lorne bay — lorne bay
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Uzależniony od siłowni historyk prowadzący program w TV i totalnie nie ogarniający znaczenia słowa "wierność".
- Tak - zaśmiał się - miałaś mnie za jakiegoś upośledzonego czy coś? - Zapytał rozbawiony całą tą sprawą. Nie był wielką postacią światowego kina, miał tylko program historyczny, sam był swoim menadżerem i asystentem. Jego ekipa produkcyjna wynosiła pewnie jakieś 5-6 osób i tyle. On, operator, reżyser, makijażysta, kierowca i dźwiękowiec. Nikogo więcej nie było im potrzeba, dawali sobie radę z taką małą aczkolwiek zgraną ekipą. - To już masz - powiedział podając jej wizytówkę. - Jak będziesz czegoś potrzebować to zawsze możesz dzwonić - bo był duży i silny więc mógł jej ponosić ciężkie rzeczy, albo zablokować drzwi jak będzie miała taką potrzebę. Co tam sobie dziewczyna wymyśli, wystarczył telefon. Szkoda, że te kilkanaście lat temu nie był w stanie od niej odebrać wiedząc, że wtedy zgodziłby się na wszystko i wracał z Edynburga w podskokach. No, a jak wiadomo, tego zrobić nie mógł, nie chciał jej niszczyć życia swoją osobą. Jej matka go do tego słusznie przekonała. - Dzięki - to było bardzo miłe i był szczerze szczęśliwy, że oglądała te jego wypociny, o dziwo to wiele dla niego znaczyło. Zresztą było widać, że z biegiem czasu jej zdanie było tak samo istotne jak na samym początku ich znajomości, bo kto ściął włosy? No oczywiście, że Chandler. Teraz już nie miał rudej kitki.
- Wiem, że pieniądze to nie wszystko, ale bądźmy szczerzy, życie jest łatwiejsze i przyjemniejsze, gdy się je ma - on nie miał, gdy zaczynał swoje dorosłe życie, teraz się dorobił i był z tego dumny. Stać go było na większość rzeczy, które chciał mieć. - Pamiętasz jak marzyłaś o tym, żeby kupić sobie batyskaf? Za pieniądze z tego obrzydliwego imperium mogłabyś go mieć. - Starał się na to wszystko patrzeć bardzo rozważnie. - Ale w sumie i tak spełniłaś marzenie bez pomocy rodziców, a to się liczy o wiele bardziej - no bo miała swoją super latarnię? Miała! - Nie, dbam o linię - a cukier człowieka mógł wpędzić do grobu, Chandler był za młody żeby umierać. - W razie gdyby było coś o czym chcesz porozmawiać to służę uchem, potrafię podobno całkiem nieźle słuchać - powiedział i podszedł do niej żeby pomóc jej te herbaty przynieść, bo Chandler był dżentelmenem, zazwyczaj. - Masz jakieś plany na najbliższą przyszłość? - Oprócz imprezy Halloweenowej o której już Czendi wiedział.

Bexley Sadlier
ambitny krab
catlady#7921
Latarnik — Latarnia
34 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Mimowolnie parsknęła śmiechem. –Oczywiście, że nie. – No jasne, że nie miała go za upośledzonego. Bardzo go lubiła i szanowała. Jasne, złamał jej serce i to w dosyć okropny sposób i nawet teraz po powrocie nie próbował tego wyjaśnić tylko po prostu zachowywał się tak jak się zachowywał, ale mimo wszystko… nie potrafiła go znienawidzić. Tak czy siak, w standardach Lorne Bay, Chandler był gwiazdą, czy tego chciał czy nie. Sięgnęła po wizytówkę i przez chwilę jej się przyglądała i obracała ją w dłoni. Zdążyła zauważyć, że zmienił numer. –Zapamiętam. – Odpowiedziała z uśmiechem i w sumie to postanowiła, że nie pozwoli na to, żeby uczucia z jej przeszłości zepsuły to co mogli zbudować teraz. Może będą dobrymi przyjaciółmi i wszystko wyjdzie im na lepsze.
-Ciężko się z tym nie zgodzić. – Pokiwała głową. Jasne, że wolałaby mieć pieniądze. Nawet w sytuacji taka jak ta, kiedy była zwyczajnie nieszczęśliwa, bo życie jej się sypało, to i tak wolałaby być bogata i nieszczęśliwa. Płakałaby w swoim wielkim i drogim domu, a nie w klitce, która każdego dnia rozpadała się coraz bardziej. –Chyba jest nawet takie powiedzenie, że lepiej się płacze w Ferrari czy coś tam. – Zażartowała sobie, ale nie wiedziała czy wyjdzie, bo nie wiedziała jak to powiedzenie naprawdę brzmiało. –Mogłabym. – Przyznała niechętnie. –Ale wtedy rodzice żyliby ze świadomością, że coś im zawdzięczam. Nie daliby mi żyć. Ingerowaliby w moje życie nieustannie. – Teraz nie mieli z nią kontaktu i Bexley żyła sobie… w miarę okej, jak na te warunki. Nadal gdzieś tam wierzyła, że jak rodzice umrą to zostawią jej tą firmę, a ona ją sprzeda i za te hajsy kupi sobie ten batyskaf. Była gotowa nawet udawać, że opłakuje ich śmierć.
-No nie do końca. – Westchnęła. –Latarnie kupiłam za pieniądze, które w ramach spadku dostałam na dwudzieste piąte urodziny. Oczywiście oni zakładali, że wydam je inwestując w firmę, albo zakładając rodzinę. – Innej opcji rodzice Bexley nie brali nawet pod uwagę. Wiedziała jednak, że gdyby zainwestowała w firmę to po prostu oddałaby im te pieniądze. A tego nie chciała.
Podziękowała za to, że służył uchem, ale nie miała serca mu powiedzieć, że z tej okazji raczej nie skorzysta.
Opowiedziała mu o swoich planach na przyszłość, które w sumie kręciły się wokół tej latarni. Porozmawiali o wszystkim i o niczym, Bexley nawet zaprosiła go na szczyt latarni skąd podziwiali sobie horyzont. W końcu jednak Chandler musiał wracać do siebie, a Bexley musiała dalej pracować.

/ztx2

Chandler Guillebeaux
ambitny krab
alemalpa#7279
ODPOWIEDZ