about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
outfit
Nie czuła się najlepiej po ostatniej informacji dotyczącej zamordowanej dziewczynki w Adelaide. Nie chciała popadać w pewność, że był to ten sam mężczyzna, którego od siedemnastu lat policja nie potrafiła złapać. Miała nastawiony alert na temat podobnych wiadomości, więc część z nich nie tyczyła się jej faceta. Musiała umieć to przesiać, wytypować te, które uważała za jego działanie co niestety pewnym było dopiero gdy jakimś cudem zdobywała raporty. Znajomości w policji były bardzo przydatne i choć nie zawsze zdawały test, tym razem funkcjonariusz z Cairns w ramach przysługi obiecał, że postara się zdobyć dokumenty dotyczące morderstwa w Adelaide.
Czekała – jak na szpilkach – pracując i robiąc to co zwykle. Traciła czas. Cholera jasna, była bezsilna i bezużyteczna w sprawie, której gdyby mogła to oddałaby całą siebie. Musiała jednak zarabiać i jakoś żyć. Iść do przodu pomimo, że myślami wciąż tkwiła w przeszłości.
Przeszłości, której część miała dzisiaj do niej zawitać. Nie od razu to zauważyła. Dostrzegła auto parkujące przy domu, ale zajęta podopiecznym, z którym właśnie przerabiała kolejne przeszkody na ścieżce wybudowanej obok hali, nie rwała się żeby tam podejść. Jello i Apollo, koczujący przy domu nie rwali się na powitanie nowoprzybyłych. Apollo leżący w cieniu drzew uniósł łeb zaś Jello wstała do siadu i mocno wciągnęła powietrze wraz z zapachem samochodu, obcego człowieka i psa. Badawczo patrzyła na oboje nie wykazując chęci do zaczepki, ale to się mogło zmienić, gdyby obcy czworonóg ją zaatakował.
Sue Ann, zwana też cioteczką Sue czyniącą honory i robiącą tu za prawą rękę (głównie od dokumentów i planowania terminarza Paxton), wyszła przed frontowe drzwi.
- W czym mogę pomóc?! – zawołała przyglądając się przybyszom. – Właścicielka jest tam. – Machnęła ręką w kierunku placu i podejrzliwie zlustrowała mężczyznę. Wyglądał jakoś znajomo, ale nie potrafiła powiedzieć, skąd go kojarzyła.
Eve nie przerywała treningu z psem, w trakcie zauważając, że facet z psem szli w jej kierunku. Czemu Sue nie mogła ich spławić? Nie miała teraz ochoty na przyjmowanie kolejnych zleceń, a przecież bycie miłym to podstawa marketingu i dobrej sprzedaży (tu musiała sprzedać siebie oraz fakt, że była naprawdę dobra w tym co robiła).
- Słucham pana?! – odezwała się głośno, gdy wciąż dzieliło ich z dziesięć do piętnastu metrów. Przez słońce, które świeciło prosto w jej twarz nie mogła dostrzec rysów mężczyzny. Mrużyła oczy, ale to nic nie dawało. Dopiero gdy ten zbliżył się na pięć metrów a Eve osłoniła oczy dłonią zrozumiała, że los jeszcze nie przestał z niej kaprysić. Świat musiał się świetnie bawić podrzucając pod jej nogi byłego faceta, z którym nie rozstała się w zgodzie. Będąc konkretnym, to on ją porzucił bez słowa zostawiając w jednostce wojskowej. Tchórz, oszust i uciekinier.
Zastygła w bezruchu na moment zapominając o psie, który właśnie przebiegał przez rampę. Odruchowo zrobiła krok w tył w duchu czując, że nie miała na to ochoty. Cokolwiek to było, po cokolwiek Lorenzu tu przyjechał, nie chciała go widzieć, rozmawiać i słuchać. Nie ważne co chciał powiedzieć, jakie biznesy ugrać czy co zrobić z psem, z którym tutaj przyszedł. Nie i koniec.
Lorenzo Thompson
Nie czuła się najlepiej po ostatniej informacji dotyczącej zamordowanej dziewczynki w Adelaide. Nie chciała popadać w pewność, że był to ten sam mężczyzna, którego od siedemnastu lat policja nie potrafiła złapać. Miała nastawiony alert na temat podobnych wiadomości, więc część z nich nie tyczyła się jej faceta. Musiała umieć to przesiać, wytypować te, które uważała za jego działanie co niestety pewnym było dopiero gdy jakimś cudem zdobywała raporty. Znajomości w policji były bardzo przydatne i choć nie zawsze zdawały test, tym razem funkcjonariusz z Cairns w ramach przysługi obiecał, że postara się zdobyć dokumenty dotyczące morderstwa w Adelaide.
Czekała – jak na szpilkach – pracując i robiąc to co zwykle. Traciła czas. Cholera jasna, była bezsilna i bezużyteczna w sprawie, której gdyby mogła to oddałaby całą siebie. Musiała jednak zarabiać i jakoś żyć. Iść do przodu pomimo, że myślami wciąż tkwiła w przeszłości.
Przeszłości, której część miała dzisiaj do niej zawitać. Nie od razu to zauważyła. Dostrzegła auto parkujące przy domu, ale zajęta podopiecznym, z którym właśnie przerabiała kolejne przeszkody na ścieżce wybudowanej obok hali, nie rwała się żeby tam podejść. Jello i Apollo, koczujący przy domu nie rwali się na powitanie nowoprzybyłych. Apollo leżący w cieniu drzew uniósł łeb zaś Jello wstała do siadu i mocno wciągnęła powietrze wraz z zapachem samochodu, obcego człowieka i psa. Badawczo patrzyła na oboje nie wykazując chęci do zaczepki, ale to się mogło zmienić, gdyby obcy czworonóg ją zaatakował.
Sue Ann, zwana też cioteczką Sue czyniącą honory i robiącą tu za prawą rękę (głównie od dokumentów i planowania terminarza Paxton), wyszła przed frontowe drzwi.
- W czym mogę pomóc?! – zawołała przyglądając się przybyszom. – Właścicielka jest tam. – Machnęła ręką w kierunku placu i podejrzliwie zlustrowała mężczyznę. Wyglądał jakoś znajomo, ale nie potrafiła powiedzieć, skąd go kojarzyła.
Eve nie przerywała treningu z psem, w trakcie zauważając, że facet z psem szli w jej kierunku. Czemu Sue nie mogła ich spławić? Nie miała teraz ochoty na przyjmowanie kolejnych zleceń, a przecież bycie miłym to podstawa marketingu i dobrej sprzedaży (tu musiała sprzedać siebie oraz fakt, że była naprawdę dobra w tym co robiła).
- Słucham pana?! – odezwała się głośno, gdy wciąż dzieliło ich z dziesięć do piętnastu metrów. Przez słońce, które świeciło prosto w jej twarz nie mogła dostrzec rysów mężczyzny. Mrużyła oczy, ale to nic nie dawało. Dopiero gdy ten zbliżył się na pięć metrów a Eve osłoniła oczy dłonią zrozumiała, że los jeszcze nie przestał z niej kaprysić. Świat musiał się świetnie bawić podrzucając pod jej nogi byłego faceta, z którym nie rozstała się w zgodzie. Będąc konkretnym, to on ją porzucił bez słowa zostawiając w jednostce wojskowej. Tchórz, oszust i uciekinier.
Zastygła w bezruchu na moment zapominając o psie, który właśnie przebiegał przez rampę. Odruchowo zrobiła krok w tył w duchu czując, że nie miała na to ochoty. Cokolwiek to było, po cokolwiek Lorenzu tu przyjechał, nie chciała go widzieć, rozmawiać i słuchać. Nie ważne co chciał powiedzieć, jakie biznesy ugrać czy co zrobić z psem, z którym tutaj przyszedł. Nie i koniec.
Lorenzo Thompson
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
two
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Eve Paxton
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Ze wszystkich ludzi na świecie nie spodziewała się spotkać Lorenzo. Była pewna, że jego zniknięcie przed laty było ostatecznym zamknięciem rozdziału. Chujowym i mało wyrafinowanym, ale to był koniec. Z początku źle go zniosła, ale pozostając w armii zebrała się do kupy bardziej niż gdyby zrezygnowała i wróciła do domu. Dojrzała i zrozumiała, że był to dla niej zamknięty temat. Że już nigdy nie będzie miała do czynienia z mężczyzną, za którym jak głupia zaciągnęła się do wojska. Pogodziła się z tą myślą. W końcu nawet stała się ona niezwykle pocieszająca i kojąca, w czym słuszność odnalazła w aktualnej chwili. W momencie, gdy znów ujrzała Lorenzo i powrócił do niej gniew, którego nie miała na kim wyładować. Zalała ją fala rozgoryczenia i rozczarowania wymieszanego z tym, jak fatalnie czuła się po ostatnich wiadomościach.
Rzuciła okiem na psa towarzyszącego mężczyźnie.
A więc o to chodziło.
Jeszcze raz uniosła wzrok i zmrużyła oczy, bo wciąż raziło ją słońce. Przez chwilę zastanawiała się, czym teraz zajmował się Lorenzo, skoro chciał szkolić psa akurat u niej. Z wojska zrezygnował, więc może zaciągnął się do policji? Może był ratownikiem na plaży i potrzebował psa, bo w niektórych miejscach stosowali pomoc czworonogów. Wszystkie opcje były możliwe i Eve rozsądnie wykreśliła tę jakże głupią, że mężczyzna nie ogarnął i przyprowadził swojego pupila, który sikał mu do butów. Nim jednak zapytała o psią specjalizację, Lorenzo powiedział coś, na co zareagowała wymownym prychnięciem.
- Jasne, że nie. – Czemu to ją nie dziwiło. – Miałeś mnie w dupie, kiedy byliśmy razem i teraz też. Nic zaskakujące. – Musiała. Po prostu musiała to z siebie wyrzucić. Może gdyby miała okazję zrobić to wcześniej, teraz jako tako udałoby im się normalnie porozmawiać, ale wyrzucone żale jedynie kiełkowały rodząc niechęć do tego konkretnego człowieka. Kogoś, dla kogo pognała do armii i choć kryła się w tym również potrzeba ucieczki, nie zrobiłaby tego bez Lorenzo.
Powróciła spojrzeniem na szkolonego psa, który zbity z tropu niuchał sobie kawałek trawy przy kładce.
- Drew! Leżeć! – zawołała stanowczo woląc mieć pewność, że psiak nie krząta się gdzie nie trzeba. To był pies klienta; lepiej mieć go na oku.
- Dobra, Enzo. Jaką specjalizację ma mieć pies? – zapytała, bo klientom nie powinna odmawiać i choć nie miała ochoty znów widzieć mężczyzny, to liczył się każdy zarobek. – Zakładam, że jest ci potrzebny do pracy – dodała widząc chwilowe skołowanie na twarzy Thompsona. Gdyby tylko wiedziała, że był to zwykły pupil, sama zareagowałaby podobnie. Specjalizacja psa? Bycie grzecznym futrzakiem?
Lorenzo Thompson
Rzuciła okiem na psa towarzyszącego mężczyźnie.
A więc o to chodziło.
Jeszcze raz uniosła wzrok i zmrużyła oczy, bo wciąż raziło ją słońce. Przez chwilę zastanawiała się, czym teraz zajmował się Lorenzo, skoro chciał szkolić psa akurat u niej. Z wojska zrezygnował, więc może zaciągnął się do policji? Może był ratownikiem na plaży i potrzebował psa, bo w niektórych miejscach stosowali pomoc czworonogów. Wszystkie opcje były możliwe i Eve rozsądnie wykreśliła tę jakże głupią, że mężczyzna nie ogarnął i przyprowadził swojego pupila, który sikał mu do butów. Nim jednak zapytała o psią specjalizację, Lorenzo powiedział coś, na co zareagowała wymownym prychnięciem.
- Jasne, że nie. – Czemu to ją nie dziwiło. – Miałeś mnie w dupie, kiedy byliśmy razem i teraz też. Nic zaskakujące. – Musiała. Po prostu musiała to z siebie wyrzucić. Może gdyby miała okazję zrobić to wcześniej, teraz jako tako udałoby im się normalnie porozmawiać, ale wyrzucone żale jedynie kiełkowały rodząc niechęć do tego konkretnego człowieka. Kogoś, dla kogo pognała do armii i choć kryła się w tym również potrzeba ucieczki, nie zrobiłaby tego bez Lorenzo.
Powróciła spojrzeniem na szkolonego psa, który zbity z tropu niuchał sobie kawałek trawy przy kładce.
- Drew! Leżeć! – zawołała stanowczo woląc mieć pewność, że psiak nie krząta się gdzie nie trzeba. To był pies klienta; lepiej mieć go na oku.
- Dobra, Enzo. Jaką specjalizację ma mieć pies? – zapytała, bo klientom nie powinna odmawiać i choć nie miała ochoty znów widzieć mężczyzny, to liczył się każdy zarobek. – Zakładam, że jest ci potrzebny do pracy – dodała widząc chwilowe skołowanie na twarzy Thompsona. Gdyby tylko wiedziała, że był to zwykły pupil, sama zareagowałaby podobnie. Specjalizacja psa? Bycie grzecznym futrzakiem?
Lorenzo Thompson
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Eve Paxton
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Niechętnie, ale musiała zmniejszyć dystans między nimi i przeszła bardziej na lewą stronę mężczyzny tak, żeby teraz słońce mieć z boku. Przez jasne promienie kolorowe plamki zdobiły świat. Przez dobre parę sekund nie miała jak przyjrzeć się dawnej miłości ani jego psu, z którym się nie przywitała, chociaż ten w niczym nie zawinił. A jednak pokusiła się o jawną oznakę, że nie chciała tutaj mężczyzny i nawet jeśli z grzeczności zapytała o jego plany wobec czworonoga wolałaby, żeby do tej rozmowy w ogóle nie doszło. Z chęcią cofnęłaby się o tych parę kroków do tyłu i Thompson mógłby zrobić dokładnie to samo udając, że wcale go tutaj nie było. W końcu był w tym mistrzem; w udawaniu, że niczego po sobie nie zostawiał. Tylko prycze, skreślone nazwisko na liście rekrutów i złamane serce, które mentalnie olał ciepłym moczem.
- To po co.. – Po chuj przyszedłeś?; chciała zapytać, ale powstrzymała się przed tym jednym wulgaryzmem woląc nie dawać Lorenzowi powodów do dumy z tego co zrobił. Że postąpił dobrze zostawiają ją w armii. – ..przyszedłeś? – dokończyła w myśl tego, na co właśnie wpadła, chociaż po chuj to robiła. Miała gdzieś co facet o niej pomyśli i czy będzie zadowolony z siebie. Było minęło, a jednak uraza i niewyrażony gniew pozostał rodząc w głowie Eve wiele niespójnych myśli. Równie chaotycznych co uczucia, które nią teraz targały.
- Chryste, jaki z ciebie ignorant – jęknęła i przewróciła oczami. – Sprawdziłeś chociaż, dokąd jedziesz? Sądząc po twojej obecności, nawet się nie pokusiłeś zerknąć, co to za miejsce. – Ani do kogo należało, co wypisane było od razu tuż pod nazwą ośrodka. Wystarczyło wyklikać to w wyszukiwarce, ale nawet o to Lorenzo się nie pokusił. To takie typowe.. – Po prostu tu wpadłeś taki.. taki dorosły i pewny siebie.. – Była świadoma, jak dziwnie to brzmiało, ale minęło tyle lat, że oboje zdążyli się zmienić. Wydorośleli, a jednak Eve nie wierzyła, że ludzie się zmieniali. Nie całkowicie. – ..uznając, że dostaniesz tu czego chcesz, chociaż nawet nie przyszło ci do głowy, że to nie jest ośrodek dla domowych pupilków, nad którymi nie umiecie zapanować. – Lenistwo właścicieli psów irytowało Paxton i choć nigdy im tego nie mówiła, to teraz mogła robić co chciała, bo miała do czynienia z osobą, której już dawno chciała wygarnąć. – Dla twojej wiadomości – szkole tu PSY SPECJALISTYCZNE. Takie, które pracują i ratują ludzkie życie a nie jedzą krzesła, bo najwyraźniej ten biedny psiak czuje się samotny siedząc całe dnie w domu, kiedy ty szlajasz się nie wiadomo gdzie. – Śmiało sobie pogrywała oceniając Lorenzo, ale potrzeba wyżycia się na nim była silniejsza od rozsądku, którego powinna się złapać zamiast ględzić obrażając Thompsona.
Chrzanić rozsądek a Enzo sobie zasłużył.
- Przemyśl to sobie. Przyda Ci się. – Nieco zmienić kierunek własnego postępowania, ale wątpiła, że to by cokolwiek dało. Palant zawsze pozostanie palantem. Niezależnie od tego, jak przez te wszystkie lata wyprzystojniał, dorobił sobie tatuaży, które Eve zawsze uważała za seksowne, zaś jego energia stała się silniejsza, prawie nie do przebicia, lecz akurat tego Paxton się nie bała. Już nie.
Lorenzo Thompson
- To po co.. – Po chuj przyszedłeś?; chciała zapytać, ale powstrzymała się przed tym jednym wulgaryzmem woląc nie dawać Lorenzowi powodów do dumy z tego co zrobił. Że postąpił dobrze zostawiają ją w armii. – ..przyszedłeś? – dokończyła w myśl tego, na co właśnie wpadła, chociaż po chuj to robiła. Miała gdzieś co facet o niej pomyśli i czy będzie zadowolony z siebie. Było minęło, a jednak uraza i niewyrażony gniew pozostał rodząc w głowie Eve wiele niespójnych myśli. Równie chaotycznych co uczucia, które nią teraz targały.
- Chryste, jaki z ciebie ignorant – jęknęła i przewróciła oczami. – Sprawdziłeś chociaż, dokąd jedziesz? Sądząc po twojej obecności, nawet się nie pokusiłeś zerknąć, co to za miejsce. – Ani do kogo należało, co wypisane było od razu tuż pod nazwą ośrodka. Wystarczyło wyklikać to w wyszukiwarce, ale nawet o to Lorenzo się nie pokusił. To takie typowe.. – Po prostu tu wpadłeś taki.. taki dorosły i pewny siebie.. – Była świadoma, jak dziwnie to brzmiało, ale minęło tyle lat, że oboje zdążyli się zmienić. Wydorośleli, a jednak Eve nie wierzyła, że ludzie się zmieniali. Nie całkowicie. – ..uznając, że dostaniesz tu czego chcesz, chociaż nawet nie przyszło ci do głowy, że to nie jest ośrodek dla domowych pupilków, nad którymi nie umiecie zapanować. – Lenistwo właścicieli psów irytowało Paxton i choć nigdy im tego nie mówiła, to teraz mogła robić co chciała, bo miała do czynienia z osobą, której już dawno chciała wygarnąć. – Dla twojej wiadomości – szkole tu PSY SPECJALISTYCZNE. Takie, które pracują i ratują ludzkie życie a nie jedzą krzesła, bo najwyraźniej ten biedny psiak czuje się samotny siedząc całe dnie w domu, kiedy ty szlajasz się nie wiadomo gdzie. – Śmiało sobie pogrywała oceniając Lorenzo, ale potrzeba wyżycia się na nim była silniejsza od rozsądku, którego powinna się złapać zamiast ględzić obrażając Thompsona.
Chrzanić rozsądek a Enzo sobie zasłużył.
- Przemyśl to sobie. Przyda Ci się. – Nieco zmienić kierunek własnego postępowania, ale wątpiła, że to by cokolwiek dało. Palant zawsze pozostanie palantem. Niezależnie od tego, jak przez te wszystkie lata wyprzystojniał, dorobił sobie tatuaży, które Eve zawsze uważała za seksowne, zaś jego energia stała się silniejsza, prawie nie do przebicia, lecz akurat tego Paxton się nie bała. Już nie.
Lorenzo Thompson
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Eve Paxton
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Patrzyła na towarzysza Lorenzo nieco łagodniej niż na niego samego. To nie czworonóg był winien a facet u jego boku, który wprost przyznał, że nie miał psa. Oczywiście, że nie. Eve je uwielbiała, ale on nigdy nie wykazywał chęci posiadania jakiegokolwiek futrzaka. Po prostu taki był a ona wtedy miała za mało lat, żeby pojąć, że niektórych rzeczy nie dało się zmienić. Głupia wciąż nastolatka, która wierzyła, że miłość zmieni wszystko. Poprawka – zauroczenie – bo to co wtedy do niego czuła teraz nie nazwałaby miłością. Pożądała go fizycznie i była zachwycona Thompsonem. Zakładała przy nim różowe okulary nie dostrzegając wad i wielu innych oznak tego, że nie nadawał się do stałego związku. Że stać ją było na coś więcej, co pojęła dopiero, gdy chłopak zniknął z jednostki.
Głupie szczeniackie zauroczenie, za które była zła również na siebie. Ten gniew, który ją wypełniał nie był skierowany tylko na Enzo, ale także na nią samą, bo jak nie skonfrontowała się z nim tak również nie zrobiła tego ze sobą. Po prostu zakopała tamto wydarzenie bez przetrawienia wszystkiego w sposób, w który zalecał jej terapeuta tuż po powrocie ze strefy wojny. Oczywiście porada ta nie dotyczyła utraconej miłostki a wydarzeń z bombardowania, ale śmiało mogła to przełożyć również na sytuację z Lorenzo.
Z zadowoleniem przyjęła moment, w którym mężczyzna się odwrócił i zamierzał odejść. Po dwóch sekundach zrobiła to samo wracając do tresowanego psa, który bez celu hasał pomiędzy rozstawionymi przeszkodami. Odwróciła się za siebie sprawdzając, czy Thompson rzeczywiście sobie poszedł, ale wtedy ku swemu zaskoczeniu natrafiła na jego spojrzenie. Ponownie zacisnęła wargi przybierając stanowczy wyraz twarzy.
Bądź silna; postanowiła sobie w duchu nie mając pojęcia, czego mogła się spodziewać.
Wzięła głęboki wdech rozumiejąc, że nawiązywał do tego, co zrobił i nagle pojęła, że ten cały gniew który w sobie nosiła nie był aż tak ogromny. Minęło wiele lat. Na swój sposób to przetrawiła. Po prostu choć raz musiała na niego huknąć, wkurwić się i wylać żale. Ten jeden raz, który wcale jej nie satysfakcjonował, bo już niczego nie czuła do Lorenzo. Skrzywdzone serce młodej dziewczyny zniknęło. Zagoiło się i dorosło. Nie było już tym samym co kiedyś, więc i gniew był bardziej zautomatyzowany niż naturalny wynikający z dawnego bólu. Po prostu na jego widok rozum sam podpowiedział, co powinna czuć, że należało się złościć, chociaż już dawno przykryła tamtą urazę wieloma innymi uczuciami (zwłaszcza tymi dobrymi związanymi z innymi osobami).
Przez dłuższą chwilę przyglądała się mu w ciszy aż gniewna mina zelżała.
- Dziękuję. – Znając tamtego chłopaka domyślała się, że nie było to dla niego łatwe. Tamten chłopak nie przyznawał się do słabości oraz do błędów. Czy wciąż był taki sam? Możliwe, że nie, ale i tak uznała, że było to dla niego nie łatwe. – Przyznaj szczerze, Enzo – poprosiła już nieco łagodniej. – Przestałeś mnie kochać? Wtedy. – Sprecyzowała, bo wcale nie miała na myśli teraz. – Albo w ogóle nie kochałeś. – Nie obrazi się, jeśli przytaknie. – Jeżeli tak, to czemu chciałeś, żebym się z tobą zaciągnęła? – Do Armii, jakby potrzebował wsparcia albo przykrywki dla swej decyzji, której potem żałował. Jakby to on poszedł do wojska za nią a nie ona za nim.
Lorenzo Thompson
Głupie szczeniackie zauroczenie, za które była zła również na siebie. Ten gniew, który ją wypełniał nie był skierowany tylko na Enzo, ale także na nią samą, bo jak nie skonfrontowała się z nim tak również nie zrobiła tego ze sobą. Po prostu zakopała tamto wydarzenie bez przetrawienia wszystkiego w sposób, w który zalecał jej terapeuta tuż po powrocie ze strefy wojny. Oczywiście porada ta nie dotyczyła utraconej miłostki a wydarzeń z bombardowania, ale śmiało mogła to przełożyć również na sytuację z Lorenzo.
Z zadowoleniem przyjęła moment, w którym mężczyzna się odwrócił i zamierzał odejść. Po dwóch sekundach zrobiła to samo wracając do tresowanego psa, który bez celu hasał pomiędzy rozstawionymi przeszkodami. Odwróciła się za siebie sprawdzając, czy Thompson rzeczywiście sobie poszedł, ale wtedy ku swemu zaskoczeniu natrafiła na jego spojrzenie. Ponownie zacisnęła wargi przybierając stanowczy wyraz twarzy.
Bądź silna; postanowiła sobie w duchu nie mając pojęcia, czego mogła się spodziewać.
Wzięła głęboki wdech rozumiejąc, że nawiązywał do tego, co zrobił i nagle pojęła, że ten cały gniew który w sobie nosiła nie był aż tak ogromny. Minęło wiele lat. Na swój sposób to przetrawiła. Po prostu choć raz musiała na niego huknąć, wkurwić się i wylać żale. Ten jeden raz, który wcale jej nie satysfakcjonował, bo już niczego nie czuła do Lorenzo. Skrzywdzone serce młodej dziewczyny zniknęło. Zagoiło się i dorosło. Nie było już tym samym co kiedyś, więc i gniew był bardziej zautomatyzowany niż naturalny wynikający z dawnego bólu. Po prostu na jego widok rozum sam podpowiedział, co powinna czuć, że należało się złościć, chociaż już dawno przykryła tamtą urazę wieloma innymi uczuciami (zwłaszcza tymi dobrymi związanymi z innymi osobami).
Przez dłuższą chwilę przyglądała się mu w ciszy aż gniewna mina zelżała.
- Dziękuję. – Znając tamtego chłopaka domyślała się, że nie było to dla niego łatwe. Tamten chłopak nie przyznawał się do słabości oraz do błędów. Czy wciąż był taki sam? Możliwe, że nie, ale i tak uznała, że było to dla niego nie łatwe. – Przyznaj szczerze, Enzo – poprosiła już nieco łagodniej. – Przestałeś mnie kochać? Wtedy. – Sprecyzowała, bo wcale nie miała na myśli teraz. – Albo w ogóle nie kochałeś. – Nie obrazi się, jeśli przytaknie. – Jeżeli tak, to czemu chciałeś, żebym się z tobą zaciągnęła? – Do Armii, jakby potrzebował wsparcia albo przykrywki dla swej decyzji, której potem żałował. Jakby to on poszedł do wojska za nią a nie ona za nim.
Lorenzo Thompson
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Eve Paxton
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Odpowiedź niczego by nie zmieniła, ale w jakimś malutkim stopniu potrzebowała to usłyszeć. Chciała poznać prawdę. Zweryfikować ją z tym, czego sama zdołała się domyślić a co nie znalazło potwierdzenia u samego Thompsona. Jego słowa na dobre zamknął tamten rozdział, który choć dawny i prawie zapomniany, był bardzo ważny w życiu Eve.
- A jednak to nie było wystarczające, żeby ze mną zostać. – Ta miłość, którą utkali w młodzieńczych latach. Paxton ledwie co ukończyła dziewiętnastkę. Co mogła wiedzieć o życiu poza tym, że to odbierało jej najbliższych? Niewiele. Lorenzo był jej pierwszą prawdziwą miłością albo ogromnym zauroczeniem opartym na tym, że w tamtym czasie nikogo nie miała. Prócz brata nie mogła liczyć na nikogo, ale Neil był młodszy, jeszcze uczył się życia i wielu spraw nie rozumiał. Nie widział ich w ten sam sposób, jak Eve, która zdecydowała się uciec z miasteczka z myślą, że tylko tak uchroni się przed dalszym cierpieniem.
Nic bardziej mylnego.
Teraz to ona kupiła sobie czas. Milczała zerkając na psa towarzyszącego Lorenzo. Nawet nie zapytała, jak się wabił, co w jej przypadku nie było czymś pożądanym. Uwielbiała psy. Stawiała je na pierwszym miejscu przed ludźmi (nie wszystkimi, ale jednak), bo w przeciwieństwie do ludzi, uczucia czworonogów były prawdziwe i szczere. Nie ważne, czy były wesołe, gniewały się czy smuciły z powodu długiej nieobecności właściciela.
- Myślałam, że z miłości. W tamtej chwili tak było. – Tak czuła, dopóki nie doszła do innych wniosków. – Byłam zauroczona po uszy. – Nie zamierzała tego ukrywać. Była dorosła i stawiała na szczerość zwłaszcza, że „było minęło”. Jasne, Lorenzo nadal był przystojny, a nawet bardziej niż wcześniej, ale już nie czuła do niego miłości. Było, ale się rozmyło. – Ale też chciałam uciec. – Z tego miejsca, od domu, miasteczka i wszystkich rzeczy, które tu się wydarzyły. – Po utracie siostry, matki i ojca byłeś jedyną stałą, której nie chciałam stracić. – Wmawiała sobie, że mężczyzna był lepszy od tego wszystkiego, co ją tutaj czekało. Wojsko było lepsze od tego.
- Wiesz, Enzo.. – dodała po krótkiej chwili i zrobiła krok przed siebie. – Jeżeli z twojej decyzji wyniknęło coś dobrego, to w porządku. – Jeżeli dzięki temu był szczęśliwszy, jako tako mogła na to przystać. – Źle, że złamałeś mi serce. Mocno to przeżyłam, ale skoro na dłuższą metę tak było lepiej, to najwyraźniej tak być musiało. – Wzruszyła ramionami, co było tak bardzo skrajne z jej niedawną reakcją i wybuchem złości. Cóż, zrobiła to co chciała lata temu. Pozwoliła złości się opanować, ale to był dawny gniew. Ten już przeżyty, przetrawiony i wyrzucony w osobę, w którą chciała nim wycelować.
Sięgnęła ręką do tylnej kieszeni spodni i wyjęła komórkę.
- Niech stracę. – Powiedziała z nutką przekąsu w głosie. – Podam ci namiary na kogoś w Cairns, kto szkoli domowe pupile – zaoferowała się robiąc kolejne kroki w stronę mężczyzny.
Lorenzo Thompson
- A jednak to nie było wystarczające, żeby ze mną zostać. – Ta miłość, którą utkali w młodzieńczych latach. Paxton ledwie co ukończyła dziewiętnastkę. Co mogła wiedzieć o życiu poza tym, że to odbierało jej najbliższych? Niewiele. Lorenzo był jej pierwszą prawdziwą miłością albo ogromnym zauroczeniem opartym na tym, że w tamtym czasie nikogo nie miała. Prócz brata nie mogła liczyć na nikogo, ale Neil był młodszy, jeszcze uczył się życia i wielu spraw nie rozumiał. Nie widział ich w ten sam sposób, jak Eve, która zdecydowała się uciec z miasteczka z myślą, że tylko tak uchroni się przed dalszym cierpieniem.
Nic bardziej mylnego.
Teraz to ona kupiła sobie czas. Milczała zerkając na psa towarzyszącego Lorenzo. Nawet nie zapytała, jak się wabił, co w jej przypadku nie było czymś pożądanym. Uwielbiała psy. Stawiała je na pierwszym miejscu przed ludźmi (nie wszystkimi, ale jednak), bo w przeciwieństwie do ludzi, uczucia czworonogów były prawdziwe i szczere. Nie ważne, czy były wesołe, gniewały się czy smuciły z powodu długiej nieobecności właściciela.
- Myślałam, że z miłości. W tamtej chwili tak było. – Tak czuła, dopóki nie doszła do innych wniosków. – Byłam zauroczona po uszy. – Nie zamierzała tego ukrywać. Była dorosła i stawiała na szczerość zwłaszcza, że „było minęło”. Jasne, Lorenzo nadal był przystojny, a nawet bardziej niż wcześniej, ale już nie czuła do niego miłości. Było, ale się rozmyło. – Ale też chciałam uciec. – Z tego miejsca, od domu, miasteczka i wszystkich rzeczy, które tu się wydarzyły. – Po utracie siostry, matki i ojca byłeś jedyną stałą, której nie chciałam stracić. – Wmawiała sobie, że mężczyzna był lepszy od tego wszystkiego, co ją tutaj czekało. Wojsko było lepsze od tego.
- Wiesz, Enzo.. – dodała po krótkiej chwili i zrobiła krok przed siebie. – Jeżeli z twojej decyzji wyniknęło coś dobrego, to w porządku. – Jeżeli dzięki temu był szczęśliwszy, jako tako mogła na to przystać. – Źle, że złamałeś mi serce. Mocno to przeżyłam, ale skoro na dłuższą metę tak było lepiej, to najwyraźniej tak być musiało. – Wzruszyła ramionami, co było tak bardzo skrajne z jej niedawną reakcją i wybuchem złości. Cóż, zrobiła to co chciała lata temu. Pozwoliła złości się opanować, ale to był dawny gniew. Ten już przeżyty, przetrawiony i wyrzucony w osobę, w którą chciała nim wycelować.
Sięgnęła ręką do tylnej kieszeni spodni i wyjęła komórkę.
- Niech stracę. – Powiedziała z nutką przekąsu w głosie. – Podam ci namiary na kogoś w Cairns, kto szkoli domowe pupile – zaoferowała się robiąc kolejne kroki w stronę mężczyzny.
Lorenzo Thompson
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Eve Paxton
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Gdyby Lorenzo podzielił się z nią swoimi myślami o tym, że był stałą, która jednak z własnej woli ją opuściła, to mogłaby mu przytaknąć. Nie był jedynym, który tak uczynił. Straciła wiele bliskich osób, w tym dwie w rodzinie, które z własnej woli od niej odeszły. Matka opuściła ich dawno temu jednocześnie odnajdując szczęście w życiu z dala od Paxtonów. Ojciec poszedł na całość i po postu strzelił sobie w łeb. Lorenzo wcale nie był inny, a jednak Eve mając tych dziewiętnaście lat chciała wierzyć, że jej nie zostawi. Że nie będzie przykładem powielającym zachowanie rodziców Paxton.
Myliła się i wtedy zrozumiała, że najpewniej była na to skazana. Jedni mieli słabą odporność i często chorowali a Eve Paxton porzucali najbliżsi. Każdy miał to, z czym się urodził.
- Pamiętam. – Przytaknęła zastanawiając się, czy rzeczywiście rozwinęła skrzydła. Wojsko wiele ją nauczyło. Już wcześniej była dojrzała, chociaż głupia z miłości, ale w armii nabrała nowych umiejętności, doświadczenia i podejścia do świata. Nie oceniała go zero jedynkowo. Nie było dobra ani zła samego w sobie. Czarno albo białe również nie istniało. Nie powiedziałaby jednak, że rozwinęła skrzydła. Częściowo na pewno tak, ale to wciąż za mało; bo nadal nie czuł się kompletna.
- Dzięki, ty także. Zadbałeś o siebie. – Nie spasł się, nie żłopał piwa, przez który miał charakterystyczny brzuszek i ogólnie dobrze się prezentował. Nie musiała raczej niczego dodawać zwłaszcza, że zauważyła ubranie, które się na nim upinało. Wyrósł, ale bardziej w mięśniach, co również było plusem.
- W wojsku dostrzegłam szansę. – Przytaknęła na temat psów specjalistycznych. Jeszcze nim pojechała do armii zdążyła zrobić odpowiednie egzaminy na treserkę. Już wtedy planowała zająć się psami, ale nigdy nie przypuszczała, że nie będą to jednak pupile domowe a psy pracujące.
Z telefonem w ręce podeszła jeszcze bliżej i odczekała chwilę aż Lorenzo będzie gotów wpisać numer.
- To Archie. Powiedz, że jesteś ode mnie, to znajdzie dla ciebie jakiś bliższy termin. – Miał napięty kalendarz, jak na dobrego tresera przystało, więc lepiej zadzwonić po znajomości, żeby mieć z głowy pewne problemy związane z psem. – Chociaż po tym, co powiedziałeś, radzę przygarnąć do domu drugiego zwierzaka. Wtedy zniknie problem gryzienia mebli. – Psy robiły to głównie przez samotność oraz z nudów. W towarzystwie drugiego czworonoga to zachowanie powinno występować rzadziej, jak nie całkowicie zniknąć.
- Do samego końca. – Pokiwała głową, jakby zgadzała się z własną odpowiedzią, która brzmiała dość dwojako. – Kiedy byliśmy gotowi. – Mówiła tu o sobie i swoich kolegach. – Wysłano nas do Afganistanu. Mnie nieco później, bo zanim tam trafiłam, zdołałam przekonać naszą armię do zaangażowania psów. Na początku kręcili nosem, ale gdy Amerykanie pojawili się ze swymi K9, to od razu chcieli być tacy jak oni. Zaczęłam więc szkolić psy, od czasu do czasu jeździłam na misję swe swoim czworonogiem, aż wreszcie trafiłam tam na dłużej i się skończyło. – Wzruszyła ramionami nie chcąc przy Thompsonie rozwijać tematu „końca” jej przygody w armii. – A ty, co robiłeś po odejściu z wojska? - Co takiego było ważne? A raczej lepsze od armii?
Lorenzo Thompson
Myliła się i wtedy zrozumiała, że najpewniej była na to skazana. Jedni mieli słabą odporność i często chorowali a Eve Paxton porzucali najbliżsi. Każdy miał to, z czym się urodził.
- Pamiętam. – Przytaknęła zastanawiając się, czy rzeczywiście rozwinęła skrzydła. Wojsko wiele ją nauczyło. Już wcześniej była dojrzała, chociaż głupia z miłości, ale w armii nabrała nowych umiejętności, doświadczenia i podejścia do świata. Nie oceniała go zero jedynkowo. Nie było dobra ani zła samego w sobie. Czarno albo białe również nie istniało. Nie powiedziałaby jednak, że rozwinęła skrzydła. Częściowo na pewno tak, ale to wciąż za mało; bo nadal nie czuł się kompletna.
- Dzięki, ty także. Zadbałeś o siebie. – Nie spasł się, nie żłopał piwa, przez który miał charakterystyczny brzuszek i ogólnie dobrze się prezentował. Nie musiała raczej niczego dodawać zwłaszcza, że zauważyła ubranie, które się na nim upinało. Wyrósł, ale bardziej w mięśniach, co również było plusem.
- W wojsku dostrzegłam szansę. – Przytaknęła na temat psów specjalistycznych. Jeszcze nim pojechała do armii zdążyła zrobić odpowiednie egzaminy na treserkę. Już wtedy planowała zająć się psami, ale nigdy nie przypuszczała, że nie będą to jednak pupile domowe a psy pracujące.
Z telefonem w ręce podeszła jeszcze bliżej i odczekała chwilę aż Lorenzo będzie gotów wpisać numer.
- To Archie. Powiedz, że jesteś ode mnie, to znajdzie dla ciebie jakiś bliższy termin. – Miał napięty kalendarz, jak na dobrego tresera przystało, więc lepiej zadzwonić po znajomości, żeby mieć z głowy pewne problemy związane z psem. – Chociaż po tym, co powiedziałeś, radzę przygarnąć do domu drugiego zwierzaka. Wtedy zniknie problem gryzienia mebli. – Psy robiły to głównie przez samotność oraz z nudów. W towarzystwie drugiego czworonoga to zachowanie powinno występować rzadziej, jak nie całkowicie zniknąć.
- Do samego końca. – Pokiwała głową, jakby zgadzała się z własną odpowiedzią, która brzmiała dość dwojako. – Kiedy byliśmy gotowi. – Mówiła tu o sobie i swoich kolegach. – Wysłano nas do Afganistanu. Mnie nieco później, bo zanim tam trafiłam, zdołałam przekonać naszą armię do zaangażowania psów. Na początku kręcili nosem, ale gdy Amerykanie pojawili się ze swymi K9, to od razu chcieli być tacy jak oni. Zaczęłam więc szkolić psy, od czasu do czasu jeździłam na misję swe swoim czworonogiem, aż wreszcie trafiłam tam na dłużej i się skończyło. – Wzruszyła ramionami nie chcąc przy Thompsonie rozwijać tematu „końca” jej przygody w armii. – A ty, co robiłeś po odejściu z wojska? - Co takiego było ważne? A raczej lepsze od armii?
Lorenzo Thompson
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
[akapit]
Eve Paxton