pani psycholog — gabinet zwierzeń
35 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Oczywiście, że czuła się za nią odpowiedzialna. Ktoś musiał. Doskonale wiedziała, że ojciec Nany nie otoczył jej wspierającym ramieniem, gdy świat nastolatki zmienił się o 180 stopni. A nikt nie powinien być wtedy sam. Dlatego mimo różnic - karykaturalnie dużych momentami - z jakich składało się ich życie, niezmiennie stała obok przyjaciółki, starając się nie tylko wspierać Grainne, ale także mieć pewność, że ktoś się o nią troszczył. W końcu na horyzoncie nie pojawił się żaden rycerz w lśniącej zbroi, który stałby się dla niej oparciem w chwilach, gdy naprawdę tego potrzebowała. Przy tym zapominała o własnych nieszczęściach, potknięciach. Bo nie potrzebowała wiele, wystarczyła jej - przynajmniej tak lubiła sobie to tłumaczyć - obecność Nany obok. Towarzystwo jej oraz Jordana, którego rozwój obserwowała od samego początku.
Może faktycznie gdzieś po drodze zapomniała o sobie?
Zawsze jednak uważała, że była odpowiednio wyposażona, aby samotnie radzić sobie z trudnymi sytuacjami i nie widziała potrzeby dorzucania ciężaru swoich problemów na szczupłe barki Bennet. Może to nieodpowiedzialne, może niemądre, ale przecież każdy chciał uciec od dręczących go demonów, prawda? A Priscilla ostatecznie uważała, że nie miała na co narzekać. Kilkukrotnie zdarzyło jej się upaść na kolana, ale zawsze dumnie podnosiła głowę, prąc do przodu. Tylko zawsze zapominała o ranach, jakie powstają podczas upadku, o tym, że one też potrzebują czasu, aby się zabliźnić. I nie miało to nic wspólnego z Naną, Prissy zachowywała się w ten sposób wobec wszystkich - chroniła najbliższych przed swoim bólem, żeby później w najmniej oczekiwanym momencie dać tej negatywnej masie emocji uformować się w największą katastrofę. Jak na przykład ta nieszczęsna noc z Gabrielem, która do dzisiaj miała prześladować ją niemalże nieustannie.
Często starała się to robić - pokazać, że to, co widziała za wadę nie zawsze musiało nią być, albo że inni w ogóle jej nie zauważali, a Grainne wszystko wyolbrzymiała w swojej głowie.
- Noo, pamiętam - sapnęła po chwili zamyślenia. Jej przekleństwem było to, że ciężko było jej zapomnieć o czymkolwiek, dlatego nie było to zaskoczeniem. Natomiast nadal nie wiedziała jaki związek to miało z ich podróżą - tak, Prissy czasem potrafiła zrobić z siebie typową blondynkę z tych niewybrednych dowcipów. Kilka kroków - a raczej kilka powłóczeń za sobą ociężałych nóg - później stanęła już obok swojej przyjaciółki. - Tak? Całe szczęście, już powoli wchodziło mi to na głowę - przyznała się. Z opowiadaniem jej o takich sytuacjach nie miała problemu, bo one nie dotykały tych najwrażliwszych miejsc, które jeszcze nie zdążyły się w pełni wygoić. A łatwo było dać się ponieść fantazji, kiedy mieszkało się samemu w domu, który przeznaczony był dla całej, wielodzietnej rodziny. - Do tego stopnia, że jakiś czas jak pies sąsiada narobił hałasu to wpadłam do jego domu z patelnią w dłoni - teraz wywołało to na jej ustach szeroki, rozbawiony własną brawurową głupotą, uśmiech, ale wtedy, gdy mierzyła się oko w oko z sąsiadem, którego zastała w nie najlepszej kondycji to wcale nie było jej do śmiechu. A właściwie myślała, że spali się ze wstydu, nawet w momencie, w którym wychodziła już z domu Burnettów. - Wiesz, ostatnio myślałam nawet o adopcji psa z tego wszystkiego - w końcu ktoś alarmowałby ją podobnie jak Hotdog alarmował połowę dzielnicy o tym, że wyszedł na podwórko. I nie byłaby sama w tym wielkim domu. Cholernym pałacu, swoistej wysokiej wieży, gdzie ona, podrabiana Roszpunka z patelnią w dłoni miała nigdy nie doczekać się swojego wybawienia.

Grainne Bennet
ambitny krab
lenia
abraham | ernest | larabel | novalie
mama jordana i kelnerka — w once upon a tart
32 yo — 152 cm
Awatar użytkownika
about
We know that from time to time there arise among human beings people who seem to exude love as naturally as the sun gives out heat. We would like to be like that, and, by and large, man’s religions are attempts to cultivate that same power in ordinary people.
Powtarzała to już wielokrotnie, ale nie chciała, aby ktokolwiek czuł się za nią odpowiedzialny. Co prawda Grainne nie potrafiła być także stanowcza, by pozwolić sobie na to, aby podobny stan rzeczy egzekwować, przez co podobne stanowiska były puszczane mimo uszu. Szczególnie — a właściwie jedynie — przez Priscillę. Jako starsza i pod każdym względem odważniejsza również i pod tymże aspektem zachowywała się tak, jak uważała za stosowne. A Bennet nie miała już siły, aby z tym walczyć. Po tym czasie po prostu zaakceptowała fakt stanu, z jakim wiązała się ich przyjaźń. Nie potrafiła ciągle wypominać blondynce tego samego, chociaż skłamałaby, twierdząc, iż w pewnym sensie jej to nie przeszkadzało. Bo zabierało uwagę z Priscilli na nią. Bo ukazywało ją jako słabszą. I tak była słabsza, ale to było niczym ciągłe przypomnienie… Zawsze gdy zaczynała się w to zagłębiać, karciła się w myślach. Bo i tak nie miała na to wpływ, a trzymanie w sobie każdej bolączki było błędem. A przynajmniej tej związanej z najbliższymi — wszak nie chciała ich tym krzywdzić i zdecydowanie preferowała po prostu pogodzenie się z rzeczywistością i obdarowanie ich w zamian szerokim uśmiechem.
…jakiś czas jak pies sąsiada narobił hałasu, to wpadłam do jego domu z patelnią w dłoni.
- Nie zabiłaś go, mam nadzieję? - Grainne przeniosła spojrzenie na stojącą obok kobietę z szeroko rozwartymi oczami. I chociaż jej pytanie było naprawdę poważne, w starciu z wyobrażeniem sobie sceny opisywanej przez blondynkę, i ona się koniec końców roześmiała. Bo, co jak co, ale musiało to wyglądać komicznie. Oczywiście po opadnięciu wszystkich emocji. Odczekała kilka chwil, aż przyjaciółka złapie oddech i ruszyła naprzód. Zostało im kilkanaście metrów, by dotrzeć do celu podróży. W międzyczasie Bennet słuchała uważnie słów swojej towarzyszki, nie chcąc utracić ani jednej sylaby. I nie trwało to długo, nim znalazły się pod ogromnym drzewem, którego widok wprawił niższą z kobiet w stan błogiego spokoju.
Wiesz, ostatnio myślałam nawet o adopcji psa z tego wszystkiego.
Odwróciła się do Priscilli, by wyłapać jej jasne spojrzenie. - To wcale nie taki zły pomysł. - Uśmiechnęła się ciepło do przyjaciółki, po czym złapała jedną z lian i oparła but o szorstką korę drzewa. Podciągnęła się, by wejść na najbliższą, grubą odnogę. - Po ostatniej powodzi kolejne zwierzaki trafiły do schroniska. Na pewno szukają przytulnego domu. - Przekrzywiła lekko głowę, by obrócić się przez ramię, a jej oczy zmieniły się w dwa półksiężyce. Ostatnio miała niewiele okazji do uśmiechu i chociaż normalnie byłaby bardziej powściągliwa, w ulubionym miejscu z ulubioną osobą pozwalała sobie na lekkość. Licząc na to, że druga z kobiet pójdzie jej śladem, Grainne rozłożyła ręce w bok i balansując na odnodze drzewa, szła dalej. Miała wszak w głowie odpowiedniejsze miejsce na odpoczynek. Odrobinę ponad ich głowami mieścił się kosz stworzony przez naturę — splecione ze sobą setki lian tworzyły przytulną przestrzeń, którą Grainne odkryła już za czasów dzieciństwa. Szła dalej, nie przestając kontrolować starań przyjaciółki. - Gdybym miała możliwość, sama bym jakiegoś przygarnęła - kontynuowała urwany temat, ale szybko się zamyśliła na chwilę, pozwalając sobie na moment spowolnienia. Oderwania się. Wszak właśnie po to tutaj przyszła — aby nie tylko Priscilla mogła skorzystać z kilkugodzinowego zapomnienia o Lorne Bay, ale również ona sama. Bo niesamowicie tego potrzebowała. Wśród prawniczych spraw związanych z opieką, kłopotów w pracy oraz trudności szkolnych Jordana chwila ciszy była na wagę złota. Nie sądziła, że podobne zdarzenia będą miały miejsce i dopadną akurat jej osobę.
Ostatnie podciągnięcie, oparcie się o wystający korzeń i była na miejscu. Wyciągnęła dłoń, by na ostatnim etapie pomóc koleżance i finalnie mogły odetchnąć. Nikt nie miał ich tutaj dosięgnąć. Bennet wyciągnęła z plecaka wodę i upiła spory łyk, oferując bidon blondynce. - Wybacz, że ostatnio nie odpisywałam, ale… - zaczęła, ale musiała przerwać, by wziąć głęboki wdech. Serce uderzyło jej mocniej w klatkę piersiową. To prawda, że w ostatnim czasie telefony oraz wiadomości, jakie pojawiały się na telefonie Grainne z imieniem Priscilli nie były priorytetowe. To ktoś inny wiódł prym i koleżanki z pracy zaczęły z lekka dokuczać Bennet w związku z tym, ale kobieta nie mogła powstrzymać już rumieńców na twarzy za każdym razem, gdy mówiła przepraszamw momencie kontaktu ze strony Grahama. Gdyby była kimś innym, nie zwracałaby na to uwagi, ale z racji swojego charakteru, nie umiała się wybronić. Szczególnie że dziewczyny z Once Upon a Tart zwyczajnie się myliły. Nie chodziło o żaden związek, ale o sprawę Sally. Grainne obiecała, że będzie dostępna i sama kazała mu obiecać, aby dawał znać. W jakimkolwiek przypadku. Jeszcze w końcu nie ustalili dokładnie, co miało się dziać i kiedy. - Ostatnie trzy tygodnie to jakiś koszmar. - Nie kłamała. I nie chodziło o to, że to, co robiła, budziło jej niechęć. Nie. Bo zajmowanie się Sally było naprawdę samo w sobie piękne, ale przemęczenie, stres, żałoba stanowiły straszną mieszankę. Zbyt poważną jak na kogoś takiego jak ona…
Nie chciała jeszcze o tym rozmawiać ani rozmyślać. Wolała zająć się nadrobieniem straconego czasu z Mcfarlane. - Twoja randka… Była udana? - Pytanie rzucone w pewnym momencie nie miało w sobie nic z impertynencji, ale było kierowane szczerą ciekawością. Oraz troską. Wszak ostatnio gdy się widziały, Priscilla wspominała o wyjściu z jakimś mężczyzną, którego imienia nie wyznała. Ciemnowłosa założyła, że było to więc spotkanie w celu bliższego się zapoznania czy nawet pogłębienia więzi. To byłoby wszak cudowne, gdyby odpowiedź była twierdząca. Grainne naprawdę chciała, aby przyjaciółka ruszyła naprzód. Widziała wszak, jak bardzo czuła się samotna, chociaż starała się to ukryć. Mcfarlane potrzebowała towarzystwa kogoś innego niż swoich pacjentów czy samej Bennet. W przeciwieństwie do nieporadnej przyjaciółki była w końcu stworzona do partnerowania i czerpania szczęścia z obecności ukochanego człowieka.
priscilla mcfarlane
ambitny krab
chubby dumpling
ODPOWIEDZ