lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Może faktycznie przesadzała, ale wiedziona swoimi poprzednimi doświadczeniami i tym co znała, naprawdę tak myślała! Nawet jeśli Koreańczycy byli bardziej grzeczni i ułożeni, no, przynajmniej większość, tak Amandzie za cholerę nie ufała w tej kwestii, zwłaszcza, że ostatnio przecież skończyło się to jak skończyło. Ponadto, w tej chwili i tak nawet to łączyło się z tym, że zwyczajnie chciała się jej pozbyć i odbić jej chłopaka w bezczelny, okrutny sposób, zwyczajnie chcąc ją psychicznie wykończyć. Dlatego też nie odpowiedziała, po prostu przechadzając się nerwowo po kuchni, bo sama już nie wiedziała co z tym wszystkim zrobić. Wiedziała co prawda, że dla Moona musiało to być mega… dziwne, niekomfortowe i ciężkie do przetrawienia, ale i tak musiała mu w końcu wyrzygać całą prawdę czy tego chciał, czy nie. Tylko co z tego, skoro uporanie się z tym… problemem, mogło być trudniejsze niż się wydawało? Bo Lilith naprawdę nie chciała w nic się wpieprzać, niczego mu zakazywać, ani nijak go ograniczać, chociaż chuj ją strzelał przez tą całą Amandę Moon. No ale nawet jeśli ograniczy z nią kontakt, Traumas pewnie to wyłapią, zaczną drążyć, a potem uczepią się nikogo innego jak Shelby, że to na pewno ona zakazała mu kontaktów z jego przyjaciółką z czystej zazdrości o ich super relację. I to takie koło zamknięte. Niby najlepiej by było, aby nic się w tym przypadku nie zmieniło, ale wtedy Lilith miała wrażenie, że za długo nie pociągnie będąc gnębioną. Bo wątpiła, aby coś tu się miało zmienić. Jakkolwiek była przywiązana do Moona, a była naprawdę mocno, to już wcześniej sobie poprzysięgła, że już nigdy więcej nie da się psychicznie wyniszczyć. Nikomu. Podniesienie się z tego zajmowało zbyt wiele czasu i za bardzo bolało.
Przez cały czas już milczała, nawet na niego nie patrząc. Po prostu oparła się tyłkiem o przeciwległą, daleką ścianę i skrzyżowała ramiona na piersi, mając dosyć tego wieczoru. No humor imprezowy to już się jej dawno skończył, więc kiedy przyszła Effie, aby ich powiadomić, że impreza skończona, to chyba odetchnęła z ulgą. I tak nie wyobrażała sobie, aby miała się po tym bawić. Więc odepchnęła się plecami od ściany i wyszła z kuchni, aby jedynie szybkim spojrzeniem zlustrować to co się stało. A skoro ogarniali, to ona pomogła, bo i tak musiała się czymś zająć.
Effie to chyba chciała rozgarnąć tą najbardziej wkurwiającą część imprezy typu… ci, których wymieniła Lia. Reszta mogła zostać! Meksykanka zwracała się głównie do innej części osób, jak Alice, Marshall, czy no właśnie taki Danon, któremu teraz to już totalnie było głupio za to wszystko, więc siedział cicho. Dlatego i tak chociaż trochę należało ogarnąć tego syfu tutaj. Effie odprowadziła jeszcze tylko Kanga spojrzeniem, a kiedy wrócił razem z dziewczyną i Ezrą, odwróciła na nich swoje spojrzenie. Nikt już się nie odzywał, wszyscy przystąpili do sprzątania. Lilith nie bardzo wiedziała co się odjebało, ale spojrzała się na Lię dość przejęta całą sytuacją, bo dziewczyna naprawdę nie wyglądała najlepiej… ale skoro nikt nie miał do niej teraz nie mówić, to nikt nie mówił zgodnie z życzeniem wkurzonej Meksykanki.
Wszystko już zostało w miarę ogarnięte, nieproszeni goście się już zaczynali zbierać, nie mieli rzeczy do zabrania, więc… no, wystarczyło ubrać buty. Damon zerknął na Kanga, martwiąc się jego stanem, bo jednak chłopak zawsze przeżywał takie sytuacje, więc jedynie pogładził go po plecach we wspierającym geście.
- Przepraszam, Lia. - rzucił szczerze do dziewczyny, nawet jeśli nie chciała go słuchać i na niego patrzeć, a potem odwrócił się w stronę wyjścia. Lilith w międzyczasie poszła z nią pogadać, aby jakoś ją uspokoić i też przeprosić, że urządziła sobie dramę w jej kuchni i nie bawili się z nimi. Nawet nie mogła jej powiedzieć, aby w razie czego do niej pisała, bo telefonu nie miała, no ale się pożegnała chociaż. Effie natomiast rozmawiała z kuzynką po hiszpańsku, próbując naprostować i wyjaśnić sytuację, plus trochę uspokoić dziewczynę, bo jej też było głupio za ten cały syf co się rozegrał, chociaż sama przecież nie zrobiła niczego złego! A przynajmniej tak jej się wydawało. No ale kiedy nadszedł czas żegnania się z gośćmi, podeszła z Ezrą do drzwi.
- Waruj, pitbull. - uspokoiła Danona Effie, bo widziała, że ten już się napiął, kiedy Hernandez raz jeszcze naruszył przestrzeń osobistą Kanga. No naprawdę miał ochotę odgryźć mu tą cholerną rękę. Jebaniec. Ciśnienie podnosił mu w mgnieniu oka, ale już nie zamierzał odpierdalać, bo i tak już miał wyrzuty sumienia za ten cały wieczór. Znaczy nie za to, że prawie zamordował Ezrę, bo to mu się należało, ale za resztę. Więc niech się kutasiarz cieszy, że ma jeszcze rękę. - Oczywiście, że zostaję. - odpowiedziała mu po hiszpańsku, chyba zdziwiona, że jeszcze pyta. Znaczy, pewnie, bardzo… bardzo miło jej się spędzało czas z przyjacielem Kanga i chętnie by z nimi pojechała, no ale Lia to rodzina i wyraźnie potrzebowała teraz wsparcia. Zwłaszcza, że to jej urodziny, które nie poszły tak jak powinny. Dlatego też po tym oświadczeniu, poszła do Rhysa, z przepraszającym uśmiechem, aby się z nim pożegnać. - Miło było cię poznać, cariño. Szkoda, że nie mogliśmy się bardziej zapoznać. - dodała, nie mogąc się powstrzymać od tego swojego flirciarskiego uśmiechu za każdym razem jak na niego patrzyła.
Damon to tylko zerknął na nich, nie komentując, bo chyba dobrze, że nie mieli czasu! Zagarnął tylko Kanga ramieniem (moje, Ezra, wypierdalaj), a potem wraz z chłopakiem i resztą skierował się do białego vana. Lilith za bardzo się nie odzywała przez cały ten czas, w samochodzie głównie wyglądała przez okno, podpierając głowę na dłoni. Danon wciąż miał przy sobie Songa, bo teraz to będzie do niego przyklejony przecież, zwłaszcza po tym cholernym pożegnaniu przez Ezrę. Zazdrość weszła mu mocno i nawet jak chłopaka już nie było, to nieważne.
W końcu zajechali do wielkiego, wyraźnie drogiego hotelu, który został zarezerwowany przez Kanga. No, chłopak się nie pierdolił! Weszli grzecznie na recepcję (czy oni mieli maski na mordzie? Czy ludzie ich rozpoznawali?), niby to środek nocy, ale Traumas były zawsze i wszędzie obecne! Odebrali klucze do zarezerwowanych przez chłopaka pokojów, ale i tak wszyscy przeszli do apartamentu Kanona. Nie mieli z czego się rozpakowywać, więc… no. Ale alkohol w barku mieli!
- Jaka miła odmiana po spaniu za kratami na ziemi czy w ciasnym autobusie z zakonnicami. Zaraz zacznę tęsknić. - rzucił, rozglądając się po wyjebanym pomieszczeniu z ogromnym telewizorem. Zaraz potem zerknął na Kanga i podszedł do niego, aby ująć jego podbródek i go lekko unieść, aby na niego spojrzał. - Trzymasz się? - spytał, bo się martwił.
Lilith w tym czasie poszła do łazienki, aby trochę przemyć twarz i ochłonąć, chociaż i tak już się uspokoiła w tym całym Uberze, ale myśli nie dawały jej spokoju, więc humor miała wisielczy, nic dziwnego. Może lepiej będzie jak pójdzie spać, chociaż i tak musieli chyba pomyśleć teraz wspólnie kiedy wracają do Korei. Chyba, że zrobią after party! Wyszła w końcu i zerknęła po wszystkich.
- To jakie mamy plany na najbliższy czas? - spytała neutralnie, w końcu się odzywając.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  A miało być tak pięknie.
  Eugene był chyba spokrewniony z Hekate bo on jak zasiał ziarno dramy to teraz wszystko stało w płomieniach. Cala impreza. Aż skończyło się na tym, że solenizantka i gospodyni w jednym po prostu nie wytrzymała. I momentalnie wszyscy poczuli się winni. I w sumie słusznie bo każdy miał coś za uszami. Każdy wpłynął jakoś na eskalację tego konfliktu. Znaczy poza biednym Waldim i chłopakom. Ale Waldi to też chuj bo przyjechał tylko dlatego, że myślał, że Yiren też będzie. Tak czy siak wszyscy zostali przepłoszeni. Słusznie czy nie to nieistotne. Stało się. I tak tym samym sposobem Moon nie bardzo miał możliwość dalszego rozmówienia się z Lilith. I mu to nie odpowiadało, niemniej większego wyboru nie miał. Zamiast tego pomógł ogarnąć imprezę.
  I tak oto mieli pakować się do białego vana. Z Eugenem, który powiedział, że on się z nimi zabierze i go wysadzą gdzieś tam gdzieś. Nawet nie pytał czy może. Po prostu się zapakował. A na mordzie miał ten swój zadowolony wyraz małego chochlika. Miał szczęście, że nikt go tam nie zabił. Ale nie jego wina, że Marshall odjebał. Marshalla to nawet minęli jak szedł z buta do siebie. Jego sutki to wręcz świeciły w ciemności.
  Zadekowali się w jednym z droższych hoteli z odpowiednią ochroną, więc może nikt ich nie przyskrzynili podczas przejścia z ubera do lobby. Tam Song wziął trzy pokoje różnych standardów. I to nie dlatego, że taki miał kaprys, ale temu, że nie wszystko było wolne. Ostatecznie znaleźli się w apartamencie, który przypisał sobie (i Damonowi). Rzucił torbę obok łóżka, a potem skierował się do salonu w apartamencie, po drodze wpadając na Damona.
  — Yeah — odpowiedział tylko, bez większego przekonania, opuszczając jednak spojrzenie. No bo Lia chyba miała rację. Czasami pewne grona znajomych nie mogły się mieszać. Tak też raczej ciężko byłoby o kolejne spotkanie w towarzystwie ich, włącznie z Ezrą i z Damonem. No bo wiadomo, że jeden drugiemu działał na nerwy. I to było w tym momencie zrozumiałe dla niego, nie zamierzał forsować kolejnego podejścia. Wiadomo, że opowie się po stronie Damona, co nie zmieniało faktu, że z Hernandezami łączył go ogromny kawał historii. I no… Coś się kończy, coś się zaczyna – tak by to wyglądało w tym momencie. Nie żałował, oczywiście że nie. Po prostu trzeba było przełknąć to, co się stało. I się z tym pogodzić.
  Wycofał się od Damona, chyba sądząc, że „im fine” jest wystarczające i zajął miejsce na sofie.
  Moon przycupnął na jednej z puf naprzeciwko No jemu też niewiele zostało z tego dobrego humoru. Najprawdopodobniej przez to, że ta rozmowa z Lilith to ona była w zawieszeniu, a takich rzeczy się nie robiło. Nie wolno było! Osobiście chciał do tego wrócić, chociaż nawet nie wiedział czy jest sens. W sensie – już wtedy nie wiedział co ma powiedzieć. Może po prostu musiał się z tym przespać. Zastanowić się nad tym. Pal sześć, że Kang to wyszykował Lilith i Isaacowi niespodziankę w postaci king-size bed zamiast dwóch jedynek. Niech się socjalizują. Albo niech Moon śpi w wannie. Niech sobie dzieci radzą.
  Moon przeniósł spojrzenie na Lilith gdy ta wróciła z łazienki, ale zaraz je opuścił na swoje dłonie. No właśnie, jaki plan? Halo, Lilith – co z twoimi studiami? Miałaś się uczyć! Nadrabiać na bieżąco, a przez ten cały, hehe, Meksyk to chyba nic z tego. Nie to, żeby się martwił, ale się martwił.
  — No ja jestem uziemiony do soboty. — Powiedział Song, poprawiając dupsko na kanapie. A przecież mieli jakiś wtorek, czy coś.
  — Och nie — odezwał się Rhys, wyraźnie jakiś taki ożywiony. No na pewno żywszy niż przed chwilą, kiedy był ewidentnie wkurwiony na cały świat. — Czemu?
  — Bo mam pracę.
  — Masz co?
  — W sensie… W sobotę jest coroczny turniej, showcase. Jeden z ważniejszych. I Millenium startuje. Problem w tym, że Matt jest teraz w szpitalu bo strzelił mu wyrostek. Za główną formację odpowiedzialna jest teraz Bailey, a dzieciaki, jako że poznałem je po przyjeździe na zajęciach trafiły z jakiegoś powodu do mnie. To znaczy Matt stwierdził, że dam radę. — Stwierdził. A robota, choć wydawała się prosta – bo przecież nie on układał choreo, a kroki już dzieciaki miały wyuczone, to wcale taka łatwa nie była. Bo chodziło o ostateczne szlify i przygotowanie do performance’u.
  — Kang został ojcem! — Stwierdził Rhys, zaraz potem spoglądając na Damona. — Damon jak ci z tym, że zostałeś ojczymem dla… ilu? Ośmiu? Dziewięci-
  — Trzydziestki.
  — … trzydziestki pasierbów — Rhys odkaszlnął. — Gratuluję.
  — Wpadnijcie na zajęcia. Spodobają wam się. Dzieciaki w sensie. No może poza Timem. To dziewięcioletni, wredny, pyskaty, mały kurw. — Stwierdził, krzywiąc się przy tym wymownie. Ładnie się o dzieciach wypowiadał. — I nawet nie mogę mu jebnąć.
  Rhys wzruszył ramionami, stwierdzając przy tym, że przecież nie będą siedzieli na dupie. Tylko będą musieli się u Songa zapożyczyć i kupić telefony. I ciuchy. Dalej będzie ich sugar daddy! Zaraz potem spojrzał na zegarek na ścianie i przeciągnął się:
  — Nie wiem jak wy, chcecie to się bawcie, ale ja idę się przespać. — Oznajmił, zaraz potem mamrocząc pod nosem: — Sam. Wielkie dzięki, chłopaki. — Ulotnił się z pokoju do swojego apartamentu ze smutnym, dużym i pustym łóżkiem podwójnym. No jego imprezowy nastrój to opuścił na dzisiaj. Może jutro mu wróci. Albo jak Effie magicznie się teleportuje do niego.
  Moon z kolei przeniósł spojrzenie na Lilith, chyba chcąc sprawdzić co ona postanowiła. On to w sumie też chciał się położyć, ale musi swojej dziewczyny pilnować. Chyba, że ta uzna, że zostaje. No Kang i Danon też mogą jej pilnować. Na pewno bardzo by się z tego teraz ucieszyli!
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Dobry humor chyba opuścił wszystkich. Ta końcówka imprezy była naprawdę do bani. Rhys i Effie się rozdzielili i w zasadzie nie wiadome było czy się jeszcze kiedykolwiek zobaczą, Lilith i Isaac byli zawieszeni w bardzo nieprzyjemnej rozmowie o super przyjaciółce Moona – Amandzie, która podnosiła dziewczynie ciśnienie, Kang miał doła po Lii, a Danon miał doła, że przyczynił się do tego. Plus zły humor emanował oczywiście od Songa na niego, to już po prostu się działo i nie dało tego zatrzymać. Więc raczej wątpliwe, aby ktokolwiek chciał jeszcze imprezować. Chyba, że stanie się coś co im ten humor poprawi, chociaż na to się nie zanosiło.
Kim westchnął tylko ciężko pod nosem na odpowiedź chłopaka, bo zdecydowanie nie była ona przekonująca. Nie dziwił się co prawda, bo jednak… nie wyszło fajnie, a z tego co zdążył usłyszeć, to już chyba byłoby na tyle jeśli chodziło o wspólne imprezy z Hernandezami. Znaczy, dla niego mega spoko, bo Ezry nie trawił za nic w świecie i zdecydowanie nie chciał spędzać czasu w jego towarzystwie. Do Lii jednak nic nie miał, do jej kuzynki też, więc… no ale sęk w tym, że ona miała do niego. I stała murem za bratem, więc mieli konflikt interesów. I to bardzo mocnych, znaczących interesów. Więc tutaj też czuł się winny, chociaż przecież nie powinien. To, że Ezra miał złamane serce to nie jego interes. On walczył o swoje szczęście i o swojego narzeczonego.
Lilith na dobrą sprawę nie była nawet w stanie spojrzeć na Moona, więc omijała go spojrzeniem, stojąc w odpowiedniej odległości ze skrzyżowanymi rękoma. Pytała się z czystej ciekawości kto co planuje, bo… no właśnie ona miała studia, a i tak ominęła więcej niż planowała, więc musiała wracać. Nawet nie mogła powtarzać materiału, bo nie miała telefonu na którym mogła czytać notatki, więc już się zaczynała tym tematem stresować. Nie mówiąc już o tym, że nie miała żadnego kontaktu z rodzicami, którzy po jej wyjeździe stali się trochę przewrażliwieni. Więc kiedy wyszło, że Kang musi ty zostać do soboty, jedynie przytaknęła głową. Damon za to zerknął na Kanga chyba mocno zaciekawiony tematem, bo wychodziło na to, że Kang miał ogarniać dzieciaki na showcase. W sobotę.
- …i Ezra tam będzie. - stwierdził neutralnie, bo to właśnie wywnioskował ze słów tego kutasiarza, że „widzą się w sobotę”. No teraz to mu się też żyć odechciało, więc chuj, a nie after party. Znaczy, przecież to byli super przyjaciele. Tylko trochę się komplikowało na tym, że Hernandez chciał zbadać migdałki Kanga. I wyruchać jakby dostał taką okazję. Nic więc dziwnego, że teraz będzie na niego cięty i samo imię „Ezra” będzie dla niego czynnikiem zapalnym do wkurwa.
Damon jedynie uniósł wyżej swoją charakterystyczną brew na słowa Rhysa i wywrócił teatralnie oczami, kręcąc głową w niedowierzaniu.
- Spoko, będę zajebistym ojczymem. - dla trzydziestki dzieciaków. Znaczy, domyślał się, że dla Kanga to w ogóle super okazja i na pewno pozwalało się skupić na czymś fajniejszym niż odwieczna drama w świecie kpopu i to całe Dabigail. Poza tym, wiedział, że to jego świat, więc oczywiście zamierzał go w tym wspierać. I pojawić się w sobotę na występie. I na zajęciach. - A ja mogę? - spytał. No co? On nie mógł, bo był trenerem, ale Danon nie! Chociaż jakby pierdolnął dziecko, to słabo by to wyglądało. Może przekupi ciastkiem innego dzieciaka, aby zrobił to za niego.
Lilith wciąż stała oparta plecami o ścianę, słuchając jedynie Kanga, nie bardzo chcąc się włączać. Zdecydowanie nie miała humoru na jakiekolwiek rozmowy i żarty, więc kiedy ostatecznie Rhys powiedział, że idzie się przespać, Shelby zaraz mu zawtórowała.
- To świetny pomysł, też pójdę. - powiedziała w końcu i podeszła do Kanga, aby poprosić go o kartę do pokoju, który im przydzielił, bo skoro on płacił, to on dostał wszystkie karty. Tak więc wzięła ten elektroniczny kluczyk i starając się na nikogo nie patrzeć, sama zaraz ulotniła się do pokoju, chcąc wziąć długi prysznic, aby zmyć z siebie cały dzień i się położyć. Dobrze, że w tego typu hotelach, za tą cenę już zapewniali pidżamki i satynowe szlafroczki!
Damon odprowadził dziewczynę spojrzeniem do drzwi, a potem przeskoczył wzrokiem na krótko na Kanga, a kolejno zatrzymując się na Isaacu.
- Uhm, zgaduję, że w kuchni nie poszło wam najlepiej. - mruknął, bo chyba nawet ślepy by zauważył, że między tą dwójką coś zaszło. Nie dość, że Kang wrócił z kuchni jak z traumą, to jeszcze po długim czasie nieobecności Lilaac nawet na siebie nie potrafił spojrzeć. A że Damon był przecież przyjacielem Moona, który mu pomógł w tym najgorszym dla niego czasie, to musiał go o to zaczepić. Może pomoże! On i Kang! - Chcesz pogadać? - albo napić się?
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  — Miał przyjechać. Razem z Lią i Effie. — Powiedział, robiąc pojednawczy podsuw do Damona. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Hernandez teraz będzie mocno działał na nerwy Damonowi. I chociaż Song z chłopakiem sprawę wyjaśnił, to wiedział, że lepiej ograniczyć kontakt z tamtym praktycznie do zera. Przede wszystkim ze względu na komfort psychiczny Kima. No ale co? Lia go wspierała, Ezra podobnie, Effie też. A to było spore wydarzenie i ogromne wyzwanie dla Kanga, którym mocno się przejmował, więc… chcieli z nim być przy tym. — Ale teraz wątpię, że naprawdę przyjadą. — Dodał, odgarniając sobie grzywkę z czoła. No bo trochę się namieszało i Lia dała do zrozumienia, że nie jest dobrym pomysłem, aby te ich towarzystwa się miksowały. Patrząc po reakcji Damona – miała stuprocentową rację. — Ale w razie czego to oni i tak będą na widowni, a was zabieram na backstage. Jeśli będziecie chcieli przyjść. — Dodał jeszcze, tak jakby to miało jakkolwiek poprawić sytuację.
  Ale tak, miał robotę. Znaczy jedno zadanie do wykonania, dla niego bardzo spore i przytłaczające, bo spadła na niego niemała odpowiedzialność. Wobec tego wiadomo, że wtedy powiedzieli wszyscy, że przyjdą – był przecież świeżo po rozstaniu i chcieli go wspierać. Ezra tak bardzo mocno, jak widać.
  Jeżeli Kang został ojcem to Rhys chyba dziadkiem. Czyli Lilith była ciocią!
  — Nie, bo jego ojciec to gliniarz, a w Kalifornii nie ma możliwości wizyt małżeńskich dopóki nie jest się faktycznie małżeństwem. — Odpowiedział Song, wlepiając wymowne spojrzenie w Damona. — I zapamiętaj sobie tę ciekawostkę tak na przyszłość, jakbyś miał kogoś zabić. — Dodał. Na przykład Ezrę. Albo sassy Marshalla. Ten to zdziczał. Chociaż on to zawsze był dziki w towarzystwie Kanga. To naprawdę była jakaś rywalizacja. Jednostronna, bo Kang miał go gdzieś. Po prostu sobie istniał.
  Ogólnie to „spoko, będę dobrym ojczymem” a w chwilę potem „a mogę jebnąć dziecku?”. Widać, że się super nadawali do tej roli! Jeden ubolewał, że on nie może, a drugi pytał czy może za niego.
Rhys się ulotnił, a Kang sięgnął po telefon zastanawiając się, czy powinien pisać do Effie. Bo jeśli tak to co? Może jej wyśle adres a potem niech się dzieją rzeczy? Niech zrobi z tą informacją co chce? A co jeśli już wiedziała, że Rhys jest w związku? Wtedy wykorzystałaby ten adres by przyjechać i go udusić we śnie. Zerknął kontrolnie na Damona, nie zwierzając się ze swoich przemyśleń, ale zaraz o tym wszystkim zapomniał, kiedy to Lilith się ulotniła. Well this is awkward.
  Naprawdę nie zdało się nie zauważyć, że dalej coś było na rzeczy. Znaczy Kang to się spodziewał już od rozpoczęcia tej rozmowy, tylko nie wiedział, że to troszkę ewoluowało. Naprawdę aż tak się spięli o to, że Isaac jest sztywniakiem? Do tego przecież szło przywyknąć! Naprawdę! Chociaż wiadomo – odpierdalało się najlepiej w duecie z partnerem. Po to miał Damona też. Do przypałów również.
  Moon odprowadził spojrzeniem Lilith i jak miał iść się położyć, tak sposób w jaki się ulotniła i cała ta atmosfera sprawiła, że uznał, że chyba lepiej będzie, jak da dziewczynie trochę przestrzeni. Tym bardziej przez to, w jaki sposób go teraz traktowała. Po prostu unikając z nim kontaktu. A że Kang tak wspaniałomyślnie załatwił im wspólny pokój… No to będzie musiał znaleźć sobie miejsce. Bo chłopakom też raczej nie chciał przeszkadzać.
  Podniósł wzrok na Damona, kiedy on się odezwał, zaczepiając o temat tego, co zaszło w kuchni. Nie odpowiedział, ale chyba wystarczyło samo spojrzenie chłopaka i było wiadome, że no tak – nie poszło za dobrze. Wielkie dzięki Eugene. Choć z drugiej strony… może to i lepiej? Bo zostały poruszone tematy, które nie były zaczepiane, których on nie widział, których nie rozumiał. I teraz dalej nie rozumiał.
  Na nowo opuścił spojrzenie na swoje dłonie, kiedy Damon zapytał, czy Moon chce porozmawiać. Chciał? Nie był przekonany. Bo i o czym? W końcu problem tkwił między nim a Lilith. I nazywał się Amanda.
  — Nie wiem. — Powiedział w końcu, patrząc na swoje ręce.
  — Nie martw się, Isaac. Wcale nie jesteś taki sztywny! Może czasem. — Rzucił Song, mistrz wsparcia dla Isaaca. — Ale to rzadko! Robisz też głupie rzeczy! Spoza schematu!
  — Tak? Niby jakie?
  — Yyyy — Song chyba się tego nie spodziewał. Spojrzał na Damona, poszukując u niego chyba wsparcia w postaci przykładu, którego najwyraźniej oczekiwał Isaac. — Damon na pewno ma mnóstwo przykładów. — I tak oto sobie poradził. Zjebał wszystko na Kima. No, ale to on był przecież najbliższym przyjacielem Moona. Na pewno coś miał! Choć może lepiej, żeby nie podawał jako przykład tego, że Moon chociaż raz pojebał pociągi. Bo raz – nie było to umyślne, dwa – nie wyszło im to na dobre. Chociaż z drugiej strony często na tym polegają przypału.
  — Tu nawet nie chodzi o to — powiedział w końcu Moon. — Zresztą… — machnął ręką, chyba poddając się. Nie chciał ciągnąć tematu, bo sam nie wiedział jak ma się zachować. Jak zareagować na informacje zrzucone na niego przez Lilith.
  Song westchnął cicho, patrząc na Damona. No on w porady był chujowy. Znaczy jak trzeba było to radził, starał się. W końcu to Kimowi porad udzielał, jak tamten chciał się poddać. To nie tak, że nie potrafił, tylko że teraz… No co miał powiedzieć?
  — Co jeśli związanie się z Lilith nie było dobrym pomysłem?
  — Czekaj – co?
  — W sensie… Naprawdę mi na niej zależy, problem w tym, że różnimy się. I czasami mam wrażenie, że ją rozczarowuję. Że faktycznie nie może czuć się przy mnie swobodnie. — Teraz to jeszcze, nie musiała się martwić Traumas, ale potem? Jeśli odkryją tożsamość Lilith? Znaczy wiadomo – niektórzy partnerzy idoli pozostawali anonimowi do końca, dało się. Niemniej on się obawiał, że w jego przypadku może to nie być takie proste.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
- Mhmm. - mruknął nieprzekonany, no ale nic z tym nie zrobi. Nie zakaże przecież nikomu przychodzić, nie zamierzał tego robić, to od Kanga zależało co z tym wszystkim zrobi. Bo przecież do dziewczyn nic nie miał, to Ezra bardzo mocno zalazł mu za skórę. Pewnie będzie chodził w tą sobotę jak na szpilkach, zwłaszcza w obecności chłopaka. Jebany pies obronny, który tylko czeka na zły ruch. Niestety wiedział, że Hernandez jest dużą częścią jego historii, dlatego mimo wszystko nie chciał na Songa jakoś wpływać w tym temacie. Poza tym, miał dziwne wrażenie, że doskonale wiedział co on o tym sądził. - To chociaż Rhys się ucieszy z obecności swojej nowej koleżanki. - dodał, wcale nie złośliwie, bo skoro Effie miała się pojawić w sobotę, a kochankowie dzisiaj tak niefortunnie się rozstali, to może humor się liderowi poprawi! Chociaż Damon to chyba tak nie bardzo wiedział co o tym myśleć, bo Chunghę przecież lubił, a myślał, że między nimi się super układa! No ale nie wdawał się nigdy w szczegóły, Rhys mu się też nigdy nie zwierzał, więc cholera wiedziała co było poza idealnym obraziłem kreowanym pod publiczność. Pod jego obrazkiem zwanym powszechnie „Dabigail” kryło się w chuj wiele.
- Bez sensu. - westchnął, kiedy Kang powiedział, że ojciec dzieciaka jest gliniarzem. Naprawdę, może lepiej aby nie mieli żadnych dzieciaków pod swoją opieką, bo jak tak dalej pójdzie, to nikt by im żadnego nie przyznał. A jakby przyznał, to żadne by nie przeżyło zbyt długo. - …nie ma zbrodni bez ciała. - odpowiedział tylko na dodatek od Songa. Bo to była też dobra zasada! Nie żeby faktycznie miał coś planować, no ale… niczego nie obiecywał! Zwłaszcza jeśli chodziło o Ezrę. Marshall to tam jeszcze, kij w niego, ale Hernandez to miał przejebane.
Lilith… no potrzebowała być chwilę sama z sobą, ze swoimi myślami, aby sobie nieco poukładać w głowie, bo teraz miała bardzo dużo myśli, które się przez siebie przebijały. I nawet nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć, bo zdawała się świetnie sobie radzić dotychczas z tym całym związkiem na odległość, kiedy go nie było, a kiedy się pojawiał, to było tylko lepiej… no ale do czasu w którym faktycznie nie przyszło jej się mierzyć z Amandą, która była mocno obecna w jego życiu. Chłopaki zostali wtajemniczeni w kwestię dziewczyny, Danon był początkowo mocno sceptyczny do tej teorii spiskowej, bo przecież ich super adwokat znał i lubił, ale po wielokrotnych aluzjach i ostrzeżeniach ze strony Kanga i Lilith, w końcu sam też zaczął zauważać rzeczy. I chociaż starał się je początkowo wytłumaczyć, to jednak… no sam ostatecznie stwierdził, że niektóre zachowania dziewczyny to już przesada i są one nie na miejscu. Zwłaszcza, że też przecież nie mieli podstaw, aby myśleć, że Lilith kłamie.
Tylko, nie wiedzieli, że poszło właśnie o to. Damon to już w ogóle o niczym nie wiedział, bo zatrzymał się na tym, że poszli do kuchni to sobie wyjaśnić w kwestii zadania, a potem… już z niej nie wyszli do samego końca. Więc jak Kang zaczął mówić o byciu sztywnym, to mu brewka lekko podeszła do góry. To to? O to poszło? O to taka drama?
Przeskakiwał spojrzeniem z jednego na drugiego, przytakując słowom narzeczonego, że Moon to nie jest taki sztywny, ale kiedy to on miał podać przykład, to spojrzał na niego z wymownym „oh no u didn’t”, aby zaraz potem szturchnąć chłopaka zaczepnie ramieniem.
- Chociażby twój Sexy Baby Shark. - no to było zajebiste! Do dzisiaj jest memem, a nikt się tego nie spodziewał! I wszyscy byli w szoku, a także było śmiesznie, więc jak Isaac chciał to potrafił!
No ale najwyraźniej było coś więcej.
- To o co? - spytał z automatu, bo naprawdę chciał pomóc przyjacielowi, tylko nie bardzo wiedział w czym leży problem, bo chyba nie w byciu „sztywnym”. Kim spojrzał nieco zbity z tropu na Kanga, a potem znowu na Moona czekając, aż ten będzie w stanie powiedzieć im coś więcej, ale jak wypalił z tym swoim pytaniem, to Danonowi aż obie brewki poszły do góry w zaskoczeniu.
- No teraz to żeś pojechał, młody. - przyznał, bo tego to akurat by się nie spodziewał. I to tak totalnie, bo przecież widział jak na siebie patrzą, a jak nie patrzą, to się za sobą oglądają. On tak miał jak chodziło o Kanga, to z autopsji wiedział, że to dobry znak! - No powiem ci szczerze, że nie wygląda jakby nie czuła się przy tobie swobodnie, Isaac. - odpowiedział, bo przecież już jak ją poznali to odwalała. Ledwo się w mieszkaniu Isaaca pokazali, a ta z Echo odstawiała tańce, potem się z nimi bawiła, piła, na urodzinach tak samo, tańczyła dzikie tańce z Kangiem na parkiecie kiedy inni patrzyli, a w Meksyku to już w ogóle jakiś nowy poziom im wszedł przez te przygody! - No różnicie się, no i? Ja z Kangiem też się przecież różnimy. - spojrzał tu na swojego narzeczonego, bo przecież mimo wielu podobieństw, mieli też sporo różnic. Chociażby emocjonalność! To Danon jest tym bardziej ogarniętym w tym temacie i jako pierwszy powiedział, że go kocha! I nie dławił się na tym słowie. Nie mówiąc już o atencyjności, którą Kang ma za nich dwóch. - Kontrast jest dobrą rzeczą, potrzebną i tworzącą super rzeczy. Uzupełniacie się, jedna osoba ma to, czego nie ma druga, uczycie się od siebie nawzajem, wyciągacie z siebie to co najlepsze... - powiedział, starając się uśmiechnąć się jakoś pociesznie. - Wy możecie mieć trochę cięższy orzech do zgryzienia z dotarciem się, bo jednak obydwoje jesteście mocno zakorzenieni… w innych kulturach i inne środowisko was wychowało, ale Isaac, mimo wszystko coś was połączyło, nie? I to na odległość. - spojrzał tu na niego wymownie, bo on to wiedział już wtedy, zanim się zobaczyli w Korei, że coś tu się szykuje! Potem się spotkali i nie potrzebowali dużo czasu, aby się spiknąć. Poszło momentalnie. Jak coś iskrzy to długo to nie trwa… chyba, że to Kanon i ich brak domysłu. - A widać, że jej na tobie też zależy. - przyznał, szturchając go lekko ramieniem. - Nikt z nas nie jest łatwy do randkowania, do radzenia sobie czy zadowalania. Wszyscy mamy swoje wady i sposób robienia rzeczy, mamy swoje nawyki, swoje charaktery, które czynią nas tym, kim jesteśmy. I to niemożliwe, aby spodobało ci się w kimś wszystko. To życie, tu nie znajdziesz idealnej osoby z którą przeżyjesz piękną bajkę. Tu znajdujesz kogoś z kim chcesz pracować i kto chce pracować z tobą. - jakoś tak instynktownie spojrzał tu na Kanga, bo ten to zawsze jak mówił o związkach, to opierał się na tym jednym, najważniejszym, który miał w swoim życiu. Na doświadczeniach i wnioskach wyciągniętych z niego. - Znajdujesz osobę, która otwiera przed tobą serducho i potem o nią walczysz do samego końca. - nie, Kang? Kanon coś o tym wie. - Więc powiem ci, że chociaż się różnicie, to łączy was to, że obydwojgu wam na sobie zależy, a to jest silniejsze niż „różnice w charakterze”. - dodał, bo przecież jakby im na sobie nie zależało, to też nie mieliby teraz „cichych chwil”, bo któreś miałoby zwyczajnie wyjebane. Więc terapeuta Kim się otworzył dla przyjaciela. Nie wiedział czy to coś pomoże, no ale dobrym słowem jeśli chodziło o związki to starał się wspomóc! Patrzcie go, zaręczył się i już się mądrzy.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  I tak oto do puli zmartwień Songa poza tym, że była trzydziestka jednostek do ogarnięcie i zmotywowania, a także upilnowania (choć może na sam koniec Matt wróci, bo przecież ile można w szpitalu leżeć!), w momencie gdy Damon wydał z siebie ten pomruk, dodana została cała ta sytuacja. Wiadomo, że Songowi zależało na tym, by Damon czuł się dobrze i naprawdę chciał go przekonać, że jest znacznie wyżej u niego, że na dobrą sprawę z tamtymi nie wejdzie w jakąś interakcję, ale najwyraźniej to nie wystarczyło, więc on sam… No już był zdenerwowany. A raczej: zestresowany. I źle się czuł z tym, jak wyszło, chociaż to nawet nie była jego wina. Poza tym – ludzie chcieli mu okazać wsparcie w nowym zajęciu. No i dobra, można się zacząć martwić. A to nawet nie była sobota. Ani przeddzień.
  Może dlatego gdzieś ten jego entuzjazm już całkiem uleciał. Bo w dalszym rozwoju rozmowy było go coraz mniej. Ale to chyba i tak jak u każdego.
  — Coś, co nie było robione pod publikę i po czym nie miałem problemów ze spojrzeniem na siebie? — Podsunął dość cierpko Isaac, słysząc ten przykład ze strony Damona. Bo może i było to coś… innego, ale wiadomo, że na scenie Isaac naprawdę potrafił być inny. Potrafił być chodzącą seksbombą, w końcu to wszystko to był show, a oni też byli aktorami, ale poza sceną? Poza sceną przecież był zupełnie inny. Był grzeczny i ułożony, więc rzadko kiedy decydował się na jakikolwiek odpał.
  Niemniej trochę nurtowała go pewna kwestia, którą w końcu przedstawił chłopakom, a ci z jakiegoś powodu wyglądali na zaskoczonych. Może powinien to potraktować jako dobry znak, bo jakby nagle obaj wypalili z „no, w sumie racja” lub „nie wiedzieliśmy jak ci to delikatnie przekazać” to już w ogóle straciłby wiarę w cokolwiek. Tylko, że obaj byli szczerze zdziwieni tym gdybaniem Isaaca, które swoje podstawy u niego miało. Może wcześniej było cichutkie, wcale nie takie uciążliwe, ale w trakcie rozmowy z Lilith zaczynało się robić coraz bardziej dokuczliwe. I zaczął się mocniej temu przyglądać.
  Moon w zamyśleniu, ze wzrokiem opuszczonym na własne dłonie, przysłuchiwał się słowom Damona i… nie potrafił się zgodzić z całością. Z kolei Song, jak na początku mu żywo potakiwał, krótkimi pomrukami, charakterystycznymi dla Koreańczyków, tak w pewnym momencie zamknął mordę i już nie potaknął, tylko zainteresował się czymś w eterze. Bo Damon powiedział „Znajdujesz osobę, która otwiera przed tobą serducho i potem o nią walczysz do samego końca.” Well. Well, kurwa, well. Byłby hipokrytą, gdyby się z tym zgodził, bo kto – ledwie tydzień temu – po prostu się poddał, uznawszy, że nie ma już siły by w tym wszystkim siedzieć, by walczyć, bo tak będzie łatwiej? No w tym momencie poczuł się co najmniej źle, ale mimo wszystko nie dał po sobie poznać, że jakoś go to sieknęło. Zamiast tego niespiesznie zsunął się z sofy.
  — Zostawiam cię w rękach specjalisty, Isaac. — Powiedział, a zaraz potem wycofał się do sypialni, skąd zabrał rzeczy i przeszedł do łazienki, z zamiarem wykąpania się.
  Moon zerknął krótko na Songa, jego akt kapitulacji w żaden sposób nie poddając w wątpliwości, bo może po prostu się znudził – a miał to do siebie, że jak temat mu nie leżał to zwykle mówił o tym głośno, że się nudzi lub znajdował sobie inne zajęcie.
  — Wszystko fajnie, Damon, tylko czasami różnice są nie do przeskoczenia. I czasami ten kontrast, o którym mówisz, jest zbyt mocny. Zwłaszcza, jeśli w grę wchodzą różnice kulturowe. I spotykamy u siebie takie jedna za drugą. Zawsze ktoś musi w czymś ustąpić bo o kompromis to w takim wypadku ciężko. A ustępując tracisz ten pierwiastek siebie, wymuszasz na sobie adaptację do nowych warunków, gdzie wszędzie pieje się i powtarza „bądź sobą”.
  Jemu nie pasowały sarkastyczne odzywki, a dla Lilith to była codzienność. On nie chciał się wygłupiać, a u niej to było naturalne. On chciał by wiele rzeczy podlegało dyskusji, a ona wolała być Zosią-Samosią. I to nie były rzeczy małe, które dało się po prostu przeskoczyć, czy uznać za niebyłe. I teraz też mu nie pasowało to, że zamiast sprawę wyjaśnić to prostu Lilith nie patrzyła na niego. Nawet nie wiedział jak ma to interpretować. Potem dała mu do zrozumienia, że idzie się położyć i tyle. Z kolei u niego występowało przekonanie, że nie powinno się iść kłaść czy spać w nerwach na drugą stronę.
  — Mimo wszystko macie z Kangiem podobne podejście do wielu kwestii. Wasze różnice opierają się na poszczególnych cechach i zdolnościach, a nie na kulturze. — Odparł. A do tego to był chyba tylko wierzchołek góry lodowej, bo przecież istniała kwestia Amandy, choć dla niego – w tym wypadku – to był problem nieco innego kalibru, zwłaszcza że on sam jeszcze nie potrafił go pojąć. Nie znaczyło to jednak, że w jakikolwiek sposób sprawę bagatelizował. Nie mógłby, nie po tym, gdy widział w jakich emocjach była Lilith. To wskazywało tylko na to, że coś faktycznie się działo i musiał się nad tym pochylić. Ale wtedy, w kuchni, była po prostu w emocjach, a on chciał racjonalnie i na spokojnie do tego podejść, bo po prostu nie rozumiał i potrzebował by ktoś mu to wyłożył, jak krowie na rowie, porozmawiał z nim, a nie wyrzucał na niego cały syf i liczył na to, że nagle wymyśli rozwiązanie. Czasami do Moona też trzeba było mieć cierpliwość.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Kim mu wierzył, ale no sam fakt, że ten frajer tam będzie sprawiał, że mu to nie pasowało, bo on to najchętniej by mu dał zakaz zbliżania na kilometr conajmniej. Niemniej rozumiał, że jakkolwiek by mu to nie pasowało, to jednak Hernandezowie i ich rodzina byli ogromnym wsparciem dla Kanga przez lata, jeszcze zanim oni się poznali, więc chciał czy nie, musiał to zaakceptować. Nie chciał chyba zabrzmieć w taki sposób, no ale nie potrafił jeszcze zapanować nad swoją niechęcią do Ezry, na pewno nie po dzisiaj. To było za świeże. Pewnie z czasem nauczy się go zwyczajnie ignorować, ale no. I to nie tak, że Kangowi nie ufał, oczywiście, że mu ufał! W końcu nie wybiegł za nim jak pies obronny kiedy poszedł z nim sprawę „wyjaśniać”. A wtedy to był dopiero podminowany! Sęk w tym, że nie ufał Ezrze, a teraz to już chyba w ogóle nigdy mu nie zaufa.
Zerknął na Isaaca i zamyślił się na krótko.
- Uhm, well… pojechałeś do Australii spotkać się z laską, którą znałeś miesiąc i która równie dobrze mogła się okazać psychopatyczną fanką. - to było dopiero spoza schematu Isaaca! Bo działał też bez wiedzy szefa! Pojechał do Australii do dziadków co prawda, ale miał siedzieć grzecznie u nich na ganku, a nie latać po Lorne Bay z jakimś randomem narażając się na widok i paparazzi! Znał ją jedynie przez internet, nie? A co jeśli świetnie by udawała, a potem, przy spotkaniu na żywo chciałaby go porwać jako swojego oppę? Nie wiadomo! Sasaengi były naprawdę sprytne i przebiegłe!
Oczywiście, że Kim był zaskoczony! Tego to akurat się nie spodziewał, no bo… no nie. No różnili się, ale jakoś specjalnie nie wydawało im się to przeszkadzać. Przynajmniej tak jak na nich patrzył, ale też nie wiedział jak to się ma do nich samych. Bo jak się patrzyło na nich z boku, to wydawali się być udani! No ale to też jak Rhys z Chunghą, nie? Chociaż tam to totalnie nie wiedział co się odwala i wolał nie pytać. No ale tutaj miał wrażenie, że obydwoje wyciągali z siebie co najlepsze, bo Moon wyciągał z niej grzeczną dziewczynę, która w końcu zaczęła też dbać o siebie, a nie tylko ludzi dookoła (poszła na wymarzone studia! Pewnie bez jego namówienia i pomocy by się na to nie zdecydowała przez kolejne kilka lat), a a ona zdawała się go wyraźnie ożywić i wyciągnąć bardziej do ludzi. Faktycznie nabrał jakiejś takiej… większej energii, a i pokazywał ostatnio też nawet charakterek o który nikt by go nie podejrzewał!
Chyba nie spodziewał się, że tym swoim wykładem jakoś namąci w głowie Kanga, bo… no to miało mieć pozytywny wydźwięk! Jak jedna osoba nie ma już siły, to druga walczy za nią. Jak obydwie strony się poddadzą, to wtedy już faktycznie nie było sensu tego ciągnąć, ale w ich przypadku… no musiało to tak wyjść. Kang walczył z systemem o wiele dłużej niż powinien, więc nic dziwnego, że miał już dosyć. Kim tego nie zauważał, więc potem wyruszył w podróż przez cholerny Meksyk, aby naprawić swój błąd i nigdy więcej go nie popełnić. And there we are. Dlatego też jak Song stwierdził, że… no idzie, Damon chyba nie pomyślał, że faktycznie coś mogło być na rzeczy, chociaż po jego wyrazie twarzy miał pewne wątpliwości.
- Wszystko okay? - rzucił jeszcze za nim, aby się upewnić, niedługo potem przeskakując wzrokiem z powrotem na Moona. Wysłuchał go w milczeniu. Skrzyżował ręce na piersi i oparł się plecami wygodniej o oparcie ogromnej sofy.
- Isaac, wy się wciąż uczycie siebie nawzajem. Uczycie się tego co wam nie pasuje, co was irytuje, co was bawi, rozśmiesza, uczycie się swoich nawyków, poznajecie w pełni swoje charaktery. Będziecie się kłócić, będziecie dyskutować. W związku ktoś będzie musiał się ugiąć, dać coś od siebie, zrezygnować z czegoś dla większego dobra, pójść na kompromis… A przy kompromisie nikt niczego nie traci. W kompromisie chodzi o zdecydowanie, że druga osoba ma takie samo prawo do bycia szczęśliwym w jego wyniku, co ty. Musicie pracować wspólnie, aby znaleźć rozwiązanie. Jeśli nie chcesz pracować… no to w tym będzie już problem. - odpowiedział. Człowiek szedł się zmienić, zwłaszcza dla kogoś na kim mu zależało. Jeśli tego nie chciał, to lepiej faktycznie było zerwać, bo to nie prowadziłoby do niczego dobrego. Danon sam się mocno zmienił pod wpływem Kanga! Song wyciągnął z niego wszystko co najlepsze i już nie był słabym, zastraszonym kotkiem, tylko… no dzisiaj było widać jaki był, kiedy ktoś się brał za coś co było jego! Można powiedzieć, że Kang go sobie wychował, a jako, że zaklepał go sobie już w czasach trainee, to chyba doskonale wiedział co robi. I teraz musiał z tym kimś żyć do końca!
- Well, yeah, ale kultury drugiego człowieka, zwłaszcza tak odmiennej, trzeba się nauczyć, a do tego potrzeba czasu i cierpliwości. - odpowiedział, zerkając na niego. Bo nie tylko Lilith tam potrzebowała czasu na naukę, ale też on. Byli z kompletnie różnych środowisk, a mimo to coś ich do siebie przyciągnęło, więc teraz jeśli chcieli w tym trwać, to musieli nad tym pracować. Niektórzy ciężej od innych, ale jeśli miało się w sobie dużo samozaparcia, to dla chcącego nic trudnego, nie? - Związki trwają długo, bo ludzie decydują się o siebie walczyć, trwać przy sobie i pracować ze sobą. Pytanie tylko czy chcesz. - dodał, zerkając na niego pytająco.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Tyle, że to nie sam Ezra miał tam być słowem klucz, a wydarzenie, nowa sytuacja, w której znalazł się Song. Nie pomogło mu więc to, że musiał teraz się zastanawiać nad tym, jak ma łagodnie dać Hernandezowi do zrozumienia, że jest wdzięczny za wsparcie, ale niech spierdala bo Damon będzie potem chodził cały dzień nabuzowany, a on sam nie będzie miał możliwości się nim zająć bo będzie pochłonięty czymś innym. Najprawdopodobniej już od rana w sobotę będzie rzygał z nerwów bo wydarzenie to było ogromnego kalibru, a on został po prostu wepchnięty na głęboką wodą, a wszyscy – no może nie wszyscy, bo przecież Song świetnie udaje – wiedzieli, jak kiepska była pewność siebie chłopaka.
  — Pojechałem do Australii do dziadków, żeby poznać ich po latach. Spotkałem się z Lilith, przez co musiałem wracać od razu do Korei, więc z dziadkami nie spędziłem więcej jak kilku godzin. — Odpowiedział Moon, dalej dość sztywno. Bo wyznaczył sobie wtedy zupełnie inny cel, chciał w końcu spotkać z dziadkami i to było planowane od dłuższego czasu. Fakt, że rozwinął to o spotkanie z Lilith, co było dość niecodzienne dla niego, ale to tylko pokazało, że nie wywiązał się ze swojej deklaracji wobec dziadków, więc było mu z tym źle. Bo Isaac był osobnikiem bardzo obowiązkowym, a to nie była nowość.
  Tak więc jeśli odwalał to potem miał jednak moralniaka. Większego czy mniejszego – w tym wypadku nie żałował samego spotkania z Lilith i nie ją obarczał winą za to, że musiał wracać, ale samego siebie. Że nie zachował odpowiedniej ostrożności i tak oto się skończyło. Zawiódł.
Był bardzo krytyczny wobec siebie, a to też nie było takie nowe i też miało swoje podstawy, mocno zakorzenione w chłopaku. Geneza tego wszystkiego nie była znana wszystkim, ale czynnik, który wywarł wpływ na chłopaka był… bardzo mocny.
  W międzyczasie Song ulotnił się, zbierając wszystkie swoje siły by zabrzmieć jak najbardziej przekonująco, kiedy mówił, że „pewnie”, wszystko gra. Nie grało. I może poszedłby do Lilith, niemniej nie uważał, że powinien, zwłaszcza po tym, że jednak to i owo usłyszał od Isaaca, więc nie chciał robić za podwójnego agenta. Poza tym – należało mu wybaczyć – w obecnej chwili po prostu nie miał siły by jeszcze rozpracowywać kolejne problemy, kiedy on zakopał się w swoich własnych przemyśleniach. I wyrzutach. Marnym byłby pocieszycielem dla dziewczyny.
  — Damon, wiem na czym polega kompromis, ale tłumaczę ci, że nie zawsze jest on możliwy, nie w takiej sytuacji. Czasami ktoś po prostu musi odpuścić bo nie ma opcji win-win. — Odparł, bo chociaż kompromis ten eden, do którego się dążyło, to jednak ta utopijna wizja często była poza zasięgiem. Zwłaszcza kiedy zdania były mocno podzielone, a różnice diametralne. Nie był głupi, a przy okazji nie był niewtajemniczony. Może i nie był w związku, ale on jak on miał model pełnej rodziny, w dodatku w miarę zdrowo funkcjonującej – przynajmniej jeśli chodziło o relację między małżonkami. — I naprawdę, teraz mówisz mi „jeśli nie chcesz pracować” gdzie to nie ja po mojej rozmowie z Lilith zacząłem się od niej odcinać i to nie ja po prostu poszedłem sobie stąd z informacją, że idę się położyć, dobranoc. — The man with endless patinece is looing it. Niemniej tak to działało, w tym momencie czuł się w jakimś stopniu oskarżany, tym komunikatem zaadresowanym bezpośrednio do niego, jak gdyby to on w tym momencie tworzył problem.
  Tym bardziej, że osobiście wcale mu się nie podobało to, jak potoczyła się rozmowa z Lilith. Jej podejście do tego wszystkiego. On przecież by do tego wrócił, ale jak ma wrócić, skoro ewidentnie nie chciała mieć z nim styczności, bo nawet na niego nie patrzyła. Bolało go to, chciał jej o tym powiedzieć, ale nie czuł się w pozycji. Zwłaszcza po tym, jak stąd wyszła. Używając liczby pojedynczej – ona się ulatnia.
  I tak też po ostatnich słowach chłopaka po prostu musiał wziąć głębszy wdech i zliczyć w umyśle powoli od dziesięciu do zera, żeby faktycznie się nie zdenerwować.
  — Mam wrażenie, że nie do mnie powinno być skierowane to pytanie. — Odpowiedział w końcu, już spokojniej, bo mama to przecież nie może się wkurwić, tylko musi doprowadzić do początku i dalej rozmawiać. Rozmowa była podstawą wszelkich relacji. Rozmowa była podstawą związku, bo pozwalała na wyjaśnienie wielu kwestii. Ale co miał zrobić, kiedy ktoś po prostu nie chciał z nim rozmawiać lub wolał tego nie robić, bo tak wygodniej, bo niektóre rozmowy mogą być niezręczne bądź prowadzić do bardziej intensywnych dyskusji.
  Nie był teraz pewien czy był sens w tej rozmowie, bo… No nie mógł się zgodzić z chłopakiem, a przy tym wszystkim czuł się, jakoby to on był wszystkiemu winien, zwłaszcza tej sytuacji z Lilith. Ba, na pewien moment – choć szybko odrzucona – pojawiła się myśl, że Damon nie był bezstronny, a właśnie opowiadał się po stronie dziewczyny. Gdzie jednak liczył na zachowanie neutralności, bo chyba na tym to polegało.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Damon będzie chodził napięty, bo Hernandez, ale i tak pewnie będzie się próbował ogarnąć, chociażby dla samego Kanga i wielkiego wydarzenia do którego przykładał swoją rękę. Dlatego pewnie i tak będzie chciał unikać Meksykańca, aby przypadkiem nic nie zrujnować. No ale Kim będzie się pewnie zachowywał… mniej więcej jak Kang kiedy Abigail była na pokładzie. Przynajmniej ten jeden raz, bo Song był ważniejszy niż jego niechęć do Ezry. Każdy wiedział, że ona istniała i nie przejdzie, ale były rzeczy ważne i ważniejsze. A jego narzeczony, jego samopoczucie i komfort psychiczny były zdecydowanie ważniejsze. Przynajmniej dla niego.
Kim westchnął ciężko pod nosem, przeczesując palcami włosy. No naprawdę, żadnego pozytywu nie potrafił znaleźć w tych swoich wybrykach, które mimo wszystko jednak przyniosły coś dobrego. Nic nowego, że był dla siebie bardzo krytyczny pod względem obowiązków, kto jak kto, ale Damon to akurat już rozumiał, bo pewnego dnia Moon zwyczajnie mu się zwierzył z tej jednej, bardzo ważnej tajemnicy, która stała za… no całym Isaaciem. Powiedział jej o tragedii, która go teraz kształtowała i o której nie wiedziały nawet Traumas, ani zdecydowana większość ludzi. Nawet w zespole.
- Jesteś dla siebie zbyt surowy, Isaac. - mruknął, bo przecież wszyscy odwalali. On miał wiele za uszami, chociażby ten swój odpał na motocyklu! Czy całą masę innych rzeczy, które teraz są ciekawym wspomnieniem i opowieścią, którą można się było dzielić z innymi. Takie rzeczy nas kształtowały, na wszystkich błędach się uczyliśmy, ale… niektóre błędy przynosiły też coś dobrego.
Kim nie był zbytnio przekonany tym jego „pewnie” no ale powiedzmy, że uwierzył. Przynajmniej na tę chwilę, zwłaszcza, że Song i tak poszedł się kąpać. Może był już zmęczony dzisiejszym wieczorem pełnym emocji i zwrotów akcji. Nic dziwnego, on też w zasadzie padał na mordę, ale… miał rzeczy, które musiał i chciał doprowadzić do końca, chociażby tą rozmowę z Isaaciem, która zdawała się nabierać tempa. Poprawił swoją pozycję na kanapie i skierował się bardziej frontem do chłopaka, opierając się bokiem o kanapę.
- No to normalne, nie zawsze się wygrywa. Czasem odpuścisz ty, czasem ona, ale w ten sposób się docieracie. Uczycie się żyć ze sobą. To nie znaczy, że nagle rezygnujecie z bycia sobą. Nie jesteście przypadkiem ze sobą właśnie dlatego, że… no jesteście inni? W sensie ona jest inna niż wszystkie takie same laski u nas, a ty jesteś inni niż ci Australijscy frajerzy z jej środowiska? - spytał, bo myślał, że to właśnie to ich do siebie przyciągnęło w jakimś stopniu. Damon może nie miał idealnego wzoru rodziny, bo jego… no, daleko jej było do perfekcji, ale działał według doświadczenia z Kangiem. Tutaj też musieli iść na kompromisy, zaakceptować różnice, a on był w stanie dla niego nawet zrezygnować ze swojego ukochanego życia idola, aby tylko z nim być, aby zapewnić komfort psychiczny Songowi. I niczego nie żałował, jeśli miało to mu dać ostatecznie szczęście.
Chyba się trochę zaskoczył reakcją przyjaciela na jego słowa.
- Isaac, ja nie mówię tego o tobie, tylko mówię ogółem. To nie jest atak. - powiedział, bo przecież nie miał na myśli samego Moona, że niby nie chce pracować. No on to akurat wiedział, że chłopak jest najbardziej ugodową osobą pod słońcem, więc nawet by o tym nie pomyślał! To miało być takie głośne myślenie, ale chłopak chyba odebrał to personalnie, więc należało go trochę uspokoić, bo Kim nie miał zamiaru go przecież o nic oskarżać.
Na odpowiedź chłopaka, padł znowu grzbietem na oparcie kanapy, zerkając w sufit nad nimi. Zamyślił się na chwilę nad jego słowami. Może faktycznie należało zadać to pytanie dziewczynie? Jej tak nie znał w zasadzie, Kang był z nią jakoś bliżej niż on. Sięgnął dłonią do karku, aby go nieco rozmasować.
- Może powi- - puk puk.
Urwał i spojrzał w kierunku drzwi, bo raczej nie spodziewali się nikogo, zwłaszcza, że już było późno. Czyżby obsługa hotelowa? O tej godzinie? Chyba, że może Kang zamówił jakieś jedzenie? Zerknął nieco zaskoczony na wejście, potem na Moona i wstał, aby otworzyć drzwi. Może to morderca. Albo jakieś fanki ogarnęły, że część PTS(D) się tu zatrzymało i teraz będą ich nękać z błaganiem o autografy czy zdjęcia. Kiedyś jakieś fanki wjebały się do pokoju hotelowego idoli i robiły sobie z nimi zdjęcia jak spali, a jak jedna chciała ziomka pocałować, to się obudził i wszczął alarm. Witamy w świecie kpopu!
Kim otworzył drzwi, aby przed nimi zobaczyć… Shelby, która wyglądała trochę jak zbity pies. Bez słowa zrobił krok w bok, a jej spojrzenie momentalnie padło na Moona. I przez krótką chwilę stała w tych drzwiach, aż w końcu ruszyła w jego kierunku, aby bez wcześniejszego słowa ostrzeżenia się w niego wtulić ze skruchą. Wlazła za niego okrakiem i jak taka mała koala się w niego wczepiła, chowając twarz w jego szyi.
- To ja pójdę zobaczyć co z Kangiem. - powiedział w końcu Kim zamykając drzwi i wycofał się do ich wielkiej sypialni z łazienką, aby też samemu się przebrać i nieco ogarnąć, ale przede wszystkim upewnić się, że z jego narzeczonym było wszystko w porządku, bo wewnętrzny instynkt podpowiadał mu, że jednak tak nie było. Dlatego rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu chłopaka, ale chyba jeszcze nie wyszedł z łazienki, więc Kim zdjął górną część odzieży i ukradł chłopakowi z torby swoje dresowe spodnie, aby się w nie przebrać po późniejszym prysznicu.
Tymczasem w salonie Lilith wciąż chowała się w Moonie jak takie zawstydzone dziecko, które przyszło do mamy po tym jak nabroiło.
- Przepraszam. - wymruczała w końcu w niego ledwo słyszalnie i zrozumiale. Nawet się nie przebrała, ani najwyraźniej nie brała prysznica, więc chyba musiała myśleć o tym wszystkim przez cały czas. I chyba doszła do jakichś wniosków. - Jestem głupia. - piękny wniosek, Lilith.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  — Szkoda, że nie zawsze taki byłem. — Odpowiedział pochmurnie, odwracając wzrok od swojego rozmówcy. Tak, wciąż go gryzła przeszłość, choć zwykle nie mówił o niej. Co nie znaczyło, że dalej jej nie przeżywał. Przeżywał – mimo upływu tylu lat i nadal obarczał winą siebie. I chyba nie mógł darować sobie tych słów, będących kolejnym przytykiem, wymierzonym we własną osobę. To jeszcze do wypracowania, może kiedyś sobie odpuści, jeśli się pogodzi z tym, co się stało. Ale to już jest osobna historia, nie na teraz. Może tak na… nigdy. Kto by się chciał mierzyć z demonami przyszłości, zwłaszcza tak paskudnymi.
  Spojrzał na powrót na przyjaciela, kiedy ten zagadnął o temat tego, że przecież są ze sobą, Isaac z Lilith, właśnie dlatego, że są z różnych środowisk, byli czymś takim… rzadko występującym w ich własnych otoczeniach, czymś egzotycznym. Ale teraz nie wyglądał na zbyt mocno przekonanego, co do tego, jak gdyby to miało być na plus dla nich.
  — A co jeśli to kwestia chwilowej fascynacji u niej? Skoro jestem taki inny od tego, w czym funkcjonowała do tej pory, to może tylko dlatego ją zainteresowałem? Co jeśli na dłuższą metę po prostu uzna, że jestem zbyt nudny, za spokojny, nieciekawy. W końcu u niej zupełnie inaczej to wyglądało. I inaczej wygląda dalej – włącznie z jej przyjaciółką. — Bo nie przyjaciółkami. Chiara wypadła z obiegu, ale została Echo.
  Prawdopodobnie dlatego, że Damon poinformował go, że jego słowa nie miały być atakiem, Moon wziął tę chwile na uspokojenie nerwów. A on się rzadko denerwował, naprawdę rzadko. Chyba, że ktoś mu zastraszał lub macał Lilith to wtedy wychodził z niego potwór. Matka niedźwiedzica, czy coś. Chociaż w tym wypadku to po prostu źle brzmiało.
  Przeniósł spojrzenie na drzwi, gdy rozległo się pukanie. Zmarszczył czoło w wyrazie lekkiego skonsternowania, jeszcze odruchowo zerkając na zegarek na szafce. A potem odwrócił wzrok na Damona, który podszedł otworzyć. Był trochę zaniepokojony bo kto niby mógł o tej godzinie się dobijać? Chociaż z drugiej strony to mógł być przecież Rhys czy… No właśnie, Lilith. Isaac mocno się zdziwił, że ją zobaczył. Miał wstawać, jak wystartowała w jego stronę, miał pytać czy coś się stało, ale była szybsza niż jego, opóźnione z powodu zaskoczenia i emocji, które w nim siedziały, reakcje. Dalej zdziwiony był, kiedy wpakowała się na niego i wtuliła. No bo w danej chwili to było i tak ostatnie, czego by się spodziewał. Objął ją zaraz po tym, gdy dotarło do niego, co się dzieje, i przytulił mocno do siebie, chyba dalej nie bardzo rozumiejąc o co chodzi. Nie wyglądała przecież jakby spała i nagle miała zostać obudzona przez jakiś koszmar.
  Skupił się na niej, więc nie zarejestrował momentu, w którym Damon się wycofał. Chyba też tylko po to by popatrzeć na drzwi od łazienki, bo Song to coś się długo kąpał. Albo odkręcił wodę pod prysznicem i siedział tam, oglądając jakieś fejsbuki. Nie no co wy – Song by tak nie zrobił. A już na pewno nie wtedy, kiedy miał zły humor. Szybciej instagrama, jak już.
  Jeszcze bardziej zdziwiony był Moon, kiedy Lilith powiedziała, że przeprasza. On nie miał pojęcia za co. Nie rozumiał tego. W domysły, jak każdy, nie był jakiś super, ale zmarszczył czoło, kiedy powiedziała, że „jest głupia”.
  — Nie mów tak, proszę — powiedział łagodnie, chyba momentalnie po prostu mięknąc. Jak wcześniej był nabuzowany całym tym tematem, tym jak to wygląda, tak teraz wystarczyła chwila, by mu ten kwasek rozpuścić. Tak czy siak – nie chciał by tak o sobie mówiła. Nie była przecież głupia! Przecież dostała się na studia do Seoulu, a tym byle kogo nie brali. — Jesteś moją bystrzachą przecież. — Naturalnie rozumiał, że nie chodziło raczej o iloraz inteligencji, a o coś innego, niemniej dalej nie odpowiadało mu to, żeby tak mówiła.
  Zaczął gładzić ją po plecach uspokajająco.
  — Co się dzieje, aegi-ya? — mruknął do jej ucha, zaraz potem ucałowując je delikatnie. Nie, nie mógł się domyślić. Komunikacja nie polegała na domysłach! A tak na dobrą sprawę, to po prostu nie chciał, bo choć miał jakiś typ, co do powodu tego, co się właśnie działo to jednak wolał usłyszeć to od niej. I miejsce też było jakieś takie do dupy, bo znajdowali się teraz w gościnie Kanona. Nigdy u siebie! A swój pokój przecież nie mieli aż tak daleko!
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Damon to chyba nigdy by się nie spodziewał, że za Isaaciem stoi taka… ciemna, tragiczna historia. Prędzej myślałby to co każdy, że chłopak po prostu wyniósł taką odpowiedzialność i wychowanie z domu, no ale z tego co słyszał, to kiedyś nie był taki grzeczny i ułożony, tylko zmieniło się to po pewnych wydarzeniach, które odcisnęły na nim niesamowicie wielki ślad. W cholerę trwały. I szczerze mówiąc Kim się nie dziwił, ale w dalszym ciągu uważał, że czasami jest dla siebie zbyt surowy i wciąż się karze za to co się wydarzyło. Nawet jeśli to było już kawał czasu temu. Westchnął więc tylko cicho pod nosem i sięgnął do karku przyjaciela, aby go złapać we wspierającym chwycie, aby wiedział, że Danon to z nim jest od początku do końca.
Kącik ust u lekko drgnął w pociesznym geście, kiedy usłyszał wypowiedź Isaaca. No właśnie, co jeśli to tylko chwilowa fascynacja, bo był inny niż wszyscy dookoła niej? Zwłaszcza, że przecież została skrzywdzona przez swojego poprzedniego chłopaka, a Moon był zupełnie inny od niego. Więc co jeśli na dłuższą metę to nie przetrwa bo za bardzo się różnią? A co jeśli to właśnie tego szukała?
- Wiesz, to może działać w dwie strony. Co jeśli za jakiś czas uznasz, że masz już jej dosyć? Albo, że jest niewychowana? Albo zbyt głośna? Zbyt odbiegająca od twoich oczekiwań? Znaczy, wiesz, ty akurat jesteś najbardziej cierpliwą osobą pod słońcem, jak wytrzymałeś Kanon to wytrzymasz wszystko, ale dzieci, a dziewczyna, to jednak inna bajka. - powiedział, bo każdy wiedział, że Moon to już dawno powinien za tą swoją cierpliwość order od prezydenta dostać. A nawet sześć, za każdego dzieciaka z zespołu, który robił wieczny przypał. - Nigdy na początku nie wiesz czy ta fascynacja drugą osobą nagle nie minie, ale to jest ryzyko, które występuje w każdym związku. Pewnego dnia się po prostu obydwoje przekonacie czy to jest to, czy jednak nie. - dodał. On sam też nie wiedział czy związek z Kangiem przetrwa mimo wieloletniego zafascynowania drugą osobą. Podziwianie kogoś z boku, a związanie się z nim oficjalnie jednak trochę się różniło poziomami. Oni mieli dodatkowe kłody pod nogami, które mocno im wszystko pokomplikowały, ale jak widać nie zamierzali dawać za wygraną. Jebać wszystkie przeciwności losu. Kanon był bardziej uparty.
Lilith mocno męczyła ta cała niedokończona rozmowa, ta cała sytuacja i chociaż chciała się w samotności wyciszyć, to jednak to nie pomogło, jedynie poczuła wyrzuty sumienia, że się ulotniła. Sama. Bez konfrontacji. I potem zaczęła myśleć jeszcze intensywniej, aż w końcu nie potrafiła siedzieć w miejscu, w pokoju, sama. Musiała przyznać się do błędu, zebrać się w sobie i wrócić do apartamentu Kanona. Oczywiście, że się stresowała, dalej, bo tego typu rozmowy zawsze nie były przyjemne, ale czuła, że nie da jej to spokoju, a naprawdę nie chciała zjebać tego co miała. Dlatego też kiedy tylko dostała się z powrotem do Moona, wczepiła się w niego i nie chciała puszczać, czując się zwyczajnie głupio, że przez to jedno, durne zadanie od Eugene’a wszystko się tak beznadziejnie rozwinęło. Poczuła się jednak lepiej kiedy ją objął i mocniej do siebie przycisnął. Nie zmieniało to jednak faktu, że uważała się za głupią, więc jedynie nieznacznie pokręciła głową, gdy powiedział, że jest bystrzachą. W tym momencie zdecydowanie się za takową nie uważała. Dlatego kiedy spytał co się dzieje, jeszcze mocniej się w niego wtuliła w przepraszającym geście.
- Mam najlepszego chłopaka pod słońcem i tego nie doceniam. - mruknęła, wciąż nie podnosząc twarzy, bo tak jakoś łatwiej było mówić. No ale tak, miała chłopaka za którego miliony dziewczyn dałoby się zaszlachtować, a ona zachowywała się jak dzieciak. I to zbyt emocjonalny! Bo jak chodziło o Amandę, to jej nerwy puszczały. Znaczy miała do tego solidne podstawy, no ale musiała pamiętać, że jednak mówiła o jego bliskiej przyjaciółce z którą też miał kawał historii, więc… no musiała zrozumieć, że nagła zmiana postrzegania jej mogła nie być taka nagła. To wszystko należało przetrawić i niczego nie dało się przyspieszyć. - Przepraszam za to co powiedziałam. Wcale nie uważam, że jesteś sztywny czy nudny. I naprawdę czuję się przy tobie swobodnie. - bo dobrze jej się spędzało czas w jego towarzystwie, nigdy nie narzekała na nudę. Poza tym, po różnych szaleństwach, wygłupach i mocno energicznych dniach bardzo dobrze było wrócić do kogoś spokojnego, kto cię wyciszał i dawał poczucie spokoju, bezpieczeństwa i stabilności. Do kogoś z kim można było po prostu posiedzieć pod kocem, obejrzeć film i pogadać o tym jak minął ci dzień. - I przepraszam, że uciekłam. - dodała, bo czuła się z tym źle, że „poszła spać” bez żadnego ani me, ani be, ani pocałuj mnie w dupę, bez dokończenia rozmowy, która wyraźnie obojgu leżała na sumieniu. - I że podniosłam głos. - zwłaszcza jak mówiła o Amandzie. - I że jestem zazdrosna. - o Amandę. Ale do tego też miała solidne podstawy! - I… że nie umiem normalnie rozmawiać. - bo uciekła, albo staje się zbyt emocjonalna, kiedy mówi o niewygodnych tematach. No, sporo miała sobie do zarzucenia. - I że kiepska ze mnie dziewczyna. - dodała na koniec, wciąż wciskając nos w jego szyję, bo to było takie bezpieczne miejsce. W końcu jednak musiała podnieść głowę. Wyprostowała się więc, aby na niego spojrzeć, jednak z niego nie schodząc, ani nie przestając obejmować, bo przecież zaraz mogła wrócić do swojej pozycji koali! - Bardzo się na mnie gniewasz? - spytała, spodziewając się chyba, że faktycznie może być na nią zły za… no wszystko. I wcale by mu się nie dziwiła.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
Composer — Beat Ent.
22 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
I know i'm far from perfect, nothin' like your entourage, I can't grant you any wishes, I won't promise you the stars.
  — Miałeś łatwiej. — Rzucił w końcu, uśmiechając się pod nosem blado, podnosząc przy tym spojrzenie na Damona. — Obaj mieliście. — On i Kang. Oni zadeklarowali się sobie nawzajem bardzo późno, jak już obaj byli przekonani do tego, co czują. A raczej: mieli solidne podstawy by sądzić, że są mocno zaangażowani i to nie jest tylko chwilowe zauroczenie, które po prostu minie, gdy będą spędzali więcej czasu w swoim towarzystwie. Oni się wzięli za siebie, jak już wszyscy inni i tak wiedzieli, że jeden na drugiego leci i to już od dłuższego czasu. A tutaj Moon faktycznie nie mógł przewidzieć jak to się rozwinie. Za uczucia nie dało się odpowiadać, je można było pielęgnować, ale nie można było tak po prostu na nie wpływać i stwierdzić, że mimo wszystko chce się być dalej z tą osobą. Mimo tego, że jednak czuje się, że nie jest ona tym, czego się szuka.
  Moon miał jeszcze kilka tematów do przedyskutowania z Damonem, on na dobrą sprawę dopiero zaczynał, bo chciał na pewno jeszcze poruszyć kwestię Amandy. Bo co do tego, że był sztywniakiem i mało rozrywkowym typem to był przekonany, ale na to wpływać nie chciał – taki po prostu był, z tym było mu wygodnie i z tym dobrze się czuł.
  Nie miał jednak możliwości by podjąć rozmowę z chłopakiem, bo mieli niezapowiedzianego gościa. Jego akurat wizyta Lilith zaskoczyła – był przekonany, że już dzisiaj nie uda mu się z nią porozmawiać, że najprawdopodobniej zadekowała się w łóżku, w pokoju i albo śpi albo zasypia przy włączonym telewizorze. Nie mógł jednak powiedzieć, że nie ucieszył się na jej widok. Pomimo tego wstępnego zaskoczenia.
  Słysząc jej słowa, uniósł lekko brwi.
  — O-och. Masz jeszcze drugiego chłopaka? — spytał, co było formą żartu, jedną z tych, którą Moon powoli rozwijał. Taki niewinny śmieszek, na to było go stać. I to przychodziło nawet całkiem naturalnie. W tym wypadku oznaczało tyle, że chyba nie zgadzał się z tym, że on miałby być tym najlepszym chłopakiem pod słońcem. Jasne, było mu miło z tym stwierdzeniem, ale dalekie było od prawdy. Nie był jakiś niesamowity. On to po prostu on. Gdyby był najwspanialszy to chyba udałoby mu się wieść słodko-pierdzący związek, gdzie dziewczyna czułaby się jak księżniczka i nie miałaby absolutnie powodów, by się na cokolwiek denerwować lub o cokolwiek/kogokolwiek martwić.
  A potem padła salwa przeprosin. Na pierwsze otwierał już usta, by coś powiedzieć, ale w ślad za nimi padły kolejne, i kolejne, i kolejne. Na końcowe po prostu już pokręcił głową, bo te ostatnie to najmniej mu się podobały, a niektóre wcześniejsze wcale nie musiały się pojawiać.
Gdy na niego w końcu spojrzała, to uśmiechnął się do niej delikatnie, sięgając zaraz jedną dłonią do jej włosów, coby je odgarnąć z jej twarzy. Wtedy też usłyszał to pytanie – czy bardzo się na nią gniewał.
  — Nie gniewam się na ciebie. — Bo to należało sprostować. — Po prostu się martwię. I przez to też denerwuję. I stresuję. — A lepiej, żeby się nie stresował, bo miał piękne, gęste włosy, więc szkoda by było, gdyby je zaczął tracić z nerwów. — I czuję się wtedy pogubiony. A ja… No, wiesz dobrze, że lubię jak jest porządek. — Zwłaszcza w jego głowie. Choć nie zawsze się przecież dało to osiągnąć. Zwłaszcza kiedy w grę wchodziły emocje, czyli coś, nad czym nie zawsze dało się zapanować. A co dopiero uczucia – te to dopiero burdel robiły. A Moonowi, który był panem organizacją (nigdy sobie nie wybaczy pomylonego pociągu) to brak organizacji był… straszny! I mocno przytłaczający. — Ale nie przepraszaj mnie za to, że jesteś zazdrosna. Bo przecież to się zdarza każdemu — ważne po prostu by nie była to chorobliwa, a zwłaszcza bezpodstawna zazdrość. — Mnie także. — Względem Lii. Chociaż u niego była to chyba zazdrość bezobjawowa, ale może gdyby to się dłużej pociągnęło to wcale by się tak cicho nie skończyło. —Ani za to, że nie umiesz „normalnie” rozmawiać. To nie jest coś, co każdemu przychodzi łatwo. Zwłaszcza, jeśli otoczenie tego nie upraszcza. — Zaraz potem uśmiechnął się raz jeszcze w swój markowy, pocieszny sposób. — Ale powinnaś przeprosić samą siebie. — Oznajmił, zaraz potem dodając: — Za to, że tak źle o sobie mówisz. Nie jesteś kiepską dziewczyną. — Wyjaśnił jej. No nie była przecież jakąś straszną dominą, która go źle traktowała i wykorzystywała tylko dla własnych potrzeb. Była po prostu normalną dziewczyną, lat dziewiętnaście. W związku, który wcale nie był taki prosty, jak mogłoby się wydawać. Bo niby partnera miała z pozoru „idealnego”, ale jak się dłużej z nim siedziało to miał też cechy, które wcale nie ułatwiały funkcjonowania. I on także wymagał cierpliwości.
  Zerknął w stronę drzwi w salonie, które prowadziły do sypialni zajmowanej przez Kanon. Naprawdę nie chciał im się dłużej naprzykrzać, tym bardziej, że oni też swoje przeszli, a on najdłużej siedział im na głowie. Znaczy Kang to się eksmitował dość szybko, on się nie martwił, ale Moon wiedział, że Damon by go tak szybko nie przegonił. W to, że kiedyś by to zrobił to nie wątpił, zwłaszcza jakby podeszło mu ciśnienie względem Kanga, ale to nie był jeszcze ten etap chyba.
  Wrócił spojrzeniem do Lilith.
  — To może przeniesiemy się do pokoju? — zagadnął, naprawdę nie chcąc siedzieć im na głowach. Też wątpił, aby Kim się pokazał w najbliższym czasie z hasłem „elo, co tam, o czym sobie gadacie”. Możliwe, że stał ze szklanką i podsłuchiwał czy może iść czy nie, więc… No nie chciał odbierać mu swobody.
  Ani sobie. Bo poważnie nie lubił rozmawiać o sprawach ważnych na takich gruntach. Bardzo niepewnych co do najbliższych wydarzeń i co do spokoju.
As if a hurricane will come over me
Obrazek
My dream of you has pulled me in just one moment
towarzyska meduza
Rewolwerowiec
brak multikont
ODPOWIEDZ