about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
about
Przyjechał do Lorne Bay po prawie 20 latach, bo umiera jego nieprzyzwoicie bogaty ojciec.
jeden
Spędził w Lorne Bay już wystarczająco wiele dni, by jego organizm mógł przyzwyczaić się do zupełnie innej strefy czasowej, a mimo to wciąż pracował głównie wieczorami i nocą. Chętnie udawałby, że jest na tyle kochającym i martwiącym się synem, że większość dnia spędza w szpitalu, przy łóżku nieprzytomnego ojca, a troska o tego starego drania nie pozwala mu skupić się na niekończących się mailach, sprawach do załatwienia i zobowiązaniach, których podjął się jeszcze w domu.
Prawda była jednak dużo bardziej prozaiczna: nawet jeśli Salinger dorastał w wielkiej willi w Lorne Bay, z basenem i idealnie zielonym trawnikiem, który zdawał się ciągnąć bez końca, to już od wielu lat nie traktował tego miejsca jak domu. Nie wracał do domu, kiedy już musiał spakować walizkę i wsiąść do samolotu, by z lotniska odebrał go prywatny kierowca i zawiózł do Lorne Bay, on po prostu odwiedzał rodziców. Domem, który wybrał sobie sam, było zupełnie inne miejsce – takie, które wybrał sobie sam, z dala od ojca, wiosny w listopadzie i w innej strefie czasowej. Kiedy ostatni rozbitkowie opuszczali kawiarnię, a Earline zamykała laptopa i wybierała się do domu po całym dniu, w Anglii dzień dopiero nabierał tempa. Wiele rzeczy mógłby załatwić, dostosowując się do australijskiego czasu, o czym doskonale wiedział. Świat się nie zawali, jeśli ktoś poczeka na odpowiedź kilka godzin dłużej, a spotkanie na skypie odbędzie się nieco wcześniej niż zwykle, ale tutaj na wierzch wychodził chyba idiotyczny upór Salingera. On po prostu nie chciał przestać funkcjonować w swojej strefie czasowej i przestawiać się na tę w Lorne Bay. On był tutaj tylko gościem, prawda?
Miejmy nadzieję, że gdy przyjdzie pora wyjazdu, Lorne Bay wyprosi go równie miło, jak teraz robiła to ta dziewczyna z kawiarni.
Podniósł wzrok znad tekstu, który właśnie czytał i spojrzał na Earline łagodnie, choć z lekkim zdziwieniem. Nie zarejestrował, że robi się już późno, a już na pewno nie przyszło mu do głowy, że powinien się wkrótce zbierać. - Całkiem słusznie, niedługo sam poczuję, że powinienem dorzucać się wam do prądu – powiedział to ze swobodą bogatego, rozpieszczonego dzieciaka, dla którego pieniądze nigdy nie stanowiły problemu, więc mógł z nich bez trudu żartować. - Salinger – wstał, zanim podał jej dłoń na przywitanie. Dzięki temu mógł przyjrzeć się uważniej Earline i tej jej spódnicy w cętki. Jeśli to w ogóle były cętki. Jak przystało na syna swoich rodziców, Salinger miał małą obsesję na punkcie imion i bardzo chętnie by ją o to spytał, ale w tej chwili jedno pytanie wydało mu się ważniejsze. - Dlaczego po pracy zastanawiasz się nad tym, co robię? – spytał, nie kryjąc rozbawienia, zupełnie jakby przyłapał ją na jakimś wstydliwym wyznaniu.
Jezu, oby tylko nie musiał wkrótce szukać sobie nowej kawiarni do okradania jej z prądu i stolika.
Earline Broadbent
Spędził w Lorne Bay już wystarczająco wiele dni, by jego organizm mógł przyzwyczaić się do zupełnie innej strefy czasowej, a mimo to wciąż pracował głównie wieczorami i nocą. Chętnie udawałby, że jest na tyle kochającym i martwiącym się synem, że większość dnia spędza w szpitalu, przy łóżku nieprzytomnego ojca, a troska o tego starego drania nie pozwala mu skupić się na niekończących się mailach, sprawach do załatwienia i zobowiązaniach, których podjął się jeszcze w domu.
Prawda była jednak dużo bardziej prozaiczna: nawet jeśli Salinger dorastał w wielkiej willi w Lorne Bay, z basenem i idealnie zielonym trawnikiem, który zdawał się ciągnąć bez końca, to już od wielu lat nie traktował tego miejsca jak domu. Nie wracał do domu, kiedy już musiał spakować walizkę i wsiąść do samolotu, by z lotniska odebrał go prywatny kierowca i zawiózł do Lorne Bay, on po prostu odwiedzał rodziców. Domem, który wybrał sobie sam, było zupełnie inne miejsce – takie, które wybrał sobie sam, z dala od ojca, wiosny w listopadzie i w innej strefie czasowej. Kiedy ostatni rozbitkowie opuszczali kawiarnię, a Earline zamykała laptopa i wybierała się do domu po całym dniu, w Anglii dzień dopiero nabierał tempa. Wiele rzeczy mógłby załatwić, dostosowując się do australijskiego czasu, o czym doskonale wiedział. Świat się nie zawali, jeśli ktoś poczeka na odpowiedź kilka godzin dłużej, a spotkanie na skypie odbędzie się nieco wcześniej niż zwykle, ale tutaj na wierzch wychodził chyba idiotyczny upór Salingera. On po prostu nie chciał przestać funkcjonować w swojej strefie czasowej i przestawiać się na tę w Lorne Bay. On był tutaj tylko gościem, prawda?
Miejmy nadzieję, że gdy przyjdzie pora wyjazdu, Lorne Bay wyprosi go równie miło, jak teraz robiła to ta dziewczyna z kawiarni.
Podniósł wzrok znad tekstu, który właśnie czytał i spojrzał na Earline łagodnie, choć z lekkim zdziwieniem. Nie zarejestrował, że robi się już późno, a już na pewno nie przyszło mu do głowy, że powinien się wkrótce zbierać. - Całkiem słusznie, niedługo sam poczuję, że powinienem dorzucać się wam do prądu – powiedział to ze swobodą bogatego, rozpieszczonego dzieciaka, dla którego pieniądze nigdy nie stanowiły problemu, więc mógł z nich bez trudu żartować. - Salinger – wstał, zanim podał jej dłoń na przywitanie. Dzięki temu mógł przyjrzeć się uważniej Earline i tej jej spódnicy w cętki. Jeśli to w ogóle były cętki. Jak przystało na syna swoich rodziców, Salinger miał małą obsesję na punkcie imion i bardzo chętnie by ją o to spytał, ale w tej chwili jedno pytanie wydało mu się ważniejsze. - Dlaczego po pracy zastanawiasz się nad tym, co robię? – spytał, nie kryjąc rozbawienia, zupełnie jakby przyłapał ją na jakimś wstydliwym wyznaniu.
Jezu, oby tylko nie musiał wkrótce szukać sobie nowej kawiarni do okradania jej z prądu i stolika.
Earline Broadbent
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
salinger lewis
about
Przyjechał do Lorne Bay po prawie 20 latach, bo umiera jego nieprzyzwoicie bogaty ojciec.
Niewątpliwie był pracoholikiem, ale wcale się za niego nie uważał. Ciężka praca, która pochłaniała ci masę czasu i z której zwykle i tak nie byłeś zadowolony, przychodziła mu jako coś naturalnego – tego nauczył go ojciec, który rzadko wracał do domu na rodzinny obiad. Pracoholizm w wydaniu starego Lewisa był czymś złym, od czego Salinger starał się uciekać, bo przecież nie chciał powtarzać zachowań ojca. On po prostu dużo pracował, bo tego wymagało bycie szefem – ludzie ciągle czegoś od niego chcieli, a on musiał trzymać rękę na pulsie, przekonany, że świat się zawali, jeśli weźmie wolne na dłuższą chwilę. Już teraz trochę cierpiał, przebywając na innej półkuli niż większość jego współpracowników, gdy odpisywał na maile z opóźnieniem i musiał przekazać część obowiązków komuś innego. Nie chodziło tylko o to, że nie miał teraz głowy do przeprowadzania rozmów czy pokazywania się publicznie, bardziej obawiał się komentarzy, gdyby to zrobił. Dziennikarze zwykle należą do dość dobrze poinformowanych, a przecież wiadomość o wypadku jego ojca wyciekła do prasy jeszcze zanim Salinger zdołał dotrzeć do szpitala. Czasami nienawidził mediów i nie umiał powiedzieć, czy nienawidzi ich bardziej czy mniej za to, że sam jest ich częścią.
Z tego, co zdążył się zorientować, rozmawiał właśnie z właścicielką kawiarni, więc jej praca – ta wcześniejsza, w biurze, o którym wspomniała – naturalnie go zainteresowała. Mimo to nie chciał pytać. Póki co Earline wciąż była tylko dziewczyną z kawiarni i im mniej to wszystko było skomplikowane, tym lepiej. - Też wychodziłaś ostatnia, bo dostawałaś w tym biurze niezłą kawę? – spytał, nie próbując nawet udawać, że rozmawia z nią na poważnie. W międzyczasie pochylił się, by zamknąć wreszcie laptopa i zebrać pozostałe rzeczy – ładowarkę, myszkę bezprzewodową, dwa telefony… Wystarczyło tylko na niego spojrzeć, by zrozumieć, że owszem, powinien się do tego prądu dokładać. - Koślawo? – powtórzył za nią, przyglądając się kobiecie z rozbawieniem. - Wiesz, mówią, że praktyka czyni mistrza. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale może nie zaszkodzi spróbować – zasugerował dość niezobowiązującym tonem i wpakował wszystkie swoje pożeracze prądu do torby. Uśmiechnął się, słysząc jej kolejne pytanie i po prostu przytaknął: - Pracuję po wyjściu stąd, ale to dlatego, że późno zaczynam. Gdyby było inaczej, przychodziłbym tutaj zaraz po otwarciu – wyjaśnił, bo rano zwykle był w szpitalu albo próbował odespać kolejną noc zarwaną na rozmowach z Londynem. - I tak, chętnie się jeszcze czegoś napiję. Ale nie tutaj – zastrzegł i zmarszczył czoło: - Chodzisz czasem do innych knajp w tym mieście czy uważasz to za wspieranie konkurencji? Pytam, bo chciałbym cię zabrać na drinka, ale jeśli masz swoje zasady, możemy kupić wino w sklepie – na szczęście aktualnie mieszkał z mamą, więc nie zaproponował, żeby od razu wypili to wino u niego.
Earline Broadbent
Z tego, co zdążył się zorientować, rozmawiał właśnie z właścicielką kawiarni, więc jej praca – ta wcześniejsza, w biurze, o którym wspomniała – naturalnie go zainteresowała. Mimo to nie chciał pytać. Póki co Earline wciąż była tylko dziewczyną z kawiarni i im mniej to wszystko było skomplikowane, tym lepiej. - Też wychodziłaś ostatnia, bo dostawałaś w tym biurze niezłą kawę? – spytał, nie próbując nawet udawać, że rozmawia z nią na poważnie. W międzyczasie pochylił się, by zamknąć wreszcie laptopa i zebrać pozostałe rzeczy – ładowarkę, myszkę bezprzewodową, dwa telefony… Wystarczyło tylko na niego spojrzeć, by zrozumieć, że owszem, powinien się do tego prądu dokładać. - Koślawo? – powtórzył za nią, przyglądając się kobiecie z rozbawieniem. - Wiesz, mówią, że praktyka czyni mistrza. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale może nie zaszkodzi spróbować – zasugerował dość niezobowiązującym tonem i wpakował wszystkie swoje pożeracze prądu do torby. Uśmiechnął się, słysząc jej kolejne pytanie i po prostu przytaknął: - Pracuję po wyjściu stąd, ale to dlatego, że późno zaczynam. Gdyby było inaczej, przychodziłbym tutaj zaraz po otwarciu – wyjaśnił, bo rano zwykle był w szpitalu albo próbował odespać kolejną noc zarwaną na rozmowach z Londynem. - I tak, chętnie się jeszcze czegoś napiję. Ale nie tutaj – zastrzegł i zmarszczył czoło: - Chodzisz czasem do innych knajp w tym mieście czy uważasz to za wspieranie konkurencji? Pytam, bo chciałbym cię zabrać na drinka, ale jeśli masz swoje zasady, możemy kupić wino w sklepie – na szczęście aktualnie mieszkał z mamą, więc nie zaproponował, żeby od razu wypili to wino u niego.
Earline Broadbent
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
[akapit]
[akapit]
[akapit]
salinger lewis
about
Przyjechał do Lorne Bay po prawie 20 latach, bo umiera jego nieprzyzwoicie bogaty ojciec.
Zanotował sobie w pamięci, że knajpa na rogu to drażliwy temat dla ego Earline, więc nie powinien wspominać o tym miejscu w towarzystwie swojej nowej… koleżanki. Skoro już sama o tym wspomniała, pewnie nie oprze się pokusie, by odwiedzić tę drugą kawiarnię w najbliższej przyszłości. Na szczęście to tylko niewielkie Lorne Bay, więc nie powinien mieć problemu ze znalezieniem tego miejsca – W Londynie każdy róg miał swoją knajpę, więc tam zadanie byłoby o wiele trudniejsze. Ale teraz nie był w Londynie, wciąż był w Lorne Bay i mógł iść gdzieś z Earline. Gdzie? Jeszcze nie wiedział, ale wiedział, że z pewnością zamierzał się jej trzymać. Było coś przyjemnie odświeżającego w tym, że dziewczyna albo nie wiedziała, kim był, albo zachowywała się, jakby nie miało to żadnego znaczenia. A po prawie czterdziestu latach bycia Salingerem Lewisem był nim już na tyle zmęczony, że miło było czasami pobyć po prostu facetem z kawiarni.
– Knajpa przy plaży brzmi okej – zadecydował. Kawiarnia zaczęła pustoszeć pewnie już jakiś czas temu, a on nie zamierzał już dzisiaj pracować, więc nagle zatęsknił za głośną muzyką, jeszcze głośniejszymi rozmowami i alkoholem, który pił jak porządny człowiek przy stoliku, obok kobiety, a nie w swojej wannie. - Rozumiem, że po pracy w kawiarni zamieniasz się w profesjonalną testerkę drinków, skoro wiesz, gdzie robią te najlepsze? – dopytał jeszcze, wyraźnie drażniąc się z Earline, ale nie mógł się powstrzymać. Mógłby co najwyżej przybić sobie z nią piątkę, bo zainteresowania Salingera kręciły się wokół podobnych tematów.
Słysząc jej pytanie, w pierwszej chwili po prostu przytaknął ruchem głowy. Nie miał ochoty wyprowadzać Earline z błędu i mówić jej, że wcale nie walczył z bezsennością – a przynajmniej nie bardziej niż w Londynie – a po prostu dalej próbował funkcjonować w bardziej angielskich godzinach i spał do obiadu, żeby potem mógł w czasie pracy zadzwonić do kogoś bez ryzyka, że go obudzi. - Mhm, jakieś jedenaście godzin wcześniej. Czyli… - urwał, żeby spojrzeć na zegarek - czyli ludzie tam dopiero wstają z łóżek i zaczynają dzień, który my już kończymy. Nie wiem, czy ten pomysł bardziej mi się podoba, czy jednak bardziej smuci – zgarnął swoje rzeczy i ruszył z nią do wyjścia, cierpliwie czekając, aż Earline wszystko zamknie.
Earline Broadbent
– Knajpa przy plaży brzmi okej – zadecydował. Kawiarnia zaczęła pustoszeć pewnie już jakiś czas temu, a on nie zamierzał już dzisiaj pracować, więc nagle zatęsknił za głośną muzyką, jeszcze głośniejszymi rozmowami i alkoholem, który pił jak porządny człowiek przy stoliku, obok kobiety, a nie w swojej wannie. - Rozumiem, że po pracy w kawiarni zamieniasz się w profesjonalną testerkę drinków, skoro wiesz, gdzie robią te najlepsze? – dopytał jeszcze, wyraźnie drażniąc się z Earline, ale nie mógł się powstrzymać. Mógłby co najwyżej przybić sobie z nią piątkę, bo zainteresowania Salingera kręciły się wokół podobnych tematów.
Słysząc jej pytanie, w pierwszej chwili po prostu przytaknął ruchem głowy. Nie miał ochoty wyprowadzać Earline z błędu i mówić jej, że wcale nie walczył z bezsennością – a przynajmniej nie bardziej niż w Londynie – a po prostu dalej próbował funkcjonować w bardziej angielskich godzinach i spał do obiadu, żeby potem mógł w czasie pracy zadzwonić do kogoś bez ryzyka, że go obudzi. - Mhm, jakieś jedenaście godzin wcześniej. Czyli… - urwał, żeby spojrzeć na zegarek - czyli ludzie tam dopiero wstają z łóżek i zaczynają dzień, który my już kończymy. Nie wiem, czy ten pomysł bardziej mi się podoba, czy jednak bardziej smuci – zgarnął swoje rzeczy i ruszył z nią do wyjścia, cierpliwie czekając, aż Earline wszystko zamknie.
Earline Broadbent
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
[akapit]
[akapit]
salinger lewis
about
Przyjechał do Lorne Bay po prawie 20 latach, bo umiera jego nieprzyzwoicie bogaty ojciec.
Nie nazwałby odpowiedzi Earline dyplomatyczną. Była przede wszystkim… smutna? W jakimś stopniu go to zaskoczyło: Earline, z tym swoim uśmiechem i spódnicą w panterkę, na pierwszy rzut oka wcale nie wydawała się być smutna. Nie wydawała się też samotna, ale to znaczyło tylko, że potrafiła robić niezłe pierwsze wrażenie. W przeciwieństwie do Salingera, który od razu został uznany za pracoholika. Nie zamierzał jednak marudzić, przecież sam sobie zasłużył, przesiadując tu niemal do samego zamknięcia.
– Która jest godzina dwa i pół tysiąca kilometrów stąd? – zainteresował się, zerkając na dziewczynę. Pytanie mogło wydawać się dziwne (prawdopodobnie nawet zwyczajnie było dziwne), ale czas wydawał się Salingerowi nieco mniej abstrakcyjny niż odległość. Ciężej było mu myśleć o tym, że jego bliscy są teraz ileś kilometrów od niego, łatwiej było to przełożyć na czas: jego bliscy dopiero zaczynali dzień, a o tym, że był daleko od domu świadczyło to, że w świecie Salingera było już na tyle późno, że zamykano kawiarnie. Było w tej myśli coś absurdalnego. Wyjechał z domu chwilę temu, ale gdy już dotarł do Australii, jego życie w Londynie wydawało mu się bardzo odległe i nierzeczywiste. Nie wiedział, jak to działało, skoro on właśnie wychodził z Earline z lokalu, a dziewczyna, która czekała na niego w Anglii, mogła dopiero pić poranną kawę. A skoro tak, tym ciężej było mu zmusić się do pracy – ludzie, z którymi pracował, mieli jeszcze cały dzień, by im odpowiedział. - Nie mówiłaś przypadkiem, że potrzebujesz pomocy w ćwiczeniach z flirtowania? Postanowiłem zgłosić się jako wolontariusz, to wydaje mi się pilniejsze niż moja praca – nie uważał siebie za pracoholika w tym samym sensie co Earline. On po prostu… był szefem, więc pracował na okrągło, bo czuł się za to odpowiedzialny. Nie miał wymagających projektów ani przełożonego-tyrana, miał tylko geny swojego ojca, przez co nie mógł odpuścić i zrezygnować z nawet odrobiny kontroli. - A, ja jestem z Lorne Bay. Przyjechałem do rodziców – wzruszył ramionami, mówiąc o tym takim tonem, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Przecież… trochę była. Nie miał kompleksu dziecka wychowanego w małym mieście, nie czuł się też lokalnym patriotą. Wychował się w Lorne, potem stąd wyjechał, a teraz odwiedził matkę i umierającego ojca – nic nadzwyczajnego. - A ty? - odbił piłeczkę.
Earline Broadbent
– Która jest godzina dwa i pół tysiąca kilometrów stąd? – zainteresował się, zerkając na dziewczynę. Pytanie mogło wydawać się dziwne (prawdopodobnie nawet zwyczajnie było dziwne), ale czas wydawał się Salingerowi nieco mniej abstrakcyjny niż odległość. Ciężej było mu myśleć o tym, że jego bliscy są teraz ileś kilometrów od niego, łatwiej było to przełożyć na czas: jego bliscy dopiero zaczynali dzień, a o tym, że był daleko od domu świadczyło to, że w świecie Salingera było już na tyle późno, że zamykano kawiarnie. Było w tej myśli coś absurdalnego. Wyjechał z domu chwilę temu, ale gdy już dotarł do Australii, jego życie w Londynie wydawało mu się bardzo odległe i nierzeczywiste. Nie wiedział, jak to działało, skoro on właśnie wychodził z Earline z lokalu, a dziewczyna, która czekała na niego w Anglii, mogła dopiero pić poranną kawę. A skoro tak, tym ciężej było mu zmusić się do pracy – ludzie, z którymi pracował, mieli jeszcze cały dzień, by im odpowiedział. - Nie mówiłaś przypadkiem, że potrzebujesz pomocy w ćwiczeniach z flirtowania? Postanowiłem zgłosić się jako wolontariusz, to wydaje mi się pilniejsze niż moja praca – nie uważał siebie za pracoholika w tym samym sensie co Earline. On po prostu… był szefem, więc pracował na okrągło, bo czuł się za to odpowiedzialny. Nie miał wymagających projektów ani przełożonego-tyrana, miał tylko geny swojego ojca, przez co nie mógł odpuścić i zrezygnować z nawet odrobiny kontroli. - A, ja jestem z Lorne Bay. Przyjechałem do rodziców – wzruszył ramionami, mówiąc o tym takim tonem, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Przecież… trochę była. Nie miał kompleksu dziecka wychowanego w małym mieście, nie czuł się też lokalnym patriotą. Wychował się w Lorne, potem stąd wyjechał, a teraz odwiedził matkę i umierającego ojca – nic nadzwyczajnego. - A ty? - odbił piłeczkę.
Earline Broadbent
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
[akapit]
[akapit]
[akapit]
salinger lewis
about
Przyjechał do Lorne Bay po prawie 20 latach, bo umiera jego nieprzyzwoicie bogaty ojciec.
Chyba od zawsze traktował Lorne Bay jako miejsce na chwilę. Takie, z którego w pewnym momencie trzeba się wyprowadzić, choćby z najbardziej prozaicznego powodu – żeby iść na studia, skoro nie było tu żadnej uczelni. To pewnie jeden z wielu skutków tego, że Salinger urodził się ze sporym przywilejem, jaki wiązał się z zamożną rodziną. Studia, d o b r a praca i podróże poza Lorne Bay wydawały mu się zupełnie naturalne: nigdy nie brał nawet pod uwagę, że może się nie dostać na uniwersytet albo że zwyczajnie nie byłoby ich na to stać. Ta kolejność wydawała mu się normalna, ale też w jakiś sposób słuszna. Kiedy rodzisz się w takim miejscu jak to, w którymś momencie musisz z niego wyjechać i jeśli wracasz, to tylko na chwilę, by wspólnie z rodziną świętować Boże Narodzenie w środku lata albo przyjechać na ślub czy pogrzeb. Nie widział najmniejszego sensu we wracaniu do Lorne Bay na stałe, ale nie miał ochoty pytać o to Earline, a tym bardziej dzielić się z nią własną, nikomu niepotrzebną decyzją na temat wyborów życiowych kogoś, kogo właściwie nie znał. - Co robiłaś w Sydney? Tylko proszę, nie mów o operze – zaznaczył z lekkim rozbawieniem, bo przecież o tym, że w Sydney mieli wielką, dziwną operę, wiedział każdy i wcale nie trzeba było tam mieszkać. - Kiedykolwiek myślałaś, że warto go naśladować? – zainteresował się, próbując brzmieć na uprzejmie zainteresowanego tym tematem, a nie jakby właśnie się z niej nabijał. Nie chciał się z niej nabijać, w końcu to on aktualnie mieszkał z własną mamą, co upodabniało go do Johnny’ego bardziej niż flirt Earline. - Tutaj? Pewnie wiele razy – wzruszył ramionami. - Ale jeśli tego nie pamiętamy… może to i lepiej? – domyślał się, że Earline jest od niego kilka lat młodsza, ale w takim miasteczku jak to pewnie kojarzyła jego młodszą siostrę albo słyszała o jego ojcu, a Salinger mógł mówić „dzień dobry” jej babci, gdy wpadał po kawę. Uśmiechnął się pod nosem, gdy został posądzony o znajomości w kawiarnianym półświatku i zauważył: - Nie trzeba znać się na prowadzeniu kawiarni, żeby ją kupić. Wystarczy zapłacić, a resztę zrobi za ciebie zatrudniony menadżer, barista, cukiernik… Jeśli pytasz, czy znam kogoś, kto ma pieniądze na kupienie kawiarni, mogę popytać – może Melville Lewis dostanie ją z okazji świąt, kiedy wreszcie odbiorą jej prawa do wykonywania zawodu.
Earline Broadbent
Earline Broadbent
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Co robiła w Sydney? Chociaż w pierwszej chwili zaśmiała się, bo opera była chyba ostatnią rzeczą, o której myślała, gdy w jej głowie pojawiało się hasło Sydney. To miasto… chyba było jej domem, przynajmniej tak je traktowała przez ostatnią dekadę. Ba! Przeszło dekadę. Więc ciężko było jej jednoznacznie odpowiedzieć, co tam robiła… wyjechała na studia, a później po prostu żyła – Studiowałam, pracowałam, mam mieszkanie i karnet na siłownie ważny jeszcze pół roku. Ponad dziesięć lat, więc no… tak, chyba po prostu żyłam. – rozłożyła bezradnie ręce i wzruszyła ramionami, bo co można było jeszcze powiedzieć. O! Na pewno nie prowadziła kawiarni i może to była informacja, o której warto wspomnieć – Specjalista PR… i słowo honoru, że w pracy idzie mi to zdecydowanie lepiej niż w życiu prywatnym. – dodała, uśmiechając się pogodnie, bo to już było ustalone. Flirty i reklama własnej osoby nie szły jej najlepiej, nie musiało… chyba nigdy nie była specjalistką od znajdowania się w centrum zainteresowania. A już na pewno nie zabiegania o to, by się w nim znaleźć – A ty? Co robisz w życiu, które dopiero zaczyna dzień? – odbiła piłeczkę, nawet na moment nie odrywając od niego wzroku, przesunęła nim po męskiej twarzy, ciągle może starając się odnaleźć go w pamięci. Jego, albo kogoś podobnego? Może to skrajna ignorancja ze strony Earline, ale no cóż… życie. Chyba nigdy nie poświęcała życiu w okolicy szczególnie dużo serca i uwagi. Może nawet nie przyznając się przed samą sobą też traktowała Lorne Bay jako coś na chwilę. Z tych rozważań jednak wyrwało ją jego podejście do kawiarni. Zaśmiała się i pokręciła głową – Gdybym na coś takiego się zgodziła pewnie już nigdy nie przespałabym nocy spokojnie… – zaśmiała się, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu – Dlatego wróciłam i dlatego spędzam większość czasu w tej kawiarni. Nie mogę oddać jej komuś, kto nie będzie miał do tego serca. Wiem, że brzmi to idiotycznie i kłóci się z podstawowymi zasadami robienia interesów, ale… – wzruszyła bezradnie ramionami – Nie chodzi o pieniądze. – nie była pod kreską, nie była przyparta do muru, finansowo radziła sobie lepiej niż poprawnie, a za bardzo bała się pośmiertnego gniewu – Jesteśmy na miejscu – wskazała na szyld knajpy w jednej z bocznych uliczek, do której się właśnie zbliżali.
salinger lewis
salinger lewis
about
Przyjechał do Lorne Bay po prawie 20 latach, bo umiera jego nieprzyzwoicie bogaty ojciec.
Przyglądał jej się uważnie, zastanawiając się przez chwilę, czy bardziej zaciekawiło go mieszkanie Earline (nie wiedział czemu, ale uwielbiał cudze mieszkania i gdyby nie to, że wyszedłby przez to na psychola, chętnie spytałby, jak wyglądało – miała loftową sypialnię z ceglaną ścianą i szarą pościelą czy, przeciwnie, salon pełen roślin doniczkowych?), czy to, dlaczego była na tyle szalona, żeby kupować karnet na siłownię. Na szczęście nie musiał wybierać, bo Earline do kompletu dołożyła informację o tym, czym się zajmowała, a Salinger uśmiechnął się pod nosem. - Gdzie pracowałaś? – spytał, mając na myśli bardziej branżę niż nazwę konkretnej firmy, która mogła nic mu nie powiedzieć. Chociaż kto wie? Może jeszcze by się zdziwił, słysząc o karierze, jaką Earline porzuciła w Sydney. Albo nie tyle się zdziwi, co sam postanowi ją zatrudnić, jeśli specjalizowała się w beznadziejnych przypadkach degeneratów z kryzysem wieku średniego. - Moknę – odparł i uśmiechnął się do dziewczyny. - Poza tym, nie wiem, kupuję książki? I jem frytki w parku. I narzekam, jeśli pada deszcz, a ktoś akurat mnie odwiedza, bo potem znowu będą narzekać, że w tym Londynie ciągle tylko pada – wiedział, że sam przed chwilą właśnie to zasugerował, ale zrobił to bardziej w formie żartu, celowo nawiązując do tego stereotypu. Poza tym, nawet jeśli sam już się przekonał, że angielska pogoda różni się od jego wyobrażeń, pierwszy przyjazd tutaj, po latach spędzonych w Lorne Bay, rzeczywiście był dla jego organizmu i garderoby małym szokiem. I tak jak studiować albo chodzić na siłownię mógł w zupełnie dowolnym miejscu na świecie, Londyn zawsze kojarzył mu się właśnie z tym momentem, gdy padał deszcz, a ty wchodzisz prosto z ulicy do ciepłego, nieco dusznego sklepu, czując, że masz mokre skarpetki. Przywykł do tego na tyle, że teraz to te wysokie temperatury w grudniu lekko go zaskakiwały: jak coś, o czym niby dobrze wiedział, ale i tak się tego nie spodziewał.
Zdarzało mu się chodzić na drinka zaraz po pracy – albo jeszcze w jej trakcie, podczas pół prywatnych, a pół służbowych spotkań – że w ogóle nie czuł się nieswojo, wchodząc do baru z laptopem. Gdy zamówili coś do picia i usiedli, niemal odruchowo położył telefon na blacie stolika, gdyby coś pilnego się wydarzyło (ojciec? Poranny pożar w pracy?), a potem spojrzał na Earline i lekko się do niej uśmiechnął. - Więc jeśli nie o pieniądze, to o co chodzi z tą kawiarnią? – spytał, wracając do ich rozmowy w czasie spaceru.
Earline Broadbent
Zdarzało mu się chodzić na drinka zaraz po pracy – albo jeszcze w jej trakcie, podczas pół prywatnych, a pół służbowych spotkań – że w ogóle nie czuł się nieswojo, wchodząc do baru z laptopem. Gdy zamówili coś do picia i usiedli, niemal odruchowo położył telefon na blacie stolika, gdyby coś pilnego się wydarzyło (ojciec? Poranny pożar w pracy?), a potem spojrzał na Earline i lekko się do niej uśmiechnął. - Więc jeśli nie o pieniądze, to o co chodzi z tą kawiarnią? – spytał, wracając do ich rozmowy w czasie spaceru.
Earline Broadbent