lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
To miał być ten dzień. Ten dzień w którym wszystko miało się skończyć. I zacząć.
Już długo o tym myślał, przez całą trasę wiedział, że po powrocie do domu musi porozmawiać z szefem. Tego już było za dużo, to trwało przede wszystkim stanowczo za długo. Ta cała sprawa z Abigail. Miał dziewczyny serdecznie dosyć i czuł się jak ostatni śmieć za każdym razem, kiedy musiał przy Kangu tolerować jej bezczelne, flirciarskie zachowanie. Jej obłapywanie, przytulanie się, całowanie kiedy on wyraźnie tego nie chciał. Na całe szczęście na trasie jej już nie było, więc dwa miesiące mieli spokoju. Byli sami dla siebie, na scenie było o wiele więcej komfortu. Song miał w sobie więcej życia i humoru, kiedy wiedział, że przed, w trakcie i po koncercie Damon będzie się skupiał wyłącznie na nim i nikt nie będzie w stanie mu tego popsuć swoją obecnością.
I tak też było.
Przez całą trasę żyli jak gdyby Abigail praktycznie nie istniała. Damon skupiał się wyłącznie na Songu, na scenie go zaczepiał, przymilał się, przytulał, był złośliwy i… no byli po prostu Kanonem, takim, którego wszyscy znali i kochali. Poza sceną całe noce byli razem, każdego dnia. Ku uciesze chłopaków na pewno, ale… no wydawali się być szczęśliwi. Nikt im nie przeszkadzał. I dlatego też Kim utwierdził się w tym, że ten cały związek z dziewczyną należało po prostu zakończyć. Było dobrze, kiedy nie musieli się nią martwić, a w Korei, poza trasą… była zawsze. Prawie na każdym występie w Korei, na wielu wyjściach, a i czasami musiał się przecież z nią pokazać publicznie w jakichś knajpach, aby było, że zabiera ją na randki. Wszystko pod publikę. I on już tak nie chciał, miał tego szczerze dosyć. Postanowił więc, że po powrocie porozmawia z szefem. Będzie stanowczy, bo wiedział na czym stoi. Był pewien, że jego pozycja w zespole była pewna. No bo przecież nie mogli go wyrzucić, nie? Był visualem, jedną z najbardziej rozpoznawalnych i popularnych postaci w PTS(D) oraz samej Korei…
No to się chłopak zdziwi.
Nie mówił o niczym Kangowi. To miała być niespodzianka.
Wieczorem JYP miał zawsze najwięcej czasu. Nie ganiany przez wszystko i wszystkich dookoła, najłatwiej było się do niego dostać i kto jak kto, ale chłopaki to wiedzieli. Dlatego też Kim wyczekał odpowiedniej chwili i skierował się do gabinetu mężczyzny wcześniej badając czy na pewno go tam znajdzie. A był jakże czarujący i w dobrym nastroju, więc miła pani asystentka wszystko mu wyśpiewała! Naprawdę miał dobre przeczucia z jakiegoś powodu. A może po prostu chciał, aby potoczyło się to po jego myśli? Niby wiedział, że JYP zależy na tym całym szipie, który ciągnęli prawie rok, ale… czy to już nie za długo? Skandale i zerwania też się dobrze sprzedają. Może mężczyzna w końcu ulegnie? Może przyzna mu rację? Może…
Stanął przed drzwiami i zapukał. Wziął głębszy oddech, gdy usłyszał, że może wejść, a potem grzecznie, formalnie się przywitał z szefem i wszedł do środka zamykając za sobą drzwi. No to przedstawienie czas zacząć.
- Moglibyśmy porozmawiać?
- O, Damon, dobrze się składa, bo właśnie miałem po ciebie kogoś wysłać. Słucham cię. - powiedział, odkładając na bok jakieś papiery.
- Chodzi o Abigail.
- Fantastycznie, o tym właśnie chciałem z tobą pogadać.
- Tak? -
- Tak. Ludzie dalej wygrzebują to, co się stało na koncercie. I chodzi mi o twoją reakcję na pocałunek Abigail.
- Szefie, chodzi o to…
- Masz to naprawić.
- Słucham?
- Musisz przekonać Traumas, że wszystko między wami jest w porządku i kochacie się bardziej niż kiedykolwiek, a ty byłeś po prostu zaskoczony tym gestem.
- Nie chcę.
- Nie ma nie chcę. Masz to załatwić, Damon. Ludzie kochają Dabigail i to ma trwać, bo jest świetnie opłacalne i sprzedaje się jak ciepłe bułeczki. Chcesz zachować swoją posadę w zespole, to zrobisz co mówię, tak?
- Szefie, naprawdę, mam już dosyć tego całego udawania. Abigail jest irytująca, denerwująca, męcząca i…-
- Nie obchodzi mnie to, Damon. Ten wasz związek na ciebie zarabia. Dzięki niemu masz pieniądze na wszystkie swoje zachcianki, dlatego też, aby odbudować waszą relację, wyjedziesz z nią na dwa tygodnie do cudownego raju dla zakochanych – na Hawaje.
- Co. - chyba się przesłyszał.
- Słyszałeś mnie. – a jednak nie. - Wyjeżdżacie w niedzielę, ona już jest powiadomiona. Będziecie ty, ona i ekipa, która będzie kręcić o was program wakacyjny, a także pokaże to jacy jesteście razem szczęśliwi, jasne?
Chwila milczenia, trawienia informacji. Nie, nie, nie, to nie tak miało być.
- Szefie, kiedy to jest bez sensu, ja nie ch-
Przerwał mu głośny trzask otwartej dłoni uderzającej o biurko.
- Jasne?!
Pozamiatane. Damon drgnął nieco zaskoczony jego reakcją. Zatrzymał się w półsłowie z otwartymi ustami, które zaraz potem zacisnął w wąską linię. Odwrócił zły spojrzenie w bok, zaciskając dłonie w pięści. Cholera. To szło w bardzo złym kierunku, ale… kochał to co robił. Kochał ten zespół, występy, fanów. Kochał chłopaków. Byli jego rodziną. Tu się odnalazł, tu miał swój dom, tu znalazł miłość swojego życia. Jeśli miałby wylecieć, to musiałby zostawić Kanga, a tego nie chciał. Nie chciał tracić wszystkiego na co zapracował chociaż był bardzo, ale to bardzo zmęczony.
I co on miał zrobić?
- …tak, Szefie. - zgodził się posłusznie, nawet nie patrząc na mężczyznę. JYP się rozluźnił i wygodniej oparł się o szerokie krzesło przy biurku, splatając przed sobą dłonie, wciąż utrzymując swoje spojrzenie wlepione w chłopaka.
- Świetnie. A teraz wyjdź. O szczegółach wyjazdu dowiesz się wkrótce od menagera.
I to było tyle. Zdanie Kima się nie liczyło. Znowu. Wszedł tu taki pewny siebie, nastawiony na dobre zakończenie… i zamiast tego oberwał Dabigail po pysku. Cholerne Hawaje na dwa tygodnie. Z dala od wszystkich. Tylko z nią.
Jak on miał o tym powiedzieć Kangowi?
Wyszedł z pomieszczenia i jak tylko zamknęły się za nim drzwi, przeklął siarczyście zwracając uwagę niektórych pracowników. W końcu tu się nie przeklinało. Zaraz potem ruszył przed siebie zrezygnowany, aby wejść do łazienki i tam… tam to wszystko przeżyć. Przeklinał, był zły na samego siebie, że tak się dał urobić. Że znowu nic nie ugrał. Że nic się nie zmieniło, a wyszło na gorzej. Że był tak cholernie słaby, że nie potrafi nawet skończyć czegoś tak głupiego jak związek. Związek, który utrzymuje go w wytwórni.
Zanim wrócił do swojego dormitorium, musiał się uspokoić, pomyśleć. W końcu jednak wyszedł i zrezygnowany wrócił do swojego pokoju, nawet nie odpowiadając Mingiemu, który go zagadał. Q też olał, zbywając go ręką. Potem już nikt go nie zaczepiał, widząc, że ma paskudny humor. Po jego mordzie od razu szło to stwierdzić. Wszedł do pokoju. Swojego pokoju. Tam też zastał Kanga. Niby to nie było nic dziwnego, bo… no chłopak praktycznie był ich trzecim lokatorem, ale w tym momencie chyba nie chciał go widzieć. I to tylko dlatego, że nie wiedział co ma mu powiedzieć. Wiedział za to, że jego reakcja nie będzie najlepsza. Trasa była super, ale teraz mieli pierdolony powrót do rzeczywistości.
- Kang… - mruknął, ale zaraz potem odwrócił od niego spojrzenie. Zamknął za sobą drzwi i usiadł na łóżku bez siły, przeczesując nerwowo włosy palcami. - Usiądź. Musimy porozmawiać. I ci się to nie spodoba. - powiedział, wciąż patrząc na podłogę. Bardzo ładna była. Zadbana. Panie sprzątaczki bardzo dobrze odkurzały.
Szczerze? To nie chciał mu tego mówić, ale… no nie było innej opcji. I tak się w końcu dowie. Zwłaszcza, że Abigail będzie się na pewno chwalić swoimi wakacjami z ukochanym na prawo i lewo. Będzie go mieć tylko dla siebie, w pięknym domku na plaży… jeszcze niech im dadzą jedną sypialnię to Danon będzie spać przez cały czas na jebanej plaży z piaskiem w dupie, ale za żadne skarby świata nie położy się obok niej.
Sięgnął do dłoni Songa, aby ją delikatnie ująć.
- Byłem przed chwilą u Szefa. Aby z nim porozmawiać o Abigail… i o tym, że już nie chcę tego dłużej ciągnąć. Chciałem z nim ponegocjować, przekonać go, że to już za długo trwa i mam dosyć. Ale zamiast się ze mną zgodzić, oberwałem w pysk za tamten grymas na pierwszym koncercie, bo ludzie to rozgrzebują i szukają dziury w całym. Teraz mam odbudować wiarę Traumas w naszą relację… - bo przecież chodziły wątpliwości, że Damon może nie być taki szczęśliwy, bo nie wydawał się być zachwycony pocałunkiem od dziewczyny! No i było „może się kłócą”, „mają problemy”, „oboże co teraz?!”, „#saveDabigail”. JYP się to nie podobało. Głęboki oddech. - W niedzielę wyjeżdżam z Abigail na dwa tygodnie na Hawaje. Na wakacje, gdzie będzie kręcony program o tym jak cudownie spędzamy tam czas. - wycedził, praktycznie wypluwając z siebie ironicznie ostatnie słowa. Nieświadomie zacisnął mocniej palce na dłoni chłopaka, dopiero po chwili podnosząc na niego spojrzenie. - Nie chcę tam jechać, ale powiedział, że jak tego nie zrobię, to mogę się pożegnać z PTS(D). - wtedy zaczęłaby się wojna, bo Damon to jednak miał swoich zwolenników, ale… co mu szkodziło wysłać Kima na bardzo, bardzo długi hiatus na którym nie będzie mu wypłacał absolutnie nic?
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Trasa. To było... coś innego.
  I chociaż żył w nim ten niepokój, że to skrzywienie na wizji u Damona, a później fala komentarzy w sieci a propos tego, co to było i co się dzieje z Dabigail, wywoła konsekwencje, to z czasem to zostało spychane na drugi plan, na trzeci, aż w ogóle przestało być słyszalne w jego umyśle. Żył tak na 70% tego, jak chciałby żyć – mając Damona dla siebie, na scenie, pod nią, w hotelu, w podróżach. Czyli coś, czego chciał. Fakt, że dalej musieli ukrywać to, że są faktycznie razem, ale ta trasa była dla Songa jak głęboki oddech. Bo zaczynało go dusić to wszystko, co wiązało się z robotą Damona. Odżył faktycznie. To było faktyczne życie a nie snucie się od momentu razem do momentu, starając się nie zważać na komentarze pozostawione w sieci.
  Ba, nawet w Los Angeles spotkali się z Lią, Endless i Ezrą – przyszli oni na koncert i mieli miejsce w Golden Circle bo takie im załatwił Kang. Nawet trener był! Oprócz nich była oczywiście żona Damona wraz ze swoim ojcem – niewierzącym Rogerem. Z Meksykanami widzieli się potem, po koncercie. Rodzeństwo zabrało chłopaków na kameralne ognisko na dzikiej plaży niedaleko za miastem. I to… No. Faktycznie odświeżyło Songa. I dało mu ten spokój psychiczny, którego potrzebował. W efekcie tego wszystkiego stał się jeszcze żywszy, a przez to oczywiście dawał chłopakom w kość. Damonowi w szczególności. Wynagradzać wynagradzał, wiadomo, ale w końcu znów był tą złośliwą, męczącą, atencyjną bezą.
  Po powrocie mógł od razu wbijać na salony, a konkretniej na dorma Damona i Isaaca bo ten drugi niemalże od razu oddelegował się aby spotkać się z Lilith. Sam powrót do Korei z Japonii, gdzie kończyli trasę, wcale go tak nie umęczył, ale jeśli chodziło o psychikę to… To Abigail dalej w niej nie istniała. Był jeszcze na haju po tym wszystkim, po całej trasie, po przerwie od tej jędzy. W pomieszczeniu może nie było Damona, ale no bez przesady, nie był z nim aż tak zrośnięty, żeby wpadać w panikę. Zamiast tego wyciągnął telefon, otworzył aplikację z jedzeniem – bo skoro Isaaca nie ma to trzeba o siebie dbać samemu - przescrollował menu. Ledwie wybrał kilka pozycji i zatwierdził zamówienie z dostawą, a usłyszał dźwięk otwieranych drzwi.
  — Zamówiłem ci dukbo- Och. — Bo się odwrócił do niego i wychwycił wyraz jego twarzy tuż po wejściu. Jak inni mieli schodzić z drogi bo rozpoznawali ten wyraz twarzy, tak on tym bardziej go rozpoznał. Zmarszczył lekko czoło, a zaraz potem usłyszał swoje imię. — Co się stało? — Bo już założył, że coś na pewno, więc tylko chciał wiedzieć co dokładnie. Ta mina ewidentnie mu nie pasowała, podobnie jak postawa Damona. Temu też na jego słowa zbliżył się ostrożnie do niego, by przycupnąć obok. Nie zostawił żadnej gapy między nimi, a po prostu usiadł tuż przy jego boku, zaraz potem szturchając go zaczepnie swoim bokiem, chyba chcąc tym samym sprawdzić jak źle jest i na jakiej płaszczyźnie ma przesrane. Nie przypominał sobie, żeby ostatnio coś odjebał, a i dawno temu nie odjebał tak, żeby widzieć chłopaka w takim stanie.
  Następuje zwolnienie blokady. I przystępujemy do losowania wśród miliona myśli i scenariuszy, które mogłyby tu znaleźć zastosowanie. Część z nich wyleciała z tej maszyny losującej, kiedy Damon sięgnął po jego dłoń. Song do tego uścisku dołożył swoją drugą dłoń, w niemym wyrazie tego, że cokolwiek się nie odjebało/lub on nie odjebał, to jest z nim.
  A potem już słuchał. Gdzieś na drugim zdaniu, kiedy Damon powiedział w jakim celu rozmawiał z szefem to Kang już wiedział, że Damon nie powie mu teraz, że mogą na spokojnie być razem bo temat załatwiony. Nie był głupi i nawet jeśli z matmy był kiepściutki, to jednak dwa do dwóch umiał dodać i reakcja Damona wcale nie zwiastowała tego szczęśliwego zakończenia. Zaskoczyło go jednak jedno – że zdecydował się o tym mówić z szefem. Tyle zaskoczyło co i zmartwiło – doskonale wiedział przez cały ten czas, że jeśli Damon jakkolwiek spróbowałby się postawić to mogłoby się to skończyć źle dla jego kariery, a tego przecież nie chciał.
  No i wróciło to, czego się obawiał. Padło hasło, że musi odbudować wiarygodność swojej relacji z Abigail, a Kang tylko automatycznie skinął głową, już nie dodając hasła, że wiedział, że tak to się skończy. Tego się spodziewał w zasadzie, nie było to zaskoczeniem. Ale kolejna część jego wypowiedzi, ta w której powiedział, że zostaje wysłany na wakacje z tą szlorą to… No.
  Song przełknął ślinę.
  Wszystko to, co odpychał od siebie, z coraz większą łatwością dzięki wyjazdowi, nagle po prostu wróciło i rozlało się po jego umyśle. Źle się z tym czuł, ale… taka była rzeczywistość. Tylko teraz była jeszcze gorsza bo okazało się, że Kim miał pojechać na wakacje z tą ścierką. Na dwa tygodnie. Na Hawaje. Z ekipą, która będzie to nagrywała właśnie po to, żeby podbudować wizerunek Dabigail. A to by znaczyło, że od Damona będzie wymagało się realnego zaangażownia, natomiast Abigail… po prostu będzie sobą.
  Nie zamierzał jednak dobijać chłopaka wyrzuceniem jakiegokolwiek tantrum. Tym bardziej, że wiedział, że nie była to jego wina. Że się starał by sprawę zamknąć, ale… JYP miał po prostu miał inne podejście do tego wszystkiego. Bardzo niefajne dla nich.
  Oparł się o niego bokiem, przesuwając kciukiem po skórze na jego dłoni, którą miał zamkniętą w swoich rękach.
  — Zamęczy cię tam. — Mruknął, dalej gładząc jego skórę. W tej chwili to i tak martwił się bardziej o niego, bo postawione przed Damonem wymagania względem Abigail będą… no spore. I w tym wszystkim nie będzie mógł zbyt daleko uciec – będzie tam z nią sam. — Jak cię to pocieszy to Hawaje są zajebiście ładne. — Powiedział, szturchając go delikatnie ramieniem. Był raz! Z Kalifornii nie miał daleko!
  Przestał jednak śmieszkować, kiedy słyszał kolejne słowa. No tak, właśnie o to się obawiał. O to, że Damon mógłby wylecieć z zespołu. Gdyby coś takiego miało się stać Song też by zrezygnował – nie czuł się aż tak związany z życiem idola – jasne, kochał zespół i chłopaków, ale w samym tym konkretnym zespole to nie musiał być. Jego wkład w budowanie PTS(D), jego wizerunku, był bardziej poza sceną – to on pracował z choreografami i układał z nimi kolejne występy, więc… nie musiał być członkiem zespołu. Jasne, miał zaszczytny tytuł Performera na bazie zdolności scenicznych, ale… No nie był aż tak przywiązany. Może to przez to, że wychowywał się w mieście, gdzie sława to był… chleb powszedni. Zresztą faktycznie nie czuł się aż tak ważnym elementem tego wszystkiego. Jeśli chodziło o Damona to… nieco inaczej to postrzegał. Widział jak kochanym idolem jest, ale przede wszystkim był świadkiem tego jak ciężko chłopak na to wszystko zapierdalał. Pamiętał go z przesłuchań. Taką zastraszoną, wstydliwą kulkę! Wtedy już wiedział, że będzie jego, hehe.
  — No a tego byśmy nie chcieli. — Podsumował, opierając brodę o jego ramię. — Za ciężko na to wszystko pracowałeś by teraz przez nią miało to się wszystko posypać, nie? — Nie wymagał odpowiedzi. On wiedział, że nie było opcji by pokrzyżowano karierę Damona. Być idolem to też potrafić odgrywać różne role – w tym wypadku zakochanego chłopaka, wszystko po to by zdobyć miłość fanów, nie? Przynajmniej taką politykę miała ta wytwórnia.
  Wysięgnął w jego stronę by pocałować go krótko w policzek, chyba tylko po to, by przekazać mu aby się aż tak nie martwił bo przecież da sobie radę.
  No i tym bardziej nie zamierzał mówić teraz o tym, że źle się czuł w tym układzie. Damon próbował, sam z siebie, nic to nie dało a jedynie groźbę utraty kariery. Song po prostu będzie musiał stać się większym twardzielem i przywyknąć. Skąd miał wiedzieć, że teraz to wszystko uderzy w niego ze zdwojoną siłą?
  — Spokojnie. Dalej jestem twój. — Powiedział.
  Bo przecież był! Mimo wszystko! I cały czas będzie. Nawet jak go nie będzie obok! Znaczy… co? On się przecież nigdzie nie wybierał. Przecież da sobie radę! Przynajmniej… był zdeterminowany by spróbować dalej to ciągnąć. Skąd jednak miał wiedzieć, że to wszystko przytłoczy go ze dwa razy mocniej.
  — No. Chyba, że już nie chcesz. — Uśmiechnął się lekko, szturchając go ponownie, zaczepnie ramieniem.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Trasa to był chyba taki przedsmak jak to mogło wyglądać. Wiadomo, Korea to inny poziom tolerancji jeśli chodziło o związki partnerskie, ale gdyby nie było Abigail mieliby o wiele więcej swobody w byciu sobą. Nie musieliby się przejmować jakimś udawaniem oraz gadaniem fanów, które było… no głośne, zwłaszcza w internecie. Dabigail miało naprawdę w cholerę fanów, bo byli jednym z nielicznych oficjalnych związków w industry, który w dodatku został zaakceptowany. Fani nie robili większych problemów, cieszyli się szczęściem pary i życzyli im jak najlepiej. Gorzej tylko, że jedna część tego związku nie chciała w ogóle w nim być, bo… miała kogoś innego. Na szczęście nie musieli się tym przejmować, bo wszystko było dobrze. Spotkali się ze starymi znajomymi, spędzili miło czas, nie musieli się ukrywać jakoś specjalnie, mogli się wygłupiać zupełnie jak zawsze. Odpoczęli mimo bardzo napiętego grafiku. Te dwa miesiące były resetem, którego potrzebowali i podczas których Danon jedynie się utwierdził, że należy to skończyć, bo to nie ma sensu i zwyczajnie się męczy. I to nie tylko on. On mógłby w tym trwać jakby był sam. Ale nie był.
Problem w tym, że nie wszystko poszło tak jak planował. W zasadzie to nic nie poszło po jego myśli. Chciał to zakończyć, a wyszedł z gabinetu z planami wakacyjnymi z Abigail. Dwa tygodnie miał być z nią uwiązany. Sam na sam i tak, musiał udawać, że jest w niej szaleńczo zakochany, aby przekonać wszystkich fanów, że między nimi jest jak najlepiej. I nienawidził tego, bo wiedział, że to będzie męczarnia, kiedy dla dziewczyny będzie to najlepszy czas na świecie. W dodatku świadomość, że Kang to może obejrzeć była paskudna, ale nie miał wyjścia. Znaczy miał, ale jeśli dalej chciał robić to co kochał, to musiał się zgodzić na wszystkie warunki, które ustalał mu JYP. Wyrzuciłby go ot tak, a raczej, wysłał na przymusowy hiatus, wykluczyłby ze wszystkich aktywności zespołu, koncertów, promocji, na czas bliżej nieokreślony. A on? On szczerze kochał życie idola. Kochał fanów, spotkania z nimi, uwielbiał koncerty, występy, wygłupy na wizji i ten wieczny zapierdol… problem w tym, że kochał też Kanga i to szczerze, ale chyba myślał, że skoro na razie dawali sobie radę z Abigail, to teraz też dadzą.
No to się chłopak zdziwi.
Wiadomo, że kto jak kto, ale Kang od razu się połapie, że coś było nie tak. I to mocno nie tak, bo jak przez ostatni czas Kim chodził z wyszczerzem od ucha do ucha, bo miał udany czas, który zwykle spędzał z Songiem, tak teraz… no. Coś go ugryzło i nie było to nic małego. Dlatego też przyglądał się chłopakowi przez cały czas jak opowiadał mu o tym co wkrótce nadejdzie. I to zaledwie za dwa dni. Mieli czterdzieści osiem godzin dla siebie, zanim Damon przepadnie na czternaście dni z ich największym wrogiem.
- Wolałbym je zwiedzać z kimś innym. - odpowiedział spokojnie, opierając się czołem o jego ramię. Naprawdę nie wiedział już co miał z tym zrobić, zwłaszcza, że doskonale wiedział co go czekało na tych całych Hawajach. Jak zwykle nie potrafił wytrzymać jednego wieczoru w towarzystwie dziewczyny, tak teraz będzie zmuszony do siedzenia z nią dwadzieścia cztery na siedem przez dwa tygodnie. Jak on nie umrze na tych wakacjach, to będzie cud.
Westchnął cicho, bezradnie pod nosem. Miał taki dobry dzień, a musiał zostać zrujnowany. Uważał się za beznadziejnego partnera skoro nie potrafił się pozbyć takiej przylepy jaką była Abigail. Znaczy, pewnie nie miał na mordzie kagańca z postaci kontraktu, to spokojnie by ją od siebie odpędził zwyczajnie nie zaciskając zębów, gdy pewne słowa cisnęły mu się na usta. Wyłączyły swój filtr, a także ściągnął kajdany, które go więziły. Wtedy dziewczyna dowiedziałaby się co naprawdę jej „chłopak” o niej sądzi.
- Wkurza mnie to. Mam już dosyć tego cholernego teatrzyku, ale nie wiem jak mam się z tego wywinąć. - powiedział bezradnie, podnosząc czoło z ramienia Kanga. Zapierdalał na to co ma teraz, nie chciałby z tego rezygnować, bo jakkolwiek ciężko nie było, to… no to jak żyje teraz zapewniło jego i jego rodzinie wyrwanie się z biedy. Mógł zapewnić mamie oraz dziadkom nowe domy, spłacić wszystkie długi, kupować prezenty i zapewnić wakacje wszystkim bliskim członkom rodziny, zasługiwali na to po tych latach żarcia gruzu i cerowania ubrań pięć razy w ciągu dnia, bo nie stać ich było na nowe. Gdy postawi się JYP, straci wszystko. Nie mówiąc już o tym, że kochał swoje życie, swoją pracę i chłopaków. Był z tym wszystkim mocno zżyty, nie chciał tego tracić, bo to… no to wszystko go wykreowało.
Uśmiechnął się jednak lekko, bardzo lekko do Kanga, gdy ten ucałował go w policzek i powiedział, że wciąż jest jego. Zacisnął mocniej palce na jego dłoni, chyba z ulgą, że zniósł tą wiadomość lepiej niż myślał. A przynajmniej na to wyglądało.
- To dobrze. - powiedział, zaraz potem westchnął i wolną dłonią przeczesał włosy. To było wyznanie, którego potrzebował w tej chwili. Zapewnienia, że mimo tego syfu i wakacji z nieszczęsną, rudą szlorą, to on się nigdzie nie wybierał, bo przechodzili przecież przez gorsze rzeczy! A przynajmniej tak myśleli. - Nie gadaj głupot. - odszturchnął go z lekko uniesionym kącikiem ust. Oczywiście, że chciał. Cały czas chciał. Dlatego też, z jego powodu, szedł do szefa z nadzieją, że uda mu się zakończyć to całe Dabigail. Może i nie był to czas na to, aby oświadczyć mu, że Damon i Kang są razem, i nie chcą tego ukrywać, ale chociaż jednej kłody pod nogami mogliby się pozbyć, nie? Zawsze jakiś krok w przód i więcej luzu.
Ale mu się nie udało.
Sięgnął wolną dłonią do jego policzka, a zaraz potem przybliżył się, aby go pocałować. Długo, powoli, przeciągle, jak gdyby przepraszając go za to wszystko co musiał znosić będąc z nim w związku i jednocześnie dziękując mu za to, że przy nim wciąż był. W końcu bardzo mało osób by to wytrzymało. Wielu by się poddało już dawno temu. A on wciąż przy nim trwał i był mu za to niezmiernie wdzięczny.
- Co będziesz robił przez ten czas? - spytał, odsuwając się na zaledwie kilka centymetrów od niego, aby zlustrować go spojrzeniem, jednocześnie przeczesując mu palcami włosy. - Australia? - spytał, bo może będzie chciał wrócić do mamy, aby się z nią zobaczyć! I przy okazji odwiedzić jego drugą mamę, która na pewno też nie mogła się doczekać, aby spotkać się ze swoim adoptowanym synem.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Uśmiechnął się lekko, niby pociesznie słysząc jego stwierdzenie odnośnie zwiedzania Hawajów. Niestety, na to wpływu nie mieli, a też szukanie takich pozytywów na chwilę obecną mijało się z celem. Raczej nic nie brzmiało dobrze. Może gdyby było powiedziane, że jeszcze ten wyjazd i koniec to jakoś inaczej by się to prezentowało, ale… ale nie. Właśnie nie. Wcale nie było tego optymistycznego akcentu po tym wszystkim. Ba, a co się okaże, jeśli program się super przyjmie i JYP wpadnie na pomysł, że takie krótkie podróże po świecie by Damon i Abigail staną się częścią jego programu? No właśnie.
  — Jest wysoka cena za bycie idolem. — Rzucił, w zasadzie nie mówiąc teraz niczego nowego. — Jeszcze większa, im bardziej popularnym się jest. — No a nie oszukujmy się, wśród PTS(D) to Damon z Moonem byli tymi najbardziej rozpoznawalnymi i najbardziej lubianymi, z najpotężniejszymi fandomami. Jasne, każdy z chłopaków miał swój własny fansite, ale nie było tajemnicą, że wśród tych wszystkich największymi były te od Isaaca i Damona. Tak też nowe osoby, które jeszcze nie siedziały w k-popie najczęściej zwracały uwagę głównie na nich, bo też ich najbardziej promowano. No i oni dostawali najwięcej propozycji współpracy – z markami czy magazynami. Tak więc najbardziej wytwórnia bazowała też to wszystko na nich. — Ciężko na to pracowałeś — a kto jak kto, ale Song wiedział, że naprawdę ciężko, w końcu niejednokrotnie wybijał mu z głowy jebnięcie tego wszystkiego gdy było zajebiście trudno w czasach trainee — więc szkoda by było to wszystko wywalić. Zwłaszcza, że jakoś dajemy z tym radę. — Jakoś. Z miesiąca na miesiąc wcale nie lepiej a gorzej, bo to wszystko co się rodziło w umyśle Songa, te wszystkie demony, one rosły a nie malały. Mógł mieć ogromną wiarę w ich relację, a jednak słowa innych, wielokrotnie powtarzane, potrafiły podkopać. I tak kawałek po kawałku, aż w końcu zrobi się osuwisko i w końcu wszystko runie. Głównie ta siła Songa by dalej leźć przez to bagno wytworzone przez fanów Dabigail. No i tego, z czym borykał się latami, czyli kwestia udawania. Jakie realia w Korei były to wiedział i nierzadko tęsknił za taką Ameryką, ale nie miał wyboru tylko próbować się dostosować.
  Ale Song od początku był podporą dla Damona, a on niejednokrotnie odpłacał się tym samym. Tak też tym razem nie zamierzał go zamartwiać, a połatać w miarę możliwości, nawet jeśli sam pełen był niepewności. Ona była już wcześniej i będzie nadal. Będzie rosła, poza świadomością Songa, bo przecież upychał ten niepokój jak najdalej we własnym umyśle, aż w końcu skończy się miejsce w tym schowku i wszystko się wysypie.
  Ale o wiele łatwiej mu było to wszystko od siebie odpychać, kiedy miał chłopaka przy sobie. Nie musiał tak naprawdę nic robić a po prostu być obok, tylko dla niego, żeby Song czuł się spokojniejszy. Jednak takie gesty jak pocałunki i przytulenia, to one dawały tę chwilę zapomnienia. Tworzyły taki azyl, pozwalały się czuć faktycznie pewnie i, przede wszystkim, bezpiecznie.
  Temu też odwzajemnił pocałunek, który Damon wcisnął mu na usta, zwyczajnie się pod tym gestem rozpływając. Nie, nie był przekarmiony po tych siedmiu tygodniach poza Koreą, gdzie Damon miał czas tylko dla niego. I pewnie gdyby tyle samo czasu miał dla niego przez następny rok to dalej by nie nażarł się wystarczająco.
  — Raczej nie. — Odpowiedział, spoglądając na niego. — Nie zgłaszałem zapotrzebowania na wolne, a wiesz jak to wygląda u nas — łatwo się go nie dostaje — więc pewnie skończę z Rhysem i chłopakami. Możliwie poprzeszkadzam Lilith i Isaacowi. Coś sobie znajdę. — Wzruszył ramionami. Acz na pewno nie będzie siedział i oglądał tego, co się dzieje na cudownych wakacjach u Dabigail bo to już teraz postanowił – na pewno programu nie obejrzy, bo byłoby to dla niego zbyt ciężkie do zniesienia. A i pewnie od mediów będzie musiał sobie przerwę zrobić bo… bo wiadomo, że to będzie główny topic, zwłaszcza że chłopaki po trasie będą po prostu wyciszeni – bez nowych piosenek i tym podobnych. Tak więc wszelkie nowe gify na Tumblr też będą przedstawiały właśnie urywki z tych super wakacji.
  — Coś sobie znajdę, nie łam się. — Rhysa w tym głowa by odpowiednio Kanga zająć, żeby nie myślał za bardzo o tym, gdzie jest Damon i co robi, a także jak bardzo nęka go Abigail. — Jestem przecież człowiekiem wielu talentów i zainteresowań. — Dodał, jakże dumny z siebie. Bo on to jednak był – taki też samowystarczalny, wbrew pozorom. Co prawda dwa tygodnie odwyku i braku kontaktu z Damonem brzmiały strasznie, ale… no jakoś się zajmie.
  Zerknął na niego.
  —Martwisz się? — spytał, chyba retorycznie. Widać było, że się martwił i nie powinno to być zaskoczeniem dla niego. Niemniej… chyba nie mogli już nic w tym temacie zrobić, prawda? No bo co? A tak przecież mieli jeszcze czas, zanim Damon wyjedzie. Mieli go spędzić tacy podtruci? To by było trochę marnotrawstwo.
  Podniósł się z miejsca, w zasadzie wspierając się na Damonie tak, żeby przy tym pchnąć go na łóżko. Zaraz potem rzucił w niego (zapytany powie, że podał) jego kurtką, by rzucić krótkim hasłem „zbieraj się, maleńki”.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
Ciążyło mu, że nie mógł ot tak sobie wyjechać z Kangiem na wakacje. Znaczy, niby mógł, w końcu wielu przyjaciół jeździło wspólnie w różne miejsca po trasie i nikt nie mówił, że to związek. Po prostu się cieszyli, że idole spędzają ze sobą czas także w czasie wolnym od prób, koncertów i programów. Problem w tym, że teraz i tak nie mogli nigdzie pojechać, bo… no Damonowi już wolny czas zaplanowano bez jego wcześniejszej zgody, po prostu postawiono go przed faktem dokonanym i nie miał nic do gadania. A z pewnością chciał wiele powiedzieć na ten temat, tylko… no nie mógł. Znaczy mógł, ale nie obyłoby się bez poważnych konsekwencji, które mocno by się na nim odbiły. Dwa tygodniach na Hawajach brzmiało jak raj, tylko jeśli miało się tam siedzieć z ostatnią osobą z którą się chciało, to ten raj zamieniał się w koszmar.
- Mógłbym być mniej popularny, nie narzekałbym. - odpowiedział z westchnięciem. Pewnie, że się cieszył, że był znany, lubiany i rozpoznawalny wśród ludzi. Nie mógłby się przejść tak o po ulicach miasta bez miliona gapiów i zaczepek. Trochę męczące, ale bardzo satysfakcjonujące, zwłaszcza dla kogoś kto naprawdę to lubił. Lubił robić zdjęcia z fanami, rozdawać autografy, widzieć ich zadowolone wyrazy twarzy gdy z nimi rozmawiał oraz to, że się cieszyli, że po prostu go widzą, ale… - Zwłaszcza, że nie daje mi to żadnych przywilejów… JYP i tak by mnie wyjebał na zbity pysk. - prychnął niezadowolony, bo myślałby, że może sobie pozwolić na trochę więcej, na jakieś negocjacje względem Dabigail, ale jak się okazywało, szef miał co do niego bardzo wyraźne plany i raczej nie zamierzał ich zmieniać tylko dlatego, że Kim czuł dyskomfort. Kang miał rację, to była cena popularności i sławy. Podpisując kontrakt zaprzedał duszę, ciało, osobowość i cały wizerunek wytwórni.
Westchnął pod nosem słysząc jego słowa. Zgadzał się z tym, że ciężko pracował na to, aby być tu gdzie był teraz i mieć to wszystko, ale… było ciężko. Zwłaszcza kiedy nie mógł dostać tego, czego tak naprawdę od dawna chciał. Na szczęście miał bardzo wyrozumiałego chłopaka za którego dziękował każdego dnia, bo gdyby nie on, nigdy by nie zadebiutował.
- Dziękuję, że… no wiesz, ze mną wytrzymujesz. - a raczej, że wytrzymuje ten cały syf, który się z nim wiązał. Pewnie, gdy wchodzili razem w związek to raczej żaden z nich się nie spodziewał, że JYP wywinie im coś takiego, ale nie chcieli rezygnować z tego co mieli tylko przez wzgląd na jakąś laskę. Laskę, która potem okazała się być o wiele większym cierniem w oku niż się spodziewali.
Wszystko trwało o wiele dłużej niż myśleli, ale Kim wciąż był zdania, że są od tego silniejsi. Kiedy jeden już nie mógł, to drugi go wspierał i podtrzymywał. Tak działali i w ten sposób funkcjonowali przez cały ten czas. Gdy łapali wątpliwości, podbudowywali się nawzajem. Kang go wyprowadził na ludzi, Kang go wykreował, Kang pomógł mu zaistnieć i nabyć pewności siebie. Damon i tak czuł się jak śmieć przez to wszystko, więc każdego dnia, w każdej wolnej chwili starał się przypominać Kangowi, że to na nim mu zależy, że to jego kocha i to z nim chce być, niezależnie co by się nie działo. Starał się mu dawać atencję, uczucie, uwagę, zabierał jego cały wolny czas kiedy chłopak tego chciał, ale… niektóre sytuacje po prostu były zbyt męczące na dłuższą metę.
Uśmiechnął się lekko pod nosem, przytakując głową na jego słowa. No tak, Lilith sprowadziła się do Korei na studia, więc teraz tu była przez cały czas ku uciesze Moona. Sam Kanon też się do niej zbliżył i uważali ją za przyjaciółkę, więc… ktoś tu będzie musiał się dzielić swoją dziewczyną! I tak już wtrącali się podczas videocalli dzwoniąc do niej w tym samym momencie co Isaac, siedząc dwa metry dalej. Upierdliwi byli, co poradzić! Taki ich urok.
- Moja mama już mi jęczy do telefonu, że dawno jej nie odwiedziliśmy i ma nadzieję, że wciąż o niej pamiętamy. I że mamy wpaść po trasie chociaż na chwilę, bo inaczej nam zrobi z dupy jesień średniowiecza… Twoja mama to potwierdziła, bo akurat były razem. - typowo, te dwie to już były mocne psiapsi, a jak się dowiedziały, że ich synowie są razem, to relacja tylko ewoluowała na wyższy poziom. Teraz większość czasu spędzały razem chodząc na zakupy, do klubów, na wycieczki i jeżdżąc razem na wakacje. Jak jedna coś wiedziała, to druga na pewno też. Dwa ciała, jeden umysł czy coś.
- No tak. - potwierdził, bo nie zamierzał się kłócić z Kangiem, że był człowiekiem wielu talentów i zainteresowań, już dawno o tym wiedział! Miał tylko nadzieję, że przez te dwa tygodnie jego nieobecności faktycznie nie będzie przeglądać mediów, które wybuchną, gdy tylko zaczną kręcić Dabigail na Hawajach. Chociaż i tak odcinki będą wychodzić z opóźnieniem, w końcu należało wszystko odpowiednio obrobić, przerobić i wyciąć. Na przykład momenty w których Damon nie wykazuje żadnego zainteresowania dziewczyną za co zbiera opierdol od swojego menagera, który tam jedzie, aby go pilnować i poprawiać. Że też nie ma swojej własnej Kornelii.
Spojrzał na niego jak gdyby ten powiedział coś głupiego.
- Pewnie, że się martwię. - Damon zawsze się o niego troszczył, wolał więc aby znalazł sobie jakieś zajęcie, które zajęłoby mu myśli! Bo chyba by nie zniósł tego, że ten siedzi i wyobraża sobie co tam się musi dziać, kiedy Kim jest sam vs Abigail i cała ekipa filmowa.
Padł grzbietem na łóżko gdy Song się podniósł, zaraz podpierając się łokciami o materac, gdy ten rzucał w niego kurtką. Brew mu lekko drgnęła w zdziwieniu. Zerknął na ubranie, a potem na chłopaka.
- Huh? Gdzie idziemy? Zabierasz mnie na randkę? - spytał z wymownym uśmiechem, zaraz potem podnosząc się z miejsca, aby ubrać na siebie skórzaną, czarną kurtkę. - Jest już późno, mama mi zabrania chodzić po nocy. - dodał, bo przecież z niego to był taki słuchający się maminsynek! Mówiła, że w nocy dzieją się złe, brzydkie rzeczy, zwłaszcza w sypialni rodziców, dlatego lepiej tam nie wchodzić. Jeśli jednak to miały być brzydkie rzeczy z Kangiem, to on chętnie się przekona co to takiego!
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  — Może zacznij pisać ballady, być nadzwyczajnie uprzejmy i niewinny, a także zacznij matkować całej grupie, to może też będziesz mieć podwójne standardy. — Mruknął, bardziej kąśliwie niż planował, ale… no. Tak, miał wyrzuty do Moona, głównie o to, że jemu było wolno się związać z kimś, kogo nie narzuciła mu wytwórnia i nie poniósł za to żadnych konsekwencji, nawet jeśli dalej był pod tym rygorystycznym kontraktem. Oczywiście nie mówił o tym głośno, na pewno nie przy Moonie, bo też chyba nie jego wina, że mu się udało, że miał taką pozycję jaką miał. Ale teraz, po tym co powiedział mu Damon, to jakoś nabrało mocy. Bo przecież to właśnie Isaac i Danon byli tymi najbardziej rozpoznawalnymi w zespole, więc czemu jeden mógł a drugi nie? Wyszło, że nie byli faktycznie równo traktowani tylko jeden mógł więcej, na jakiejś dziwnej zasadzie i systemie taryfikowania.
  Uśmiechnął się zaraz lekko, usłyszawszy jego podziękowania i nieświadomie skinął głową. Cała prawda o tym… przedsięwzięciu, tym pojebanym trójkącie miłosnym była taka, że faktycznie należało być twardym i było co wytrzymywać.
  — Jest ciężko, jest. — Kiwnął głową, by zaraz potem szturchnąć go, dodając przy tym: — Ale gdyby nie było warto, to bym tego nie robił. Może i jestem masochistą, ale nie jestem pojebany. — Przyznał. — Nie aż tak. — Bo czasami to Damon wołał na niego, że jest „pojebany” jak on się rzucał na niego na przykład jak zawodowy futbolista celem powalenia go na ziemię. No może był pojebany, okej. No ale nie aż tak, żeby dawać się nękać psychicznie gdzie nawet nie byłoby to warte zachodu. Uważał, że był dość silny psychicznie, wszelkie zdarzenia z przeszłości go wzmocniły – a przynajmniej takiego był zdania.
  Czasami to chyba żałował, że Damon to się aż tak wyrobił! Znaczy nie przyznałby się do tego na głos, bo jednak przecież zależało mu na tym, by jak najbardziej rozwinął te swoje skrzydła, ale momentami wydawało mu się, że gdyby Damon nie przyjął się tak dobrze a był po prostu przeciętny, jak on czy taki Sunwoo, to nie byłoby aż tak trudno. Nie byłoby tyle uwagi na nim, nie byłoby tyle wymagań i nie byłoby tyle „pomysłów” jak zarobić. A przynajmniej to zarabianie nie opierałoby się głównie na mordzie Damona. Wyszło jednak jak wyszło, ludzie go kochali, fani setkami tysięcy na nim thrashowali, więc…
  — Ta, tęsknią. Jak one znajdują czas na tęsknienie między tymi wszystkimi imprezami, na które chodzą. — Mruknął, przewracając teatralnie oczami. — Wstydzę się instastories mojej własnej matki. — Dodał jeszcze, bo Penelopa to tam wrzucała praktycznie wszystko! A czasami to jej nawet zazdrościł, że tyle imprezuje, bo jak się wychowywało w LA i imprezowało swego czasu a potem przeszło się w tryb trainee – później idola – to naprawdę była spora zmiana stylu. I choć wydawało się, że życie idola to taka wieczna impreza to chuja prawda. To tak na dobrą sprawę był wieczny zapierdol, a nawet na imprezach nie było tak jak na takich prawdziwych. Takich jak w LA. Tak, Song tęsknił za LA. Był homesick bardzo często, nawet jeśli Kalifornia nie była jego domem już od jego szesnastego roku życia. Ale jakoś najbardziej związał się z tamtym miejscem, mimo że nie wszystkie wspomnienia stamtąd były miłe.
  Był zdeterminowany by nie obejrzeć absolutnie ani jednego odcinka z tego wszystkiego. Tym bardziej, że po montażu to wszystko będzie wyglądało tylko jeszcze bardziej słodko-pierdząco, jedna wielka miłość. Aloha, Dabigail. Chociaż wiadomo jak to z nim było – o tym, że nie powinien przeglądać komentarzy co do swojego wypadku też wiedział a mimo wszystko chciał to zrobić i gdyby nie Damon, to pewnie by się do tego zabrał i tym struł. Teraz media społecznościowe zaleje hype na Dabigail, wiec teoretycznie powinien się trzymać z daleka, ale… Ale no. Dwa tygodnie bez scrollowania mediów? Jasne. A na pewno nawet jeśli umyślnie nie będzie szukał wzmianek to gdzieś mu się jakaś przewinie.
  Albo Abigail będzie na tyle uprzejma by mu wysłać odcinek. Czasami do niego pisała. Niby niezobowiązująco, ale on miał wrażenie, że po to by mu dojebać.
  Skoro Kim się martwił to trzeba było coś z tym zrobić. Nie mieli mało czasu dla siebie, a z nim w takim stanie to żadna frajda. Zresztą – Kang też potrzebował by się jakoś zresetować. A wątpił by miało to przyjść tutaj, w tym miejscu, zwłaszcza że w tym miejscu to dostał tymi wszystkimi informacjami. Trzeba było się przewietrzyć, stąd też wstał i kazał się Damonowi ubrać.
  — Tam zaraz na randkę. — Mruknął, prychając przy tym kpiąco, jak gdyby Damon właśnie powiedział coś głupiego. — Normalnie wywiozę cię do chatki w lesie, zamknę tam i przepadniesz i chuja znajdziesz a nie wakacje z Abigail. — I to, jakby chciał, to dosłownie tego chuja mógłby znaleźć. Znaczy co? Zmarszczył lekko czoło, zerkając na niego powątpiewająco, kiedy usłyszał wstawkę, że mama Damona to zabrania mu chodzić po nocach. Więc wyciągnął telefon i dalej patrząc wymownie w kierunku chłopaka wybrał numer, by zaraz potem odpalić na głośniku połączenie.
  Chyba powinien się domyślić do kogo. Nawet, jeśli Kang po połączeniu, odezwał się poprzez:
  — Cześć, mamo — mamy miał dwie, wiadomo — dzwonię do ciebie z pytaniem. Twój syn, ten drugi, mniej fajny — bo to on był tym fajnym — powiedział mi właśnie, że nigdzie ze mną nie idzie bo, tutaj cytat, mama zabrania mi chodzić po nocy. To prawda? — spytał. Bo jak kłamał to ma wpierdol. — To nie tak, że planuję na nim gwałt. Znaczy może, nie wiem, jak sobie zasłuży — no co? Nie miał przed mamą – ani jedną ani drugą sekretów — ale strasznie mi utrudnia to robotę, więc jakbyś mogła, mamo to zrób coś z nim. — Wlepił wymowne spojrzenie w Damona. Tak, poskarżył na niego. Powiem mamie.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
- Kang… - mruknął, nie bardzo wiedząc co ma na to odpowiedzieć. Jemu na dobrą sprawę też trochę ciążyło to, że nie mógł wywalczyć tego samego co Isaac. Był w nieco innej sytuacji, bo miał przymusową dziewczynę już od jakiegoś czasu i przez to, że przynosił zysku, JYP nie chciał z tego rezygnować, ale sam fakt, że Damon nie mógł być z tym z kim chciał był… upierdliwy i mocno uciążliwy. Szczerze mówiąc to to, że Moon dostał taki przywilej posiadania dziewczyny spoza industry sprawił, że Kim poczuł się na siłach, aby pójść do szefa i wdać się z nim w dyskusję na temat przyszłości Dabigail. Tylko sęk w tym, że on nie ugrał absolutnie nic, a wyszedł na tym jeszcze gorzej. Znaczy, i tak szef by mu wlepił te wakacje, ale fakt, że postawił się JYP i absolutnie nic nie wskórał, a jedynie dostał po mordzie tym, że jak ma problem to może się pożegnać z zespołem był mocno podkopujący. I chociaż naprawdę cieszył się szczęściem przyjaciela, tak denerwowało go głównie podejście szefa.
Uśmiechnął się lekko, przepraszająco do niego, bo doceniał to co robił. Kang był niesamowicie twardy jeśli chodziło o tej ich pojebany trójkąt, ale cieszył się, że według niego było warto. Naprawdę miał taką nadzieję i każdego dnia starał się mu to wynagrodzić, ale wiadomo jak było. Nie zawsze to co robił było wystarczające, bo jednak mieli bardzo ciężką sytuację. Wszystkim było ciężko. Poza Abigail, która ciągnęła z tej relacji jak najwięcej.
- Jeszcze tylko trochę. - odpowiedział, gładząc kciukiem jego dłoń. Szczerze mówiąc miał ogromną nadzieję, że to nie potrwa długo, ale… tak samo myślał na samym początku jak to się wszystko zaczęło. Zanim fani przyjęli Dabigail z taką otwartością, zanim zaczęło się to rozkręcać i nabierać tempa. Damon myślał, że potrwa to miesiąc, dwa, może maksymalnie cztery, ale to był prawie rok, a szef nie wydawał się być chętny do zakończenia jego kury znoszącej złote jajka. Gorzej tylko jeśli faktycznie szef się rozpędzi tak, że nie będzie się dało go zatrzymać. Wtedy Kim będzie musiał zdecydować czy jest w stanie sprzedać samego siebie oraz wszystko w co wierzy za to, aby dalej robić to co kochał.
Bycie popularnym miało swoje plusy i minusy. Oni mieli o tyle gorzej, że… no obydwoje byli facetami co w Korei nie było akceptowane w taki sposób jak na zachodzie. Poza tym, byli w jednym zespole. Wszystko było przeciwko nim, może gdyby Song był laską i to z innego zespołu to skończyliby jak Rhys, a JYP by się zgodził na ich oficjalny związek, ale tak? Małe szanse na to mieli. Chyba, że faktycznie rzucą to w pizdu i wrócą do domu… wtedy zostanie im walka z sądami i cała masa pozwów z wytwórni.
- Yeah, ja też… Odkryły w sobie drugą młodość. Czekam, aż wrócę do domu i poznam jej partnera, który będzie w moim wieku. - westchnął ciężko, przecierając dłonią twarz. Nie chciał być świadkiem tego jak kiedyś z sypialni jego matki wyjdzie jakiś Steve z którym kiedyś chodził do szkoły. Cieszył się, że jego matka dobrze się bawiła i w końcu zaczynała żyć, ale… no był jej synem, ok? Wszystko w granicach zdrowego rozsądku! Jak już miał mieć jakiegoś ojczyma, to niech on będzie chociaż starszy tak z dziesięć lat.
Naprawdę miał szczerą nadzieję, że Kanga ominie to co będzie się działo w internecie. Fani na pewno wybuchną, powstanie cała masa nowych artykułów na temat nowego programu i wszyscy będą się spuszczać nad tym jakie Dabigail jest idealne i szczęśliwe, że to najlepsza para w całym industry. Prawda była masakrycznie inna, ale to co kreowały media było bardzo przekonywujące. Wiele fanów pewnie czekało na to, aż Kim się dziewczynie oświadczy! Jeśli JYP jednak miałby go do tego zmusić, jakiekolwiek konsekwencje by go czekały, w życiu by się na to nie zgodził. Co nie znaczyło, że wakacje i tak mu nie dopierdalały, bo miał złe przeczucia co do nich, nawet jeśli Kang znowu wykazał się ogromną wyrozumiałością i cierpliwością.
Uśmiechnął się do niego wymownie, gdy chłopak powiedział mu co takiego planuje.
- O, zajebiście. - on się pisał na takiego chuja! Zwłaszcza jeśli miał to być chuj Songa, nie? No ale właśnie istniała kwestia tego, że chodzili po nocach, a mama zanim wyjechał do Korei to kazała mu nie chodzić po nocach. Wiadomo, w Australii w nocy wychodziły dziwne zwierzęta i co jakby go pożarł krokodyl, bo go nie zauważył?
Zerknął na Kanga, a kiedy ten wybrał numer… on już wiedział do kogo dzwonił.
- Oh no u didn’t. - rzucił, ale zaraz w telefonie rozbrzmiał bardzo charakterystyczny, dźwięczny, kobiecy głos.
- Cześć skarbeczku! Co tam? - spytała kobieta, wyraźnie ucieszona, że jeden z jej synów do niej zadzwonił! Zwykle to ona dzwoniła, a tu proszę! Wysłuchała grzecznie tego co Kang miał jej do powiedzenia i zacmokała wyraźnie niezadowolona do telefonu, po czym westchnęła zrezygnowana. - No, naprawdę, Damon, myślałam, że lepiej cię wychowałam.
- Moooom… - rzucił Kim, w niedowierzaniu przecierając twarz dłonią.
- Proszę iść dać się zgwałcić Kangowi. Ale już. - zajebista matka. Idź daj się zgwałcić, aby jej młodszemu synowi zrobić przyjemność.
- Poważnie? - rzucił z niedowierzaniem, że takie rady mu daje.
- No raczej, myślisz, że żartuję z takich rzeczy?
- Tak?
Kolejne westchnięci pełne niedowierzania.
- Zaczynam nie rozumieć dlaczego Kang cię lubi.
- To dlatego, że nie uprawiałaś ze mną seksu. - rzucił z wyszczerzem na mordzie, wymownie spoglądając na chłopaka.
- Ugh, Damon, na litość boską. - rzuciła. Kanon z matkami mieli bardzo otwartą relację, nic przed sobą nie ukrywali, nie mieli tematów tabu i często sobie żartowali, byli trochę jak przyjaciele niż rodzice, chociaż szacunek wciąż mieli typowy jak dla matki, po prostu wiedział kiedy mogli sobie pożartować, a kiedy należało zachować umiar. - Kang, skarbie, przepraszam za niego, nie wiem w którym etapie stał się… taki.
- To znaczy jaki?
- Cicho tam, rozmawiam z lepszym synem. - powiedziała do Kima, a ten się obruszył, ale zamknął. - Rób z nim co chcesz, pozwalam mu chodzić z tobą po nocach! A jak się stawia, to go spacyfikuj. Ty to już znasz sposoby… - praktycznie dało się usłyszeć jak robi winkeu. - I powiedz mi kiedy nas odwiedzicie! Trasę już skończyliście, nie? Jak zwykle nie zajechaliście do Australii, kij w oko temu waszemu szefowi. Już pewnie zapomnieliście jak wyglądamy… - westchnęła wielce smutna, bo przecież ona tak tęskniła za swoimi synami, a ci kompletnie nie mieli czasu, aby wpaść na herbatkę z prądem.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Ugryzł się w język, by nie powiedzieć, żeby Damon nie obiecywał czegoś, czego nie jest pewien. Bo nie wiedział przecież czy to trochę, a nawet jeśli to nie wiedział ile to „trochę” miałoby potrwać. Biorąc pod uwagę to, że trwało to już jakiś rok, a i końca nie było widać – zwłaszcza podpierając to rozmową Damona z JYP i planami szefa co do promowania związku to to wszystko miało nabrać pędu. A nie się wyciszać. Ale chciał wierzyć, że jeszcze tylko trochę. Naprawdę chciał. Choćby spróbować w to wierzyć. Ale po prostu nie potrafił. Nie miał pojęcia jak ma się uzbroić na to wszystko bo na dobrą sprawę… miał wrażenie, że im dłużej to trwa tym słabszy się staje. Tracił siły zamiast się wzmacniać.
  — Lepiej w twoim niż w moim. — Powiedział, ruszając wymownie brwiami. Bo to już w ogóle byłoby przejebane, gdyby Steve okazał się być właśnie dwa roczniki niżej niż Damon! Ale to i tak chyba byłoby lepsze niż gdyby ich matki oświadczyły, że się ze sobą spotykają. Nie no, tego by im chyba nie zrobiły, prawda? Jeśli faktycznie wspólnie baraszkują to lepiej, żeby nie mówiły tego chłopakom bo… No były jakieś granice przyzwoitości!
  Jakie to szczęście, że mimo wszystko miał tak potężnego sojusznika jak mama Damona. Wiadomo, że najmłodsze dzieci się kochało najbardziej, najwyraźniej tak to też działało w przypadku dzieci, które nie były twoje. Konsultacja u mamy Damona szła po jego myśli dopóki Damon nie wyjechał tekstem, że jego mama to z nim seksu nie uprawiała. Wtedy też spojrzał na chłopaka z takim zdegustowanym „dude” wypisanym na twarzy, bo śmieszki śmieszkami, ale to była przesada! Żeby tak mama i uprawianie seksu z tobą w jednym zdaniu? Nawet Song takich rzeczy się nie dopuszczał. On jedynie zwierzał się z tego, że zamierzał zgwałcić Damona. Ale to też nie było pewne, bo przecież mówił, że jeśli tamten sobie zasłuży.
  Pokręcił tylko głową, odwracając się od Damona, bo teraz sobie rozmawiał ze swoją-jego mamą. I ona wolała rozmawiać z nim a nie z Danonem, więc no. Poza tym dostał pozwolenie by z chłopakiem robić co chce, na co wypalił tylko:
  — Mamo, no weź, nie wiesz na co go skazujesz. — A się głupkowato wyszczerzył nawet. Tak, a podobno to Damon nie miał wstydu. Żarty jednak na bok. Kwestia odwiedzin.v — Ja postaram się wpaść do was jakoś niedługo. — Powiedział Kang, zaraz potem dodając: — Bo Damon ma pracę. — Dodał, zerkając krótko na chłopaka. I nie, nie było to wypowiedziane ani ironicznie ani też uszczypliwie. Takie były fakty, a on nie chciał teraz opowiadać o co tak naprawdę chodzi, co to za praca dokładnie bo przecież mogło to być wszystko, od reklam po jakieś sesje i inne takie. — Oni jeszcze wierzą, że jest fajniejszy ode mnie, dlatego tyle go męczą. — Powiedział, żeby uciąć ewentualne dyskusje i pytajniki co do tej pracy. — Mną się interesują tylko jak szykujemy nowy comeback. — Poskarżył się, a następnie przeczesał palcami włosy. Wtedy się cieszył szczególnym zainteresowaniem, zwłaszcza jeśli chodziło o przygotowanie techniczne – takie choreografie czy coś. Wtedy miał wzięcie! — Tak więc, mamo, oczekuj mnie niedługo. Moja druga mama też. Mam nadzieję. A teraz muszę kończyć, mam czyn zakazany do przeprowadzenia! — Powiedział, a następnie dodał: — Kocham cię, pa! — Mamę to można było kochać. Oczywiście było to też powiedziane nieco żartobliwie, wiec było to łatwiejsze do powiedzenia. Bo na przykład przed Damonem dalej słownie się nie określił. Było mu z tym źle, bo przecież wiedział, że to czuł, ale no. No. Był emocjonalnym niedorozwojem, nic nowego.
  Rozłączył się, schował telefon do kieszeni, a zaraz potem wciągnął na siebie kurtkę skórzaną. Podsunął się nieco bliżej chłopaka, patrząc na niego nagląco, a zaraz potem, gdy mieli już wychodzić, wcisnął na siebie czarną czapeczkę z daszkiem, maskę i pokierował się do wyjścia, wcześniej łapiąc Damona za nadgarstek, żeby przypadkiem się nie wykręcił z tego gwałtu, na który chciał go zabrać.
  Wyszli klasycznie tylnym wyjściem z domu, bo główne zazwyczaj było obstawiane, a zaraz potem przeszedł w stronę ulicy, gdzie złapał stojącą taksówkę. Wsiadł do środka, wciągając za sobą Damona, a potem zatkał mu uszy, kiedy podawał adres kierowcy. Ten z kolei trochę się zdziwił, ale jak Song przytaknął, to tylko wzruszył ramionami i ruszył. Jechali chwilę, ale Kang nie zamierzał powiedzieć, gdzie jadą. Potem pan ich wysadził no na jakimś wygwizdowie na obrzeżach Seoulu. Kang wyglądał na przekonanego co do miejsca. Może serio myślał o tym, że go wywiezie, gdzieś zamknie i będzie regularnie gwałcił. Nie wspominał o tych gwałtach, ale no. Z drugiej strony tutaj była mała szansa, że ktoś ich przyłapie. Bo gdzie tam idole w jakichś slumsach. Co prawda mogli też zostać tu napadnięci i zamordowani, ale… No.
  — Ładnie tutaj, nie? — Zagadnął, szturchając go bokiem, jak tak sobie dreptali tym… ładnym poboczem. Ubrani na czarno. Zaraz ich auto pierdolnie i tyle będzie. Zaraz potem wlazł mu na plecy z hasłem „nieś mnie”. Aż wskazał na jakąś szutrową ścieżkę przez pola. To porwanie i gwałty stawały się coraz bardziej realne.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
- …true. - no bo faktycznie, lepiej aby nowy fagas matki nie był jeszcze od niego młodszy, chociaż na dobrą sprawę to wolałby, aby najlepiej to już był mniej więcej w jej wieku, bo co jeszcze jakby okazał się Traumas i był fanboyem? To byłoby awkward dopiero jakby Danon z Kangiem przyjechali, a ten by piszczał na ich widok. No i jak takiego brać na poważnie? Na szczęście mama nie mówiła mu, że się z kimś spotyka. Nie mówiła też kogo rucha po nocach, ale Kim to chyba wolał tego nie wiedzieć. Dopóki to nic poważnego, to niech sobie robi co chce. Jest dorosłą, w miarę odpowiedzialną osobą, której bezgranicznie ufał, więc wierzył, że nie zrobi też niczego głupiego. Jak ruchanie mamy Kanga. Znaczy, jak chciała bzykać kobiety to spoko, droga wolna, tylko nie tą jedną konkretną, bo bez przesady. Wystarczyło, że ich synowie się już stukali! Rodzinnego gang bangu nie chcieli.
Zawsze wiedział, że odkąd mama poznała Kanga, to kochała go bardziej z jakiegoś powodu. Znaczy, wiadomo, Song miał w sobie tyle uroku, że nie dało się go nie kochać, ale żeby tak własna matka? A kiedy jeszcze dowiedziała się, że Damon i on są ze sobą w związku, to już w ogóle jej odwaliło. Wcześniej był w rodzinie, ale teraz to już go traktowała jak faktycznego, drugiego syna, który jest nieodłączną częścią ich życia. Bo ona to wiedziała, że ta dwójka ma się ku sobie od dawna, ale gdy się do tego oficjalnie przyznali, to chyba już ślub planowała. I nic dziwnego, bo Kim to poważnie myślał o Songu, ale… no, mieli na swojej drodze wiele przeszkód, których nie potrafili przeskoczyć i z którymi musieli się mierzyć. Dopóki by ich nie pokonali, to nic nie było pewne. Ale mamy swoje wiedziały.
- Oh? No trudno, nacieszę się jednym z synów! - powiedziała, machając ręką na Danona.
- Wow, Thanks mom. Łatwo to przyjęłaś.
- Oj przestań, ciebie też kocham!
- Mhm. - mruknął nieprzekonany, kręcąc przy tym w niedowierzaniu głową. Do Songa też dzwoni częściej i w ogóle gadają jak tacy super kumple! Że też własna matka wolała kogoś innego od niego. - Nie martw się skarbie, jak tak czasami słucham co robią, to mam wrażenie, że są odrobinę opóźnieni. Jak ten wasz kolega.
- Mingi?
- O ten ten, tak. Biedny chłopak. - pokręciła głową. No co? Oczywiście, że poznała Mingiego. Poznała cały zespół, wszystkich chłopaków i już wtedy stwierdziła, że ten jeden to tak dość porządnie odbiega od normy. No ale wtedy zajmowała się nim jak takim… specjalnym przypadkiem. Działało. Wysłuchała jednak Kanga do końca i nie zatrzymywała go dłużej, bo miał rzeczy do zrobienia z jej synem. - Pa misiaczki, kocham was! - rzuciła jeszcze i się rozłączyła.
Danon spojrzał na Kanga z takim „seriously”, że też musiał dzwonić do jego matki. To był cios poniżej pasa. Pokręcił w niedowierzaniu głową, ale zaraz potem ogarnął się do wyjścia i dał się chłopakowi poprowadzić do tylnego wyjścia, aby znowu skrycie się wymknąć z dormitorium. Naprawdę, że też menager jeszcze nie ogarnął, że tyle drzwi też należałoby obstawić, bo chłopaki głupi nie są. No ale… nie narzekali, dzięki temu mieli więcej swobody!
Wsiadł do taksówki i spojrzał na Kanga z zaskoczeniem gdy ten mu uszy zatkał, aby nie podsłuchał gdzie jadą. A co to za niespodzianki? Czy on naprawdę chciał go wywieźć w jakieś podejrzane miejsce, aby tam zgwałcić? Nie musiał go nawet nigdzie zabierać! Danon by mu się dał zgwałcić zawsze i wszędzie, no i oczywiście by się stawiał, bo to miał być gwałt. No ale skoro chodziło o scenerię, to okay! Brewka mu jednak drgnęła kiedy wyszli przy jakichś zabiedzonych slumsach, gdzie nie było praktycznie nikogo i niczego. Spojrzał nieprzekonany na Kanga, a potem wysiadł wraz z nim, aby rozejrzeć się po okolicy. No ładnie tu, tak… pusto. Ufał jednak z jakiegoś powodu Songowi, więc poszedł z nim tym poboczem, rozglądając się czy przy okazji zaraz ktoś na nich nie wyskoczy i nie zabije.
- Mhm, idealna sceneria na śmierć z horroru. - odpowiedział mu, bo on to widział odpowiednio dużo filmów, aby wiedzieć jak to się może skończyć, ok? Kiedy Kang jednak wlazł mu na plecy to zerknął na niego z takim „chyba cię Bóg opuścił” ale on, jak to on, dla Songa asertywny zbyt nie był, więc po prostu złapał go pod nogami, podrzucił trochę, aby poprawić swój chwyt i jego pozycję na plecach, a potem ponowił kroku przed siebie. Z workiem ziemniaków. - Gdzie my właściwie idziemy? - spytał, bo tak szedł, i szedł, i szedł, i nie wiedział gdzie ma się kierować. Wszędzie było ciemno, głucho, a odblasków to nie mieli. Traumas na pewno ich nie znajdą, ale jak jebnie w ich auto lub wyskoczy zamaskowany morderca, to przejebane. - Wiesz, że jak chcesz mnie zgwałcić to równie dobrze mogę cię wziąć na tym drzewie. - tym, co właśnie mijali. Znaczy, to on miał być zgwałcony… ale role zawsze mogły się odwrócić! Plot twist.
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Rozmowa z mamą, którąkolwiek, poprawiła mu humor, choć zasadniczo to nie swoim humorem się dzisiaj przejmował. Bardziej martwił go Damon – typowo: on się martwił o niego, a tamten działał w drugą stronę i przejmował się Songiem. Ten problem, który się pojawił, dotyczył ich obu, Songa zdecydowanie obciążyła ta informacja o wyjeździe, a także wyobrażenia o tym, że internet to wręcz wyjebie w kosmos od tej słodkości, jednak nie tylko on tu po dupie dostawał. Kim to nawet dostał jeszcze mocniej, bo próbował się postawić a wyszło… no nie wyszło tak fajnie jak u Isaaca, który też poszedł kiedyś stawiać warunki. Swój zły humor musiał gdzieś upchnąć, bo zwyczajnie widać było, że Damon potrzebuje wsparcia, a przecież Song od tego był. Potrafił sobie wypowiedzieć swoje złe nastawienie, odsunąć je i skupić się na chłopaku.
  I tak się na nim skupił, że wylądowali gdzieś w środku… niczego. Gdzie faktycznie mogli już zostać tylko zamordowani albo… no zamordowaniu. Lub po prostu rozjechani. Całe szczęście poboczem to za długo nie szli, ale ta szutrowa ścieżka przez kolejną nicość też nie była zachęcająca.
  — Gdzie my tak właściwie idziemy?
  — To niespodzianka! — Odpowiedział jedynie, jakże tajemniczo, opierając brodę o czubek głowy swojego tragarza. Kang został plecakiem Damona, ot co! Słysząc jego kolejne słowa to Kang jedynie uśmiechnął się pod nosem – to był ten taki głupkowaty, nieco bezpruderyjny szczerz, ale…
  — Kuszące, ale nie tym razem. — Odpowiedział Song, zerkając na to rzeczone drzewo, na którym miałby go brać. On jego, a nie odwrotnie. — Poza tym to trochę się mija z ideą gwałtu. — No właśnie. A przecież to Kang miał jego zgwałcić, tym się odgrażał nawet matce Damona. — Ale zastanowię się jak będziemy wracać. — Najwyżej, jak coś, to faktycznie pobawią się w gwałt na tym drzewie, jeśli Song naprawdę się nie zgodzi a Damon się uprze.
  Jako stylowy plecak Damona przemierzył kolejne kilkaset metrów przez pola, wśród błota. Dobrze, że się Damon nie ostrzelił jakoś fancy w wyjściowe pikolaki bo pewnie teraz by kurwił na Kanga, że ojoj moje ulubione buty. Tymczasem Kang się wycwanił bo miał swojego, heh, konika. Brakowało tylko, żeby Damon się w tym błocku wypierdolił i obaj by się wytaplali w zdrowotnej maseczce.
  — Spoko, spoko. Już niedaleko. — Zapewnił.
  I faktycznie, niedługo dotarli do wielkiego znaku, który ogłaszał, że oto tam za ażurowym ogrodzeniem jest to złomowisko. Jak romantycznie, Kang!
  — No nie patrz tak na mnie. To Rhys mi pokazał to miejsce. — Oznajmił, na swoją obronę. Zsunął się z pleców chłopaka i przelazł przez płot, jakby właził do siebie. Chuj, że włamanie. I tak miejsce wyglądało na srogo zapuszczone, w dodatku raczej niestrzeżone. — Trochę zaufania, nie? — Dodał jeszcze, zeskakując z płotu na drugą stronę. Tak, wychodziłoby, że z Rhysem też tak skaczą przez płoty. O ile Song mówił prawdę. Chociaż skąd on by znał takie miejscówki na obrzeżach Seoulu. Sam przecież nie mieszkał tutaj zanim zaczął być trainee. Mieszkał w Busanie. No ale – trochę zaufania. On Damonowi ufał, prawda? Nawet w kwestii Abigail, choć ta była mocno upierdliwa. I w sumie to przez nią Kang co najmniej kilka razy w swojej historii lądował na tym właśnie złomowisku. Jakkolwiek to brzmiało. To było ich tajne miejsce, nawet Damon o nim nie wiedział. Ale z Isaaciem pewnie też miał swoje miejscówki na wyjścia! Każdy chodził tam, gdzie lubił.
  — Zabrał mnie tu z dwa czy trzy razy kiedy…kiedy miałem meltdown przez kolejną akcję z Abigail, ale nie chciałem się do tego przyznać, choć namawiał mnie, żebym z tobą porozmawiał o tym, Damonzalazłem mu znowu za skórę — a to się działo — i uznał, że muszę się wyszaleć. — Czy tam dać upust emocjom, bo miał tego w sobie zdecydowanie za dużo. I czasami tylko przyjście tutaj i faktyczne „wyszalenie się” pomagało. Gdzieś w końcu trzeba było temu wszystkiemu dać upust, nie można było chłonąć tych negatywów jak gąbka, a nawet jeśli – to każdą gąbkę w końcu trzeba przecież wyżnąć. Bo zacznie przeciekać! Podobnie było u Kanga, jak już go to wszystko przytłaczało to robił się strasznie salty lub – w drugą stronę – mocno przybity i nie miał nad tym kontroli. Tak więc czasem Song robił sobie taką wycieczkę tutaj, a teraz miał wrażenie, że jakoś zintensyfikuje swoje eskapady tutaj.
  — Poza tym — dodał, otwierając drzwi od jakiegoś zdezelowanego, przeżartego rdzą pickupa, który stał na cegłach, gdyż wykradziono mu wszystkie cztery koła. Drzwi skrzypnęły przeraźliwie. — Wiedział, że jestem wielkim fanem bejsbolu. — Przypomniał mu, wyciągając z wnętrza pojazdu nic innego jak kij bejsbolowy. I parę przezroczystych gogli ochronnych na, heh, gumce. Zawiesił je sobie na przedramieniu, a potem obrócił w dłoni, hehe, pałkę, by zaraz potem ją poprawnie chwycić i klepnąć nią o drugą dłoń, wzrocząc na Damona wymownie. No co? Jak mieszkał w Ameryce to był super, hehehe, pałkarzem. Teraz chyba dalej był. Chyba.
  — Przykro mi, nie zamierzam cię spałować. — Powiedział, podchodząc do niego. — Przynajmniej nie teraz. — Znów: może później. W zależności czy Damon faktycznie się spisze, czy jednak nie. Przekazał jednak przedmiot chłopakowi, a zaraz potem powiedział. — Zamknij oczy i nie podglądaj. — Zakomendował, by zaraz potem sprawdzić czy przypadkiem nie oszukiwał. Jak oszukiwał to dostał w łeb. Chwilę potem oddalił się od niego, cały czas mu przypominając, że ma nie podglądać. Nawet jak trochę się tłukł. To wtedy tylko głośniej mówił, że nic mu nie jest i ma dalej nie podglądać. Aż w końcu podszedł do Damona, stanął za nim, oparł dłonie o jego ramiona, nad jednym wychylając się i mówiąc głośne — Tada! — A przed Damonem, na kulawym stoliku, stał… Jakiś wyszczerbiony wazon, na który wrzucony był kawałek mchu i innych porostów (chrobotek reniferowy) jako włosy. Nawet markerem były dorysowane oczy. Taka brzydka karykatura… czegoś.
— Dzień dobry, szefie. Miło pana widzieć. — Zdecydowanie Kang się zwracał do tego abstrakcyjnego pomnika, który wybudował przed Damonem. — Damon, przywitaj się ładnie z panem Parkiem. — Szturchnął go ustawicznie, bo co to za kompletny brak wychowania, że się z szefem nie przywitał. Jeszcze się szef obrazi. Song zsunął gogle z ramienia, a potem wcisnął je Danonowi na oczy, dla jego własnego bezpieczeństwa. — Tak więc, Damon, wierzę, że przyszedłeś szefowi przedstawić ciężkie argumenty — zerk na bejsbolówkę w jego rękach — z którymi nie sposób się nie zgodzić, prawda? — Zerknął tutaj na chłopaka, a kącik ust mu drgnął w takim zachęcającym uśmiechu. No niech Damon idzie się rozmówić z szefem. Ciekawe czy szef dalej taki cwany będzie czy, hehe, pęknie!
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
lorne bay — lorne bay
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
One day, you and I are gonna wake up and be alright. Maybe not today, maybe not tomorrow but one day. One day. I promise you.
On się martwił przede wszystkim o Songa. I to tak szczerze. On to mógł znosić te wszystkie niedogodności jakkolwiek by mu nie pasowały, ale fakt, że Kang też był w to wplątany i musiał oglądać jak jakaś szmata się klei do jego chłopaka, nie mówiąc już o tym jak ta otwarcie sobie go przywłaszczała i pokazywała, że „jest jej”. Zwłaszcza w obecności Songa. I domyślał się jak bardzo musiało być to męczące psychicznie, bo przecież Danon był strasznym zazdrośnikiem jeśli chodziło o chłopaka, więc jakby był na jego miejscu, czułby się mocno przytłoczony. Ale też by w tym trwał, bo te drobne chwile podczas których byli razem wynagradzałoby mu wszystko. No ale też pewnie do czasu. Próbował to zakończyć, zawiódł, niemiłosiernie go to wkurwiało, bo czuł się całkowicie bezsilny i bezużyteczny w tym wypadku. Tak więc jak na razie Kim miał szczerą nadzieję, że Kang da radę wytrzymać jeszcze trochę… tylko ile to trochę miało trwać?
Jak się tak rozglądał to się zastanawiał czy przypadkiem faktycznie ich ktoś zaraz nie zabije. Wtedy Danon dostanie w nogach takiej mocy, że stanie się koniem wyścigowym Songa. Nie żeby coś, ale oglądał dostatecznie dużo filmów, aby wiedzieć kto, co, gdzie i jak może ich napaść oraz zabić. O dziwo jednak jego jeździec doskonale zdawał się wiedzieć gdzie ma się kierować. Mruknął więc tylko nieprzekonany na tą jego niespodziankę, dalej kierując się przed siebie, nie wiadomo gdzie.
- Będzie gwałtem jak się nie zgodzisz. - odpowiedział, zerkając krótko na niego przez ramię, poprawiając swój chwyt pod jego nogami. Jak Kang powie „nie”, no to będzie się zgadzać z ideą gwałtu. Tylko rolę się w tym wypadku odwrócą i niedoszły oprawca stanie się ofiarą.
Droga mu się trochę zaczynała dłużyć, zwłaszcza, że prawie nic nie widział. Nikt tu się nawet nie pokusił o jakiekolwiek światło. Niebezpieczna ta droga, zwłaszcza, że oni to byli cali na czarno, więc jak ich coś pierdolnie, to kierowca nawet nie będzie wiedział co, kiedy i gdzie. No ale Kang mówił, że już niedaleko. Na szczęście tak było. Dotarli do… złomowiska. Kim zatrzymał się nieco skonsternowany i zerknął przez ramię na chłopaka wyraźnie nieprzekonany.
- W dziwne miejsca chodzicie. - odpowiedział, puszczając chłopaka. On z Isaaciem pewnie mieli jakieś bardziej… wyglądające miejscówki! Też gdzieś na wypiździewie, bo jako idol nie można było chodzić tam, gdzie są ludzie, ale no!
W każdym razie ufał Songowi, nie? Komu jak komu, ale jemu to na pewno. Przeszedł więc za nim przez płot, zeskoczył po drugiej stronie i szedł za nim, rozglądając się po bokach. Zdezelowane graty, zardzewiałe części, kubły na śmieci, stare, wyrzucone przedmioty, nie działająca elektronika… no ładnie tu, bardzo przyjemnie. Minął jakąś wielką kałużę w której pływało coś martwego i zerknął raz jeszcze na Kanga, który kierował się w jakieś konkretne miejsce, wysłuchując powodu dla którego Rhys go tu zabierał. Oh, brzmiało jak… dość częste wizyty. Może gdyby Kim wiedział dlaczego tak naprawdę ich lider go tu zabierał, to dałoby mu to jakiegoś mocniejszego kopa motywacyjnego i na tej jednej porażce by nie zaprzestał. Nie miał jednak powodu, aby wątpić jakkolwiek w słowa chłopaka, dlatego tylko przytaknął, kierując się wciąż przed siebie, uważając, aby nie wejść na jakieś stare blachy czy nie nadziać się na wystające pręty.
Zatrzymał się, kiedy Kang podszedł do jakiegoś starego pickupa, a gdy wyciągnął kij bejsbolowy to brewka mu wyraźniej drgnęła do góry. Zerknął na kij, na Kanga, kij, znowu na niego.
- Chcesz mnie tu zabić? Dobre miejsce, mojego ciała przez długi czas nikt tu nie znajdzie. - odpowiedział, rozglądając się po miejscu, które wyglądało jak dawno temu opuszczone. Pewnie nikt się tu już nie pojawiał, a jeśli tak, to raczej nie będą zaglądać do bagażników starych samochodów, więc Danon byłby wiecznie zaginiony. No nieźle Kang.
Przykro mi, nie zamierzam cię spałować. Oh.
- Szkoda. - odpowiedział wyraźnie zawiedziony, ale kącik ust mu drgnął gdy ten dodał, że przynajmniej nie teraz. No to Danon go zgwałci, a ten go potem spałuje? Brzmiało jak dobry plan na dzisiejszy wieczór.
Przyjął kij do ręki. Brew mu raz jeszcze drgnęła na polecenie, że ma zamknąć oczy, ale zaraz potem faktycznie się grzecznie posłuchał. I nawet nie podglądał! No ale słysząc jak Kang się tam krząta, coś rozwala, przewraca i w ogóle, to co chwila pytał czy żyje, przypominając, że ma się nie zabić, bo jemu się nie chce tłumaczyć dlaczego Songa z nim nie ma. Chyba, że by zgrywał głupa. Czując w końcu obecność chłopaka za plecami, otworzył oczy, aby spojrzeć na… wazon. Wazon z twarzą. I włosami! Już miał pytać na co on właściwie patrzy, kiedy Kang go ładnie przedstawił. Jako szefa. Morda mu się momentalnie wykrzywiła w jakimś rozbawionym, zadowolonym uśmiechu, kiedy obserwował ten brzydki wazon. No to już chyba wiedział co takiego ma tu zrobić.
Porozmawiać!
- Cześć, szefie. - bardzo nieformalnie, Danon. Niegrzecznie z twojej strony! Poprawił gogle, które wcisnął mu na oczy Kang i pewniej chwycił za rękojeść kija, wygodniej go sobie ustawiając. - Porozmawiajmy raz jeszcze o moim wycofaniu się z Dabigail. - uderzył kijem o drugą dłoń w bardzo wymownym geście, a potem podszedł do wazonu czując jakąś taką wewnętrzną siłę. - Powiedziałem, że mam dość. - zamachnął się i pierdolnął wazon, który rozleciał się na kawałki, ale podstawa została na chwiejnym stoliku. - Że już nie chcę udawać. - pierdolnął w podstawę rozwalając też prawie stolik. Jeszcze mech, który był włosami został. - Kocham - jeb w drewniany stoliczek - kogoś - jeb ponownie - innego. - niemalże warknął, kiedy stolik rozleciał się na części i przeleciał kawałek w bok. I szczerze? Trochę się zmachał, bo włożył w swoje ciosy w cholerę siły i przy tym emocji, w końcu miał się wyżyć. Odetchnął mocniej patrząc na kawałek szkła z narysowanym okiem, które się ostało, a potem czubkiem kija w nie pierdolnął, aby rozbić. Satysfakcja była, a i tej złości się trochę pozbył. Szczerze? Pomogło.
- Nie wiem czy zrozumiał. - powiedział, odwracając się w końcu do Kanga, opierając kij o jedno z ramion. - Ale ja się czuję lepiej. - żeś agresywnie podszedł do tego! Ale o to chodziło, aby z siebie spuścić to całe nieprzyjemne ciśnienie. - Dzięki. - dodał z wdzięcznym uśmiechem w kącikach ust. - Szkoda, że z żywym nie mogę pogadać podobnie. - mruknął, zerkając pod stopy gdzie leżały kawałki kolorowego szkła z wazonu, mech i ostatki stolika. Jakby wszedł do biura szefa z kijem to dopiero miałby przejebane. Poza tym… Danon nie był mordercą! Ani katem. Po mordzie umiał dać, owszem, zwłaszcza jak ktoś sobie zasłużył, ale żeby tak od razu kogoś skatować jak przed chwilą wazon? Nah. Ale uczucie faktycznie przyjemne, kiedy się z siebie wyrzuciło to co zalegało. - Co jeszcze mogę spałować? - albo kogo?
You are the voice that calms the storm inside me, castle walls that stand around me…
All this time my guardian was you.

Obrazek
You are the light that shines in every tunnel, there in the past you’ll be there tomorrow
All my life your love was breaking through…
It’s always been you.
dzielny krokodyl
nick
lorne bay — lorne bay
22 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
I used to not take chances with God's name but it's been so long since I last prayed. And now I'm all fucked up and my heart's changed 'cause I care more about what other people say
  Gdyby ktoś ich nie znał, a posłuchałby o czym rozmawiają, to by szczerze zaczął się zastanawiać nad… no nad wszystkim. Otwartości im nie brakowało, no i luzu. Nawet w żartach o gwałcie, a przecież gwałt nie był taki śmieszny. Chociaż tutaj wiedzieli przecież, że tak na dobrą sprawę nic takiego nie miałoby miejsca. Gdyby któryś faktycznie powiedział „nie”, na poważnie, to drugi by odpuścił. Przynajmniej w to wierzył Kang, ale… no nigdy tego nie próbował, bo Damonowi zwyczajnie nie potrafił odmówić. Nawet jeśli robił to na złość jemu to też wtedy nie było na poważnie. Ale tak – pewnie gdyby faktycznie nie chciał to by nie został zmuszony! Żeby tylko nie było jak z tym chłopcem, co krzyczał „wilk”.
  Miejsce, do którego zaprowadził Damona – a raczej dał się zanieść – miało swój urok. No dobra, wcale go nie miało. Było to najzwyklejsze, zapuszczone złomowisko, w dodatku oświetlane przez jedną smutną jarzeniówkę przy szopie, która kiedyś chyba była… biurem dla tego miejsca? Generalnie nie najpiękniejsze miejsce na odwiedziny, na randkę już na pewno. Z drugiej strony – co kto lubił. Przecież Lia z Endless na swojej randce siedziały w domy pogrzebowym, w trumnach, więc… no bez oceniania. W razie czego, jak się znowu spotkają, to Damon będzie mógł się pochwalić tym, gdzie zabrał go Song.
  — Jest to jakaś opcja. — Odpowiedział mu, zerkając na niego wymownie. Ale mordować go nie zamierzał. Teraz to by się mijało z celem. Chyba, że zamierzał jeszcze tutaj wstawić tak zwany monolog złoczyńcy, ale… jak się okazało to nie. I spałować go też nie chciał. Przynajmniej nie teraz. Rozchodziło się o coś zupełnie innego – o zapoznanie Damona z brzydką karykaturą szefa. Pewnie gdyby był w stanie to zrobiłby go nieco zgrabniejszego niż to, ale rzeźbiarzem to był żadnym a poza tym w tym wszystkim nie chodziło aż tak o estetykę.
  Kiedy wypuścił Damona na spotkanie z szefem z niemodną fryzurą, sam cofnął się nieco (gogli nie miał) i obserwował go jak ten idzie na negocjacje. Uśmiechnął się pod nosem kiedy tamten faktycznie podłapał tę zabawę i się wczuł. A nie – Kang to głupie, nie będę gadał z wazonem. Wciągnął się w międzyczasie na maskę tego biednego, zdezelowanego pickupa, obserwując jak Kim wyżywa się na tym jego tworze. Odwrócił wzrok na bok, próbując powstrzymać ten głupi, przyćpany chyba szczęściem szczerz, który cisnął mu się na twarz, kiedy Damon w dobitny sposób dawał szefowi do zrozumienia, że on kocha kogoś innego. Zagryzł przy tym wewnętrzną stronę policzka bo jednak nie było to łatwe by utrzymać na wodzy ten grymas zadowolenia (odważnie przyjął, że tym „kimś innym” był on sam). Przynajmniej mordę zdołał opanować, zanim Kim się do niego odwrócił. A nawet jeśli to go przecież w tym półmroku nie przyskrzyni. Prawda?
  W zasadzie właśnie o to chodziło by się wyżył, wyrzucił z siebie choćby część tych negatywnych emocji, bo jak się było bezsilnym na jednym polu to można było to odbić na drugim. Kiwnął głową, kiedy usłyszał to „dzięki” od niego.
  — Zamach masz bardzo dobry. Widać, że moja szkoła. — Podsumował go, poprawiając się na tym swoim siedzisku. — Możesz. — Stwierdził, by zaraz dodać: — Ale jak cię zamkną lub, co gorsza, skasują, to ciężko będzie mi się dalej z tobą spotykać. — Bo w Korei dalej była kara śmierci, niby tylko w skrajnych przypadkach, ale za skatowanie ze szczególnym okrucieństwem chyba nie czekało nic innego, jak właśnie to.
  — Nie przerywaj, dobrze ci idzie. Jest tu wiele naszych wspólnych znajomych. — Kiwnął głową, wskazując na przeróżne przedmioty na tym zdezelowanym złomowisku. Jak Kang wpadał w cug to nawet nie potrzebował wiedzieć w jaki cel konkretnie uderzał. Po prostu robił to dopóki się faktycznie nie zmęczył i nie miał siły czuć się… zły, bezsilny… Generalnie nie miał siły by czuć. I to mu pomagało. Uwolnić się na jakiś czas od emocji, które się w nim kłębiły. — Mingi też tu jest. Czasami mnie doprowadza do szału więc… — wzruszył ramionami. O ile to nie był faktyczny Mingi to mógł tłuc, prawda? Przeczesał palcami włosy. — Dawaj, dawaj. Zmęczę cię tutaj to potem będę miał łatwiej z tym gwałtem i pałowaniem i całą masą innych rzeczy, które będę musiał upchnąć w niecałe dwie doby. — Powiedział, uśmiechając się lekko.
  Informacja o tych wakacjach dalej mu ciążyła, ale w tym momencie upchnął to gdzieś dalej. Na dobrą sprawę to zwyczajnie nie chciał, żeby Damon tam jechał, bo to – miał wrażenie – była już gruba przesada i mocne naruszenie granic strefy komfortu Kanga, ale nie mówił o tym absolutnie nic. Jak to zwykle bywało – zacisnąć zęby i udawać, że aż tak cię to wcale nie bierze – to jego polityka od wielu miesięcy. W końcu chciał dla Damona jak najlepiej, a stawianiem go w niekomfortowej sytuacji, bez wyjścia, raczej by nie pomogło. Chciał z nim być, był w pełni zaangażowany, ale też miał swoje granice. Nie wiedział tylko, że ten cały show z Dabigail to już na tych granicach balansował. Wydawało mu się przecież, że jeszcze wiele jest w stanie znieść, bo mimo wszystko Kim starał mu się to wynagradzać, ale… Ani Damon, ani Kang chyba nie mieli takiej mocy by zapanować nad wpływem tych wszystkich komentarzy na psychikę tego drugiego.
It's gon' be hard here on my own and even harder to let you go
Obrazek
I really wish that we could've got this right
przyjazna koala
rewolwerowiec
ODPOWIEDZ