Maluje obrazy — Ebay, etsy
24 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oklejony od rzeczywistości artysta. Wiecznie chodzi w słuchawkach. Dla jednych oaza spokoju, dla innych zaś prawdziwy wulkan emocji. Na pozór zamknięty w sobie, wyalienowany człowiek, charakteryzujący się wyjebanizmem w czystej postaci, w rzeczywistości persona wyjątkowo wrażliwa, czuła i mocno współodczuwająca. Lekko szurnięty. Patrzący na świat z własnej, nagiętej perspektywy. Bezpośredni. Bezmyślny. Zachowawczy.
Czy nigdy nie trafił na utwór, którego nie zachciał przewinąć?
Oczywiście, że trafił.
Trafił nie raz.
Tyle że gdy poddajesz się pewnemu systemowi, musisz brać go w całości. Z zaletami oraz wadami. Jaki jest. Bez zmian. Dash podporządkowywał emocje pod muzykę, nastrajał się nią. Lubił się zaskakiwać, tracić kontrole. Lubił pozwalać przypadkowi zadecydować o dalszych losach — i chcąc czy nie chcąc — przyjmował to, co mu dawał. Był jak główny wokal, który niby prowadził całą piosenkę, ale to przecież instrumenty oraz melodia tworzyły tę najważniejszą bazę. Bez dźwięku nie byłoby piosenki, nie byłoby nastroju, jedynie suchy tekst. Traktował muzykę jako bazę dla swoich prac i dotychczas sprowadzało się to wyjątkowo dobrze.
Ufał.
Tak samo jak zaufał nieznajomemu Bogowi, spoczywającego tuż naprzeciwko z telefonem w dłoni oraz twarzą zastałą w wyjątkowym skupieniu. Ciekawy to był niezmiernie widok. Dash przyglądał mu się ukradkiem, zaprzestając nawet na moment rytmicznych posunięć węgla, poświęcając cała swoją uwagę właśnie tamtej chwili, niecierpliwie wyczekując, co tym razem zgotował dla niego los. Równe uderzenia pianina zagrały w jego uszach, a na twarzy wymalował się delikatny uśmiech.
Hm ciekawe — stwierdził cicho, mrużąc delikatnie oczy, na moment spoglądając gdzieś na zachodzący mrokiem horyzont — Jeszcze nigdy nie natrafiłem na ten tytuł, chociaż tyle razy podświadomie bardzo chciałem. Czekałem na to — wrócił spojrzeniem do karmelowych oczu towarzysza, na moment ponownie zatracając się w ich wyjątkowym kolorycie. Miał wrażenie, że niezależnie jak wiele godzin wpatrywałby się w te ciepłe tęczówki, za każdym razem byłby równie fascynujące i piękne. Opowiadały własną historię, a muzyką w słuchawce nadawała chwili, którą dzielili kolejny faktor wyjątkowości. Czekał na ten tytuł. Tak wiele razy wypatrywał go pod opuszkami palców, a jednak potrzeba było intrygującego nieznajomego, poznanego całkiem przypadkiem na rybackim kutrze, by dał mu to, co tak bardzo wyczekiwane. Może jednak w tej serii przypadków istniało niewielkie przeznaczenie.
Opadł ponownie na chłodną ściankę stacyjki kapitańskiej i leniwym wzrokiem przejechał po dotychczasowym rysunku. Ostre rysy twarzy malowały się w wśród delikatnie zarysowanych oczu. Nawet pieprzyki widniały w dokładnie postawionych, odpowiednich miejscach. Twarz chłopaka była zamyślona, oparta na otwartej dłoni, oczy zmęczone, jednak desperacko marzycielskie. Jakby pragnęły czegoś, co już dawno gdzieś utraciło cały swój sens. Zacisnął mocniej palce na niewielkim przyrządzie w dłoni i wsłuchując się w znajomą melodię, zabrał się dokańczanie rysunku. Z początku planował dodać tam całe tło. Uwydatnić jak pięknie komponował się z zachodzącym za jego plecami słońcem, jednak to wszystko nie było konieczne. To on był przecież najjaśniejszym słońcem. Intrygującym blaskiem, który z nienacka zjawił się na ziemi, pobudzając znudzonego monotonnią malarza.
[Bo... zabiłem to co piękne dla muzyki i nie pozostało już nic godnego zaoferowania. Jeśli nie czuję, to po co grać? Świat jest pełen takich artystów.
Dlaczego nie czuł? Co spowodowało, że przestał odczuwać? Jak wyprany z emocji był? Co takiego przydarzyło się w jego życiu, co go ukształtowało? Co tak naprawdę działo się pod tą piękną, delikatną powieką i smutnymi oczami? Tak wiele chciał wiedzieć. Tak mnóstwo zadać pytań. Wiedział jednak, że to jeszcze nie ten moment. Ludzie z historią nie otwierali się z łatwością, bywali zamknięci na innych i Dash doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie chciał naciskać. Nie chciał pogłębiać tego cholernego strachu, który i tak bił od nieznajomego z chwilą, gdy uświadomił sobie, że nie był sam na łodzi, a dzielił ją z kimś innym. Trudne pytania postanowił więc zachować na potem, jednak nie miał zamiaru odpuszczać w pełni.
Jeśli nie czujesz.. — zaczął powoli, nachylając się w stronę chłopaka, ponownie odstawiając na bok szkicownik — Trzeba to zmienić — wyszeptał cicho, przysuwając się jeszcze bliżej, analizując z tak niewielkiej odległości najmniejsze wgłębienia twarzy muzyka, by finalnie skończyć na pełnych, lekko rozchylonych ustach. Skupił się na moment na sposobie, w jaki oddychał. Obserwował uważnie, jak nerwowo wsysał powietrze, by już po chwili wyrzucić je z siebie przez drgające wargi — Każdy zasługuje na to, by czuć — kolejne zdanie wypowiedziane ponownie o kilka poziomów ciszej, zupełnie jakby słowa zadedykowane były tylko jemu. Nikomu innemu. I tak właśnie było. Podniósł powoli spojrzenie do oczu chłopaka, doszukując się w nich emocji innych niż smutek oraz zaskoczenie. I znalazł je. Znalazł rozszerzone źrenice. Znalazł niewielką iskierkę, migającą jasnym światłem. Znalazł niewielką ilość pragnienia w tym morzu przykrości. I to wystarczyło. Wystarczyło, by Dash złożył niemą obietnicę przed samym sobą. By za punkt honoru postawił sobie odkopanie dawno pozbytych się emocji w sercu muzyka. Jeszcze nie wiedział jak, nie wiedział kiedy, nie wiedział [/i]czy[/i], jednak obiecał sobie spróbować. A człowiekiem był akurat wyjątkowo słownym.
Możesz krzywdzić świat, nie przeszkadza mi to — wzruszył ramionami, wciąż trwając w nachylonej pozycji, kilkanaście centymetrów od towarzysza — Tylko siebie przy tym nie krzywdź. Szkoda by to była straszna — poruszył wcześniej utkwioną przy kolanie dłonią, by już po chwili odszukać tą jego, i delikatnie musnąć długie palce, wyobrażając sobie jak kiedyś zapewne szaleńczo suwały po klawiszach, tworząc przy tym piękne melodie. I nagle zapragnął to usłyszeć. Zapragnął usłyszeć jak gra. Jak tworzy emocje, połączenia nut, słodkie dźwięki przedstawiające własne przeżycia. Powiedziałbym nawet, że również przeklęli w pożegnalnym geście. Nie boisz się może, iż przeze mnie spadnie na Ciebie ich niełaska? Bogowie znani są wszakże z ich niezrozumiałych kaprysów. Nie bał się. Ostatnie co czuł to strach. Daleki był od niego. Zaskoczenie, zaintrygowanie, fascynacja, ekscytacja - tak. W nadmiarze. Strach? Ani trochę.
Nie boje się Bogów. Nie straszne mi ich przesądy i kary — w końcu jak mógł bać się czegoś, w co nawet nie wierzył. Nie uznawał wielkich bóstw, bogów czy innych istot niestworzenie magicznych. Ludzie potrzebowali w coś wierzyć, by nie bać się śmierci. On i tak już dawno przepadł. Mogło dziać się z nim cokolwiek. Brał wszystko na klatę. Każdą chwilę, jak i tą, co właśnie dzielił z tajemniczym nieznajomym. Twarze zdawały się od siebie tak niedaleko odsunięte, a oddechy prawie łączyć się w jedność. Czuł jak bicie serca zaczyna pędzić w tylko sobie znanym, szaleńczym tempie. Podobało mu się. Podobała mu się ta gra, z której zdawało się nie być już odwrotu. Odchrząknął lekko.
Dopełniłem swoją część umowy — powiedział nagle, przerywając napiętą wymianę spojrzeń, dając nieznajomemu czas na przetworzenie informacji i aktualnego tematu rozmowy — Rysunek jest gotowy, lecz zanim dokonamy wymiany.. — wstrzymał się na moment, opuszczając dotyk jego dłoni, by sięgać do tyłu po zamknięty szczelnie szkicownik — Najpierw chciałbym poznać twoje imię — wyszeptał. W końcu obelga było wciąż nazywanie go we własnych myślach tajemniczym nieznajomym. Chciał przypisać mu imię. Chciał znać ten jakże ważny i personalny element jego życia, który towarzyszył mu od samego początku. Potrzebował tego. Pragnął. Musiał to wiedzieć. A potem niech się dzieje wola nieba..

phineas woodsworth
ambitny krab
Kasik#0245
ODPOWIEDZ