Nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
29 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Mama 5-letniej Ellie, która wychowuje ją w pojedynkę. W rejony Queensland powraca po długiej przerwie i zamieszkuje w Lorne Bay by objąć posadę nauczycielki języka angielskiego w miejscowej szkole.
- 1 -


Decyzja.
Jedno słowo, trzy sylaby.
Wyraz, który najlepiej odzwierciedlały dwa określenia: popularny i powszechny.
Taki, który nieustannie dało się dosłyszeć w różnych zakątkach miasta: w kawiarni, supermarkecie, biurze prezesa ogromnej, międzynarodowej firmy czy w domowym zaciszu.
Ta decyzja może odmienić całe Twoje życie! Głosił szyld namawiający przypadkowych przechodniów do udziału w zupełnie nowej formie loterii oferującej niewyobrażalną wygraną pieniężną.
Musisz wreszcie podjąć jakąś decyzję! Nie możesz trzymać ich w ciągłej niepewności! Brzmiały słowa wypowiedziane przez jedną z kobiet przy kwadratowym stoliku w popularnej restauracji.
Mimo że z takiej perspektywy wydawało się to być procesem bardzo prostym i niewymagającym nadmiernego wysiłku... Hayley Collier było z nim wyjątkowo nie po drodze. Wszak gdyby zechciała wykonać go wzorowo by już nigdy nie móc zarzucić sobie, że jej wybór był zbyt pospieszny i zbyt impulsywny, musiałaby prawdopodobnie spędzić długie godziny nad kartką papieru podzieloną na cztery równe części, a nosiłyby one nazwę "Możliwe korzyści, straty, zagrożenia...".
Jednak to nigdy nie zafunkcjonowało w taki właśnie sposób. Hayley w swoim prawie trzydziestoletnim żywocie nieustannie miotała się pomiędzy czterema zasadniczymi stanami - tym, co nakazywały ogólnie przyjęte zasady społeczne; tym, co nakazywał jej zdrowy rozsądek: tym, czego chciała ona sama oraz tym na co pozwolić mogła jej osobowość obfitująca w zbyt duże pokłady dumy. W ostatecznym decyzyjnym rachunku sumienia często dochodziła do wniosku, że choć pozornie wydawało jej się, iż stawia jeden potężny krok naprzód tak kilkanaście minut później miała ochotę postawić trzy w tył bądź też, że chcąc uszczęśliwić wszystkich wokoło tak naprawdę nie uszczęśliwiła nikogo.

Jednak teraz zupełnie się na tym nie skupiała.
Widok wniebowziętej Ellie biegającej po plaży i walczącej z kolejnymi falami, widok Ellie z połyskującymi, szczęśliwymi oczyma z powodu możliwości przytulenia uroczej koali pozwalał jej myśleć, że choćby wybór miejsca zamieszkania jest tym, gdzie żadnego błędu nie popełniła.

Dzisiejszy dzień już nie małymi, a wielkimi krokami zmierzał ku końcowi. Intensywne słońce utknęło w sennym marazmie i doskonałym na to dowodem była atramentowa plama, która najwidoczniej rozlała się na kawałku nieba tuż nad Lorne Bay. Ciemna barwa nocnego sklepienie była nieustannie zakłócane przez maleńkie, świetliste punkty, a Hayley za każdym razem, gdy zadzierała podbródek ku górze zastanawiała się jak to jest możliwe, że w tej części Australii pojawia się ich tak wiele.
Dochodziła dwudziesta druga i jak na małe  miasteczko przystało, Lorne Bay nie tętniło wybitnym życiem nocnym, ale także nie można było nazwać go zupełnie wymarłym. Hayley wraz z Ellie zajmowały niemal cały chodnik przemierzając go krokiem wyjątkowo leniwym i niespiesznym, co jakiś czas mijając przechodniów, których twarzy prawdopodobnie nawet nie kojarzyły.
- Wszystko w porządku? W ogóle nie chcesz opowiedzieć mi jak było na urodzinach Lily. - Hayley ukradkiem zerknęła na dziewczynkę nieco zaalarmowana jej niecodziennym zachowaniem i bierną, milczącą postawą.
Ellie rozpoczęła swój weekend tak jak każdy weekend rozpoczynać się powinno - huczną imprezą urodzinową swojej nowej, najlepszej przyjaciółki, a przynajmniej tak oficjalnie ją przedstawiła. I gdyby w tym momencie była sobą, przez całą drogę mającą odnaleźć swój finał w domu relacjonowałaby Hayley każdy, nawet najmniejszy element tego wieczoru nie pozwalając jej tym samym dojść do słowa. Jednak stało się inaczej i z jej ust nie padło praktycznie żadne słowo, a kilkulatka sprawiała wrażenie zupełnie pochłoniętej sączeniem owocowego smoothie przez różową słomkę i patrzeniem na czubki swoich dziewczęcych tenisówek.
Zachowywała się w ten sposób jeszcze przez chwilę jednocześnie ignorując pytanie swojej mamy, lecz koniec końców najwidoczniej już dłużej nie potrafiła z tym walczyć.
- Bo Emma podarowała Lily lepszy prezent niż mój! - wyrzuciła z siebie nagle, niemalże na jednym wdechu by chwilę później jej twarz okalał najbardziej pochmurny wyraz obrazy jaki tylko można było sobie wyobrazić.
- Jak to? Przecież mówiłaś, że Przygody szalonej Amandy to jej ulubiona bajka w tym momencie i bardzo marzyła o zestawie pościeli z główną bohaterką. Kto może wiedzieć takie rzeczy lepiej jeśli nie najlepsza przyjaciółka? - stwierdziła Hayley wpędzona w ogromną konsternację, ale i cóż, rozbawienie... Które ze wszystkich sił starała się zamaskować. A nie było to łatwe, kiedy jeden z kącików jej ust drżał niepokojąco i unosił się ku górze coraz bardziej i bardziej.
powitalny kokos
-
walczy w klatce — zazwyczaj nielegalnie
36 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
She used to love me a lot
She looked lonely and I knew the cure

[akapit]

Ostatnio żył w nieustającym przeczuciu, że gorzej już być nie może. Że wszystko dookoła się waliło, a on mógł tylko stać z boku i biernie przyglądać się postępującej katastrofie — ironicznie zbyt słaby mimo swojej siły i zbyt mały mimo wzrostu, żeby powstrzymać potężną lawinę zdarzeń.

[akapit]

Oczywiście wiedział, że to jak rzucanie rękawicy w stronę losu i proszenie o więcej. I dostał więcej. Jeszcze tylko nie wiedział jak dużo, kiedy wolnym krokiem szedł przy zapadającym zmierzchu ulicą Lorne Bay do swojej willi położonej po drugiej stronie miasta.

[akapit]

Rano zepsuł mu się samochód, musiał więc odstawić go do mechanika i choć maszyna miała być gotowa na następny dzień, czekał go marsz pieszo w drogę powrotną. Mógł zadzwonić po jakiegoś starego znajomego, ale ostatnio ominął tyle treningów — i pił zdecydowanie więcej — że w końcu przytłoczony poczuciem winy za ignorowanie swojej kondycji stwierdził, że przyda mu się spacer. Mieszkając na co dzień w Lorne Bay, pieszo ulicą szedł tyle razy, że dosłownie dało się policzyć je na palcach jednej ręki.

[akapit]

Szedł więc, z dłońmi w kieszeniach i spojrzeniem zawieszonym w nieokreślonym punkcie gdzieś w przestrzeni, starając się wyczyścić umysł z myślenia o wszystkim i wszystkich, kiedy jego wzrok zatrzymał się na kobiecej twarzy. Nie zwykłej. Ani nie wyjątkowej. Twarzy, której rysy zamazały się w odmętach pamięci, o której sam chciał zapomnieć wiele lat temu i może nawet mu się to częściowo udało.

[akapit]

Ale teraz, potknąwszy się o nią, został całkowicie wybity z równowagi. Przystanął w pół kroku. Zamrugał. A kiedy twarz znalazła się ledwie kilkanaście metrów przed nim, szerzej otworzył oczy i po prostu się całkiem otwarcie gapił.

[akapit]

Byłoby to dziwne gdyby nie fakt, że twarz należała do osoby, którą znał. Kiedyś.

[akapit]

W poprzednim życiu.

[akapit]

Hayley? — w powietrzu rozniosło się jedno słowo, jedno imię wypowiedziane nieco zachrypniętym głosem Lorenzo z wyraźną intonacją pytania, a nie stwierdzenia faktu. Z żywym, wyraźnie słyszalnym zaskoczeniem, które objęło całą świadomość mężczyzny.

[akapit]

Jakby nie dowierzał, że to naprawdę ona stała przed nim na chodniku, że to nie dziecko szło obok niej, opowiadając jakieś nieistotne głupoty z zachmurzoną miną, że spotykają się tak po prostu, tak zwyczajnie, na ulicy niewielkiego miasteczka leżącego kawałek drogi od Cairns. Jakby nie wierzył, że to możliwe i nie ufał już swoim oczom, a przecież tego wieczora jeszcze niczego nie pił.

[akapit]

A ułamek sekundy później przez myśl przebiegła mu bardzo dziwna myśl. Ostatnio niespodziewane spotkanie Eve na swojej farmie, a teraz jeszcze Hayley? Czy świat uwziął się na niego, starając się okrutnie wytknąć wszystkie jego największe życiowe błędy naraz właśnie w tym czasie, kiedy jego prywatne życie sypało się na niemal każdym kroku i w każdej płaszczyźnie?

[akapit]

Zacisnął szczęki tak mocno, że aż wyraźniej zarysowała się jego żuchwa i przez moment dla kobiety mogło to wyglądać na niezadowolenie z jej widoku. Choć tak naprawdę nie czuł jeszcze kompletnie niczego, zbyt zaskoczony widokiem znajomej twarzy, która niegdyś zniknęła z jego życia z dnia na dzień. Rozpłynęła się bez znaku życia. Mógł zrozumieć ludzi, którzy tracili swoich bliskich w wyniku tragicznego wypadku, bo choć osobiście nie przeżył takiej sytuacji, kiedyś znalazł się w bardzo podobnej.

[akapit]

W jego oczach Hayley umarła. Nie, gorzej. Żyła, ale całkowicie poza zasięgiem rozpaczliwych prób skontaktowania się z nią. Żyła i zginęła jednocześnie. Lorenzo bardzo długo zbierał się po tamtym doświadczeniu; ciężko powiedzieć, czy kiedykolwiek pozbierał się całkowicie.

[akapit]

A teraz Hayley stała tu przed nim realna i, bogowie, o ile nie została przedszkolanką, to miała swoje dziecko.

[akapit]

Dziecko. Męża. Rodzinę?

[akapit]

Co ty robisz w Lorne Bay? — zapytał tylko, unosząc obie brwi i wreszcie przenosząc spojrzenie trochę zbyt długo wbite w dziewczynkę i trochę zbyt skonsternowane ponownie na twarz Hayley. Nie zamierzał pokazać po sobie całego toku myślowego, który niczym siejący spustoszenie żywioł przebiegł mu właśnie przez umysł. — Albo... wy?

[akapit]

Brwi Lorenzo samoistnie uniosły się jeszcze odrobinę, ale twarz pozostawała śmiertelnie poważna.

Hayley Collier
przyjazna koala
Falcone
ODPOWIEDZ