Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Dobrze więc, że ciało miała niczego sobie, bo rozmowy o niej, o tym, jak postrzega pewne sprawy i co planuje na przyszłość, przychodziły jej o wiele trudniej, niż łamanie prawa. Mimo wszystko nie nazwałaby siebie rzezimieszkiem czy wandalem, nie stała po ciemnej stronie mocy, robiła to wszystko w dobrej wierze.
Kiedyś totalnie poleciałaby na jacht jego tatusia albo też samochód. Wstyd się przyznać, ale takie były fakty. Nie uważała siebie wcale za nikogo wyjątkowego, to od zawsze był jej największy kompleks. Doświadczenie jednak pokazało, że dla właścicieli drogich zabawek, ona sama też jest jedynie zabawką i to często mniej wartą, niż taki burżujski wóz. Dlatego wolała po prostu unikać mężczyzn... co wychodziło jej kulawo, bo równocześnie lubiła ich towarzystwo... konsekwencja who?
- Statystyki pokazują, że lepszy jeden trup, niż dwa - nie miała pojęcia, czy statystyki tak pokazywały, ale kompletnie się to nie liczyło. Prawda była taka, że nawet się uśmiechnęła, gdy tak rycersko odmówił pozostawienia jej w tyle, ale nie chciała zatracać się w takich deklaracjach. Pokazywać, że te robiły na niej wrażenie, że być może właśnie takich słów potrzebowała najbardziej. Wiele razy już się spaliła i to dość boleśnie i chociaż leciała, jak ćma do ognia, to ostatecznie wiedziała, że nie da sobie rady, gdy znów wpadnie po uszy, zaufa komuś, kto potem z łatwością strzepnie ją na bok, jak jakiś pyłek z kurtki. Dlatego zamiast kokieteryjnie zachichotać, może nawet rozpocząć flirt, odbijała takie słowa zagrywkami, jak ta z nieistniejącą statystyką o trupach.
Kiedy kontener nagle się zamknął, oczywistym było, że w głowie zapaliła się czerwona kontrolka, serce szybciej zaczęło bić i w pierwszej chwili planowała przekląć Dicka i jego rodzinę do tylu pokoleń wstecz, ile nie odnaleźliby nawet profesjonalni genealodzy. Tylko, że sama tutaj weszła i znała ryzyko. Zacisnęła usta w równą linię i po prostu słuchała. Po blaszanych ścianach głos dobrze się niósł. Podeszła ostrożnie w kierunku wyjścia, krzywiąc się, gdy usłyszała rosyjski. Po rosyjsku umiała tylko w jednym słowie zamówić pewien wysoko procentowy alkohol w barze.
- Równy chłop? - mruknęła sama do siebie, ale nadal cała była spięta, nie wiedząc jak potoczy się rozmowa Dicka z kimś, z kim ten rozmawiał. To pewnie ochroniarz... tak liczyła, żeby nie był to nikt inny. W końcu jednak kontener się otworzył, a ona odetchnęła z ulgą. - Chwila - syknęła, po czym dopadła do stołu, doprowadzając go do stanu, w jakim go zastała. Wyszła zaraz po tym i kiedy Dick zamknął kontener, ona przekręciła kluczyk, po czym wsunęła go do kieszeni.
- Dziewczyna z hipisem? Jak na historyjkę wymyśloną na poczekaniu, niezwykle barwna - powinszowała z przekąsem, po czym złapała go za rękę, nie mając pojęcia, że Richard z ochroniarzem umawiali się na jakieś dłuższe spotkanie, kiedy ona zbierała dowody. Dla niej jasne było, że powinni spadać, ale zanim to nastąpiło, to drugą ręką złapała jeszcze za przepiłowaną kłódkę i zamachnęła się nią tak, by ta wpadła do wody. - Teraz wiejemy - pociągnęła go z mocą naokoło kontenera, czując, że serce jej wali. Z jednej strony przez to, jak źle potoczyła się ta noc, a z drugiej przez to, co widziała w środku. Poza tym zdecydowanie łatwiej było przemykać w ciemności, gdy nie musiała się martwić o kogoś, kto wciągała w swoje brudy.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
- Stosunek pół na pół – z matematyki zapewne oblałby każdy egzamin, gdyby nie to, że ojciec zatrudnił mu korepetytorkę. Za grube pieniądze uczyniła z niego nie tyle geniusza arytmetyki, ale prawdziwego mężczyznę. To znaczy po zdanym ostatnim roku liceum zdołała się z nim przespać i była pierwszą kobietą w jego życiu, co tylko zapoczątkowało szereg kiepskich relacji międzyludzkich. Dick bowiem nie grymasił i nie widział żadnej różnicy między płciami. To on był i tak tym najbardziej problematycznym i zadufanym w sobie typem, więc i tak związki rozpadały mu się jak domki z kart, a on sam po trzydziestce odkrył smutną prawdę. Niewiele było w stanie go zaskoczyć i przez to stał się tak durnie zblazowany jak może tylko bogaty synek tatusia, któremu zawód nakazywał bolesną obojętność.
Może stąd jego fascynacja Pearl. W jakiś sposób ta dziewczyna potrafiła wciągnąć go w środek afery kryminalnej, o której nawet nie miał pojęcia i bawił się przez to wyśmienicie, czując znowu szybszy przepływ krwi bądź adrenalinę, która robiła z jego mózgiem dobrze tak jak niegdyś kokaina. Ten umysłowy orgazm zawdzięczał tylko jej, więc czuł się wdzięczny i nie zamierzał jej tutaj zostawiać. Może w innej rzeczywistości byłyby to puste słowa, ale po chwili oboje zostali sprawdzeni i mimo ustawki z ochroniarzem i faktu, że widział jego piękną twarz, nie potrafił jej tutaj zostawić.
Sprawa, którą się zajmowała, nie znaczyła dla niego absolutnie nic i według niego te kontenery mogły nawet sobie zatonąć, ale już ona… Nie zamierzał dać sobie odebrać tego poczucia beztroskiego haju, gdy jak przedszkolaki uciekali przed Babą Jagą, która miała twarz rosyjskiej mafii.
- Zawsze gdy zmyślasz, pamiętaj o szczegółach i detalach. To buduje wiarygodność historii – wyjaśnił zduszonym głosem, gdy już przyszło im biec, w jednej ręce miał jej narzędzia, w drugiej jej małą dłoń, więc mógł już czuć się usatysfakcjonowany, nawet jeśli nie spróbuje tego słynnego spirytusu ze stajni panów ochroniarzy.
Na razie liczyło się jej bezpieczeństwo, więc dopiero, gdy znaleźli się w odpowiedniej odległości i pociągnął ją na przypadkową łajbę, która stała zacumowała beztrosko w porcie, uśmiechnął się i spojrzał na nią z politowaniem.
- I co, Mato Hari? Znalazłaś to, czego szukałaś? Nie wiem, czy rezerwować sobie kolejny weekend, a wiesz mam trochę roboty z byciem komendantem – trochę żartował, ale tak naprawdę chciał przekonać się, na ile było to warte tego zamieszania.
Jeszcze nie wnikał, kim jest i czemu nie może jej przyłapać normalnie w klubie jak dziewięćdziesiąt procent innych dziewcząt (jeszcze była ta z cmentarza) i… może powinien jednak uważać na lekcjach matematyki u panny Pollard, bo skupił się na powolnym obliczaniu, ilu kobiet zna i czuł, że zaraz wyjdzie mu z tego delta ujemna.
A przecież wieczór był cichy (już), łódka chybotała na boki i miał dziewczynę pod gwiazdami, więc powinien postarać się to wykorzystać. Westchnął więc i sięgnął do kieszeni. Znalazł marsa.
- Chcesz połowę? – romantyk z prawdziwego zdarzenia, miał nadzieję, że jest chuda, bo przemiana materii, a nie diety i niechęć do słodkiego.

pearl campbell
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Adrenalina była uzależniająca, doskonale o tym wiedziała, chociaż to nawet nie potrzeba szaleństwa, a zwykły brak instynktu samozachowawczego pchał ją w takie akcje. Nie myślała zawczasu, planowała po łebkach, działała impulsywnie, bez oceny ryzyka, ewentualnego zysku i strat. Była po prostu w gorącej wodzie kąpana, jak powiedzieliby staruszkowie, no i głupia, jak powiedziałaby jej matka, w sumie nie tylko ona. Któregoś dnia przyjdzie jej wiele zapłacić za to, jak podchodzi do życia, któregoś wieczoru nie wystarczy szczęścia, a potem znajdą ją w rowie, o ile w ogóle znajdą i na jej pogrzebie ktoś gorzko, ale rozsądnie stwierdzi, że dostała to, o co sama się prosiła. Gdyby umiała spojrzeć na to z szerszej perspektywy, doszłaby do takich samych wniosków, ale póki co... uciekała z Richardem przez noc, jakby było to typowym punktem w jej tygodniowej rutynie. W zasadzie ostatnio tak właśnie to wyglądało.
Dała się wciągnąć na łódkę, nawet nie pytając do kogo ta należy. Nie dbała o to. Serce zaczęło się uspokajać, chociaż robiło to raczej w mozolnym tempie, ale to nic. Płuca piekły, bo mimo wszystko nie była żadnym sportowcem, chociaż o linię dbała. Należała jednak do grupy kobiet, co to założą nogę za głowę, a niekoniecznie przebiegną maraton, czy poniosą ciężary.
- Często tak zmyślasz pannom? - zagadnęła, pochylając się nieco w przód, gdy zwiesiła głowę i oparła się dłońmi o uda. Potrzebowała jeszcze przez kilka chwil uspokoić oddech, ale kiedy nazwał ją w ten charakterystyczny sposób, nieco więcej zaczęło jej świtać. Przypomniała sobie, że przecież jego wcale nie miało tutaj być. Dupa z niej była, a nie szpieg, skoro potrzebowała pomocy w swoim prywatnym śledztwie.
- Jakby się zastanowić, to niefortunny ten pseudonim - mruknęła, ale przy tym trafny, o czym już tylko pomyślała. Może nie w stu procentach, ale widziała więcej powiązania między sobą, a tancerką, niż by chciała i niestety Shadow zamajaczyło w tle, jak część historii, której nie da się zamazać. - Nie wiedziałam czego konkretnie szukam - przyznała, skoro już i tak wiedział za dużo. Ostatecznie konkretów nie zdradzała. - Ale znalazłam coś, co mi się przyda... no i to był ten dodatkowy odcinek z Robinem, w następnych sobie poradzę bez wsparcia - zapewniła, mając nadzieję, że... że jakoś to przycichnie? Chyba naprawdę właśnie na to liczyła. Nie umiała się tłumaczyć, nie chciała tego robić. Pewnie dlatego propozycja marsa sprawiła, że nieco się rozluźniła. Absurdalna, ale odświeżająca.
- Nie powinnam podjadać po nocy - zauważyła. - Trzymam linię, ale ty się nie krępuj - zapewniła. Chętnie by zjadła, ale często odmawiała sobie takich drobnych przyjemności, za wiele kosztowały ją szkolne lata, gdy było jej znacznie więcej, niż jest jej teraz. - I słuchaj... uznajmy, że tego wieczora nie było, ok? - musiała to powiedzieć. Spojrzeć mu w oczy i upewnić się, że następnego poranka nie zapuka do niej policja, bo strażak Sam przypomniał sobie, że jest mundurowym.


Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Mógł zabrać ją na swój jacht (dobrze, tatusia, ale był jego pierwszym majtkiem czy coś takiego) i spróbować jej zaimponować, ale miał podejrzenie, że na takiej dziewczynie trudno zrobić wrażenie. W końcu nie miał kontenera z podejrzanymi towarami, a w swojej piwnicy trzymał tylko rower (z okresu fit w swoim życiu) oraz wina (z każdego okresu), a nie jakieś rozkładające się zwłoki. Był tak naprawdę przegrany już na starcie, ale wiedział jedno. Najbardziej goni się od zawsze za tym króliczkiem, którego trudno jest złapać. Może i Pearl była takim uroczym gryzoniem jego życia – tą jedyną istotą, której nie mógł pochwycić w swoje łapska i dlatego próbował bez końca. A raczej przyszło mu dwukrotnie znaleźć się dzięki niej w sytuacji zagrażającej ich życiu. Może to była również jakaś niecodzienna, świecka tradycja?
Normalni ludzie chodzili na randki, na bankiety, na seks, a oni próbowali po prostu przeżyć kolejny dzień. Ewentualnie ktoś komuś w tym układzie przynosił nieziemskiego pecha, ale jeszcze nie umiał zdecydować kto komu. Obserwował ją zasapaną i miał ochotę roześmiać się głośno. Jednak te walki w klatce z Lorenzo na coś się przydały i czuł się niemal jak młody bóg przy niej.
- Pannom? Nie, preferuję podejście bierz, co widzisz i mało brakowało, a wypiąłby dumnie pierś i zaprezentowałby się jej w całej okazałości. Były takie, które uważały, że jest przystojny i słodki, ale ślepe i garbate odrzucał w pierwszej kolejności.
Głupie też, ale Pearl wydawała się mu całkiem ogarnięta, choć język mogłaby trzymać czasami daleko za zębami. Miał wrażenie, że kiedyś napyta sobie niezłej biedy, ale to nie była jego sprawa. Nawet historii Maty Hari nie znał za dobrze.
- Dobrze, że znalazłaś cokolwiek, ale wolę nie pytać po co ci to – z tym, że właśnie pytał, tylko trochę pośrednio. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a Dick Remington był przekonany, że przyjdzie mu pokonać te schodki w ekspresowym tempie. Przyglądał się jej dłuższą chwilę. – Wiesz, że kiedyś ktoś może zrobić ci krzywdę, prawda? Świat nie składa się tylko z dzielnych strażaków, którzy zawsze pomogą – może i była wyszczekana, mądra, ale obecnie przekonywał się, że to też gówniara, bo przecież jakby było inaczej to nie zadzierałaby z tymi ludźmi.
Pytanie jednak było inne. Dlaczego w ogóle to go zaczęło irytować? Albo obchodzić? Na tyle mało rzeczy go interesowało – zwłaszcza tych dotyczących innych osób – że to było absolutnie intrygujące.
Wzruszył ramionami na jej odmowę, baton mu się przydał, bo przegryzał go i próbował odrzucić od siebie oczywiste powody zainteresowania tą wariatką.
Pewnie szło by mu całkiem nieźle, ale po chwili usłyszał coś, co sprawiło coś zaskakującego. Te cholerne motyle, które poruszały się po jego brzuchu i głaskały jelita w tak delikatny sposób… zostały zarżnięte, jeden po drugim i dosłownie umiał sobie wyobrazić jak padają biedne w jego żołądku.
- Myślałem, że masz o mnie lepsze zdanie – zdołał jedynie wykrztusić, bo buzię miał pełną czekolady, a dumę urażoną jak nigdy. Wstał i pokręcił głową, zawiódł się niesamowicie.
- Nie, Pearl, nie doniosę na ciebie - skoro musiały paść te słowa, to je wypowiedział, a potem wyszedł z łódki i zapalił papierosa.
Jak tu ufać tym przeklętym babom?

pearl campbell
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Wolałaby teraz stać pewnie i udawać, że żaden bieg, włamanie czy znalezione dowody nie robiły na niej wrażenia. Oczywiście, że wolałaby, ale jej rzeczywistość rzadko kiedy pokrywała się z pragnieniami. Przywykła już do takiego stanu rzeczy, nawet jeśli niekoniecznie ją to cieszyło. Dlatego potrzebowała dłuższej chwili, ale dojść do siebie i dopiero, kiedy ta minęła, uniosła się do pionu, poprawiając włosy, które trwały w nieładzie.
- A co z tym no... - jednak była jeszcze odrobinę skołowana, ale tylko odrobinę. Jeden wdech, drugi... - Z tym słynnym pozory mylą? - dokończyła myśl, przekrzywiając delikatnie głowę do boku. Nie była wybitnym kłamcą, więc w zasadzie nie powinna się czepiać, bo w barach też nie bajerowała jakoś przesadnie. Kiedyś za bardzo jej zależało, należała do tych kobiet, które stawiały siebie nawet nie na drugim, a często i na ostatnim miejscu, a potem okazywało się, że to też nie wystarcza. Nie miała w życiu szczęścia do związków.
- No i dobrze, bo wiesz... musiałabym ciebie potem zabić - walnęła banałem, niby żartem, a niby serio. Oczywiście nie był z niej żaden zabójca, ale podobne słowa najłatwiej przechodziły jej przez gardło. Nie potrafiła podejść do życia poważnie i z rozwagą, co z resztą było widać już po chwili, kiedy to wyszczerzyła się pięknie, jakby nie rozumiała ciężaru jego słów. - Czyżby strażak Sam się o mnie bał? - zapytała retorycznie i tylko brakowało, aby sprzedała mu kuksańca w bok. Powstrzymała się jednak od tego. - Kiedy ten moment nadejdzie, proszę pamiętaj o jednym - tym razem postawiła na powagę, nie pozwalając sobie na żadne żarty. Odczekała, aż Richard skupi na niej swoją uwagę, nim wyjawiła mu co miała na myśli. - Znicze tylko i wyłącznie w białym kolorze. Żadnych czerwonych i zielonych. Jestem minimalistką - była jednak idiotką i nie wytrzymała, bo kąciki ust jej zadrżały, a uśmiech naturalnie powrócił na twarz. To też nie tak, że nie przeżywała tego, co znalazła w kontenerze. Oczywiście, że się obawiała, ale od lat samą siebie oszukiwała, przykrywając wszystko gówniarskim i nieco chamskim poczuciem humoru. Nie była łatwa w obyciu, wiedziała, że tak jest. Zwykle ignorowała to, że przez swoje podejście wychodziła na dupka, ale kiedy wyraźnie wyczuła zmianę atmosfery, a potem dotarło do niej, że w głosie Richarda pobrzmiewa zawód, poczuła się kiepsko. Nienawidziła wyrzutów sumienia. Dlatego właśnie stroniła od ludzi. Powinna się cieszyć, że na nią nie doniesie, a nie czuć jak kawał suki. Cóż za facet! Wszystko komplikuje.
Zacisnęła dłoń w pięść i wyszła za nim, aby po chwili się z nim zrównać. Trąciła go ramieniem, chcąc delikatnie wybić go z równowagi, skupić na sobie uwagę. Nie była mistrzem takich sytuacji.
- Hej... wiem, że jestem chujowa, ok? - przeprosiny z kolei w ogóle nie były jej mocną stroną. Westchnęła cicho i zastąpiła mu drogę, aby mieć pewność, że jej nie oleje. - Postaw się w mojej sytuacji... czy ostrożność nie jest czymś dobrym? - zaczęła z tej strony, unosząc nieco głowę, aby na siłę utrzymać kontakt wzrokowy. - No już... Richardzie... przecież mnie trochę lubisz i nie obrazisz się za chwilowe zwątpienie... wtedy naprawdę musiałabym ciebie zabić, a widzisz, byłoby szkoda - puściła mu oko, aby w końcu obrócić się i już nie tarasować mu przejścia, gdyby faktycznie chciał ruszyć z miejsca.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Kiedyś zapewne mógłby pożałować takich spontanicznych akcji, polegających na wsparciu koleżanki (znajomej?) w potrzebie, ale jak na razie doskonale się bawił, a to był jedyny warunek robienia czegokolwiek w jego życiu. Był potwornym hedonistą i zawsze skupiał na tym, co zapewniało mu dziecięcą wręcz radość.
Poza tym okazja do wyrwania takiej dziewczyny nie zdarzała się zbyt często, więc postanowił z niej skorzystać. I może dlatego, gdy ona biedna traciła głowę dla sprawy, on właściwie stracił ją dla niej i dlatego mógł sobie beztrosko dywagować o związkach małych i dużych.
- Najgorzej, że mnie wszystkie dziewczyny chcą naprawiać i poprawiać. Zupełnie jakbym był klasowym projektem pod tytułem zrób z tego zjeba dobrego chłopaka. Jak to jest, że wszystkie lecą na złych mężczyzn, a potem nagle stwierdzają, że nie, to im nie pasuje? – to były czyste pytania retoryczne, ale może ona znała odpowiedź na to odwieczne pytanie, czego chcą kobiety.
Nie, żeby którejkolwiek to planował dać, ale robiły mu taki burdel w głowie, że niedługo naprawdę przerzuci się na mężczyzn. U nich przynajmniej sprawy wyglądały znacznie prościej, a wspólne romanse opierały się głównie na seksie, a nie na górnolotnych uczuciach.
Które obecnie przybierały naprawdę dziwną formę, bo powinien śmiać się z jej rozważań pogrzebowych…
- Na twoim miejscu to już bym sobie to wszystko zaplanował i tak dla pewności ćwiczył, dajmy na to raz do roku, zupełnie jak Królowa – a nie odpowiadać zgryźliwie i tym ukrywać fakt, że owszem, martwi się i zupełnie nie rozumie jej krucjaty, którą wytaczała sama w pogoni za nośnym tematem. Może faktycznie była jakąś agentką specjalną, choć przy jej marnych wysiłkach podejrzewał, że była agentką, ale specjalnej troski. Nie lubił sobie przypisywać zasług (nie, wcale), ale gdyby nie on, to Pearl zginęłaby już na tym drzewie.
Zaraz, zaraz… Co ona robiła na tym konarze w takim razie? Chyba na tym powinien się skupić, a nie na robactwie w swoim brzuchu, które bezczelnie ubijała swoim zachowaniem. I zdecydowanie nie powinien przykładać wagi do swojej urażonej dumy, która właśnie nakazywała mu pójście stąd w cholerę. Rzadko odznaczał się tego typu szczeniackimi zagrywkami, bo i nieczęsto spotykał kobietę, na której mu na tyle zależało, by nie czuć tak ogromnego zawodu. Jeszcze nie do końca potrafił sformułować swoich emocji i czuł się jak bardzo popaprany pięciolatek, który najchętniej położyłby się na ziemi – a to w Australii zawsze był zły pomysł – i zaczął uderzać pięściami o trawnik, bo nie dostał ukochanej zabawki.
Wprawdzie Dick był rozpuszczony jak diabli, ale nie aż tak!
Dał jednak się jej zatrzymać i spojrzał na nią, gdy stanęła przed nim. Z góry, bo był znacznie wyższy i starszy. Dlatego jej sugestie o mordowaniu go tak bardzo go bawiły.
- Wyluzuj, dzieciaku – pogłaskał ją po włosach, które tak skrupulatnie układała. Mimo wszystko ujęły go jej przeprosiny, choć jeszcze powstrzymywał śmiech. – I widzisz, muszę ci coś zakomunikować. Biję się w klatkach, więc nie radziłbym ci ze mną zadzierać – dodał beztrosko, nachylając się, by wyszeptać jej to do ucha. Może i nie wyglądał, a najczęściej na dodatek jeszcze zachowywał się jak kretyn, ale przecież nie po wiecznie trenował z Thompsonem, by nie móc zapewnić jej i sobie bezpieczeństwa, gdyby już doszło do katastrofy. Na razie jednak patrzył na nią z odległości kilku centymetrów i zachwycał się. Tak po prostu. Do rzeczy, których nie powinien robić, można było zaliczyć odgarnięcie zaginionego kosmyka z jej twarzy i pytanie, które w końcu padło:
- Pójdziesz kiedyś ze mną na kawę?

pearl campbell
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Całkiem ją rozbawiły jego rozterki, chociaż nie miała w tym nic złego na myśli. Zwyczajnie, rozumiała o czym mówił i zabawnie było o tym usłyszeć z ust mężczyzny. Inna sprawa, że najpewniej nie była dobrym źródłem informacji, bo koleżanek miała niewiele, ale ostatecznie... sama była kobietą, nawet taką, która lubiła mężczyzn, więc może coś nie coś na temat powiedzieć mogła.
- Myślę, że laskom zależy, żeby czuć się przy facecie bezpiecznie, a taki bad boy, którego inni się boją, w jakiś niepoprawny sposób sprawia, że właśnie tak się przy nim czują - zastanowiła się nad tym, trochę na własnym przykładzie, a trochę ogólnikowo. Chciała, by nie brzmiało to, jak jakieś puste frazesy. - Tylko, że początkowa fascynacja w końcu nie wystarcza, panny mają za słabą psychikę na całe wątpliwe dobrodziejstwo inwentarza i kiedy związek nie idzie zgodnie z ich wyidealizowanym planem, zaczynają kręcić nosem - wzruszyła ramionami i chociaż nie chciała, zaczęła myśleć o własnych związkach. Tutaj, powinna była się zamknąć, ale trzymanie języka za zębami też nie było dobre. - Ale bad boye też są wkurwiający - podzieliła się uprzejmie. - Bo kiedy już znajdzie się panna, co mogłaby z wami gnać na złamanie karku i jest gotowa znieść to wszystko, dochodzicie w pewnym momencie do wniosku, że to za wiele... że bliżej jej do kumpla od kieliszka czy panny na jedną noc, niż do czegoś stałego, każdy medal ma dwie strony, czy coś - machnęła dłonią, dbając o to, by nie brzmiało to zbyt osobiście, nawet jeśli całkiem osobiste było. No, ale sama Pearl była popieprzona i nie dało się tego nie zauważyć.
- Planowanie nie jest w moim stylu, wolę spontaniczność - przyznała zgodnie z prawdą, jakby rozmawiali o czymś lekkim i przyjemnym, nie jej potencjalnym pogrzebie. Mimo wszystko wyszczerzyła się do niego wesoło. - Ale spoko, nie spieszy mi się do umierania - dodała, bo miała swoje cele i nawet jeśli na każdym kroku prosiła się o wypadek, kłopoty czy nawet śmierć, to jednak uważała, że doskonale panuje nad sytuacją. Mimo wszystko wciąż tu była i oddychała.
Nie chciała go do siebie zrazić. Zwykle każdego dnia zrażała przynajmniej kilkanaście osób, ale lubiła go. Z początku był jedynie strażakiem, który miał tą nieprzyjemność ściągnąć ją z drzewa i skłamałaby mówiąc, że dziś na jego widok się ucieszyła, ale tak... lubiła go. Dobrze się przy nim bawiła i gdyby nie była tak zafiksowana na swojej sprawie, mogłaby mu zaufać. Gdyby ufać potrafiła. Ta myśl już sama w sobie była na tyle niebezpieczna, by rozsądek podpowiadał, aby trzymać się z dala od niego, ale chyba kwestię tego, że Pearl nie posiadała zdrowego rozsądku, ustalono już dawno.
- Dzieciaku? - burknęła, zadzierając nieco nos. - Mam dziecięcą urodę, możemy być bliżsi wiekiem, niż sobie myślisz - dodała, nie kryjąc swojego niezadowolenia. Trochę miała kompleksów na tym tle. W zasadzie, jakby się w temat zagłębić, jej życie z kompleksów w dużej mierze się składało, ale nie dawała się zbyt często poznać z tej strony. Spojrzała zaraz na niego z nieco bezczelnym uśmiechem. - Nie muszę bić się w klatkach, by wybić ci bark, synek - przypomniała, zaplatając ręce pod biustem i ciężar ciała przenosząc na jedną stronę, w pełnej triumfu postawie. Zgrywała się oczywiście. Praktycznie zawsze się zgrywała. Tylko, że nawet w niej coś drgnęło, gdy zrozumiała, że Richard nadal jest blisko, że wcale nie odsuwa się, a mało tego, wyciąga rękę, by poprawić jej włosy. Mimo wszystko była tylko kobietą i zdecydowanie łatwiej było jej zgrywać niesamowicie pewną siebie, gdy to ona rozkładała karty i panowała nad sytuacją. Pytanie które padło, tylko wzmocniło jej zaskoczenie.
- Kiedyś? - wymsknęło jej się, ale zaraz kącik ust zadrżał jej niepewnie. - Tak bez drzew i kontenerów? Na co dzień jestem niezwykle nużąca, zanudzisz się ze mną - trochę ściemniała, chociaż też nie chciała zgrywać nie wiadomo jak interesującej osoby. - Ale jak postawisz, to wpiszę cię w mój grafik - puściła mu nawet oko, znów pozwalając sobie na nieco napompowaną pewność siebie. Prawda była taka, że nie pamiętała, kiedy ktoś po prostu zaprosił ją na kawę, sam z siebie i nie do baru, tylko po to, by ją upić. Oczywiście, że zrobiło jej się miło, tak po ludzku, ale przecież komuś takiemu jak Pearl Campbell nie wypadało zareagować rumieńcem i nieśmiałym chichotem. Nawet jeśli tak wewnętrznie, w zaciszu własnych myśli, właśnie w ten sposób się teraz zachowywała.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Robienie sobie poradni związkowej na łódce niewiadomego pochodzenia nie było najmądrzejszym działaniem, ale w przypadku tej konkretnej dziewczyny Dick miał wrażenie, że trzeba kuć żelazo póki gorące i póki jeszcze ją widzi obok siebie. Nie do końca umiał sobie wytłumaczyć, dlaczego Pearl miała stać się jego związkowym yodą albo innym mędrcem, ale mimo jej platynowego koloru włosów (a był mocno uprzedzony pod tym względem) wydawała się na tyle mądra, że mógł się jej zwierzyć z najgorszych rozterek.
- Czyli mam szukać panny z mocną psychą i wszystko będzie dobrze? – może to była jakaś recepta na wątpliwe, miłosne szczęście. Pytanie tylko, czy po tym całym dramacie z Lorry i ich nienarodzonym dzieckiem Richarda interesowały jakieś dłuższe relacje. Miał wrażenie, że i tak prędzej czy później zaliczy epicki upadek w garnek wypełniony po brzegi białym proszkiem. Naprawdę był klasycznym bad boyem, mało brakowało, a zacząłby powtarzać, że to nie jej wina, a jego. – Nigdy nie rzuciłem laski dla kumpla bądź panienki na jedną noc. Właściwie to tylko kokaina namieszała mi w głowie, ale to leczę – przyznał jakby oczekiwał, że da mu za to order ziemniaka. Chyba za mocno usiłował wywrzeć na niej niezapomniane wrażenie, ale to nie jego wina, że namieszała mu w głowie i nie był świadomy jej wcześniejszych doświadczeń. Może nieco naiwnie sądził, że takie piękności jak ona nie przeżywają podobnych dramatów z chłopakami, bo każdy powinien rzucać płatki róż pod jej stopy. W końcu tak Remington robił ze swoją partnerką, prawda? Z tym, ze on uwielbiał zwalać to na narkotyki czy na wychowanie z jakże paskudną mamusią i jej nałogami, a przecież to on był chorym sukinsynem, któremu frajdę sprawiał ten nieustanny rollercoaster emocji.
Gdyby miał stawiać zakłady, był przekonany, że to on jako pierwszy zejdzie (a raczej z impetem zjedzie) z tego świata, bo przecież nie wystarczy mu afera szpiegowska z nią. Jego podły charakter ciągle domagał się nowych podniet, adrenaliny i wyzwań. Niektórzy narkomani chodzili po górach, by przywołać uczucie haju za pomocą braku tlenu i całkiem możliwe, że tego było mu trzeba, ale jak na razie wybierał bezpieczniejsze rozrywki w towarzystwie swojej ulubionej dziewczyny w tarapatach.
- Jakbyś umarła, to mam zniżki na kremację – musiał podzielić się z nią tą palącą wiadomością, po czym zaśmiał się cicho. Gdy rozmowa toczyła się jedynie w tym kierunku, to mógłby na wieki zostać w tej łódce, ale nim się obejrzał, już stał, a ich wzajemna konwersacja przerodziła się w coś innego. Początkowo był na nią i na tę sytuację absolutnie wściekły, ale z każdą minutą, gdy tak sobie docinali i pozostawali blisko, czuł się coraz lepiej.
- Daję ci dwudziestkę, ale umrę, gdy okażesz się zakonserwowaną czterdziestką. W zasadzie zawsze chciałem wyrwać milfa – i tak nieco mimochodem zdradził swoje plany oblężnicze wobec jej osoby, ale to był tyciutki spoiler, który skwitował uśmieszkiem. – To tajpan mi złamał bark. Ty tylko asystowałaś – nie wiedział, czy to wściekłe bydlę z drzewa to faktycznie ten wąż, ale oddając sprawiedliwość, niewiele wiedział, gdy stała tak blisko i czuł jej słodki zapach. Trochę to przypominało oczekiwanie na rozpakowanie bardzo zacnego i wymarzonego prezentu, a Dick był już na tyle dużym chłopcem, by wiedział, że najlepsza jest ta chwila przed pociągnięciem za wstążkę.
Zaś, gdy Pearl ożywiła się na myśl o kawie, poczuł niesamowity dreszcz ekscytacji. – Teraz? – to było dość żałosne, ale jak wspomniano wcześniej, musiał kuć żelazo póki gorące. – Wiesz, tak, żeby powstrzymać tradycję spotkań bez grama nudy – mimo wszystko jeszcze nie wyobrażał sobie ich bez tego znajomego powiewu adrenaliny, która czyniła każdą znajomość lepszą. Pieprzu jednak mogli dodać sami i nim się obejrzała, uniósł palcem jej podbródek do góry. Co za krasnal i na dodatek mocno wyszczekany.
- To co masz na teraz w tym grafiku? – zapytał nonszalanckim tonem osoby, która właśnie waha się, czy ją pocałować czy może powstrzymać jeszcze między ustami, a brzegiem pucharu. Właściwie pogrywał z nią jak rasowy bad boy, z tym, że nim się obejrzał, a to wszystko było szczere. Inaczej nie proponowałby jej kawy, prawda?

pearl campbell
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Z Pearl faktycznie trudno było powiedzieć, jak będzie przebiegało kolejne spotkanie. Była... trudna. Wiedziała o tym. Nie raz mówiła i robiła głupstwa, podejmowała najgorsze możliwe decyzje, a potem ze wstydu wsiąkała pod jakiś kamień, by wypełznąć spod niego w najmniej spodziewanym momencie. Już taki był jej urok, można jej było nienawidzić albo... głównie jednak nienawidzić lub być zgorszonym.
- Z silną psychą i dobrym serduszkiem - skinęła mu głową, jak rasowy znawca tematu, którym oczywiście nie była, ale nie zamierzała się chwalić, że taki z niej ekspert, jak z koziej dupy trąba. Sprawiać pozory akurat lubiła, no bo co innego jej pozostało, prawda? - To się chwali... ale pewnie i tak kilka serc złamałeś, hm? - zagadnęła swobodnie, ale bez oceniania. Wiedziała, jak wyglądał ten świat. Ludzie albo byli ranieni albo ranili, Richard miał twarz, pewność siebie i pieniądze, a więc wszystko, co dawało mu szansy na zaistnienie w drugiej z tych grup.
- Zniżki? Sądziłam, że masz hajs i z uwagi na naszą zażyłość... w końcu to już drugie spotkanie, szarpniesz się na jakiś złoty sarkofag - cmoknęła po szelmowsku, jakby właśnie przegrała w karty w jakimś podejrzanym zaułku.
- Fujka, milfem nie jestem - burknęła urażona, ale zaraz parsknęła śmiechem. Nie uznawała tematów tabu, pewnie przez to też miała mało koleżanek. Kobiety, nawet te wyzwolone, często miały swoje granice, Pearl niekoniecznie, chociaż przy tym nie lubiła zdradzać zbyt wiele o sobie. Karmiła otoczenie informacjami, których nie uważała za wartościowe, już tak miała. Sprzedawała wiele by inni mieli ją za otwartą księgę, bo w ten sposób łatwiej było ukryć faktyczne sekrety. - Poza tym dwudziestkę? Może i uznałabym to za komplement, ale zawsze to jakiś kompleks wieku - mruknęła pół żartem pół serio. Zaraz też przewróciła oczami. - No a co, jeśli wszystko było było częścią mojego planu? - zasugerowała, bo tego ewidentnie nie brał pod uwagę, a powinien. Nawet jeśli tak nie było.
Zaskoczyła ją ta zmiana narracji z kiedyś na teraz. Brew jej drgnęła do góry, a kiedy uniósł jej brodę poczuła charakterystyczne dla podobnych sytuacji dreszcze przebiegające wzdłuż jej kręgosłupa. Faktycznie pogrywał z nią sobie nieładnie i trudno było jej zachować zdecydowanie w tej sytuacji. Kuszące było dać się po prostu porwać, kiedy obserwowała go z takiej odległości, a z tyłu głowy nadal czaił się nie odreagowany lęk po tym, co zaszło w kontenerze.
- Jest środek nocy, Richard - przypomniała łaskawie, uśmiechając się przy tym pięknie. - Grzeczne dzieci o tej porze śpią, a nie piją kawę - zauważyła, po czym puściła mu oko, a następnie wolną dłonią wyciągnęła swój telefon. - Jeśli się teraz nie pożegnamy, za tydzień zapomnisz jak mam na imię, wiem, jak to działa, jestem duża... ale możesz mi też dać swój numer i postawić mi kawę po jutrze... którą opcję wybierasz? - dała mu wolną rękę, nie odepchnęła go, była ciekawa i nie zdziwiłaby się, gdyby wybrał pierwszą opcję. Przywykła do tego.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Może dlatego Dick był absolutnie przekonany, że ta dziewczyna jest inna niż wszystkie. Przynajmniej nie nudził się ani przez minutę, a jego umysł zwykle skupiony na szepnięciu kilku wydumanych komplementów obecnie pracował na zwiększonych obrotach. Ten płodozmian był zaskakujący i smakował mu równie mocno jak Mars, którego właśnie przełknął, krzywiąc się odrobinę z powodu wrażliwego zęba.
Chyba nie osobowości, bo ta już do reszty była zbrukana wspomnieniami, którymi nie dzielił się z nikim. – Złamałem jedno serce – przyznał i nie dodał, że wówczas przyszło mu tej dziewczynie złamać również nos, bo miał wrażenie, że to będzie słodko-gorzki koniec jego historii z Pearl. Przy jej całej skrzywionej moralnie naturze (włamania są przecież złe) uważał, że nie dałaby rady widywać się z damskim bokserem. To, że wówczas był na haju nie zmieniało niczego. To była etykietka, której nie zedrze z siebie jak drogie ciuchy. Mógł być najładniejszy, najmądrzejszy i najbogatszy, a i tak przede wszystkim był człowiekiem, który skopał swoją ciężarną dziewczynę. Czy to, że odczuwał wyrzuty sumienia w jakikolwiek sposób go tłumaczyło? Podejrzewał, że nie.
- A co ty mumia? Może mam cię jeszcze pochować z kotem?! – zaśmiał się, zupełnie jakby nie miał tych wszystkich czarnych myśli. Bardzo szybko przechodził nad danym tematem, bojąc się ugrząźć po pachy w tym specyficznym bagnie, jakim była przeszłość.
- Moja macocha jest milfem, wiesz? Ma jakieś czterdzieści lat i o mój Boże, jak byłem nastolatkiem… - i chyba to była owa mityczna zażyłość między nimi, bo był w stanie opowiedzieć jej o tej fascynacji i śmiać się z jej kompleksu wieku. Dla niego była idealna i nawet jeśli nie znał bliższych szczegółów jej metryki to nie miało to żadnego znaczenia. – Ja myślę, że chciałaś wyrwać strażaka i stąd ta akcja z drzewem – przyjrzał się jej uważnie. Misja zakończona sukcesem?
Niekoniecznie, bo był przekonany, że za tym kryło się coś jeszcze i na tym powinien skupić swoją uwagę, a nie na jej jasnych oczach, które sprawiały, że czuł się niemal jak ten pieprzony surfer na fali, a daleko mu było do tych lekkomyślnych dandysów z grzywką. On w gruncie rzeczy był prostym chłopakiem, któremu spodobała się dziewczyna i jak widać doświadczenie w tej kwestii miał raczej zerowe.
Nie odsunął się jednak, nadal patrzył nią z bliska, zupełnie jakby miał wyrysować sobie jej śliczną buzię w pamięci. Gdy podała mu telefon, zapisał numer i na dodatek połączył się ze swoim jakże drogim i niepraktycznym gratem. Na wypadek gdyby w menu panny z drzewa była ucieczka i gubienie swojego pantofelka.
- O tobie zapomnieć? A z kim zaliczyłem drugą bazę na drzewie? – i nachylił się, by musnąć ustami jej wargi. Zaledwie na kilka sekund, a potem ruszył przed siebie. – Mam twój numer! – nie zawaha się go użyć, tego mogła być pewna.
I dopiero, gdy odszedł na parę kroków uśmiechnął się sam do siebie.

pearl campbell
Dziennikarka śledcza — The Cairns Post
26 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
W przeszłości mocno narozrabiała, więc teraz po skończonych studiach, próbuje rozrabiać w dobrej wierze, szukając zabójcy starszej siostry...
Zapytana wprost powiedziałaby, że szczerość jest najważniejsza, ale przy tym, jaka nie byłaby wyluzowana i pozbawiona instynktu zachowawczego, wciąż pozostawała człowiekiem, więc może dobrze, że póki co Richard darował sobie szczegóły co do tego, że podniósł rękę na swoją byłą. Nie, żeby ona była święta, kiedy brała prochy. Miewała wtedy tak niespodziewane wahania nastroju, że do dziś cieszyło ją, że jej przyjaźń z Geordanem przetrwała tyle lat, bo na pewno nie raz Balmont był ramieniem w które płakała, smarkając nieatrakcyjnie, a innym razem musiał przyjmować ciosy jej pięści, gdy wpadała w niezrozumiały szał.
- Nie mumia, ale wiesz... jestem taką typową kobietą, co to lubuje się w splendorze i luksusie, nadążaj, duh - mruknęła, przewracając ostentacyjnie oczami. Trudno było zgadnąć, czy mówiła serio, czy może się zgrywała. Prawda była taka, że ona sama nie była tego pewna. Miała dużą trudność z określeniem co lubi, a czego nie, nie znała własnych celów, dlatego żyła życiem zmarłej siostry, przynajmniej dzięki temu miała jakiś plan. Wcale nie uważała siebie za interesującą, chociaż cholernie przykładała się do tego, by każdemu wciskać taki obrazek samej siebie.
- Jezu, fujka, stop, oszczędź mi! - uderzyła go w ramię - w to zdrowe, ale mimo swojego oburzenia i tak parsknęła śmiechem, nie dopytując jednak o te nastoletnie życie mężczyzny. Zaraz też spojrzała na niego z teatralnym politowaniem. - Przypominam, że podczas pierwszych dziesięciu minut naszej znajomości miałam ciebie za skończonego palanta o całkiem przyjemnej twarzy i tyle - puściła mu oko, żeby sobie nie myślał, że da mu satysfakcję. Faktycznie to, jak ewoluowała ich niezbyt długa znajomość było dla niej zaskakujące i ostatecznie, chociaż nie powiedziałaby tego na głos, cieszyła się, że to on wtedy przyjechał na wezwanie.
Miała już jakoś kąśliwie skomentować jego pytanie, kiedy poczuła jego wargi na swoich własnych. Zaskoczył ją. Była pewną siebie kobietą, można powiedzieć, że nawet zbyt pewną siebie, ale tak długo, jak to ona rozdawała wszystkie karty. W podobnych chwilach traciła rezon, czuła, że poliki ją pieką, więc dobrze, że mieli środek nocy, bo niekoniecznie chciałaby to po sobie pokazać. Wolała... przynajmniej udawać, że podobne gesty nie robią na niej wrażenia. Normalna akcja, byli przecież dorośli.
- Pod drzewem tak gwoli ścisłości! - zawołała za nim, kiedy już się otrząsnęła, a on sobie odszedł, pozostawiając ją na moment ze swoimi myślami, a raczej rozkojarzeniem. Wzięła więc głębszy wdech i ruszyła za nim tylko po to, by przechodząc obok lekko go szturchnąć. - Ano masz, ale nie dzwoń w godzinach porannych, bo ciebie znienawidzę - mruknęła i go wyprzedziła, odchodząc szybko. - Dobranoc, panie strażaku! - zawołała jeszcze obracając się przez ramię. Uśmiechnęła się, uniosła dłoń, a potem odeszła już w swoim kierunku, dochodząc do wniosku, że starczy im emocji jak na jedną noc. Poza tym niezależnie od tego, jak miłe było spotkanie z Dickiem, musiała przeanalizować wszystko to, co znalazła w kontenerze, a to nie należało już do najmilszych wspomnień.

Dick Remington
<koniec> <3
ODPOWIEDZ