lorne bay — lorne bay
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

[akapit]

Każdego jednego dnia w Lorne Bay czuła się pewniej i swobodniej, a przynajmniej tak próbowała sobie wmawiać. Z jednej strony tęskniła za życiem w mieście i swoją pracą, a z drugiej… traktowała trochę kawiarnię jak kolejny projekt. Tylko dodatkowo także emocjonalny. To miejsce było poniekąd jej domem, miała z nim mnóstwo pozytywnych wspomnień i nie potrafiła z niego zrezygnować i dlatego postawiła wszystko na jedną kartę, dlatego zaryzykowała i tkwiła na prowincji. Na jak długo? Na zawsze? Tego powiedzieć nie potrafiła.

[akapit]

Zawsze była perfekcjonistką. Pracowitą perfekcjonistką. Z każdym kolejnym dniem przygotowywane przez nią babeczki miały ładniejszy kształt, a pianka na kawie odpowiednią konsystencję. Spędzała w kawiarni większość swojego dnia – przychodziła wcześnie, wszystko przygotowywała, piekła i rozliczała, żeby później czarować klientów szerokim uśmiechem i razem z resztą personelu pilnować, by to miejsce funkcjonowało. I zostawała do końca. Zazwyczaj wszyscy już wychodzili, a ona ciągle tkwiła za ladą albo przy stoliku ze stertą dokumentów i próbowała interes ogarnąć od strony papierologii. I tak co wieczór.

[akapit]

Zaczęłam poznawać twarze stałych klientów. Starała się wzbudzić ich sympatię, zagadać chociażby o pogodzie i ładnie się uśmiechnąć. Jego również zaczęła kojarzyć… znała ulubione zamówienie i wiedziała, że przychodzi tu pracować w dziwnych godzinach. Zazwyczaj był ostatnią osobą, która opuszczała lokal i wyglądało na to, że dzisiaj nie będzie inaczej.

[akapit]

Zamknęła komputer i omiotła spojrzeniem wnętrze lokalu, zatrzymując je ostatecznie na mężczyźnie przy stoliku obok. Uśmiechnęła się nieznacznie, przez moment przyglądając mu się bez słowa. W końcu jednak przerwała ciszę – Jeszcze parę takich wieczorów i zacznę ci wystawiać rachunki za wynajmowanie miejsca do pracy. – rzuciła swobodnie, zdecydowanie żartobliwie i podniosła tyłek zza swojego stolika, żeby ruszyć w jego kierunku, nie odwracając od niego spojrzenia i nie przestając się uśmiechać – Ostatnio zastanawiałam się, czy wychodząc stąd, gdy zamykam… wracasz do pracy, czy jednak czasami robisz też coś innego? – bo póki co w jej oczach był pracoholikiem, co wydawało jej się znajome i bliskie, nawet bardziej niż powinno – Earline – przedstawiła się, wyciągając pewnie dłoń w kierunku mężczyzny, bo chociaż zdążyli wymienić parę słów, nie przypominała sobie by mogli się sobie kiedykolwiek przedstawić.
ambitny krab
nie#5225
Smutny wydawca — Kanapa w domu ojca?
39 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechał do Lorne Bay po prawie 20 latach, bo umiera jego nieprzyzwoicie bogaty ojciec.
jeden

Spędził w Lorne Bay już wystarczająco wiele dni, by jego organizm mógł przyzwyczaić się do zupełnie innej strefy czasowej, a mimo to wciąż pracował głównie wieczorami i nocą. Chętnie udawałby, że jest na tyle kochającym i martwiącym się synem, że większość dnia spędza w szpitalu, przy łóżku nieprzytomnego ojca, a troska o tego starego drania nie pozwala mu skupić się na niekończących się mailach, sprawach do załatwienia i zobowiązaniach, których podjął się jeszcze w domu.
Prawda była jednak dużo bardziej prozaiczna: nawet jeśli Salinger dorastał w wielkiej willi w Lorne Bay, z basenem i idealnie zielonym trawnikiem, który zdawał się ciągnąć bez końca, to już od wielu lat nie traktował tego miejsca jak domu. Nie wracał do domu, kiedy już musiał spakować walizkę i wsiąść do samolotu, by z lotniska odebrał go prywatny kierowca i zawiózł do Lorne Bay, on po prostu odwiedzał rodziców. Domem, który wybrał sobie sam, było zupełnie inne miejsce – takie, które wybrał sobie sam, z dala od ojca, wiosny w listopadzie i w innej strefie czasowej. Kiedy ostatni rozbitkowie opuszczali kawiarnię, a Earline zamykała laptopa i wybierała się do domu po całym dniu, w Anglii dzień dopiero nabierał tempa. Wiele rzeczy mógłby załatwić, dostosowując się do australijskiego czasu, o czym doskonale wiedział. Świat się nie zawali, jeśli ktoś poczeka na odpowiedź kilka godzin dłużej, a spotkanie na skypie odbędzie się nieco wcześniej niż zwykle, ale tutaj na wierzch wychodził chyba idiotyczny upór Salingera. On po prostu nie chciał przestać funkcjonować w swojej strefie czasowej i przestawiać się na tę w Lorne Bay. On był tutaj tylko gościem, prawda?
Miejmy nadzieję, że gdy przyjdzie pora wyjazdu, Lorne Bay wyprosi go równie miło, jak teraz robiła to ta dziewczyna z kawiarni.
Podniósł wzrok znad tekstu, który właśnie czytał i spojrzał na Earline łagodnie, choć z lekkim zdziwieniem. Nie zarejestrował, że robi się już późno, a już na pewno nie przyszło mu do głowy, że powinien się wkrótce zbierać. - Całkiem słusznie, niedługo sam poczuję, że powinienem dorzucać się wam do prądu – powiedział to ze swobodą bogatego, rozpieszczonego dzieciaka, dla którego pieniądze nigdy nie stanowiły problemu, więc mógł z nich bez trudu żartować. - Salinger – wstał, zanim podał jej dłoń na przywitanie. Dzięki temu mógł przyjrzeć się uważniej Earline i tej jej spódnicy w cętki. Jeśli to w ogóle były cętki. Jak przystało na syna swoich rodziców, Salinger miał małą obsesję na punkcie imion i bardzo chętnie by ją o to spytał, ale w tej chwili jedno pytanie wydało mu się ważniejsze. - Dlaczego po pracy zastanawiasz się nad tym, co robię? – spytał, nie kryjąc rozbawienia, zupełnie jakby przyłapał ją na jakimś wstydliwym wyznaniu.
Jezu, oby tylko nie musiał wkrótce szukać sobie nowej kawiarni do okradania jej z prądu i stolika.

Earline Broadbent
ambitny krab
nick
lorne bay — lorne bay
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

[akapit]

Gdy wstał, gdy zmniejszył między nimi dystans w tym zaledwie minimalnym stopniu mogła zrobić dokładnie to samo, co zrobił on – zmierzyć współrozmówcę wzrokiem. Może nie miał spódnicy w cętki, ale i tak był to miły dla oka obrazek. Zatrzymała się na jego twarzy, również przystojnej – musiała to sama przed sobą przyznać, chociaż starała się o tym nie myśleć. Nie przyjechała do Lorne romansować – powtarzała sobie to jak mantrę, chociaż coraz częściej się łamała i flirt przychodził jej z zaskakującą łatwością. Nie, żart. Była kiepska w flirtowaniu, a jeszcze gorsza w odbieraniu flirtu.

[akapit]

Za to uśmiechała się niezmiennie pięknie.

[akapit]

- Dobre pytanie… – pochwaliła, zakładając ręce na piersi i opierając się tyłkiem o stolik obok tego przy którym stał Salinger. Nie stała nad nim i nie poganiała, żeby już teraz natychmiast kończył i się wynosił, bo musiała umyć podłogę. Aż tak się nie spieszyła. Zresztą… do czego? Pustego mieszkania? Całkowitego braku zajęcia? Kieliszka wina wypitego przy akompaniamencie durnego serialu na netflixie? Nie miała do czego się spieszyć – Na które nie znam tak do końca odpowiedzi. – nie zamierzała kłamać! – Ale może dlatego, że statystycznie rzecz biorąc spędzasz tu najwięcej czasu za wszystkich gości, więc cię zapamiętałam? A może przypomina mi to… mnie, gdy wychodziłam z biura jako ostatnia, wracałam do domu i dalej pracowałam? – rozłożyła bezradnie ramiona, bo naprawdę nie wiedziała! A możliwość była jeszcze jedna – równie prawdopodobna jak dwie poprzednie – A może zwyczajnie koślawo próbuję z tą flirtować? Nie wiem i prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy. – błysnęła kłami w szerokim uśmiechu i jeszcze raz przesunęła wzrokiem po męskiej sylwetce, a zaraz też spojrzała w kierunku jego komputera. Przeszkadzała mu, prawda? Przeszkadzała mu w pracy, a jednak nie zbył jej machnięciem ręki. Może jednak nie był jak ona przed przeprowadzka do Lorne?

[akapit]

Napijesz się jeszcze czegoś? – zaproponowała swobodnie – No i proszę… ze względu na moją wrodzoną ciekawość musisz odpowiedzieć. Czy pracujesz jeszcze po wyjściu stąd, czy to koniec pracy? – teraz też?



salinger lewis
ambitny krab
nie#5225
Smutny wydawca — Kanapa w domu ojca?
39 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechał do Lorne Bay po prawie 20 latach, bo umiera jego nieprzyzwoicie bogaty ojciec.
Niewątpliwie był pracoholikiem, ale wcale się za niego nie uważał. Ciężka praca, która pochłaniała ci masę czasu i z której zwykle i tak nie byłeś zadowolony, przychodziła mu jako coś naturalnego – tego nauczył go ojciec, który rzadko wracał do domu na rodzinny obiad. Pracoholizm w wydaniu starego Lewisa był czymś złym, od czego Salinger starał się uciekać, bo przecież nie chciał powtarzać zachowań ojca. On po prostu dużo pracował, bo tego wymagało bycie szefem – ludzie ciągle czegoś od niego chcieli, a on musiał trzymać rękę na pulsie, przekonany, że świat się zawali, jeśli weźmie wolne na dłuższą chwilę. Już teraz trochę cierpiał, przebywając na innej półkuli niż większość jego współpracowników, gdy odpisywał na maile z opóźnieniem i musiał przekazać część obowiązków komuś innego. Nie chodziło tylko o to, że nie miał teraz głowy do przeprowadzania rozmów czy pokazywania się publicznie, bardziej obawiał się komentarzy, gdyby to zrobił. Dziennikarze zwykle należą do dość dobrze poinformowanych, a przecież wiadomość o wypadku jego ojca wyciekła do prasy jeszcze zanim Salinger zdołał dotrzeć do szpitala. Czasami nienawidził mediów i nie umiał powiedzieć, czy nienawidzi ich bardziej czy mniej za to, że sam jest ich częścią.
Z tego, co zdążył się zorientować, rozmawiał właśnie z właścicielką kawiarni, więc jej praca – ta wcześniejsza, w biurze, o którym wspomniała – naturalnie go zainteresowała. Mimo to nie chciał pytać. Póki co Earline wciąż była tylko dziewczyną z kawiarni i im mniej to wszystko było skomplikowane, tym lepiej. - Też wychodziłaś ostatnia, bo dostawałaś w tym biurze niezłą kawę? – spytał, nie próbując nawet udawać, że rozmawia z nią na poważnie. W międzyczasie pochylił się, by zamknąć wreszcie laptopa i zebrać pozostałe rzeczy – ładowarkę, myszkę bezprzewodową, dwa telefony… Wystarczyło tylko na niego spojrzeć, by zrozumieć, że owszem, powinien się do tego prądu dokładać. - Koślawo? – powtórzył za nią, przyglądając się kobiecie z rozbawieniem. - Wiesz, mówią, że praktyka czyni mistrza. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale może nie zaszkodzi spróbować – zasugerował dość niezobowiązującym tonem i wpakował wszystkie swoje pożeracze prądu do torby. Uśmiechnął się, słysząc jej kolejne pytanie i po prostu przytaknął: - Pracuję po wyjściu stąd, ale to dlatego, że późno zaczynam. Gdyby było inaczej, przychodziłbym tutaj zaraz po otwarciu – wyjaśnił, bo rano zwykle był w szpitalu albo próbował odespać kolejną noc zarwaną na rozmowach z Londynem. - I tak, chętnie się jeszcze czegoś napiję. Ale nie tutaj – zastrzegł i zmarszczył czoło: - Chodzisz czasem do innych knajp w tym mieście czy uważasz to za wspieranie konkurencji? Pytam, bo chciałbym cię zabrać na drinka, ale jeśli masz swoje zasady, możemy kupić wino w sklepie – na szczęście aktualnie mieszkał z mamą, więc nie zaproponował, żeby od razu wypili to wino u niego.

Earline Broadbent
ambitny krab
nick
lorne bay — lorne bay
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

[akapit]

Spojrzała na niego wymownie, jakby właśnie rzucił największą głupotą w całym wszechświecie i to zupełnie nieistotne, że oboje byli w tym momencie nie do końca poważni. Fakt jednak był taki, że… - Była obrzydliwa. – dlatego nie piła kawy w biurze, dlatego wiecznie urządzała sobie wycieczki do pobliskich kawiarni, albo niczym najgorsza postać w filmie – wysyłała tam stażystów albo praktykantów. No cóż, bywa. Zresztą to już chyba za nią – gdyby ją teraz zobaczyli za ladą, parzącą kawę chyba umarliby ze śmiechu. Czasami się nad tym zastanawiała… czy naprawdę przeżyła tak duży regres osobisty? Czy przejęcie odpowiedzialności za miejsce, które było ważne dla jej rodziny to coś złego? Tylko dlatego, że nie jest w tym momencie korposzczurem? Jeszcze nie podjęła ostatecznej decyzji.

[akapit]

- Czyli… mam zielone światło i zgłaszasz się na ochotnika, żebym mogła próbować na tobie? Świetnie! – zażartowała, a zdecydowanie ładny uśmiech na dobre zagościł na jej twarzy – I tak długo jak nie powiesz mi, że w tej knajpie na rogu serwują lepszą kawę i mają lepszą obsługę i właściwie to tam mnie chcesz zabrać, żebym się czegoś nauczyła tooo… daj mi pięć minut. – bo nie miała nic przeciwko wspieraniu konkurencji tak długo jak nie była to konkurencja! Nie serwowała tutaj innego alkoholu niż prosecco do weekendowych śniadań (co było jej wielkomiejskim wymysłem i nie miała pojęcia jak lokalna społeczność na niego zareaguje), więc nie mogła mu nic zaproponować – Bo proszę cię… czy wyglądam na kogoś, kto ma zasady? – zażartowała, ale lepiej dla niego, żeby nie odpowiadał. Błysnęła do niego szerokim uśmiechem, zamknęła kasę, zdjęła fartuszek, który zabezpieczał jej panterkę i torbę przerzuciła przez ramię – Knajpa przy plaży… tam mają najlepsze drinki. Jeśli wino ze sklepu to mieszkam niedaleko, ale równie dobrze można je wypić na plaży… skoro i tak cierpisz na bezsenność. – bo jak to sam stwierdził – późno zaczynał – mogła się więc tylko domyślać dlaczego tak się właśnie działo – Inna strefa czasowa? – zgadywała, ale po tym jak jednocześnie zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów – wcale nie tak dyskretnie jakby mogła – coś jej podpowiadało, że się nie myliła.

[akapit]

Gestem wskazała na drzwi, bo wystarczyło tylko wszystko zamknąć i mogli ruszyć w dowolnie wybranym przez niego kierunku.


salinger lewis
ambitny krab
nie#5225
Smutny wydawca — Kanapa w domu ojca?
39 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechał do Lorne Bay po prawie 20 latach, bo umiera jego nieprzyzwoicie bogaty ojciec.
Zanotował sobie w pamięci, że knajpa na rogu to drażliwy temat dla ego Earline, więc nie powinien wspominać o tym miejscu w towarzystwie swojej nowej… koleżanki. Skoro już sama o tym wspomniała, pewnie nie oprze się pokusie, by odwiedzić tę drugą kawiarnię w najbliższej przyszłości. Na szczęście to tylko niewielkie Lorne Bay, więc nie powinien mieć problemu ze znalezieniem tego miejsca – W Londynie każdy róg miał swoją knajpę, więc tam zadanie byłoby o wiele trudniejsze. Ale teraz nie był w Londynie, wciąż był w Lorne Bay i mógł iść gdzieś z Earline. Gdzie? Jeszcze nie wiedział, ale wiedział, że z pewnością zamierzał się jej trzymać. Było coś przyjemnie odświeżającego w tym, że dziewczyna albo nie wiedziała, kim był, albo zachowywała się, jakby nie miało to żadnego znaczenia. A po prawie czterdziestu latach bycia Salingerem Lewisem był nim już na tyle zmęczony, że miło było czasami pobyć po prostu facetem z kawiarni.
– Knajpa przy plaży brzmi okej – zadecydował. Kawiarnia zaczęła pustoszeć pewnie już jakiś czas temu, a on nie zamierzał już dzisiaj pracować, więc nagle zatęsknił za głośną muzyką, jeszcze głośniejszymi rozmowami i alkoholem, który pił jak porządny człowiek przy stoliku, obok kobiety, a nie w swojej wannie. - Rozumiem, że po pracy w kawiarni zamieniasz się w profesjonalną testerkę drinków, skoro wiesz, gdzie robią te najlepsze? – dopytał jeszcze, wyraźnie drażniąc się z Earline, ale nie mógł się powstrzymać. Mógłby co najwyżej przybić sobie z nią piątkę, bo zainteresowania Salingera kręciły się wokół podobnych tematów.
Słysząc jej pytanie, w pierwszej chwili po prostu przytaknął ruchem głowy. Nie miał ochoty wyprowadzać Earline z błędu i mówić jej, że wcale nie walczył z bezsennością – a przynajmniej nie bardziej niż w Londynie – a po prostu dalej próbował funkcjonować w bardziej angielskich godzinach i spał do obiadu, żeby potem mógł w czasie pracy zadzwonić do kogoś bez ryzyka, że go obudzi. - Mhm, jakieś jedenaście godzin wcześniej. Czyli… - urwał, żeby spojrzeć na zegarek - czyli ludzie tam dopiero wstają z łóżek i zaczynają dzień, który my już kończymy. Nie wiem, czy ten pomysł bardziej mi się podoba, czy jednak bardziej smuci – zgarnął swoje rzeczy i ruszył z nią do wyjścia, cierpliwie czekając, aż Earline wszystko zamknie.

Earline Broadbent
ambitny krab
nick
lorne bay — lorne bay
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

[akapit]

Zastanowiła się chwilę. Właściwie to wyglądała jakby właśnie decydowała o przyszłych losach całego narodu, a nie zastanawiała się, czy faktycznie można ją uznać za profesjonalną testerkę drinków. Ostatecznie jednak pokiwała głową tak, że ciężko było stwierdzić jaka jest jednoznaczna odpowiedź – Powiedzmy, że duża ilość wolnego czasu to nie jest coś, do czego przywykłam… i nie lubię też pustych czterech ścian. Testowanie drinków wydaje się być najłatwiejszym rozwiązaniem na spędzanie wieczoru. – starała się zabrzmieć dyplomatycznie. Nie była może największą imprezowiczką w mieście, ale faktycznie spędzała sporo czasu poza domem. Nie lubiła samotności. Wbrew pozorom praca w kawiarni miała swoje plusy – większość dnia otaczała się ludźmi, którzy chociaż trochę zagłuszali jej samotność. Bo tak, musiałaby przyznać sama przed sobą, że bywały momenty, w których czuła się samotna. Była samotna. Cholernie nieprzyjemne uczucie. Może właśnie dlatego tak łatwo zgodziła się na propozycję mężczyzny z kawiarni. Bo tak… może to wyjątkowa ignorancja, ale dla Earline pozostawał mężczyzną z kawiarni. Chociaż może kiedyś będzie miała okazję go zgooglować.

[akapit]

- Chyba by mi się podobał… – znowu musiała się zastanowić nad odpowiedzią, jednocześnie zamykając drzwi, wrzucając klucze do torebki i wskazując kierunek, w którym powinni się udać – Ale tylko strzelam, nie byłam w takiej sytuacji. Dwa i pół tysiąca kilometrów to jednak nie jedenaście godzin w strefach czasowych. – spojrzała na Salingera i uśmiechnęła się pod nosem – Ale wiesz, że to rodzi kolejne pytania… dlaczego pozwoliłeś mi się oderwać od pracy. – i właśnie zmierzał z nią w kierunku baru – I co w ogóle robisz w Lorne Bay? – skoro praca była dla niego na tyle ważna, że zarywał dla niej nocki i nie postanowił się przerzucić jednak z nią na australijską strefę czasową. Z drugiej strony jakaś jej część odetchnęła… dobrze było spotkać tu kogoś, kto podobnie jak ona został wyrwany z innego świata i na powrót wciśnięty do niewielkiego miasteczka, w którym łatwo znaleźć „kawiarnię na rogu”. Czy dla niego to też był regres osobisty? Czy żałował? W jej głowie pojawiło się mnóstwo kolejnych pytań, których jednak nie zamierzała zadawać od razu. Nie chciała wyjść na wariatkę… przynajmniej nie w ciągu kilku pierwszych chwil. Zamiast tego nie spuszczała z niego spojrzenia i nie przestawała się uśmiechać. Łagodnie, ładnie… zaskakująco swobodnie jak na pierwsze spotkanie i to zupełnie nieplanowane.


salinger lewis
ambitny krab
nie#5225
Smutny wydawca — Kanapa w domu ojca?
39 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechał do Lorne Bay po prawie 20 latach, bo umiera jego nieprzyzwoicie bogaty ojciec.
Nie nazwałby odpowiedzi Earline dyplomatyczną. Była przede wszystkim… smutna? W jakimś stopniu go to zaskoczyło: Earline, z tym swoim uśmiechem i spódnicą w panterkę, na pierwszy rzut oka wcale nie wydawała się być smutna. Nie wydawała się też samotna, ale to znaczyło tylko, że potrafiła robić niezłe pierwsze wrażenie. W przeciwieństwie do Salingera, który od razu został uznany za pracoholika. Nie zamierzał jednak marudzić, przecież sam sobie zasłużył, przesiadując tu niemal do samego zamknięcia.
– Która jest godzina dwa i pół tysiąca kilometrów stąd? – zainteresował się, zerkając na dziewczynę. Pytanie mogło wydawać się dziwne (prawdopodobnie nawet zwyczajnie było dziwne), ale czas wydawał się Salingerowi nieco mniej abstrakcyjny niż odległość. Ciężej było mu myśleć o tym, że jego bliscy są teraz ileś kilometrów od niego, łatwiej było to przełożyć na czas: jego bliscy dopiero zaczynali dzień, a o tym, że był daleko od domu świadczyło to, że w świecie Salingera było już na tyle późno, że zamykano kawiarnie. Było w tej myśli coś absurdalnego. Wyjechał z domu chwilę temu, ale gdy już dotarł do Australii, jego życie w Londynie wydawało mu się bardzo odległe i nierzeczywiste. Nie wiedział, jak to działało, skoro on właśnie wychodził z Earline z lokalu, a dziewczyna, która czekała na niego w Anglii, mogła dopiero pić poranną kawę. A skoro tak, tym ciężej było mu zmusić się do pracy – ludzie, z którymi pracował, mieli jeszcze cały dzień, by im odpowiedział. - Nie mówiłaś przypadkiem, że potrzebujesz pomocy w ćwiczeniach z flirtowania? Postanowiłem zgłosić się jako wolontariusz, to wydaje mi się pilniejsze niż moja praca – nie uważał siebie za pracoholika w tym samym sensie co Earline. On po prostu… był szefem, więc pracował na okrągło, bo czuł się za to odpowiedzialny. Nie miał wymagających projektów ani przełożonego-tyrana, miał tylko geny swojego ojca, przez co nie mógł odpuścić i zrezygnować z nawet odrobiny kontroli. - A, ja jestem z Lorne Bay. Przyjechałem do rodziców – wzruszył ramionami, mówiąc o tym takim tonem, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Przecież… trochę była. Nie miał kompleksu dziecka wychowanego w małym mieście, nie czuł się też lokalnym patriotą. Wychował się w Lorne, potem stąd wyjechał, a teraz odwiedził matkę i umierającego ojca – nic nadzwyczajnego. - A ty? - odbił piłeczkę.

Earline Broadbent
ambitny krab
nick
lorne bay — lorne bay
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

[akapit]

Nie należała do osób, które mówiły cokolwiek i kiedykolwiek by wzbudzić w kimkolwiek litość. Nie chciała zarażać smutkiem, przygnębieniem czy tym cholernym czymś, co dopadało ją, gdy wracała do pustego mieszkania, patrzyła na leżącego na stole laptopa i wiedziała, że raczej nie czeka tam na nią sterta nieodebranych maili. Życie dość szybko zweryfikowało ilość znajomych i przyjaciół, gdy tylko wypadła po za odpowiednią dzielnicę. Dwa i pół tysiąca kilometrów.

[akapit]

- Godzinę do przodu… Sydney. – wyjaśniła, zgarniając kosmyk ciemnych loków za ucho – Mieszkałam w Sydney. – właściwie Sydney było jej domem od wielu lat. Wyprowadziła się jeszcze jako dzieciak, postanowiła się usamodzielnić i uważała, że wyszło jej to naprawdę dobrze. Na pewno lepiej niż początkowo przypuszczała. Studia, praca, mieszkanie, wygodne życie… nigdy nie przypuszczała, że jeszcze kiedykolwiek wróci w rodzinne strony. I zamykając kawiarnię babci będzie się zastanawiała, co o tej godzinie robią jej znajomi i przyjaciele. Tak, bo chociaż różnica nie była tak duża, to jej myśli uciekły w podobnym kierunku, co te Salingera. Nawet na moment się nad tym zawiesiła, przez myśl przebiegło jej, co ona sama o tej godzinie by robiła… czy byłoby lepiej? Oczywiście, że byłoby lepiej. Czy warto było wracać? Tego niestety jeszcze stwierdzić nie potrafiła.

[akapit]

- Ah no tak… flirtowanie! – ocknęła się, rozpromieniła i ponownie przeniosła wzrok na mężczyznę – Widzisz? Nie jestem szczególnie łatwym przypadkiem, także musisz się uzbroić w cierpliwość. A ja muszę sobie przypomnieć jak to się robi i że Johnny Bravo to jednak kiepski wzór do naśladowania – zażartowała, odwróciła się w stronę Salingera, właściwie przez moment wyprzedziła go o krok i maszerowała tyłem, nie spuszczając z niego wzroku – Teraz zastanawiam się, czy jest szansa, że kiedykolwiek wcześniej się spotkaliśmy… – raczej nie, bo jednak różnica wieku w tamtym okresie byłaby tu nie do przeskoczenia. Byłaby dla niego tylko upierdliwą gówniarą – Jestem z Lorne Bay. Przyjechałam do… do kawiarni właściwie. – wzruszyła lekko ramionami, bo odpowiedź w pewnym stopniu była podobna. Właściwie przyjechała do babci, która zmarła, ale znów… nie lubiła smucić ludzi, nie lubiła by czuli się w jej towarzystwie niezręcznie, a rozmowy o śmierci w większości przypadków takie właśnie były – Na chwilę. Podobno. Nie znasz kogoś, kto potrafi prowadzić kawiarnię? I chce ją kupić? – odważne i pewnie nierealne, bo sentymenty wzięłyby górę, ale od czasu do czasu przypominał jej się pierwotny plan. Tak miało być, prawda?


salinger lewis
ambitny krab
nie#5225
Smutny wydawca — Kanapa w domu ojca?
39 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechał do Lorne Bay po prawie 20 latach, bo umiera jego nieprzyzwoicie bogaty ojciec.
Chyba od zawsze traktował Lorne Bay jako miejsce na chwilę. Takie, z którego w pewnym momencie trzeba się wyprowadzić, choćby z najbardziej prozaicznego powodu – żeby iść na studia, skoro nie było tu żadnej uczelni. To pewnie jeden z wielu skutków tego, że Salinger urodził się ze sporym przywilejem, jaki wiązał się z zamożną rodziną. Studia, d o b r a praca i podróże poza Lorne Bay wydawały mu się zupełnie naturalne: nigdy nie brał nawet pod uwagę, że może się nie dostać na uniwersytet albo że zwyczajnie nie byłoby ich na to stać. Ta kolejność wydawała mu się normalna, ale też w jakiś sposób słuszna. Kiedy rodzisz się w takim miejscu jak to, w którymś momencie musisz z niego wyjechać i jeśli wracasz, to tylko na chwilę, by wspólnie z rodziną świętować Boże Narodzenie w środku lata albo przyjechać na ślub czy pogrzeb. Nie widział najmniejszego sensu we wracaniu do Lorne Bay na stałe, ale nie miał ochoty pytać o to Earline, a tym bardziej dzielić się z nią własną, nikomu niepotrzebną decyzją na temat wyborów życiowych kogoś, kogo właściwie nie znał. - Co robiłaś w Sydney? Tylko proszę, nie mów o operze – zaznaczył z lekkim rozbawieniem, bo przecież o tym, że w Sydney mieli wielką, dziwną operę, wiedział każdy i wcale nie trzeba było tam mieszkać. - Kiedykolwiek myślałaś, że warto go naśladować? – zainteresował się, próbując brzmieć na uprzejmie zainteresowanego tym tematem, a nie jakby właśnie się z niej nabijał. Nie chciał się z niej nabijać, w końcu to on aktualnie mieszkał z własną mamą, co upodabniało go do Johnny’ego bardziej niż flirt Earline. - Tutaj? Pewnie wiele razy – wzruszył ramionami. - Ale jeśli tego nie pamiętamy… może to i lepiej? – domyślał się, że Earline jest od niego kilka lat młodsza, ale w takim miasteczku jak to pewnie kojarzyła jego młodszą siostrę albo słyszała o jego ojcu, a Salinger mógł mówić „dzień dobry” jej babci, gdy wpadał po kawę. Uśmiechnął się pod nosem, gdy został posądzony o znajomości w kawiarnianym półświatku i zauważył: - Nie trzeba znać się na prowadzeniu kawiarni, żeby ją kupić. Wystarczy zapłacić, a resztę zrobi za ciebie zatrudniony menadżer, barista, cukiernik… Jeśli pytasz, czy znam kogoś, kto ma pieniądze na kupienie kawiarni, mogę popytać – może Melville Lewis dostanie ją z okazji świąt, kiedy wreszcie odbiorą jej prawa do wykonywania zawodu.

Earline Broadbent
ambitny krab
nick
lorne bay — lorne bay
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Co robiła w Sydney? Chociaż w pierwszej chwili zaśmiała się, bo opera była chyba ostatnią rzeczą, o której myślała, gdy w jej głowie pojawiało się hasło Sydney. To miasto… chyba było jej domem, przynajmniej tak je traktowała przez ostatnią dekadę. Ba! Przeszło dekadę. Więc ciężko było jej jednoznacznie odpowiedzieć, co tam robiła… wyjechała na studia, a później po prostu żyła – Studiowałam, pracowałam, mam mieszkanie i karnet na siłownie ważny jeszcze pół roku. Ponad dziesięć lat, więc no… tak, chyba po prostu żyłam. – rozłożyła bezradnie ręce i wzruszyła ramionami, bo co można było jeszcze powiedzieć. O! Na pewno nie prowadziła kawiarni i może to była informacja, o której warto wspomnieć – Specjalista PR… i słowo honoru, że w pracy idzie mi to zdecydowanie lepiej niż w życiu prywatnym. – dodała, uśmiechając się pogodnie, bo to już było ustalone. Flirty i reklama własnej osoby nie szły jej najlepiej, nie musiało… chyba nigdy nie była specjalistką od znajdowania się w centrum zainteresowania. A już na pewno nie zabiegania o to, by się w nim znaleźć – A ty? Co robisz w życiu, które dopiero zaczyna dzień? – odbiła piłeczkę, nawet na moment nie odrywając od niego wzroku, przesunęła nim po męskiej twarzy, ciągle może starając się odnaleźć go w pamięci. Jego, albo kogoś podobnego? Może to skrajna ignorancja ze strony Earline, ale no cóż… życie. Chyba nigdy nie poświęcała życiu w okolicy szczególnie dużo serca i uwagi. Może nawet nie przyznając się przed samą sobą też traktowała Lorne Bay jako coś na chwilę. Z tych rozważań jednak wyrwało ją jego podejście do kawiarni. Zaśmiała się i pokręciła głową – Gdybym na coś takiego się zgodziła pewnie już nigdy nie przespałabym nocy spokojnie… – zaśmiała się, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu – Dlatego wróciłam i dlatego spędzam większość czasu w tej kawiarni. Nie mogę oddać jej komuś, kto nie będzie miał do tego serca. Wiem, że brzmi to idiotycznie i kłóci się z podstawowymi zasadami robienia interesów, ale… – wzruszyła bezradnie ramionami – Nie chodzi o pieniądze. – nie była pod kreską, nie była przyparta do muru, finansowo radziła sobie lepiej niż poprawnie, a za bardzo bała się pośmiertnego gniewu – Jesteśmy na miejscu – wskazała na szyld knajpy w jednej z bocznych uliczek, do której się właśnie zbliżali.


salinger lewis
ambitny krab
nie#5225
Smutny wydawca — Kanapa w domu ojca?
39 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
Przyjechał do Lorne Bay po prawie 20 latach, bo umiera jego nieprzyzwoicie bogaty ojciec.
Przyglądał jej się uważnie, zastanawiając się przez chwilę, czy bardziej zaciekawiło go mieszkanie Earline (nie wiedział czemu, ale uwielbiał cudze mieszkania i gdyby nie to, że wyszedłby przez to na psychola, chętnie spytałby, jak wyglądało – miała loftową sypialnię z ceglaną ścianą i szarą pościelą czy, przeciwnie, salon pełen roślin doniczkowych?), czy to, dlaczego była na tyle szalona, żeby kupować karnet na siłownię. Na szczęście nie musiał wybierać, bo Earline do kompletu dołożyła informację o tym, czym się zajmowała, a Salinger uśmiechnął się pod nosem. - Gdzie pracowałaś? – spytał, mając na myśli bardziej branżę niż nazwę konkretnej firmy, która mogła nic mu nie powiedzieć. Chociaż kto wie? Może jeszcze by się zdziwił, słysząc o karierze, jaką Earline porzuciła w Sydney. Albo nie tyle się zdziwi, co sam postanowi ją zatrudnić, jeśli specjalizowała się w beznadziejnych przypadkach degeneratów z kryzysem wieku średniego. - Moknę – odparł i uśmiechnął się do dziewczyny. - Poza tym, nie wiem, kupuję książki? I jem frytki w parku. I narzekam, jeśli pada deszcz, a ktoś akurat mnie odwiedza, bo potem znowu będą narzekać, że w tym Londynie ciągle tylko pada – wiedział, że sam przed chwilą właśnie to zasugerował, ale zrobił to bardziej w formie żartu, celowo nawiązując do tego stereotypu. Poza tym, nawet jeśli sam już się przekonał, że angielska pogoda różni się od jego wyobrażeń, pierwszy przyjazd tutaj, po latach spędzonych w Lorne Bay, rzeczywiście był dla jego organizmu i garderoby małym szokiem. I tak jak studiować albo chodzić na siłownię mógł w zupełnie dowolnym miejscu na świecie, Londyn zawsze kojarzył mu się właśnie z tym momentem, gdy padał deszcz, a ty wchodzisz prosto z ulicy do ciepłego, nieco dusznego sklepu, czując, że masz mokre skarpetki. Przywykł do tego na tyle, że teraz to te wysokie temperatury w grudniu lekko go zaskakiwały: jak coś, o czym niby dobrze wiedział, ale i tak się tego nie spodziewał.
Zdarzało mu się chodzić na drinka zaraz po pracy – albo jeszcze w jej trakcie, podczas pół prywatnych, a pół służbowych spotkań – że w ogóle nie czuł się nieswojo, wchodząc do baru z laptopem. Gdy zamówili coś do picia i usiedli, niemal odruchowo położył telefon na blacie stolika, gdyby coś pilnego się wydarzyło (ojciec? Poranny pożar w pracy?), a potem spojrzał na Earline i lekko się do niej uśmiechnął. - Więc jeśli nie o pieniądze, to o co chodzi z tą kawiarnią? – spytał, wracając do ich rozmowy w czasie spaceru.

Earline Broadbent
ambitny krab
nick
ODPOWIEDZ