34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Hope Pelletier

Zmiana doktora Williamsa dobiegała końca. Wskazówki już od kilkunastu minut zbliżały się ku godzinie zero, a jemu po raz pierwszy nie spieszyło się do domu. Nie dzisiaj, w dniu dzisiejszym na pewno nie chciał wracać do domu. Nie przed godziną 22. Dzisiaj była rocznica, pieprzona rocznica dnia, w którym wszystlo legło w gruzach. Dzień, w którym stracił żonę. Niewielu znajomych z pracy wiedziało o tym. Owen nie spowiadał się każdemu. Po obchodzie udał się do gabinetu lekarskiego. O tej porze mniej ludzi kręciło się po szpitalnych korytarzach. Jedni spędzali czas na salach operacyjnych, inni odsypiali zmianę. Owen za to postanowil napić się kawy. Już czwartej w dniu dzisiejszym. Pewnie przez to nie zaśnie dzisiejszej nocy, ale co na to miał poradzić. Gdyby zamknął oczy pewnie zobaczyłby wypadek, zawsze tak było, gdy właśnie tego dnia zasypiał.
Zapach kawy zadziałał na niego pobudzająco. Chociaż kawa z ekspresu szpitalnego nie mogła umywać się do tej z jego ulubionej kawiarni, to w tym momencie była idealnym towarzystwem. W małej lodówce znalazł ciasto czekoladowe, które otrzymał od matki pacjenta, którego ostatnio operował. Chociaż ostatnio unikał słodkiego, to w tej chwili chcial zgrzeszyć. Wzial jedną łyżeczek i usiadł na miękkiej kanapie pod ścianą.
Na kolana położył swój notes, w którym zapisywał najważniejsze wydarzenia ze swojego życia. Z daleka mógł wyglądać jak studencik, z burdelem wokół siebie. A raczej z milionem rzeczy i brakującymi kończynami. Upił łyk gorącej kawy z kubka i ukradł pierwszy kęs ciastka. Zapoznawał się akurat z notatkami dotyczącymi weekendu, gdy usłyszał dźwięk otwierających się drzwi. Będąc nadal pochylonym nad swoją biblią uniósł tylko w kierunku "intruza" oczyska, marszcząc przy tym czoło.
- A już myślałem, że tylko ja jestem uzależniony od pracy, by o tej porze siedzieć jeszcze w szpitalu. Chyba, że masz nocna zmianę Hope. Wtedy pokręcony jestem tylko ja.... - zaśmiał się tylko krótko. Postawił talerzyk na szafce obok kanapy, tak by nie narobić żadnych szkód. To samo zrobił z kubkiem z gorącym płynem. I całą swoją uwagę poświęcił kobiecie. - Jak Ci minął dzień? - Lubił dowiadywać się co u kolegów z pracy, w końcu uchodził za uprzejmego i życiowego kolegę. Tylko ta życiowość kończyła się wraz z opuszczeniem szpitala.
powitalny kokos
M.
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
Mogłaby już wrócić do domu, ale jej myśli wciąż krążyły wokół pacjenta z intensywnej terapii, który był odporny na wszystkie próby wybudzenia go ze śpiączki i Hope nie miała pojęcia dlaczego. Zachodziła w głowę, studiowała internet i publikację, ale najlepszym wyjściem według niej, było porozmawianie z anestezjologiem, który miał mieć nocny dyżur. Na wszelki wypadek, gdyby odpoczywał przed swoją zmianą, postanowiła zaczekać na niego w szpitalu. Snuła się więc po swoim dyżurze, czekając, aż mężczyzna znajdzie czas, ale został wezwany na salę operacyjną i Hope czuła, że może to trochę potrwać. Zachodziła właśnie w głowę, czy powinna zostać, czy nie, kiedy uznała, że najwyższa pora na zieloną herbatę.
Już i tak miała opinię dziwaczki, bo to nie kawa stanowiła jej sposób na stanięcie na nogi, a właśnie zielona herbata, ale nic sobie z tego nie robiła. Szpitalnych zapasów dzięki temu zostawało jej na nieco dłużej i nie miewała rozczarowań, że nagle nie było nic do wypicia rano.
Niemniej jednak i tak czuła, że potrzebowała odpocząć. Pocieszeniem było to, że jutro miała spędzić dzień z Anthonym. Tak rzadko ostatnio udawało im się znaleźć chwilę dla siebie, że naprawdę cieszyła się, że mają spędzić razem cały dzień. Planowała nawet przypadkiem zapomnieć służbowego telefonu, żeby móc Tony'emu poświęcić się w całości. Bo zasłużył na to.
- Dobrze, że nie mamy na miejscu oddziału z odwykiem, bo musieliby szykować dwa miejsca. - Odparła, dając mu tym samym znać, że podobnie jak on, ona również zasiedziała się w pracy nieco dłużej niż zazwyczaj.
Odsunęła krzesło, nieco ciągnąć je po ziemi, co spowodowało, że akurat przechodząca obok pielęgniarka, która najpewniej pracowała już tutaj, kiedy wynaleziono penicylinę, posłała jej mordercze spojrzenie. Hope wymamrotała ledwo dosłyszalne “przepraszam” i usadowiła się naprzeciwko Owena.
Lubiła go, chociaż ich dyżury nie pokrywały się zbyt często, więc nie miała dużej możliwości, żeby poznać go lepiej.
- Myślałam, że nie dożyję końca zmiany… Jutro mam wreszcie wolne i zamierzam skorzystać z niego w pełni. Ale jak to zawsze bywa, im bardziej chcesz końca, tym się bardziej dłuży. - Poruszyła sznureczkiem od herbaty w góry i w dół, żeby jej esencja nieco mocniej zabarwiła gorącą wodę. - A Tobie? Co tu właściwie jeszcze robisz? Nie skończyłeś o 22? - Dopytała, wyjmując wreszcie torebkę. - Wyglądasz, jakbyś nie spał przynajmniej dwie doby. - Dodała, nie wiedząc, czy to zwykłe zmęczenie, czy może coś go gryzie.


Owen Williams
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
34 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Dobrze, że miała kogo spytać. Kiedy Owen stawiał pierwsze kroki jako chirurg nie miał nikogo, kto mógł być jego źródłem wiedzy. Mało tego - nie lubił się pytać. Był samoukiem, do wszystkiego dochodził sam. Może dlatego z początku nikt nie lubił zadufanego, zapatrzonego w książki uczniaka. Niestety po stracie matki, a potem i żony Owen odcisnął na sobie piętno samodzielnego i upartego człowieka. Upartego i cholernie samotnego. Mimo, że sam się do tego nie przyznawał to jednak ludzie to widzieli. Niezależnie jak szeroki uśmiech pojawiał sie na jego twarzy. W końcu za każdym z nich mógł się skrywać rozrywający serce ból.
- Dokładnie, ale nawet gdyby... Przynajmniej znamy personel na tyle, że moglibyśmy przewidzieć ich kolejne ruchy - chyba mieliby wszystko zapewnione. Można by gdybać. Owen pociągnął spory łyk ze swojego kubka z kawą, siekierą - którą czuć na wejściu do pokoju. Pan kofeina - tak na niego wołali, bo oprócz charakterystycznego zapachu wody kolońskiej to właśnie zapach kawy się za nim ciągnął.
- Pamiętaj o wyłączeniu telefonu, gdyby ktoś się wysypał... - jakby czytał jej w myślach. W końcu medycy, tak jak policjanci i strażacy w każdej chwili mogli otrzymać telefon. Ale musiał jej przyznać rację, końcówka zmiany ciągnęła się jak flaki z olejem.
- Tracę rachubę czasu, jak nic się nie dzieje. Zresztą jak się dzieje też bez różnicy. - Zaśmiał się krótko. W samym śmiechu słychać było,że Owen jedzie na ostatnich oparach. - Nie jest źle. mam trzy dni wolnego to odeśpie. Może.. - Wzruszył ramionami, drapiąc się po karku. Aż tak było widać tortury, którymi dawał sobie popalić przez niedospanie? Niebawem jak zombie będzie wyglądać.
- Nie pierwszy maraton za mną, nie ostatni - puścił jej oczko, unosząc kącik ust wysoko w górę. Co na to mógł poradzić. Taka choroba zawodowa. Kwestia przyzwyczajenia. - A ty dlaczego nie idziesz do domu?



Hope Pelletier
powitalny kokos
M.
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
Podobno właśnie ci, którzy uśmiechali się najszerzej, mieli w życiu największe problemy. Ale Hope jeszcze nie znała wszystkich jego trudności. Zbyt mało czasu, pospieszne rozmowy, to wszystko nie pomagało na to, żeby zaleczyć. Mogła jedynie przeczuwać, że coś go gryzło. Kobieca intuicja w takich wypadkach bywała niesamowicie przydatna.
- Myślisz, że daliby nam pokoje z widokiem? Albo, chociaż takie, żebyśmy mogli sobie wymieniać jakieś newsy wariatów? - Zapytała, nie zastanawiając się w sumie, czy może on nie życzy sobie jej towarzystwa. Jeszcze kiedyś nauczy się dobrych manier i wszystko będzie dobrze. Teraz niestety Owen musiał spędzić z nią trochę czasu.
- Jeśli wyłączę telefon, boje się, że przegapię wezwanie i… - Przerwała zdanie w połowie i pokręciła głową. - To jest właśnie to, dlaczego kazałeś mi go wyłączyć, prawda? Bo bym się upewniła, czy mogę się relaksować? - Próbowała sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz naprawdę miała dzień wolny, jako wolny, a nie przeznaczony na to, żeby załatwiać formalności ślubne. Te oczywiście również ją cieszyły, ale jeden dzień nicnierobienia mógłby się jej przydać. - W takim razie też wyłącz telefon. I uważaj, bo będę dzwonić i sprawdzać, czy masz wyłączony, czy może jednak wolisz dawać komuś dobre rady, a później sam z nich nie korzystać. - Zmarszczyła brwi, zerkając przy tym na niego, udając groźne spojrzenie.
- Mam taki przypadek jeden i chciałam go skonsultować, ale muszę zaczekać, więc oto jestem. - Tym razem ona uśmiechnęła się nieco szerzej, gdy rozłożyła dłonie w geście mającym imitować nagłe pojawienie się.
- Szkoda, że nie było cię na imprezie u Quintona. Było całkiem przyjemnie, chociaż mam czasem wrażenie, że odstaję już od reszty. Inni potrafili wyluzować, a ja jak ta starsza przyzwoitka, dosłownie sączyłam drinki. - Niby coś potańczyła, niby pośmiała się z Nemo, ale na ogół to niestety nie była już duszą towarzystwa. - Słyszy się, że trzydziestka to nowa dwudziestka, ale ja nie wiem, czy chce wracać do tamtych czasów. - Stwierdziła, mając w głowie wspomnienia kolejnych nieudanych związków, które po kawałku okradały ją nie tylko z pewności siebie, ale i czasu. I proszę. Teraz była po 30-stce i dopiero miała wyjść za mąż. Czy to aby nie za późno, jak na kogoś, kto zawsze marzył o dużej rodzinie?

Owen Williams
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
ODPOWIEDZ