malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Tak naprawdę zniknęła trochę. Rzuciła się w gościnne objęcia Shadow, czując podświadomie, że praca to jedyne na co ją teraz stać. Od czasu rozstania z Adamem czuła, że tonie i nie było nikogo, kto wyciągnąłby do niej pomocną dłoń. W opinii publicznej i tak miała zaistnieć jako zdradzona żona – to ta, która jest taka żałosna, że mąż woli puszczać się z mężczyznami – więc miała wybitnie gdzieś, że życie wymykało jej się z rąk. W tym wieku powinna przecież już mieć wszystko ułożone, a ona postanowiła wrzucić to wszystko na metaforyczny stos i podpalić. Całe szczęście, że zawsze paliła, więc ognia nie zabrakło.
Jak i silnej woli przetrwania, która sprawiała, że działała trochę jak automat. Bezsenność nie mogła jej dotyczyć, bo pracowała głównie nocami, więc w dzień zajmowała się rzeczami błahymi, które coraz częściej zaprawiała lekami i alkoholem, odwlekając jak się da wizytę u psychiatry. Dobrze wiedziała, co usłyszy. Demony wróciły, a razem z nimi jej trauma i wspomnienia tak trudne, że na trzeźwo będą musieli to przepracować latami. Julia polubiła drogę na skróty i wybierała chemiczne medykamenty, które zapewniały jej spokój na trochę. Póki jeszcze przyszło jej funkcjonować, to wiedziała, że wszystko się ułoży. Mantra jej życia – potrzebowała jedynie zaczerpnąć jeden głęboki oddech, by w końcu otrzepać się z kurzu dawnej egzystencji z mężem i ruszyć do przodu.
W drodze do domu Laurenta wiedziała, że wykonała jeden krok w swoich nowych siedmiomilowych szpilkach. Zdjęła obrączkę, która powoli już zaczynała ją parzyć i wynajęła samochód, by przewozić swoje szpargały. Nie przywykła do robienia zdjęć bądź malowania w domu modela, ale póki w jej rezydencji znajdował się jej były (wkrótce) mąż, to wolała unikać gorszących scen.
Pewnie powinna być bardziej elastyczna i rozbawiona perspektywą powrotu do szkicowania, ale ten dzień stał się niekończącą paradą koszmaru i nie mogła wyzbyć się przeświadczenia, że wszystko czego dotyka, zamienia się w proch. Taki z niej był król Midas, który zjawiał się na farmie w czerwonej sukience, która dziwnie kontrastowała z jej usposobieniem.
Tacy ludzie jak Julia przecież zazwyczaj nie potrzebują dodawać sobie animuszu strojem. Wystarczyło na nią spojrzeć, by wiedzieć, że przed do przodu, nie pozostawiając jeńców. Ale dziś… Chyba nareszcie widmo rozwodu zaczęło roztaczać się nad jej głową, bo potrzebowała cholernie tej szkarłatnej sukienki i malowania.
Wszystko po to, by zapomnieć o palącym pragnieniu, które towarzyszyło jej od chwili wyjścia z tymczasowego lokum do przyjazdu tutaj i zdjęciu czarnych okularów. Wtedy świat wydaje się przerażający tym bardziej. Jednak nim jej myśli stały się zbyt odległe, nacisnęła guzik dzwonka.
Mówił coś o psie, a ona może i była zdesperowana, ale nie była masochistką, tylko bardzo nieszczęśliwą dziewczyną.

Laurent Buchinsky
pomocnik w sanktuarium / prywatny ochroniarz — Sanktuarium
35 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Pech przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie i zostaje na długo.
Czwartek nadchodził nieubłaganie, a on nie miał pojęcia jak Julia, którą poznał w Shadow, zamierzała go namalować. I po co w ogóle się na to zgodził, pomijając chęć podziękowania za wrócony portfel? Nie potrafił wytępić z siebie honorowości. To miało być zwykłe spotkanie, ale i tak przygotował całą masę alkoholu, co by to zwyczajnie się rozluźnić… choć liczył na to, że kobieta zwyczajnie zapomni o malowaniu, powie że to był żart i zwyczajnie spędzą godzinę lub dwie na normalnej rozmowie. Choć oczywiście zamierzał zamówić jakieś dania, gdyby zwyczajnie którekolwiek z nich zgłodniało i o ile ich spotkanie trwałoby znacznie dłużej… bo jedyne co potrafił przygotować to smażone jajka i mięso.
W ciągu ostatnich dni, wykorzystując złamanie panny Clark i to, że miał więcej czasu, starał się uporządkować rzeczy w swoim salonie i korytarzu. Rozpakował kilka kartonów, a trzy pozostałe postawił w kącie przy schodach na górę. Dom niemal błyszczał, pomijając miejsce na jedzenie Fiodora. I oby jego gość nie próbował wspinać się po schodach na nieuporządkowane piętro.
Poprawiał ostatnie elementy i rozstawiał przekąski na talerze, kiedy usłyszał dzwonek. Fiodor natychmiast się podniósł i zaczął szczekać, jak gdyby dodatkowo chcąc poinformować o kimś przed drzwiami. Czym Laurent ruszył w stronę drzwi, pies ruszył za nim, a kiedy otworzył drzwi – pies usiadł pomiędzy jego nogami i wejrzał badawczo w kobietę stojąca przed progiem. Buchinsky już miał się przywitać, kiedy jego oczy dojrzały wyzywającą czerwoną suknię i całkiem spory dekolt od którego nie dało się odwrócić wzroku. Nagle język utknął mu w gardle, choć otworzył usta, żeby się przywitać. Uniósł brwi w konsternacji i zaczął nerwowo mrugać.
Gdybym wiedział, że to tego typu spotkanie, założyłbym przynajmniej koszulę – odpowiedział jej zamiast uprzejmego „dzień dobry”. Wyglądali jak dwa różne światy. Ona wystrojona jak gdyby przyszła na randkę, a on jak gdyby miał właśnie wyjść na niechciane zakupy. – Fiodor, siad – dodał, kiedy doberman zamierzał wstać, żeby obwąchać gościa. – M-miło cię widzieć – dodał, wciąż nie mogąc się otrząsnąć po widoku całkiem sporego dekoltu i talii, którą uwidaczniała opięta sukienka. – Wejdź.
Zrobił przejście, żeby Julia mogła wejść do środka, a chwilę później zaprowadził ją do salonu połączonego z jadalnią i kuchnią. Wszystko było w wyjątkowo jasnych, biało-kremowych barwach. Nie miał pojęcia gdzie chciałaby usiąść, dlatego głośno stwierdził:
Rozgość się.
Natychmiast sięgnął po kilka butelek alkoholu i postawił je na długi stół, w części jadalnianej, blisko wielkiego okna spoglądającego na ogród.
Wino, wódka, whisky, gin, coś innego? – Zapytał, nie wiedząc co preferowała. W każdym razie, on potrzebował czegoś mocniejszego… szczególnie kiedy Julia bombardowała go swoim wyglądem i kobiecymi wdziękami. Nie pozwalało mu to na skupienie. Nieuprzejmym było też wpatrywać się w dekolt, nawet jeżeli ten rzucał się w oczy.
Tylko jedno pytanie zwyczajnie go dręczyło. Dlaczego ubrała się akurat tak? Dla niego? Wątpił. Minęły te czasy, kiedy kobiety stroiły się dla niego, żeby tylko zwrócić na siebie uwagę. A może po to, żeby go zawstydzić? To by pasowało do jej natury. Właściwie, nie znał jej, ale wyobrażał ją sobie jak kobietę-chochlika, która robiła na złość każdemu i wszystkiemu. Na pewno była pewna siebie, więc ta myśl mogła być całkiem bliska prawdy. A może przyszła tutaj tuż po jakiejś randce i zwyczajnie zbyt wiele sobie wyobrażał?
Nie złość się… ale czy nie żal ci takiej sukni, jeżeli masz malować? – Zapytał, bo zdawało mu się, że cały proces tworzenia obrazu bywał chaotyczny i zapewne dość często powodował zniszczenie ubrań. – Chcesz jakąś bluzkę? – Dodał niepewnie, opierając się o blat wyspy.

Julia Crane-Hale
Some people get a freak outta me
Some people can't see what I can see
Some people wanna see what I see
Some people put an evil eye on me
przyjazna koala
Śeka
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Gdyby tylko dało się zedrzeć z niej tę piękną warstwę, to zapewne Laurent byłby w stanie zobaczyć z niej człowieka z krwi i kości. Tylko, że Julia strzegła swoich tajemnic. Urodzona w domu, w którym zamiatało się wszelkie tragedie i dramaty pod dywan, sama nauczyła się, że należy milczeć. Mogła właśnie przeżywać załamanie nerwowe i nie przeszkadzało jej to stawać w domu przypadkowego znajomego z podniesioną głową. Większość ludzi w takim wypadku odwołałoby spotkanie bądź przełożyło, ale Crane uznała, że rozwód to nic wielkiego. Ot, zmiana statusu, kilka problemów z papierami i poczucie przegranej. Wiedziała, że to będzie gorzka pigułka do przełknięcia, ale na razie konsekwentnie jej odmawiała, odkładając kapryśnie rozpacz na później.
Kwestia czasu jednak, gdy postanowi ją przekuć w coś szalenie toksycznego, a przecież Julia znała tylko jeden sposób ucieczki przed wszelkimi kłopotami i tym razem nie była to sztuka. Może ta czerwona sukienka była jednak zamierzona? Gdyby zapytał, to pewnie przyłożyłaby palec do ponętnych ust i uśmiechnęła się jak Gioconda, ale nie ona miała tu zostać dziełem sztuki, prawda?
- To zawsze jest tego typu spotkanie – wyjaśniła z uśmiechem, gdy już wreszcie otworzył jej drzwi i pies przywitał ją z wywieszonym ozorem. Zupełnie jak właściciel. Czy na takie wrażenie liczyła? – I naprawdę nie przeszkadzam? – upewniła się, nie była potworem, może i szantażem zmusiła go do tego pozowania, ale miał szansę się wycofać, zanim nie przekroczyła progu jego domostwa.
W tej czerwonej sukience i wysoko upiętych włosach wyglądała jak wampir, który czeka tylko na zaproszenie, więc Laurent popełniał błąd za błędem, wpuszczając ją do środka i dając jej się rozgościć.
Wcale jej jednak to nie zdziwiło, bo przecież była Julią, a ona nigdy nie musiała się starać o takie traktowanie. Wszyscy ją uwielbiali i adorowali, jeśli chodziło o pierwsze spotkania, problem pojawiał się potem, gdy już poznawali jej pokręconą psychikę i fakt, że jest zupełnie pozbawiona serca bądź kręgosłupa moralnego.
- I jak na modela przygotowałeś tu niezły arsenał – tym razem ona uniosła brwi, gdy spojrzała na stół z przekąskami i alkohole, których nie trawiła ostatnio najlepiej, czytaj po nich robiła się absurdalnie nierozsądna i rozwiązana, a przecież jeszcze była mężatką, choć już bez ciężkiej i mało gustownej biżuterii. Wyjęła swój aparat, najpierw musiała zbadać światło, więc przechadzała się po pomieszczeniu, obserwując ogród.
- Jest tu… intymnie? W sensie dasz radę rozebrać się bez podglądania sąsiadów? – na pewno wspominała mu, że chodzi o akt, prawda? Gdzieś zapisała to drobnym drukiem w smsie, w którym umówili się na to spotkanie. Z pewnością tak było i wcale nie próbowała teraz odwrócić jego uwagi, gdy z uśmieszkiem zdejmowała sukienkę.
- Poproszę koszulę, najlepiej twoją – pogrywała z nim w najlepsze, ale skoro on miał się rozebrać, to należało mu najpierw pokazać, że to nic takiego. Zwykłe, ludzkie ciało, choć to Julii było niczego sobie, gdy już została jedynie w gorsecie i pięknych pończochach, w sam raz na malowanie farbą i picie dużej ilości whisky w najlepszym towarzystwie.

Laurent Buchinsky
pomocnik w sanktuarium / prywatny ochroniarz — Sanktuarium
35 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Pech przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie i zostaje na długo.
Nie wiedział jak zareagować na jej odpowiedź. Wpatrywał się w swojego gościa z lekkim przerażeniem w oczach. Co mogła mieć na myśli mówiąc, że „to zawsze jest tego typu spotkanie”? I dlaczego tak mocno podkreśliła w swojej wypowiedzi słowo „typ”? O ile dobrze pamiętał, w barze nosiła obrączkę, a to znaczyło, że była mężatką. Czy mężatki ubierały się w ten sposób na spotkanie z kimś kogo prawie w ogóle nie znały? Chyba nie przyszła go tutaj… kiedy w domu czekał na nią mąż? A może Laurent, wychowany w dość patriarchalnej rodzinie, po prostu znajdował zbyt wiele problemów tam, gdzie ich nie było?
Nie, nie – odpowiedział na jej pytanie o to czy przeszkadzała. Nie przeszkadzała… ale nadal martwił się o to, co chciała dokazać swoim wyglądem i tak wymowną suknią.
Uśmiechnął się, kiedy skomentowała ilość alkoholu. Przygotował tyle butelek, bo nie wiedział, co zamierzała pić… a domyślał się, że malowanie miało trwać długo. Bardzo długo. Potrzebował procentów, żeby stać lub siedzieć nieograniczoną ilość czasu. Po prostu potrzebował. A zdawało się, że potrzebował go też także do tego, żeby zwyczajnie nie przyglądać się jej ubiorowi.
Częstuj się, nie wiem co chcesz pić – odpowiedział jej, próbując następnie kawałek sera
Następnie ruszył po szklanki i kieliszki… kiedy nagle padło pytanie Julii. Odwrócił się z rozwartymi ustami nie będąc pewien czy dobrze usłyszał. On? Rozebrać się? Tak po prostu? Zamrugał szybko, wciąż przetwarzając usłyszane zdanie. Ale… przecież mówiła o malowaniu. Chyba nie zamierzała go malować… nago? I nim zdołał cokolwiek odpowiedzieć, kobieta sama zaczęła się rozbierać.
Czekaj, czekaj – zaczął, chcąc kupić sobie czas na znalezienie porządnej odpowiedzi. Odłożył szkło na stół i natychmiast się odwrócił. Nie mógł przecież tak bezpardonowo wpatrywać się w jej gorset i nie tylko to. – Czekaj! – dodał, zamykając oczy i na ślepo przechodząc obok niej, żeby po omacku dojść do swojej sypialni, gdzie natychmiast chwycił najdłuższą i największą koszulę jaką tylko posiadał. Po tym wrócił do salonu z zamkniętymi oczami i wyciągnął koszulę przed siebie. – Nie mówiłaś o rozbieraniu się – wyrzucił w końcu z siebie. – Załóż na siebie cokolwiek – dodał, bo chciał już otworzyć oczy, a nie chciał przy tym zawieszać swojego wzroku na biuście czy nogach poznanej w klubie kobiety. – M-myślałem, że chodzi o zwykły obraz – dodał, nie rozumiejąc tego, co przed chwilą się stało. Nie wiedział co zrobić.
Mogło chodzić o ludzkie ciało… ale coś zwyczajnie go blokowało. Nie był świętoszkiem, przeciwnie, naoglądał się wystarczającej ilości kobiecego i męskiego ciała… choć to było dawno temu. Czym innym było jednak, kiedy rozbierała się przed nim ledwie poznana osoba, w dodatku mężatka. A i nigdy nikt nie żądał od niego pozowania nago, ani przed aparatem, ani przed płótnem.
Ubrałaś się już? – Zapytał niepewnie, wciąż nie będąc pewnym tego czy mógł otworzyć oczy.

Julia Crane-Hale
Some people get a freak outta me
Some people can't see what I can see
Some people wanna see what I see
Some people put an evil eye on me
przyjazna koala
Śeka
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Może po prostu o to chodziło, że Julia w DNA miała zapisane uwodzenie każdego. Inaczej, wprawianie go w zakłopotanie, bo rzadko tak naprawdę chciała doprowadzić do sytuacji, w której ktoś faktycznie jest nią na serio zauroczony. Wiedziała, że jest zbytnio problemowa, by angażować się w poważne związki i że zaletą jej małżeństwa był fakt, że nie kochała męża. Szkoda tylko, że i on traktował ją niżej niż jakiegokolwiek swojego kolegę. Może dlatego potrzebowała poczuć się ultrakobieco, by przekonać wszystkich, że jeszcze ma jakąś wartość.
Zaś reakcja Laurenta powoli upewniała ją, że robiła głupio. Jak zawsze szukała na próżno atencji i zainteresowania, nawet tam, gdzie jej nie było. Od czasu związku z Adamem próbowała znaleźć w sobie na tyle siły, by uwierzyć, że jest znacznie więcej warta, a gdy wreszcie została mężatką i sprawy zdawały się iść w złym kierunku, nagle okazało się, że nawet dla swojego pieprzonego męża niewiele znaczyła.
Zanim jednak zdołała mu to wyjaśnić, zaczął histeryzować tak bardzo, że nawet Julia, ta sama dziewczyna w potwornym stanie psychicznym musiała się zaśmiać. Nie wyglądał w Shadow na tak przerażonego widokiem nagich kobiet (a tam ich nie brakowało) i z całą pewnością był jedną z niewielu osób, które tak reagują na jej ciało. Które mógł widzieć tylko przez sekundy, bo gdy tylko dostała koszulę, to założyła ją na siebie.
- Boże, wy to jesteście szalenie pruderyjni – miała na myśli głównie mężczyzn, zaczęła podwijać rękawy i spojrzała na niego z rozbawieniem. – Możesz otworzyć oczy i nalać mi do szklanki whisky, z lodem – rozkazała. – Nie powiedziałam ci, że maluję akty? Musiałam to przeoczyć – albo nie chciała mu mówić, bo i takiej reakcji się spodziewała.
Usiadła jednak w kącie, biorąc aparat do ręki i czekając aż poda jej szklaneczkę.
- Chodź, pokażę ci – miała jeszcze kilka zdjęć swoich prac z wystawy z Melbourne, może dzięki temu zrozumie, że to nie jakaś pornografia dla ubogich, a czysta sztuka. Przynajmniej tak dziewczyna lubiła sobie wmawiać, bo inaczej nie biegałaby za mężczyznami i nie zmuszałaby ich do pokazywania swoich wdzięków.
- Wiesz, pracuję w Shadow. Tam wszyscy rozbierają kobiety, oczekują od nich wielgachnych szpilek i wulgarności. Postanowiłam odwrócić ten trend – uśmiechnęła się, zawsze gdy mówiła o artyzmie zmieniała się, stawała się jakaś bardziej łagodna i do rzeczy, zupełnie jakby siedziała w niej dawna idealistka, która pragnęła malować za wszelką cenę. Szkoda tylko, że doświadczenie pożerało ją i całą niewinność, którą tak usilnie usiłowała zamknąć w kulcie ciała.
Niekoniecznie swojego, dla niej to było tylko i wyłącznie narzędzie pracy.

Laurent Buchinsky
pomocnik w sanktuarium / prywatny ochroniarz — Sanktuarium
35 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Pech przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie i zostaje na długo.
Jeżeli Julia miała wprawianie w zakłopotanie każdego w DNA, to Laurent musiałby przyznać, że rzeczywiście tak było. Przekleństwem było także to, że choć była dla niego kompletnie obca, to całkiem jej ufał, być może przez sytuację, która ich zastała tamtego wieczoru w Shadow. Kto wie, być może był nawet zauroczony lub zwyczajnie pod wrażeniem jej pewnością siebie i zdecydowaniem. Bo niewiele kobiet tak się zachowywało. Przynajmniej nie tych, które dotychczas poznał. Jedyne, czego nie rozumiał, to powód dla którego wybrała akurat jego do tak śmiałych posunięć. Udawał przecież zwykłego obywatela, cichego, być może mrukliwego, pracującego w zwykłym miejscu pracy. Nie wychylał się. Nie robił z siebie nikogo bogatego, nie był też urokliwy, ani przystojny. Wychodził na zwykłego szarego człowieka, który powinien łatwo wtapiać się w tłum. Być może nawet chciał być zwykłym szarym człowiekiem.
Co innego też było ignorować gołe kobiety w klubie, a co innego było zmierzać się twarzą w twarz z prawie nagą Julią. Choć to nie był ten sam stopień, dystans był znacznie krótszy. Nie oczekiwał zresztą takiego ruchu z jej strony. Bo przecież kto by się dla niego rozbierał? Dla niego, przemęczonego, zmaltretowanego przez życie człowieka? Jej śmiech sprawił, że poczuł się jeszcze gorzej, a na polikach ostatecznie pojawił się skromny rumieniec. Słowa także nie poprawiały sytuacji. Nie udawał wstydliwego. Naprawdę nie wiedział jak się zachować i naprawdę się wstydził. Niepewnie otworzył wpierw jedno, potem drugie oko, jak gdyby oczekując, że ponownie się z niego śmiała i w ogóle się nie ubrała. Było mu zdecydowanie łatwiej, kiedy ujrzał na niej koszulę, która zakrywała jej wdzięki. Na jej prośbę natychmiast podszedł do stołu z alkoholem, z tym że wpierw nalał sobie whisky, wypił ją duszkiem, a dopiero potem przygotował porcję dla swojego aż nazbyt otwartego gościa.
Niepewnie do niej podszedł, kiedy postanowiła mu pokazać swoją pracę. Zupełnie jakby miała go za chwilę ugryźć lub odgryźć mu głowę. Przysiadł obok niej i z uniesionymi brwiami obserwował kolejne zdjęcia z wystawy. Choć to, co widział ciężko było to nazwać pornografią, to i tak było to dla niego coś, na co on sam nie mógłby się zdecydować.
Wiesz – zaczął dosłownie tak samo, jak ona zaczęła swoje zdanie – ja nie rozbierałem tam kobiet, nawet ich nie zauważyłem. Przyszedłem tam, żeby się upić i zapomnieć o bożym świecie – przyznał, mając nadzieję, że Julia zwyczajnie się nad nim zlituje. Wybaczy mu grzechy, których nie popełnił i zwyczajnie odpuści. – Nigdy nie oczekiwałem od żadnej kobiety wielkich szpilek, wulgarności, ani niczego w tym stylu – dodał. Choć rozumiał jej myśl, to nie potrafił pojąć jak on stał się ofiarą odwróconego trendu o którym mówiła.
Wciąż z drobnym przerażeniem spoglądał na zdjęcia, które migały mu na podglądzie w aparacie. Miał ochotę odpowiedzieć kategorycznie nie. Upić się i zapomnieć o tym, że przed chwilą Julia rozebrała się na jego oczach i że w ogóle szukała od niego, żeby się rozebrał. Mógł też wymienić masę powodów. Po pierwsze, zwyczajnie się wstydził, po drugie, nie chciał, żeby byle kto patrzył na jego ciało, po trzecie, miał zbyt wiele blizn, żeby było co podziwiać i uznawać to za coś artystycznego.

Julia Crane-Hale
Some people get a freak outta me
Some people can't see what I can see
Some people wanna see what I see
Some people put an evil eye on me
przyjazna koala
Śeka
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Może gdyby była w lepszej kondycji psychicznej, to zrobiłaby wszystko, by Laurent się zgodził. Niekoniecznie uciekając się do szantażu i szarżowania swoją seksualnością, ale przecież miała w zanadrzu jeszcze inne metody. Z tym, że Julia czuła się tak cholernie nieswojo i miała delikatne podejrzenia, że ten rozwód przez nią określony jako błahostka, wcale takim drobiazgiem nie był. Nawet jeśli z mężem nie łączyła ją ta szczególna więź, którą opisują we wszystkich piosenkach świata, wciąż pozostawał najbliższą dla niej osobą, więc jego zdrada wryła się w jej głowę. Nathaniel miał rację – była słaba, nie umiała do końca wyzbyć się cholernych sentymentów, wręcz czuła, że cała pulsuje od poczucia absolutnej beznadziei. Wystarczyło więc, że podszedł do niej z drinkiem, a chwyciła go i wypiła duszkiem.
Ostatnio powtarzała tę czynność praktycznie tak często, że zapomniała jak to jest być całkiem na trzeźwo. To był ten pewien sposób, by przetrawić cierpkość tej sytuacji, ale nigdy nie sądziła, że powróci do niechlubnych początków, gdy alkohol i narkotyki były jej najlepszymi przyjaciółmi. Do poczucia niskiej wartości – wolał mężczyzn od niej – dochodziło więc potworne rozczarowanie sobą, które zakrywała umiejętnie, pokazując mu te zdjęcia. Coś, z czego mimo upływu lat była niesamowicie dumna, choć wówczas ta wystawa wiązała się z ogromnym bólem. Myślała, że nie przetrwa, a poukładała wszystko na nowo.
Może to była nadzieja? Ledwo dotarły do niej jego słowa, może z prostego powodu – nigdy nie sądziła, że w tym celu akurat on przybył do Shadow. Wiedziała jednak, że coś ukrywa i to sprawiało, że przyciągał ją do siebie. Nie, nie pospolitą twarzą bądź urokiem osobistym, który posiadał. Jakoś prędzej ufała ludziom, którzy nosili w sobie mrok, którzy przykrywali najbardziej okrutne tajemnice.
- Wybrałeś sobie dziwne miejsce, by się upić – uśmiechnęła się smutno. – Pracuję tam z przerwami od siedemnastu lat i widziałam sporo… różnych historii – pokręciła głową, wiedziała więcej niż chciała powiedzieć, dziwna lojalność zawsze sprawiała, że ten klub był dla niej niemalże jak dom. – Wiesz, nie musisz – nadal grali w tę grę z byciem sympatycznym. – Pozować – zaśmiała się, uściślając. – I żadne z moich słów nie odnosiło się bezpośrednio do ciebie – wyjaśniła, stukając palcami w szklankę. – Chciałam ci tylko pokazać, że to nie jest jakaś pornografia. I nie, nie uderzam do ciebie – przewróciła oczami. – Po prostu mój mąż… okazał się gejem i chciałam się dowartościować – za dużo informacji, więc zabrała sukienkę i poszła do kuchni się przebrać.
Nie chciała ponownie narażać go na oglądanie siebie w pełnym negliżu, a skoro był tak niechętny jej planom, to mogła wrócić do swojej sukienki.
I do bycia… Wtedy spostrzegła nóż, ogromny, ostry tak bardzo, że niemal czuła się pokaleczona od samego widoku. To nie była żadna alternatywa, żadna dobra decyzja czy też słuszny wybór, ale nie mogła się powstrzymać. Zupełnie tak jak wtedy, gdy jakiś stanowczy głos w jej głowie nakazał jej jechać wprost na ciężarówkę. Z tym, że miał kto ją ratować, a teraz… Została sama i ta świadomość pchała jej ręce, gdy chwyciła ostrze do ręki i wycelowała je prosto w mostek, tam gdzie tętnica. Dużo krwi, ale szybka śmierć.
Tego chciała, tylko tego i ta myśl była czysta jak koszula Laurenta, która zaraz miała zamienić się w szkarłatną plamę.

Laurent Buchinsky
pomocnik w sanktuarium / prywatny ochroniarz — Sanktuarium
35 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Pech przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie i zostaje na długo.
Nie miał kompletnego pojęcia co działo się w głowie Julii, ani tym bardziej co działo się w jej życiu. Ledwo się poznali, w dodatku w dość nietypowych okolicznościach. Nie miał pojęcia o jej problemach małżeńskich, ani o tym, że zamierzała skończyć swój związek. A nawet gdyby wiedział… nie miałby pojęcia jak jej pomóc. On, człowiek, którego każdy związek kończył się fiaskiem z tego względu, że zwyczajnie stawiał pracę ponad emocjami, z całą pewnością nie był dobry do rozmowy o uczuciach – a przynajmniej tak by powiedział, gdyby ktoś go o to zapytał. Nigdy nie był żonaty, nigdy nie był nawet blisko bycia żonatym, więc jak mu się zdawało – nie miał prawa o tym cokolwiek mówić.
Niemniej, nawet jeżeli nie potrafił postawić się w czyjejś roli jako małżonka, doskonale zauważał szczegóły. Suknia, nastawienie, hobby, którym się zajmowała Julia mówiły wystarczająco dużo, przynajmniej jemu, Laurentowi. Mógł się mylić, rzecz jasna, wiele osób zwyczajnie się myliło, nawet on. Coś jednak wyraźnie mu podpowiadało, że związek poznanej w Shadow kobiety nie należał do najlepszych i że czegoś w nim zwyczajnie brakowało. Albo emocji, albo miłości, albo dosłownie wszystkiego. A Julia zdecydowanie nie potrafiła tego przeboleć, jeżeli tak bardzo stawiała na tego typ ubiór i zachowanie. Zaskakujące co uczucia mogły zrobić z człowiekiem.
I dopiero teraz dostrzegł brak obrączki na jej palcu. W głowie zapaliła się czerwona lampka, a on nie miał pojęcia jak się zachować. Czy powinien cokolwiek powiedzieć? Nie odezwał się. Palił buraka, będąc wciąż zawstydzonym zaistniałą sytuacją i jej poprzednią prośbą. Dać się dźgnąć czy postrzelić było łatwiejszym zadaniem niż dopuścić do siebie uczucia. Nie mówiąc o zmierzeniu się z cudzymi emocjami.
Nie znałem wtedy miasta – odpowiedział jej natychmiast na usłyszany komentarz. Było to prawdą, o Shadow słyszał kilka razy i zwyczajnie chciał sprawdzić co było w nim tak „ciekawego”.
A potem zwyczajnie jej słuchał. Uśmiechnął się, jak gdyby z ulgą, kiedy wspomniała, że nie musiał pozować do jej obrazu. Czuł się jednak tak, jak gdyby sprawił jej zawód. Dziwne uczucie, biorąc pod uwagę fakt, że naprawdę nie chciał być modelem, a przynajmniej nie nagim modelem. I już miał odpowiadać, że rozumie, że to, co robiła nie było pornografią; że nie miał nic przeciwko temu, co robiła, tylko zwyczajnie nie potrafił siebie zobaczyć w takim wydaniu, gdy nagle padły wyznania, których nie oczekiwał.
Nie potrafił zareagować na jej ostatnie zdanie. Bo co miał jej powiedzieć? „Takie sytuacje się zdarzają, nie jesteś jedyna”? To nie byłoby pocieszające i zwyczajnie jeszcze bardziej by ją przybiło. „Głowa do góry, są lepsi faceci”? To brzmiałoby już zupełnie okropnie i marginalizowałoby w pewnym stopniu jej problem. Powiedzieć jej „rozumiem”, które zdawałoby się neutralne? Ale co rozumiał? To, że próbowała się dowartościować wyglądem, to że miała problemy, a on nie potrafił jej pomóc?
Siedział chwilę sam, główkując nad jakąś dobrą odpowiedzią, która podniosłaby na duchu Julię. Przetarł czoło, gorączkowo myśląc i nie potrafiąc znaleźć nic dobrego do powiedzenia. Bądź spontaniczny, podpowiadało mu coś w środku. Wstał i ruszył w stronę kuchennej części pokoju, mając nadzieję, że zdążyła się w tym czasie przebrać.
Julio – odezwał się, jak gdyby chcąc jej dać znak, że zwyczajnie się zbliżał. Tak, żeby mogła ewentualnie zareagować i zakryć swoje ciało.
Ku jego zaskoczeniu dziewczyna stała z nożem, którego ostrze celowała prosto w brzuch. To wystarczyło, żeby włączył mu się tryb ochroniarza.
Julio… – odezwał się ponownie, łagodniej, powoli się do niej zbliżając. – Proszę cię, daj mi nóż – mówił dalej, powoli wyciągając dłonie w jej stronę. – Jesteś młoda, piękna – kontynuował, będąc dosłownie na dwa kroki od kobiety. – Wiem, że jest ci ciężko, ale nie jesteś sama – dodał chwytając ją za dłoń, w której trzymała nóż. Drugą natychmiast sięgnął do jej brzucha, tj. okolicy mostka, żeby powstrzymać ją przed wbiciem sobie ostrza, nawet jeżeli on sam miał przeciąć sobie wewnętrzną stronę. – Nie chcesz nam zrobić krzywdy, prawda? – Zapytał, stosując na niej emocjonalny szantaż, który miał być przykrywką do kolejnego ruchu. Natychmiast mocno przycisnął miejsce pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym, które zmusiłoby ją do puszczenia narzędzia ze swojej dłoni. A gdy tylko usłyszał brzdęk metalu odbijającego się od kafelek, kopnął ostrze jak najdalej i zwyczajnie przytulił mocno kobietę, nie zwracając nawet uwagi na to, że zdołał się przeciąć. – Nie jesteś sama – powtórzył jedynie klepiąc ją delikatnie po plecach.

Julia Crane-Hale
Some people get a freak outta me
Some people can't see what I can see
Some people wanna see what I see
Some people put an evil eye on me
przyjazna koala
Śeka
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Nie sądziła, że nagle zrobi się tak cicho i lodowato. Jak decyzja, którą podjęła bez zawahania, sprawiła, że wszystkie emocje nagle zostały wyciszone, a ona odczuła przerażający spokój. Nie czuła już gniewu, rozpaczy, wściekłości. Ta bezradność chyba sprawiła, że zdecydowała się pochwycić nóż. Nie miała już dla kogo żyć, więc wybór trwania w nicości – bo Julia nigdy nie wierzyła w Boga – wydawał się najbardziej pociągający. Nie pragnęła już miłości czy zapomnienia, Crane pragnęła jedynie spokoju i skłamałaby, gdy nie uznała, że to milczenie świata nie odpowiadało jej. Wręcz przeciwnie, wreszcie czuła się wolna. Wystarczyło tylko wymierzyć jeden skuteczny cios, przeciąć nożem każdą relację i dać się zanieść na mary.
Zabawne, jako dziecko tak bardzo bała się tego momentu i śmierci, a jako dorosła ciągle szukała odpowiedniego sposobu. Niczym więcej przecież nie był ten upiorny taniec, pod rękę z autodestrukcją, który uprawiała od czasu pojawienia się Adama. Może dlatego jedynym racjonalnym wyjściem było zakończenie tego toksycznego związku. Nie sądziła jednak, że praktycznie znowu ją to zabije. Może jednak jej miłość miała granice, a ona czuła się już zmęczona. Ostrze było przyjemnie chłodne, zupełnie jak woda w gorące dni w Australii. Tak zachęcała do zanurzenia się w niej całkiem, do przerwania oddechu i Julia, która bała się pływać oraz nienawidziła widoku krwi, z premedytacją zmierzała do tego, by wreszcie zakończyć wszystko. Urwać, przeciąć, przestać istnieć.
Niemal nie usłyszała jego głosu, znajdował się już w krainie żywych, a ona była duchem, który jeszcze istniał na pograniczu. Czy to prawda? Czy samobójcy chodzą po ziemi do momentu swojej zaplanowanej śmierci i przyglądają się wszystkim okazjom, które przyszło im stracić? Czy kiedyś spojrzy na świat już bez niej i stwierdzi, że jej żal? A może wbrew wszystkiemu to będzie najbardziej szczęśliwa decyzja w jej życiu?
Może już jest radosna, bo się zdecydowała i nie powinien jej tego zabraniać.
- Puść! – miała w tej chwili gdzieś jego Julię, pragnęła tylko poczuć znowu to lekkie uduchowienie, ten bezwład kończyn i beztroskę, którą pewnie przyprószyłaby warstwa lepkiej i gęstej krwi, ale tego zapewne nie czułaby tak bardzo, mdlejąc z jej utraty. Tak naiwnie i jak dziecko wyobrażała sobie tę chwilę, ale przecież wciąż była dziecinna. Oderwana od życia z rodzicami, traktowana przez wielu mężczyzn jak zabawkę, za wrażliwa, by sobie to wszystko poukładać. Dobrze wiedziała, że jest młoda i piękna. To było jej największe przekleństwo. Nikt nigdy nie traktował jej poważnie, bo takie jak one nie są od ważnych rozmów, służą jedynie do podziwiania, do bycia trofeum, a ona mimo wszystko potem zasypiała sama.
Nawet posiadanie (co za potworne słowo) męża niewiele w tym zmieniło. Najwyraźniej nawet i on musiał zasypiać u boku kogoś innego.
- Nie jestem sama? – powtórzyła rozbawiona, próbując wyrwać się z jego stalowego uścisku, choć wiedziała, że trzyma ją za mocno. Jej nóż, który ciągle wirował między ich dłońmi, oboje jednak zmieniali jego kierunek wedle własnego widzimisię, co sprawiło, że nie byli w stanie tego skończyć jak należy. Z jej śmiercią, rzecz jasna. – I mówi mi to koleś, którego poznałam w Shadow dwa tygodnie temu – zaśmiała się gorzko, bo jego słowa brzmiały absurdalnie. Może to był właśnie problem, że nie była samotna? Że ciągle jak cień unosili się za nią niewłaściwi mężczyźni? Ten, na przykład, sprawiał wrażenie jakiegoś herosa, który koniecznie musi uratować damę z opresji. Dlatego spojrzała na niego z zaskoczeniem, gdy stwierdził, że nie chce zrobić mu krzywdy. Musiała to przemyśleć, by stwierdzić, że faktycznie, nie, nie może pociągać za sobą ludzi, musi odpuścić.
A może jego spojrzenie przypominało wzrok Juliana ostatnio. Chciał ją znaleźć, a ona, ona… I usłyszała tylko huk noża. Miała wrażenie, że z tym dźwiękiem rozbija się również bariera jej absolutnie niemej rozpaczy, bo gdy Laurent przytulił ją, nagle zaczęła histerycznie płakać, uczepiając się jego bluzy.
- Jestem sama, rozumiesz? Jestem zupełnie sama – powtarzała, bo przecież nie było już Ethana. Polanski już nawet na nią nie patrzył w ten jeden wyjątkowy sposób, a przyjaciółka, która miała pomóc jej w sprawie o wizerunek, stała się rywalką. Cała reszta zaś była tylko wyblakłym tłem, znajomymi, którymi nie mógł obchodzić los dziewczyny, która właśnie czuła, że upada równie mocno jak pierdolony nóż. To była jej szansa na pozbawienie się trosk i zmartwień, a teraz musiała zderzyć się ze wszystkim i już od płaczu brakowało jej oddechu.

Laurent Buchinsky
pomocnik w sanktuarium / prywatny ochroniarz — Sanktuarium
35 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Pech przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie i zostaje na długo.
W swojej byłej pracy widział wiele. Od wariatów próbujących zrobić krzywdę ambasadorom, których chronił, po morderców i kryminalistów, którzy nie mieli skrupułów, aż do samobójców – tych, którzy chcieli zrobić krzywdę nie tylko sobie, ale i innym. Byli też ci, którzy chcieli w samotności uciec od przeklętego i ciężkiego świata. Nie był psychologiem, ciężko było mu czasami zrozumieć pierwsze dwie kategorie, a gdzie dopiero tę trzecią. Sam bywał depresyjny. Szczególnie kiedy jeden incydent zaważył na jego sumieniu, ale co musiało siedzieć w człowieku, jaki ból i niechęć do samego siebie (a czasami i do innych), żeby zdecydować się na tak radykalny krok? Pomyśleć, że kiedyś, na początku swojej kariery, często o tym myślał… a później wszystko zdawało się rutyną. Teraz jednak, będąc w sytuacji w jakiej postawiła go Julia, czuł się jak gdyby cofnął się o tych dziesięć–dwanaście lat. Znowu stawał przed pytaniem – dlaczego?
To jedno pytanie nie dawało mu spokoju – co się stało, że Julia postanowiła wykonać taki krok akurat teraz, akurat u niego? Potem pojawiało się drugie. Te sprawiało, że czuł się okropnie – bo co jeżeli con zrobił coś nie tak, coś co było iskrą do takiego czynu? Co jeżeli powiedział coś złego? Nieodpowiedniego? Kolejne pytania gromadziły się w jego głowie. Zamiast na nie odpowiadać lub przynajmniej spróbować, siłował się przed chwilę z kobietą, nie zwracając uwagi na ból spowodowany przecięciem dłoni. Zacisnął jedynie zęby, ale nie z powodu bólu, a raczej zawziętości.
Lodowate spojrzenie spoczęło na jej twarzy, czysty wyuczony odruch. Chciał, żeby na niego spojrzała, a może i nawet się przestraszyła, cokolwiek co sprawiłoby, że zwyczajnie by zrezygnowała z siłowania się. Nie przejmował się jej zarzutami, jakoś rozumiał, że w złości zwyczajnie próbowała postawić na swoim, zniechęcić go do pomocy. Nie chciał być herosem, a zwyczajnie ocalić kobietę, która próbowała zabić się w jego domu.
Z cichym westchnieniem przyjął brzdęk ostrza i jej kolejne słowa. Nie będąc jeszcze w pełni świadomym tego, że jego dłoń mocno krwawiła, zwyczajnie przytulił Crane i klepał ją delikatnie po plecach. Przymknął na chwilę oczy, mając wrażenie, że dopiero teraz mógł odetchnąć i wyrzucić z siebie nerwy, które skupiły się w nim w ciągu tej wyjątkowo długiej chwili.
Nikt nigdy nie jest sam – odpowiedział cicho, drugą dłonią gładząc jej włosy. Chciał, żeby się uspokoiła, choćby trochę, a potem zwyczajnie wytłumaczyła mu co się stało, że z odważnej i prowokacyjnej kobiety zmieniła się w kłębek niewyobrażalnej depresji. O ile w ogóle chciała.
Niepewnie otworzył oczy i uciekł wzrokiem do ikony na jednej ze ścian kuchni. Gdyby nie zajęte ręce, zapewne przetarłby twarz, mając nadzieję, że ten jeden gest uwolniłby go z napięcia. W głowie pojawiła się myśl, że zwyczajnie potrzebował alkoholu. Całej masy alkoholu i to bez względu na Jana Chrzciciela, który patrzył na niego dziwnie niezadowolonym spojrzeniem.

Julia Crane
Some people get a freak outta me
Some people can't see what I can see
Some people wanna see what I see
Some people put an evil eye on me
przyjazna koala
Śeka
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Gdy nie ma się bliskich, czasami obcy stają się czymś w rodzaju przyjaciół. Julia wiedziała, że siedemnaście lat temu porzuciła swój dom na dobre i już nie było powrotu, więc tak naprawdę została sama. Dla dziewczyny, której wmawiano od wczesnych lat, że nie ma nic cenniejszego od krwi i że nawet małżonkowie przychodzą i odchodzą, było to jeszcze trudniejsze. Jak się okazało, jej rodzice może i szafowali tym pojęciem, ale potem pieniądze i udany biznes okazały się cenniejsze niż spokój ich córki. Ta lekcja została z nią na dobre i sprawiła, że na samo wspomnienie rodzinnego domu oprócz przyjemnych wspomnień (głównie związanych z Julianem) pojawiała się odraza. Może dlatego tak jej zawsze zależało na znalezieniu kogoś, kto będzie kochał ją bezwarunkowo.
Właściwie była przekonana, że tą osobą okaże się Adam i że mimo wszystkiego gdzieś na końcu drogi spotkają się, by wreszcie być razem. Może nawet po siedemdziesiątce i z balkonikami, by jasne było, że nikt nikogo nie zdradzi. Mimo tego jednak musiała się pogodzić z ponurą rzeczywistością i faktem, że na dobre odeszli od siebie i że została sama. Jego strata wiązała się tak naprawdę ze stratą tak wielu ludzi, że Julia nie do końca umiała sobie z tym poradzić. Jak i z faktem, że przez pracę w tak podłym miejscu jak w Shadow wplątała się w zabójstwo człowieka.
To wszystko sprawiło, że nagle śmierć stała się jedynym słusznym rozwiązaniem. Tyle, że nie była to przemyślana decyzja, raczej impuls, który popchnął ją do zabrania noża i do rozliczenia się w ten, a nie inny sposób. Może tak naprawdę chciała zostać uratowana, bo inaczej nie robiłaby tego w kuchni Laurenta?
Nie wiedziała do końca, ale gdy ją pochwycił, a nóż wylądował z cichym brzękiem na posadzce obiecała sobie, że po raz ostatni wypowiada imię Adama. Od tamtej pory miał zostać tylko duchem, który nawiedza ją od czasu do czasu, ale nie wpływa na jej poczynania.
Wtuliła się w ciało (nie)znajomego. Nie miała bliskich, więc musiał jej wystarczyć ten przyśpieszony oddech modela i jego zakrwawiona ręka.
- Nie będę się teraz z tobą przegadywać – mruknęła, ale mimo wszystko czuła, że kogoś ma, może nie na stałe (na pewno nie) i jedynie na tę krótką chwilę, ale to wystarczało. Dopiero teraz, gdy noża nie było w jej dłoni zaczęła się trząść z zimna i ze strachu. Dygotała w jego ramionach, zupełnie jakby jakaś kosmiczna siła przeniosła ich do krainy wiecznej zimy bądź obrzydliwie mroźnego i ciemnego jeziora, w którym zanurzała się od dłuższego czasu.
Na czym polegała różnica?
Gdy tak schodziła na dno, przestawała odczuwać z powodu paraliżu różnicę temperatur i zagrożenie, która miało doprowadzić do jej samobójczej śmierci. Obecnie zaś odczuła całą sobą grozę sytuacji i aż szczekała na zębach, dając się głaskać Laurentowi.
- Ty krwawisz – zauważyła w końcu i to był już ostateczny znak, że Julia niczego już sobie nie zrobi. Skupiła bowiem uwagę tylko na nim i to właśnie jego dłoń owinęła swoją koszulą od dołu, próbując na początek zatamować krwawienie.
Przy odrobinie szczęścia nie dojdzie do zakażenia. Sytuacja wydawała się jej jednak na tyle absurdalna, że wreszcie uchwyciła jego spojrzenie. Nie wiedziała, ile litrów naprawi tę sytuację i co na to jego ikony (a więc był prawosławny?), ale chwilowo ją to wcale nie zajmowało. Właściwie nic jej nie zajmowało poza jego oczami i dłonią, z której broczyła krew i farbowała jej śnieżnobiałą koszulę na czerwono.

Laurent Buchinsky
pomocnik w sanktuarium / prywatny ochroniarz — Sanktuarium
35 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Pech przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie i zostaje na długo.
Nieprzerwanie głaskał kobietę po włosach, mając nadzieję, że choć trochę uda mu się ją uspokoić. Choć wyglądał na chłodnego i opanowanego, miał wrażenie, że wewnątrz niego działa się jakaś rewolucja emocji. Jedynie wyszkolenie pozwalało na to, żeby nie zwariował. Co innego było rzucać się w ogień, kiedy w twoją stronę strzelali mordercy, ambasador był w stanie zagrożenia albo gdy chodziło o cokolwiek innego. Co innego było mieć do czynienia z kimś, kto nie był kompletnie obcy. Dodatkiem był Jan Chrzciciel, który nieprzerwanie wpatrywał się w jego stronę wyraźnie niezadowolony niektórymi myślami.
Ściskał mocno Crane, jak gdyby w obawie, że za chwilę mogłaby się wyrwać i ponownie rzucić się po nóż. Przytaknął jedynie uniesionymi na chwilę brwiami na jej odpowiedź o „przegadywaniu”. Ni on nie zamierzał w tym momencie licytować się na to kto miał rację i kto jej nie miał. Bardziej odpowiadała mu cisza, byleby tylko kobieta przemyślała to, co zamierzała przed chwilą zrobić.
Co? – Odpowiedział nagle wyraźnie zaskoczony stwierdzeniem Julii. Jak to krwawił? Nie rozumiał o co jej chodziło, jak gdyby nagle zaczęła mówić o sztuce z piętnastego wieku, a nie fakcie, który dział się w tym momencie. Choć dłoń zdawała się piec, nie zauważył jeszcze, że była przecięta. Jak głupek wpatrywał się w kobietę, mając nadzieję, że ta wszystko wyjaśni. Dopiero kiedy ta zaczęła tamować krwawienie, zrozumiał że miała rację. Patrzył na własną ranę jak gdyby należała do kogoś innego. – Och – westchnął tylko cicho. Dopiero teraz zaczął odczuwać większy, piekący ból. – To nic takiego – mruknął, próbując wyswobodzić dłoń z koszuli i nie chcąc martwić Crane.
Bywały przecież gorsze momenty i większe rany. Znacznie gorsze. Odruchowo sięgnął po butelkę wódki, która kryła się w jednej z szafek i choć zdawał sobie sprawę, że alkohol nie był najlepszym sposobem na oczyszczenie rany – nie mógł ryzykować biegania po domu w poszukiwaniu apteczki. Bo kto wie co padłoby na pamięć kobiecie, gdyby zostawił ją samą w kuchni pełnej noży i innych ostrych przedmiotów. Zębami odkręcił zakrętkę i wypluł ją gdzieś przed siebie. Najpierw potrzebował się napić, żeby uspokoić swoje zszargane nerwy. Dopiero potem, już nad zlewem, zaczął polewać ranę. Ściskał usta, bo ból był okropny.
Potrzebuję twojej pomocy – mruknął, uznając że najlepszą metodą było zaangażowanie jej w proces czyszczenia i zabezpieczania rany. Tak mogła zapomnieć o tym, co przed chwilą chciała zrobić. Sprawić, że jej myśli pobiegną do czegoś innego. – Chodź – dodał ponownie wypijając solidny łyk wódki, żeby zmniejszyć uczucie pieczenia, a dopiero potem ruchem głowy wskazał, żeby szła za nim.
Jakkolwiek to wyglądało – musiał przejść przez salono-jadalnię, żeby wejść do swojej sypialni… a potem przejść do zbyt czystej łazienki. Natychmiast zaczął poszukiwania gazy i bandaży, brudząc przy tym zlew, uchwyty i podłogę swoją krwią. Bez słowa wręczył Julii wódkę, a sam niezdarnie zaczął rozgryzać pakowanie gazy.
Przytrzymaj – mruknął wskazując na koniec bandaża, a następnie na swoją dłoń.

Julia Crane
Some people get a freak outta me
Some people can't see what I can see
Some people wanna see what I see
Some people put an evil eye on me
przyjazna koala
Śeka
ODPOWIEDZ