lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Irving nie miał pojęcia, kto tak naprawdę nosi spodnie w ich związku, jak to się mówi, ale miał jakieś przeczucie, że jeśli chodzi o finanse oraz wystrój wnętrz, oddaje swojej żonie pełną władzę w tym zakresie. On nigdy nie miał tak naprawdę dobrego gustu jeśli chodzi o meble. Pewnie wybrałby te funkcjonalne, a tym samym szpetne. Dla niego piękna musiała być tylko jego żona i z tym trafił w dziesiątkę. Mogła być miejscami trochę chłodna i zdystansowana, lecz to dodawało jej pewnego uroku. Wydawało mu się, że dobrze balansuje jego dzikość charakteru. Jednak nie wyobrażał jej sobie jako pani domu, która każdego poranka wita ich wszystkich świeżo wypieczonym pieczywem, a dzieciaki mają już naszykowane drugie śniadanie do szkoły. Wychodziłoby na to, że tak naprawdę to przysłowiowe spodnie nosi ona, a to on jest dobrym gospodarzem dbającym o ciepło domowego ogniska. Nie widział w tym nic złego i nie miał również nic przeciwko. Chyba nawet zaczynały mu świtać jakieś wspomnienia o amatorskim wypiekaniu chleba, ale mógł być to tylko jakiś dziwny epizod w jego życiu. Najwyraźniej przyjdzie mu się na nowo wdrożyć w tę rolę, aczkolwiek tego chyba tym bardziej jak jazdy na rowerze się nie zapomina.
- Mówisz, że teraz już nie jest?! - warknął udając zdziwienie i oglądając się za siebie - Coście mi w tym szpitalu zrobili... - jęknął teatralnie po czym tylko się do niej szeroko uśmiechnął.
- Nienormalne i niemoralne. Później jeszcze roszczą sobie prawa jakby byli pełnoprawnymi członkami ruchu drogowego. - pokręcił głową z rozczarowaniem.
W tych ich całych przekomarzankach było coś... Znajomego. Chyba tak mógł to najlepiej określić. Nie wróciły do niego żadne konkretne wspomnienia, lecz gdzieś głęboko w sobie miał to przeczucie, że nie był to pierwszy, drugi, piąty ani nawet setny raz kiedy prowadzą tego typu rozmowę w jadalni. Było w tym coś naturalnego. Coś, co sprawiało, że rzeczywiście czuł się jak w domu i był to chyba pierwszy raz odkąd przekroczył próg tego budynku. Była to chyba również pierwsza rzecz, która sprawiła, że zaczął mieć prawdziwą nadzieję na to, że wspomnienia jednak do niego powrócą. Nie dziś i nie jutro, ale rzeczywiście nie były stracone gdzieś w odmętach jego pamięci. Skoro to wszystko było dla niego trochę jak jedno wielkie deja vu, to musiało znaczyć, że organizm nadal walczy. Mózg gdzieś w swojej podświadomości wie, że takie zdarzenia miały już miejsce. Coś zaczynało się dziać. Cokolwiek, a to było najważniejsze. Dawało faktyczną nadzieję na lepsze jutro.
- Uważaj bo któregoś razu staną i sobie pójdą, a ja będę zmuszony nadrabiać ubytki tymi futrzakami. - uśmiechnął się do niej zadziornie nie pozostając biernym na jej zaczepki, w tym również było coś naturalnego, albo to po prostu jego charakter - Przynajmniej już wiem, co będę robić jutro. Terapia wstrząsowa. - zaśmiał się cicho kontrolnie spoglądając na ekspres, jakby chciał maszynie dać znać, że jutro mają do pogadania.
- Brzmi groźnie, stawiam na to, że jednak mnie nie lubi. - uśmiechnął się rozbawiony w ogóle nie biorąc takiego stanu rzeczy do siebie.
Mógł być duszą towarzystwa, ale jeśli ich dyrektor jest jakimś introwertykiem, naturalnym jest, że nie będzie przepadał za jego typem charakteru. Pewnie są na stopie koleżeńskiej, ponieważ Irvinga nie da się do końca nie lubić, ale rzeczywiście może ta konwersacja jest zbędna. Nie zamierzał ciągnąć dalej tego tematu, bo sytuacja sprawiła, że jego piękna małżonka przed pierwszym pocałunkiem się nie opierała. Drugi przy takim obrocie spraw był tylko formalnością, a trzeci był już znacznie bardziej śmiały. Po czwartym nie było już sensu liczyć. Irving mruknął zadowolony czując jej dłonie sunące po swoich ramionach. Język zbłądzi nieśmiało gdy rozchyliła swoje usta. Jego prawa dłoń przesunęła się na tył jej głowy, a lewa powoli zsunęła się na jej biodro. Każdy kolejny pocałunek robił się coraz namiętniejszy.
Nie wybudzało to żadnych wyraźnych wspomnień, ale zdawał się pamiętać to uczucie. To, jak smakują jej usta, jak reaguje na jego dotyk, zapach jej perfum. Nie był do końca pewien, czy te rzeczy zaczynały do niego wracać, czy to co czuje teraz jest tak wyraziste, że sprawia takie wrażenie? W każdym wypadku zdążył już trochę zapomnieć o tym, po co tak naprawdę to robili. Mianowicie zapomniał już gdzieś pomiędzy trzecim, a czwartym pocałunkiem. Teraz wiedział, że chce tego więcej. Lekko naparł na jej biodro zmuszając ją do cofnięcia się o kilka kroków i zaparcia się o kuchenny blat. Może doszłoby nawet do czegoś więcej, gdyby coś futrzastego nie zaczęło ocierać się o jego lewą dłoń. To trochę wybiło go z rytmu zmuszając do zaprzestania pocałunków oraz przerwania tej przyjemnej chwili.
- Czy one nie znają pojęcia przestrzeni osobistej? - syknął poirytowany mierząc wzrokiem rudego kota, który tylko miauknął i zeskoczył z blatu.
- Powiedź mi, że nie jesteśmy tym małżeństwem, które w łóżku może razem co najwyżej spać i czytać książki. - spojrzał na nią z szerokim uśmiechem oraz iskierkami pożądania skaczącymi w jego tęczówkach - Jesteś piękna słońce.

enrica duke-macnee
ambitny krab
Way
neurochirurg — Cairns Hospital
52 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
neurochirurg, która ma męża z amnezją, dorosłe dzieci i piątkę kotów, a także trudności z byciem miłą i sympatyczną, więc gardzi wszystkimi, dodając do tego odrobinę brytyjskiego humoru
- Nadal żałuję, że zapomnieliśmy zadrutować ci szczękę. Tyle spokoju – żarty żartami, ale gdyby tylko zobaczył się zaraz po wypadku. Ci pieprzeni rowerzyści urządzili go tak, że jego widok nadal śnił się jej po nocach, a przecież nie z takimi ofiarami miała do czynienia. Chyba zachodziła tutaj prosta zależność – osoby obce były jej całkowicie obojętne, a Irving… pomimo upływu lat kochała go najbardziej na świecie i wygląd jego bezwładnego ciała, przygniecionego przez potężną stal był dla niej absolutnie wstrząsający. Wbrew pozorom śpiączka o tyle wyszła mu na dobre, że część rekonwalescencji miał już za sobą i jego ciało było w całkiem niezłej kondycji, co musiała przyznać. Nie była małolatą, która oglądała się za tyłkami, zwłaszcza jeśli formalnie (ta obrączka!) należą do niej i do jej zgrabnych palców, ale musiała się zaśmiać, gdy tak popisowo się odwracał i sprawdzał, czy wszystko było w najlepszym porządku. Było, było, zadbała o to i miała przed sobą nadal bardzo przystojnego, zdolnego i mądrego mężczyznę, który pomstował na rowerzystów tak szczerze, że mogła mu jedynie przyklasnąć.
A nie na przykład przyznać się do tego, że po jego wypadku na każdego trąbiła zawzięcie i mało brakowało, a zaczęłaby tych idiotów po kolei przejeżdżać, urządzając sobie krwawe igrzyska, gdy już powoli traciła nadzieję, że Macnee się obudzi. Nie wyobrażała sobie tego domu, rodziny i siebie bez niego i powoli zdawała sobie również sprawę, że mimo wszystko powinna być wdzięczna. Nie Bogu, bo przecież nie była szczególnie wierząca, ale medycynie, która wyrwała jej męża z kleszczy snu i zwróciła jej w stanie niemalże nieuszkodzonym. Amnezja amnezją, ale równie dobrze mógł obudzić się sparaliżowany, mógł nie obudzić się wcale albo co gorsza, mógł zerwać się ze szpitalnego łóżka i oświadczyć, że zawsze był gejem i wreszcie nie ma już siły udawać.
Gorsze dramaty rozgrywały się czasem na jej oczach, a on nadal tu był i widziała, że jest tak nieznośnie zdeterminowany, by sobie przypomnieć ją i dzieci i te przeklęte futrzaki. Doceniała to, nawet jeśli była zbyt oszczędna w słowach i zazwyczaj mu docinała bez końca. Ufała, że akurat to poczytuje również za wyraz troski i oddania.
- A nadrabiaj nimi do woli, zawsze mnie kręcili łysi, ale ty nie pamiętasz, biedaku, co? – teraz to już nieznośnie go wrabiała. Właściwie dopiero teraz odkrywała możliwości, które płynęły z jego dziurawej pamięci. Jak na przykład fakt, że może wciskać mu dowolny kit, a on nawet go nie rozpozna.
Z tym, że to, jak i również Jonathan i jego moralizatorski ton człowieka, który pozjadał wszelkie rozumy przestały mieć znaczenie, gdy po prostu zaczęli się całować w kuchni jak para nastolatków. Albo osób, które doskonale się znają i wiedzą, co robić, by sobie sprawić przyjemność. Nie pamiętała już, kiedy ostatni raz go tak całowała i kiedy świat zaczął jej przyjemnie wirować, gdy rozchylała wargi i zamieniała to małżeńskie droczenie się w zupełnie inny scenariusz, taki, który znacznie bardziej się jej podobał. Przed chwilą zastanawiała się, jak może pokazać mu swoje oddanie albo pasję, z jaką podchodzi do ich związku, a teraz już doskonale wiedziała co należy robić. Bez cienia wątpliwości odwzajemniała pocałunki, dając się oprzeć na kuchenny blat… i parskając zaraźliwym śmiechem, gdy zamiast jej dłoni, napotkał na kota.
- Po raz kolejny przypominam ci, że to twoje znajdy. Ja nie jestem fanką jakichkolwiek zwierząt, chyba że tych laboratoryjnych, a poza tym cielęcina nam stygnie. Otworzysz wino? – pozornie wróciła do roli gospodyni, ale było coś innego w jej spojrzeniu. Zupełnie jakby na nowo dopuściła do siebie myśli, że oni w ogóle mogą trafić do łóżka, co wydawało się jej nierealne dopóki Irving nie odzyska pamięci. Ostatnim czego pragnęła było zmuszanie go do bliskości, ale skoro sam ją sprowokował pocałunkami, to chyba miała prawo marzyć o czymś więcej? Ewentualnie go zwyczajnie uwieść, ale najwyraźniej zanim zdążyła wcielić plan w życie, Irving sam powrócił do tematu.
- Lubię dużo czytać, wiesz? – odpowiedziała zaczepnie i sięgnęła po kieliszki tak, by otrzeć się o niego całym ciałem – ale w łóżku lubię zdecydowanie co innego. Przypomnisz sobie czy po prostu będziesz próbować? – zapytała szeptem prosto na jego ucho.
Najwyraźniej dystans był jej zupełnie obcy, jeśli chodziło o niego.

Irving MacNee
sumienny żółwik
enchante #8234
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Cóż... Nie mogę się dziwić, że po tylu latach u mojego boku chciałaś w końcu trochę spokoju, ale żeby od razu drutować mi szczękę? Aż tak ci zaszedłem za skórę? - odpowiedział jej rozbawiony wyraźnie łapiąc ton jakim to wypowiadała i nie biorąc tego zupełnie do siebie.
Zaczynał powoli coraz lepiej wyłapywać te delikatne niuanse w swojej żonie, które pozwalają mu stwierdzić w jakim jest nastroju, a przede wszystkim, czy naprawdę ma na coś na myśli, czy tylko żartuje. Z jej ogólnie chłodnym charakterem wypowiedzi nie było to łatwe, a swoje postępy mógł chyba przypisać tylko wypracowanej spostrzegawczości, której potrzebował w swoim fachu. Chociaż musiał przyznać, że Enrica potrafiła być dla niego naprawdę dużą zagadką. Z początku w ogóle nie był w stanie rozróżnić jej zadziornego tonu od tego całkiem poważnego. Zwłaszcza, że przy pierwszym spotkaniu oboje byli tym wszystkim znacząco zmieszani. Nie pomagał też fakt, że od tamtej pory w większości pokazywała mu się na oczy w charakterze jego lekarza, a dopiero teraz, dzisiaj, kiedy byli w domu i mieli za sobą pierwszą małą kłótnię, zaczynała mu pokazywać swoje prawdziwe kolory. Będąc całkowicie szczerym... Coraz bardziej mu się podobała i zaczynał widzieć, dlaczego się w niej zakochał. Kiedy byli na osobności nie była już taka chłodna. Pewnie zawdzięczał to temu, że przez lata wkradł się do jej serca, a ona nadal widziała w nim tego samego męża, którym aktualnie nie był, a raczej tego nie pamiętał.
- Łysi... Naprawdę..? - spojrzał na nią z dość dużą dawką sceptycyzmu wymalowaną na twarzy - Żartujesz sobie ze mnie. - stwierdził bez żadnego zawahania w głosie - Mogę mieć amnezję, ale nie straciłem zdrowego rozsądku. Nikogo nie kręcą łysi, to jest co najwyżej tolerowane, a ty droga żono ani tego nie tolerujesz, ani cię to nie kręci. - przeczesał dłonią swoje całkiem gęste jak na ten wiek włosy z zadowolonym z siebie uśmiechem.
Oczywiście, że mogła mu teraz wcisnąć każde kłamstwo, a on ufając jej pewnie byłby w stanie w nie uwierzyć, aczkolwiek były pewne granice. Tak jak nieprzekraczalna granica jego linii włosów, która to gdyby przesunęła się za daleko zapewne oznaczałaby rychły rozwód ponieważ jego małżonka ma standardy. Następnym razem musi po prostu próbować wkręcić mu o wiele mniej niedorzeczne rzeczy niż takie abstrakcje. Już szybciej uwierzyłby, że ich królowa umarła niż to, że Enricę kręcą łysi mężczyźni. Naprawdę...
Spodziewał się, że skończy się na jednym pocałunku ponieważ zrobi się jakoś niezręcznie. W końcu nadal nie odzyskał swoich wspomnień, więc jego małżonka mogła być tym faktem dość zmieszana, aczkolwiek nie stracili chemii, którą między sobą mieli. Mogło braknąć mu wspomnień, jednak pewne rzeczy były wyryte gdzieś w jego podświadomości. Ciało samo wiedziało, co robić, skoro robiło to już setki, a może i więcej razy. Kiedy tylko zaczęli się całować wszystko inne przestało się liczyć. Nawet przez chwilę nie myślał o tym, że nic nie pamięta, ani o tym, co będzie dalej. Liczyła się tylko ta cholernie duża przyjemność z pogłębiania ich pocałunków. Wszystko było takie naturalne. To właśnie teraz naprawdę poczuł, że Enrica jest jego żoną. Wcześniej się o tym przekonał, lecz dopiero w tym momencie tak naprawdę to poczuł. Nie trwało to niestety zbyt długo ponieważ przeszkodził im jeden z futrzaków.
- Chcesz mi powiedzieć, że to ja je wszystkie przygarnąłem? - zaśmiał się od jej zaraźliwego śmiechu, lecz za chwilę obciął kocura nieprzychylnym wzrokiem - Oczywiście. W twoich rękach chyba wszystko staje się jakieś wybuchowe. - spojrzał wymownie na pozostałości z plamy, której jeszcze nie zdążył do końca zetrzeć, ale oczywiście nie chodziło mu tylko o to...
Uśmiechnął się nieco złośliwie i podobało mu się to jak na niego teraz patrzyła. Chyba udało mu się wybudzić coś, co do tej pory było w niej uśpione. Oczywiście nie miał z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Najchętniej kontynuowałby od momentu w którym im przerwano, ale skoro żona wolała zjeść wpierw kolację musiał to uszanować.
Na swoje szczęście za chwilę został całkiem przyjemnie przez nią zaskoczony. To otarcie się o niego nie było przypadkowe, ani tym bardziej to, co wyszeptała mu na ucho sprawiając, że całe jego ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Miał ponad pięćdziesiąt lat, a ta kobieta nadal potrafiła zadziałać na niego jak na nastolatka. Nawet jeśli nie pamiętał ich całego życia razem! Jeśli to nie jest prawdziwa miłość, to on nie wiedział czym może być.
- Nawet gdybym sobie przypomniał musiałbym popróbować żeby upewnić się, że dobrze pamiętam. - wyszeptał jej na ucho korzystając z okazji, że była nachylona w jego stronę by zrobić to samo.
Nie zamierzał pozostawać jej dłużny, więc dodatkowo przygryzł płatek jej ucha oraz pocałował jej szyję tuż pod nim.

enrica duke-macnee
ambitny krab
Way
neurochirurg — Cairns Hospital
52 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
neurochirurg, która ma męża z amnezją, dorosłe dzieci i piątkę kotów, a także trudności z byciem miłą i sympatyczną, więc gardzi wszystkimi, dodając do tego odrobinę brytyjskiego humoru
Może to chodziło w jakiś sposób o odreagowanie. Enrica musiała przynajmniej w domu odpuścić, skoro w pracy zajmowała się tak skomplikowanymi przypadkami. Nie mogła i nie chciała przenosić medycyny do tych progów, choć rozmowy o pacjentach były nieuniknione. Nawet ich synowie nasiąkli żargonem lekarskim i zdawała sobie sprawę, że tak naprawdę ich ścieżka nie mogła być inna. Żyli szpitalem w tym domu i takie żarty bądź wzajemne dogryzanie sobie stanowiły świetne remedium na poważne tematy, związane z bądź co bądź, krojeniem ludzkiego mózgu. Inna sprawa, że Irving jako jedna z niewielu osób dostępował tego zaszczytu, by w chłodnej i zdystansowanej pani doktor widzieć człowieka, a nie zawziętego robota, skupionego na rozwiązywaniu kolejnej zagadki medycznej. Drażnił ją na tyle mocno (początkowo), że nigdy nie umiała zachować wobec niego swojego słynnego dystansu, zaś potem, gdy namiętność wzięła nad nimi górę, uznała, że nieeleganckim będzie powracanie do statusu góry lodowej, skoro już zdążyli się poznać tak głęboko. Tym sposobem Macnee mógł żartować sobie z nią i z niej i nie obawiać się, że z zimną precyzją wyceluje kiedyś wiertło w stronę jego głowy, choć wszystkich innym jej kamratom to mimo wszystko groziło. Nawet mimo faktu, że była taka spokojna i nie brała krytycznych uwag do siebie.
Bywali ludzie, którzy mogli zostać mordercami z zimną krwią i to takimi, którzy będą niedoścignieni w swoim fachu i nieuchwytni, a Enrica należała do takiego grona. Z tym, że swoje niemal psychopatyczne zdolności postanowiła zadedykować medycynie, a cząstkę natury, gdzie była czuła i troskliwa swojej rodzinie.
Skoro Irving był nią, to pozwalała mu na wszystko i jednocześnie obdarzała go tego typu żarcikami, które nie były wymierzone w niego, ot, gra dwójki ludzi, którzy(niegdyś) znali się jak łyse konie i mogli pozwolić sobie na więcej w stosunku do siebie. Z tym, że pani Duke odkrywała również, że ta jego amnezja mogła mieć jakieś zalety i wielu rzeczy mógł nie pamiętać, choć jak widać, radził sobie doskonale z jej podpuszczaniem.
- Myślałam, że uwierzysz, bo lubię czaszki – zauważyła rozbawiona. Inny typ ją kręcił, zdecydowanie i potwierdzały to jej wybory życiowe. Najwyraźniej słuszne, skoro pan doktor przez tyle lat nie stracił niczego z dawnego animuszu ani też nie przygruchał sobie młodszej o pół wieku stażystki. Wiedziała, że dokonała dobrego wyboru, ale musiała o coś zapytać. – Właściwie dlaczego od razu mi uwierzyłeś? Bez żadnego cienia wątpliwości? – mogła być faktycznie psychopatką albo nawiedzoną byłą żoną, która porywa go ze szpitala. Może i mieli zdjęcia, ale w dzisiejszych czasach można łatwo było to spreparować, a on tak ufnie poszedł za nią. Gdyby ona dostała amnezji, to zapewne sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej, bo przecież nikt tak jak Enrica nie wątpił i nie podawał wszystkiego głębokiej analizie. Za to Irving… Po prostu uwierzył jej i postanowił przyjąć, że jest jego żoną i że naprawdę lubi koty, choć po jego minie wnioskowała, że to dla niego czysta abstrakcja i wolałby psa.
- Skąd wiesz, że ta wybuchowa kobieta jest twoją żoną, a nie byłą pacjentką, która oszalała z miłości do ciebie? – pani doktor zdecydowanie należało wyłączyć kablówkę, której poświęcała sporo uwagi, gdy jej mąż leżał na łóżku pacjenta. To też była próba bliskości z jej strony. Pozostawała wciąż w jego pokoju, śledziła monitory i oglądała najgłupsze telenowele medyczne ostatnich lat, naprawdę licząc, że wstanie i wyłączy to cholerstwo. Dzięki temu też zapomniała o innym rodzaju bliskości, którym był seks. Ten, którym dopiero na nowo zaczęli się cieszyć po względnym (Hudson) wychowaniu dzieci. Wyfrunęły one z rodzinnego gniazda, dom pozostawał wreszcie pusty, a oni mogli znowu poczuć się jak dwudziestolatki.
I choć teraz rozum podpowiadał, żeby przystopowała i że uwodzenie męża z uszkodzoną pamięcią to zły pomysł, zupełnie nie potrafiła się temu przeciwstawić. To nadal była osoba, którą pragnęła najmocniej w swoim życiu i nawet jeśli nie kochał jej (bo jak mógł, skoro nie pamiętał?), to do cholery miała prawo do chwilowego zapomnienia.
W ramionach własnego męża, w wieku pięćdziesięciu lat. To zupełnie brzmiało jak żart, ale zanim zaczęła się nad nim zastanawiać, po prostu poszła za ciosem i nakierowała jego dłoń na guziki swojej marynarki, uśmiechając się na krótką pieszczotę z jego strony.
- A może na razie zapomnijmy o pamięci, o kolacji i po prostu mnie miej? – tak, chciała mieć romans z własnym mężem.

Irving MacNee
sumienny żółwik
enchante #8234
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Dopóki nie odzyska swoich wspomnień zapewne jednym z najbardziej nurtujących go zagadnień będzie to jakim cudem taka kobieta tak długo z nim wytrzymała. Irving nie miał o sobie jakiegoś złego zdania. Przynajmniej dysponując tymi wspomnieniami, które miał, na nowo zbudował sobie dość wysokie mniemanie o samym sobie, lecz nie był zupełnie ślepy na wszystkie swoje wady. Dla kogoś tak poważnego i wywarzonego jak Enrica musiał być koszmarem na porządku dziennym. Zawsze spontaniczny, zabawny, cholernie uparty przy swoim, a do tego jeszcze te wszystkie przekleństwa po gaelicku, którymi na pewno ją raczył za każdym razem gdy się kłócili. Dołóżcie do tego dość wybuchowy charakter, nieprzewidywalność, jak z tymi wszystkimi kotami oraz specyficzne poczucie humoru i to równanie jakoś nie przypominało takiego, które mogłoby zaimponować jego żonie. Najwyraźniej zostało mu jeszcze naprawdę dużo do poznania na temat pani Duke-Macnee ponieważ nie wątpił, że nie raz zaszedł jej za skórę, ale patrzcie na nich teraz. Oboje mieli naprawdę udaną karierę, dzieci, dom i nawet futrzaki. Można by rzec, że mieli wszystko. Perfekcyjna rodzina i los najwyraźniej za to wszystko postanowił ich trochę doświadczyć.
Szkoda, że w tak dotkliwy sposób, lecz Szkot nie tracił wiary oraz swojej pewności siebie. Nadal wierzył, że odzyska swoje wspomnienia, a nawet jeśli nie, zdołają przez to jakoś przebrnąć. W tym przypadku jego charakter wychodził wszystkim na dobre. Cała rodzina mogła być pewna, że nie podda się bez walki.
- Przykro mi, musisz się następnym razem bardziej postarać. - puścił jej oczko z zadziornym uśmiechem - Czaszki lubisz kroić, więc nie narażałbym się na to, że którejś nocy lunatykując zrobisz mi trepanację mając ją pod ręką. - zaśmiał się cicho bez problemu widząc to oczami wyobraźni.
Zdecydowanie wolał pozostać przy swojej fryzurze tak długo jak pozwolą mu na to silne, europejskie geny. Żarty żartami, ale naprawdę nie wyobrażał sobie siebie ogolonego na łyso. Całe szczęście, że nie musieli go ciąć bo pewnie tak by właśnie teraz wyglądał, a jego żona może wreszcie dowiedziałaby się co za ancymon siedzi w jego głowie przez te wszystkie lata.
By odpowiedzieć na jej kolejne pytanie nie potrzebował nawet dłuższej chwili zastanowienia. To było naprawdę proste. Była to chyba pierwsza w miarę klarowna rzecz po jego przebudzeniu.
- Wspomnienia, wspomnieniami, ale takie rzeczy czasami po prostu się czuje. - spojrzał na nią z rozbrajającym uśmiechem - Wiesz, że zawsze byłem porywczy i kierowałem się uczuciami. Czułem, że mogę ci zaufać.
Nie musiał chyba tłumaczyć, że implikacje tego, co powiedział mogły być o wiele większe. Nie mógł jeszcze z czystym sumieniem powiedzieć, że na powrót zakochał się w swojej żonie bądź, że po prostu nadal ją kochał. Do tego była przed nimi jeszcze dość długa droga ponieważ on nie rzucał takich deklaracji jeśli nie był ich absolutnie pewien. Mógł za to powiedzieć, że zależało mu na niej. Zależało mu na całej rodzinie. Chciał by to wszystko faktycznie wypaliło. Chciał do nich wrócić.
- Ta oszalała z miłości była pacjentka nie oszukałaby tego. - położył dłoń na sercu - Mogę być stary, ale nie jestem aż tak naiwny. - uśmiechnął się łobuzersko - Z resztą, jeśli wszystkie moje pacjentki są takie piękne chyba szybko wrócę do pracy. - puścił jej oczko nie mogąc tego po prostu zostawić bez odpowiedzi.
Nie miał pojęcia czy tak właśnie wyglądało ich życie, czy się za nim po prostu stęskniła, aczkolwiek definitywnie nie zamierzał narzekać na jej zaloty względem swojej osoby. Skoro pierwsze pocałunki nie były wcale niezręczne, nie było przesłanek by sądzić, że jeśli stanie się coś więcej grożą im jakieś nieprzyjemności. Tym bardziej, że to wszystko tak naprawdę wychodziło od jego żony, więc jeśli ona nie miała z tym problemu on na pewno nie będzie odmawiał. Kontynuował swoje pieszczoty kontynuując całowanie jej szyi, kiedy jego dłoń za jej przyzwoleniem rozpięła guziki jej marynarki.
- Wolę już niczego nie zapominać, ale jeśli kiedykolwiek ci tego odmówię powinnaś się ze mną rozwieść. - zaśmiał się cicho ściągając z niej marynarkę a przy okazji odbierając też kieliszki co by z tego nie było jakiejś katastrofy.

enrica duke-macnee
ambitny krab
Way
neurochirurg — Cairns Hospital
52 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
neurochirurg, która ma męża z amnezją, dorosłe dzieci i piątkę kotów, a także trudności z byciem miłą i sympatyczną, więc gardzi wszystkimi, dodając do tego odrobinę brytyjskiego humoru
Zadziałało u nich na zasadzie przeciwieństw. Zabawne, bo Enrica jak przystało na osobę szalenie rozważną i pewną swoich osądów, zawsze wierzyła, że należy dobrać kogoś podobnego do siebie, by z upływem czasu patrzeć w jednym kierunku. Nie była osobą, która wierzyła w miłość do grobowej deski (wtedy), ale wierzyła, że spotka równorzędnego partnera, z którym przyjdzie jej zbudować trwałe fundamenty przyjaźni, która oparta o wzajemny szacunek przerodzi się w związek i to taki z gatunku tych na całe życie. Nie wierzyła w żadne szaleńcze uczucie, które łączy dwóch ludzi, w żadne przyciąganie. Z tym miała do czynienia jedynie w przypadku grawitacji, a i ona nie była zanadto odczuwalna dla dziewczyny, której rzucano praktycznie cały świat do stóp. Mogła być jedną z tych żałośnie kapryśnych marzycielek, które czekają na przysłowiowego księcia z bajki (i zapewne by się doczekała), ale zawsze raczej twardo stąpała po ziemi i już od początku projektowała sobie szczęście małżeńskie. Zupełnie jakby za pomocą algorytmu miało zadziałać i miała odnaleźć kogoś na wzór swojego ojca – Brytyjczyka o mrukliwym usposobieniu i nienagannych manierach, który na zwierzęta polował, a nie przygarniał je do siebie. Był jej ideałem i zaszczepił w niej pasję do medycyny, więc właśnie takiego męża pragnęła posiadać. Już była gotowa kierować się listą cech pożądanych, a potem zwyczajnie… zderzyła się na korytarzach uczelni z Irvingiem.
Wówczas zrozumiała jak mało do rzeczy mają niewieście mrzonki o udziale rozumu w tym szalonym przedsięwzięciu jakim jest małżeństwo. Pasjami go nienawidziła i z równą pasją po kilku semestrach przyszło jej go pokochać, z każdą wadą, z każdym przejawem uporu, bałaganiarstwem bądź po prostu dobrym sercem. Tam gdzie jej chłód i dystans były zaporą nie do przejścia, tam pojawiał się Macnee, by z uśmiechem rozładować atmosferę. Mogła patrzeć na niego czasami jak na wariata i dziwaka, ale wciąż był jej wariatem, więc gdy świat postanowił się na nich zemścić zsyłając tego przeklętego rowerzystę, mogła mu przysiąc, że tego tak nie zostawi.
Nie po tym jak nauczyła się tolerować jego brudne skarpetki, sprośne żarty czy gaelicki, który mimo upływu czasu brzmiał dalej jak jęki zarzynanej krowy.
- A tak serio – ale uśmiechała się przy tym jak mała dziewczynka, której ktoś zapewnił prezent na Gwiazdkę – zgodziłeś się na wykorzystanie mózgu po śmierci i Instytut już zacierał rączki, ale nie na mojej służbie – pogłaskała go po bujnej czuprynie. Mimo swojego zamiłowania do wszelkich trepanacji jej mąż miał inne zalety i obecnie potrzebowała go żywego, nawet jeśli jego umysł pracował obecnie jak stara maszyna, w której co chwilę coś przeskakuje i nie ma to najmniejszego sensu. Wówczas należało zatrudnić kogoś, kto za pomocą samych odgłosów bądź rytmu szelestów znajdzie usterkę. Z nim też tak będzie. Powtarzała to sobie tak ciągle, że brzmiało jak refren skocznej piosenki. Na modłę szkocką, rzecz jasna.
- Tak, czułeś. Gdybym ja znalazła się w śpiączce, to musiałabym dostać masę dowodów, a ty po prostu poleciałeś na pierwszą lepszą kobietę. Dobrze, że mojej stażystki nie wysłałam, zawsze miała do ciebie słabość – była elegancką damą, więc mógł zapomnieć o popisowym przewracaniu oczami, nawet na sugestię o pacjentkach, ale i tak miała ochotę wnieść oczy do nieba. – Wiesz, że wyślą cię najpierw na badania. Szpital nie może od razu zatrudnić kogoś, kto… Nie pamięta własnej żony? – i to było zabawne, bo tak naprawdę zdała sobie sprawę, że jeśli do czegokolwiek dojdzie między nimi, to będzie ich pierwszy raz zupełnie bez uczuć z jednej strony. Już jako dwudziestolatkowie, wtedy w Wielkiej Brytanii byli w sobie zakochani, a teraz minęło trzydzieści lat, wiedziała o nim wszystko… i jednocześnie musiała pogodzić się z tym, że dla niego jest jedynie obecnie atrakcyjną kobietą, która opowiada mu o czymś, czego jeszcze nie doświadczył.
- Tak, lepiej weź kieliszki – oddała mu je z chęcią po incydencie z winem i dała mu zdjąć z siebie marynarkę, a potem odwróciła się powoli w jego stronę. – Wiesz, jeśli do czegokolwiek dojdzie… To nie chcę, by to była moja inicjatywa. Ja wszystko pamiętam, każdy nasz wspólny raz, każdą noc, a ty możesz czuć się zmuszony do bycia z kimś dla siebie obcym, a to nie ma najmniejszego sensu – wypowiedziała te słowa szybko, zupełnie jakby się bała, że za chwilę braknie jej odwagi.
Bo jedyne czego Enrica chciała to rzucić się na niego i zedrzeć z niego te ubrania, ale do cholery, ktoś musiał być racjonalny w tym małżeństwie.
Mimo, że pierwszy raz w życiu to ona chciała być tą szaloną i nieprzewidywalną.

Irving MacNee
sumienny żółwik
enchante #8234
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Mając zdecydowanie za dużo czasu w szpitalu dla siebie Irving miał kilka okazji by pomyśleć nad tym jakiego typu człowiekiem jest jego żona. Nie miał wątpliwości co do tego, że to rzeczywiście ona jest jego małżonką. Takie rzeczy się po prostu czuje, a przynajmniej on był w stanie. Pamiętał tyle ze swojego życia by być całkiem pewny, że jego charakter akurat się nie zmienił. Zdawał sobie sprawę, że bardzo często kierował się emocjami oraz przeczuciem. Był po prostu tego typu mężczyzną. Stąd interesowało go, co takiego miała w sobie Enrica, że to właśnie z nią zdecydował się ożenić? Odsuwając na bok oczywiste walory urody, ponieważ nadal była bardzo atrakcyjną kobietą i cholernie żałował, że nie pamięta lat kiedy oboje byli trochę młodsi, a zwłaszcza czasów kiedy się poznali. W tamtej chwili był bardziej zafrasowany jej charakterem, który ciężko było mu rozgryźć. Z jednej strony wydawała się dość chłodna i zdystansowana, czyli zupełnie nie jego typ, jednak z jego towarzystwie potrafiła zażartować, uśmiechnąć się oraz pośmiać. Chyba zawsze wyobrażał sobie siebie z bardzo ciepłą i energiczną kobietą, lecz czy przy dwóch takich osobach w związku nie byłoby trochę nudno? Jego żona wydawała się osobą, która do wszystkiego potrafi podejść logicznie i na spokojnie. Może tego właśnie w swoim życiu potrzebował? Jakiegoś głosu rozsądku, który właśnie ona mu dawała. Mógł się założyć, że potrafi dotrzeć do niego nawet w najbardziej gorączkowych momentach jego temperamentu.
Mając ją teraz przed sobą i po tych kilku wymianach zdań zaczynał widzieć w niej nowe strony. Te, które pewnie tak do niego przemówiły przed laty. Nie pomylił się z tym, że jest chłodna i kalkulująca, aczkolwiek w tych czterech ścianach ukazywała swoje cięte poczucie humoru, które całkiem lubił, ciepło oraz troskę względem jego osoby, a przede wszystkim całej rodziny. Enrica Duke-Macnee miała wiele twarzy, a te najlepsze zostawiała dla swojego męża. Był ciekaw jak długo zajęło mu odkrywanie tych wszystkich odsłon jej osobowości, wyciągania na wierzch tej całej troskliwej złośliwości. Na chwilę przestał myśleć o tym, czego nie pamięta, a nastawił się na poznawanie tych rzeczy na nowo. Nie miał nic przeciwko by kilka z tych rzeczy było dla niego niespodzianką.
- To mnie akurat nie dziwi. Każdy lekarz powinien to zrobić. Niemniej dziękuję droga małżonko, że nie pozostawiłaś mojego mózgu na pastwę jakichś stażystów, którzy nie wiedzą która strona skalpela to ta ostra. - zaśmiał się cicho łapiąc jej dłoń zanim opadła przy jej ciele i czule ją całując w ramach wdzięczności.
Wiele rzeczy w ich życiu mogło być teraz nie tak, ale to właśnie takie momenty przybliżały ich do odzyskania ich domowej normalności. Każda taka uprzejmość, czułość, mogła prowadzić do odnalezienia klucza, który w końcu posortuje te wszystkie pogubione wspomnienia i w końcu pozwoli Irvingowi naprawdę być Irvingiem, a nie tylko trochę uszkodzoną kopią. Naprawdę chciał być już cały. Tak długo jak sobie wszystkiego nie przypomni, zawsze będzie cząstka, której będzie mu brakować.
- Mogę mieć problemy z pamięcią, ale po tym, co się stało podejrzewam, że już sobie przygotowałaś jakiś zestaw, który pozwoli mi cię przekonać, że jestem twoim mężem gdyby coś takiego przytrafiło się i tobie. - odpowiedział jej pół żartem, pół serio z lekkim uśmiechem - Dziwisz jej się? - uśmiechnął się z tą nieznośną pewnością siebie wymownie poruszając brwiami, przecież nie mógł przepuścić takiej okazji.
- A niech wysyłają. Założę się, że nadal tnę i szyję dziesięciokrotnie lepiej niż którykolwiek z aktywnych chirurgów, a żonę zamierzam sobie przypomnieć. - wypiął dumnie pierś, jakby nie było po prostu innej opcji.
- Zmuszony? O czym ty mówisz? - pokręcił głową z niedowierzaniem - Nawet jeśli wszystkiego nie pamiętam, nadal jestem sobą i czy jesteś w stanie z pełnym przekonaniem powiedzieć, że potrafisz mnie do czegoś zmusić, jeśli naprawdę tego nie chcę? Musiało cię to setki razy frustrować. - uśmiechnął się do niej zadziornie kładąc jej dłonie na biodrach - Nie jesteś mi obca. Jesteś moją żoną. Mogę mieć problemy z pamięcią, lecz to nie znaczy, że widzę cię jako kompletnie obcą osobę. - nachylił się do niej by raz jeszcze ją pocałować - I mówiąc jako twój mąż, jeśli kiedykolwiek odmówię ci wspólnej nocy znajdź jakiegoś rowerzystę, który znów wyjedzie mi na pasy. - uśmiechnął się pozostając zaledwie centymetry od ich ust patrząc jej w oczy.

enrica duke-macnee
ambitny krab
Way
neurochirurg — Cairns Hospital
52 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
neurochirurg, która ma męża z amnezją, dorosłe dzieci i piątkę kotów, a także trudności z byciem miłą i sympatyczną, więc gardzi wszystkimi, dodając do tego odrobinę brytyjskiego humoru
Może Irving był tak naprawdę jej jedyną szansą na stworzenie prawdziwie kochającej się rodziny. Wiedziała, że mogłaby mieć każdego, a jej wrodzona pewność siebie i bycie perfekcjonistką w każdej dziedzinie było zapewne frustrujące, ale nikt nie wymagał innych cech od lekarza. Owszem, gdyby poświęciła się pediatrii jak Olivia, to mogłaby być przy tym miłą i kochaną panią doktor, która zajmuje się słodkimi berbeciami, ale jej przyszło być chirurgiem, więc wymagania wobec niej stale rosły. Nie dość, że musiała przekonać wszystkich, że kobieta może być świetną specjalistką w fachu zarezerwowanym zazwyczaj dla mężczyzn, to jeszcze była Brytyjką na australijskiej ziemi i narzekała na dosłownie wszystko. Łącznie z tym przeklętym upałem. Poza pracą jednak mogła być zupełnie kimś innym, ale potrzebowała szaleństwa męża, który potrafił przekuć jej zimne jak lód oblicze i zmusić do uśmiechu. Do porzucenia zbroi, w której zazwyczaj szła do szpitala, pilnując, by wszystko działało jak należy. Za wiele od niej zależało, by mogła pozwolić sobie na jakąkolwiek improwizację. Zaś w domu mogła po prostu skupić się na byciu jego partnerką, mamą dla dzieci, które coraz mniej jej potrzebowały i nawet rośliny ożywały za jej sprawą, choć na pewno nie była w tym taka dobra jak jej przyjaciółka.
Starała się jednak i samo to, że przez te miesiące nie zwariowała bez jego obecności świadczyło o tym, że poradzi sobie w każdej sytuacji. Nie było bowiem gorszego końca świata niż jego absencja i zrzucenie na nią wszystkich obowiązków domowych. Może i strategiem była świetnym, ale jeszcze chwila, a już całkiem skostniałaby i stała się mniej ludzka, wykonując większość domowych obowiązków jak robot. Albo przenosząc do domu zwyczaje ze szpitala, w którym od lat była znana jako postrach stażystów i wszystkich wannabe doctor.
Ta jej szorstka troskliwość sprawiała jednocześnie, że wszyscy chcieli mieć ją jako swojego lekarza prowadzącego. Z prostej przyczyny – była skuteczna. Nikt jej jednak nie powiedział, że największym wyzwaniem będzie dla niej teraz przywrócenie wspomnień, które sama przez lata tworzyła.
Mieli ich tyle, że jej głowa uginała się od szuflad ich rodzinnego archiwum, w którym nie brakowało prawie rozwodu, wielkich sprzeczek, magicznych Świąt Bożego Narodzenia czy wreszcie absolutnego bezkresu chwil we dwoje, gdy ciągnął ją na ocean i korzystał z jej panicznego strachu, który dopiero wyzwalał w niej potulną owieczkę.
- Wypraszam sobie – parsknęła na jego komentarz o stażystach. – Moi potrafią korzystać ze skalpela, ale pewnie by się tak kłócili, że twój mózg wylądowałby na podłodze i stałbyś się odpadem medycznym. Bardzo mi przykro – widać jak jej było, gdy się szczerzyła, ale nie, nie na myśl o tym, co by stało się z Irvingiem po śmierci, ale dlatego, że lubiła, gdy ją po prostu całował w dłoń. Przypominało jej to naprawdę stare czasy, gdy tym prostym gestem zmuszał ją do zapomnienia o jego potknięciach. Na początku związku oboje błądzili jak dzieciaki we mgle i niejednokrotnie wspólna randka kończyła się tak, że wracała pieszo do domu, a on za nią jechał samochodem, bo zniszczyłaby piękne buty.
Uśmiechnęła się do tych wspomnień i kiwnęła głową. To było dziwne, ale w jakiś pokręcony sposób nadal ją znał i wiedział, że to właśnie ona miała spisany testament, uporządkowane wszystkie sprawy i całą listę na wypadek swojej klinicznej śmierci. Pracowała przy tak ciężkich i wyczerpujących przypadkach medycznych, że musiała się zabezpieczyć.
- Mam list, w którym przekonuję siebie, że wolałam górala z Highlands od jakiegoś bogatego lorda i porządnego Anglika. Wypisałam kilka punktów, chcesz je poznać? – mogła mu wyrecytować wszystkie z pamięci, ale na razie uderzyła go otwartą dłonią w ramię. – I hej! Jak się dowiem, że jest jakaś kochanka, o której nie pamiętasz to…. – posłała mu to słynne spojrzenie, które już nawet w szpitalu było określane wzrokiem meduzy. Jeszcze brakowało jej jakiegoś jego romansu na boku, o którym nie pamiętał. Gdy jednak wspomniał o szpitalu, pogłaskała go czule po ramieniu. – Jesteś najlepszy, Macnee. Każdy to wie i jak będzie trzeba to wbiję to tymi szpilkami do głowy tym przemądrzałym dyrektorom – mogła każdego z nich lubić (bo jak przystało na grzeczną dziewczynką, przestrzegała pojęcia autorytetu), ale i tak zamierzała walczyć o niego jak lwica. Choćby dlatego, że szpital bez niego był dla niej czymś absolutnie przerażającym.
Jak i fakt, że mogła już nigdy go nie dotknąć, ale pewne słowa musiały paść, bo była osobą dorosłą, odpowiedzialną i przede wszystkim była jego lekarzem prowadzącym. Wiedziała również, że jakakolwiek presja z jej strony mogła zapoczątkować ich oddalenie się albo co gorsza, znalezienie sobie kogoś kto lepiej zrozumie tę skomplikowaną sytuację w jego życiu. Jej doświadczenie podpowiadało, że scenariuszy może być wiele i chyba po raz pierwszy podczas ich całego małżeństwa czuła niepokój z tego powodu.
Ona. Pewna siebie kobieta, która zniszczyłaby każdą lafiryndę, która wyciągałaby łapy do Irvinga. Aż jej się wierzyć nie chciało, zwłaszcza że jego bliskość wciąż tak samo uderzała jej do głowy i sprawiała, że znowu miała te dwadzieścia lat. Może ten trzymiesięczny post nie był taki zły, skoro potem tak mieli na siebie reagować?
- Racja. Mam wrażenie, że byłeś już w niebie i uparłeś się, że wrócisz do swoich kotków – które teraz zapewne z równym napięciem obserwowały sytuację między nimi. – Bo chyba nie do swojej przemądrzałej żony. Naprawdę nie uwierzyłbyś, gdybym ci powiedziała, że byliśmy w trakcie separacji? – i dlatego nie mogli od siebie rąk oderwać, uśmiechnęła się, gdy po pocałunku wcale nie oddalił się. – Och, gdybyś mi odmówił, to nie wyręczałabym się nikim. Sama znalazłabym sposób, by cię dorwać – mruknęła wprost w jego wargi, nadal w szpilkach musiała stać na palcach, ale niech nie wątpi, że mówi prawdę, choć obecnie nie pragnęła z nim toczyć żadnej wojny. Wzięła jego dłoń. – Koty zostają, a ja ci pokażę sypialnię – zadecydowała kategorycznie, choć nadal to była kwestia tęsknoty niż racjonalnego i medycznego podejścia.

Irving MacNee
sumienny żółwik
enchante #8234
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Irving chyba nigdy tak do końca nie widział siebie w roli ojca. Jego charakter był, pomimo najlepszych prób jego rodziców, dość hedonistyczny. Właściwie pójście na studia medyczne było jego jedyną formą uległości wobec surowego ojca. Było to mimo wszystko częścią dbania o swój własny interes. Jego ojciec nigdy nie był najcieplejszą osobą. Dbał o interesy o wiele bardziej niż o własną rodzinę i tak też traktował swojego syna. Gdyby stawiał mu się na każdym kroku, a przede wszystkim chciał zostać kimś, jak on to nazywał, przyziemnym, zapewne szybko zostałby odcięty od funduszy, a całą fortunę mógłby przejąć jego brat. Na szczęście jego młoda wersja potrafiła postawić na priorytety. Medycyna wcale nie była taka zła. Było tam od zatrzęsienia kobiet w których mógł wybierać. Przystojny, bogaty i z takim poczuciem humoru? Która by mu się oparła. Mało która próbowała, więc może stąd też wzięło się jego początkowe zainteresowanie Enricą? Tą jedyną, która nie zwracała na niego uwagi, a on jej tak wtedy potrzebował. Nie mógł tego wiedzieć ze względu na swoją amnezję, ale zaczynał mieć pewne podejrzenia.
Niemniej nie pomyślałby, że wpakuje się tak szybko w małżeństwo, które jak widać przetrwało już dziesięciolecia. Przy którejś okazji będzie musiał zapytać kochaną małżonkę ile to już z nim wytrzymała oraz o datę ślubu by przynajmniej nie ominąć kolejnej rocznicy momentu, którego nie pamięta. Najwyraźniej właśnie takiej osoby jak ona potrzebował u swojego boku by naprowadziła go na odpowiednie tory. Trochę wyciszyła, nakierowała na to, co naprawdę ważne ponieważ nie oszukujmy się Macnee potrzebował kogoś, kto potrafił trzymać go w ryzach. Aż strach pomyśleć, co by z niego wyrosło gdyby nie miał na ramieniu tego chłodnego głosu rozsądku szepczącego mu do ucha którą ścieżkę powinien wybrać. Miłość potrafiła działać w naprawdę zadziwiające sposoby. Niewątpliwie działali na metodzie przeciwieństw, lecz dla nich miało to zbawienny skutek. Kto inny, jak nie on zdołałby roztopić to lodowe serce?
- Tak. Tymczasem moi rzucają się nerkami, kiedy myślą, że nie patrzę. - zaśmiał się rubasznie - Co za gównażeria... - pokręcił głową z rozbawieniem kładąc dłonie na biodrach.
Zabawnie było przez chwilę po prostu powspominać szpitalne czasy zupełnie, jakby był tutaj od zawsze. Tak zapewne przebiegały wszystkie ich rozmowy w tym domu. W osiemdziesięciu procentach związane ze szpitalem. Aż strach się bać, co to zrobiło ich dzieciakom. Pewnie też wyrosną na lekarzy, już matka o to zadba. Biada im jeśli kiedyś przyjdą i powiedzą, że chcą zostać chociażby... Instruktorem nurkowania. Podobało mu się natomiast jak kobieta reagowała na jego dotyk. Za każdym razem gdy całował ją w dłoń delikatnie się rozpromieniała. To musiał być dobry znak. Gest ten przychodził mu zupełnie naturalnie. Musiał to robić tysiące razy by ją trochę udobruchać kiedy coś przeskrobał, albo kiedy się martwiła. Jednak nie wszystkie wspomnienia przepadły. Pamięć mięśniowa była nadal żywa.
- Z chęcią. Nie mogę sobie wyobrazić jakie logiczne argumenty dla siebie przygotowałaś i koniecznie musisz mi powiedzieć jak długo nad tym ślęczałaś. - wyszczerzył się spoglądając na nią z wyraźnym zainteresowaniem - Kochanka? Gdzie tam. Podejrzewam, że mam już pełne ręce roboty z jedną kobietą, po co mi druga. - odpowiedział z szerokim uśmiechem, co oczywiście było tylko dobrą miną do złej gry.
Irving był przekonany o tym, że każdy porządny mąż boi się swojej żony. Może i nie pamiętał jak potrafiła się na nim odegrać za wszystkie żarty, które niewątpliwie jej wykręcił, ale był pewien, że była w tym absolutną mistrzynią. Dlatego pomimo tego uśmiechu oczy nie kłamały, wiedział, że konsekwencje takiego czynu byłyby naprawdę poważne. Nawet po plecach przeszedł mu delikatny dreszcz i to nie ten z ekscytacji.
- Doceniam twoją inicjatywę, ale daj mężczyźnie walczyć w jego własnych walkach, co? Sam muszę się o tym wszystkim przekonać. - położył swoją dłoń na jej lekko ściskając i puszczając jej oczko z tym swoim szarmanckim uśmiechem, który niewątpliwie nieraz ją uwodził, a przynajmniej tak sądził.
Naprawdę doceniał wszystko, co dla niego robiła, ale nie mógł dać się prowadzić za rękę przez cały okres swojej rekonwalescencji. W końcu będzie musiał wszystko zacząć robić sam, a powrót do szpitala mógłby być dobrym startem w poszukiwaniu tego cholernego klucza, który ma mu magicznie przywrócić pamięć. Hipnoza, hipnozą, ale szanujmy się.
Zdecydowanie lepszym i przyjemniejszym krokiem na drodze do wyleczenia amnezji były te wszystkie pieszczoty oraz czułe gesty, którymi do tej pory się wymieniali. Może nie przywoływały całych wspomnień, aczkolwiek pewne bodźce zdecydowanie reagowały na ten dotyk, zapach, a nawet temperaturę ciała. Wszystko było w jakiś sposób znajome, a to już bardzo dobry znak. Pewnie powinni robić to o wiele częściej, tak na wszelki wypadek. Przecież nie zaszkodzi, prawda?
- Myślisz, że ten cały gość przy złotej bramie to był Bóg..? Wyglądał dziwnie podobnie do Morgana Freemana... - uśmiechnął się rozbrajająco - Pewnie bym uwierzył. Masz dar przekonywania, co nie znaczy, że przestałbym o ciebie walczyć. Jeśli kiedykolwiek do tego dojdzie chyba będę musiał sobie zrobić kolejny taki reset. - zaśmiał się cicho nie odstępując jej ani o krok - I tego oczekuję do swojej żony. - odpowiedział jej szeptem nieco zniżając głos.
- Tak, myślę, że to odpowiedni ciąg przyczynowo skutkowy. - mruknął odsuwając delikatnie kociego przybłędę, który zadecydował, że teraz byłby dobry moment żeby się poocierać.
Ruszył za żoną chwilowo nie zwracając uwagi na zdjęcia czy dekoracje na ścianach. Zdecydowanie wolał zapamiętać drogę do sypialni, na resztę znajdzie czas trochę później.

enrica duke-macnee
ambitny krab
Way
neurochirurg — Cairns Hospital
52 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
neurochirurg, która ma męża z amnezją, dorosłe dzieci i piątkę kotów, a także trudności z byciem miłą i sympatyczną, więc gardzi wszystkimi, dodając do tego odrobinę brytyjskiego humoru
Dozowała mu pewne informacje. O nich, o dzieciach, o tragediach, które również były ich udziałem. Z prostej przyczyny – jego stan nadal budził jej poważny niepokój i to był jedyny wyjątek, gdzie Enrica faktycznie oszczędzała komuś prawdy. Zazwyczaj waliła nią jak obuchem w łeb, zastanawiając się jedynie okazjonalnie, czy faktycznie postąpiła słusznie. Zawsze jednak była zdania, że lepsza jest prawda od najgorszej nawet niewiedzy. Przekonała się zaś o tym osobiście, gdy czekała na korytarzu długie godziny, pozostawiając Irvinga w rękach zaufanych, ale wciąż obcych ludzi. Mogła zająć się nim sama, ale nie była skłonna aż tak sobie zaufać. Jemu wyłączyła uczucia obecnie pamięć, ona na sali operacyjnej nie miała pstryczka, by odsunąć na bok emocje i podejść do swojego nieprzytomnego męża racjonalnie. Niwelując szkody, które wyrządził okropny wypadek. Musiała jednak podziękować swojemu chirurgowi, bo najwyraźniej z jego głową było całkiem nieźle poza oczywiście faktem, że nie pamiętał niczego z ich życia. Największą jej obawą było uszkodzenie mózgu, ale jak się okazało, głowa pozostała cała. To tylko ten nieznośny umysł pogrążył się w jakimś zapętleniu, które sprawiło, że akurat ona wypadła mu z pamięci.
Jej ostry humor podpowiadał, że to też jakaś forma ochrony przed bodźcami, bo nikt patrząc na nich nie wątpił, że są małżeństwem specyficznym. Szczęśliwym, a jakże, bo po tylu latach nadal potrafili cieszyć się swoim towarzystwem, ale też związkiem, w którym oboje stawiali na swoim i obdarzali się kąśliwymi uwagami. Może więc Irving powinien być naprawdę wdzięczny, że akurat wypadła z pamięci mu ta uparta kobieta, która mimo niewielkiego wzrostu potrafiła wymuszać na każdym uległość. Swoimi manierami, twardym sposobem bycia bądź bycie profesjonalną. Bardzo chciałaby, że i on to odczuł teraz, bo wiedziała, że leczenie go będzie obfitowało w wybuchy niesubordynacji z jego strony, a tej doprawdy nie znosiła.
Zwłaszcza, że naprawdę bardzo chciała, by przestał się wygłupiać i ją sobie przypomniał.
Na razie jednak to były marzenia ściętej głowy i mogła się tylko modlić, by przy okazji ona nie załapała jakiegoś Alzheimera, bo jak tak dalej pójdzie to ich małżeństwo zmieni się w komedię omyłek, rodem z Monty Pythona, a nawet przy jej sympatii do wszystkiego co brytyjskie to byłoby już czyste przegięcie.
Jak i obgadywanie biednych stażystów, ale Duke- Macnee pamiętała czasy swojej młodości i tego jak chęć złapania za skalpel przysłaniała wszystko co tak naprawdę racjonalne. Była wtedy jak zagubione dziecko we mgle i bardzo cieszyła się, że może dzielić to… z mężem, choć sam pomysł ślubu wydawał się jej wtedy absolutnie nie na miejscu. Mieli po dwadzieścia lat, mieli czas kogoś poznać jeszcze, przeżywać wielkie rozczarowania, przygody i zawody miłosne, a mimo to oboje nie wyobrażali sobie innego scenariusza i po kilkunastu latach wiedziała już, że decyzja była słuszna.
- Zdajesz sobie sprawę, że brzmisz jak okrutnie stary człowiek? W takim razie mam nadzieję, że faktycznie jesteś bogaty, bo ja jestem jeszcze całkiem całkiem – odpowiedziała pewnie, marynarka leżała rzucona na podłodze, a ona w obcisłym gorsecie nie wyglądała na swoje lata, choć zmarszczki już naznaczyły jej piękną twarz. Uważała, że grzechem jest usuwanie tych mimicznych, w końcu brały się ze śmiechu do rozpuku, a takie momenty w życiu Enrici nie zdarzały się najczęściej.
Tak jak teraz, gdy zaśmiała się.
- Och, tylko tydzień – nie pamiętał, ale jakoś potrafił zrozumieć w jaki trans wpadała jego żona, gdy przychodziło tworzyć listy i notatki wszelakie. Wyciągnęła też dłoń, by na palcach odhaczyć wszystkie argumenty. – Zawsze chciałam przystojnego, zabawnego męża, który będzie wiedział, co robię w pracy – i zgięła trzy palce, nie spuszczając z niego wzroku. – A poza tym musiałam znaleźć kogoś dobrego w łóżku i na dodatek… - ale ten ostatni palec, środkowy zostawiła dla siebie, bo znowu aż tak wylewna nie była i o uczuciach mówiła tylko szeptem, zazwyczaj gdy spał (albo udawał) i hołdowała zasadzie, że pewne rzeczy lepiej pokazać niż je wypowiadać.
Może dlatego, że wiedziała, ile znaczą przysięgi, gdy pojawia się ktoś nowy, więc oszczędzała mu podobnych przekłamań i teraz też pokręciła głową. Może nie o wszystkim wiedziała, ale jak na razie chyba nieźle radzili sobie z wiernością i chciała nadal to podtrzymać, choć Irving mógł już tylko opierać się na podszeptach swego ciała. Cała sentymentalna otoczka – ta, której Enrica nienawidziła do tej pory – przepadła z kretesem i nie stanowiła żadnej przeciwwagi. Przynajmniej tak racjonalnie wnioskowała, a była dobra w szacowaniu strat i korzyści, ot, pani neurolog, która musi podejmować ryzykowne decyzje i to w krótkim czasie.
- Taki wybrałeś moment, by unieść się dumą, Irving? – owszem pozwoli mu, bo go znała na wylot i wiedziała, że musi sam poukładać sobie pracę, żagle i całą resztę, ale chyba jako lekarz mogła spróbować pomóc. Nie lubiła siedzieć bezczynnie. – Tak, ty pewnie pykałeś sobie w golfa z Freemanem, a żona umierała z niepokoju jak wtedy, gdy znalazłeś w Australii szkocki bar. Nie pytaj! – uniosła rękę, na wypadek gdyby już chciał poznać tę historię, ale Enrica nie zamierzała jej powtarzać nigdy więcej. Niech to będzie dla niego dodatkowy bodziec, by przypomnieć sobie wszystko po kolei.
Za to ona nigdzie się już nie wybierała, więc na razie na żadną separację czy też poroniony pomysł z wyprowadzką nie mógł liczyć. Nie, gdy wreszcie szeptał jej do ucha i złapała jego dłoń, prowadząc do ich wspólnej sypialni po schodach.
Mogła mu opowiadać w międzyczasie jak lubili razem spać, po jakiej stronie zwykle się kładł i dlaczego w sypialni jest tak mało światła (jak to lekarze, odsypiali kiedy tylko czas na to pozwolił), ale wyczerpała już limit słów na dziś. Chciała po prostu swojego męża i gdy weszli, bez słowa pociągnęła go na łóżko i zaczęła całować tak jak nie śmiałaby na dole, choćby ze względu na możliwe wtargnięcie Hudsona do kuchni. Tu byli sami, a po wyjaśnieniu sobie wszystkiego (mało brakowałoby, a Enrica wyciągnęłaby tablicę z plusami i minusami tego rozwiązania) już mogła naprawdę odpuścić i pozwolić się ponieść pragnieniu zdarcia z niego wszystkich ubrań, choć lubiła tę koszulę, więc zaczęła po prostu rozpinać mu guziki, nie przestając go całować.
I ignorując (jeszcze na chwilę) powiadomienie ze szpitalnego pagera. Nie tak miał skończyć się ten wieczór.

Irving MacNee
sumienny żółwik
enchante #8234
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Irving naprawdę pragnął przypomnieć sobie wszystko jak najszybciej, jednak pomimo swojej gwałtownej i żywiołowej natury doświadczenie zdążyło go już nauczyć, że nie na wszystko należy tak naciskać, zwłaszcza w leczeniu. Sam musiał przejść przez rehabilitację zastałych już kończyn by na powrót móc poruszać się o własnych siłach. W tym przypadku również musiał odczekać by dać czas mięśniom na regenerację. Czymże jest zatem mózg jeśli nie jednym z najpotężniejszych mięśni, które człowiek ma do dyspozycji? Może lepiej było przez chwilę przestać myśleć o tym wszystkim, co zapomniał, a zamiast tego po prostu cieszyć się chwilą? Po prostu być tutaj ze swoją żoną i tworzyć razem nowe wspomnienia? Co z tego, że pewnie dziesiątki razy nabijali się już w tej kuchni ze swoich stażystów. To wino pewnie też nie pierwszy raz wylądowała na ścianach, a jej pieczeń w piekarniku, chociaż co do tego miał pewne podejrzenia ponieważ wydawało mu się, że jest naprawdę dobrym kucharzem, a nim nie stałby się bez dobrego powodu. Wolał teraz dać odpocząć umysłowi i nacieszyć się jej towarzystwem. W najgorszym wypadku po prostu zaczną tworzyć nowe wspomnienia. To tak na zapas.
- Chyba nie jestem aż tak bogaty skoro opłacało się mnie odratować zamiast żerować na mojej polisie. Szkody komunikacyjne są chyba w tym najwyższym słupku. - zaśmiał się patrząc na nią z rozbawieniem - Nie mogę jednak zaprzeczyć, że rzeczywiście jesteś niczego sobie. - z zadziornym uśmiechem obleciał ją lubieżnym wzrokiem.
Szkot już od samego początku nie bał się okazać tego, że jego żona mu się podoba. Pomimo wieku chciałby powiedzieć, że nie straciła w jego oczach, aczkolwiek nie mając swoich wspomnień ciężko się akurat w ten sposób wysłowić, więc chyba wystarczy powiedzieć, że jak na swój wiek wyglądała świetnie i naprawdę mu się poszczęściło. Z taką kobietą u boku zdecydowanie nie musiał szukać żadnego skoku w bok, a nawet gdyby go kusiło to spojrzenie, którym go wcześniej uraczyła, skutecznie by go od takiego błędu odwodziło. Z taką kobietą się nie zadziera.
- Naprawdę zawsze chciałaś zabawnego męża? - spojrzał na nią dość sceptycznie z wyraźnym niedowierzaniem - Cieszę się, że spełniam pani wszystkie wymogi. - zrobił w jej stronę teatralny ukłon po czym spojrzał na nią z szerokim, rozbawionym uśmiechem - Ale któregoś dnia chętnie zobaczę ten list żeby przekonać się jakich argumentów używasz żebyś sama uwierzyła, że ja to ja i posiadam wszystko, czego tej damie potrzeba.
Widać było, że miał z tego pełny ubaw. Dobrze było usłyszeć o sobie kilka superlatywów, ale mogła być pewna, że on tak po prostu tego nie zostawi. Z tego o czym już zdążył się przekonać, była kobietą bardzo mocno stąpającą po ziemi, mającą swoje zasady i stawiającą na logikę, zatem jakie też logiczne argumenty opowiadały się za tym, że to właśnie on jest świetnym wyborem. W przeciwieństwie do niej prawie zawsze kierował się swoimi uczuciami, sercem oraz tak zwanym przeczuciem. W pewnym momencie po prostu wiedział, że Enrica jest tą jedyną. Tak przynajmniej podpowiadało mu to uczucie, którego teraz nie potrafił do końca uplasować w czasie. Gdzieś, kiedyś w nim zakiełkowało, a on mu się po prostu poddał i teraz spójrzcie. Tyle lat do przodu, a oni nadal byli razem. Naprawdę na dobre i na złe.
- Tak, dokładnie ten. Następny będzie kiedy skradnę ci buziaka na szpitalnym korytarzu, a Ty mnie pogonisz. - wyszczerzył się, chociaż po chwili nieco zmrużył oczy - Bo to jest coś, co robię... Chyba? - spojrzał nieco niepewnie.
Na wzmiankę o szkockim barze tylko posłał jej ten wymowny uśmiech, który mówił, że może w tym momencie o to nie zapyta, lecz zdecydowanie złapie ją przy innej okazji i będzie musiała mu wszystko opowiedzieć. Przecież nigdy nie wiadomo, gdzie znajduje się klucz do odzyskania pamięci. Może właśnie w tym magicznym wspomnieniu o zapijaczonej nocy?
Dał się bez słowa poprowadzić do sypialni. Naprawdę nie było potrzeby na dalsze dyskusje. Chyba oboje na tę chwilę postanowili po prostu dać się ponieść temu, co czują. Od progu nie było już żadnych pytań. Dał się popchnąć na łóżko czerpiąc przyjemność z tego jak bardzo żona go pragnęła. Oczywiście odwzajemniał każdy z jej pocałunków z taką samą namiętnością. Powoli sięgając do jej gorsetu by go rozpiąć, rozsznurować, czy cokolwiek za diabelstwo trzymało go na miejscu. Pagera nawet nie słyszał. Był zbyt zajęty swoją żoną.

enrica duke-macnee
ambitny krab
Way
neurochirurg — Cairns Hospital
52 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
neurochirurg, która ma męża z amnezją, dorosłe dzieci i piątkę kotów, a także trudności z byciem miłą i sympatyczną, więc gardzi wszystkimi, dodając do tego odrobinę brytyjskiego humoru
- A może po prostu bałam się podejrzeń? Neurolog, która nie ratuje zakutego łba swojego ulubionego Szkota? Grubymi nićmi szyte. Byłoby zupełnie jak w Zaginionej dziewczynie, wyciągnęliby mi na wierzch jakiegoś kretyna ze stażu i wmówiliby romans, a potem już tylko więzienie i praktyka na ich oddziale ratunkowym, taka z wyciąganiem żyletek – sama się zaśmiała z tej wizji, bo Enrica Duke- Macnee w areszcie to coś, czego nawet ona nie potrafiła sobie wyobrazić, a szczyciła się z tego, że poradzi sobie w każdych warunkach. Była zdecydowanie za pewna siebie, a uśmieszek, którym go obdarzyła na ten komplement świadczył o tym, że doskonale zdawała sobie sprawę ze swoich zalet. Niemal była kobietą bez słabości, choć miała jedną i to ona teraz przyprawiała ją o największy ból głowy. Mąż, który wprawdzie nie stracił nic ze swojego uroku osobistego – cholera, akurat języka mu nie uszkodziło w trakcie wypadku – ale nadal bardziej wierzył jej na słowo niż wiedział cokolwiek o ich uczuciu. Wyczuwała jednak między ich przekomarzankami i docinkami czystą chemię, a to był dobry początek nawet dla kogoś tak racjonalnego i poukładanego jak ona.
Wiedziała, że tak naprawdę logika na nic się nie zdaje, jeśli chodzi o jej wybory sercowe. Gdyby tylko zastanowiła się i zmierzyła ich związek (jeszcze przed ślubem) swoją miarą, to uciekałaby gdzie pieprz rośnie. Macnee miał na studiach najgorszą z możliwych reputacji. Był zbyt bezczelny, pewny siebie, genialny (owszem, to musiała przyznać), ale też uganiał się za dziewczynami i do cholery, był taki głośny i zupełnie barbarzyński. Gdyby przyłożyć do tego jej kryteria wyboru to przegrałby z kretesem każdy pojedynek do jej umysłu. Za to jej ciało dostawało czystej histerii na jego bliskość i tak było też teraz, gdy tęsknota mieszała się z doświadczeniem i przyzwyczajeniem. Śmiała się z tych ludzi, którzy przeżywali ze sobą okrągłe rocznice, ale musiała przyznać, że nie było lepszego uczucia jak bliskość z kimś, kto zna jej rozkład dnia, to, że pija kawę bez cukru, a herbatę z mlekiem jak typowa Brytyjka. Albo znał. Podobne myśli przechodziły przez jej głowę i łapała się na poczuciu beznadziei, ale jak do tej pory Irving magicznym sposobem potrafił odwrócić sytuację o sto osiemdziesiąt stopni. Może to miała na myśli mówiąc o zabawnym człowieku?
- Zawsze mogę się z ciebie pośmiać, prawda? – ale nie mogła się powstrzymać od wrednego komentarza, choć mógł dostrzec błysk w jej jasnych oczach. Gdyby to ona miała amnezję, to zapewne uwierzyłaby w notarialny akt małżeństwa. Uważała, że najważniejsze są takie dowody, cała reszta pozostawała tylko w domyśle.
Jak i bar oraz to, czy całował ją na korytarzu szpitalnym. Oczywiście, że tak i upominała go o to bez końca, ale gdy tak leżał nieprzytomny w salce zrozumiała, że właśnie za tym tęskni. Za szybkim całusem pod uchem w windzie, za nieprzypadkowym dotykiem dłoni, gdy ją mijał ze swoimi studentami, wreszcie za wspólną kawą w kafejce i omawianiem ciekawszych przypadków. Za byciem żoną, choć obrączki, oczywiście, nie zdjęła, ale to były naprawdę wyczerpujące miesiące.
I choć sytuacja z amnezją wróżyła, że będzie równie niepokojąco, chciała na razie odpuścić. Z nim na ich wspólnym łóżku, w sypialni, gdzie w końcu mogła dać upust swojej tęsknocie i pozwolić mu się rozebrać. Ta magiczna chwila trwała zaledwie kilka minut i po drugim wezwaniu zerwała się na równe nogi. Nawyk chirurga, który zawsze musi być w gotowości. Jeszcze półnaga, siedząc na łóżku wybrała numer szpitala.
- Jaka sytuacja? – nie pytała, czy musi przyjechać, bo przecież nikt nie wzywałby ją tak późno bez wyraźnej potrzeby. Skrzywiła się, gdy zrozumiała, że ma do czynienia z kolejną ofiarą wypadku w stanie krytycznym. – Rozumiem, tomografia, będę za kwadrans – i już zerwała się na równe nogi, wyszukując koszulę w szafie i dopinając ją w biegu. Spojrzała na niego przelotnie, nadal z tym samym rozpalonym spojrzeniem, które przed chwilą sprawiało, że była cała jego, a teraz cóż… musiała wybrać szpital. Ale ufała, że rozumie, w końcu sam był lekarzem i oboje zdawali sobie sprawę, że pewnych powiadomień nie można zignorować. Nie, gdy na szali znajduje się ludzkie życie. – Dokończymy – obiecała i jeszcze wspięła się na palcach, by pocałować go szybko. – Zjedz i się rozgość – rozkazała, bardzo szybko przechodziła z trybu czułej żony do podejścia wręcz zadaniowego, ale przecież tak musiało być. Przynajmniej dopóki nie pójdzie po rozum do głowy i nie weźmie urlopu, by był jej jedynym pacjentem.

Irving MacNee
sumienny żółwik
enchante #8234
ODPOWIEDZ
cron