opiekun motyli — abs
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Z zawodu opiekunka motyli, z powołania chodząca katastrofa od kilku lat zauroczona najlepszym przyjacielem, który w ogóle jej nie zauważa, ale niewykluczone, że przypadkiem zmajstrował jej dziecko, ups.

Ilekroć spoglądała na spoczywający na komodzie zegarek, który już dawno powinna gdzieś oddać, narastał w niej niepokój. Nie znajdowała się w korzystnej sytuacji, o czym wiedziała zaledwie od kilku dni, ale w ich trakcie najadła się stresu więcej niż przez całe swoje niespełna trzydziestoletnie życie. Miała zostać matką, do czego w ogóle nie była przygotowana w dużej mierze przez to, że w ogóle sobie tego nie zaplanowała. Miała zostać matką, choć nie miała bladego pojęcia, kto był prawdziwym ojcem jej dziecka, a gdyby tego było mało, z żadnym z kandydatów nie łączyła jej relacja, która temu dzieciakowi mogłaby zapewnić prawdziwą rodzinę. Czuła się cholernie pogubiona, a wyznanie prawdy Westonowi niczego jej nie ułatwiło. Nadal nie wiedziała co powinna zrobić, ani też kogo jeszcze w to wszystko zaangażować, bo z nocy, którą spędziła z poznanym w barze facetem, nie pamiętała prawie nic. I właśnie przez to czuła się jeszcze gorzej – raz w życiu pozwoliła sobie na przygodę, a teraz przyszło jej płacić za to wysoką cenę, choć osoby, które raz po raz zabawiały się z nieznajomymi, nie musiały mierzyć się z podobnymi konsekwencjami. Miała więc wybitnego pecha, albo w ogóle nie znała się na rzeczy, co teraz w zasadzie nie było już istotne.
Postanowiła przynajmniej spróbować. Choć nie miała wiele, bo nie była przekonana nawet do tego, że poznałaby jego twarz na ulicy, gdyby przypadkiem na siebie wpadli, mogła przynajmniej pojawić się tam, gdzie ich drogi skrzyżowały się przed trzema tygodniami. Nie wiedziała po co, bo jakoś nie umiała wyobrazić sobie tego, aby obcego sobie faceta miała nagle zaczepić i oznajmić mu, że mogła być z nim w ciąży, a jednak nie umiała też tak po prostu odpuścić. Przekroczyła próg lokalu i momentalnie się zawahała, ale prędko dotarło do niej, że pewnie i tak go tu nie spotka. Zdawał się być wtedy całkiem poukładany i zdecydowanie nie wyglądał jej na kogoś, kto całe dnie spędza w tym samym barze, zatem nawet nie wierzyła w to, że jej dzisiejsza misja mogłaby zakończyć się powodzeniem. Potrzebowała jednak świadomości, że coś zrobiła – świadomości, że spróbowała go znaleźć, ale to zwyczajnie jej się nie udało. Po chwili zawahania ruszyła więc w kierunku baru. Nie, nie rozejrzała się dookoła i nie spróbowała odnaleźć go spojrzeniem, tylko po prostu pognała tam, gdzie na pewno nie miała na niego wpaść, jakby automatycznie decydując się na bezpieczną opcję. - Przepraszam. Czy ktoś z klientów nie pytał was ostatnio o zegarek? - rzuciła w stronę barmana chwilę po tym, jak przedramionami oparła się o blat baru i lekko się przez niego wychyliła. Może jednak powinna postarać się bardziej? Przed laty zaczytywała się przecież w kryminałach, więc zdecydowanie wiedziała jak przeprowadzić własne śledztwo, tylko nadal nie była pewna czy w ogóle tego chciała.

Caden Reyes
ambitny krab
Magda
starszy sierżant — lorne bay police station
40 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej wojskowy w szeregach amerykańskiej armii, dzisiaj starszy sierżant w Lorne Bay, który z całych sił stara się nie ulec swojej słabości
3
Ten jeden wieczór, a w zasadzie jedna noc spędzona wspólnie z nieznajomą poznaną w barze, kompletnie wyleciała z jego pamięci w tej samej chwili, w której wrócił do swojego życia, jak gdyby nigdy nic. Do pracy, gdzie zawsze zapominał o wszystkim i wszystkich, jak na wiecznego pracoholika przystało, ale przede wszystkim do swojej dziewczyny — tak, dziewczyny. Tej, która powoli doprowadza go do szału; tej, której nie potrafi zostawić, wiedząc w jakim znajduje się stanie. Oczywiście cały czas powtarza sobie, że zaraz to zrobi, już niedługo, ale ma wrażenie, że nigdy nie ma odpowiedniego momentu; że zawsze coś się musi wydarzyć, co odłoży tę poważną rozmowę na później. Trwa więc w takim dziwnym zawieszeniu, coraz częściej uciekając wieczorami do barów — wszędzie, aby jak najdalej od niej, szczególnie odkąd przeprowadziła się z Cairns do Lorne Bay. Właśnie z tego powodu tamtego wieczora wylądował w barze — i właśnie dlatego wylądował w nim również dzisiaj, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, jakie konsekwencje mogła mieć jego wspólnie spędzona z nieznajomą noc. Ani z tego, że owa nieznajoma, której imię ledwo pamiętał, również pojawi się tego wieczora w tym samym barze, chcąc mu o wszystkim opowiedzieć, pod pretekstem oddania zegarka, o którym, notabene, kompletnie zapomniał.
Gdyby nie kumpel, który był z nim tamtego wieczora, a który pojawił się również i dzisiaj, zapewne kompletnie przegapiłby obecność znajomej szatynki, zbyt zajęty dyskutowaniem o technikach treningowych. Kiedy jednak mężczyzna brodą wskazuje na młodą kobietę przeciskającą się przez tłum, w parę sekund przypomina sobie zarówno jej imię, jak i wspólnie spędzoną noc. Początkowo nie zamierza jednak do niej podchodzić, bo i po co? To była jedna noc i tyle — nie chce dawać jej nadziei na nic więcej, szczególnie że jego życie uczuciowe i tak jest już wystarczająco skomplikowane. Zdanie zmienia w tej samej chwili, w której jego wzrok pada na znajomy zegarek, który kobieta trzyma w dłoni. Dopija więc resztkę swojego piwa, odsuwa od siebie kufel i wstaje od stołu, aby ruszyć w kierunku baru, a raczej stojącej przy niej szatynce.
Nawet nie zauważyłem jego braku — rzuca na wstępie i wskazuje na trzymany przez nią przedmiot, opierając się bokiem o bar, by móc swobodnie na nią patrzeć. Dzięki temu, że tamtego wieczora nie wypił zbyt dużo, jak zwykle zresztą, pamięta ją doskonale. Jej miękkie wargi, piękne oczy, delikatną skórę — i wiele, wiele więcej. Oczywiście do tej pory o tym nie myślał, ale trudno wyprzeć to ze swojej pamięci, gdy znowu przed nim stoi. — Mówiąc szczerze, nie sądziłem, że jeszcze się spotkamy — dodaje po chwili, a na jego wargi wkrada się lekki, przyjazny uśmiech. Był pewien, że już nigdy więcej już jej nie zobaczy, ale zapomniał, że świat jest mały, nie mówiąc już o niewielkim Lorne Bay.

Verde Hillbury
ambitny krab
nonsens#5543
opiekun motyli — abs
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Z zawodu opiekunka motyli, z powołania chodząca katastrofa od kilku lat zauroczona najlepszym przyjacielem, który w ogóle jej nie zauważa, ale niewykluczone, że przypadkiem zmajstrował jej dziecko, ups.
Gdyby nie dwie kreski wymalowane na kawałku plastiku, ona również nie próbowałaby go szukać. Tamta jedna noc miała być dla niej wyłącznie odskocznią; czymś, co pozwoliłoby jej na wyrzucenie z własnego umysłu przyjaciela, o którym nie powinna myśleć w cieplejszych barwach. Robiła to jednak od lat i jak największa kretynka pozwoliła sobie uwierzyć, że po jego rozwodzie coś w końcu się zmieni. Łudziła się, że dostanie szansę na własne szczęśliwe zakończenie, ale kiedy to zostało przekreślone jeszcze zanim dostało zielone światło, uświadomiła sobie to, jak wielką była idiotką. Nie chodziło już nawet o jej naiwność, a raczej fakt, że skłonna była zbudować swoje szczęście na nieszczęściu innej osoby, w dodatku osoby, która w pewnym stopniu także była jej bliska. Bo przecież kolegowała się z jego żoną i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że zależało jej na Westonie, ale o tym postanowiła zapomnieć, kiedy alkohol zachęcił ich do popełnienia błędu, o którym ona od dłuższego czasu marzyła. Jako niepoprawna romantyczka uwierzyła, że na koniec będą ze sobą szczęśliwi, a wszyscy dookoła zaakceptują ten związek i zaczną im kibicować, ale prędko okazało się, że jej życie nie było bajką, a ona chyba nawet nie grała w nim głównej roli, skoro facet, za którym szalała, od lat uganiał się za inną. Teraz, gdyby tego było mało, okazać miała się chyba głównym złoczyńcą.
Nie mieszała tylko w jednym związku, z czego jeszcze sprawy sobie nie zdawała. Nie wiedziała przecież nic o życiu mężczyzny, który tamtego wieczora stał się jej pocieszeniem i na kilka nocnych godzin zagościł w jej mieszkaniu. Nie pamiętała nawet jego imienia, a jednak barwę głosu rozpoznała od razu. Momentalnie przypomniała sobie, jak tamtego wieczora szeptał coś do jej ucha, na skutek czego po jej karku przemknął dreszcz. Bała się, cholernie bała się tej rozmowy. - Gdyby nie zegarek, pewnie by do tego nie doszło - odparła, co jednak było kłamstwem, ponieważ to nie jego zguba była powodem, dla którego się tu znalazła. I może nie powinna tego przed nim ukrywać? Zastanawiając się nad tym, wyciągnęła w jego stronę zegarek, ale zanim mu go oddała, wycofała swoją dłoń. - Możemy porozmawiać? - zapytała, a jej zęby momentalnie zacisnęły się na dolnej wardze w efekcie podenerwowania. Czuła się dziwnie, bo choć powinna, idąc tutaj nie była wcale na tę rozmowę przygotowana. Nie miała go tu spotkać, a jedynie uspokoić własne sumienie tym, że spróbowała. Był tu jednak, a ona musiała teraz zmierzyć się z efektami.

Caden Reyes
ambitny krab
Magda
starszy sierżant — lorne bay police station
40 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej wojskowy w szeregach amerykańskiej armii, dzisiaj starszy sierżant w Lorne Bay, który z całych sił stara się nie ulec swojej słabości
Poniekąd poczuł ulgę, gdy kobieta nie próbowała po wszystkim się z nim skontaktować. Niektóre bowiem lubią dopowiadać sobie pewne rzeczy i w jednonocnej przygodzie doszukują się czegoś więcej. Cieszył się więc, że Verde nie jest jedną z nich, że po tej nocy go nie szukała, bo wtedy miałby bardzo duży problem — wciąż bowiem ma dziewczynę, która żyje w kompletnej nieświadomości, że jej mężczyzna nie jest taki idealny, jak być powinien. Że kiedy ona próbuje zmierzyć się ze swoimi problemami, on od niej ucieka i zdradza ją z kimś zupełnie obcym. Powinien się wstydzić, powinien błagać ją o wybaczenie na kolanach, a zamiast tego zachowuje się, jak gdyby nic takiego nigdy nie miało miejsca. I zapewne dlatego nie potrafi stworzyć prawdziwego związku na dłużej, bo to nie pierwszy raz, gdy tak robi. Zawsze popełnia ten sam błąd i zaczyna się bać, że zawsze będzie go popełniał — zapewne właśnie dlatego tak bardzo odpycha od siebie jedyną kobietę, na której naprawdę mu zależy. I to właśnie przez nią miewa te cholerne wyrzuty sumienia, gdy zrobi coś, czego nie powinien — bo wie, że ona by tego nie pochwaliła, a może nawet by ją to zabolało. A ostatnie, czego chce, to ją skrzywdzić. Ale czy już przypadkiem tego nie zrobił?
Długo czekałaś z jego oddaniem — zauważa z zainteresowaniem, bo przecież minęły trzy tygodnie odkąd mieli przyjemność się widzieć. A może była już tu wcześniej? Może wpadła do baru parę razy, ale jego, jak na złość, akurat wtedy nie było? Albo po prostu nie miała czasu, wsadziła go gdzieś i całkowicie o nim zapomniała lub nie wiedziała gdzie zacząć poszukiwania. Wszystkie te opcje są prawdopodobne.
Oho — rzuca, momentalnie marszcząc brwi. — To pytanie nigdy nie wróży nic dobrego — mówi, nawet nie wiedząc, jak blisko jest prawdy i zapewne dlatego ton jego głosu zabarwiony jest lekkim rozbawieniem. Bo pytanie możemy porozmawiać? zazwyczaj faktycznie jest wstępem do niezbyt przyjemnej rozmowy, no ale co takiego nieprzyjemnego może mu mieć do powiedzenia? Że to był błąd? Że to nie może się więcej powtórzyć? Że lepiej będzie, jak oboje zapomną o wspólnej nocy? Nie miałby z tym żadnego problemu. — No dobrze, to o czym chcesz porozmawiać? — pyta, wciąż nieświadomy bomby, którą już za chwilę, już za moment kobieta może na niego zrzucić. Uśmiecha się więc do nie lekko, siadając na jednym z barowych stołków, jednocześnie wskazując jej drugi, aby do niego dołączyła. W ogóle nie pomyślał, że to może być rozmowa, która wymaga odrobinę więcej prywatności, bo tutaj wielu ludzi może ich podsłuchać.

Verde Hillbury
ambitny krab
nonsens#5543
opiekun motyli — abs
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Z zawodu opiekunka motyli, z powołania chodząca katastrofa od kilku lat zauroczona najlepszym przyjacielem, który w ogóle jej nie zauważa, ale niewykluczone, że przypadkiem zmajstrował jej dziecko, ups.
Gdyby jej położenie wyglądało inaczej, może i ona popełniłaby ten sam błąd. Może założyłaby, że skoro zainteresował się nią tych kilka tygodni temu, musiał dostrzec w niej coś więcej niż tylko ładna buzia, ale nad tym w ogóle się nie zastanawiała. Wszystko przez to, że kiedy wpadli na siebie w tym barze, Verde potrzebowała pocieszenia i właśnie tym stał się dla niej Caden. Ona również nie zachowywała się w porządku, choć w przeciwieństwie do niego, na nią w domu nie czekał nikt. I właśnie to tak bardzo ją trapiło – przez pewien czas myślała bowiem, że miała szansę na zyskanie kogoś, kto stawiać będzie ją na piedestale i troszczyć się o nią tak, jak każdy mężczyzna troszczył się o kobietę, którą kochał. W jej przypadku nie miało się to jednak ziścić, ponieważ jedyna osoba, którą Hillbury obdarzyła zainteresowaniem, była poza jej zasięgiem. Facet, na którym jej zależało, był wyłącznie, albo aż, jej przyjacielem. Nie zamierzał otworzyć się na nią bardziej, ponieważ jego sercem władał już ktoś inny, czemu Verde przez długi czas się przyglądała. Wówczas nie zrobiła nic, dzielnie tłumiła swoje uczucia, ale gdy w końcu pozwoliła im wydostać się na światło dzienne, teraz nie umiała już nad nimi zapanować.
Rozchyliła usta, początkowo chcąc mu odpowiedzieć. Prędko jednak wycofała się, dochodząc do wniosku, że ten zegarek w ogóle nie był istotny. Na początku nie planowała przecież mu go oddać, ale wcale nie dlatego, że pragnęła go zachować. Nie, zwyczajnie nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek na siebie wpadną, ale znalezienie go najwyraźniej nie było wcale takie trudne. Nie wtedy, kiedy musiała wyznać mu coś strasznego. - Żebyś wiedział - mruknęła pod nosem, kiedy wspomniał o niczym dobrym. No i miał rację – jeśli rzeczywiście dziecko, które w sobie nosiła, było jego latoroślą, ich położenie było dość kiepskie, choć może nadal lepsze, niż gdyby okazało się, że było ono Westona? Kiedy przeszło jej to przez myśl, szczerze pożałowała, że nie może sięgnąć po alkohol. - To dość delikatna sprawa. Jesteś pewien, że chcesz rozmawiać o tym tutaj? - zapytała niepewnie i nie ruszyła się z miejsca. Gdyby potwierdził, najpewniej zajęłaby jeden z tutejszych stołków, ale na razie zamierzała się z tym wstrzymać. Poza tym, wydawało jej się, że może lepszym rozwiązaniem byłoby wyjście na zewnątrz, gdzie mieliby dostęp do świeżego powietrza, bo kiedy już nowa, nieprzyjemna rzeczywistość przytłoczy ich oboje, przynajmniej nie będą ryzykować, że tutejsza duchota i gwar sprawią, że któreś z nich zasłabnie – a przez któreś mam oczywiście na myśli Verde, która nosiła w sobie nowe życie.

Caden Reyes
ambitny krab
Magda
starszy sierżant — lorne bay police station
40 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej wojskowy w szeregach amerykańskiej armii, dzisiaj starszy sierżant w Lorne Bay, który z całych sił stara się nie ulec swojej słabości
On nie potrzebował pocieszenia, on potrzebował… Chyba odskoczni, po prostu. Chwili zapomnienia o swoim obecnym życiu, o problemach, o natłoku obowiązku w pracy. Ramiona nieznajomej, acz bardzo urodziwej kobiety wydawały się idealnym miejscem, w którym mógłby na chwilę się zrelaksować. I tak właśnie było, przez chwilę. Potem wrócił do siebie, do swojego życia pełnego pracy i związku, który był wygodny, tak, ale kompletnie go nie czuł. Tak samo jak poprzedniego i jeszcze wcześniejszego, w zasadzie niemal wszystkich, w których w swoim życiu był. Tylko jeden związek tak naprawdę wspomina z uśmiechem na ustach — ten pierwszy, zupełnie niewinny i pełen miłości, gdy jeszcze wszystko w jego życiu było w porządku. Wraz ze śmiercią jego rodziców jednak wszystko się posypało, nawet relacja z jego ówczesną dziewczyną. Od tamtej pory zaś nie jest już taki sam i, pytanie brzmi, czy kiedykolwiek wróci stary Caden? Czy kiedykolwiek znowu kogoś tak pokocha i wreszcie przestanie szukać ekscytacji gdzieś na boku? Przez większość czasu ma wrażenie, że jest już skreślony, że na zawsze zostanie starym kawalerem, który nie umie się ustatkować. Czasem jednak wierzy, że szczęście się do niego uśmiechnie. Tylko chyba nie dzisiaj.
A ty chcesz rozmawiać o tym tutaj? — odpowiada niepewnie pytaniem na pytanie, a jego gęste brwi wędrują ku górze jeszcze bardziej. No bo niby jak on ma odpowiedzieć na to pytanie, skoro nawet nie wie, co chce mu powiedzieć? Coś mu jednak podpowiada, że cokolwiek to będzie, on nie będzie zadowolony. Widzi po niej, że jest zdenerwowana, a to jednak na coś wskazuje. — Chodźmy na zewnątrz — rzuca w końcu, bo może i lepiej będzie, jak nikt nie będzie w stanie ich podsłuchać. I może na zewnątrz kobieta mu nie zasłabnie, bo jakoś tak blado zaczęła wyglądać.
Wstaje z barowego stołka, po czym kładzie lekko dłoń na plecach Verde i kieruje się z nią powoli do wyjścia na zewnątrz, przepychając się przez znajdujący się w barze tłum. Choć pewna jego część ma ochotę w tej chwili uciec, czując, że coś poważnego jest na rzeczy, mimo wszystko wychodzi z nią na zewnątrz i staje paręnaście kroków od baru, gdzie nikt im nie będzie przeszkadzał. Całe szczęście na dworze jest dość chłodno, bo za dnia duchota była ogromna i jedyne, o czym marzył, to przesiedzieć cały dzień w swoim klimatyzowanym gabinecie na komendzie.
Więc? Co jest? — rzuca, starając się brzmieć luźno, choć i on wyraźnie się spiął. Nie chce jednak tego po sobie pokazywać, więc wciska dłonie do kieszeni spodni, zaczynając bujać się odrobinę na swoich stopach. Nie wie, że zaraz, już za moment, jego życie prawdopodobnie skomplikuje się jeszcze bardziej, choć przecież już jest wystarczająco skomplikowane. Ale jak się ma coś walić, to wszystko, tak? Ot, taki przewrotny żarcik losu.

Verde Hillbury
ambitny krab
nonsens#5543
opiekun motyli — abs
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Z zawodu opiekunka motyli, z powołania chodząca katastrofa od kilku lat zauroczona najlepszym przyjacielem, który w ogóle jej nie zauważa, ale niewykluczone, że przypadkiem zmajstrował jej dziecko, ups.
Znała to uczucie. Wiedziała jak to jest nie być w stanie odnaleźć swojego szczęścia u boku osoby, która skłonna była ci je zagwarantować, ponieważ Verde od długich lat lokowała swoje uczucia w osobie, która nigdy nie miała ich odwzajemnić. Oszalała na punkcie własnego przyjaciela, czego on nie tylko nie dostrzegał, ale też w pewnym sensie poszedł w jej ślady, własne uczucia lokując w innej przyjaciółce. Jego historia różniła się jednak od historii Verde tym, że doczekał się szczęśliwego zakończenia, a przynajmniej tak wyglądało to do niedawna. Wiódł przecież życie u boku tej dziewczyny, dopóki wszystko nie zaczęło się komplikować. Hillbury bolało spoglądanie na to, jak jego życie zaczęło sypać się jak domek z kart, dlatego trwała przy nim wytrwale. Bolało ją również to, że tak bardzo przejmował się kimś innym, podczas gdy na wyciągnięcie dłoni miał ją – osobę, która skłonna była zrobić dla niego wszystko. W pewnym momencie wydawało jej się nawet, że w końcu zdołał to zauważyć, ale tak niestety się nie stało. Wystarczyło, aby jego była żona znów pojawiła się na obrazku, aby Verde skończyła ze złamanym sercem. Co więcej, skończyła także z dzieckiem, które powoli rozwijało się w jej brzuchu, i które wychowywać miało się bez ojca. To dopiero głupota, co? Hillbury w efekcie dwóch przypadkowych nocy skomplikowała wszystko nie tylko sobie, ale również istotce, której nawet nie było jeszcze na tym świecie.
Myślała, że kiedy zgodzi się z nią wyjść, odetchnie z ulgą, ale wcale tak się nie stało. Zamiast swobody spadła na nią presja, która usilnie przypominała, że zaraz zmuszona będzie wyznać mu prawdę. Koloryt jej twarzy nie poprawił się zatem wtedy, kiedy wspólnie opuszczali cztery ściany baru, ani też wtedy, kiedy już miała okazję wciągnąć do swoich płuc odrobinę świeżego powietrza. Nie, Verde nadal czuła się tak, jakby ciążył na niej jakiś ciężar, dlatego na moment ukryła twarz w dłoniach, a później zrobiła kilka kroków w jednym kierunku, aby chwilę później to samo zrobić w drugim. Ostatecznie zatrzymała się gdzieś na lewo od Cadena i nie spojrzała na niego, gdy z jej ust w końcu wydostały się te cholernie istotne słowa. Mówiła o tym dopiero po raz drugi i znów brzmiało to dla niej równie irracjonalnie. - Jestem w ciąży - oznajmiła, po czym zalała ją fala tego nieprzyjemnego gorąca. Znów zrobiło jej się słabo, dlatego na nowo podjęła się tej nerwowej wędrówki, jakby to chociaż trochę miało ją uspokoić. - Nie wiem czy to twoje. O chryste, to brzmi jakbym się puszczała - dodała po chwili, po czym przyłożyła sobie dłoń do czoła. Czuła się jak największa na świecie kretynka, ponieważ stała tutaj przed zupełnie obcym jej facetem, z którym nie łączyło jej nic, poza jedną przypadkową nocą i nagle mówiła mu o dziecku? W dodatku wspomniała też o swoich wątpliwościach, przez co czuła się trochę tak, jakby w ogóle nie znała osoby, która teraz z Cadenem rozmawiała. To było jak równoległa rzeczywistość, która okazywała się marną parodią życia, które Verde wiodła kiedyś. Życia, które było znacznie prostsze.

Caden Reyes
ambitny krab
Magda
starszy sierżant — lorne bay police station
40 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej wojskowy w szeregach amerykańskiej armii, dzisiaj starszy sierżant w Lorne Bay, który z całych sił stara się nie ulec swojej słabości
Jego życie uczuciowe zdecydowanie nie wygląda lepiej. Co prawda on akurat nie jest zakochany w żadnej przyjaciółce, ale nie dość, że wciąż ma dziewczynę, którą zdradził, to jeszcze do miasteczka wróciła jego była partnerka, z którą niegdyś miał romans, a z którą nie rozstał się w najlepszych stosunkach, a także kobieta, do której nadal ma cholerną słabość. I gdyby tylko wiedział, że Verde jest przyjaciółką Dottie, najprawdopodobniej po powrocie do domu strzeliłby sobie w łeb. Chociaż kto wie, czy sobie nie strzeli po tych rewelacjach, którymi podzieliła się z nim właśnie drepcząca przed nim kobieta.
Przez krótką chwilę jej słowa w ogóle do niego nie docierają. To znaczy słyszy je, ale mózg uparcie wypiera ich znaczenie, jakby chcąc uchronić go przed zawałem czy innym udarem. Tak samo, jak jeszcze przed chwilę wypierał myśl, że to właśnie taką wiadomość chce mu przekazać kobieta. Bo co innego mogłoby to być? Jedyne, co mu przychodziło na myśl chwilę temu, gdy szli w kierunku wyjścia, to jakaś choroba weneryczna i to, że będzie musiał się przebadać. I szczerze? W takiej sytuacji chyba naprawdę wolałby tę opcję, bo ciąża brzmi po stokroć razy gorzej. Choroby się pozbędziesz, a dziecka… No cóż, niby można, ale to zdecydowanie nie jego decyzja.
W ciąży… — odzywa się wreszcie, powtarzając jej słowa, niczym echo. Bierze głęboki wdech, przez chwilę trzymając powietrze w płucach, po czym wypuszcza je ze świstem, za cholerę nie wiedząc, jak powinien w tej chwili zareagować. Oczywiście pewna jego część chce wziąć nogi za pas — uciec stąd jak najdalej i udawać, że to nie jego problem. Z tym, że to może być jego problem. — Okej… Okej — mruczy niepewnie, wciąż układając sobie w głowie to, co powiedziała mu Verde. To, że istnieje szansa na to, że to może nie być jego dziecko, jakimś dziwnym sposobem odrobinę pociesza go na duchu, choć z drugiej strony ta niepewność, która cholera wie ile potrwa, najpewniej wystawi jego cierpliwość na ogromną próbę. Bo jeśli się okaże, że to jednak jest jego dziecko — będzie musiał stanąć na wysokości zadania. Skoro spierdolił, to teraz przyjdzie mu za to płacić. Nie wie tylko, w którym dokładnie momencie spierdolił, bo przecież zawsze w tej kwestii uważał.
Kogo jeszcze… No wiesz? — pyta, zastanawiając się, kim jest ten drugi, choć zapewne to nie jego sprawa. — On już wie? — dodaje i teraz on również zaczyna spacerować w tę i we w tę, jakby to pomogło mu w poukładaniu myśli i pogodzeniu się z faktem, że być może zostanie ojcem. Onojcem. To wciąż brzmi dla niego jak jakiś mało śmieszny żart.
Masz już jakiś plan? — rzuca kolejnym pytaniem po chwili ciszy, zatrzymując się wreszcie, by spojrzeć na kobietę. Urodzi czy może usunie? Będzie chciała wychować dziecko sama, a może pociągnie do odpowiedzialności tego, który okaże się być ojcem? No właśnie — kiedy dowie się, kto jest ojcem? Caden zdecydowanie wolałby, aby było to prędzej, niż później, aby mógł się przygotować na ewentualne konsekwencje.

Verde Hillbury
ambitny krab
nonsens#5543
opiekun motyli — abs
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Z zawodu opiekunka motyli, z powołania chodząca katastrofa od kilku lat zauroczona najlepszym przyjacielem, który w ogóle jej nie zauważa, ale niewykluczone, że przypadkiem zmajstrował jej dziecko, ups.
Szczerze? Choć nigdy nie przypuszczała, że mogłaby sobie tego życzyć, w tej chwili i ona wolałaby, aby z tych dwóch przygód przyszła do niej jedynie jakaś uciążliwa choroba, z którą przez pewien czas zmuszona byłaby się użerać, aby lada moment zapomnieć o niej tak, jak zapomniała o spędzonej z nim nocy. A w zasadzie nie tyle o nocy, co raczej o nim samym, ponieważ jeszcze przed kilkunastoma minutami nie była w stanie przypomnieć sobie jego twarzy. Ta konfrontacja otworzyła jej jednak oczy i rozbudziła jej umysł, przypominając także o kilku innych szczegółach z tamtego wieczora, które może w innych okolicznościach wywołałyby na jej policzkach wypieki, ale teraz zdawały się być wyłącznie gigantycznym kłopotem. Bo nie, teraz nie umiała już spojrzeć na Cadena jak na faceta, którego jakiś czas temu uznała za pociągającego. Nie umiałaby znów mu ulec, a wszystko przez tarapaty, w których nieświadomie się znaleźli. To znaczy chyba się znaleźli, ponieważ Verde nie miała gwarancji, że to właśnie on był ojcem jej dziecka. Dla bruneta sprawa nie była więc jeszcze przegrana, ponieważ istniał cień szansy, że się z tego wykaraska. Verde nie miała takiego szczęścia, ponieważ nie istniała ani odrobina wątpliwości względem tego, że to jej przypadła rola matki i może też jedynego rodzica, bo od żadnego z mężczyzn nie zamierzała oczekiwać, że się w to wychowanie zaangażuje. Nie była tu po to, aby stawiać żądania.
Jej serce stanęło na moment, kiedy powtórzył jej słowa. Jak wspomniałam, do tej pory sama miała okazję wypowiedzieć je zaledwie dwa razy, ponieważ te nie chciały przejść jej przez gardło, ale w cudzych ustach brzmiały jeszcze bardziej przerażająco. Sprawiały też, iż to wszystko nagle zaczynało wydawać się coraz bardziej realne, a co za tym idzie, znacznie bardziej przerażające. Nie spodziewała się jednak tego późniejszego pytania, dlatego rozchyliła usta i zamrugała gwałtownie. Jak miała mu wytłumaczyć z kim tak właściwie jeszcze spała? - Wie - odparła tylko, ponieważ tamto pytanie przyszło jej akurat z odsieczą. O tym nie musiała obawiać się mówić, bo akurat to nie było żadnym sekretem. Zresztą, z innych rzeczy nie musiała mu się przecież tłumaczyć. - Jeszcze się nie zdecydowałam - przyznała, po czym zmierzyła go spojrzeniem, jakby chciała wyczytać coś z jego reakcji. Nie była do końca przekonana do usuwania tej ciąży, ale o tym zdecydowała się mu nie mówić. - I nie myśl sobie, że mówię ci o tym, bo czegoś oczekuję, nie o to chodzi. Po prostu uznałam, że powinieneś wiedzieć, a jeśli ja zdecyduję się je zachować… wtedy ty będziesz mógł zdecydować czy chcesz w jakiś sposób sprawdzić czy… no wiesz, jest twoje. I czy będziesz chciał się zaangażować. Ja wcale tego nie oczekuję - zapewniła go od razu, ponieważ było dokładnie tak, jak mówiła. Nie miała względem niego żadnych oczekiwań, ponieważ żadne z nich tego nie planowało, a teraz nie wiedzieli nawet czy to aby na pewno było jego dziecko. Verde nie zamierzała więc namawiać go do stania się jego ojcem.

Caden Reyes
ambitny krab
Magda
starszy sierżant — lorne bay police station
40 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej wojskowy w szeregach amerykańskiej armii, dzisiaj starszy sierżant w Lorne Bay, który z całych sił stara się nie ulec swojej słabości
Wiedząc, że jest w ciąży, a także, że istnieje spora szansa na to, że dziecko jest jego, on również nie potrafi spojrzeć na nią tak, jak patrzył na nią te kilka tygodni temu. I prawdopodobnie nigdy już tak na nią nie spojrzy, szczególnie kiedy dziecko jednak okaże się jego, a on będzie towarzyszył jej nie tylko przez najbliższe miesiące, ale i lata. Przynajmniej tak zakłada, bo jeśli kobieta nie postanowi inaczej, będzie chciał jej pomóc nie tylko w czasie ciąży, ale i w wychowywaniu dziecka. Uważa bowiem, że każdy zasługuje na posiadanie zarówno matki, jak i ojca, nawet jeśli nie są oni szczęśliwym małżeństwem. Najważniejsze, aby się dogadywali i dali dziecku szczęśliwe dzieciństwo oraz wychowali go na porządnego człowieka. Co prawda nie wie, w jakim stopniu uda mu się to zadanie zaliczyć, bo w ogóle nie jest gotowy na zostanie ojcem, ale może nie będzie tak źle, prawda? Ma wielu znajomych, którzy mają dzieci i jakoś dają radę — dlaczego więc on miałby nie dać? Oczywiście pod warunkiem, że dogada się ze stojącą naprzeciwko niego kobietą, która jest przecież dla niego zupełnie obca. Cholera jasna, nawet nie pamięta jej imienia! Skąd ma więc wiedzieć, jaka jest? Może jest irytująca, samolubna, obrażalska i w ogóle nie będzie potrafił z nią rozmawiać? Przynajmniej na trzeźwo, bo po pijaku, jeśli dobrze pamięta, ich rozmowa całkiem dobrze się kleiła. Ale to przecież nie to samo — wtedy gadali o jakichś niezbyt ważnych bzdetach, teraz za będą musieli dyskutować na tematy dużo poważniejsze. Takie, które sprawiają, że wzdryga się na samą myśl o nich.
No, chyba że się okaże, że to nie jego. Wtedy nie będzie musiał się niczym takim martwić — z ulgą wróci do swojego bezdzietnego życia. Chciałby powiedzieć spokojnego, ale prawda jest taka, że nawet i bez wieści o potencjalnym dziecku, jego życie wcale spokojne nie jest. Nawet nie chce myśleć o tym, jak powie o wszystkim Paisley, którą przecież zdradził. Ani co zrobi, gdy o wszystkim dowie się Dottie. A gdyby jeszcze wiedział, że blondynka przyjaźni się ze stojącą przed nim kobietą, prawdopodobnie zszedłby na zawał. Na razie jednak woli skupić się na samej wiadomości o dziecku — wszystko po kolei. Jeszcze będzie mnóstwo czasu na martwienie się o inne rzeczy, szczególnie że jeszcze nic nie jest przesądzone, przynajmniej dla niego.
Jeszcze nie wiesz — mruczy cicho, bardziej do siebie, niż do niej. Przeciera zmęczoną twarz dłońmi, powoli zaczynając żałować, że pojawił się dzisiejszego wieczora w barze. Ale jak nie dzisiaj, to kiedy indziej, tak? Miasteczko nie jest wcale takie duże, więc prędzej czy później, kobieta na pewno by go znalazła — o ile w ogóle by chciała. Może gdyby nie znalazła go dzisiaj, dałaby sobie spokój. No ale tego już się nie dowie, prawda? — Jeśli zdecydujesz się je zachować, na pewno będę chciał sprawdzić, czy to moje. Bo jeśli tak… Nie zostawię cię z tym. Nie jestem idealny, ale… Dziecko zasługuje na ojca. Oczywiście jeśli mi pozwolisz — mówi, po raz pierwszy od dłuższego czasu, spoglądając na kobietę nieco dłużej, niż dwie sekundy. Wbija w nią swoje poważne spojrzenie, chcąc jasno dać do zrozumienia, że mówi serio. Co prawda trochę zaczyna go mdlić, co na pewno jest reakcją na myśl, że może zostać ojcem, a nie na wypity alkohol, ale naprawdę nie zamierza jej z tym zostawić. Tylko co dalej?

Verde Hillbury
ambitny krab
nonsens#5543
opiekun motyli — abs
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Z zawodu opiekunka motyli, z powołania chodząca katastrofa od kilku lat zauroczona najlepszym przyjacielem, który w ogóle jej nie zauważa, ale niewykluczone, że przypadkiem zmajstrował jej dziecko, ups.
Chciałaby wiedzieć, co siedziało teraz w jego głowie. Chciałaby wiedzieć nad czym się zastanawiał, bo tylko to zagwarantowałoby jej stuprocentową pewność w kwestii tego, że to co jej mówił, rzeczywiście było prawdą. No bo właśnie, w chwili obecnej to nie odrzucenia bała się najbardziej, a kłamstwa, którym mógł ją obdarować. Nie wiedziała bowiem na co powinna liczyć, dlatego od samego początku nie chciała nastawiać się na sukces. Nie zakładała, że ta jedna rozmowa sprawi, iż jej nienarodzone dziecko nagle zyska najlepszego na świecie ojca, a jednak w nieznacznym stopniu dopuszczała do siebie taką możliwość. Może nawet liczyła na to, choć nie chciała tego przed sobą przyznać, bo przecież było to wyjątkowo naiwne. Rzecz w tym, że na samym zapewnieniu, że będzie obok nie zależało jej tak bardzo, jak na samej prawdzie. Wolałaby bowiem już teraz dowiedzieć się, że nie zamierzał w ogóle jej wspierać, niż nastawić się na to, że nie będzie sama, a za kilka miesięcy po prostu się rozczarować. Bała się tego, ponieważ już nie raz przejechała się na tym, jak wiele wiary pokładała w ludziach. Zresztą dokładnie to sprowadziło ich do punktu, w którym znajdowali się obecnie. Gdyby nie zadurzyła się w swoim przyjacielu i nie pozwoliła sobie uwierzyć, że ich dwójkę może jeszcze czekać szczęśliwe zakończenie, nie wylądowałaby w łóżku z Cadenem i teraz prawdopodobnie nie mieliby tego kłopotu. Na pewno on by nie miał, bo przecież istniała możliwość, że ta mała istotka zagnieździła się w jej brzuchu kilka dni wcześniej.
Czuła, jak jej serce stopniowo przyspieszyło tempa. Stresowała się tą rozmową bardzo i być może sama przeklinała to, że w ogóle spróbowała go poszukać. Wiedziała jednak, że ta chwila niepokoju była ceną za coś więcej, za coś, co Verde mogła zyskać. Spróbowała się zdusić ten strach w zarodku, ze zniecierpliwieniem wyczekując z jego strony jakiejś reakcji, a kiedy już ją dostała, sama potrzebowała chwili na to, aby ją przetrawić. Skinęła więc nieznacznie głową, we własnym umyśle dokładnie warząc jego słowa. - Nie mogę ci zabronić - zauważyła, a później wzruszyła lekko ramionami. Jeśli to dziecko rzeczywiście było jego, to nie rolą Verde było zatrzymywanie ich z dala od siebie. Choć to ona miała pełnić rolę jego matki, nie upoważniało jej to do pozbawienia tego maleństwa ojca, a zresztą dlaczego miałaby tego chcieć? Nie łączyło ich przecież nic głębokiego, nie zranił jej w żaden sposób. Tak naprawdę niczym jej nie zawinił, to tylko ona była kretynką, która wpuściła go do swojej sypialni, a teraz nawet nie znała jego imienia. - Muszę jeszcze wszystko sobie poukładać. Zastanowić się nad tym, co tak właściwie chcę zrobić, ale zanim czegoś się podejmę, na pewno dam ci znać. To znaczy… Chyba musisz dać mi swój numer - zasugerowała, czując się z tym wyjątkowo dziwnie. Ludzie przecież nieczęsto rozmawiali ze sobą o dzieciach, a dopiero później prosili o jakichś kontakt. Zazwyczaj siedzieli w tym razem od samego początku, ale to nie była normalna sytuacja, zatem nic dziwnego, że Verde nie towarzyszyła normalna radość. Tak naprawdę towarzyszył jej cały wachlarz emocji, ale ani jedna z nich nie była pozytywna. To, co działo się obecnie w jej życiu, po prostu ją przerastało.

Caden Reyes
ambitny krab
Magda
starszy sierżant — lorne bay police station
40 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej wojskowy w szeregach amerykańskiej armii, dzisiaj starszy sierżant w Lorne Bay, który z całych sił stara się nie ulec swojej słabości
Powiedzmy sobie szczerze — nawet jeśli Caden faktycznie stanie na wysokości zadania i pomoże Verde w wychowaniu dziecka, nie będzie najlepszym ojcem. Będzie takim, który na początku popełni milion błędów, zanim nauczy się pewnych rzeczy; będzie tym, który będzie zapominał o urodzinach, przedstawieniach i innych obietnicach, który nie zawsze znajdzie czas, bo praca wciąż będzie zajmowała mu sporo czasu. Ale wie, że będzie się starał, że zrobi wszystko, aby popełnić jak najmniej błędów i z roku na rok będzie mu szło coraz lepiej, a dziecko zawsze będzie mogło na niego liczyć. Nawet jeśli w tej chwili pewna jego część ma ochotę wziąć nogi za pas i udawać, że to nie jego problem. Tak zdecydowanie byłoby wygodniej, bo jak niby ma o tym poinformować Paisley? Powiedzenie jej o dziecku równałoby się bowiem z przyznaniem do zdrady, o której kobieta wciąż nie wie. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że najbardziej przejmuje się tym, co pomyśli o tym wszystkim nie jego dziewczyna, a Dottie. Ta sama Dottie, którą raz już odesłał z kwitkiem, twierdząc, że tak będzie najlepiej, ale sam nie wie, czy będzie miał na tyle siły, by zrobić to raz jeszcze. Chociaż, gdy już dowie się, że ma dziewczynę i na dodatek dziecko w drodze z zupełnie inną kobietą, znając życie sama ucieknie gdzie pieprz rośnie i problem rozwiąże się sam. Ale czy na pewno tego chce?
Na razie jednak nie powinien o tym myśleć; na razie powinien upewnić się, że dziecko jest jego — wszystko po kolei. Bo może to fałszywy alarm i wcale nie będzie musiał nic mówić zarówno Paisley, jak i Dottie. Oczywiście i tak nie rozwiąże to wszystkich jego problemów, ale przynajmniej skala nieco się zmniejszy.
Jasne, pewnie. — Kiwa głową, bo nie zamierza na nią naciskać ani jej pospieszać. Dla niej niewątpliwie to również wielki szok, zdecydowanie większy, niż dla niego, bo on wciąż ma jeszcze szansę się z tego wykaraskać. Woli jednak nie dawać sobie nadziei; woli przyjąć, że to on będzie ojcem, a później ewentualnie odetchnąć z ulgą, że dla niego to fałszywy alarm i inny mężczyzna będzie musiał się martwić tą sytuacją. — No tak, racja — mruczy, wciskając dłoń do kieszeni spodni, aby wyciągnąć swój telefon komórkowy, który odblokowuje i podaje kobiecie. — Wpisz swój, potem wyślę ci smsa, żebyś miała mój — mówi, a kiedy już odzyskuje komórkę z jej numerem telefonu, zerka szybko na ekran, po czym zaraz chowa z powrotem urządzenie do kieszeni. Nigdy nie sądził, że kiedykolwiek zdobędzie numer jakiejś kobiety w tak popieprzonych okolicznościach.
Przydałoby się też chyba porządnie przedstawić, co? — dodaje po chwili, marszcząc brwi w zastanowieniu. Bo może i tamtego wieczora poznali swoje imiona, które szybko jednak uciekły z ich pamięci, aczkolwiek w takiej sytuacji imiona to zdecydowanie za mało. — Caden Reyes — przedstawia się, automatycznie wyciągając w jej stronę dłoń. Bo tak pewnie od tej pory ich relacja będzie wyglądać — formalnie i odrobinę sztywno. W końcu spędzili ze sobą tylko jeden wieczór i nawet nie mieli okazji dobrze się poznać, aby traktować się jak dobrzy znajomi.

Verde Hillbury
ambitny krab
nonsens#5543
ODPOWIEDZ