Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
To było jednak przedziwne doświadczenie — zlecić swój własny ślub komuś zupełnie obcemu. To było tak dziwne w samym myśleniu o tym, a teraz gdy miała opisać dokładnie swoją wizję, jak to miało wyglądać, niespodziewanie gubiła się i nie potrafiła do końca ubrać jej w słowa. O ile łatwiej byłoby, gdyby to jakaś przyjaciółka Hope się tym zajmowała. Ale tych nigdy nie miała zbyt wiele, a nawet jeśli już, to wszystkie zostały w Stanach, a Leonie zajmowała się czymś zupełnie innym. No i żadna z pewnością nie dorównywała profesjonalizmowi Laurissy.
- To zapytam Tony’ego czy mu pasuje taki układ kolorów i dam ci znać, dobrze? - Bo skoro planerce, to nie przeszkadzało, to pozostawała tylko kwestia Tony’ego. Z wybranym motywem kolorystycznym zdecydowanie łatwiej było ruszyć do przodu.
- Nie musisz mnie przepraszać, że się gorzej poczułaś, ale może powinnaś odpocząć? Wiesz, jakiś dzień wolny z dala od tych wszystkich panien młodych. - To nie mogła być łatwa praca. Ba, Hope przypuszczała, że zestresowane panny Młode wyżywały się na niej, nawet jeśli nie było w tym jej winy. Kto wie, może Hope niedługo też stanie się równie nieznośna? - Zawsze to lepsze pewnie, niż organizowanie Baby Shower, prawda? - Rzuciła, bo wyobraziła sobie, jak kobiety w ciąży musiały dokazywać. Ona i Tony o dziecku jeszcze nie myśleli, ale jeśli wszystko się ułoży, jak należy, to po ślubie nie będą specjalnie długo zwlekać. Ostatecznie Hope była już po 30stce, więc też nie zostało jej wiele czasu. Nie, żeby miała specjalne parcie na ten temat — wciąż przecież rozwijała się w szpitalu. Zresztą wizja urodzenia dziecka tak daleko od Stanów była nieco przerażająca.
Podobnie jak teraz strach, że nie wie o czymś i chociaż Laurissa zaraz dodała, że ma kogoś, to jednak Hope i tak wciąż miała w sobie jakąś nutkę niepewności. Ostatecznie przecież ona i Nemo też się zapomnieli jeden raz, gdy Delany miał jeszcze dziewczynę. Ale skąd w jej myślach nagle Nemo się wziął, to nie miała pojęcia.
- Pewnie więcej wydajesz na naprawy, niż jakbyś odłożyła i kupiła nowy… Chyba. Nie bardzo się znam na samochodach. - Przyznała Hope, naprawdę siląc się na spokój, ale humor i atmosfera, jakoś siadły. - W każdym razie myślę, że skoro o tym mowa, to ja już sobie zamówię Ubera, bo wydaje mi się, że na dzisiaj to byłoby wszystko. Na pewno ten ser mógłby pójść dalej i to wino. Fantastycznie współgrają. - Dodała jeszcze. - Resztę przegadam z Tonym. Postaram się dać ci niedługo znać odnośnie do wszystkiego, żebyś nie musiała za długo czekać, dobrze? - Hope pomału zaczęła zbierać swoje rzeczy. - No i mamy dziś wyjść gdzieś wreszcie, może nawet zostać gdzieś na noc… Ostatnio to był stresujący czas dla nas obojga. Więc jeśli się ośmieszyłam, czy coś, to wybacz. Odpoczniemy i będziemy lepszymi klientami. - Nagle się rozgadała, sama nie wiedziała czemu. Chyba chciała po prostu przegadać ten niepokój w sobie. Zerknęła w telefon. - Mam Ubera za 12 minut. Jesteś pewna, że twoje auto dojedzie do domu? Bo Tony'ego tutaj teraz nie ma, żeby nas uratować. Możesz się ze mną zabrać. - Postanowiła takim żartem dać znać, że może rzeczywiście nie ma się czym martwić i wszystko obrócić, jak dobrą monetę.

Laurissa Hemingway
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Pokiwała głową na znak, że rozumie i próbowała udawać, że każde wspomnienie o Huntingtonie nie sprawia, że coś w niej pęka. Nie potrafiła sobie tego ułożyć w głowie, a przecież miała już na to jakiś czas... na oswojenie się, że jej były miał znaleźć szczęście u boku innej kobiety, tak całkowicie innej, od Laurissy. Może faktycznie nigdy nie była tym, czego potrzebował. Zamiast go wspierać, zwykle była dodatkowym obciążeniem, balastem, którym trzeba się było opiekować.
- Och, w pracy odpoczywam - machnęła dłonią, bo tak było lepiej. Jeśli zbyt długo zostawała sama z myślami, te zwyczajnie brały nad nią górę i znów wpadała w swoje stany lękowe, z których tak trudno było ją później wyciągnąć. - Sama nie wiem, śluby zwykle mają większy rozmach - zauważyła, ale też nie zastanawiała się przesadnie nad tym, czy impreza dla przyszłej mamy byłaby trudniejsza do zorganizowania.
- Mam zaprzyjaźnionych mechaników - zapewniła, bo jednak nie Hope pierwsza sugerowała, że Laurissa powinna zmienić samochód, jednak Hemingway nie planowała takich przedsięwzięć. Była sentymentalna aż do bólu, niemalże chorobliwie. Nie potrafiła odrzucać przeszłości i zamykać różnych spraw, nawet tak trywialnych, jak związanych z gruchotem, który zagrażał jej bezpieczeństwu. Bała się rezygnować z przeszłości...
- Jasne, też myślę, że na dzisiaj mam wszystkie informacje, których potrzebowałam - zapewniła, bo mimo wszystko na rękę było jej przerwać to spotkanie. Nie miała nic do zarzucenia Hope, ale po prostu... nie potrafiła polubić kobiety, która miała wszystko to, o czym Laurissa kiedyś marzyła. Brzydziła się samą sobą za takie podejście, ale nie potrafiła tego przeskoczyć. Podobnie nie potrafiła też nie poczuć nudności, gdy blondynka zasugerowała, że Huntington mógłby ją uratować. - Dzięki, ale na pewno dojedzie. Poza tym wolałabym ograniczyć się do tej jednej podróży z twoim narzeczonym, nie lubię czuć się niezręcznie, gdy nadużywam cudzej dobroci - przyznała, bo już w szczególności nie lubiła tego robić, gdy mowa była właśnie o Huntingtonie. Dlatego też zapewniła Hope, że ta może spokojnie wracać do domu, a ona sobie tu wszystko posprząta, a kiedy już została sama, jak zdenerwowane dziecko zgniotła w dłoni garść winogron, wierząc, że to jej pomoże. Nie pomogło, ale wypicie dwóch butelek wina, które przyniosła na piknik już tak. Było lepiej... do domu wróciła piechotą dwie godziny później, znów odnajdując ukojenie w lekach, które miała ograniczać.

Hope Pelletier
koniec <3
ODPOWIEDZ