(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Były to więc kwestie, które trzeźwy Theo chętnie by poruszył; kwestie tak tragiczne, że aż intrygujące w swej formie. O ile własne dramaty wolał odsunąć w zapomnienie, tymi cudzymi uwielbiał się karmić. Krytykować, oceniać, leczyć jakoś kontrowersyjnie. W obecnym stanie jednak prawdopodobnie nie zaciekawiłyby go one wcale, albo wręcz przeciwnie — nazbyt nimi pochłonięty, doradziłby takie rozwiązania, przez które utraciłby swą licencję. Uśmiechnął się więc tylko na te jego wszystkie słowa, pozwalając, by tak wiele myśli faktycznie utkwiło na zawsze w jego głowie.
— W takim razie to niezwykle przykre, że się w takim miejscu marnujesz — odrzekł rozbawiony, ruchem dłoni wskazując całe pomieszczenie, w którym niewielu już pijanych ludzi pozostało. Poprzez tenże chaotyczny manewr uderzył lekko swego przyjaciela bez imienia, który z lekkim przerażeniem się zbudził. — Idź do domu, kurwa, ludzi denerwujesz — rozkazał surowo, przyglądając się mu ze wstrętem, a gdy ten biedak począł się zbierać, pożegnał go ciepłym uśmiechem. Cóż, przynajmniej ten lepiej nad grawitacją panował, nie pamiętając jedynie, jak wrócić do swego domu. Pewnie tak jak zwykle zbudzi się jutro na placu, przy fontannie. Othello tylko raz miał przyjemność ocknąć się właśnie tam. — Łamiesz mi serce — lekka pretensja rozbrzmiała w jego słowach, choć to przecież wciąż tylko żarty, niepoważne słowa. Lounsbury doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że widzą się dziś nie tylko po raz pierwszy, ale i ostatni. Że prawdopodobnie nigdy nie przyjdzie im już rozmawiać, a jeśli już, jakimś cudem, to zapewne w mniej otwarty sposób. Cóż, trudno, noc była młoda jeszcze, a on musiał wyruszyć jej naprzeciw — grzechem byłoby przedłużanie tej rozmowy, zupełnie niepotrzebnej, skoro nic z niej nie miało wyniknąć. Gdyby tylko szklanka jego była choćby pełna! Tak więc ten jeden krok, brak równowagi i przekleństwa wobec świata. — Kurwa, to się ogarnij — mruknął, tym razem pewnie już stojąc, niepewnie za to na swą wędrówkę spoglądając. Bo może nie dotrze wcale gdzieś, gdzie znalazłby alkohol. Może znowu jakaś ławka go czeka, ale trudno, trudno, noc chyba była dość ciepła. — Ja nie mam pieniędzy na żadne takie — westchnął, bo w całym tym swoim alkoholizmie Othello był dość racjonalny. Wiedział, że nie może przepić całego swego majątku, toteż na takie eskapady wydzielał sobie pieniądze. Nigdy nie zabierał ze sobą w dodatku karty, zawsze tylko gotówkę. — Ale na farmy to chyba nie jest jakoś bardzo daleko, co — zagaił, bo trochę zapomniał jak i którędy, ale takie wrażenie odnosił, że to tylko pięć minut drogi. Mógł co prawda iść do kumpla jakiegoś, ale w sumie jednak wolał wrócić do domu.

Achilles Cosgrove
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Nie mieli więc chyba o czym rozmawiać, skoro każdy z nich o swoich tragediach opowiadać nie zamierzał. A jak wiadomo, takie smętne konwersacje najlepiej się przyjmowały, bardziej ludzi w zawartą relację angażowały i jakiś tam stopień przywiązania tworzyły.
- Co zrobić - westchnął przeciągle i wzruszył ramionami, pokazując ten swój olbrzymi ból, który sam musiał dźwigać, bez niczyjej pomocy. Prawda to jednak była - że się tu marnował. Dlatego więcej Leona zastępować nie zamierzał, niech się następnym razem zaćpa na śmierć, skoro tylko na prochach mu zależy.
Rozbawił go surowy rozkaz swojego rozmówcy, wytoczony wobec śpiącego pijaka. Bawił go niezwykle ten przedziwny mężczyzna i co jakiś czas nachodziła Achillesa ciekawość, jak ten zachowuje się na trzeźwo. Czy w ogóle chodzi trzeźwy, czy jednak dwadzieścia cztery na dobę żłopie gorzałę? I z czego tacy ludzie w ogóle żyją, z czego żył ten konkretny? Może Cosgrove zgadł poniekąd i doczynienia miał z krezusem? Tylko wolałby, żeby z tą kozą nie trafił, bo przyznać musiał, że bał się takich ludzi.
- No nie wiem, lubię patrzeć, jak się ludzie przewracają - przyznał, wciąż się w niego wgapiając. A potem dziwna rzecz się zadziała, bo naprawdę mu się tego człowieka żal zrobiło, choć to było niedorzeczne. Nikt mu w końcu pić nie kazał, a na pewno nie aż tyle, by potem nie był w stanie o własnych siłach dotrzeć do domu. Nikt także nie zmusił go do wydania całej gotówki, ale cóż, Cosgrove i tak czuł się w obowiązku teraz interweniować. - Na farmy? Człowieku, za bardzo do serca wziąłeś sobie tę moją opowieść, ty żadnej farmy nie masz - powiadomił go łaskawie, kręcąc z rozczarowaniem głową. Uśmiechnął się zaraz potem, lekko ale jednak i wyciągnął powoli rękę ku komórce. - Ja to wszystko załatwię, tylko poczekaj jeszcze trochę. Za dobre towarzystwo - oznajmił, już wybierając odpowiedni numer, bo choćby chciał go teraz sam odwieźć, by tylko przeciągać moment powrotu do domu i znienawidzonej rutyny, tak wydawało mu się to wyjątkowo złym pomysłem.

othello lounsbury
(pijany) psychiatra — cairns hospital
44 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
My beer drunk soul is sadder than all the dead Christmas trees of the world.
Zdawać by się mogło, że nie istnieje żadna inna wersja Othello. Że bez względu na porę i dzień tygodnia jest właśnie taki, smutny i pijany, nazbyt bezpośredni i uwięziony przy tym w jakimś odległym, własnym świecie. Może nawet tak by wolał, może do tego dążył — jakaś namiastka przyzwoitości jednak dzieliła to jego życie na dwie części, niekiedy sprawiając, że człowiekiem bywał normalnym. Teraz, gdy nad umysłem kontrolę przejął alkohol, nie wiedział naturalnie po co to wszystko. Ta nudna zabawa w dorosłość, praca i tak dalej, bo czyż to picie nie było jedyną atrakcyjną opcją? Przy tym wszystkim jednak wyłącznie swą słabość akceptował. Może i za towarzyszy miewał innych alkoholików, ale drażnili go oni wszyscy tym swoim pijaństwem.
— Kiedyś zię ktoś przez to zabije i tylez będzież z tego mieć — podsumował krótko, gniewnie, gubiąc niektóre literki. Chyba. Nie przejmował się tym, że jest coraz gorzej ze wszystkim, ze słowami i światem, bo na to właśnie czekał. Jeszcze kilka minut i straci kontrolę, chwała gorzale, bo dłużej by nie wytrzymał. Kilka dodatkowych łyków jakiegokolwiek trunku podziałałoby teraz zbawiennie, ale cóż, trudno, musiał czekać cierpliwie aż organizm jego za kilka minut zda sobie sprawę z tego, że nazbyt wiele alkoholu dziś w siebie wdusił. — Nie miezaj mi w głowie, bo zaraz zapomnę gdzie mieżkam — rzucił z lekką pretensją, ale i uśmiechem krzywym na ustach, bo tak właściwie, to nie był tego swojego adresu pewien. Dobrze jednak, że miał portfel w razie czego, a tam mądrze przyszykowaną kartkę z nazwą ulicy, bo przecież nie był w tych swoich przygodach nowicjuszem. Zamiast kierować się do wyjścia, dwa kroki wykonał jeszcze do barowej lady, po czym się chwiejnie nad nią nachylił. — Ja nie przyjmuję jałumu-ten-no-żny od nikogo, więc podziękuję za cokolwiek co tam sobie wzywasz — powiedział z uśmiechem, niby miło, ale już do tej wypowiedzi wkradł się tak skrzętnie ignorowany dziś smutek. — Jak dziś umrę, to trudno, po prostu przyjdź na ten pogrzeb — przypomniał mu, bo to było ważne. Żeby przyszedł ktokolwiek, a reszta to już trudno, nieistotna. Odsunął się więc od blatu, skinął mu głową i ruszył do wyjścia, tym razem umiejętniej stawiając kolejne kroki.

Achilles Cosgrove
dyrektor generalny — prywatnej firmy wojskowej
38 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
tragedię ma wpisaną w imię
Obietnica kolejnych spotkań, jaka zawisła między nimi niepostrzeżenie kilka minut temu, jako jedyna zdawała się wiedzieć, dokąd zmierza ów kuriozalna znajomość, wydająca się teraz tak nieistotna. Wszystkie niknące w dusznym pomieszczeniu uśmiechy, ociekające rozlanym piwem jak zakamarki barowego blatu i podłogi, a nawet widzianego za oknami firmamentu, nie miały skrywać w sobie wróżby zapisanej im przyszłości, która zmącić miała spokój aż pięciu osób. Bo to przecież zwykła pogawędka z miejscowym pijakiem, przychodzącym tu co noc i toczącym te same dyskusje o utraconych tragicznie kozach i zmarnowanym życiu z każdym, kto tylko chciał słuchać. Achilles nie był nikim wyjątkowym, prawda? Ot zwykłym przypadkiem, chwilowym zastępstwem mającym wypełnić dzisiejszy czas zapomnienia.
- Trudno, pozostaje mi się ze swoim losem pogodzić - westchnął z głęboko zachowaną obojętnością wobec takiej kolei rzeczy. Zacisnął nawet usta w wąską linię i wzruszył ramionami na znak, że nic nie mógł w ów sytuacji poradzić. - To moja specjalność, bez niej niewiele już umiem - wyjawił z żalem i uśmiechnął się szerzej, niż podejrzewał. Z niejasnych sobie powodów ucieszyło go, że wywarł na tym człowieku, choć pijanym i teoretycznie nieistotnym, jakieś wrażenie. Było to niezwykle przykre spostrzeżenie.
- Nie to nie, obym tylko nie przeczytał o tobie w jutrzejszych nekrologach - przystał na odmowę swojego (nie)przyjaciela, nie zamierzając naciskać na coś, co nie było dla niego wcale tak newralgiczne, jak się teraz wydawało. - Zresztą i tak nie wiedziałbym, że chodzi akurat o ciebie - zauważył trafnie po chwili, uświadamiając sobie, że wszystko co wiedział o chwiejącym się mężczyźnie w podartym i mokrym od rozlanego trunku swetrze, było wytworem jego własnej wyobraźni. - Tak zrobię. Kupię różowe chryzantemy, dzieciakowi jakiemuś zapłacę, żeby zagrał na trąbce i potem opowiem. O przyszłości, czyli o tobie, i o tej kozie, której nawet po śmierci kochać nie przestałeś - zgodził się patetycznym nieco tonem, a potem pozwolił mu umrzeć, zgubić się i odnaleźć na nowo, zamykając niedługo później bar i próbując nie myśleć o nim już wcale.

koniec

othello lounsbury
ODPOWIEDZ