34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
You wanna touch my body, I say you're not allowed
You wanna handle me, but I'm a bit too much
one

Istnieją trzy rzeczy, którym Shane Cairstars nie potrafił się oprzeć, nawet z bronią przystawioną do potylicy. Pierwszą była adrenalina. Wykonując ryzykowne działania, czerpał olbrzymią przyjemność z krwi buzującej mu w żyłach, z przyśpieszonego pulsu i szybszego kołotania serca. Po takim strzale, triumf smakował inaczej, lepiej, bardziej wyrafinowanie. Drugą była szarlotka prababci, której przepisu jego rodzina strzegła od pokoleń. Wystarczył najmniejszy kawałek, by Cairstars urwał się w połowie dnia roboczego, wymyślając najgorszą możliwą wymówkę od obowiązków. Trzecią zaś — kobiety, a szczególnie takie pokroju Julii Crane.
Odnosił wrażenie, że ta przyciąga do siebie kłopoty jak magnes. Intrygowała go, a szczególnie wtedy, kiedy po kilku tygodniach ciszy, dostawał od niej wiadomość o zakopywaniu zwłok. Co prawda, doskonale wiedział, że miała męża, aczkolwiek nie przeszkadzało mu to, by nazwać spotkanie randką. Nawet jeśli dzieliło ich kilka, a może kilkanaście namiętnych schadzek w przeszłości, które zostały zakończone jej wyjazdem, wciąż lubił powracać do nich wspomnieniami. Nie mógł ot tak zmienić nastawienia do jej osoby i przyjąć, że jest tylko i wyłącznie przyjaciółką, a przynajmniej nie z początku. Jednak gdy pojawił się w Lorne, a Crane miała już swojego ukochanego partnera, Cairstarsowi pozostawał Tinder i niezobowiązujące randki, kończące się na porannych ucieczkach w samych gaciach, przez co został zmuszony przywyknąć do myśli, że już nigdy nie posmakuje ust Julii.
— Dobra, wystarczy — mówi do kumpla za plecami, czując, jak ten odsuwa nienabitą broń od jego skroni. Właśnie kończyli jeden z treningów szkoleniowych dla młodych adeptów, gdy jego telefon wibruje. Czytając smsa wysłanego przez Crane, nie sposób było się nie uśmiechnąć. Doskonale zdawała sobie sprawę, że pracuje w policji, a mimo to, zagadywała go takimi tekstami. Odpisuje jej szybko, starając się na nikogo nie wpaść, po czym klepie wychodzących z sali mężczyzn po plecach, gratulując dobrze wykonanej roboty.

Jeszcze nie zdarzyło mu się odwiedzić jej mieszkania. Ze wpisanym w gps adresem, zajeżdża na okazałe osiedle, pełne pokaźnych, drogich willi, po czym wychodzi z samochodu i przedostaje przez trawnik, kierując się w stronę drzwi frontowych. Waha się jednak, z dłonią uniesioną do dzwonka, słysząc stłumione dźwięki za domem. Czy ktoś próbował się włamać? Ciekawość jest silniejsza. Z palcami uczepionymi kabury z bronią, ostrożnie skrada się w stronę okna, lecz widząc zaglądającą Julkę przez okno, opuszcza rękę.
—Zapomniałaś kluczy czy wywalili Cię z domu? — pyta ze śmiechem, podchodząc do niej nieco bliżej. Wygląda dokładnie tak jak w jego pamięci — piękna, czarująca i… niebezpieczna.

Julia Crane
powitalny kokos
naleśnik puchaty
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Nowy Jork, czternaście lat temu, Central Park, który gubił liście, mieniące się w palecie złoceni i brązów, Columbia University i zagubiona Australijka, której rude włosy również wyglądały jesiennie. Jedno zderzenie (jakże dosłownie i banalnie) na schodach podczas biegu między kolejnymi zapisami na zajęcia, kilka imprez z piwem z plastikowych kubeczków (halo, czy wówczas ktoś słyszał o ekologii) i spotkania sam na sam w amerykańskim akademiku, w którym należało wieszać skarpetę przy schadzkach, by uprzedzić współlokatora. Klimat absolutnej beztroski, której nie przyszło jej znać w ojczyźnie. Kilka słów po pijaku, które po wytrzeźwieniu sprawiły, że uderzyła się w czoło i potrzeba, by się ewakuować, bo jeszcze, nie daj, Boże, z a k o c h a s i ę. Pozostawiła więc jego amerykańską urodę, choć te niebieskie oczy prześladowały ją zbyt często, nawet gdy już przeszli na okazjonalne kontakty przez komunikatory.
Ciągle jeszcze dzieliło ich pół świata i choć ich drogi przecinały się wielokrotnie, ta znajomość została odłożona na bok. On ciągle był tym samym Nowojorczykiem, złotym chłopcem, którego zabrudził system amerykańskiej policji, ona zaś brylowała na wystawie i jednocześnie pracowała w miejscach, które zapewne przyprawiłby go o zawał. Czasami tylko pozwalała sobie na chwilę sentymentu – niegroźnego, wszak nadal istniały oceany między nimi – i na łączach przekazywała mu najświeższe informacje, dbając o tym, by sama była na bieżąco. Z dziewczynami, z kobietami, z jego pracą, zupełnie jakby obawa przed zaangażowaniem nie dotyczyła połączeń międzynarodowych. I wpuściła go do swojego życia, trochę nieświadomie, trochę swobodnie – co do niej nie przystawało zupełnie – i trochę z nędzną wymówką, że przecież są praktycznie na innych kontynentach.
A gdy kilka lat zawitał na to australijskie piekiełko mogła już tylko pokazać mu obrączkę. Wówczas chwycił jej mały palec i złożyli sobie przysięgę wierności przyjacielskiej, choć gdy ocierał dłonią jej usta ubrudzone sosem – bo był też amerykański hamburger i cola – zrozumiała, że gdzieś popełniła błąd.
Nauczyła się jednak szanować te przyjacielskie pogaduchy do poduszki, alkoholowe libacje i teksty o kolejnych panienkach lekkich obyczajów z tindera, które z całą pewnością zapewniały mu lepsze randki niż to, co właśnie usiłowała zrobić ona. Może dlatego, że w perspektywie długofalowej to nie miała być randka, a włamanie z premedytacją do własnego domu. Przecież pamiętała, że wchodził do jej okna akademika na trzecim piętrze, usiłując przechytrzyć ochronę, bo pora już była za późna na odwiedziny. Może dlatego wiedziała, że kto jak kto, ale Shane poradzi sobie z tą niedogodnością, jaką były zmienione zamki przez jej byłego (już wkrótce!) męża. I przy okazji, wyciągnie ją z tego drobnego otworu, w którym się zakleszczyła.
Oczywiście duma jej nie pozwalała wspomnieć o tym w smsie, ale najwyraźniej czuwały na nią dobre duchy, bo nie musiała za długo czekać.
- Do cholery, kto tu projektował takie małe okna?! To chyba jakieś wejście dla krasnali ogrodowych! – wyjaśniała ze śmiechem, próbując ruszyć się na tyle, by wyjąć ręce, ale na próżno. Utknęła w ramie, doprawdy urocza z niej panienka z okienka. – Sprawa jest prosta – kontynuowała zupełnie jakby była normalna i nie próbowała obecnie staranować własnej okiennicy. – Rozwodzę się, Ethan zmienił zamki, a mój adwokat uważa, że powinnam pozostawiać domu, bo skończy się tak, że będę bezdomna. Tylko nie przewidziałam, że wchodzenie do domu przez okno może mieć tak opłakane skutki – wyjaśniła, nadrabiając w ciągu kilka zdań historię kilku miesięcy, ale przecież nie mieli czasu na pogaduchy, skoro ona tu cierpi.
Co nie przeszkadzało jej w zanoszeniu się śmiechem, bo sytuacja była absurdalna, a ona mimo, że bardzo chciała na tym przystojniaku robić najlepsze wrażenie, cóż, utknęła i mogła jedynie pokazywać mu swoje zgrabne pośladki i długie nogi, którymi machała. Przy odrobinie szczęścia nie zabije go szpilkami, które chybotały na wszystkie strony, ale przynajmniej stopami mogła ruszać, bo reszta ciała pozostawała w klinczu.
- I jak mnie nie wyciągniesz, TO JA BĘDĘ TRUPEM, Shane!

Shane Cairstars
34 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
You wanna touch my body, I say you're not allowed
You wanna handle me, but I'm a bit too much
Wspomnienia i jego lubiły nachodzić, zazwyczaj kiedy starał się ułożyć do snu. Ogniste, lisie włosy, intensywnie zielone oczy przypominające liście dębu, dokładnie takiego samego, w którego cieniu spał, z jej sylwetką leżącą wzdłuż niego na uniwersyteckim kampusie — skrawki pamięci powracały do niego podczas samotnych wieczorów, nagabując go aż nad wyraźnymi obrazami. Nigdy nie przyszło mu się zakochać, poczuć co to naprawdę znaczy kochać kogoś miłością stricte romantyczną. Jeśli jednak miałby wskazać osobę, która wywoływała w nim najbliższe odczucia, bez chwili wahania wybrałby Julię. Problem w tym, że dziewczyna wyjechała, nim oboje zdołaliby zaangażować się dostatecznie mocno, by wyszła z tego stabilna, poważna relacja. Przygodny seks, ucieczki przez okno, wspólne posiłki w restauracjach, gdzie specjalnie zabierał ją na romantyczne burgery, by móc pośmiać się z jej technik jedzenia burgerów (wszystko wypadało bokami, jakże nastrojowo!) — to wszystko przynosiło mu wiele radości, lecz doskonale wiedział, że kiedyś się to skończy. Żadne z nich nie chciało ckliwego rozstania, nie było za czym płakać. Oboje spędzili czas w miłym towarzystwie, a zdawać, by się mogło, że Julia Crane zostanie jedynie miłym echem w jego pamięci. Co prawda wciąż utrzymywali kontakt, ale każde z nich ruszyło swoim torem życia: brunetka wyszła za mąż, a on skupił się na utrzymywaniu swojej posady, ciężkich treningach i nic nieznaczących przygodach na jedną noc.
W momencie, gdy ujrzał ją po tak długim czasie, wtedy w Australii, nad tym pieprzonym burgerem, podczas gdy zachował się, jak na prawdziwego gentlemana przystało i podał jej paluszek na znak przyjaźni — zatęsknił.
Nie wspominając o tęsknocie za jej zgrabnym tyłkiem; tym samym, którego właścicielka machała mu nim właśnie przed twarzą, próbując wydostać się z okna. Mimo to słowa zamierzał dotrzymać. 
Przyjaciel. To dobre słowo, pozytywne, prawda?
— Podejrzewam, że żaden krasnal nie stwierdziłby w połowie nocnej zmiany w Twoim ogrodzie, „pierdolę to, włamuje się” — rzuca ze śmiechem, wciąż stojąc na swoim miejscu, z założonymi rękami na ramionach. Widząc, jak dziewczyna szamocze się, nie jest w stanie powstrzymać się od chichotu. — Ładny tyłek, Crane — dorzuca, podchodząc nieco bliżej.
Nie spodziewał się takiego wyznania, a tym bardziej nie jako drugiego zdania, które wypadło z jej ust tego wieczoru. Rozwód? Włamanie? O czym ona do cholery gada?
— Bierzesz rozwód? — powtarza za nią, nie dowierzając za bardzo, co słyszy. Czy nie była najszczęśliwszą panną młodą, a później małżonką z drugim nazwiskiem? Czy jej mąż nie komentował każdego zdjęcia na jej profilu społecznościowym, będąc szczęśliwie zakochanym, tak że Shane miał ochotę skomentować to krótkim „rzyg”?
— Włamanie się na swoją posesję przez okno jeszcze nie jest szalone, ciesz się, że nie kupił nowych psów — stwierdza, unosząc dłonie, by pociągnąć ją za biodra, lecz w ostatnim momencie o mały włos nie dostaje szpilką w oko. Dobrze, że zrobił unik! — PRZESTAŃ SIĘ WIERZGAĆ, BO MI OKO WYBIJESZ, OKEJ? — a na to sobie pozwolić nie mógł. Nie straci oznaki przez kobietę, a tym bardziej żadnego ze swoich organów. Już i tak jedna kiedyś chciała mu odgryźć jaja, tak bardzo się zapomniała. — To ja będę trupem przez Ciebie — mruczy, już bardziej pod nosem niż do niej, po czym chwyta za nogi, by jakoś ją uspokoić. — Ściągaj buty, ale już!

Julia Crane
powitalny kokos
naleśnik puchaty
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Niesamowite, że mimo czasu, jaki minął od tego przypadkowego zejścia się podczas wymiany studenckiej, to właśnie o nim pomyślała najpierw, gdy zakleszczyła się we własnym domu. Owszem, mogły przeważyć względy czysto praktyczne, bo był policjantem i dzięki temu mógł ją wybronić od sprawy włamania, ale to chodziło głównie o nić zaufania, która mimo upływu lat ich łączyła. Wiedziała, że wiele rzeczy będzie musiała mu wyjaśnić i już szukała właściwych słów, ale jej spontaniczność nakazała jak zawsze wyłożyć mu kawę na głowę. Niepotrzebnie, widziała to w innym otoczeniu, może przy szklance czegoś mocniejszego, by wyznania tego typu płynęły łatwiej.
Z tym, że Julia tak naprawdę już była zmęczona faktem, że każdemu musiała od nowa tłumaczyć swoją skomplikowaną sytuację uczuciową. Miała wrażenie, że niedługo zacznie nosić odpowiednie grafiki, które wyjaśniają wszystko w mig i nie trzeba się już produkować.
- Myślę, że żaden krasnal nie zamieszkałby w moim ogrodzie. Poczucie estetyki by mi na to nie pozwoliło, więc może to byłaby zemsta skrzatów sąsiednich. Pomyślałeś o tym? – w jego obecności jakoś jej wyobraźnia dryfowała w nieznane wcześniej, abstrakcyjne rejony, ale nawet z perspektywy czasu Nowy Jork wydawał się jej snem.
Za pięknym, by być prawdziwym, choć Shane był tuż obok, za nią i komentował jej tyłek.
- Dzięki, Cairstars. Ćwiczyłam go jakoś w zeszłym.. wieku – parsknęła śmiechem, cała Julia, żywiła się śmieciowym jedzeniem, paliła papierosy i nie przystawała do tych fit dziewcząt, których teraz było pełno. Może dlatego tak dobrze się dogadywali, choć akurat on był orędownikiem dobrej kuchni, a ona z dobrych rzeczy znała catering i pudełka. Teraz chyba powinna wykupić sobie stały abonament, choć każdą częścią uwięzionego ciała w ramie okiennej czuła, że to błąd.
Siniaki zejdą jej zapewne za kolejne dwa tygodnie. Zamiast jednak uspokoić się i kulturalnie pozwolić się uratować przez księcia na białym koniu (ciekawe, czy myślał o policji konnej?) wierzgała dalej, tym razem wkurzona, że tak lekko powiedziała mu o tym całym rozwodzie.
Właściwie równie beztrosko przyznała się mu do ślubu, choć już wtedy czuła, że to będzie wielka katastrofa. Jeśli kiedykolwiek miała znowu stanąć przed taką decyzją, to już wiedziała, że małżeństwo z rozsądku jest wielkim błędem. Prawie tak kolosalnym jak wkradnięcie się do własnego domu, nie dbając o odpowiednie wejście.
- Rozwodzę się – powtórzyła więc. – Ale niepotrzebnie palnęłam ci o tym w ten sposób, gdy jesteś skupiony na moim tyłku i najwyraźniej wolniej to do ciebie dociera – droczyła się z nim, ale gdy usłyszała o psach przestała.
A jeśli jednak kupił? Mało brakowało, a wzięłaby rozmach i wskoczyłaby do tego okna razem z witryną okienną. Zamiast tego jednak przypomniała sobie (dość późno), że ma szpilki i spacyfikowana przez ręce Shane’a przestała udawać mistrzynię kung- fu. Na początek jednak roześmiała się z jego propozycji. Dobre sobie, Julia Crane bez szpilek. Gdy jednak zrozumiała, że mówi serio, próbowała odwrócić się i spojrzeć mu w oczy.
Na próżno, coś takiego jak kontakt vis-a-vis nie wchodził w grę, więc musiała przewrócić oczami w stronę swojej pięknej malinowej ściany.
- Pomóż mi – mruknęła, a gdy poczuła, że jej piękne szpilki od McQueena zsuwają się ze stóp, to wykrzyczała: - I jak komuś powiesz, że widziałeś mnie na bosaka, to po śmierci stanę się duchem w twoim mieszkaniu i będę straszyć następne pokolenia! – bo Julia mogła chodzić bez makijażu (zdarzało się często), w rozciągniętej koszulce z drużyną baseballową na piersiach, nawet z rozczochraną fryzurą, ale na płaskim nikt jej nie widział i czuła się praktycznie prawie jak ten nieszczęsny krasnal ogrodowy, choć wciąż była wyższa od jakiejkolwiek dziewczyny.

Shane Cairstars
ODPOWIEDZ