stolarz — Plane Wood Carpenter
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
robię meble, ciągle pomagam na farmie i chcę spełnić marzenie o archeologii, ale życie pisze własne scenariusze
Ona oberwała friendzone’em, a on oberwał - w sumie rykoszetem albo nawet trochę “samobójem” - poczuciem winy, że rozegrał to tak nieumiejętnie, szczególnie, że to blondynka wyszła z propozycją wspólnej nauki, już mu dużo pomogła, a on teraz wyskakiwał z czymś takim. No palant, kretyn, idiota, skończony dupek! Aż żołądek pełen jej ciasteczek zawiązał mu się w supeł. Cóż miał jednak poradzić, kiedy naprawdę nie umiał w te wszystkie zagrywki i cholernie stresowało go poruszanie tego tematu?
- Mówiłem, że jestem w to słaby…! - ni to pytanie, ni to stwierdzenie, ale zakłopotanie poziom maksymalny! Ale totalnie zrobiło mu się głupio! Co na pewno żywą czerwienią odmalowało się na jego twarzy, szyi, aż po czubki uszu.
Jednak takiego pytania zwrotnego z jej strony się zupełnie nie spodziewał i przez jakiś czas patrzył na nią z zaskoczoną miną, przez którą wyglądał jak głupek. I tak się czuł, dlatego zaraz spuścił wzrok i próbował obrócić to w żart, jak zwykle, gdy się czymś denerwował: - Ej, to nie fair! - No nie wiem, może właśnie o to chodzi, że to BARDZO fair?, pomyślał z lekkim grymasem wyrażonym krótkim napięciem mięśni mimicznych twarzy. - Bawisz się teraz moim zmieszaniem! - rozejrzał się wokół siebie, po czym złapał za rękawicę kuchenną i rzucił nią w Cobie uśmiechając się dalej mocno niezręcznie, ale też z nutą rozbawienia. Była to niejako ucieczka od odpowiedzi. Żeby jeszcze bardziej odsunąć to w czasie nalał kawy do dwóch kubków i jeden z nich wziął w dłonie, ale szybko go odstawił, bo gorący napój parzył go w palce. Potrzebował jakoś rozładować swoje zmieszanie, więc sięgnął znów po drugą kuchenną rękawicę i skupiając na niej wzrok zaczął obracać ją w dłoniach. Cholerna maniera nerwusa!
- Szczerze powiedziawszy... nie wiem - przyznał w końcu zgodnie z tym, co czuł. Podniósł na nią oczy na krótką chwilę, w trakcie której ich spojrzenia się skrzyżowały. Dlaczego robił z tego takie wydarzenie, zamiast porozmawiać o tym normalnie? - Po prostu nie pamiętam, kiedy ostatnio ktokolwiek ze mną flirtował. Nie wiem, Cobie, serio - wzruszył ramionami odkładając na powrót rękawicę na blat i zamiast tego wsadził ręce w kieszenie. - Nie czuję się ani pewnie, ani dobrze w tym temacie. Wiesz, okołoflirtowym - machnął ręką w powietrzu zataczając kółko i znów wsadził ją do kieszeni. - Halo, jestem błaznem, z takimi nikt nie flirtuje! - zaśmiał się dość nerwowo czując, że jego policzki już nie palą żywym ogniem wstydu, choć ciągle niezręcznie było mu prowadzić tę rozmowę.

Cobie Finnigan-Hayes
lisowa
A.
Farmer — Rodzinna farma
27 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Życie podsuwa Ci rozwiązania, których się nie spodziewasz...
- Och... - po raz kolejny z jej ust padła smutna, nieco zmieszana odpowiedź.
Chwilę potem Cobie zebrała się w sobie i ponownie się uśmiechnęła, tuszując ukłucie, które poczuła w serduszku.
- Sweetie, żadna dziewczyna na pytanie, "Czy chciałbyś, żebym z Tobą flirtowała", nie chce odpowiedzi "nie wiem"... - wyjaśniła mu, po czym upiła większy łyk kawy i odstawiła kubek na blat kuchenny.
Spojrzała mu w oczy, jakby próbując coś z nich wyczytać. Ale szybko stało się dla niej jasne o co chodzi.
- Chodzi o Marianne? - zapytała cicho i odchrząknęła, czując, że jej głos zabrzmiał nienaturalnie. - Tak myślałam, że sprawy między Wami wcale nie są takie zamknięte i przyjacielskie, tylko dla dobra dziecka.
Wzruszyła lekko ramionami, a na jej buzi pojawił się grymas, który w jej odczuciu miał oznaczać "w sumie wiedziałam". Nie da się w taki prosty sposób zamknąć swojej przeszłości, szczególnie, kiedy bliska do tej pory osoba po prostu jest dalej blisko. Widujecie się, rozmawiacie, staracie się być dla siebie mili, ale albo szybko rodzi się złość na siebie nawzajem, albo stare uczucia odżywają.
- No nie rób miny szczeniaka, na którego się nakrzyczało! - zażartowała, próbując zmienić ton rozmowy.
- Widzisz, prawdziwa miłość jest tak rzadka, że powinno się zrobić wszystko, żeby ją mieć i naprawić, jeśli tego potrzebuje. Jeśli to jest prawdziwe, to zawsze decyzja o naprawie będzie łatwa, zawsze decyzja o powrocie będzie łatwa. Praca nad takim związkiem może bywa skomplikowana, ale decyzja o tym, żeby to zrobić jest łatwa. Taka relacja dodaje Ci skrzydeł i sprawia, że nawet najtrudniejsze przeciwności są do pokonania.
Cobie tak miała z Maxem. Zawsze dobrze się dogadywali i to się nie zmieniło, kiedy się w sobie zakochali. Kiedy się kłócili, jedno z nich to naprawiało, jak tylko emocje opadły. I nawet na chwilę nie stanęło w ich głowie, że może powinni być osobno.
- Więc jeśli czujesz, że to ona, to się nie zastanawiaj, tylko walcz...

Jermaine Lyons
sumienny żółwik
Cobie
stolarz — Plane Wood Carpenter
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
robię meble, ciągle pomagam na farmie i chcę spełnić marzenie o archeologii, ale życie pisze własne scenariusze
Było sens powtarzać po raz kolejny, że naprawdę nie jest dobry w te klocki? Zagryzł policzek od środka. Czy możliwe, że rumieniec przeszedł na wylot na błonę śluzową jamy ustnej, czy to ciągle ciepło poparzenia się ciasteczkiem na początku wizyty?
- Pewnie masz rację, ale bardziej cenię sobie szczerość nad pozostawianie zwodniczych niedopowiedzeń. - Od razu zrozumiał, jaka to była z jego strony hipokryzja, przynajmniej w stosunku do Marianne. Wobec innych starał się być szczery, o ile sprawa nie dotyczyła samej Harding...
W momencie, kiedy Jerry pomyślał o Marianne, Cobie wypowiedziała jej imię. Głowa Lyonsa mimowolnie odwróciła się w kierunku blondynki, aby na nią spojrzeć. Był zaskoczony, że Cobie tak łatwo go rozgryzła wspominając o Mari. To było aż takie oczywiste i wszyscy widzieli to równie mocno, czy on sam oszukiwał się, że jego zachowanie wygląda inaczej? W sumie to nie, od pewnego czasu nawet nie ukrywał tego jakoś specjalnie. Dlatego nie zaprzeczał na siłę, bo dopiero kiedy ktoś powiedział to na głos, Jerry skurczył się pod chłodną oczywistością tych słów.
Na początku czuł się niezręcznie, gdy zachęcała go do walki o tę relację, ale im dłużej mówiła, tym Jerry czuł coraz większą ulgę. Choć i niepewność. Ale wbrew pozorom łatwiej było o tym rozmawiać z Cobie, która nie znała go z czasów, kiedy byli w związku z Marianne. Nie miała porównania, nie mogła powiedzieć “wyglądaliście tak pięknie, byliście idealną parą, jak doszło do tego, że wam nie wyszło?”.
- Tylko że nie jestem pewien, czy ja dodaję komukolwiek skrzydeł… - wydusił w końcu z siebie z cichym westchnieniem. Patrząc na Cobie przez chwilę bił się z myślami, ale skoro ona sama poruszyła ten temat… Usiadł na krześle przy stole i położył dłonie na blacie. - Nie wiem, czy wiesz, ale Lily była wpadką… - zaczął powoli i pokrótce streścił jej historię tej relacji, gdy po wiadomości o ciąży oboje zmienili swoje plany: on - zamiast wrócić na studia - został w Lorne Bay i zajął się stolarką oraz farmą, Marianne po skończeniu studiów porzuciła pracę w zawodzie na rzecz wychowywania córki. O wybudowaniu domku na uboczu farmy, pierwszych kryzysach, o poważnym rozstaniu prawie dwa lata temu oraz nieudanych powrotach do siebie, aby po kilku tygodniach w kolejnej kłótni znów się rozstać. - Tyle razy ją zawiodłem, że siedzi we mnie pewność, że będę ją zawodził raz za razem, a to nie jest definicja “dodawania skrzydeł” - smętnie oparł policzek na dłoni i przymknął powieki. - Do tego teraz mój wyjazd na studia… to się nie spina, Cobs - w roztargnieniu zwrócił się do niej w sposobie zdrobnienia, jakiego zwykle używał w stosunku do bliskich mu osób. - Próbowaliśmy tyle razy i za każdym razem kończyło się tak samo… - kolejne westchnienie opuściło jego usta, gdy podnosił na nią wzrok z jeszcze jednym wzruszeniem ramion. Patrząc jej w oczy zastanowiło go jedno. Naprawdę…? Rozmawiał o tym z… Cobie, którą wcześniej zapytał tak nietaktownie o flirtowanie z nim...?

Cobie Finnigan-Hayes
lisowa
A.
Farmer — Rodzinna farma
27 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Życie podsuwa Ci rozwiązania, których się nie spodziewasz...
- Fair point... - odpowiedziała na jego wyjaśnienie i kiwnęła głową.
Co prawda "nie wiem" dalej było zwodniczym niedopowiedzeniem, bo zostawiało jakąś nadzieję, ale na tym Cobie nie chciała się już skupiać. Jerry przypominał trochę szczeniaczka, którym chciało się zaopiekować. Tyle tylko, że Cobie w tym momencie sama chciała, żeby ktoś zaopiekował się nią.
- Jak większość dzieci... Nawet ja byłam wpadką. - powiedziała, wyszczerzywszy ząbki. - To, że podjęliście takie, a nie inne decyzje, to nie jest wynik tego, że Lils była wpadką. To nawet nie jest wina tego, że nie umiesz używać kondomów. Podjęliście takie decyzje, więc trzeba ponieść ich konsekwencje. Na tamtą chwilę wydawały się Wam najlepszym rozwiązaniem... Albo szukaliście wymówki, żeby z tamtych rzeczy zrezygnować. To akurat jest temat na rozmowę z psychologiem, a nie z młodą farmerką.
Puściła mu oczko, po czym głęboko westchnęła i dodała, chociaż ratowanie jego relacji z Marianne, która notabene nienawidziła Cobie całym sercem, było na tak wysokim poziomie abstrakcji, że bolondyna miała wrażenie, że śni.
- To nie Twoja decyzja czy kogoś uskrzydlasz. I chyba powinieneś o to zapytać ją...
Tak bardzo skupiła się na rozmowie, że właściwie świat dookoła zamarł. Stała tak w bezruchu, opierając się o blat kuchenny, powoli czując się z tym nienaturalnie. Nie chciała zacząć biegać dookoła robiąc jakieś inne rzeczy, sama nie wiedziała czy dlatego, żeby Jerry opacznie tego nie zrozumiał, czy żeby nie pokazać swojej nerwowości w tym temacie.
A potem słuchała jak mówił o tym ile razy zawodził i że tyle razy próbowali, ale to się zawsze kończyło tak samo...
- Ja wiem, że to zabrzmi słabo... Ale może po prostu przestań zawodzić. Mnie małżeństwo nauczyło tego, że związek to praca obu osób. Zasada jest bardzo prosta, żeby tandem działał dobrze, oboje musi pedałować.
W ten sposób budowała swoją relację z Maxem i dzięki temu byli bardzo szczęśliwą parą. Oczywiście czasem zdarzały się kłótnie, bywały momenty, że nie lubili się nawzajem, ale zawsze się kochali i zawsze oboje pracowali nad tym, żeby się dogadać. Nawet jeśli któreś uważało, że to nie jego wina i to drugie powinno przeprosić.
- Nie mówię, że to Twoja wina... Tym bardziej, że mnie uskrzydliłeś. Dałeś mi wiarę w to, że sobie pomogę i pomogłeś mi zebrać się na odwagę. A że miałam wrażenie, że trochę między nami iskrzy... No... - nie dopowiedziała tego, bo czuła się strasznie głupio, że władowała się z uczuciami w zajętego faceta. - Zanim poznałam Maxa byłam w związku z jedną dz... osobą.
Ups, prawie się wygadała.
- To była straszna tajemnica i wiedziała o tym tylko moja Mama... Kłóciliśmy, zrywaliśmy, godziliśmy, w pewnym momencie jedno z nas wpadało w dołki emocjonalne by podnieść to drugie... - zawahała się. - Too much drama, jak mówiła moja Mama. I nic z tego koniec końców nie wyszło.
Umilkła na chwilę badając spojrzeniem Jerry'ego.
- NIe zrozum mnie źle... Czasem warto jest walczyć o najtrudniejsze relacje, jeśli walczycie oboje. A czasem kochamy kogoś bardzo, nawet jeśli ta osoba jest dla nas toksyczna, albo my jesteśmy toksyczni dla niej. Ale nigdy nie stwierdzisz, czy jesteś dla kogoś toksyczny. To rola tej drugiej osoby. Jedyne co osiągniesz takim gadaniem to wyrzuty sumienia. Zaczniesz się zachowywać niezgodnie z tym, kim jesteś i w końcu pękniesz. A ona nie będzie rozumiała czemu nagle się zmieniłeś, chociaż tylko zacząłeś być sobą. Szczerość to zawsze dobra metoda na budowanie relacji. Szczerość w byciu sobą, bo pewnie bym Cię dźgnęła, gdybyś mi powiedział, że przytyłam...
Dodała na koniec żart, żeby rozładować swoje własne napięcie. Odbiła się od blatu i wstawiła kubek ze swoją wspólnie zaparzoną kawą do zlewu. Trochę symbolicznie dla samej siebie.
- Hej, myślę, że jesteś dobrze przygotowany na egzamin. Będę trzymała kciuki, daj mi koniecznie znać, jak poszedł.

Jermaine Lyons
sumienny żółwik
Cobie
stolarz — Plane Wood Carpenter
32 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
robię meble, ciągle pomagam na farmie i chcę spełnić marzenie o archeologii, ale życie pisze własne scenariusze
Uśmiechnął się mimowolnie, gdy Cobie wspomniała o tym, że większość dzieci nie była planowana, a on nie umiał korzystać z prezerwatyw. Tak, to była prawda, nawet jeśli na tamtym etapie związku dogadali się z Mari, że to ona będzie brała tabletki. Dla większej pewności, która i tak jakimś sposobem zawiodła. W każdym razie nie było sensu wytaczać procesu o winę - to, co stało się lata temu już niczego nie zmieniało. Tylko że na tamten moment swojego życia Jerry jeszcze nie wiedział, że totalnie nie umiał nauczyć się na błędach.
Proste stwierdzenie, które padło z jej ust, na chwilę zmroziło Jerry’ego. Tak naprawdę sam zakładał, że nie jest wystarczająco dobry, wątpiąc w siebie nawet pomimo zapewnień, że jest odwrotnie. A jej słowa dotyczące budowania związku… On to wszystko wiedział. W końcu w jakiś sposób przetrwali te kilka lat związku. Ale czasem znając teorię, nie potrafiło się wprowadzić jej w życie, zanim nie usłyszało się tego w odpowiednim momencie.
Tyle że nie mógł wyprzeć się słów, które Cobie wypowiedziała na temat tego, że on uskrzydlił ją. Więc do tego zmierzała swoją wcześniejszą wypowiedzią? A on zinterpretował ją zupełnie inaczej! Miał ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy spod niej nie wychodzić! - Och… - znów tylko tyle wyrwało się z jego gardła. A więc Mari miała rację. Znów Jerry nie wiedział, co ma zrobić, co ma powiedzieć, więc rolował nerwowo brzeg serwetki. Prowadzenia takich rozmów powinni uczyć w podstawówce! Mimo wszystko był pod wrażeniem tego, co mu powiedziała. To były proste i oczywiste rzeczy, które pewnie uświadomiłby sobie sam, ale znów - potrzebował je usłyszeć. Może właśnie usłyszeć to od niej?
- Jesteś pierwszą osobą, która zamiast powiedzieć, że jestem kretynem, że to spieprzyłem, mówisz wprost “przestań zawodzić”. Nawet jeśli to nie takie proste, to… - chyba mi pomogło, pomyślał, ale z jakiegoś powodu nie umiał powiedzieć tego na głos. - Tym bardziej mi głupio, że zawracam ci głowę takimi sprawami. Szczególnie tobie - ponownie rumieniec oblał jego policzki, co starał się zatuszować odchrząknięciem.
Gdy dziewczyna wróciła do tematu egzaminu, Jerry zrozumiał przekaz. Pokiwał głową, odchrząknął i ze skrępowaniem przeszedł do salonu, aby pozbierać swoje rzeczy do plecaka. Zrobił to na szybko, wrzucając fiszki i notatki w nieładzie, bo podświadomie czuł, że nie jest tu mile widziany. I wcale się temu nie dziwił. Gdy wszystko już miał na swoim miejscu, uśmiechnął się nieco wymuszenie do blondynki i skierował się do drzwi.
- Cobie… dziękuję. I… - Zatrzymał się jeszcze w połowie kroku odwracając się w jej kierunku. - Przepraszam…? - dodał, tym razem mając świadomość że przybiera na twarz minę zbitego szczeniaczka. Nie chciał, żeby to się tak potoczyło. Nie chciał sprawić jej przykrości, a nie mógł odeprzeć wrażenia, że dzisiejszego wieczoru właśnie do tego doprowadził i swoją gadaniną zniszczył coś między nimi.

/zt

Cobie Finnigan-Hayes
lisowa
A.
ODPOWIEDZ