lorne bay — lorne bay
31 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Miała być malarką, ale z racji niepowodzeń, zdecydowała się zostać pielęgniarką w tutejszym szpitalu.
W sieci wciąż krąży filmik, na którym ucieka sprzed ołtarza, a jej wszystkie dotychczasowe związki... No cóż, nie udały się.
Niesamowita z niej niezdara, ale za to z wielkim sercem.
Przynajmniej raz w tygogniu, Effie Lovecraft robiła krótki rachunek sumienia, zastanawiając się co w jej życiu poszło "nie tak" i dlaczego wylądowała akurat tutaj. Dlaczego nie próbowała dalej, wystawiając swoje obrazy na aukcjach internetowych, bawiąc się w uliczną artystkę, której największym osiągnięciem było namalowanie karykatury polityka albo chociażby robiąc nielegalne graffiti, a z tego jakby się bardziej postarać, można przeistoczyć się w słynnego człowieka bez twarzy, ale wciąż artystę.
To nie tak, że użalała się nad własnym życiem albo, że nie pasowało jej szpitalne towarzystwo, bo bądź co bądź współpracownicy byli świetni i nawet fakt, że codziennie na korytarzu mijała byłego męża, nie był w stanie zniszczyć jej humoru. Po prostu raz na jakiś czas na jej drodze stawała osoba, która kolokwialnie rzecz ujmując, nosiła w sobie niewysrane gówno. I nie było tutaj mowy o pacjentach, którym trzeba było wymieniać baseniki - nie, na to była przygotowana. Ludzie lubili czasem przyjść w odwiedziny, znaleźć słabe ogniwo (w tym wypadku była to Effie) i wbijać w nie szpileczkę, po szpileczce, jakby to była własnie ta najwłaściwsza forma rozładowywania stresu i cały dzień noszonej w sobie frustracji.
To był właśnie jeden z tych dni i mogłaby przysiąc, że gdyby pod ręką miała nieopróżniony basenik, zamachnęłaby się nim i wylała całą zawartość na kobietę okutą złotem i kamieniami pseudo-szlachetnymi, podróbkami z plastiku. Największy problem tkwił w tym, że Effie Lovecraft była dobrym człowiekiem, który dopiero w sytuacjach zupełnie skrajnych, tracił nad sobą panowanie.
Dlatego z uśmiechem przyklejonym przez bite dziewięć i pół godziny do twarzy (ostatnie pół dzieliło ją do końca zmiany), przemierzała korytarz, wzrok utkwiwszy po prostu w nicości, co w zasadzie było zgubnym elementem dzisiejszego dnia, gdyż niebezpieczeństwo rozbicia się o osobę z naprzeciwka rosło z każdym kolejnym krokiem i zmniejszającym się od potencjalnej przeszkody dystansem.
Być może gdyby Marlon Vanderberg nie był zajęty przeglądaniem dokumentacji, wydanej tuż po wizycie kontrolnej, nie doszłoby do prawie-tragedii. Niemniej, kilka kroków później nastąpiła kolizja. Głuche łupnięcie, dwóch wpadających na siebie ciał, w tym tego niewielkiego, należącego do Effie, zupełnie nieprzygotowanego na ewentualne przydrożne przeszkody, toteż zgodnie z zasadami fizyki, nastąpiło odrzucenie i kolejny głuchy łoskot, tym razem kości pośladkowych, uderzających dźwięcznie o posadzkę.
I Bogu niech będą dzięki, że żadnego baseniku finalnie nie niosła.
- Przepraszam! - automatycznie wyrwało się piskiem z jej ust, a dopiero później wzrok napotkał ofiarę tego wypadku. - Nic Ci się nie stało? - zapytała, dopadłszy jego kostki w razie gdyby jej niespodziewany atak z wyjątkową niekorzyścią wpłynął na jej kondycję. Wszak to ona ją niegdyś opatrywała i nie darowałaby sobie, gdyby cały ten trud i rekonwalescencja poszły na marne.
ambitny krab
nick
tancerz i choreograf — lorne bay
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
You’ve mistaken the stars reflected on the surface of the lake at night for the heavens
Gdyby to Marlon pokusił się o urozmaicenie swej, zorientowanej na tańcu codzienności o swoiste rozgrzeszenie wszystkich demonów przeszłość, z pewnością nie doszedłby do tak odkrywczych przemyśleń. W twórczym amoku zwykł odrzucać najbardziej ponure myśli w najgłębsze zakamarki świadomości tak by jego ciało jak i umysł poddało się tylko temu, do czego jego zdaniem był stworzony. Uczucia odchodziły, więc na dalszy i jakże niedostrzegalny plan, gdy na horyzoncie dawało mu coś, co równocześnie niosło za sobą wewnętrzny spokój. Wewnętrzny spokój, okupiony wszystkimi skrzętnymi wysiłkami, które to jednak mimo wszystko zwieńczało uznanie ze strony najbliższych. A uznanie w oczach nestora rodu Vanderbergów, było tym, czego spragniony rodzicielskiej miłości Marlon, potrzebował niczym okoń rwącej morskiej toni.
Tego dnia potrzebował także kilkuinnych niezbędnych swemu tanecznemu żywotowi rzeczy. Tak, więc podczas, gdy minuty płynnie przechodziły w kwadranse, a one w kolejne godziny, Marlon starał się uporać z prozą małomiasteczkowej egzystencji, by punk trzecia po południu stawić się na umówionej wizycie w szpitalu Cairns. A warto w tym miejscu zauważyć, iż wizyty w tego typu medycznych przybytkach stanowiły dla Vanderberga nie lada wyzwanie. Ze szpitalnymi murami wiązało się w jego przypadku nadwyraz szerokie spektrum bolesnych doświadczeń. Od tragicznej śmierci brata, praktycznie unikał zbędnej hospitalizacji. Gdy przymykał oczy i pozwalał sobie na chwilę bezwolnej refleksji, serce momentalnie drżało mu, jak gdyby koszmar miał odegrać się ponownie, niczym melodia starej pozytywki, którą pani Vanderberg miała w zwyczaju przynosić do dziecięcego pokoju brata, gdy nękały go senne koszmary.
Niemniej rutynowe wizyty w szpitalu, połączone z opatrywaniem drobnych kontuzji były nieodzowną częścią jego pracy. Mimo najszczerszych chęci i starań, pewnych rzeczy nie mógł przeskoczyć nawet ktoś tak zawzięty jak on. Tak, więc lektura medycznej dokumentacji, której to oddał się na jednym ze szpitalnych korytarzy, pochłonęła go bez reszty. Z uwagą wodził spojrzeniem, między kolejnymi pozycjami opasłych tabel, w których aż roiło się od medycznego żargonu, a serce powoli wracało do swego normalnego rytmu. Wszystko było w porządku. Musiało być, jak zawsze z resztą. Dla przeciętnego zjadacza chleba wszystkie te niuanse mogłyby zostać zupełnie niezauważonymi, jednak Marlon nie mógł pozwolić sobie na tego typu luksusy. Każdy wers, każde słowo i litera musiał zostać przez niego starannie przestudiowane. W pełni zaabsorbowany swoją lekturą został wyrwany z zamysłu dopiero w momencie, w którym to jego ciało z impetem uderzyło w Effie.
-Najmocniej przepraszam.-odarł niemalże automatycznie, by praktycznie po upływie zaledwie kilku sekund zerwać się z posadzki na równe nogi i wyprostować jak struna. Kilka krótkich mrugnięć, ciche westchnienie. Wszystko było w porządku. Czy mógł sprawiać wrażenie nieco przewrażliwionego? Owszem. Jednak zupełnie mu to nie przeszkadzało. Ciało było instrumentem, narzędziem jego pracy i strzegł go jak niczego innego. -Wszystko w porządku?-zapytał, po chwili rozpoznając w brunetce znajomą twarz. Opatrywała go już nie pierwszy raz i pech chciał, że to właśnie na niej musiało się odbić jego gapiostwo. Nie czekając dłużej, wyciągnął rękę do znajomej pielęgniarki, chcąc tym samym ułatwić jej dźwignięcie się z niekomfortowej horyzontalnej pozycji. -Zamyśliłem się, od tego wszystkiego można naprawdę stracić głowę.- dodał, żartobliwie prezentując przed sobą opasłą teczkę z medyczną dokumentacją.

effie lovecraft
ambitny krab
-
lorne bay — lorne bay
31 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Miała być malarką, ale z racji niepowodzeń, zdecydowała się zostać pielęgniarką w tutejszym szpitalu.
W sieci wciąż krąży filmik, na którym ucieka sprzed ołtarza, a jej wszystkie dotychczasowe związki... No cóż, nie udały się.
Niesamowita z niej niezdara, ale za to z wielkim sercem.
Przeciągły jęk wydobył się z jej ust, kiedy poczuła jak dotkliwie jej kości pośladkowe wbiły się w twardą, mimo linoleum posadzkę. Nim zajęła się rozmasowywaniem obolałych części (a nie chciała tego robić ot tak, na forum publicznym), spojrzenie pełne rozpaczy powędrowało w kierunku mężczyzny, którego jak mniemała zwaliła z nóg i to wcale nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Chryste.
Kątem oka zerknęła z obawą, czy aby nikt z personelu nie przechodził w pobliżu, bo o ile nie dzierżyła żadnego naczynia, które byłoby w stanie pogrzebać na zawsze jej godność, tak stosunkowo dość często wpadała na ściany albo krzesła, przeszklone drzwi i biurka, potykając się nawet na prostej drodze.
Niektórzy wychodzili z założenia, że taka rola artysty! Wiecznie wędrować z głową w chmurach. Innego zdania byli jej koledzy po fachu, którzy przynajmniej przez najbliższych kilka miesięcy wypominaliby jej ów potknięcie.
Z drugiej strony lepsze to niż filmiki z ucieczki, z własnego ślubu, które krążyły swego czasu w internecie i zdecydowanie nie były dla niej intratnym zjawiskiem.
- Och, nie! To moja wina - zaprotestowała szybko, nieszczęsny wypadek, zwalając na karb swojego zamyślenia, malowania w głowie obrazów i zdecydowanie niepatrzenia pod nogi, a wszak była to jedna z pierwszych rzeczy jaką matka próbowała jej wbić za młodu do głowy. Bezskutecznie. Być może dlatego poniechała kolejnych prób nauczenia jej jeszcze bardziej przydatnych, życiowych czynności. Choć przy dłuższym zastanowieniu Effie była pewna, że winę za to ponosi subskrypcja chardonnay z winnicy w pobliżu rodzinnego domu.
- Dziękuję - cichy, pełen ulgi szept wyrwał się z jej ust, kiedy przed jej nosem pojawiła się jego dłoń. Skorzystała z pomocy, chwyciwszy się żeby wstać wreszcie do pionu. - Ze mną? Wszystko w porządku. Tylko trochę sobie siedzenie obiłam, ale hm, mówią, że za gapiostwo się płaci. A z nogą? Nic się nie stało? - zapytała szczerze zmartwiona, zupełnie nie przejmując się ewentualnym uszczerbkiem na zdrowiu w postaci kilku siniaków na pośladkach. Jeśli trafi się ktoś kto zdąży je zobaczyć, nim odejdą w zapomnienie, będzie mogła wymyślić jakąś fascynującą historię i sprzedać ją na poczet ciekawszej osobowości. Na przykład zawody w zjeżdżaniu starą wanną po schodach. Albo chociaż udział w jakimś biegu z przeszkodami, o ile pierwsza wersja brzmi mało wiarygodnie. - Muszę się z Tobą zgodzić - pokiwała głową, uśmiechając się nieco szerzej. - Czasami sama mam problemy żeby dociec o co chodzi, tyyyle tego jest. Na szczęście zawsze mogę się dopytać. I... Jeśli jest coś czego nie jesteś pewien, mogę spojrzeć i pomóc albo okrzyczeć kogoś, że dobrze nie wytłumaczył! - zadeklarowała, wypinając pierś do przodu, jak dzielny skaut, dla zapewnienia, że w każdej chwili jest gotowa do działania.

Marlon Vanderberg
ambitny krab
nick
ODPOWIEDZ