych nadziei. Plus jest taki, że Graham już wie, że ma córkę, więc nie musi się martwić, jak zareaguje na tę wiadomość. A skoro wie, to widocznie jakoś mocno mu to nie przeszkadza. To jej w zupełności wystarczy. — Stoi, niech będzie randka — odzywa się po chwili z zadowoleniem, przygryzając delikatnie dolną wargę. — Piątek o dziewiętnastej? Miejsce możesz wybrać ty — rzuca, czując jak powoli wkrada się stres. W końcu na porządnej randce nie była już od pięciu lat i kompletnie zapomniała już, jak to jest. Wycofać się jednak nie zamierza.

Graham Halifax
wybacz, że tak późno, ale najpierw święta, a potem urlop trochę mnie wybiły z rytmu </3
ambitny krab
nonsens#5543
ODPOWIEDZ