lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Irving mógł rzeczywiście błądzić we mgle swoich niewyraźnych wspomnień oraz wszystkich skutków ubocznych koktajli witalności, które mu tutaj podawali by utrzymać go przy życiu, ale wiedział jedno. Nawet jeśli zabrakło jego wspomnień, nie znaczyło to, że nagle stał się inną osobą. Ludzkiego charakteru nie da się tak łatwo wymazać, czy zmienić. Oczywiście, czytał o przypadkach, gdzie ludzie wybudzeni ze śpiączki byli zupełnie innymi osobami, aczkolwiek wierzył, że to akurat nie jego przypadek. Nawet jeśli w tym momencie nie przypominał swojej żony, ani chłopców, co oznaczałoby, że mają przynajmniej dwóch synów i daj boże by obaj byli już dorośli, ponieważ on zaczyna już budzić w sobie dziadkowy potencjał, nie stracił wszystkich wspomnień z poprzedniego życia, jeśli można to tak nazwać. Pamiętał swoje zachowania, znajomych, przyjaciół. Był przekonany, że to tylko kwestia jego wspomnień. Nawet jeśli do niego nie wrócą zawsze mogą stworzyć nowe. Nie będzie to łatwe, ale wykonalne. Przecież tak łatwo się nie podda. To nie w jego naturze.
- A z tego akurat słynąłem? - wyszczerzył się do niej patrząc w te piękne oczy, które powinny być mu tak znajome, a teraz były jedną wielką zagadką - Ufam sobie złociutka. Ufam, że dobrze wybrałem osobę, którą pojąłem za żonę. Możesz mieć naprawdę paskudny charakter i próbować wyciągnąć ode mnie kasę, ale nie wierzę, że wybrałbym osobę, której nie ufałbym, że będzie ze mną do końca. - uśmiechnął się do niej ciepło nie wahając się nawet na chwilę w swojej wypowiedzi.
Biła od niego ta sama pewność siebie, co zawsze. Wielu uważało go za zadufanego w sobie dupka, lecz nie wszyscy potrafią odróżnić prawdziwą pewność siebie od arogancji, a tej pierwszej Szkotowi nigdy nie brakowało. Może to kwestia wpajanych mu przez rodzinę wartości, albo jakiegoś wydarzenia w życiu, którego teraz nie pamiętał, ale taki był zawsze. Nie przyjmował odmowy, zawsze znajdował sposób by dopiąć swojego nie ważne ile osób mówiło mu, że to niemożliwe. Za nic miał statusy społeczne, normy. Żył zgodnie ze swoim sumieniem. Tak by na koniec dnia powiedzieć, że jest z siebie dumny. Na razie mu się chyba udawało, a przynajmniej tak to wyglądało.
- Będziesz mi musiała kiedyś opowiedzieć tę historię, jak poznałem twoich rodziców. - zaśmiał się cicho delikatnie gładząc jej dłoń swoim kciukiem - Teraz nie dziwię się już, że mam jakiś odruch całowania twoich dłoni. W końcu szlachcie zawsze całowało się dłonie. - uśmiechnął się trochę zadziornie - Czy to czyni mnie lordem? Założę się, że moi rodzice nosili cię na rękach. - prychnął na samą myśl o lizusostwie ojca, który teraz na pewno może się pysznić faktem, że jako któraś tam generacja w końcu związał swoją rodzinę ze szlachtą.
Miał cichą nadzieję, że takie małe detale zaangażują jego pamięć do działania i posortowania jeszcze raz całego archiwum w jego głowie. Niestety na razie ktokolwiek tam siedział nie kwapił się do wykonywania swoich obowiązków. Na razie przynajmniej nie nawiedzały go te migreny. Tak długo jak nie starał sobie niczego przypomnieć na siłę, a jedynie chłonął to, czym obdarowywała go żona, wychodził z tego bez szwanku. Jego dezorientacja powoli ustępowała. Odkąd mógł się skupić na kobiecie przed sobą wszystko wydawało się jakieś łatwiejsze.
- No... To teraz naprawdę dałaś mi powód żeby sobie wszystko przypomnieć. - zaśmiał się rubasznie słysząc do jakich ekscesów się dopuszczał żeby zdobyć jej atencję - A zwróciłabyś na mnie uwagę gdybym ci nie dopiekał? Jeśli wpadłaś mi w oko to żadne taktyki nie były poniżej pasa. Nawet jeśli trzeba było się z tobą podroczyć. Jak mniemam nie pozostawałaś mi dłużna..? - uśmiechnął się wymownie podnosząc brew - A po co byłby mi ktoś inny, skoro zdobyłem już, co miałem? To całe kółeczko adoracji to pewnie też żeby wzbudzić twoją zazdrość. Coś mi mówi, że przez długi czas nie byłem najlepszy w okazywaniu uczuć. - uśmiechnął się trochę nieporadnie.
- A jak skończyliśmy tutaj..? - spojrzał na nią pytająco - Anglia... - wskazał na nią - Szkocja... - wskazał na siebie - Australia..? - wskazał na posadzkę pamiętając gdzie się znajdują, ale nie do końca rozumiejąc skoro ona była częścią arystokracji, jego rodzice byli bogaci. Po co wyjeżdżać, jeśli wszystko mogli mieć tam?

enrica duke-macnee
ambitny krab
Way
neurochirurg — Cairns Hospital
52 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
neurochirurg, która ma męża z amnezją, dorosłe dzieci i piątkę kotów, a także trudności z byciem miłą i sympatyczną, więc gardzi wszystkimi, dodając do tego odrobinę brytyjskiego humoru
Irving przez te wszystkie lata pozostawał nieznośnym sobą i gdyby Enrica posiadała mniej cierpliwości to już dawno rzuciłaby to wszystko w cholerę. Przez pierwsze lata, zresztą, zanosiło się na rozwód, bo ten człowiek był chodzącym bałaganem. Na dodatek w szpitalu lubił zgrywać gwiazdę i czarował żeńską część personelu, doprowadzając ją do chorobliwej wręcz zazdrości. Co gorsza, była kobietą, którą nie potrafiła tego okazać, więc czasami kompletnie nie rozumiał jej cichych dni. To, że przetrwali, że ich małżeństwo okazało się trwałe, zawdzięczali jego uporowi. Dzięki temu oślemu przymiotowi w jego charakterze każda kłótnia bądź poważniejszy problem stawał się do przejścia. Nikt tak jak on nie potrafił zacisnąć zębów i walczyć o to małżeństwo, mamrocząc pewnie niejednokrotnie gaelickie przekleństwa. Całe szczęście, że ich nie rozumiała. I że jej racjonalny umysł potrafił przetłumaczyć sobie, że związek nie bierze się z powietrza, a wymaga ciężkiej i monotonnej pracy. I pochowania noży, gdy sprawy już zajdą za daleko, choć przez lata wypracowali zbawienny kompromis.
Do czasu, gdy po prostu nie rozbił się na drzewie. Czuła, że powoli to zaczyna do niej docierać i że kamuflaż osoby opanowanej mógł zniknąć zbyt łatwo, a przecież musiała się trzymać. Dla niego, dla synów.
- Z naszej dwójki to ty zawsze byłeś tym łatwowiernym i romantycznym. Ja nie – i doszło do niej również to, że tej nowej wersji beta jej męża może nie spodobać się jej pragmatyczny charakter. Nie, Enrica nie była żadną pozerką czy też ksantypą, ale ludzie zazwyczaj odbijali się od jej chłodu i wymagań, któremu mało kto potrafił sprostać.
Macnee był jedną z osób, które miały u niej spory kredyt zaufania, ale to dlatego, że byli ze sobą lata i niejedną beczkę soli zjedli wzajemnie i ze smakiem. Mogła na nim polegać, a jego pewność siebie świetnie współgrała z jej próbami sprowadzenia go na ziemię.
Byli idealnym, ciepłym małżeństwem, które właśnie stawało przed najgorszym wyzwaniem w swoim życiu.
- Nigdy nie zapytałam ciebie, dlaczego właśnie ja – zauważyła, starając się przeczesać swoją pamięć, która również nie była najbardziej świeża, ale minęły lata, przychodziły inne wspomnienia i zacierały miejsca starych. Całkowicie naturalny proces. Czy aby tak będzie tym razem? – Podejrzewam, że to z powodu wspólnej pasji i faktu, że mimo różnicy charakterów mieliśmy podobne cele. Oboje uwielbialiśmy spędzać czas w tym szpitalu. Praktycznie tu mieszkamy – ale tego mógł się domyśleć, bo wcale nie ukrywała, że jest pracoholiczką.
Ani tego, że ukuło ją, że pamięta swoich rodziców, a nie ich wspólne dzieci. Bała się, że w pewnym momencie zacznie być zwyczajnie wściekła na niego, a bardzo tego nie chciała. Był chory i należał mu się spokój. Bez najmniejszej dyskusji.
- Tytuł lorda się dziedziczy, nie otrzymuje przez małżeństwo i całujesz mnie w ręce, bo ty wciąż jesteś cholernie… - szukała słowa, ale w tym celu musiała przestać wpatrywać się w te oczy i skupić – sobą, więc pewnie jutro zaczniesz zarywać wszystkie pielęgniarki – parsknęła. – I tak, byłam ulubienicą twoich rodziców. Jestem dobra w robieniu świetnego wrażenia – może i była daleka od ślicznotek, z którymi zapewne go widzieli, ale była wykształcona, z dobrej rodziny i bogata. A poza tym kochała go wówczas do szaleństwa.
Przyłożyła ponownie dłoń do jego czoła, nieco się uspokoił i już nie miał wypieków od gorączki.
- Potrzebujesz czegoś uspokajającego na sen? Wiem, że to brzmi jak koszmar – spać po takim czasie śpiączki, ale to będzie inny sen – zapewniła go, mimo wszystko była jego lekarzem i chciała dopilnować, by się poczuł odpowiednio, na tyle, oczywiście, na ile pozwalał mu jego stan.
Westchnęła i powróciła swoją dłonią do jego, nie była jedną z tych żon, które biadoliły przy jego łóżku, prosząc o to, by się ocknął. Właśnie dlatego, że Irving uwielbiał z nią wygrywać i znając go doskonale, podejrzewała, że zrobiłby jej na złość i nie zerwałby się ze śpiączki przez dziesięć lat.
- Nie wiem w jakim celu były te dziewczyny – kontynuowała z uśmieszkiem. – Nie sądzę, że chcę wiedzieć, ale chyba to zdało egzamin. I oczywiście, że nie pozostawałam ci dłużna, mało brakowało, a wyrzuciliby nas z uczelni. To dopiero był wstyd! – gdy tak mówiła, zdała sobie sprawę, że jego nieobecność sprawiała, że z nikim już tak szczerze nie rozmawiała. Teraz w końcu mogła być sobą.
- Co do Australii. Kłóciliśmy się, ja chciałam powrócić do Kornwalii, ty do Szkocji. Musieliśmy iść na pierwszy kompromis, a że dla ciebie pływanie zawsze było ważne… Jesteśmy tutaj i przez trzysta dni przeklinam tę pogodę – wywróciła oczami, spojrzała na zegarek, było już późno. – A teraz posłuchaj, jako twój lekarz zalecam sen. Jutro będziesz miała ciężki dzień, wiesz? Sama tego dopilnuję – obiecała i spojrzała na niego dłużej.
A jeśli stanie się najgorsze i nigdy ich sobie nie przypomni?

Irving MacNee
sumienny żółwik
enchante #8234
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ciężko było mu patrzeć na kobietę, która jest jego żoną i zupełnie nic z ich życia nie pamiętać. Nie byli przecież szczeniakami świeżo po ślubie. Musieli mieć za sobą kilkadziesiąt lat życia i pomimo całej swojej medycznej wiedzy oraz praktyki nadal nie mógł pojąć jak może działać taka wybiórcza amnezja. Jak mógł pamiętać w miarę dobrze swoje poprzednie lata jako chirurg, a zapomnieć o, pewnie najważniejszej, osobie w swoim życiu. Jego synowie byli diabelnie ważni, lecz to ta kobieta dała im życie, nosiła pod sercem przez dziewięć miesięcy, a później przez kolejne lata wychowywała, dbała i kochała. Irving mógł nie pamiętać swojej rodziny, ale nawet teraz zdawał sobie sprawę z tego, że pewnie jest tym fajnym, zabawnym ojcem, który nadaje się do zabawiania dzieci, jest cały kochany, ale żeby nauczyć ich czegoś rzeczowego to pewnie biegają do swojej mamy. Wyciągając wnioski ze swojego domu zapewne był kompletnym przeciwieństwem swojego ojca, co też nie było dobre. Wszystko więc było na głowie Enriki by utrzymać dom w pionie.
- Hej, nie mów o mnie w czasie przeszłym. Nadal jestem tym łatwowiernym i romantycznym. - prychnął cicho.
Pomimo zamiłowania do logicznego myślenia zdarzało mu się być trochę przesądnym. Do tej pory nie wiedział skąd mu się to wzięło. W końcu nie miał żadnej przesadnie religijnej babki czy dziadka. O starych guślarzach nawet nie wspominając. Jak tak szanująca się rodzina, jak Macnee mogłoby w ogóle dopuszczać do takich przypuszczeń. Najwyraźniej to jeden z tych genów, które przeskoczyły jedno pokolenie. Nie był na tyle upośledzony żeby wierzyć, że każde słowa mają w sobie jakąś magiczną moc, lecz potrafił wziąć pod uwagę fakt, że takie przesądy nie wzięły się znikąd i jeśli można ich w tak łatwy sposób uniknąć, dlaczego z tego nie skorzystać? Tak na wszelki wypadek.
- Najwyraźniej nie musiałaś. W końcu powiedziałaś, że byłem tylko twój. - uśmiechnął się do niej ciepło patrząc jej głęboko w oczy - W to akurat mogę uwierzyć, chociaż wydaje mi się, że medycyna, przynajmniej w początku, nie była moją pasją. Fakt, że nie pamiętam momentu, w którym stała się moją pasją sugerowałby, że jest to związane z tobą. - ten uśmiech był dość gorzki.
Nie miał nic przeciwko spędzaniu tutaj swoich dni. Bolało go jednak, że wszystko, co mu mówi nie pobudza tego bibliotekarza w jego mózgu by jeszcze raz poprzekładał wszystkie książki na swoje miejsca. Naprawdę chciałby znać te wszystkie historie. Wiedzieć, jak to wszystko się zaczęło, jak wyglądało. Teraz nie myślał nawet o powrocie do pracy i definitywnie nie czuł do tego wielkiego pociągu. Nikt by go też do stołu operacyjnego nie dopuścił, ale co jeśli wspomnienia nie wrócą, a wraz z nimi jego pasja? Jak miałby powrócić do normalnego życia? Jak zapewnić rodzinę, że nadal jest tym samym Irvingiem? Za dużo tych cholernych niewiadomych.
- To chyba dobrze wróży, nie sądzisz? - ucałował raz jeszcze jej dłoń chcąc podkreślić wagę jej słów, chwilowo zupełnie nie skupiając się na tych pielęgniarkach, to na pewno nie w jego stylu jeśli miał już taką żonę - Pewnie nawet nie musiałaś się specjalnie starać. Staruszek pewnie w przypływie radości nawet wszystko na mnie przepisał. - zaśmiał się cicho poprawiając sobie poduszkę za plecami.
- Nie. Myślę, że wolę powoli odejść od wszystkiego, co mi podawaliście i zacząć wracać do normalności. Wystarczająco długo tutaj leżałem. - odpowiedział jej całkiem pogodnie zachowując tę irytującą pewność siebie, która zdawała się mówić, że właściwie to już teraz jest gotowy do wypisu, chociaż pewnie nawet nie jest w stanie stanąć na równych nogach.
- Oh! I to jest historią, którą na pewno chcę usłyszeć. To, że mnie chcieli wyrzucić nie jest niczym nadzwyczajnym, ale żeby moją Enricę? Tego ci nie odpuszczę. - uśmiechnął się wesoło, a wzrok zdradzał, że nie ma szans na to żeby się z tego wywinęła.
Właśnie takich rzeczy potrzebował. Jak najwięcej unikalnych historii, które pobudzą jego umysł do rewaluacji zasobów wspomnień i zrobienia czegoś z tym wszystkim. To nie mogło przecież trwać wiecznie. On na to nie pozwoli, a w końcu jest panem swojego losu, prawda? Nie zatrzymały go do tej pory żadne przeciwności losu, co to jest chwilowa amnezja.
- Czyli nie przestałem żeglować? Uff... - odetchnął z ulgą - A przez pozostałe cieszysz się z naszego jachtu oraz czasu spędzonego na nim ze swoim przystojnym mężem? - nie byłby sobą gdyby nie dodał czegoś filuternego od siebie.
- Myślę, że na razie starczy mi snu, ale rozumiem, jeśli musisz wracać do domu czy na dyżur. Przyślij tylko jakąś uroczą pielęgniarkę. - wyszczerzył się do niej zadziornie pamiętając o wszystkim, co mówiła wcześniej.
Oczywiście wiedziała, że te wszystkie leki i tak zaraz go zmogą, ale mógł sobie trochę pożartować póki jeszcze miał otwarte oczy.

enrica duke-macnee
ambitny krab
Way
neurochirurg — Cairns Hospital
52 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
neurochirurg, która ma męża z amnezją, dorosłe dzieci i piątkę kotów, a także trudności z byciem miłą i sympatyczną, więc gardzi wszystkimi, dodając do tego odrobinę brytyjskiego humoru
- Nadal jesteś upartym osłem – odrzekła, śmiejąc się. Musiał przywyknąć do tego, że Enrica po początkowym szoku i radości, że raczył się obudzić (zupełnie jakby to zależało od niego) powracała do bycia sobą. To jest osobą absolutnie mówiącą prawdę między oczy i nie przejmującą się skutkami swoich działań. Jak na damę, która została wychowana w warunkach cieplarnianych była zaskakująco bezpośrednia, ale w takim zawodzie należało się prędko wyzbyć kobiecych cech. W innym wypadku nikt nie traktowałby jej poważnie, a tego by nie zniosła. Nie dla niej bycie panią doktorową, która dba o męża i dzieci w domu, miała ambicje i realizowała je po swojemu, oczekując wsparcia od tego przesądnego Szkota.
Któremu z całą pewnością nie groziła śmierć, bo Enrica zawzięła się i była przekonana, że nawet nowotwór będzie stanowił jedynie przeszkodę w ich długoletnim i szczęśliwym życiu. Skoro się na niego zdecydowała, to niech sobie nie myśli, że wybroni się amnezją albo wypadkiem. Musiała zrobić wszystko, by go sprowadzić na dobre tory, nawet jeśli sama powoli traciła cierpliwość i ze współczującej żony wychodziła powoli ta sama Duke- Macnee, która nie dawała sobie w kaszę dmuchać.
I nie znosiła jakichś prychnięć, nawet jeśli pochodziły od człowieka, który przez ostatnie dziewięćdziesiąt dwa dni przebywał w śpiączce i któremu streszczała wszystkie odcinki Chirurgów w nadziei, że jak w tym starym dowcipie po prostu wstanie i wyłączy tę chałę. Skoro jednak jej marzenia się spełniły, to mogła z ulgą wrócić do starej siebie, która będzie próbować postawić go do pionu, nawet jeśli dalej będzie uwodzić ją spojrzeniem. Niesamowite, że mimo wszystko dość łatwo im przychodziła bliskość, a on faktycznie jak ten pierwszy łatwowierny uwierzył, że jest jego żoną i chce dla niego tego co najlepsze. Nie, nie narzekała, ale jej analityczny umysł wymagał wielu rozmyślań, ale przesądów nie brała pod uwagę, bo akurat to pozostawało poza jej wyobraźnią. Szczątkową, wśród wielu zalet nie posiadała ani grama kreatywnego myślenia, więc żałosne rytuały i magiczne myślenie brzmiało dla niej równie nieprawdopodobnie jak lądowanie UFO.
Żadnego nie przewidywała w najbliższych godzinach, więc na miłość Boską, niech Irving zda się na medycynę.
- Nie obwiniaj mnie o wszystko – poprosiła, gdy usłyszała, że ona nie była jego pierwszą pasją. Owszem, wiedziała co było i dlaczego jego życie potoczyło się w zupełnie innym tempie, ale nie czuła, że to jej zasługa. Raczej oksfordzkiej dyscypliny, która wymagała oddania się bez reszty sztuce lekarskiej. Z lekką dozą nieufności pogłaskała go po policzku, ciągle jeszcze nie doszła do tego jakie granice powinni sobie wyznaczyć, oni praktycznie obcy dla siebie ludzie, choć będący małżeństwem od trzydziestu lat. – Dobrze wiedzieć, że nadal jesteś tym samym człowiekiem, nawet jeśli twoja pamięć chwilowo jest dziurawa – uśmiechnęła się, bo i jak miała reagować na kogoś takiego jak Irving? Na osobę, która na starcie łapie jej ręce i całuje w geście szacunku, choć przecież zrozumiałaby, gdyby nie chciał z nią mieć nic wspólnego.
Była lekarzem i zniosła o wiele większe ciosy, choć ich wspólne życie było nad wyraz spokojne, począwszy właśnie od wizyty u teściów.
- Chyba jakoś tydzień później się rozstaliśmy. Pokłóciliśmy się o oprawę własnego ślubu – zaśmiała się. – Potem zeszliśmy się i obiecaliśmy sobie, że będziemy wobec siebie szczerzy, więc masz szansę zadać mi najbardziej trudne i nieoczywiste pytania, a ja ci wyłożę ci jak kawę na ławę – obiecała, a gdy zagaił o jej wyrzucenie ze szkoły, to mało brakowało, a złamałaby tę obietnicę, bo przyłożyła palec do ust.
- Cicho, dzieciaki nie wiedzą. Zrobiłam ci dowcip, który polegał na tym, że do torby wrzuciłam ci małą myszkę z laboratorium… w zaawansowanej ciąży. Biedactwo doczekało się potomstwa, a ty wszędzie widziałeś białe myszki – parsknęła. Podniosła się i spojrzała ponownie na monitor. – Parametry w normie. Czegoś potrzebujesz? Na coś masz ochotę? I tak, będziesz zażywał leki i spał, bo jesteś moim pacjentem. Przynajmniej do jutra – westchnęła, to właśnie wtedy zacznie się jej dyżur i prawdziwe życie. Na razie wskazała na pager. – Nikt mnie nie wzywa, więc poczekam aż zaśniesz. I cholernie brakuje mi naszego żeglowania – przyznała, choć nie była fanką wód, ale z nim wszystko smakowało jakoś bardziej.

Irving MacNee
sumienny żółwik
enchante #8234
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- A Ty nadal jesteś... - oczywiście, że stary Irving od razu odpowiedziałby czymś cholernie błyskotliwym, jak na Szkocki humor przystało, lecz i ten po chwili zastanowienia potrafił się odpowiednio odegrać - Nadal tą samą piękną i błyskotliwą kobietą, która zawróciła mi w głowie. - uśmiechnął się do niej szarmancko, ale z tą irytującą nutą, którą znała.
Tę samą, która mówiła, że doskonale wiedział, że wybrnął z tego obronną ręką i nie będzie mogła się na niego złościć, bo jak to tak na męża, który może nie pamięta, ale nadal prawi takie komplementy bez mrugnięcia okiem? Irving mógł nie mieć wszystkich wspomnień, których nie można odseparować od wszystkich powodów, dla których kochał tę kobietę. W końcu wzięli ślub i mieli dzieci. Nawet jeśli tego uczucia w tym momencie tutaj nie było, nie potrzebował kolejnych trzydziestu, czy Bóg wie ilu lat by stwierdzić, że tak, Enrica zdecydowanie mogłaby mu zawrócić w głowie. Na pewno nie była tą samą osobą, co na studiach. Na pewno mieli po drodze jakieś ciche dni i ciężkie rozmowy, aczkolwiek sam fakt, że była tutaj, teraz, przy jego łóżku świadczył, o tym, że postąpił słusznie. Musieli mieć to coś żeby spędzić ze sobą tyle czasu, a ona nadal przybiegła tutaj gdy tylko zawołała ją pielęgniarka. Tak, Szkot mógł być pół przytomny, lecz zauważył, że nie weszła tutaj jak przy standardowym obchodzie.
- Obwiniać? Gdzie tam. - machnął dłonią przecząco kręcąc głową - Wygląda na to, że wiele ci zawdzięczam, o czym pewnie bardzo chętnie mi opowiesz. - uśmiechnął się chytrze wiedząc, że nie poślubił by przecież jakiejś szarej myszki, która w życiu nie podniosłaby na niego głosu.
Wielu rzeczy nie pamiętał, aczkolwiek wydawało mu się, że ma dość jasne pojęcie o tym jakiego typu człowiekiem jest. Jakie są jego zalety, wady pragnienia, a co za tym idzie mógł przypuszczać jakim typem charakteru jest siedząca przy nim kobieta. Na pewno nie szukał kobiety, która na wszystko by się zgadzała, nie szepnęła słówka o jego złych nawykach, czy pozwalała robić, co mu się żywnie podobało. Wtedy raczej nie zostałby ordynatorem całego oddziału, a pewnie nawet lekarzem. Z jego, czasami lekkomyślną, postawą zapewne przepuściłby wszystkie pieniądze na jakieś pierdoły i nie zrobił nic naprawdę pożytecznego w swoim życiu. Nie wytrzymałby też z jakąś tyranką, która pragnie ustawić każdy aspekt życia swojego męża według własnego misternego planu. Tutaj pewnie zrobiłby się agresywny. Nie wróżył takiemu związkowi w swoim wykonaniu więcej jak kilku miesięcy, a jeśli doczekali się potomstwa oraz długiego pożycia małżeńskiego... Enrica musiała być kobietą wyjątkową. O silnym charakterze, ale dobrym sercu. Musi umieć trzymać go za "pysk", jak to mówią w jego stronach, ale wie też kiedy odpuścić. Mógłby się też założyć, że jest diabelsko inteligentna, a jej cierpkie poczucie humoru potrafi nawet jego zgasić w dwóch zdaniach, co oczywiście tylko jeszcze bardziej go nakręca. Wiedząc to wszystko, chyba poczuł pierwszy pozytyw tego dnia. Nie mógł się doczekać by na nowo poznać swoją żonę.
- Długa drzemka nie złamie kogoś takiego jak Irving Macnee. - uśmiechnął się do niej ciepło kładąc przyciskając jej dłoń do swojego policzka by po krótkiej chwili pocałować jej wewnętrzną część w geście szacunku dla swojej małżonki.
Wiedział, że nie mogło być jej w tej chwili łatwo, a jednak pozwalała mu na te wszystkie gesty. Siedziała z nim chociaż patrzył na nią jak na obcą osobę pozwalając jakoś na nowo zapanować nad własnymi myślami. Nie powiedziałby tego teraz na głos, ale bardzo to sobie cenił i mogła być pewna, że kiedy wszystko już wróci do normy gorąco jej za to podziękuje. W swoim stylu oczywiście.
- Niech zgadnę... Miało być kameralnie, a ja sprosiłem całą swoją rodzinę, znajomych oraz znajomych znajomych i zabrakło miejsc na sali? - zaśmiał się rozbawiony takim obrotem spraw - Obawiam się, że będę musiał z tej obietnicy skorzystać by sobie to wszystko przypomnieć. - tym razem uśmiechnął się nieco przepraszająco nadal czując wyrzuty sumienia z powodu swoich zaników pamięci.
- W porządku... Teraz widzę, dlaczego mogłem chcieć zapomnieć niektóre aspekty naszej historii. Pewnie Ci o tym nie powiedziałem, ale podejrzewam, że po dziś dzień mogę widywać jakieś białe myszki kątem oka. - roześmiał się rubasznie na tę historię.
Wyglądało na to, że miał rację w swoich poprzednich przypuszczeniach. Jego żona zdecydowanie nie była szarą myszką. To bardziej dama, która potrafiła dopiec człowiekowi w najbardziej dosadny sposób, kiedy ten już przekroczy pewne granice, a miał przeczucie, że on robił to pewnie raz w tygodniu. Jedno było pewne. On nigdy nie pozwolił im popaść w nudę.
- Chciałbym odzyskać pamięć, ale na to jeszcze leków raczej nie mamy. - odpowiedział cicho wzdychając - Tak jest pani doktor, dzisiaj będę dobrym pacjentem. - przewrócił wymownie oczami, jak to miał w zwyczaju gdy traktowała go jak dziecko - Mnie pewnie też... Zabiorę cię, jak już wrócę do pełni sił. Tego się chyba nie zapomina. - mruknął pod nosem trochę poirytowany - Opowiesz mi, gdzie razem zażeglowaliśmy? - obrócił twarz w jej stronę poprawiając się trochę na poduszce.
Było widać, że dość szybko dopadało go zmęczenie. Leki robiły swoje. Walczył z nimi, lecz w swoim obecnym stanie był skazany na przegraną. Organizm mimo wszystko potrzebował regeneracji, a tej mógł doznać tylko zapadając w kolejny, tym razem o wiele krótszy, sen.

enrica duke-macnee

//Myślę, że możesz kończyć w następnym i rozegramy sobie coś nowego :lol:
ambitny krab
Way
neurochirurg — Cairns Hospital
52 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
neurochirurg, która ma męża z amnezją, dorosłe dzieci i piątkę kotów, a także trudności z byciem miłą i sympatyczną, więc gardzi wszystkimi, dodając do tego odrobinę brytyjskiego humoru
O tak, to była całkiem zacna zagrywka wobec kobiety, która zawsze była gotowa iść z nim na noże i słynęła z bezczelnych ripost. Większość uważała ją za złośliwą, ale Enrica zwyczajnie nie umiała być nieszczera. Nauczyła się wprawdzie nie mówić tego, co jej ślina na język przyniesie - wciąż pozostawała damą - ale dla Irvinga robiła wyjątek. Samo to, że doprowadzał ją czasami do szewskiej pasji świadczyło o sile jej uczuć do niego. Mało kogo traktowała inaczej jak obojętnie, więc musiał mieć specjalne względy. Nie musiała też przy nim udawać kogoś innego i mogła wcale nie tak grzecznie przewrócić oczami. Boże, jak ona za tym tęskniła.
- Widzę, że wyczerpałeś chwilowo zaczepki. Może jednak ta amnezja nie wyjdzie ci na złe, co? - żartowała, rzecz jasna. Wolałaby pięciu irytujących i drażniących mężów ze wspomnieniami niż tego jednego, który nie pamiętał nawet ich pierwszego pocałunku.
I któremu mogła wcisnąć największą ciemnotę, ale nie chciała. Naprawdę była zbyt szczera, by nagle pokazywać mu sielankową wizję małżeństwa w ich wykonaniu. Byli normalni, zdarzyły się kłótnie, wojny podjazdowe, mniejsze i większe bitwy, ale najważniejsze, że potrafili na koniec dnia po prostu się pogodzić. Z tego też powodu nie była skora do opowiadania mu tego typu historii, bo już widziała, że kiedyś odzyska pamięć i swoje wspomnienia zinterpretuje inaczej. To było śmieszne, że mózg, tak logiczny narząd podlegał czemuś takiemu jak subiektywna ocena sytuacji. Te same wrażenia były zupełnie inaczej odbierane przez grupę ludzi, a sama Enrica choć ceniła nad wszystko racjonalnie postępowanie i kierowanie się w osądzie czystymi faktami musiała przyznać, że to czasami niełatwe. Może dla odzyskania pamięci potrzebował kogoś bardziej uczuciowego? Sama się w tym zupełnie już gubiła i wiedziała, że nie wytrzyma długo robienia dobrej miny do złej gry. Nie z nim, przed każdym mogła udawać do woli, ale Irving posiadał umiejętność rozpoznawania jej fałszu zaledwie po wyrazie jej twarzy. Przebiegły sukinsyn, naprawdę.
- Nie chcę, byś myślał, że cokolwiek mi zawdzięczasz. To ty jesteś uparty, dążysz do sukcesu, uwielbiasz pomagać ludziom. Jesteś w tym znacznie lepszy niż ja - zauważyła więc lojalnie. Irving jako dusza towarzystwa wykazywał się również znacznie większą empatią od chłodnej i nieco zdystansowanej Enrici. Tam, gdzie ona kierowała się regulaminem i przestrzeganiem zasad, on potrafił w biurokracji dostrzec drugiego człowieka i jego krzywdę. Mimo wszystko była osobą, która go nieco studzi tam, gdzie trzeba i przede wszystkim dba o to, by nie zapędził się w swoich poczynaniach tak bardzo, by nie zostali bez grosza przy duszy albo bez pracy. Miała wrażenie, że uzupełniali się znakomicie i przez to czuła, że coraz mocniej rośnie jej gula w gardle.
To już minęło, odeszło, a ona została sama.
- Irving, musisz mi obiecać, że niezależnie od diagnozy będziesz walczyć - bała się możliwości, które nasuwał jej wściekle wyedukowany pod tym względem umysł, a znała jego upór i wiedziała, że dla niego diagnoza może być początkiem końca. Nieraz dość głośno dywagował nad tym, że nie chce być dla nikogo ciężarem, a śmiertelna choroba mogła stać się dla niego początkiem dyskusji o rozwiązaniu problemu. Coraz bardziej czarne myśli przychodziły jej do głowy i wiedziała, że to ten moment, gdy mężczyzna musi zasnąć, bo już dłużej nie będzie w stanie ukrywać faktu, że się boi.
Nie chciała jednak, by on to wyczuwał, więc była gotowa przywołać białe myszki oraz żagle. Wszystko, by mężczyzna wreszcie zapragnął zasnąć jak dziecko. Gdy na nic się zdały jej opowieści, po prostu usiadła przy nich i delikatnie wtuliła się w jego ciepłe ciało, głaszcząc go po włosach tak długo, że nareszcie zasnął, a monitory wskazywały, że tym razem funkcje życiowe zostały zachowane. Mogła tylko sobie pogratulować zwycięstwa. Kolejnego pacjenta udało się jej wyszarpać z ramion śmierci i zapewne dlatego zeszła na dół, z papierosem w drżących dłoniach i dopiero wówczas, gdy nikt nie patrzył i przez nikim nie musiała zgrywać dzielnej, rozpłakała się jak mała dziewczynka.
Którą mogła być przez zaledwie trzy minuty, na tym dusznym parkingu, zanim ruszyła do domu, gdzie czekali na spragnieni informacji synowie i te przeklęte koty, które również tęskniły za swoim panem.

koniec! :lol:
Irving MacNee
sumienny żółwik
enchante #8234
ODPOWIEDZ