Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Wzburzenie i złość jaką czuł Jonathan zniknęły w mgnieniu oka. Mógł być zły na Marysię, bo faktycznie padło między nimi wiele nieprzyjemnych słów, ale nie miało to znaczenia w chwili, w której Chambers potrzebowała jego pomocy. Zresztą pewnie nawet jakby wyszła to Jonathan i tak poszedł by za nią, uniemożliwiając jej ucieczkę. W najgorszym wypadku zgarnąłby ją z drogi, albo z domku, który podnajmowała od Rae, ale nie pozwoliłby być jej samej. Na tamten moment była dla niego wszystkim i nawet Walter nie mógł z nią konkurować, chociaż niezmiennie pozostawał najbliższą mu osobą. Jednak to Marienne stanowiła centrum wszechświata Jony, co miało swoje plusy i minusy, bo Wainwright był niekiedy bliski posiadania obsesji na jej punkcie.
- Damy go do czyszczenia i będzie jak nowy - odniósł się do kwestii swetra, chociaż ten temat wydawał mu się dalece nie istotny. Chciał jednak rozproszyć myśli Marysi, by nie potęgować w niej uczucia paniki. Wystarczyło, że on się martwił i przejmował, ona powinna się uspokoić, bo jej serce nadal było w bardzo kiepskiej formie. - Zastanowiłbym się nad tym nieco dłużej, ale ostatecznie pewnie i tak sama byś tutaj weszła - odparł, przypominając sobie tamtą kupkę nieszczęść stojącą na jego progu. - Tak, to było dość... Osobliwe, ale wtedy też uświadomiłem sobie, że z tobą nic nie jest typowe, Marysiu - uśmiechnął się na kilka sekunda, ale zaraz potem ponownie przybrał swój zwyczajny, ponury wyraz twarzy wykonując przy tym kilka, szybkich badań. Gdy Mari złapała się za bok, Jonathan odruchowo zerknął z tamtą stronę. Widział jaka była słaba, sam chciał, aby już się położyła, ale musiał się upewnić, że wszystko jest w porządku z jej ranami po operacji. - Myślę, że to dobry pomysł, ale odpuśćmy sobie już kłótnie, dobrze? - Ujął twarz Marienne na moment w dłonie, aby odsunąć ją od siebie. Był przerażony, ale ukrywał to za fasadą spokoju i opanowania. Jednak w chwili, w której dostrzegł zmęczenie w jej wzroku, potrzebował sam na chwilę się skryć. Oparł więc czoło o to należące do niej i odczekał chwilę, aż buzujące z nim emocje znów się nieco uspokoiły. - Zdejmiemy ten sweter, dobrze? A potem się położysz - oznajmił i pomógł Chambers ostrożnie pozbyć się wspomnianej części garderoby. Widok jej ciała sprawił, że do mieszanki uczuć jaką w sobie nosił dołączyła tęsknota za bliskością, ale stłamsił ją, od razu skupiając się na tym co najważniejsze. Ostrożnie odchylił opatrunki, by sprawdzić stan w jakim były szwy, a dopiero potem ponownie wziął Marienne na ręce.
Gacuś wczłapał się za nimi do sypialni i stanął obok nóg Jonathana, gdy ten powoli odłożył Mari na miękki materac.
- Wygląda jakby się także o ciebie martwił - oznajmił Wainwright spoglądając w dół na czworonoga, próbującego nieudolnie przednimi łapkami utrzymać się na krawędzi łóżka. - Nie możesz nas już więcej tak straszyć - dodał zaraz z powrotem skupiając się już na Marysi i przysiadając na krawędzi łóżka. - Przepraszam, że się uniosłem, ale denerwuje mnie to, że uważasz siebie za mój problem... Nie chcę być tak się czuła, a gdy o tym mówisz zaczynam myśleć, że może faktycznie daję ci jakoś to odczuć - wyznał, co wcale mu łatwo nie przyszło, ale w końcu Marienne wspomniała o tym, że w związku się rozmawia. Postarał się więc jak mógł, aby tym razem sprostać temu zadaniu, a nie ponownie wszystko trzymać w sobie. - Przyniosę ci wodę i coś, co pomoże ci szybciej zasnąć, a potem sam się z tobą położę, dobrze? - Dodał jeszcze, bo także był wycieńczony, ale póki co to Chambers i jej stan były priorytetem i jeśli musiałby przy niej teraz czuwać to za pewne by to zrobił, nawet jeśli czuł jak jego umysł staje się wręcz otumaniony zmęczeniem.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Zmarszczyła czoło, zerkając na swój sweter, chociaż szybo odpuściła sobie te oględziny, bo pod tym kątem robiło jej się niedobrze.
- A pralka sobie nie poradzi? - nie korzystała z usług pralni, brzmiały dla niej, jak niepotrzebny wydatek, a więc też powód do dalszego oskarżania się o zniszczenie swetra. Był jasny, ale na tyle gruby, by nie musiała mieć pod nim bielizny i nie czuć się z tego powodu niezręcznie w szpitalu. Poza tym był prezentem od Jonathana, a jako, że Mari zbyt wielu ubrań nie posiadała, naprawdę się z niego cieszyła. - Pewnie masz rację - dodała jeszcze nieprzytomnie, odnośnie tego dnia, który miejsce miał tak dawno temu, że w chwili obecnej zdawał się być wręcz nierealny. - Nie chciałam zasypiać - mruknęła jeszcze, jakby teraz poczuła potrzebę bronienia swojego zachowania sprzed prawie roku. Prawda była taka, że chciała uczepić się jakiegokolwiek tematu, byleby nie skupiać się na tym, jak źle się czuła. Całe ciało zdawało się jej ciążyć, więc kiedy zaproponował koniec kłótni, po prostu skinęła, znów przymykając oczy. - Dobrze... wiedziałam, że wymiękniesz - zawsze rzuciła podobnymi żarcikami, ale tym razem słychać było, że te naprawdę wiele j kosztują. Już nawet nie potrafiła się uśmiechnąć, czy zachichotać przy tym, aby całość brzmiała jeszcze lepiej. W zasadzie była trochę jak szmaciana lalka, uczepiona jego ramienia. - Wiesz, że nie lubię tak - mruknęła, ale mimo to pozwoliła sobie ściągnąć sweter, bo przez zmęczenie nie potrafiła nawet wyrazić zażenowania tym wszystkim. Nie, żeby się wstydziła przed nim swojej nagości, ale wierzyła, że są momenty, które bardziej jej sprzyjają, a i opatrunek na jej ciele jest niekoniecznie ciekawym dodatkiem. Wolałaby mu się pokazać w jakiejś seksownej bieliźnie, ale niewiele miała tu aktualnie do gadania. Sama zerknęła na szwy, krzywiąc się przy tym. Oczywiście nadal trzymały, wyglądały paskudnie, ale przy dwóch z nich pojawiła się czerwona plamka, świadcząca o lekkim rozwarciu rany. Najwyraźniej jednak nie było to niczym aż tak poważnym, ale i tak zrobiło jej się jeszcze bardziej niedobrze. Wtuliła się w niego mocniej, kiedy ją podniósł i znów pozwoliła sobie na zamknięcie oczu i nie myślenie o tym, że ma na sobie tylko spodnie. Swoją drogą teraz żałowała, że postawiła na swoje i ubrała jeansy, zamiast dresu, jak sugerował jej Jonathan. Trzeba przyznać, że całkiem inaczej wyobrażała sobie swoje wyjście ze szpitala.
- Pewnie się bał awantury - mruknęła, przykrywając się, po czym dłonią pogłaskała Gacusia, zdobywając się na uśmiech. - Nie dajesz mi tego odczuć, ale... - uśmiech jej się nawet pogłębił, mimo, że wyglądał jak cień jej zwyczajowej mimiki. Tak, jakby wcale nie skakali sobie do gardeł jeszcze nie tak dawno. - Ostatecznie i tak nim jestem... spójrz na to racjonalnie. Twoje ostatnie dwa tygodnie były gówniane, bo jestem chora - zażartowała, ale mówiła prawdę. Nawet jeśli on jej powtarzał, że Marienne nie jest problemem, to przecież nim była, bo wprowadzała zamieszanie do życia Wainwrighta. - To ja powinnam przepraszać. Boję się przyjmować twoją pomoc, bo no... nie oszukujmy się, cały czas na niej polegam, a sama nic od siebie nie daję, poza robieniem ci wstydu w pracy - mruknęła, zamykając na moment oczy. Chciała uśmiechnąć się kwaśno, ale nie dała rady. - Mogę herbaty? - zapytała jeszcze, kiedy zaproponował wodę. Jak już wyszedł z sypialni, rozejrzała się dookoła, myśląc o tym, gdzie może mieć coś luźnego. Nie miała jednak siły wstać, więc spróbowała po prostu zrzucić z siebie jeansy, ale nawet to zdawało się ją przerastać. Jakby ktoś przedziurawił metaforyczny balonik z energią. Powoli wszystko do niej dotkliwiej docierało, więc kiedy Jonathan wrócił, przygryzła polik od wewnątrz. - Chciałam ściągnąć spodnie, ale nie dałam rady - mruknęła niezbyt głośno, stresując się już nie tylko swoim stanem, ale też tym, co miała zaraz powiedzieć, bo no nie była mistrzem w proszeniu o pomoc. W zasadzie nigdy tego nie robiła, woląc ze wszystkim radzić sobie na własną rękę. - Mógłbyś mi pomóc? - dodała więc ciszej, czując jakiś niepojęty wstyd z tym związany. Trudno było jej się oswoić z tym, że nie jest w stanie wszystkiego zrobić samodzielnie. Zawsze ignorowała swój stan zdrowia, ale teraz chyba nawet do niej docierało, że tak dłużej już się nie da, że to wszystko zmierza w złym kierunku.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Niby żartowała, ale Jonathan widział jak z każdą kolejną sekundą Marienne staje się coraz słabsza. Zupełnie tak jakby uszła z niej cała energia, która do tej pory nie pozwalała zmęczonemu ciału odsapnąć. Mari starała się jeszcze żartować, ale w jej głosie brakowało rozbawienia, a oczy nie błyszczały zadziornie. W jakiś nieopisany sposób jej nietypowe reakcje oddziaływały także na Wainwrighta i wzmagające się w nim uczucie niepokoju. Z drugiej strony było nienaturalnym oglądać zwykle pełną życia, buńczuczną i pyskatą Marysię w takiej pozbawionej siły i zniszczonej bólem wersji. Widok ten był dla Jony jednym z boleśniejszych jakie przyszło mu oglądać, a widział w swoim życiu naprawdę wiele krzywdy. Tylko, że obojętność pozwalała mu się zdystansować od okrutnego świata, jednak co innego było doświadczać widoku cierpienia kogoś, kto był dla niego tym światem.
- Ale? - Serce zabiło mu mocniej, bo nie miał pojęcia do czego w swojej wypowiedzi będzie dążyła Mari. Przez chwilę obawiał się, że przyzna mu rację, a on faktycznie swoim zachowaniem gdzieś nieumyślnie okazuje jej coś, czego kompletnie nie chce. - Słońce.... Nie mów tak - westchnął, bo takich słów też się nie spodziewał. - Moje ostatnie dwa tygodnie były po prostu trudne, ale nie trudniejsze od twoich. To co ciebie spotkało jest niesprawiedliwe i bolesne, ale przejdziemy przez to... Tylko niekoniecznie przyjdzie nam to tak łatwo - przyznał zgodnie z prawdą. On oczekiwał po Chambers większego rozsądku, ale z drugiej strony było do złudnym marzeniem, bo wiedział jaka była Mari. Nie dość, że nieroztropna i lekkomyślna to jeszcze sama myśl o szpitalu ją przerażała. - Nienawidzę jak mówisz takie rzeczy - burknął borsuczo. Nadal łatwo przychodziło mu zmienić się w swoją gburowatą wersję, w szczególności, gdy według jego opinii, Chambers wygadywała kompletne głupstwa. - Dajesz mi więcej niż ci się wydaje. Mówiłem ci to już nie raz. Będąc teraz przy tobie, mogę się za to zrewanżować, a zresztą... Czy musimy się w ogóle licytować o to ile kto sobie daje skoro i tak najważniejsze jest to, że jesteśmy razem? - Zakończył stawiając to retoryczne pytanie, po czym ucałował wierzch dłoni Marienne i wyszedł zrobić jej tę herbatę.
Będąc samemu w kuchni, miał chwilę, aby się uspokoić, bo chociaż przy Marienne starał się być opanowanym, to wszystko w nim krzyczało ze złości. Złości irracjonalnej. Złości o niesprawiedliwość, która ich dosięgnęła. Faktyczne był wycieńczonym tym co się działo, ale chodziło tutaj o wszystko, a nie tylko o osobliwe zachowanie Marysi. Zresztą, gdyby nie to co ją spotkało, nigdy nie musiałaby mierzyć się z takimi trudnymi sytuacjami i milionami ograniczeń.
- Co robisz? - Zapytał, gdy po wejściu do sypialni zastał Mari w dość dziwnej pozycji na łóżku walczącej ze swoją garderobą. - Oczywiście - odpowiedział na jej pytanie, starając się zabrzmieć kompletnie naturalnie, chociaż przerażała go myśl, że była już tak słaba, że nie dała sobie rady sama. Znał ją... Była uparta jak osioł i póki nie była zmuszona do proszenia o pomoc, póty nawet jej przez myśl nie przyszło, aby kogoś fatygować. Dlatego wiedział, że jej stan musiał być naprawdę poważny. Nadwyrężyła swoje siły. Przeceniła je, a teraz jej organizm zmuszał ją wręcz do odpoczynku. - Już, a teraz połóż się i wypij - mruknął i pomógł Marienne zająć wygodniejszą pozycję na materacu. Podtrzymał też kubek, gdy chciała upić z niego nieco herbaty, a potem odstawił go na bok i spojrzał na Gacusia siedzącego na podłodze. - Spokojnie, twojej pani nic nie będzie - uklęknął na jedno kolano i potargał uszy psa, po czym wstał i zasłonił okna. Chwilę później zajął miejsce obok Marienne na łóżku i przyciągnął ją ostrożnie do siebie. Nie pamiętał kiedy ostatnim razem leżeli w takiej pozycji i dopiero uświadomił sobie jak za tym tęsknił, gdy wtulił nos w czubek głowy Chambers. - Marysiu, wiem, że ci ciężko, ale musisz zacząć godzić się z tym, że nie jesteś w pełni zdrowa i jeszcze długo nie będziesz.... Oszczędzaj się, proszę - wyszeptał, nie mając pojęcia, czy dziewczyna już zasnęła, czy też nie, bo jej delikatne place przestały w pewnym momencie zaciskać się na jego dłoni.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Wiedziała, że nie lubił, kiedy tak mówiła, ale i tak musiała to zrobić, bo trzymanie w sobie podobnych kwestii nie było dobrym rozwiązaniem. Oboje powinni pewniej opowiadać o tym, co działo się w ich głowach.
- Nie musimy się licytować, ale według mnie, tylko w taki sposób potrafię pokazać, jaka wdzięczna jestem - przyznała zgodnie z prawdą, na moment przymykając oczy. To była ciężka rozmowa, wcześniej kłótnia. Nadal nie wiedziała, jak ma rozwiązać kwestię pieniędzy, ale póki co wolała odsunąć od siebie konieczność podjęcia decyzji. To była sprawa do rozwiązania potem, teraz brakowało jej już na to wszystko sił.
Kiedy Jonathan wrócił, zawstydziła się jeszcze bardziej tym wszystkim, ale ucieszył ją fakt, że nie robił z tego żadnych scen. Wypiła herbatę, a potem położyła się wygodniej, dłonią też sięgając Gacusia.
- Nawet nie zdążyłam się z nim pobawić - mruknęła cicho, zła na siebie, że nie miała na psa teraz siły. Przymknęła jednak ponownie oczy, wiedząc, że tej za szybko w sobie nie znajdzie. Poza tym ona także potrzebowała jego bliskości, więc kiedy zjawił się obok, w końcu dotarło do niej, że naprawdę wyszła już a tego szpitala. Nawet nie sądziła, że leżenie w łóżku mogło być aż takie wzruszające. - Myślałam, że z nową zastawką od razu będzie lepiej - odpowiedziała na jego słowa, po czym ostrożnie obróciła się w jego kierunku, stulając twarz w jego ciepłe ciało. Zabawne, że jeszcze kilkanaście minut temu, rzucali w siebie niewybrednymi uwagami, wykrzykując w koło swoje racje. Zdecydowanie wolała chwilę obecną. - Obudzisz mnie? Nie chcę przespać swojego pierwszego dnia po wyjściu? - poprosiła jeszcze, ale nie była pewna, czy doczekała jego odpowiedzi, a jeśli tak, to tej i tak nie miała już pamiętać, bo sen przyszedł szybciej, niż mogła się tego spodziewać i po prostu odpłynęła, pozwalając sobie w końcu na odpoczynek.

jonathan wainwright
Koniec <3
ODPOWIEDZ