dziennikarka — Cairns Post
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarka w The Cairns Post pisząca nudne rubryki. Jeździ czerwonym skuterem, bawi się w detektywa amatora i dorabia w szpitalu, żeby wspomóc ukochaną rodzinę.
Wbiła w Presley uważne spojrzenie, ale nie negowała jej zwyczaju lub jak kto woli podejścia, które nie uwzględnia wygadywanie się komukolwiek. Rozumiała je, ale zarazem poczuła, że to trochę smutne, bo zabrzmiało tak, jakby nikomu nie ufała lub bała się oceny tego, co powie, chociaż znając Presley ta raczej miałaby to gdzieś. Przynajmniej tak w kółko gadała, chociaż raczej nie miałaby w dupie tego, co powiedziałaby jej bliska osoba. Calie jednak zdecydowała się nie drążyć tematu. Sama może i gadała dużo, ale najważniejsze wolała przemilczeć, co sprowadzało się do podobnego podejścia, czyli braku chęci zrzucania na innych swoich problemów. Różnica polegała na tym, że Calie czuła potrzebę wygadania się, ale nie pozwalała sobie na to.
- Ma to swoje plusy – przyznała Prescott rację. – Tylko teraz wszyscy myślą, że jestem samowystarczalna i świetnie sobie ze wszystkim radzę. Jasne, daje radę, ale są sytuacje kiedy jednak potrzebne jest wsparcie drugiej osoby. – Zerknęła na dziewczynę upewniając się, że zrozumiała. Zaradność nie była zła, ale momentami przydałaby się pomoc kogoś jeszcze, co sprowadzało się do poprzedniego tematu o możliwości wygadania się.
Korzystając z okazji, że nie jechały z zawrotną prędkością uznała, że Presley zasługiwała na prawdę. Wcześniej nie musiała jej wszystkiego mówić, ale teraz – skoro zdecydowała się jechać ponad 23 godziny do Bellara, pójść do muzeum Barbie i obiecała, że dowiezie je na miejsce – wszystko się zmieniło. Nie żeby Calie okłamała ją z łatwością. Po prostu wtedy uznała, że tak będzie prościej i uniknie zbędnych komentarzy tuż po tym, gdy weszła w dyskusję z Green’em i jego ziomalkiem. Pisanie artykułu było warte ryzyka, ale przysługa już niekoniecznie.
- Nie, nie chodzi o pieniądze – zaprzeczyła od razu, bo jedynym jej źródłem dochodów była praca i być może, jeżeli całe to śledztwo okaże się bardzo duże, może wtedy napisze artykuł. Na razie jednak nie brała tego pod uwagę. – I tak, kręcą mnie kryminalne zagadki Lorne Bay. Nie masz wrażenia, że dookoła miasteczka dzieją się dziwne rzeczy? – zapytała bardziej z przekąsem, chociaż sama już parę razy doświadczyła ów dziwności, których nie dało się logicznie wyjaśnić. Calie miała wrażenie, że Lorne było prawie jak słynne Villefranche z serialu Czarny Punkt. – Jednak chodzi o to, że nikt inny się tym nie interesuje. Że gdybym była na miejscu tamtej dziewczyny, to chciałabym, żeby ktoś to zrobił dla mnie. – Żeby ktokolwiek był ciekawy tego, czemu zaginęła, co się naprawdę stało i wierzył, że nie zaćpała się teraz leżąc w jakimś rowie w lesie. – Więc tak, pewnie empatia nie pozwala mi postąpić inaczej, ale czy jest w tym coś złego? – Poświęcenie się obcej osobie, której nie znała i której w ogóle może nie znaleźć? Nawet jeśli okaże się, że Flo rzeczywiście nie żyje, to Calie nie uzna tego czasu za stracony. – Wolę żałować tego, że coś zrobiłam niż tego, że niczego nie uczyniłam – dodała bez przemyślenia i znów wbiła spojrzenie w Presley, kiedy dotarło do niej jak poważnie to zabrzmiało. – Ale rzuciłam sentencją, co? – Posłała jej rozbawiony uśmiech. – Paulo Coelho może mi podskoczyć. - Zaśmiała się kręcąc głową. – Takim tempem dojedziemy może za dwa dni – dodała znów patrząc na sznur aut przed nimi. Na moment znów zmarkotniała, bo martwiła się, że ten wyjazd nie wypali, ale starała się już nie panikować jak na trasie nieopodal wypadku. - Po przemyśleniu uznaje.. - Bo właśnie to do niej dotarło. - ..że zrobiłaś dokładnie to samo. Z czystego serca pożyczyłaś mi auto i jeszcze zdecydowałaś się pojechać w długą podróż. - Posłała dziewczynie cwany uśmiech nie kryjąc tego, że odrobinę się z nią droczyła.

Presley Prescott
mistyczny poszukiwacz
Lorde
instruktorka surfingu — surf shop
26 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
zamiast wciągać kreski, wolę głaskać pieski;
instruktorka surfingu, która w głowie ma wieczny melanż.
Presley miała dwadzieścia sześć lat i wiedziała rzeczy. Wiedziała, czym można zapłacić za zbytnią niefrasobliwość i brawurę, i nauczyła się, że nadmierna ostrożność wcale nie jest od nich lepsza. Podobnie było z samowystarczalnością. Czasem tak się po prostu nie dało. Nawet ona, choć na pozór mogło wydawać się, że zwykle nie potrzebowała nikogo, to nie umiała poprawnie funkcjonować bez ludzi, których gromadziła wokół siebie. W tym szaleństwie tkwiła metoda - Prescott otaczała się przypadkowymi znajomościami, byle nie zostawać sam na sam z własnymi myślami. Miała wokół siebie kilka zaufanych osób, ale w dużej mierze większość relacji ograniczała się wyłącznie do wspólnych imprez i spożywania alkoholu. Tak było wygodnie, bo nikt nie oczekiwał, że nagle zacznie się zwierzać ze swoich problemów.
Uśmiechnęła się pod nosem; niewątpliwie Calie potrzebowała wsparcia i wprawdzie w oczach Pres była silna, to niekiedy zdawała się trochę nieporadna. Ale nie można mierzyć wszystkich swoją miarą i spostrzegać kogoś przez swój pryzmat. Różniły się i pewnie dlatego ta nieoczekiwana znajomość była tak intrygująca. Przynajmniej w mniemaniu Presley.
- Nie, nie mam takiego wrażenia - odparła w odpowiedzi na to, że dookoła Lorne działy się dziwne rzeczy. - Wiodę spokojne życie i nie szukam wrażeń na siłę. A ty chyba trochę wyolbrzymiasz - w jej głosie dało się wyczuć nutkę sceptyczności. Ale czego się spodziewać? Od początku średnio była nastawiona do poczynań Goldsworthy. A jednak jej pomagała. - To bardzo wielkoduszne z twojej strony, bardzo szczodre - trochę kpiła, ale każdy, kto znał Presley wiedział, że ta słynęła z ironii i sarkazmu. I albo trzeba było do tego przywyknąć, albo wyrzucić ze swojego życia. Taka już była i przenigdy nie miała zamiaru zmieniać się na siłę. Nawet jeśli czasem postrzegano ją jako osobę pozbawioną taktu. - Powinnam zapisać tę sentencję w jakimś zeszycie ze złotymi myślami, ale mam zajęte ręce - zabębniła palcami o kierownicę, po czym zacisnęła je na niej, żeby ominąć wyboje na drodze. Jeffrey zabiłby ją, gdyby urwała coś z zawieszenia.
Nie dało się zaprzeczyć, że tempo miały zawrotne. Na szczęście cały czas jechały i nie stały bezczynnie w miejscu, a to zawsze jakiś plus.
- Nie robię tego dla tej zaginionej laski - odezwała się po chwili milczenia. - Robię to dla ciebie - dodała bez większych wyjaśnień, a mówiąc to wszystko wciąż patrzyła przed siebie, jakby te wyznanie było najnormalniejszą rzeczą na świecie. Dosłownie jakby mówiła o kanapce z szynką czy o słonecznej pogodzie. Cała ona - powiedzieć, że jej zależy w taki sposób, żeby nie okazywać żadnych emocji.

Calie Goldsworthy
towarzyska meduza
.
dziennikarka — Cairns Post
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarka w The Cairns Post pisząca nudne rubryki. Jeździ czerwonym skuterem, bawi się w detektywa amatora i dorabia w szpitalu, żeby wspomóc ukochaną rodzinę.
- Złośliwość aż leje się uszami – stwierdziła z przekąsem, kiedy Presley wychwaliła ją od dobrych osób używając do tego określeń, jakich nigdy nie spodziewałaby się od niej usłyszeć. Nawet teraz wyczuła w jej tonie sceptycyzm, który ani trochę nie dziwił Goldsworthy. Miłą odmianą było, że nie wysyczano ich jej prosto w twarz. Nie było w tym agresji a zwyczajne podejście do życia, którym odznaczała się Prescott, a co Calie starała się uszanować i wcale nie zamierzała obrażać. Wystarczyło, że wierzyła w samą siebie. Inni nie musieli zwłaszcza Presley, która najpewniej nie wierzyła w dobroć ludzi. Na pewno nie w altruizm, którym teraz odznaczała się młoda dziennikarka.
Zamilkła uważnie przyglądając się Presley, a potem rzuciła okiem na drogę, na której najwyraźniej wyrosło wielkie drzewo z forsą, skoro to było ważniejsze od wypowiedzianych słów. Calie zacisnęła wargi i wypuściła powietrze niczym wściekły byk, a raczej niezadowolony szczeniak. Czego jednak mogła się spodziewać od tak nieznośnej osoby? Bo tak. Była nieznośna. Tak samo, jak Calie dla Presley. To działało w obie strony.
Niedługo potem Goldsworthy postanowiła, że się zdrzemnie. Widząc tempo w jakim jechały nie miała złudzeń i była pewna, że będzie musiała zastąpić Presley w prowadzeniu auta. Pomimo starań nie mogła długo spać. Obudziła się zaledwie po dwóch godzinach niechętnie patrząc na GPS, na którym szacowany czas jazdy prawie się nie zmienił. Zbyt dużo aut, za dużo miast po drodze i może nawet protest bydła, o którym wspominała Presley.
Czyste ranczo!
Calie zdecydowała się zadzwonić do motelu, w którym zarezerwowała pokój i uprzedzić, że przyjadą w środku nocy. Właściciela stwierdziła, że w takim razie zostawi klucz pod kocią kuwetą stojącą na zewnątrz. Samo to, że kuweta stała na podwórku było dziwnie, co jeszcze dopiero chowanie tam klucza. Niezłe miejsce Calie im załatwiła.. nie ma co.
Najpierw jednak Goldsworthy wyznaczyła sobie misję „rozbudzenia Presley”. Zachęcała ją do śpiewania, na głos czytała głupie artykuły plotkarskie i te o płaskoziemcach, których wspólnie mogły krytykować. Gdzieś w trakcie Calie zapowiedziała, że muszą obejrzeć o nich dokument. Ot, żeby znów się podenerwować na ludzi, którzy wierzyli w płaską ziemię i ich wyssane z palca argumenty. Dodatkową formą rozbudzenia był test ustalający, którą księżniczką Disneya się było. Zgaduje, że Presley nie podeszła do tego z entuzjazmem, ale Calie wypełniła za nią wszystkie punkty (przy małej konsultacji uwzględniającej różne pomruki, z których jeden oznaczał - tak - a inny – chyba sobie kpisz. Calie nauczyła się je rozróżniać). Wszystko to robiła dla żartu i żeby jak najdłuższej utrzymać umysł Presley w stanie pełnej świadomości. Kiedy jednak obie uznały, że z tej gąbki już nic więcej nie wycisnął, Calie zaproponowała podmiankę.
Była czwarta rano, kiedy dojechały na miejsce.
Dokładnie o czwartej trzynaście wyciągnęły kluczyk spod (całe szczęście) nie obsranej kuwety i obie zmęczone padły na łóżko, nawet nie przejmując się tym, że było jedno duże zamiast dwóch pojedynczych. Były zbyt zmęczone jazdą, żeby w ogóle nad tym myśleć. Dodatkowo Calie musiała wstać o siódmej, więc jej poziom obojętności wobec tej pomyłki aktualnie był przeogromny.
Chęć wyrzucenia telefonu z budzikiem przez okno była jeszcze większa. Dziennikarka w pośpiechu wyłączyła nieznośny sygnał, żeby nie wybudzać Presley i zmusiła się do sprężenia ruchów pod prysznicem, w łazience i w środku, bo miała wrażenie, że mentalnie wciąż spała.
  • Nie wiem, jak mogłaś ze mną spać. Po całodniowej jeździe capiłam jak spocony szpic. Z tobą nie było lepiej :P
    W nocy pozwoliłaś mi wziąć auto. Pamiętasz? Oby, bo pojechałam nim do Strachovskiego. Powinnam wrócić po obiedzie.
    W razie czego – dzwoń.

    Twoja wkurzająca znajoma,
    Calippo.
Zostawiła kartkę na torbie Presley czując, że jednak o czymś zapomniała. To wrażenie nie opuszczało jej aż do momentu, gdy dotarła pod wskazany adres profesora.
Nie wzięła ładowarki do telefonu, ale uznała, że to mało istotne, bo przecież nikt jej nie będzie szukać i zamierzała wrócić do motelu o wspomnianej porze. Przynajmniej z założenia, bo po długiej rozmowie ze Strachovskim, który okazał się być miłym staruszkiem a nie jakimś kłamliwym gwałcicielem, przed którym przestrzegają mamusie, poszła z mężczyzną do jego garażu. Tak okazało się, że dokumentów na temat komuny było więcej niż zakładała. Wystukała więc krótkiego sms’a do Prescott, że jednak wróci około osiemnastej, więc niech korzysta z wolnego czasu od niej i się zabawi. Sama zaś zabrała się do roboty, nawet nie zauważając, kiedy telefon wreszcie się rozładował a na zewnątrz zrobiło się ciemno. Brak okien w garażu robił swoje i nim się spostrzegła była już dwudziesta druga. Nie chciała odrywać się od roboty, więc przesiedziała jeszcze jedną godzinę uznając, że Presley na pewno świetnie sobie radziła i na pewno na nią nie czekała tylko zwiedziła miasteczko, skorzystała z tutejszej plaży i zapewne teraz piła drinki w barze.
Parę minut po dwudziestej trzeciej córka Strachovskiego oznajmiła, że idzie już spać i w miarę ładnie acz dosadnie dała do zrozumienia, żeby Calie spadała. Gdyby nie to, siedziałaby tam całą noc, chociaż już parę razy prawie przysypiała nad analizowanymi dokumentami. Całe szczęście część z nich mogła spakować do auta, z czego skorzystała i kwadrans przed północą zaparkowała przed motelem.
Drugim kluczem, który rano wzięła z recepcji, otworzyła drzwi do pokoju. Ciężko powiedzieć, czy była zaskoczona widokiem Presley. Wzięła pod uwagę, że mogłoby jej nie być, bo być może gdzieś balowała, ale też to, że już na dzisiaj wystarczyło i pora aby obie poszły spać.
- Jak się bawiłaś? – rzuciła na wstępnie uznając, że tak właśnie było. Że Prescott skorzystała z tego dnia w nowym miejscu/na mini wakacjach. – Strachovski to świetny gość i oh.. rozładował mi się telefon a ładowarkę zostawiłam w walizce. Minimalna ilość snu dała mi w kość – Przez to zapomniała o ładowarce. – i naprawdę nie wiem, jakim cudem przesiedziałam u niego aż do tej pory. – Wprawdzie profesor był na tyle miły, że uraczyć jaką paroma kubkami kawy, ale w niektórych momentach nawet kofeina nie zdawała testu.
Postawiła jedno z pudeł, które wzięła z samochodu i dopiero wtedy spojrzała na Presley. Przez cały czas była wesoła, prawie w skowronkach uznając, że nie miała powodów do zmartwień ani nerwów.

Presley Prescott
mistyczny poszukiwacz
Lorde
instruktorka surfingu — surf shop
26 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
zamiast wciągać kreski, wolę głaskać pieski;
instruktorka surfingu, która w głowie ma wieczny melanż.
Nawet nie pamiętała, kiedy ją zmogło i bez większego marudzenia ponownie pozwoliła usiąść Calie na za kółkiem. Albo była na tyle zmęczona, że nie miała siły na sprzeczki i usilne pozostanie przy swoim, albo ufała jej na tyle, żeby oddać samochód brata w jej ręce. I chyba wszystkie znaki na niebie wskazywały na drugą opcję, bo gdy dotarły do motelu i Presley przekręcała się na plecy na dużym, podwójnym łóżku, ponownie wpół śpiąca zgodziła się użyczyć Goldsworthy auta. To chyba musiało o czymś świadczyć, prawda?
Obudziła się dużo później niż nieobecna towarzyszka, która najwyraźniej bardzo wcześnie wyjechała załatwiać swoje sprawy, ale Prescott nie miała zamiaru bezczynnie tkwić w łóżku, dlatego postanowiła skorzystać z atrakcji, jakie oferowało miasteczko. Najpierw wpadła na śniadanie do tutejszej naleśnikarni, później na kilka szotów do baru, aż w końcu finalnie wylądowała na plaży, gdzie wypożyczyła deskę i skorzystała z dobrych, chociaż wcale nie aż tak wysokich fal. Mimo to nie rozczarowała się jakoś zanadto, po prostu dobrze spędzała czas. Poznała nawet grupkę studentów na urlopie i z nimi również wybrała się do knajpy na coś mocniejszego. Czyli podsumowując - Preska zagospodarowała wolne chwile tak, jak lubiła, a do motelu wróciła późnym wieczorem, gdzie po godzinie zjawiła się równie Calie.
- Było całkiem znośnie - odparła bez większej ekscytacji w głosie. - Na pewno lepiej niż gdybym znów miała rozwiązywać z tobą testy o księżniczkach Disneya - dodała z przekąsem i dalej nie mogła uwierzyć, że była Roszpunką. No bo niby z której strony? Nic się nie zgadzało, bo ani nie była do niej podobna wyglądem, ani tym bardziej charakterem. Stek bzdur. - A jak u ciebie? Zaczerpnęłaś wszystkich potrzebnych informacji? - zapytała, ale nie miała zamiaru wdawać się w szczegóły. Zupełnie nie znała się na tym, czym zajmowała się Calie, więc nawet jeśli ta zacznie jej opowiadać przebieg rozmowy z detalami, istniało duże prawdopodobieństwo, że i tak niewiele z tego zrozumie.
Nie, nie próbowała do niej dzwonić przez ten cały czas, kiedy dziewczyna była u Strachovskiego. A może powinna? Co, jeśli gość okazałby się totalnym świrem? Mimo to podświadomie czuła, że gdyby coś było nie tak, Goldsworthy na pewno dałaby znać. Gorzej, jeśli gość poćwiartowałby ją i wrzucił do beczki, wtedy próba kontaktu mogłaby być nieco utrudniona. Ale jak widać jej towarzyszka była cała i zdrowa, więc nie trzeba było zastanawiać się czy aby na pewno w jednym kawałku trafi z powrotem do motelu.
- Mam nadzieję, że nie rozwaliłaś samochodu? Jeff zamordowałby mnie szybciej niż zdążyłabym powiedzieć quidditch - zażartowała jednym z ulubionych cytatów z serii o Harrym Potterze. Nie, żeby auto było ważniejsze od życia Calie, ale byłoby miło, gdyby jeszcze jeździło po tym, jak z powrotem trafi w ręce młodszego Prescotta.

Calie Goldsworthy
towarzyska meduza
.
dziennikarka — Cairns Post
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarka w The Cairns Post pisząca nudne rubryki. Jeździ czerwonym skuterem, bawi się w detektywa amatora i dorabia w szpitalu, żeby wspomóc ukochaną rodzinę.
- Tylko znośnie? – zapytała odrobinę zaintrygowana, bo zawsze wydawało jej się, że Prescott przyciągała dobre imprezy. Że gdziekolwiek była, bawiła się przednio, ale równie dobrze mogły to być pozory, bo przecież miały okazję bawić się ze sobą tylko jeden raz. Cała reszta złudzeń powstała na podstawie poprzednich przypadkowych spotkań, które zazwyczaj kończyły się zaczepkami lub sprzeczkami. – Nadal uważam, że nowoczesna wersja feministycznej wersji Roszpunki, która umie przywalić patelnią, idealnie do ciebie pasuje. – Wycelowała w Presley palec wskazujący, jakby mierzyła w jej kierunku całą prawdę, której do tej pory nie znała. – Zamknęłaś się w wieży i czekasz aż ktoś pokaże ci cudowny wielki świat. – Droczyła się tylko, co podkreśliła uśmiechem oraz pokazaniem koniuszka języka tuż po tym, gdy postawiła jedno z pudeł przy swojej torbie. Dopiero gdy jego ciężar zniknął z ciała Calie poczuła, że bezsensowe było jego wyciąganie z auta. Myślała, że jeszcze ma energię na to, żeby dokładniej przejrzeć dokumenty, ale to kłamstwo. Miały za sobą długą podróż, Goldsworthy spała bardzo krótko i kolejnych naście godzin spędziła nad dokumentami. Naprawdę sądziła, że poświęci im jeszcze godzinę? Miała ambicje, ale w tym momencie przeceniła swoje siły.
- Sama nie wiem. – Rzuciła plecak na ziemię obok pudła i cofnęła się do łóżka, na które opadła kładąc się w poprzek. – Nie spodziewałam się, że będzie miał garaż pełen stosu kartonów. Przejrzenie tego wszystkiego zajmie tydzień. – Westchnęła ciężko tracąc wiarę w to, że znajdzie coś konkretnego. – Dużo w nich ciekawych informacji, ale jak na razie żadna nie pomoże mi w znalezieniu Florence. – Z lekką frustracją dłonią przetarła czoło, a potem zmęczone oczy. – Pozwolił mi przyjechać jutro, ale nie wiem czy to ma sens. – Była tak zmęczona, że nawet ona – Calie Goldsworthy znana z optymizmu – traciła wiarę. Nie dało się przejrzeć wszystkiego w dwa dni i nawet jeśli facet pozwolił jej zabrać część pudeł, cała reszta wciąż tworzyła archiwum nie do opanowania ani tym bardziej zapoznania się z nim w tak krótkim czasie.
- Nie, Presley. Nie rozwaliłam twego ukochanego auta – stwierdziła lekko poirytowana i sfrustrowana, bo.. – Wybacz – dodała od razu i znów ciężko westchnęła. – po prostu jestem zła na siebie, że znów kogoś zawiodłam. – To nieprzyjemne uczucie, które w niej tkwiło dotyczyło jej samej i niepotrzebnie skierowała je na Prescott. – Samochód ma się dobrze. Ani jednego zadrapania. – Poprawiła się nieco kręcąc głową, żeby jakoś móc spojrzeć z tej pozycji na Presley (gdziekolwiek teraz ta była). – Wiesz, to zabawne, że mówisz o quidditchu. Chodzi o to, że większość moich znajomych to maniacy Harry’ego Pottera. Oglądali filmy i czytali książki a ja.. jak to określają fani serii? – pytająco spojrzała na dziewczynę. – Mugol? Biały kruk? – Nie była pewna, czy dobrze kojarzyła tę nazwę. – Jestem białym krukiem, bo nie czytałam książek ani nie oglądałam filmów pomijając pierwsze trzy części, których nie pamiętam. – Nie żeby miała coś przeciwko tej serii. Po prostu nigdy nie czuła z nią chemii ani nikt nie kazał jej oglądać kolejnych lub nieco bardziej się zaangażować. Bo kiedy to wyszły pierwsze trzy części? Dawno temu. Oglądała je za dzieciaka, od którego nie można wymagać wielkiego zaangażowania. - Przyznaj się, poza Harry'm Potterem, czego jeszcze jesteś fanką? - wolała rozmawiać o tym niż pogrążać się w przekonaniu, że rzeczywiście ta cała wyprawa była bez sensu.

Presley Prescott
mistyczny poszukiwacz
Lorde
instruktorka surfingu — surf shop
26 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
zamiast wciągać kreski, wolę głaskać pieski;
instruktorka surfingu, która w głowie ma wieczny melanż.
- Co niezrozumiałego jest w słowie znośnie? - zapytała, poprawiając się na łóżku, bo właśnie na nim leżała. To tak przy okazji, żeby nie było problemu ze zlokalizowaniem jej i gdyby Calie nie miała gdzie patrzeć. - Powiedzmy, że bawiłam się okej, ale nie na tyle, żeby to za wszelką cenę powtórzyć. Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje? - nie miała zamiaru tłumaczyć bardziej szczegółowo. Piła, tańczyła, ale nie dała się nikomu przelecieć, bo jakoś nie miała nastroju. Chyba wielogodzinna wyprawa porządnie ją zmęczyła, skoro nie miała głowy do takich ekscesów.
Parsknęła pod nosem śmiechem i popatrzyła na dziewczynę z figlarnie uniesioną brwią.
- I co? To taka sugestia, że ty chcesz mi pokazywać ten świat? - zapytała, chociaż wcale nie oczekiwała, że Goldsworthy przytaknie. A jeśli planowała to zrobić, to obie uznałyby to za kiepski żart.
Podniosła się na łóżku do pozycji siedzącej, bo wcześniej rozwaliła się na nim jak jakaś foczka i przysłuchiwała się opowieściom o Strachovskim i kartonach, które trzymał w garażu. A kiedy okazało się, że przejrzenie ich zajmie tydzień, Presley chyba nie umiała wyobrazić sobie ilości pudeł z dokumentacją. Z pewnością była zawrotna.
- Mogę trochę pomóc w wertowaniu papierów, ale nie myśl sobie, że zostaniemy tutaj tydzień. Może gość będzie skłonny udostępnić kilka kartonów? Bagażnik jest obszerny, później będzie można nadać je pocztą i odesłać z Lorne - podrzuciła pomysł, ale nawet nie wiedziała czy okazałby się słuszny. Raczej nie, ale Prescott przynajmniej próbowała. Nie mogła popisać się inną opcją, bo takowej nie miała. A ojciec zawsze jej powtarzał, że jeśli ma się plan A, to trzeba mieć też plan B. Nigdy nie wiadomo, kiedy ten pierwszy nie wypali, a ten drugi uratuje skórę.
- To nie moje auto, Calie, dlatego nie chciałabym, żeby ucierpiało. Gdyby było moje, to jebać - machnęła niedbale ręką i faktycznie tak uważała. Jednak samochód należał do Jeffrey'a, a wiadomo, że trzeba dbać o cudzą własność bardziej niż o swoją. W innym wypadku wpadnie na czarną listę brata i więcej nie pozwoli jej skorzystać z fury.
Popatrzyła na nią tak, jakby zobaczyła ją po raz pierwszy w życiu. Albo tak, jakby znała ją skądś, ale nie pamiętała skąd. I autentycznie miała wewnętrzny szok, że na ziemi uchowała się osoba, która nie oglądała Pottera. Bo czytać faktycznie nie wszyscy czytali, ale żeby nie oglądać? Każdą z ośmiu części transmitowano w telewizji co najmniej dwa razy w roku.
- Spod jakiego kamienia wylazłaś, Goldsworthy? - zaśmiała się, dalej nie wierząc, że dziewczyna nie miała większej styczności z przygodami młodego czarodzieja. - Chyba nie znam nikogo, kto nie czytałby tej serii. I kiedyś, owszem, byłam fanką, ale trochę już z tego wyrosłam. Chociaż muszę przyznać, że cały czas pamiętam kultowe cytaty i dalej mam ciarki na niektórych filmowych scenach, do których chętnie wracam - przyznała szczerze, bo nie uważała, żeby to był jakiś powód do wstydu. - Nie mogę odkryć od razu wszystkich kart, ale możesz pozgadywać na czego fankę wyglądam. Albo na czyją - puściła do niej oczko, tym samym zachęcając do zabawy. Jakby nie patrzeć, były na siebie skazane, więc musiały jakoś umilić sobie czas zanim na stałe opuszczą motel i wrócą do Lorne Bay.

Calie Goldsworthy
towarzyska meduza
.
dziennikarka — Cairns Post
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarka w The Cairns Post pisząca nudne rubryki. Jeździ czerwonym skuterem, bawi się w detektywa amatora i dorabia w szpitalu, żeby wspomóc ukochaną rodzinę.
- Po prostu jestem ciekawa, co robiłaś. – Wzruszyła ramionami, bo nie widziała w tym niczego złego. – Czemu od razu traktujesz to jak atak albo raczej, chowasz się w swojej skorupie? – Nie wchodząc w szczegóły, które najwyraźniej interesowały Calie, bo naprawdę ciekawiło ją życie Presley niechętnej do rozmowy o sobie. Przecież Goldsworthy nie pytała o jakieś tajemnice rządowe chyba, że jej towarzyszka potajemnie pracowała dla jakiegoś Australijskiego CBA. Nie uważała też, że rozmawianie o minionym dniu to jakaś wielka tragedia albo problem. Zauważyła jednak, że Prescott w tej kwestii nie była rozmowna. W ogóle nie była rozmowna jeżeli chodziło o nią samą albo raczej to jak się czuła z tym, co przeżywała i z jakimi emocjami przeszła ten dzień. Bo na pewno jakieś miała. Nie była psychopatką.
- Biorąc pod uwagę to, że w pewnym kwestiach jestem twoim przeciwieństwem, byłabym idealną kandydatką do pokazania ci innego świata. – Przytaknęła, ale nie tak dosłownie. Podeszła do sprawy w racjonalny sposób biorąc też pod uwagę reakcje Prescott na jej zachowania. Na to jak kręciła nosem lub narzekała chociażby na księżniczkowy test, który przecież był robiony dla śmiechu i zabawy a nie na poważnie. Pomimo swego zachowania i optymizmu Calie nie była głupia i na pewno też nie należała do grona dziewczynek plotkujących w szkolnych korytarzach, do których pasowałby quiz księżniczek. Calie nawet nie miała takich przyjaciółek, a jednak lubiła żywe kolory skrajnie kontrastujące z uwielbieniem do jej zamiłowania do horrorów. Mordercze księżniczki; to dopiero coś. Z drugiej strony tymi morderczymi księżniczkami były wszystkie złe królowe pokazywane w nowoczesnej kinematografii.
- Już cię uprzedziłam i wypełniłam bagażnik kartonami. – Posłała Presley blady uśmiech. – Nadal jest jednak sporo do przejrzenia i nawet nie śmiem cię prosić o to, żebyś poświęciła wolne na wertowaniu tego wszystkiego. – Doceniałaby pomoc i nawet była skłonna ją przyjąć, ale wzięła pod uwagę to, że Presley załatwiła sobie wolne i na pewno wolałaby spędzić je w inny sposób niż siedzieć z nią w wilgotnym garażu wśród kartonów. – Najwyżej sama tu zostanę. – Nie była pewna tej decyzji. Nawet nie chciała tego robić, ale możliwe, że nie będzie miała wyboru. Obiecała coś Jo i nie zamierzała zawieść, chociaż im dalej w las tym mniej pewnie się czuła. Nie wiedziała, czy w tych wszystkich dokumentach znajdzie coś, czego potrzebowała. Było w nich wiele ciekawych informacji, zrobiła im zdjęcie i leciała dalej, ale to nadal nie to czego by chciała. Pomoc w tym wszystkim na pewno by się przydała, a jednak wciąż myślała, że Presley miała to wszystko gdzieś i angażowanie jej byłoby po prostu wykorzystywaniem z czym Calie nie czułaby się dobrze.
- Z wyjątkowego – przyznała co do kamienia, z którego wylazła, bo jak wspomniała wcześniej, jej wszyscy znajomi również znali tę serię. Nie ważne kogo pytała, wszyscy kochali Harry’ego albo chociaż oglądali filmy, ale nie ona. Była wyjątkiem od reguły biorąc pod uwagę pokolenie, w którym się wychowała. – Wyrosłaś? Nie zauważyłam – stwierdziła zaczepnie i pokazała Presley język w ramach odgryzania się za wielokrotne nazywanie jej samej dzieciakiem (a przecież dzielił je tylko rok – i to nie cały!).
- Wszystkich kart? – powtórzyła rozbawiona. – Mówisz tak, jakby twoje upodobania filmowo- książkowo-aktorsko-piosenkarskie były asem. – A to zaledwie czwórki albo nawet trójki w całej talii chyba, że Presley pałała ogromną miłością, wręcz była psychofanką czegoś lub kogoś. Wtedy „odkrywanie wszystkich kart” nabierało innego znaczenia. – Ale niech ci będzie. Każdy kogo znam i lubi Harry’ego Pottera to kocha też Piratów z Karaibów. – Wcale nie kłamała. Może przesadziła ze stwierdzeniem „każdy”, ale przynajmniej większość tak miała. – Plus Jareda Leto, chociaż dla mnie lepszym Jokerem był świętej pamięci William Thatcher a jedyną słuszną Catwoman jest Michelle Pfeiffer. – Czasami miała wrażenie, że miała starą duszę i uwielbiała wszystko to, co dawniejsze od nowoczesnych wersji superbohaterów. – Trafiłam chociaż trochę? – zapytała, ale jak wspomniała opierała się bardziej na tym, co zaobserwowała wśród znajomych. Nie znała gustu Presley, czego nawet nie zamierzała ukrywać.
Wzięła głęboki wdech i zmusiła się do uniesienia tułowia, chociaż czuła, że leżąc w ten sposób byłaby gotowa zasnąć zajmując łóżko w nogach Prescott.
- Jesteś głodna? Chyba coś zamówię. Przez cały dzień zjadłam tylko jedną kanapkę. – Wyciągnęła telefon z tylnej kieszeni i zaczęła szukać numeru do pobliskiego mcdonalda albo innej knajpy dostarczającej jedzenie o tej porze.

Presley Prescott
mistyczny poszukiwacz
Lorde
instruktorka surfingu — surf shop
26 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
zamiast wciągać kreski, wolę głaskać pieski;
instruktorka surfingu, która w głowie ma wieczny melanż.
Popatrzyła na nią tak, jakby zobaczyła ją pierwszy raz w życiu. Presley wcale nie odebrała pytania jako atak, a na pewno nie unikała udzielenia odpowiedzi. Po prostu to, co robiła podczas zwiedzania miasteczka wydało jej się oczywiste.
- Piłam, tańczyłam, surfowałam. Tak lepiej? - zerknęła na Calie, chcąc dać jej do zrozumienia, że serio nie było o czym mówić. - W lokalnym barze polecanym przez miejscowych grali okropną muzykę. Ale mnie muzyka w tańcu nie przeszkadza. Szczególnie po kilku głębszych. A fale były porównywalne do tych w Lorne, ale myślę, że to wina słabego wiatru - wiadomo, że gdyby wiało bardziej, to pływałoby się o wiele lepiej, ale nie można mieć wszystkiego. Czasem tak bywa, że warunki pogodowe nie sprzyjają i choćby skały srały, a mury pękały, nie miało się na te zjawiska żadnego wpływu.
Przewróciła oczami; oferowała pomoc zupełnie z sama z siebie i nie zrobiłaby tego, jeśli nie chciałabym towarzyszyć w przeglądaniu kartonów. I nie proponowała tego wyłącznie z grzeczności, bo tej Prerscott nie miała w sobie zbyt wiele. Potrafiła się dostosowywać, ale częściej daleko było jej do taktowego zachowania.
- To co ty na to, żeby je wyciągnąć i poprzeglądać dopóki jeszcze tu jestem? - nie mogła pozwolić sobie na zostanie w miasteczku tak długo, jak Calie. Miała pracę i obowiązki, a szefowi powiedziała, że nie będzie jej w pracy maksymalnie cztery dni. Nie miała też zamiaru nagabywać Goldsworthy, aby ta wracała z nią. Była dorosła, decyzja należała do niej.
Jej asem były też seriale, chociaż z tą muzyką i książkami niewiele się pomyliła. Niektórzy mogliby nie przypuszczać, ale Pres naprawdę dużo czytała. Miała w sobie duże pokłady inteligencji, więc nic dziwnego, że ludzie mawiali o niej zdolna, ale leniwa. Coś w tym było. A jednak skończyła studia na kierunku sportowym, choć większość uważała, że takie studnia to nie studia. Sęk w tym, że na żadnych innych nie czułaby się dobrze.
- Trafiłaś punkt z Catwoman, ale chybiłaś z Piratami z Karaibów, bo zupełnie mnie nie kręcą. Za to według mnie najlepszy Jokerem był Heath Ledger - swoją drogą szkoda, że typ się zwinął, miał naprawdę potencjał. - Ale nie poszło ci najgorzej, jeden na trzy to całkiem przyzwoity wynik. Zakładam, że ciebie jarają książki i filmy o tematyce kryminalnej. I jakieś podcasty - rzuciła luźno, wziąwszy pod uwagę miłość Calie do zagadek i tajemniczych zaginięć. - Zamów mi big maca z dużymi frytkami i ice tea, a ja skoczę po te pudła - dodała, rzucając okiem w ekran jej komórki, po czym podniosła się z łóżka i wyszła przed motel, żeby powyciągać z bagażnika papiery, które dziewczyna przywiozła od Strachovskiego. Kartony były na tyle ciężkie, że nawet Presley zaczęła się zastanawiać jakie informacje mogą zawierać znajdujące się w nich dokumenty.

Calie Goldsworthy
towarzyska meduza
.
dziennikarka — Cairns Post
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarka w The Cairns Post pisząca nudne rubryki. Jeździ czerwonym skuterem, bawi się w detektywa amatora i dorabia w szpitalu, żeby wspomóc ukochaną rodzinę.
- A nie powiedziałam tak? – Zmarszczyła brwi i dziwnie spojrzała na Presley, która za swego Jokerowego faworyta uważała Ledgera. Wydęła wargi, zmarszczyła nosek i odwróciła wzrok intensywnie zastanawiając się nad swoją poprzednią wypowiedzią. Musiała przyznać, że zmęczenie dawało jej się we znaki. Mała ilość snu i tyle godzin ślęczenia przed dokumentami to jednak dużo. Mózg już nie wyrabiał i podrzucał jakieś głupoty. – Na Zeusa. – Palnęła się z otwartej dłoni w czoło. – William Thatcher to bohater, którego grał Heath. – Przecież właśnie o niego chodziło Calie, kiedy mówiła o Jokerze. – Williama grał w „Obłędnym Rycerzu”. Jak nic serwer mi się przegrzał – wystawiła sobie diagnozę mając na myśli przeciążenie umysłowe, które dzisiaj sobie zafundowała. Przyłożyła palce do grzbietu nosa i wzięła parę głębszych wdechów próbując się ogarnąć, chociaż w duchu czuła, że nic z tego nie będzie. Po prostu potrzebowała snu, nawet jeśli ambitnie chciałaby jeszcze popracować.
Może jak coś zje to nabierze nieco energii?
- Kryminały, sensacje, thrillery i horrory, ale nie podcasty. Wiem, że niektóre są świetne, ale nie potrafię się na nich skupić. – W pewnym momencie po prostu się wyłączała i już nie pamiętała o czym słuchała. – I jeszcze durne komedie, żeby czasem się odmóżdżyć. Masz też coś takiego? – Czy Presley również oglądała głupie filmy, żeby nie musieć o niczym myśleć? Albo robiła cokolwiek innego, poza piciem albo paleniem zioła, żeby nieco wychillować? Pozwolić głowie nie zastanawiać się nad fabułą, sensem czy dialogami?
- Przynieś tylko jedno – rzuciła przez cały czas patrząc w ekran komórki. – Na więcej nie mam siły. – Cud będzie, jak nie zaśnie tuż po posiłku, ale się postara zważając na sugerowaną przez Presley pomoc. – Resztę zabierzemy do Lorne. – Bo dostała na to zgodę i zamierzała z niej skorzystać nadal nie wiedzą, czy rzeczywiście zostanie tu na dłużej. Na razie czuła się jak parodniowym kuciu na egzaminy. Zarywała noce, leciała na energetykach i ledwo kontaktowała. Wtedy jednak nie miała wyboru. Zda albo nie. Teraz go posiadała. Albo zdobędzie jakieś informacje albo nie. W drugim przypadku to nie ona traciła a osoba, której obiecała pomóc. Równie dobrze mogłaby powiedzieć, że Florence nie da się znaleźć i mieć to z głowy.
Myślała o tym, kiedy zamawiała jedzenie i niechętnie wstała z łóżka nie pamiętając adresu motelu. Podeszła więc do parapetu, na którym stały ulotki promujące różne miejsca w okolicy i znalazła tę z zajmowanym przez nie miejscem. Zapisała adres i uniosła wzrok za okno na Presley zamykającą bagażnik auta. Pomyślała o tym, jak dziewczyna zaoferowała pomoc a ona nie była pewna, czy ją przyjąć. Tłumaczyła to zabieraniem cennego czasu osobie, której nie chciała wykorzystywać do mało ciekawej roboty (przynajmniej wątpiła aby była ona ciekawa dla Presley), ale co gdyby była bardziej zdesperowana? Gdyby nie miała innego wyboru i słabą wolę? Zgodziłaby się. Poszłaby nawet gdzieś, gdzie Presley obiecałaby jej więcej osób do pomocy i to był moment, w którym Calie coś sobie uświadomiła.
- Mogli się zrekrutować – powiedziała na głos, kiedy Presley wróciła do pokoju. Nie patrzyła jednak na nią a gdzieś w ścianę wyraźnie nad czymś myśląc. – Florence, Reggie i Poppy się znali. Jeżeli potwierdzę, że Florence faktycznie przystąpiła do komuny, mogę wziąć pod uwagę, że wróciła tu po Reggie’go, a potem on zrobił to samo z Poppy. – Raczej nie musiała tłumaczyć Presley, czemu ostatnia dziewczyna miałaby uciekać z miasteczka. Obie były w domku Grennów, widziały jak żyli i kim był Derek. – To jak z gangami. Obiecują ci lepsze życie, więzi prawie rodzinne i ewentualnie kulkę w łeb jak ich zdradzisz. – Uniosła wzrok na Presley niepewna, czy dobrze myślała. Możliwe, że nieco przesadzała, ale nie było nic złego z przegiętym opisie gangów. – Jak myślisz? Czy istnieją idealne techniki na to, żeby przekonać drugą osobę aby rzuciła wszystko i wyjechała Bóg wie gdzie, do ludzi których nie zna i robiła tam.. może pielą grządki albo kto wie? Może ich szef tworzy sobie harem i odpierniczają dziwnie rzeczy, jak tańce do kukły albo wiara w magiczny kamień? – Wycofała się z spod okna, wyjęła z plecaka butelkę wody, w której miała końcówkę napoju i zwilżyła usta.

Presley Prescott
mistyczny poszukiwacz
Lorde
instruktorka surfingu — surf shop
26 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
zamiast wciągać kreski, wolę głaskać pieski;
instruktorka surfingu, która w głowie ma wieczny melanż.
- Tak myślałam, że chodzi ci o Heatha - Presley rzuciła ciężki karton na podłogę i uśmiechnęła się pod nosem, ale bez żadnych złośliwości; zmęczenie musiała dawać się Calie we znaki, więc nie można było ją winić za taką małą pomyłkę. Zresztą, kto by się tym przejął? - Czyli coś nas łączy - miłość do Ledgera i głupie, odmóżdżające komedie. Szczególnie szanuję takie w stylu Scary Movie - podkreśliła, ale za nic w świecie nie przyznałaby się, że dosyć często zdarzało jej się ryczeć jak bóbr na łzawych komediach romantycznych. No w życiu! Nawet, jeśli ktoś nacinałby jej ciało i posypywał solą. To była jedna z tych tajemnic, które Prescott zabierze do grobu.
Otworzyła pudło pełne zakurzonych papierów - niektóre były pożółkłe, inne miały naderwane rogi, a jeszcze kolejne wyglądały tak, jakby ktoś wrzucał je do środka w pośpiechu, o czym świadczyły charakterystyczne zagięcia.
- Nie sądzę, żeby Poppy długo trzeba było namawiać na wyjazd i dołączenie do czegoś, co miało dać jej namiastkę rodziny. Sama widziałaś, w jakich warunkach żyła z bratem. A ja doskonale widziałam ją w stanach, których nawet nie potrafisz sobie wyobrazić. Może ktoś obiecał jej pomoc? Albo dożywotni zapas prochów? - wzruszyła lekko ramionami, wyjmując z kartonu poszczególne dokumenty i kucając na podłodze, układała ja na łóżku. Nie robiła tego jednak w żadnej konkretnej kolejności, to już wolała pozostawić Goldsworthy, żeby przypadkiem niczego nie pomieszać.
Nie wiedziała, co kierowało ludzi do przystąpienia do sekt, ale zdawało jej się, że nikt nie robił tego z zupełnie własnej woli, dlatego obiecywanie gwiazdek z nieba wyglądało najbardziej prawdopodobnie. A potem wychodziły takie kwiatki i o wycofaniu się nie było mowy. To jak zawrzeć pakt z samym diabłem.
- A może coś w tym jest, może to coś na zasadzie Colonii Dignidad - podsunęła, bo kiedyś czytała artykuł na temat osady w Chile, w której Paul Schäfer zbudował sobie małą IV rzeszę. - I faktycznie pielą tam grządki, karmią kury, uczestniczą w codziennej mszy, a tak naprawdę wszyscy osadnicy są torturowani, a próba ucieczki kończy się śmiercią - głos Presley nie wykazywał żadnych emocji, ale chyba miała to do siebie, że z reguły jej ton brzmiał zawsze podobnie. No chyba, że była wściekła, wtedy ten był jeszcze bardziej oschły niż zazwyczaj.
W końcu odłożyła pudło tak, aby nie przeszkadzało i zerknęła przez ramię na stojącą przy oknie dziewczynę.
- Co dokładnie wiesz o Florence? Jaka była? - zapytała, bo chyba wpierw trzeba było się zapoznać z portret psychologicznym dziewczyny, żeby potem ewentualnie móc sugerować, co kierowało ją podczas przystępowania do komuny, o której ciągle wspominała Calie.

Calie Goldsworthy
towarzyska meduza
.
dziennikarka — Cairns Post
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarka w The Cairns Post pisząca nudne rubryki. Jeździ czerwonym skuterem, bawi się w detektywa amatora i dorabia w szpitalu, żeby wspomóc ukochaną rodzinę.
Z uwagą słuchała Presley z początku nie przyznając się do tego, że nie słyszała o Colonii Dignidad. Nie ze wstydu, ale dlatego, że chciała wysłuchać wszystkiego co dziewczyna miała do powiedzenia. Właściwie potwierdzało to teorię o komunach, które wcale nie były takie kolorowe. Nie wszystkie, bo podobno istniały te „lepsze”, ale część z nich to po prostu sekty albo raczej obozy, do których zaciągało się ludzi a potem każda próba wyjścia kończyła się śmiercią lub zamknięciem w piwnicy.
- Wychowała się w sierocińcu i paru rodzinach zastępczych – odpowiedziała podchodząc do łóżka, a konkretniej zatrzymała się obok Presley i spojrzała na wyłożone przez nią dokumenty, do których na razie się nie dotykała. – Mając czternaście lat zaczęła ćpać aż do szesnastego roku życia, kiedy została adoptowana przez naprawdę uroczą kobietę. Wiem, że wtedy poszła na odwyk, wyszła na ludzi i choć nie skończyła szkoły to starała się znaleźć pracę wspierając finansowo kobietę, która się nią zaopiekowała. Jej mama – Bo w sumie tak Calie mogła ją nazywać. – nadal wierzy, że Flo żyje. Martwi się tylko, że mogła coś przegapić i z tego co wiem z rozmowy ze znajomymi dziewczyny, rzeczywiście rok przed zaginięciem znów zaczęła zażywać narkotyki. Nie wiem, co ją do tego pchnęło, ale.. stało się i rok później nagle zniknęła. – Pstryknęła palcami, jakby to stało się „tak po prostu”. – W poprzednich rodzinach nie traktowali jej najlepiej. Wolę nawet nie wspominać, co tam się działo i myślę, że pomimo próby uwolnienia się do przeszłości.. ta znów ją dopadła. – Spojrzała na Prescott smutnymi zatroskanymi oczami, ale daleko jej było do płaczu albo lamentu. Po prostu przejęła się historią Flo, acz nie odbierało jej to energii do działania (nie licząc braku snu).
Zakryła dłonią usta, z których wydobyło się głośnie ziewnięcie.
- Wybacz – rzuciła od razu i na moment wycofała się w stronę swojej torby podróżnej oraz plecaka. Kucnęła przy nich i chwilę pogrzebała wyciągając spomiędzy ubrań cienką teczkę. Swego czasu wraz z Jo wybrały się do miejsca, w którym często widziano Florence. Na początku sądzono, że miała coś wspólnego z ludźmi zaangażowanymi w dziwne sytuacje mającymi miejsce przy „nawiedzonym” ołtarzyku, ale po rozszyfrowaniu części zapisków z notatnika, Calie nie była już tego taka pewna.
- Znaleźliśmy jej notatnik. Przez pięć lat leżał w lesie, więc był w kiepskim stanie, ale niektóre rzeczy dało się odczytać. – Przekazała teczkę Presley. – Tu są hasła, zdania lub określenia, których nie rozumiałam. – Wszystkie przepisane i wydrukowane. – Może coś będzie powielać się z tym. – Wskazała na dokumenty rozłożone na łóżku i pozwoliła sobie na ciężkie westchnienie. – Poza tym szukam czegoś, co mogłoby sugerować, gdzie ewentualnie mogłaby się teraz znajdować komuna. – W teorii zamknięta lata temu, ale jakiś członek-fanatyk mógłby otworzyć jej odłam, o którym z pozoru nikt nie wiedział. – Może też jakieś sugestie, w jaki sposób rekrutowano nowych? – Strachovsky zajmował się tematem od A do Z. Przeprowadzał też wywiady z członkami, którzy opuścili komunę po jej zlikwidowaniu, więc może w skryptach rozmów znajdowało się coś pomocnego.
- Jeszcze raz dziękuję – dodała tuż po przekazaniu teczki i jakoś tak odruchowo dotknęła pleców Presley, przesunęła po nich dłonią w ramach potwierdzenia, że naprawdę była wdzięczna i przysiadła na skraju łózka obok rozłożonych dokumentów.
- Jak nazywała się kolonia, o której wspominałaś? Digni..? – Powróciła do poprzedniego tematu uprzednio wyciągając telefon. – Czytałam o paru komunach, ale akurat nie o tej. – Tym bardziej doceniała ciekawostkę, którą podzieliła się Prescott. – O, jutro podobno ma mocniej wiać. – Bo skoro miała już telefon w rękach to mogła sprawdzić pogodę. – Może fale będą większe? – Posłała dziewczynie wesoły uśmiech. – Poznałaś kogoś ciekawego w mieście? – zapytała wzrok wciąż wbijając w ekran, bo przecież czytała informacje o Colonii Dignidad. Wprawdzie Presley uogólniła swój dzisiejszy dzień, który podobno nie był jakiś super fajny, ale może w całej historii pominęła poszczególne elementy, jak chociażby nowych znajomych (takich summer friends, z którymi dobrze się piło przez wieczór lub dwa, ale na dłuższą metę to by nie zadziałało).

Presley Prescott
mistyczny poszukiwacz
Lorde
instruktorka surfingu — surf shop
26 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
zamiast wciągać kreski, wolę głaskać pieski;
instruktorka surfingu, która w głowie ma wieczny melanż.
Presley również nigdy wcześniej nie słyszała o Colonii Dignidad. Dopiero po obejrzeniu filmu z Emmą Watson, w którym okazało się, że przedstawiona wydarzenia miały miejsce naprawdę, z czystej ciekawości, zaczęła się zagłębiać w informacje na ten temat. Nie miała zamiaru zgrywać intelektualistki, daleko było jej do tego, po prostu dzieliła się z Calie informacjami, jakie sama wyczytała po objerzeniu filmu.
Z opowieści Goldsworthy wynikało, że zaginiona Florence nie miała łatwego dzieciństwa. Ani życia. W duchu Prescott dziękowała za normalną rodzinę i warunki, w których się wychowywała. Za szczeniackich lat często buntowała się przeciwko rodzicom, chociaż ci nigdy nie chcieli dla niej źle. A przecież miała wszystko i niczego jej nie brakowało. Może Prescottowie nie spali na pieniądzach, może niekiedy stosunki między nimi bywały napięte i wynikały z nich dziwne nieporozumienia, ale jakby nie patrzeć, zawsze mogli na siebie liczyć i nikt nie zostawał ze wszystkim całkiem sam.
Słuchała uważnie, wertując znalezione przez Calie informacje, ale nijak nie potrafiła pomóc. Ale to nie oznaczało, że nie wykazywała zainteresowania. Wykazywała, w innym wypadku nie dymałaby tyle kilometrów, żeby teraz siedzieć z nią w motelu.
- Opisywała w swoich notatkach jakieś miejsca? Rysowała mapki? - przeglądała kolejne strony, żeby znaleźć cokolwiek, co wskazywałoby na lokalizację komuny, ale nic podobnego nie rzuciło jej się w oczy. O ile komuna istniała, mogła znajdować się wszędzie. - A co, jak prowadzą koczowniczy tryb życia? - to nie było głupie pytanie, bo komuna wcale nie musiała mieć jednego, stałego miejsca. Może rzeczywiście przemieszczali się, żeby nie wzbudzać podejrzeń?
Machnęła ręką, co miało dać dziewczynie do zrozumienia, że naprawdę nie miała za co dziękować. Dla Presley to był drobiazg. Jak widać, była skłonna do wielu poświęceń, o czym chyba sama nie miała bladego pojęcia.
- Colonia Dignidad - powtórzyła nazwę i poprawiła się na łóżku. - Niemieccy imigranci założyli ją w połowie lat pięćdziesiątych w południowym Chile. Ludzie, którzy stawali się jej członkami tak naprawdę nieświadomie wybierali życie w więzieniu, w którym torturowano i mordowano ludzi. Oczywiście dla niepoznaki wszystko miało piękną otoczkę - gdyby nie film, Presley nigdy nie zagłębiałaby się w tę historię, bo nikt o tym nie mówił. Bo kogo interesowała niemiecka kolonia w Chile?
Zanim zaczęła opowiadać o poznanych tego dnia ludziach, wpierw otworzyła dostawcy i odebrała zamówienie. Chyba dopiero teraz poczuła ssanie w żołądku, bo po śniadaniu tak właściwie wlewała w siebie same drinki.
- Siedziałam z kilkoma osobami w barze, ale nie wróżę tej znajomości jakiejś świetlanej przyszłości. Pewnie nigdy więcej się nie zobaczymy. A na desce wpadłam na śmiesznego, starszego gościa, który próbował mi wmówić jakim to nie jest zajebistym surferem. Jedna większa fala szybko to zweryfikowała - nienawidziła, kiedy ktoś zachwalał swoje umiejętności, a potem mierzył siły na zamiary. Popisywanie się nie robiło na niej żadnego wrażenia. Zwłaszcza z takim marnym skutkiem. - Jedz - nakazała, podając Calie papierową torbę, a sama wyciągnęła z drugiej big maca, w którego natychmiast wgryzła się z takim impetem, jakby nie jadła co najmniej tydzień.

Calie Goldsworthy
towarzyska meduza
.
ODPOWIEDZ