18 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   Nigdy nie narzekał na swoje życie, bo nie miał ku temu powodów. Oczywiście na swoim koncie miał kilka problemów, mniejszych bądź większych, ale nie były one w stanie przeważyć szali jego trosk, które skutecznie uprzykrzyłyby mu jego egzystencję. Rozstanie było jednak ciosem, które wyjątkowo go zabolało. Nie był to problem, z którym musiał się zmierzyć, by go rozwiązać, bo nie miał pojęcia, jak takie rozwiązanie miałoby wyglądać. Nie miał na to już żadnego wpływu, a jedyne co mógł zrobić, to przeboleć to. Oczywiście był to jego pierwszy poważny związek i naiwnym byłoby wierzyć, że był jedynym, który miałby potrwać przez resztę życia Hudsona. Cały sęk tkwił jednak w samym zdarzeniu i okolicznościach, w jakich się rozegrało. Widok jego chłopaka i najlepszej przyjaciółki okropnie go zaskoczył. Został zdradzony podwójnie. Ciężko było się po czymś takim pozbierać. Z tego wszystkiego amnezja ojca nie wywarła na nim aż tak wielkiego wrażenia i to nie dlatego, że nie było to dla niego nic ważnego. Przeciwnie, denerwował się całą tą sytuacją. Zwłaszcza gdy jego ojciec leżał w szpitalu w śpiączce. Gdy tylko trafił do domu, to sytuacja nieco się uspokoiła, a sam Hudson wierzył, że w tym przypadku wszystko się ułoży tak, jak być powinno. Wierzył, że jego ojciec odzyska pamięć, a przynajmniej większą jej część. No i jakby nie było akurat tę sprawę mógł przeżywać wspólnie z całą swoją rodziną, w której miał oparcie, a ze swoim rozstaniem był sam, zamknięty w czterech ścianach swojego własnego pokoju. Głupio było mu się żalić na to komukolwiek, bo wiedział, że było to głupie i że inni mieli większe zmartwienia, jak chociażby praca czy dorosłe życie ogólnie. Z resztą już słyszał, jak mówią mu, że „znajdzie sobie kogoś innego”.
   – No ale podobno oszczędność to dobra cecha – powiedział. Nie lubił roztrwaniać pieniędzy na każdą zachciankę, ale też nie należał do osób, które były przesadnie oszczędne. Lubił kupować nowe ubranka, buty, książki... ogólnie kupował wiele rzeczy, które wpadły mu w oko, bo mógł sobie na to pozwolić. W tym wypadku kłamał jednak z legitymacją i musiał jakoś ciągnąć ten swój teatrzyk. O pieniądze tak naprawdę nigdy nie musiał się martwić i gdyby mu nie zależało, to wydawałby je na prawo i lewo. Problem pojawiał się jednak wtedy, kiedy przychodziło mu do głowy, że pieniądze te nie są jego. Miał już ochotę zarabiać własną kasę, by nie musieć prosić się o wszystko swoich rodziców. Na pracę był jednak jeszcze za młody, a przynajmniej na taką, która by go zadowoliła. Być może na studiach uda mu się znaleźć coś, gdzie będzie mógł sobie dorobić. Taka niezależność finansowa bardzo mu się podobała.
   – Musisz sobie znaleźć jakieś hobby – stwierdził. Domyślał się, że jego ojciec nie radzi sobie z siedzeniem w domu. W końcu nie po to studiował ciężko by zostać lekarzem, by teraz marnować się na siedzeniu w domu. On sam pewnie czułby tak samo, gdyby znajdował się w podobnej sytuacji, zwłaszcza że decyzja ta nie byłaby jego własnym wyborem. Nadal jednak uważał, że jego tacie przyda się jakaś rozrywka. Nie miał jednak pojęcia, co mężczyzna lubił robić, bo jakoś nigdy nie mieli okazji by tego wspólnie doświadczyć.
   – Nie zwalaj winy na mnie, dobrze wiemy, co powiedziałeś – uśmiechnął się. Domyślił się, że jego mama nie byłaby zadowolona z tych opinii, co do jej rodziny, ale troszkę musiał przyznać ojcu rację. Nawet jeśli sam był bardziej podobny do matki, po której odziedziczył kolor włosów i pewnie odrobinę charakteru.
   – Ja? Dziwnie – odpowiedział szczerze. Nie mógł przecież odpowiedzieć inaczej, bo ta sytuacja nie była czymś, do czego można się było przygotować. Wypadek, śpiączka i amnezja ojca spadła na cały dom nagle i nikt nie był w stanie zrobić sobie odpowiednich przygotowań. – Nie uczymy się w szkole, co robić, gdy ktoś traci pamięć/b] – powiedział. No, na początku nie miał pojęcia, jak się zachowywać, gdy dowiedział się, że jego własny ojciec go nie pamięta. To właśnie było dziwne, bo początkowo mężczyzna zachowywał się tak, jakby byli dla siebie obcymi ludźmi, podczas gdy Hudson doskonale wiedział, co ich łączyło i miał ten cały bagaż wspólnych doświadczeń i przeżyć. No ale nie było źle, szybko się oswoił. – Nie jest jednak źle – przyznał w końcu.
Irving MacNee
sumienny żółwik
Hudson
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Złą na pewno nie jest, ale chcę żebyś wiedział, że nie musisz być przesadnie oszczędny. Jeśli na coś potrzebujesz, wystarczy, że poprosisz. - uśmiechnął się do chłopaka ciepło - I nie, to nie znaczy, że kupię ci twojego porszaka. - zaśmiał się cicho.
Nie miał nic przeciwko rozpuszczaniu swojego syna, lecz we wszystkim trzeba było mieć pewien umiar. W jego przypadku ten umiar miał na imię Enrica i był zawsze powiewem chłodnego, logicznego myślenia, który trzymał go w ryzach, a przynajmniej tak mu się wydawało. Bez swoich wspomnień nie mógł być tak na dobrą sprawę niczego absolutnie pewien, aczkolwiek jeśli chodziło o jego drogą małżonkę wydawało mu się, że zdołał już trochę rozgryźć jej charakter oraz role obojga w ich związku. W ich aktualnej sytuacji powinien się czuć w jakiś sposób zagubiony. W teorii, to co czasami mówiła mu żona było prawdą. Mogła mu te wszystkie wspólne chwile po prostu wkręcać. Mogli przed wypadkiem skakać sobie do gardeł, być na krawędzi rozwodu, a ona to wszystko traktuje jako drugą szansę. Szkot niestety był zawsze bestią kierującą się swoimi emocjami oraz przeczuciem. To dlatego nie czuł się w tym wszystkim zagubiony. Czuł, że Enrica to jego żona, a Hudson to jeden z ich synów. Nie trzeba było mu tego wykładać ani podpierać jakimiś zdjęciami. W jego przypadku takie rzeczy się po prostu wie.
- Hobby? Mam kilka. Na pierwszym miejscu zawsze było żeglowanie. Nauczyłem cię żeglować? - spojrzał na syna pytająco - Mógłbym gdzieś wypłynąć na dzień czy dwa, ale twoja mama jest teraz trochę w stosunku do mnie opiekuńcza. Wiesz, wypadki na łodziach są dość częste. - uśmiechnął się rozbawiony rozglądając się po pomieszczeniu.
Próbował sobie przypomnieć któreś z ich wspólnych wyjazdów. Przecież musiało ich być mnóstwo, skoro nie pamięta zbyt wielu okazji w których wypływał samotnie, a stan ich jachtu wskazywał na to, że był jednak używany, a nie tylko stał dla podniesienia ich rodzinnego prestiżu. Może powinien zaproponować by we trójkę zebrali się na kolejną wspólną przygodę? Czy tam może ukrywać się ten cholerny klucz do poukładania jego pamięci? Całkiem możliwe, że nie podoła temu sam. By pokonać amnezję będzie potrzebować całej ich trójki.
- Ja? Ja nic nie powiedziałem. Masz jeszcze mnóstwo do nauki młody padawanie. - zniżył głos imitując znamienitych mistrzów Jedi.
Nie jest źle. Tak, mogło być zdecydowanie gorzej. Mógł mieć ojca ze zdolnościami mentalnymi ameby. Taka odpowiedź jednak nie do końca go satysfakcjonowała. Nie miał złudzeń, że będzie dobrze. Sam do tej sytuacji nie mógł się przyzwyczaić. Obwiniał się o to, że nie pamięta syna i nie wiedział jak ma do niego podejść. Z czasem udało im się nawiązać jakąś nić porozumienia, ale to było tylko tyle. Nić. Na pewno nic, co można porównać do tego co było, a on w swoim wieku potrzebował ojca. Tego, którym Irving na razie nie był.
- W takim razie jest nas dwóch. Też się z tym wszystkim dziwnie czuję. - zaśmiał się cicho próbując rozładować trochę napięcie w swój ulubiony sposób - Może i mam pewne dziury w pamięci, aczkolwiek mam nadzieję, że wiesz, że nadal jesteś moim synem i możesz ze mną porozmawiać o wszystkim o czym potrzebujesz. - spojrzał synowi w oczy lekko skinąwszy głową.

Hudson Duke
ambitny krab
Way
18 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   – Wiem, że wystarczy was poprosić, ale lubię sobie zaoszczędzić i nie spowiadać się wam z tego, po co potrzebuję pieniędzy – odpowiedział szybko. W końcu dawało mu to pewnego rodzaju swobodę, bo dzięki temu unikał rozmów na temat tego, dlaczego kupuje znów bluzkę w tym samym kolorze co połowa jego garderoby albo że spodnie, które sobie upatrzył są zbyt drogie, by paradował w nich codziennie do szkoły. No albo po prostu nigdy nie miał okazji do tego, by porozmawiać z rodzicami na temat finansów i gospodarowania pieniędzmi, by wiedzieć, że nie mieliby większych problemów z tym, że kupiłby sobie jakieś droższe ubranka. Uśmiechnął się jednak na wzmiankę o samochodzie. – Myślę, że jeden samochód mi wystarczy – stwierdził. Pomimo tego, że posiadał samochód, taki wcale nie najgorszy, to jednak i tak należał do tego grona osób, które wolały być wożone albo które chodziły wszędzie pieszo. Nie uważał się za najlepszego kierowcę, chociaż zawsze starał się nie przekraczać prędkości i zawsze jeździł zgodnie z obowiązującymi przepisami. Za bardzo obawiał się bycia złapanym przez policję, bo wiedział, że narobiłby sobie problemów. Rodzinka nie byłaby zadowolona z takiego zachowania, a to on był tym spokojnym i porządniejszym.
   – Mnie? Nie, powiedziałeś mi kiedyś, że wyczerpałem twoje nauki na nauce prowadzenia samochodu – zażartował. Oczywiście ojciec uczył go jeździć, zanim Hudson zaczął na poważnie swoje lekcje. Rodzice chyba ustalili, że lepiej będzie, jak młody blondyn zapozna się z samochodem i drogą będąc pod okiem któregoś z nich, niż w obecności obcego człowieka. Hudson nie narzekał na taki obrót spraw, bo przy swoim staruszku czuł się zdecydowanie pewniej i bardziej komfortowo podczas swojej pierwszej jazdy. No i jak się okazało to wcale nie jeździł tak tragicznie, nawet gdy jego ojczulek mówił, że przez niego osiwieje szybciej. No i o ile za kierownicą radził sobie nie najgorzej, to jednak nie wiedział, czy wpuszczanie go za stery łodzi było dobrym pomysłem.
   – Jakieś spokojniejsze hobby musisz sobie znaleźć, takie bardziej domowe – stwierdził, bo jednak wizja ojca wypływającego samotnie na otwarte wody przerażała również i jego. Nie chciałby, by coś mu się stało, zawłaszcza że nikt tak dokładnie nie wiedział, co siedziało w jego głowie. Może wszyscy przesadzali z tym obchodzeniem się z ojcem jak z jajkiem, niemniej jednak lepiej było dmuchać na zimne, zwłaszcza że cała ta jego sytuacja zaczynała dopiero wracać do normy.
   – Nie mam pojęcia, kto to padawan, więc się nie obrażę – powiedział poważnym tonem, bo oczywiście nie obejrzał w ogóle Gwiezdnych Wojen. Ogólnie stronił od takich popularnych i kultowych filmów, jedyne co widział to te wszystkie filmy o dinozaurach, bo bardzo lubił dinozaury. Ogólnie posiadał dość specyficzny gust filmowy, skupiając się bardziej na horrorach i kinie niezależnym niż takich typowych blockbusterach (no chyba że chodziło o te wszystkie popcorniaki od Marvela). – Czasem najważniejsze jest to, co nie zostaje wypowiedziane – kiwnął głową, jakby wygłaszaj największą mądrość na świecie.
   – Wiem, że jesteś, spokojnie – powiedział, uśmiechając się lekko. Nigdy w to nie wątpił. Czasami oczywiście zastanawiał się nad tym, co jego ojciec pamięta, ale raczej nie przyszło mu nigdy do głowy to, że mógłby przestać być jego synem, bo tego raczej nie dało się od tak wymazać, nawet jeśli staruszek by się tego wypierał, do Hudson ciągle miał go wpisanego w papierach.
Irving MacNee
sumienny żółwik
Hudson
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Irving mógł się tylko uśmiechnąć słysząc słowa swojego syna. Jak na swój wiek był bardzo rozważny. Zapewne odziedziczył to po swojej mamie i jej części rodziny, ponieważ ani on ani jego najbliżsi nie byli nawet w połowie tak rozważni nawet w o wiele starszym wieku. Na razie nie pamiętał wszystkich momentów z jego życia, które sprawiły, że wyrósł na porządnego chłopaka, a takie właśnie na razie odnosił wrażenie odkąd zaczął go poznawać na nowo, lecz był przekonany o tym, że w końcu sobie przypomni. Na razie pozostało mu cieszyć się dobrze wykonaną robotą zarówno po stronie jego jak i małżonki by chociaż jeden z tych chłopaków wyrósł na porządnych ludzi. Szkot nie miał nic przeciwko narwanemu charakterowi, sam taki miał, aczkolwiek trzeba było znać i mieć pewne granice, a Hudson na pewno miał je już dobrze wypracowane.
- Nie mów, że nie korciło cię, żeby się chociaż przejechać. - spojrzał na niego podejrzliwie - Ciebie przynajmniej nie będą boleć kolana przy wysiadaniu. - zaśmiał się wesoło przypominając sobie o tym, jakie efekty na jego, trochę już starszy, organizm miało sportowe autko, które raczej powinien sprzedać i kupić kolejnego SUVa.
Nie oszukujmy się. Wyszedł ze swojego cały i zdrowy, nie licząc oczywiście amnezji, tylko dlatego, że jego samochód miał swoją masę i dziesiątki systemów bezpieczeństwa, które sprawiły, że po zjechaniu między drzewa z jego auta nie zostało za dużo, aczkolwiek kabina kierowcy była ledwo tknięta. Właściwie zdziwił się, że jego Porszak jeszcze stoi w garażu. Spodziewałby się, że Enrica już dawno go sprzedała chociażby po to żeby zapobiec kolejnej takiej przygodzie, której sportowa bryka by raczej nie przeżyła, ani tym bardziej on.
- Oh... Aż tak źle nam poszło? - uśmiechnął się całkiem rozbawiony - W takim razie amnezja może ma swoje plusy, twój limit nauk został właśnie zwiększony. Wybieraj mądrze. - puścił mu oczko przechodząc trochę do porządku dziennego nad swoją chorobą.
Nie mogli przecież przez resztę życia tańcować wokół tego tematu. To się stało i żadne z nich nie wie kiedy i czy się odstanie. Trzeba było zacząć z tym żyć jak każdą inną chorobą, która do końca nie zagraża jego życiu, a po prostu sprawia, że musi żyć inaczej. Podejście Irvinga do życia nie pozwalało na wieczne zamartwianie oraz umartwianie. Dlatego żartowanie ze swojej przypadłości było czymś, czego można się było po nim spodziewać. Miał tylko nadzieję, że jego syn jest w stanie to trochę podłapać.
- I ty przeciwko mnie Brutusie..? - spojrzał na Hudsona ze zbolałą miną - Mam się zająć szydełkowaniem? Próbujecie zrobić ze mnie jakiegoś starego kociarza! - warknął gorzko załamując ręce.
Niech sobie mówią, co chcą, lecz on nie da się przywiązać do domu. Zdawał sobie sprawę, że wszyscy czuli by się o wiele lepiej wiedząc, że nie błąka się po okolicy, ale on nigdy nie był typem domownika. Tak, potrafił się zająć domem i nie miał z tym problemów, aczkolwiek nie znaczyło to, że chciał spędzać w nim każdą wolną chwilę. Potrzebował wyjść trochę do ludzi, na spacery. Nawet jeśli będzie ich to martwiło, muszą się z tym pogodzić.
- Jak to nie masz pojęcia..? - spojrzał na niego z niedowierzaniem - Boże, zawiodłem jako ojciec, jak mogłem nie puszczać ci klasyki kina? - teatralnie złapał się za głowę kręcąc nią na boki.
Kolejne, niezwykle mądre słowa ze strony syna przyjął kiwając głową z zadowolonym uśmiechem. Tak długo jak zdawał sobie sprawę, że nadal może liczyć na swojego staruszka wszystko było w jak najlepszym porządku. Dobrze, że mieli tę szansę by porozmawiać na osobności. Może Hudson wstawi się trochę za swoim ojcem u matki i powie jej, że najwyższa pora wypuścić go z domu.
- To jak z tą legitymacją? Myślisz, że jest gdzieś tutaj, czy powinniśmy poszukać jej w domu? - uśmiechnął się nieco wymownie jakby rozgryzł plan młodego McNee.

Hudson Duke
ambitny krab
Way
18 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   Tak, wiele osób wypominało mu to, jaki był. Głównie chodziło o to, że był zdecydowanie zbyt dojrzały i aż nadto odpowiedzialny jak na osobę w swoim wieku. Mówiono mu, że jest w tym okresie swojego życia, w którym powinien popełniać błędy i zbierać doświadczenie, które z tego płynęło. Niby się z tym zgadzał, ale z drugiej strony nie chciał robić problemów zarówno sobie, jak i swojej rodzinie. Wydawało mu się, że powinien być grzeczny i odpowiedzialny, no i takie zachowanie bardzo mu odpowiadało. Doskonale znał swoją rodzinę i domyślał się, że swój charakter odziedziczył po matce, bo ta odznaczała się swoją zimną rozwagą no i lubił też, gdy kobieta chwaliła go, że nie pakował się w kłopoty.
    – Może raz czy dwa kusiło – odpowiedział, uśmiechając się słabo. Oczywistym było, że chciałby sobie pojeździć jakimś fajnym samochodzikiem, ale jakoś nigdy nie podjął żadnych kroków, by to osiągnąć. No i oczywiście w grę wchodziło jeszcze to, że po co miał jeździć fajnymi samochodami, jak sam nie przepadał za jazdą swoim samochodem. Nie żeby się bał, ale po prostu lubił spacerować, zwłaszcza że nie miał zbyt wielu powodów do tego, by gdzieś wyjeżdżać, bo wydawało mu się, że kilkunastu minutowa jazda samochodem nie była warta, by ten samochód w ogóle odpalać. Może miał śmieszne myślenie i lubił sobie komplikować sprawy, ale już taki dziwny był i nikt nie mógł nic na to poradzić. Należało jednak przyznać, że nie było chyba przyjemniejszej rzeczy, niż jazda samochodem nocą przy dźwiękach przyjemnych piosenek. Miał nawet swoją prywatną playlistę z piosenkami, których słuchał jedynie w trakcie jazdy. Było to przyjemne, melancholijne uczucie, że można było przestać się przejmować wszystkim, tylko wpatrywać w drogę. – Nie lubię niskich samochodów – skwitował. Nie lubił do takich wsiadać i wysiadać z nich, poza tym wysokimi i większymi samochodami znacznie przyjemniej się jeździło, no ale każdy miał swój własny gust, którego on nie chciał krytykować. Ale nie ufał ludziom, którzy jeździli malutkimi samochodzikami, bo kojarzyły mu się z clownami, a z tymi nie przepadał!
    – Mówiliśmy ci, że będą boleć cię kolana, jak kupowałeś swój samochód, ale odpowiedziałeś, że jeśli stać cię było na wóz, to i na nowe kolana – zaśmiał się na wspomnienie tego wydarzenia, które zresztą uważał po dziś dzień za oznakę kryzysu wieku średniego. No nie należało się przecież czarować, jego ojciec nie należał już do najmłodszych, ale ciągle pragnął się odmłodzić. Czasami używał nawet młodzieżowego slangu, o którym nawet Hudson nie miał pojęcia. Czasami było to urocze, ale czasem też martwiło.
    – Nie rozbiliśmy się, więc możemy uznać, że nie było aż tak tragicznie – kiwnął głową. Nie rozbili się, ale było bardzo, bardzo blisko. Zwłaszcza wtedy gdy Hudson próbował wjechać na teren posesji i o mało nie urwał lusterka. Dobrze że jego ojciec szarpnął kierownicą i odbił samochodem w drugą stronę. Hudson się wtedy na ojczulka obraził tak mocno, ze nie rozmawiali ze sobą przez kilka dni. Młody Duke jak już się boczył to poważnie, nawet jeśli nie było ku temu zbyt poważnych powodów. No ale o tym fakcie tatko wiedzieć teraz już nie musiał.
    – A co jest złego w szydełkowaniu? No i chyba lubisz mojego kota, więc jesteś już i tak w połowie drogi – zaśmiał się ponownie. On sam nie miał nic przeciwko temu, by stać się starym kociarzem, bo uwielbiał te zwierzątka. Teraz miał tylko jednego kota, bo na tyle pozwalali mu rodzice, ale w przyszłości mógłby mieć ich nawet pięć. Aż się ucieszył na taką wizję. Będzie stereotypowym kociarzem. – W szkole nas uczyli szydełkować, nauczycielka mówiła, że można to sprzedawać w Internecie i zarobić. Biznes byś otworzył – zaproponował, ale miał nadzieję, że jego ojciec zrozumie, że jedynie żartował. Raczej nie widział go w roli szydełkującego Irlandczyka. W domu nasłuchałby się dość siarczystych przekleństw.
    – Bo ty oglądasz same starocie, teraz są popularne inne motywy w filmach, wiesz, bardziej woke – wzruszył ramionami. Nie jego wina, że rozminął się ze staruszkiem gustem filmowym i nie chciał mówić, że gust mężczyzny był już przestarzały. Nie znaczyło to oczywiście, że filmy które oglądał nie były klasykami.
    – Na pewno musi tu być, tu ją miałem po raz ostatni.. może pod pokładem? Oby tylko mi nie wpadła do wody... a mogłaby ją jakaś mewa albo rybitwa zgarnąć? Miała takie błyszczące zapięcie, więc może jakiś ptaszek się skusił na błyskotkę – wypuścił z siebie słowotok różnych hipotez, które mogłyby mieć miejsce. Nie lubił ptaków i gdyby mógł, to zgoniłby na nie wszystkie nieszczęścia.
Irving MacNee
sumienny żółwik
Hudson
lorne bay — lorne bay
52 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Ha! Wiedziałem! - uśmiechnął się całkiem z tego faktu zadowolony.
Kochał swoją żonę. Tego był pewien. Syna również. Problem był natomiast w tym, że niczego z ich życia teraz nie pamiętał, a to, co na razie pokazał mu Hudson zaczynało go trochę martwić. To na pewno był świetny chłopak, ale trochę za bardzo przypominał mu matkę. Nie to, żeby było cokolwiek złego w jego małżonce, ależ skąd. Po prostu miał nadzieję, że jego latorośl odziedziczy również trochę tej zawziętości, chaotyczności oraz żywotności z jego strony rodziny. Przede wszystkim powinien wrzucić na luz, jak to się mówiło jeszcze w jego czasach, chociaż to określenie najpewniej całkowicie wypadło już z obiegu. Pragnął jedynie by nie szedł całkowicie krokami matki planując sobie całe życie i dbając jedynie o swoją edukację. Chciałby by skorzystał z tego jakie ma możliwości oraz szanse. Jego własny ojczulek zawsze mu trochę skąpił, nie pozwalał na zbyt wiele wyjazdów. Trzeba jednak przyznać, że miał ku temu powody ponieważ Irving najprawdopodobniej by przepadł i nigdy nie wrócił. Jego syn natomiast powinien być tą idealną mieszanką chłodnej kalkulacji oraz zdrowego rozsądku po matce i chaotyczności, jak i żywiołowości po nim samym. Człowiekiem idealnym i może tak w istocie było tylko na razie tego nie dostrzegał.
- Tak, to brzmi jak coś, co bym powiedział! - parsknął śmiechem jakoś odruchowo rozmasowując kolana - Zawsze byłem zdania, że pieniądze są po to żeby je wydawać. Możemy wydawać je razem, masz na coś ochotę? - sugestywnie poruszył brwiami mając szczerą nadzieję, że powie coś chociaż o bilecie na koncert, a nie jakimś drogim podręczniku do medycyny, który pewnie z resztą mają w domu.
Chciał zobaczyć w nim tę odrobinę swojego szaleństwa oraz spontaniczności. W tym momencie pewnie zgodziłby się nawet kupić mu jakiś sportowy, ale bezpieczny samochód, za który jego matka by go zabiła i kazała oddać, aczkolwiek przejechaliby się chociaż do dealera i z powrotem. Może przemawia przez niego jego własne wewnętrzne dziecko, które bardzo skrzętnie i wesoło pielęgnował. Dla niego właśnie to było metodą na szczęśliwe życie. Spełnienie przychodziło z ich rodziny, ale Szkot wierzył, że by dawać szczęście innym wpierw samemu trzeba być szczęśliwym. Tak więc bardzo często się uszczęśliwiał.
- Cóż... Skoro nie poleciało mi po zniżkach to na pewno nie było tak tragicznie. Jestem ciekaw od kogo zapożyczyłeś swój styl jazdy... Niech zgadnę... Skoro padło słowo tragedia to pewnie po mamie. - wyszczerzył się rozbawiony - Ja chyba miałem tylko jedną poważną sztuczkę i to nie ze swojej winy! - od razu rzucił na swoją obronę jakby obawiał się jakiś zarzutów ze strony swojego syna.
Zrobił sobie natomiast mentalną notatkę żeby kiedyś wyciągnąć Hudsona z domu jako kierowcę. Każe się odebrać ze szpitala po badaniach, bądź wymyśli jakąś inną wymówkę tylko po to żeby zobaczyć jak radzi sobie za kółkiem. Przy okazji, kto wie, może właśnie tam chowa się klucz do jego podświadomości, który pozwoli na nowo uporządkować wszystkie wspomnienia? Może właśnie pierwsza nauka jazdy jest dla niego tak ważnym wspomnieniem, że wszystkie inne ustawią się w szeregu?
- W szydełkowaniu nie ma nic złego, ale nie widzę się w tej roli i wiesz... Jestem przyzwyczajony do trochę większych wpływów na swoje konto niż kilkanaście dolców za jakąś podstawkę pod kubki z herbatą czy narzutkę. - uśmiechnął się dość wymownie - Jak już jesteśmy przy kotach... Który jest twój? Enrica cały czas oskarża mnie o to, że to ja je wszystkie sprowadziłem. To prawda? - zapytał całkiem poważnie lekko przechylając głowę.
- Woke...? Co to do cholery jest woke? - otworzył szerzej oczy z lekkim zrezygnowaniem kręcąc głową.
Na pewno był do tyłu z tym całym młodzieżowym slangiem, aczkolwiek to słowo zupełnie nie miało dla niego sensu. Chociaż na swój sposób może słusznie opisywało to wszystko, co zdążył obejrzeć na netflixie przez ostatnie kilka dni kiedy małżonka nie chciała go wypuścić z domu bez opieki, a sama chętnie uciekała do szpitala.
- Mewy raczej nie kuszą się na jedną błyskotkę, ale te ptasie mózgi mogły ją pomylić z rybimi łuskami, tylko czy pokusiłyby się na nią z bliska? Nie wydaje mi się... Pod podkładem zdaje się być bardziej prawdopodobną opcją. - skinął na schody prowadzące w dół - Za Tobą.

Hudson Duke
ambitny krab
Way
18 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
    Również się uśmiechnął. Jeżdżenie samochodem jest całkiem przyjemne, chociaż bywa stresujące. Nigdy nie było wiadomo, co innemu kierowcy wskoczy do głowy. Gdy już zdarzało się Hudsonowi prowadzić samochód to nie raz narzekał na to, jak jeżdżą niektórzy, a zwłaszcza gdy nie korzystali z kierunkowskazów. Rozumiał, że czasami mogło się to komuś zdarzyć, niemniej jednak i tak go to irytowało. On sam starał się być odpowiedzialnym kierowcą, bo wiedział, że od tego, jak jeździ mogło zależeć też zdrowie i życie innych ludzi. Znał się na przepisach całkiem nieźle i starał się nie przekraczać znacznie dozwolonych prędkości, pomimo tego i tak wolał, gdy go wożono.
    Oczywiście, że wydawało mu się, że swój charakter odziedziczył po matce. Był spokojny i zdystansowany. Starannie wszystko analizował i zdecydowanie brakowało mu ojcowskiej żywiołowości czy też spontaniczności. Nigdy wcześniej nie sądził, żeby był to jakiś problem, bo zawsze dobrze mu się żyło ze swoimi cechami. Nie był narwany, nie pchał się w kłopoty, a przez to jego życie było spokojne i takie, jakie chciał. Nie miał zbyt wielu stresów, bo dzięki jego planowaniu i analizowaniu wszystko układało się tak, jak to sobie zaplanował. Nie wiedział jeszcze, czy za to nie przyjdzie mu zapłacić w przyszłości, bo jakby nie było zachowywał się zbyt dojrzale, jak na swój wiek. Może więc powinien nieco poszaleć, żeby później nie żałować, że czegoś nie zrobił.
    – Brzmi, bo tak powiedziałeś – zaśmiał się. Jego ojciec miał dość praktyczne podejście do życia. Wiedział, że jeśli ma pieniądze, to może je wydać na wszystko, nawet na nowe kolana. No i tym argumentem kończył wszelkie dyskusje, że trzeba było na siebie uważać. Oczywiście Hudson wiedział, że w większości były to żarty, bo przecież nie wszystko dało się kupić. – Przydałby mi się nowy laptop i może telefon.. – odpowiedział. Nie miałby nic przeciwko, gdyby jego ojciec postanowił kupić mu nowy sprzęt elektroniczny, bo chociaż te które posiada nie są zepsute, to jednak można było kupić nowe, skoro pojawiają się na rynku. Nie chciał jednak zmuszać ani przekonywać. W sumie byłby też zadowolony, gdyby pojechali coś zjeść. Nie miał bowiem pojęcia o tym, że jego staruszek był gotów kupić mu nowy samochód.
    – Mam swój styl jazdy – powiedział, uśmiechając się lekko. Nie był wprawnym i doświadczonym kierowcą, więc w jego jeździe było sporo zachowań drogowych, którymi charakteryzowali się świeżo upieczeni kierowcy – nie ścinał zakrętów, zwalniał przed każdym przejściem dla pieszych, przez skrzyżowanie zawsze przejeżdżał na dwójce i hamował gdy tylko licznik prędkości pokazywał więcej, niż powinien. Musiał jednak przyznać, że dużo pewniej czuł się, gdy sam siedział przed kierownicą. Wiedział wtedy, że jazda będzie taka, jaka powinna.
    – A skąd wiesz, że nie ze swojej? – zapytał. Nie chciał z tatą poruszać tematu wypadków, bo te zdarzały się każdemu. Nigdy nie można było mówić, że jeśli ktoś miał stłuczkę, to znaczyło, że był złym kierowcą. Czasami nie miało się wpływu na innych kierowców albo na warunki pogodowe. – Powinniśmy jeszcze wziąć pod uwagę jakie były efekty tej twojej stłuczki – dodał. W końcu czym innym był wypadek a czym innym zarysowanie karoserii o hydrant.
    – Wiesz, chodzi o odstresowanie się albo zajęcie myśli – odpowiedział. On sam również nie widział ojca z szydełkiem, ale nie chciał też, żeby mężczyzna siedział w domu sam i nic nie robił. Nie było to zdrowe dla jego zdrowia psychicznego. Wyobrażał sobie, jak staruszek siedział w fotelu i wpatrywał się w ściany, przejmując tym, że nie może pracować.
    – Moja jest Caroline, ta która zna niektóre komendy, pozostałe należą do ciebie – powiedział dumnie. Był niesamowicie zadowolony z faktu, że udało mu się nauczyć białą kotkę kilku sztuczek, bo wśród niektórych ludzi krążyła opinia, że kotów nie nauczy się niczego, bo są one niezależnymi stworzeniami. Stwierdzenie to oczywiście nie było prawidłowe. No i Hudson lubił chwalić się tym, że jego kotka potrafi siadać, miauczeć i udawać martwą na zawołanie. On tam nie miał nic przeciwko temu, że jego ojciec przyprowadzał do domu kolejne koteczki.
    – Te wszystkie netflixowe filmy i seriale, które oglądasz, są dobrym przykładem – kiwnął głową. On tam nie miał nic przeciwko temu, ale zawsze znajdą się osoby, którym coś takiego przeszkadzało, ale jeszcze nikt nie podał żadnego konkretnego przykładu, dla którego sytuacja miałaby się zmienić. Hudsonowi było wszystko jedno co oglądał, bo potrafił docenić dobre historie i produkcje, a nie oceniał ich przez pryzmat bycia postępowym lub nie.
    – No dobrze, chodźmy – rzekł ochoczo, po czym ruszył w kierunku schodów prowadzących pod pokład. Nie spieszyło mu się oczywiście, bo doskonale wiedział, że o tak nic nie uda im się znaleźć. W końcu jednak będzie musiał powiedzieć, że wszystko sobie wymyślił i ściągnął tu ojca, żeby spędzić z nim trochę czasu. Jakby wyjście do ogrody nie mogło im wystarczyć...
    – A tak w ogóle to nie męczy cię siedzenie w domu? Nie chciałbyś czegoś porobić? Czym się w ogóle zajmowałeś, zanim zacząłeś pracować? – zapytał. Bo przecież mężczyzna musiał mieć jakieś zainteresowania, a Hudson z dziwnym smutkiem zrozumiał, że w sumie nic o swoim ojcu nie wie...
Irving MacNee
sumienny żółwik
Hudson
instruktorka boksu — Lorne Bay Gym
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś gasiła pożary, teraz przed nimi ucieka. Bawi się w instruktorkę boksu żeby mieć co włożyć do garnka i próbuje od nowa ułożyć sobie życie zawodowe, tym razem z dala od ognia.
✶ 5 ✶
Nie potrafiła przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz wybierała się z Rustym na żaglówki. Chyba jeszcze przed wypadkiem? Prawdopodobnie, bo kompletnie nie kojarzyła żeby organizowali coś później, co pewnie w dużej mierze było jej własną winą - każdy na pewno zauważył, że zrobiła się nieco mniej towarzyska i zamiast spotykać się ze znajomymi, spędzała niezdrową ilość czasu wyżywając się na worku treningowym na siłowni. Czy było w tym coś złego? Obiektywnie może nie, ale Tina trochę źle się czuła z tym, że tak bardzo ostatnio wszystkich olewa, bo ucieka od problemów zamiast podjąć jakąkolwiek próbę zmierzenia się z nimi. Od pewnego czasu poważnie rozważała jakąś terapię, bo doskonale wiedziała, że sama nie jest w stanie poradzić sobie ze swoim paranoicznym, obsesyjnym strachem przed spłonięciem żywcem, ale póki co nie czuła się jeszcze gotowa na taki krok. Nawet przy najbliższych miała problem, żeby o tym rozmawiać, więc co dopiero przy jakimś zupełnie obcym człowieku.
Dziś jednak przytłaczające myśli na chwilę poszły w odstawkę a Tina postanowiła po prostu cieszyć się tym, że spędzi czas z przyjacielem i że będą robić coś, co oboje uwielbiali. Dotarła do przystani sporo przed umówionym czasem, ubrana w długą, luźną sukienkę upstrzoną kwiatowymi wzorami i wszystkimi możliwymi kolorami tęczy. Włosy związane miała czarną bandaną, przenikliwe spojrzenie błękitnych oczu zasłaniały szkła okularów przeciwsłonecznych. Pierwszy raz od dawna czuła, że wygląda dobrze. Całe szczęście że zabrała aparat, będą sobie mogli porobić jakieś ładne zdjęcia, będzie miała pamiątkę oraz dowód dla potencjalnego terapeuty, że czasami spędza czas poza miejscem pracy.
Rozejrzała się za przyjacielem, ale najwyraźniej jeszcze nie dotarł, postanowiła więc umilić sobie czas cytrynowymi lodami, które udało jej się dorwać w budce w pobliżu. Chwała temu, kto postanowił ją tam postawić, bo lody bez wątpienia mieli wspaniałe! Teraz to już totalnie miała udany dzień i chyba mało co byłoby jej w stanie popsuć humor.

Rusty Overgaard
ambitny krab
Brysia
dziennikarz — The Cairns Post
29 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarz, niespełniony żeglarz i posiadacz czarnego notesu, który wszędzie ze sobą zabiera, w przeciwieństwie do ukochanej, której już nie ma
22.

Znów minęło aż za dużo czasu, od kiedy ostatni raz stał za sterem żaglówki. Przy ostatnim wypłynięciu z Linkiem, głośno zastanawiał się nad tym, czy nie zainwestować w końcu w coś swojego, ale nie zdecydował się na ten krok, w pewnym sensie zdając sobie sprawę z tego, że zbyt dużo czasu poświęca pracy, całe dnie spędzając w redakcji, wieczorami kończąc to, czego nie był w stanie zrobić w biurze. Weekendy starał się przeznaczać choć w małym stopniu na relaks, ale wszelkie obowiązki i towarzyskie zobowiązania mu to utrudniały. Nie każdego mógł wyciągnąć na nawet krótki rejs, w końcu trzeba było poświęcić na to dużo czasu, a zbyt krótkie mijały się z celem, bo gdy tylko czuł, jak powiewy wilgotnego wiatru rozwiewają jego przydługą czuprynę, ani trochę nie chciał wracać.
Uwielbiał ocean.
Uwielbiał też Tinę. Ich znajomość ciągnęła się już tyle, że żadne pewnie nie było w stanie zliczyć tych wszystkich lat, a żeglowanie stanowiło spoiwo, dzięki któremu, nawet jeśli nie mieli żadnego pomysłu, zawsze wiedzieli co mogą razem robić. Potrzebował teraz kompana, może jakiegoś popchnięcia do wypłynięcia na głęboką wodę, bo choć czasem rzucał, że dawno już tego nie robił, ze słów najczęściej nie wynikało nic więcej i parkując na miejscu w przystani, czuł ekscytację pomieszaną z wstydem, że wcześniej nie mógł się zebrać.
- Widzę, że prowiant już sobie załatwiłaś - przywitał dziewczynę lekkim uśmiechem, zaraz po zgaszeniu papierosa na jednym z koszy na śmieci. - Jakoś tu przyjemniej, odkąd jest mniej turystów - zauważył, rozglądając się po mniej zatłoczonej niż zwykle okolicy. Początek jesieni, pomimo dalszego utrzymywania się wysokich temperatur, zwiastował mniejszy napływ przyjezdnych, wracających po wakacjach do swoich codziennych obowiązków. Tego dnia jednak pogoda dopisywała, co było widać po stroju Valentiny, ale Rusty, w przewiewnej lnianej koszuli i płóciennych szortach, wcale od niej nie odstawał.

Valentina Goldsworthy
przyjazna koala
nata#9784
instruktorka boksu — Lorne Bay Gym
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś gasiła pożary, teraz przed nimi ucieka. Bawi się w instruktorkę boksu żeby mieć co włożyć do garnka i próbuje od nowa ułożyć sobie życie zawodowe, tym razem z dala od ognia.
Wychodziło więc na to, że oboje w ostatnim czasie byli pochłonięci pracą nieco bardziej niż powinni. Gdyby tylko Valentina wiedziała, że Rusty tak się przepracowuje to niewątpliwie urządziłaby mu na ten temat krótką pogadankę, choć w pełni zdawała sobie sprawę, że wyszłaby wtedy na najgorszą hipokrytkę na świecie. Chyba po prostu dalej próbowała żyć w fazie wyparcia i niestrudzenie wmawiać sobie, że jej sytuacja jest przecież inna, bo technicznie rzecz biorąc, nie pracuje a jedynie przebywa w miejscu pracy, robiąc coś, co pomaga jej rozładować negatywne emocje - a to nijak się miało do pracoholizmu, o który co niektórzy być może ją posądzali. Tak czy inaczej, był to ciężki temat, którego nie miała ani siły ani ochoty teraz analizować.
Na jej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech, kiedy dostrzegła zbliżającego się przyjaciela. Przytuliła go na powitanie, uważając przy tym, żeby przypadkiem nie pobrudzić mu koszuli lodami - byłoby strasznie szkoda, bo uważała, że to bardzo ładna koszula.
- Następnym razem zabiorę przenośną lodówkę i kupię nam na zapas - rzuciła pół żartem, chociaż właściwie taka przenośna lodówka to byłaby całkiem dobra inwestycja... gdyby tylko jeszcze Valentynkę było stać, żeby wyrzucać pieniądze na takie pierdoły. Ale będzie miała tą myśl z tyłu głowy, kiedy już w końcu się ogarnie i znajdzie jakąś porządną pracę na pełen etat. A że, mimo lekko kryzysowej sytuacji materialnej, była pod tym względem nieco wybredna to nie zanosiło się, żeby to miało nastąpić szybko. - Prawda! Z jednej strony, turyści spoko, bo dużo ludzi na tym zarabia, ale bez nich jest zdecydowanie spokojniej - zgodziła się, bo sama nie lubiła takich tłumów, jakie nieraz potrafiły się tu przewijać w sezonie. Na dłuższą metę było to niewątpliwie męczące, i Tina naprawdę szczerze współczuła wszystkim, którzy w pobliżu takich turystycznych zbiegowisk mieszkali. To dopiero musiała być udręka! - Ale nawet nie wiesz jak się cieszę, że wreszcie udało nam się wyjść! Wiesz jak dawno już nie byłam na żaglówkach? Całe wieki! - Nawet nie przesadzała, bo było to jeszcze przed wypadkiem, czyli, jak jej się wydawało, w zupełnie innym życiu. Była to jednak jedna z tych rzeczy, z których na pewno nie chciała rezygnować, bez względu na to, co stało się w jej życiu w tak zwanym międzyczasie.

Rusty Overgaard
ambitny krab
Brysia
dziennikarz — The Cairns Post
29 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarz, niespełniony żeglarz i posiadacz czarnego notesu, który wszędzie ze sobą zabiera, w przeciwieństwie do ukochanej, której już nie ma
- Jest na to dużo łatwiejszy sposób, wiesz? Mogę sobie kupić swoje - zaśmiał się, bo takie rozwiązanie, przynajmniej na teraz i na już było rzeczywiście dużo wygodniejsze, nie wymagało nawet przenośnej lodówki! Taką akurat Rusty posiadał, głównie korzystając z niej przy wypływaniu na jakieś mniejsze, czy większe rejsy, bo wtedy przydawało się do ochłody zimne piwo (najczęściej bezalkoholowe, w końcu trzeba było być odpowiedzialnym), tym razem jednak nie dzierżył jej w ręku, za to stoisko było tuż obok, więc bez dalszych komentarzy, ustawił się z Valentiną w trzyosobowej kolejce. - No wiesz, jakby ich nie było, to też nikt nie przyjechałby tutaj prowadzić typowo sezonowego biznesu - a tak ludzie harowali w swoich restauracjach, czy na straganach, kusząc turystów rzekomo miejscową kuchnią i zabierając ich na wycieczki dookoła miasteczka, pokazując każdy kamień, jakby miał faktycznie upamiętniać ważne wydarzenie. Owszem, Lorne Bay było ciekawe, miało wiele do odkrycia, szczególnie, jeśli chodziło o rzeczy związane z kulturą Aborygenów, wszelkie miejsca kultów w lasach. Do tego dochodziły okoliczne miejscowości i wyspy - jeśli ktoś szukał wakacji w mniej znanym miejscu, tutaj mógł się spełnić.
- No widzisz, tak się składa, że ja też, zbyt długo. Dobrze, że w końcu sobie żadnej nie kupiłem, bo stałaby nieużywana, a to aż szkoda! - chociaż może to właśnie pomogłoby Overgaardowi w oderwaniu się od obowiązków i pracy? Tylko, że on tę pracę uwielbiał, tam się spełniał i w tym momencie to była jedyna dziedzina jego życia, stała od jakiegoś czasu. Rok wcześniej rozstał się z dziewczyną, z którą chciał spędzić resztę swojego życia, już po tym, kiedy kupił jej pierścionek, całe szczęście przed tym, kiedy jej go dał, więc nie mieli do rozwiązania kwestii zerwanego narzeczeństwa. - Które? Cytrynowe? - spojrzał na dziewczynę dla potwierdzenia, przed zamówieniem swojej porcji lodów i po chwili mogli już zmierzać w kierunku wypożyczonej łódki.

Valentina Goldsworthy
przyjazna koala
nata#9784
instruktorka boksu — Lorne Bay Gym
31 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś gasiła pożary, teraz przed nimi ucieka. Bawi się w instruktorkę boksu żeby mieć co włożyć do garnka i próbuje od nowa ułożyć sobie życie zawodowe, tym razem z dala od ognia.
- Oj tam! Ja myślę długoterminowo! - stwierdziła, ale i tak pociągnęła go w stronę budki z lodami, mimo wszystko ciesząc się, że to nie ten okres kiedy co krok wpadało się na jakiegoś turystę. Biznes biznesem, ale spokój czasami też był potrzebny. - Może gdybyś ją miał to korzystalibyśmy częściej. Warto to przemyśleć! - rzuciła, lekko żartobliwie, chociaż na serio uważała, że to był całkiem dobry pomysł i że być może wtedy faktycznie łatwiej byłoby znaleźć czas na regularne wypady. Z drugiej strony, taka łódka to był pewnie spory wydatek, a ona nawet nie mogła zaproponować, że się dorzuci, bo musiałaby chyba sprzedać nerkę żeby ją było stać. A szkoda, bo wspólna łódź też brzmiała jak świetny plan - niestety, raczej nie do zrealizowania, ale pomarzyć sobie zawsze można. Była pewna, że skorzystaliby na tym oboje, bo problem nadmiernego przesiadywania w pracy, z tych czy innych pobudek, oraz braku porządnej odskoczni, ewidentnie dotyczył ich obojga.
- Tak, cytrynowe! Zakochasz się, mówię ci. - Valentina ogólnie była dość łatwa jeśli chodzi o cytrynowe słodycze, mogłaby jeść je tonami, gdyby tylko były za darmo i gdyby się od nich nie tyło. A tak to cóż, musiała się ograniczać, ale zawsze mogła sobie zjeść jakiegoś cytrusowego owocka, to też zdecydowanie była jedna z jej słabości - na szczęście dużo zdrowsza niż słodycze. Mimo wszystko przeszło jej przez myśl, czy nie kupić szybko jeszcze jednego loda, ale ostatecznie zrezygnowała. Zamiast tego wyjęła z torebki aparat, bo przecież zabrała go po to żeby porobić jakieś fajne zdjęcia.
- Czekaj! Spójrz na mnie! - rzuciła, zanim Rusty zdążył wejść na łódkę i ledwie się odwrócił, zaczęła strzelać fotki jedna po drugiej. Będzie miała potem w czym przebierać. - O, a teraz może jakoś zapozuj? - Nieoczekiwanie obudziła się w niej dusza fotografa, ale chciała po prostu mieć ładną pamiątkę, bo nie wiadomo kiedy następnym razem uda im się zebrać i gdziekolwiek wspólnie popłynąć.

Rusty Overgaard
ambitny krab
Brysia
ODPOWIEDZ