Prywatny Ochroniarz — Agencja Ochrony
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
It was never the way she looked. Always the way she was. I could’ve fallen in love with my eyes closed.
Wybuchnął nieco zbyt za głośnym śmiechem. Nawet sobie otarł łzę z kącika oka. Trzeba pamiętać, że Joel rzadko kiedy się tak śmiał, więc jego organizm nie wiedział jak reagować na takie ekscesy. –Chciałbym mieć taką swobodę i władzę w tej pracy, żeby samodzielnie dobierać sobie klientów. – No nie kłamał. Chciałby. Jakby miał gorszy dzień to by sobie brał jakieś luźne osoby. Jakby miał ochotę na szaleństwa i romanse to brałby sobie Lunę. Nie no, w sumie to do niego nie pasowało. Raczej robiłby wszystko sumiennie. Nie patrzyłby na to jaki ma dzień czy coś, bo takie rzeczy nie powinny wpływać na jego pracę. A to, że czasami to wpływało to to już nie jego wina. A przynajmniej tak sobie to wszystko tłumaczył. –Słuchaj, jeżeli wtedy na początku zabrzmiałem zbyt ostro czy coś, to przepraszam. – Nie pamiętał czy w sumie miał okazję do tego, żeby ją przeprosić. –Byłem w kiepskim etapie życia i pojawiłaś się tak nagle i to w takich okolicznościach… bałem się. O ciebie i ogólnie ta cała sytuacja była przerażająca. – Nie miał zamiaru zgrywać twardziela i udawać, że strzelaniny to dla niego zajebista sprawa i sobie radził. Dopiero co przetrawił nagłą i niespodziewaną śmierć bliskiej osoby i dosłownie ściskało go na myśl o tym, że teraz mógłby stracić Lunę. Co było absurdalne, bo byłą jego klientką, ale też musiał pogodzić się z tym, że pocałunek wymazał linię profesjonalizmu. Może gdyby jeszcze sam nie zainicjował drugiego pocałunku to mógłby to wszystko zwalić na emocje, sytuację i wszystko inne, ale no niestety nie mógł. –Ja też bym o coś takiego nie poprosił. – Wierzył w umiejętności swoich kolegów i wiedział, że mieli w kontrakcie wpisane to samo co on, żeby klientów chronić za wszelką cenę, ale na tym etapie wierzył, że nikomu nie zależałoby na bezpieczeństwie Dashwood tak jak jemu.
-Może ma problemy z robieniem dwóch rzeczy na raz. – Próbował jakoś tłumaczyć swoich kolegów, chociaż też wiedział, że wcale nie musi. Domyślał się, że Lunę irytuje to, że będąc dorosłą osobą musi być wszędzie prowadzana przez mężczyzn, którzy się nawet do niej nie odzywają. Nie było to jednak zależne od nich. To Joel postanowił swojej pracy nadać jakiś ludzki pierwiastek. I proszę spojrzeć ile go to kosztowało. Dobrze, że nie dawał tyle człowieczeństwa w relacje ze starszymi kobietami, bo jeszcze ostatecznie je też by całował, a pewnie nikt nie chciałby tego oglądać. Ani Joel nie chciałby tego przeżywać.
-Dobrze wiesz, że nie o to chodzi. – Ruszył za nią, ale bardzo szybko zrównał się z nią krokiem. Skoro próbowali nowej metody to nie musiał się skradać za nią i skrywać swojej obecności. Był ubrany normalnie, mógł być chłopakiem, kolegą, albo zjebem, który ją zagadywał. Teraz jak już był „oficjalny” zamach na jej osobę to Joel wierzył, że będąc bliżej niej będzie bardziej wydajnym ochroniarzem. –Trochę nie miałem wyboru. – Zażartował sobie i nawet lekko ją dźgnął. Niby, żeby pokazać jej, że to żart, ale w sumie bardziej po to, żeby nawiązać jakiś kontakt fizyczny. Żałował, że wcześniej nie wybierała arbuzów, bo mogliby sobie macać wspólnie jednego arbuza i później, niby przypadkiem ich dłonie by się spotkały i macały tego arbuza wspólnie. Eh, stracona okazja. –No nie wiem… – Nie chciał ryzykować, ale jednocześnie o niczym innym nie marzył. –Twój dom nadal jest oblegany przez tabuny ludzi? – Zapytał, bo jak ostatnim razem u niej był to przecież miała tam pełno ludzi udających jej znajomych czy coś. Albo może źle pamiętam, nie wiem.
-Absolutnie nie. Nie jestem fanem upałów. – Czoło mu się pociło, marszczył wiecznie oczy, nawet jak miał czapkę i okulary, a nikt mu nie zdradził pro tipa, że mógłby sobie robić daszek z ręki. –Po prostu zastanawiałem się czy masz zamiar jakoś nie wiem… odreagować, odpocząć, odciąć się czy coś. – Wzruszył ramionami, żeby wszystko zabrzmiało naturalnie, a nie jakby skrywał jakiś wielki sekret, który zrujnuje jej życie. –To ta dziewczyna, do której cię zawoziłem ostatnim razem? – Niestety nie był w stanie spamiętać wszystkich imion. Przez pierwsze kilka razy jak zajmował się Luną to był pewien, że miała na imię Lily. Ktoś go jednak w porę poprawił. –Nie widzę niczego co stałoby na przeszkodzie. – Przemyślał to przez chwilę, ale w końcu dał jej odpowiedź. –Pewnie firma chciałaby sprawdzić dom pod kątem bezpieczeństwa i ewentualnie zamontować swoje systemy. Z tego co pamiętam to od strony zachodniej dom jest na skarpie, więc tamta część jest bezpieczna. No i zakładamy, że ludzie, którzy polują na ciebie, chcą tylko ciebie. Nigdy nie zaatakowali cię w domu, bo jednak zawsze byłaś tam z kimś. – Pewnie dostałaby ochroniarzy, którzy zajmowaliby się obserwowaniem domu, ale to było coś co Luna już dostała, ale o czym nie wie. Wiadomo, że po takim zamachu musieli zwiększyć środki bezpieczeństwa. A, że już nie lubiła mieć ochroniarza, to po prostu o niczym jej nie powiedziano. Proste.
przepiękny anioł stróż Gai oraz prawniczka — w kancelarii
25 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
I thought that love was made for somеone else but you have changed me. My body and my mind agree that you have rearranged me.
Uśmiechnęła się lekko i kiwneła głową. Ona chciałaby mieć taką władzę, by decydować sama o sobie, a niestety w wielu przypadkach wolna wola była jej odebrana. - Może powinieneś - zaczęła zerkając na niego - nie musisz przecież pracować dla kogoś, mógłbyś założyć własną firmę, a te starsze panie, które ochraniasz pewnie poszłyby za Tobą - mogłaby mu pomóc ze wszystkimi prawnymi sprawami i cóż, przynajmniej wtedy nie byliby związani ze sobą przez jego pracę. - Jasne, nie gniewam się - odpowiedziała na jego przeprosiny. - Nie musisz mnie za to przepraszać, wpakowałam Cię w to bez pytania i miałeś prawo tak zareagować - czy było to miłe? No nie, ale nie mogła mieć do niego o to pretensji. Nie wiedziała jak sama zareagowałaby na jego miejscu, być może dość podobnie. - To był ciężki wieczór dla nas obojga - co prawda zdarzyły się miłe momenty, które Luna wspominała z wypiekami na twarzy, ale chyba nie chciałaby jeszcze raz przechodzić przez podobny stres. Z drugiej strony... gdyby jedynymi momentami, w których mogłaby być z nim tak blisko jak wtedy były chwile, w których groziło jej śmiertelne niebezpieczeństwo, to pewnie, by się narażała na nie raz po raz. - I słusznie, bo byłabym bardzo zawiedziona, gdybyś poprosił - powiedziała spoglądając na jego twarz posyłając mu jednocześnie bardzo delikatny uśmiech. Czuła się niepewnie mówiąc takie słowa, bo z jednej strony, nie chciała żeby cokolwiek mu się stało, więc powinna chcieć go trzymać od siebie jak najdalej, a z drugiej strony chciała go mieć blisko... bliżej niż powinna.
- Yhym... w takim razie współczuję jego dziewczynie, czy tam żonie - a może chłopakowi, nie wiedziała, bo typ nie chciał z nią rozmawiać. Wkurzało ją to, ale jedyne co mogła zrobić to trochę sobie ponarzekać i cieszyć się, że teraz pojawił się Joel i w końcu zrobiło się chociaż trochę normalnie. - Ha, ha, ha bardzo śmieszne - prychnęła i pokazała mu język, ale po chwili znów się uśmiechnęła. Cieszyła się z jego obecności, nawet jeżeli była wymuszona jego zmianą w pracy. - Nie, po ostatnich wydarzeniach wolę nie mieć ludzi w mieszkaniu - przyznała nieco pochmurniejąc, bo była tak przyzwyczajona do tego, że jej chata nigdy nie jest pusta, że ta nagła samotność była dość przytłaczająca. Samotność... no nie licząc ochrony, która i tak nie chciała z nią gadać. - I tak będziesz tam ze mną siedział więc równie dobrze możesz ze mną zjeść. Nikt się nie dowie, że jadłeś w pracy. - Nawet jego pewnie obowiązywała jakas przerwa na jedzenie czy inne fizjologiczne sprawy.
- Yhym... dlatego mieszkasz w Australii? - Zapytała wyraźnie rozbawiona. Gdyby ona nie lubiła upałów to wybrałaby sobie miejsce, w którym jest jednak trochę chłodniej niż tutaj. Całe szczęście wysokie temperatury nie przeszkadzały jej latynoskiej krwi. - Odcinam się przez pracę, ale za jakiś czas chciałabym odwiedzić dziadków w Portugalii... może pojadę do nich na święta - zawsze wolała spędzać święta w Europie, gdzie świąteczny klimat był bardziej odczuwalny nić tutaj. - Tak, ta sama. Moja prywatna Barbie - zaśmiała się pod nosem, bo już teraz wiedziała, że jak wprowadzi się do Gai to będą mieć domek barbie. Pokiwała głową słysząc jego słowa i zrobiło jej się lepiej, bo może rzeczywiście dałoby się tą przeprowadzkę jakoś ogarnąć. - Dobrze wiedzieć, w takim razie została mi tylko poważna rozmowa z najwyższym sędzią i katem - i tak miała tu na myśli swojego ojca.
- Cieszę się, że wróciłeś - powiedziała po chwili tym razem patrząc przed siebie, bo jakoś nie miała na tyle odwagi, by na niego spojrzeć. - Czułam się tu trochę samotnie z tym wszystkim, nie mogłam nawet Gai opowiedzieć o tym, że ktoś mnie chciał zabić, a ojciec i brat są zajęci czymś innym, żeby gadać o takich rzeczach - nie chciała go zarzucać jakimiś swoimi problemami z rodzinną komunikacją, ale prawda była taka, że Joel był jedyną osobą, która wiedziała o wszystkim co się tamtego wieczora wydarzyło. Tylko z nim mogła w pełni szczerze o tym rozmawiać.

come hold me tight
catlady#7921
joshua - zoey - bruno - cece - eric - cait- benedict - owen - olgierd - mira
Prywatny Ochroniarz — Agencja Ochrony
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
It was never the way she looked. Always the way she was. I could’ve fallen in love with my eyes closed.
Nie skomentował już tego, posłał jej tylko uśmiech. Takie gadanie łatwo przychodziło bogatym ludziom. Dla nich nic nie stało na przeszkodzie, żeby sobie żyć jak chcą. Joel nie mógł sobie po prostu przestać pracować i założyć własną firmę i jeszcze podkraść klientów byłej firmie. Wbrew pozorom usługi takiej firmy nie były jakoś super popularne. A jedna firma, ta dla której obecnie pracował, zapewniała zapotrzebowanie na okolice Lorne i Cairns. Na chwilę obecną głupim pomysłem byłoby otworzenie czegoś takiego. Tak samo jak kiedyś próbował być detektywem, bo się naoglądał amerykańskich seriali i myślał, że będzie miał niesamowicie ciekawą pracę.
Pokiwał głowa i szczerze cieszył się z tego, że mają to już wyjaśnione i nikt się na żadnego nie gniewał. Oboje byli winni temu jak wyglądała ta sytuacja. Ona nigdy nie powinna dowiedzieć się gdzie on mieszka, a on nigdy nie powinien mieć jej u siebie na chacie. Prosta matematyka. –Na szczęście wszystko już za nami. – Nie do końca, bo jednak nadal jej groziło niebezpieczeństwo, ale przynajmniej pierwsze niezręczności za nimi.
-Nie ma co współczuć. Po prostu mamy wpisane w kontrakt, że nie możemy nawiązywać relacji z klientami. – Oczywiste było to, że łatwiej się ochraniało przecież kogoś na kim absolutnie ci nie zależy, lol. Po prostu pracodawca wolał uniknąć tych momentów kiedy może się zrobić niebezpiecznie i nieprofesjonalnie. Jak teraz w przypadku Joela, który gadaniem nadrabiał wszystkich kolegów, którzy nie gadają. A jednocześnie samego siebie, bo to przecież też nie tak, że on jest super rozgadany prywatnie. –Nie wiesz jaki jest prywatnie. – No musiał trochę stanąć w obronie kolegi. Luna też nie powinna chodzić i tyrać każdego kto nie chciał z nią rozmawiać. Ci ludzie tylko wykonywali swoją pracę i nikt tej pracy nie chciał stracić za gadanie z jakąś małolatą.
-Myślisz, że to dobre rozwiązanie? – No chyba jednak lepiej jakby miała tych ludzi przy sobie. Może nie dla samego towarzystwa, ale chociaż dla zmylenia napastników. Może ma jakieś koleżanki podobne do siebie. Może ktoś mógłby za nią zginąć? Hehe. Dobra, trochę chamsko, ale wiadomo, że Joel nie miał nic złego na myśli. Po prostu jej życie było ważniejsze niż jakiejś randomki, która żerowała na hajsie Luny.
-Nie miałem na to za bardzo wpływu. – No bo to jego mama przeprowadziła się tutaj dla swojego męża. Uznali, że to lepsze miejsce do wychowywania dziecka niż taka Polska. No i nie byli w błędzie. –Poza tym Australia nie jest wcale tak upalna. – Ludzie, którzy nie przeżyli letnich upałów w Polsce nie wiedzą czym jest prawdziwy gorąc. A akurat Joel był w okresie letnim w Polsce i było naprawdę tragicznie. Dobrze, że nie będzie musiał tam nigdy już wracać.
-To dobry plan. Powinnaś skorzystać. – Jak zaplanuje taki wyjazd do Portugalii, to może jej stary przemysli zamknięcie jej w jakimś wypizdowie. A Joel był pewien, że jak zamknie Lunę w safe house, to ta będzie sprawiać tylko problemy. Taki już miała charakter. –Oczywiście nie sugeruj się tym co powiedziałem. Decyzja nie należy do mnie, to takie bardziej gdybanie. – No on w tym wszystkim to był po prostu pionkiem, który robił to co mu mówiono, że ma robić.
-Dlaczego nie mogłaś im o tym powiedzieć? – Zmartwił się, bo to jednak chujowe, że nie mogła nawet o tym porozmawiać. Tym bardziej, że to nie tak, że strzelanina została zamieciona pod dywanik. Wspomniano o tym w lokalnej prasie, bo Joel sobie czytał co tam powymyślali. –Tu mam auto. – Pokierował ją i nawet otworzył jej tylne drzwi. Poczekał aż wsiądzie, ale sam nie wsiadł. Nachylił się w jej stronę opierając dłoń o dach samochodu. –Masz wszystko czy chcesz jeszcze gdzieś zajechać? – Może potrzebowała kupić jeszcze jakieś pierdoły, albo wolała pojeździć po mieście.
przepiękny anioł stróż Gai oraz prawniczka — w kancelarii
25 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
I thought that love was made for somеone else but you have changed me. My body and my mind agree that you have rearranged me.
Może i miał rację, ale Lunie takie kontrakty nie odpowiadały. Wolałaby to zmienić, chociaż nie miała niestety takiej mocy sprawczej. A szkoda. Żyłoby się jej wtedy przyjemniej. - Mogę się jedynie domyślać - nie wiedziała jaki jest prywatnie i to nie tak, że potrzebowała się tego dowiedzieć. - Nie wymagam jakiś pogawędek o prywatnych sprawach, ale coś więcej niż "dzień dobry" i "do widzenia" byłoby fajne. I mimo wszystko to wciąż dla mnie dziwne siedzieć z kimś przez pół dnia w jednym pokoju i się do siebie nie odzywać. - Wytłumaczyła, a później wzruszyła ramionami. Najwyraźniej taki już był jej los. - Poza tym, chyba dobrze jest znać osobę, którą się ochrania... można się dowiedzieć jakie ma nawyki, albo jak szybko potrafi biegać... to może być przydatne - na wypadek gdyby taka Luna chciała im zwiać, a okazałoby się, ze jest niesamowicie szybka to wtedy mieliby problem, a tak to od razu byłoby wiadomo, że muszą gonić ją samochodem. Dashwood miała zresztą odpowiedź na wszystko, więc potrafiła znaleźć argumenty, które przemawiały za jej tezą, nawet jeżeli były bardzo absurdalne.
- Tak - odpowiedziała krótko, a później spojrzała na niego. - Nie chcę nikogo narażać na niebezpieczeństwo. Nie wybaczyłabym sobie gdyby komuś coś się stało, nawet jeżeli nie są moimi prawdziwymi przyjaciółmi i lecą tylko na kasę - to wciąż byli ludzie, których znała i, z którymi spędzała czas. Wolała ich w to nie mieszać. Nie potrzebowała kolejnych stresów. - Poza tym, chyba nie potrzebuje już takiego tłoku. Zaczynało mnie to męczyć. Większość z nich zachowywało się jakby coś im zjadło pół mózgu. Na tamten moment było fajnie mieć wielką paczkę znajomych i codziennie chodzić na imprezy, ale już mnie to nie rajcuje aż tak. Wolę skupić się na pracy i wartościowych znajomościach. - To nie tak, że nagle straciła chęć do wychodzenia z domu. Dalej chodziła na imprezy, ale przynajmniej nie miała imprezy w domu cały czas, a z tą wielką ilością ludzi, którzy siedzieli pod jej dachem, tak właśnie sie czuła, jakby nigdy z tej imprezy nie wyszła.
Nie była nigdy w Polsce, ale miała pewne przypuszczenia, że w Australii może być upalniej niż tam. Nie chciała się z nim jednak spierać, bo na własnej skórze tego nie odczuła więc mogły to być tylko jej bezpodstawne przypuszczenia. On się znał na tym lepiej. - Nigdy nie mówiłam nikomu czym zajmuje sie mój ojciec, im mniej wiedzą tym lepiej. To nie tak, że mój stary się cieszy jak go nazywają później gangsterem, woli to trzymać dla siebie. Mówienie wprost o tym co się stało byłoby głupotą. - Nawet jeżeli prasa pisała o strzelaninie to Luna była pewna, że jej ojciec zadbał o to, by ich z tym nie połączyli. Nie mogło być zbyt wielu dowodów. - Muszę dbać o bezpieczeństwo swoich przyjaciół... im nie płacą za zadawanie się ze mną, nie mogą tego wpisać w ryzyko zawodowe. - Kolejny dowód na to, że ochroniarze powinni być bardziej rozmowni. Całe szczęście, że był taki Joel, który być może trochę naginał ten swój kontrakt, ale sprawiał, że Luna naprawdę czuła się bezpiecznie. Wiedziała, że on ją zrozumie i postara się jej nie oceniać. Ufała mu.
- O nie, wróciłam do szkoły podstawowej, że muszę siedzieć z tyłu? - Zapytała z wyraźnym rozbawieniem, gdy zobaczyła jak jej otworzył drzwi. Oczywiście nie wsiadła, bo bardzo ją to rozbawiło i po prostu tak stała patrząc się na niego z uśmiechem. - Dobrze, że nie dałeś mi jeszcze fotelika - dodała, a z tego co pamiętała to zdarzało jej sie już jeździć z przodu, jak człowiek. Nie potrzebowała dla siebie całej tylnej kanapy. - Odstaw lepiej zakupy do bagażnika - powiedziała i wyminęła go, a później otworzyła sobie sama drzwi z przodu. Nie była dzieckiem, on nie był jej szoferem, a to nie była limuzyna. - Pojechałabym do domu... no chyba, że masz inne plany i chcesz mnie gdzieś zabrać. - Puściła do niego oczko i dopiero wtedy usiadła sobie na miejscu pasażera i zapięła pasy gotowa do jazdy.

joel dewitt
come hold me tight
catlady#7921
joshua - zoey - bruno - cece - eric - cait- benedict - owen - olgierd - mira
Prywatny Ochroniarz — Agencja Ochrony
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
It was never the way she looked. Always the way she was. I could’ve fallen in love with my eyes closed.
Zaśmiał się i pokręcił głową, bo urocza była z tym „pomaganiem” i mówieniem jak mają robić ich pracę. –Już cię znamy. I znamy twoje nawyki. – Powiedział, ale szybko zdał sobie sprawę z tego jak spierdolenie to zabrzmiało. –Wiemy tyle ile potrzebujemy, żeby nasza praca dawała jak najlepsze efekty. – Jeszcze nie zginęła, a jednak zajmowali się nią już ponad rok. Nawet teraz została zaatakowana, a priorytetem i tak była jej ochrona, więc nawet nie została ranna. Pomijam te zadrapania, na które jednak nikt nie miał wpływu okej. Jego kolega został ranny, ale nie miało to znaczenia. Było to może nieco niesprawiedliwe, ale w takich sytuacjach jej życie było więcej warte niż ich.
-Przykro mi, że musisz prowadzić takie życie. – Nie wiem w sumie czy Joel jest świadomy tego, że Luna miała inne życie zanim została adoptowana przez Dashwooda. Podejrzewam, że wie, że została adoptowana, bo jednak jak został przydzielony do jej sprawy to czytał jej teczkę, a teczka zawierała takie informacje. Pewnie nawet byli tam wypisani seksualni partnerzy Luny co jednak było trochę kripi, ale jej stary dostarczał wszystko co na nią miał. Pojebane, ale robił to, żeby ją chronić, a w tym przypadku każdy mógł być zagrożeniem. –Jest chociaż cień szansy, żebyś mogła od tego uciec, albo zrezygnować? – Nie znał się na tym. On miał normalne dzieciństwo. Wszystkie dramaty jakich był świadkiem były spowodowane przez to, że wybrał zawód jaki wybrał. Ale ona miała przesrane. Raz, że życie na wiecznej krawędzi i ta niewiedza czy ktoś cię dziś zajebie czy nie, a druga sprawa to to, że przyjaciele nie do końca byli przyjaciółmi tylko randomowymi twarzami w tłumie, które wykorzystywały jej hajs.
-No tak. Nawet przy nas zgrywa biznesmena. I jestem pewien, że w oparciu o to ma z nami zawarty oficjalny i legalny kontrakt. – Joela szef nie był głupi. Nie podpisałby czegoś co byłoby oficjalnym chronieniem córki gangstera. Takie coś mogłoby kosztować go całą firmę, która jednak była perełką, o którą dbał.
Obserwował co robi i tylko narastało w nim wkurwienie. Starał się jednak niczego nie dać po sobie poznać, bo jednak był w pracy. Musiał zachować profesjonalizm. Schował te rzeczy do bagażnika i podszedł do drzwi od strony pasażera, które otworzył. –Musisz usiąść z tyłu. I błagam cię. Nie utrudniaj mi tego. – Powiedział w miarę spokojnie, wyjął z kieszeni telefon i coś tam poklikał i wycelował ekran w jej stronę. Pokazywał jej notatkę: „auto ma kamery i głośniki”. Wiedział, że jej było wszystko jedno, ale on nie miał nic poza tą pracą. Jak straci pracę to równie dobrze będzie musiał wyjechać poza Lorne. –Ja nie mam planów. Jestem w pracy. – Przypomniał jej. Mógł być ubrany po cywilu i mogli próbować innego podejścia, ale wszystko inne pozostawało bez zmian. Jej bezpieczeństwo było najważniejsze. –Musisz ze mną współpracować, żeby to się udało. – Dodał jeszcze i schował telefon do kieszeni.
przepiękny anioł stróż Gai oraz prawniczka — w kancelarii
25 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
I thought that love was made for somеone else but you have changed me. My body and my mind agree that you have rearranged me.
- No to chyba muszę coś zmienić w swoim życiu żeby Was wszystkich jakoś zaskoczyć. Nie mogę być taka nuda - rzuciła puszczając do niego oczko. Oczywiście wkurwiało ją to, że każdy jej ruch był obserwowany i miała ochotę się przez to porzygać. Chyba nigdy tak do końca się z tym wszystkim nie pogodzi. To było za wiele. Pamiętała, że jeszcze kilka lat temu nie musiała przechodzić przez to wszystko, dopiero od jakiegoś roku czy półtorej sprawy obrały taki bieg.
- Mi też jest przykro - stwierdziła lekko smutno się uśmiechając, ale co miała na to wszystko poradzić? Nawet jak chciała się jakoś buntować to dostawała po łapach i tyle. Z drugiej strony miała w sobie na tyle przekory żeby nie dawać się aż tak łatwo podporządkować. To wszystko było dla niej strasznie męczące zarówno fizycznie jak i psychicznie. Zaśmiała się nieco histerycznie słysząc jego pytanie. - Wypisać się z bycia Dashwoodem? Chyba musiałaby umrzeć, a z taką ochroną to niestety nie jest takie łatwe - okej chciała mu tu teraz nadbudować samoocenę, ale no gdyby naprawdę chciała się zabić to, by sobie po prostu podcięła żyły w łazience i nikt, by się nawet nie zorientował. Całe szczęście nie miała takich planów, przynajmniej nie na chwilę obecną.
- Wielki pan biznesmen, ciekawe czy ktoś go kiedyś zapytał na czym się tak dorobił... pewnie tak, ale takiej osoby już nie ma wśród nas - może to jest pomysł, Luna powinna się ojca o to zapytać i zajmą się nią jego ludzie, a jej szczątki znajdzie ktoś nurkując wśród rafy koralowej. Byl to jakiś plan.
Widziała, że nie jest zadowolony z tego, że postanowiła zrobić coś inaczej niż on tego chciał... lub inaczej niż nakazywała tego jakakolwiek umowa ochroniarska. Znała juz go chwilę i była w stanie poznać kiedy się irytował. - Ale... - zaczęła, bo już chciała podać mu jakiś durny argument dlaczego nie powinna siedzieć z tyłu. Jedyne co ją powstrzymało to tekst, który pojawił się na jego telefonie. Zacisnęła więc mocniej szczękę i sama wyraźnie podkurwiona wysiadła z tego auta i zatrzasnęła za sobą drzwi. - Nie wiem kto u Was układa te dziwne strategie, ale w tej chwili udawanie kogoś w cywilu przestaje mieć znaczenie, bo nikt nie wsiada do samochodu kogoś znajomego do tyłu jak jakaś pieprzona księżniczka. - Aż jej żyłka zaczęła pulsować. Spojrzała na Joela biorąc głębszy oddech. - Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że się bardzo ograniczam w robieniu sceny o durne siedzenie tylko dlatego, że Cię lubię i nie chcę Ci robić problemów. - Pewnie gdyby to był ten gruby dureń, który tu był przed nim, to by zrobiła awanturę i dzwoniła do ojca z pretensjami. - I gdybym wiedziała, że te kamery nie sięgają tego miejsca, to bym Cię właśnie pocałowała - dodała i chociaż starała się uspokoić, to jednak trochę się zdenerwowała i oddychała szybko podnosząc głowę, by na niego spojrzeć. Nie miała jednak uśmiechu na twarzy.

joel dewitt
come hold me tight
catlady#7921
joshua - zoey - bruno - cece - eric - cait- benedict - owen - olgierd - mira
Prywatny Ochroniarz — Agencja Ochrony
35 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
It was never the way she looked. Always the way she was. I could’ve fallen in love with my eyes closed.
-O to nie musisz się martwić. Jesteś jedną z barwniejszych osobistości. Wszyscy bardzo cię lubimy. – Uśmiechnął się i był rozbawiony, ale wbrew pozorom nie żartował. Naprawdę była barwną osobistością. Co prawda pewnie miała miano rozpuszczonej księżniczki, ale nie miał zamiaru jej tego zdradzać. Czasami się tak zachowywała, ale przynajmniej zmiany z nią nie były nudne. Zawsze w jakiś sposób musiała pokazać to jak bardzo się buntuje.
-W takim razie tym bardziej mi przykro. – Nie zasługiwała na takie życie. Nikt nie zasługiwał, bo jednak każdy miał prawo do tego, żeby decydować o swoim życiu. A to nie tak, że Luna chciała się kurwić czy mordować czy chuj wie co. Po prostu chciała mieć wolność, którą mają wszyscy, a była ograniczana przez ojca, który no miał życie jakie miał. Ona po prostu cierpiała konsekwencje.
Obserwował ją uważnie i był oczywiście gotowy na to, że wybuchnie i odjebie coś co będzie go kosztowało dużo nerwów i pisania raportów, których nikt nie zrozumie i pewnie nikt nie przeczyta. Luna miała momenty, że bywała nieprzewidywalna i wszyscy byli przyzwyczajeni. Po prostu Joel miał nadzieję, że ze względu na ich ostatnie spotkanie, mają więź, która coś zmieniła. Bo dla niego zmieniła. Nawet wiele. Czuł ekscytację związaną z chodzeniem do pracy. I to nie ze względu na dreszczyk emocji, który tej pracy towarzyszył. Po prostu cieszył się za każdym razem kiedy wiedział, że będzie pracował z nią. Oczywiście pełen profesjonalizmu, musiał nosić maskę gbura. Ostatecznie docenił to, że posłusznie wysiadła i zajęła swoje miejsce. Sam obszedł auto i usiadł za kierownicą.
-Musimy udawać, że po prostu masz chorobę lokomocyjną i nie możesz jeździć z przodu. – Nawet debilna wymówka była walidna jeśli działała i chociaż w jakimś odłamku ratowała jej życie. Już miał odpalać auto i jechać, ale że kontynuowała swoją gadaninę to usiadł bokiem, żeby na nią patrzeć. Już nie chciał patrzeć tylko na odbicie w lusterku. –Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego jak bardzo to doceniam. Pisanie raportów z incydentów jest najgorszą częścią tej pracy. – Posłał jej ładny uśmiech, który zszedł w momencie, w którym usłyszał jej kolejne słowa. Szybko jednak zareagował i się lekko zaśmiał. –Bardzo kusząca propozycja, panno Dashwood. – Powiedział i popukał palcem w wentylacje, gdzie był też zamontowany głośnik. Nie miał pojęcia czy była tego świadoma i sobie robiła z niego jaja czy mówiła poważnie. Mimo wszystko sam postanowił zaryzykować wiedząc, że jego twarz jest niewidoczna dla kamery. Posłał jej buziaczka, puścił oczko i wyszeptał później. –To jak? Do domu? – Zapytał i obrócił się obracając kluczyk w stacyjce i wyjeżdżając z parkingu.
No i w sumie to odjechali, bo ile można siedzieć na targu. Jeszcze papaja Joela się zepsuje.

/ztx2
graficzka komputerowa — freelancerka
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
tworzy grafiki, dużo kłamie i udaje, że lubi aktualne życie
001.
Teagan Reddington wspaniale radziła sobie z trzema rzeczami — sabotowaniem swojego życia, kłamstwami i wymyślaniem co najmniej absurdalnych planów, które należało realizować teraz-zaraz. Za nic więc miała sobie logikę i rozsądne argumenty, przypominające, że do świąt zostało jeszcze siedem poniedziałków, więc i tutejsze stoiska nie lśniły jeszcze pełnią ozdób, światełek i wszystkiego, co odpowiednio kiczowate, kolorowe i po prostu świąteczne.
Gdy już ściągnęła się z łóżka, wpadając w absurdalnie ciasnej przyczepie na drzwiczki uchylonej szafki (które otwierały się samodzielnie w nocy), to nad poranną kawą nie tylko przeklęła trzykrotnie swój los, ale też wysłała krótkiego smsa do Bowie, w którym informowała ją, że to ten czas. Niewiele myślała o logistyce całego przedsięwzięcia — o zbyt ciasnych kątach, które ledwo mieściły jej rzeczy, o braku metra kwadratowego podłogi i odpowiedniej ilości gniazdek. W pamięci miała błyszczący salon w małym mieszkaniu, dzielonym ze Spencerem i samo wspomnienie budziło w niej paskudną potrzebę przebicia tamtego widoku.
Pokonując pieszo kolejne ulice, w drodze na umówione miejsce, podglądała inspiracje dostępne na pitereście, które — co nie powinno jej tak naprawdę szokować — bardzo rzadko dotyczyły za małych przyczep, zupełnie nienadających się do życia. Odkładała pieniądze i zaciskała zęby, zapewniając ludzi, że aktualne mieszkanie było jej samodzielnym i dorosłym wyborem. Rozmijało się to jednak, jak wiele innych aspektów jej życia, zupełnie z prawdą. Zapisała kilka tych zdjęć na chwilę przed tym, gdy wyszła zza ostatniego zakrętu, znajdując się tym samym na ulicy prowadzącej bezpośrednio do targowego wejścia, przed którym umówiła się z Bowie.
— Hej! — zawołała wesoło, gdy dzieliło je kilka kroków. Razem z telefonem, wciskanym do kieszeni, schowała też swoje oburzenie na życiową niesprawiedliwość, objawiającą się za ciasnym mieszkaniem. Wygięła usta w szerokim uśmiechu i nawet wyciągnęła ręce, wymieniając krótki, powitalny uścisk. — Mam nadzieję, że masz dużo siły, bo musimy zgarnąć dużo rzeczy — zdradziła jej, głową wskazując na wejście. Nie musiały przekroczyć progu, by zaznajomić się z faktem, że pomiędzy tamtejszymi stoiskami, błądziło już całkiem sporo tutejszych ludzi. Mogła jedynie wierzyć, że niewielu z nich aktualnie pozostawało zainteresowanych ozdobami świątecznymi.
— Zasady są tylko takie, że muszą być ładne i mieszczące się w przyczepie — dodała jeszcze, chwilę po tym, jak weszły do środka, mieszając się z zebranymi na targu ludźmi.
baristka l cam girl — hungry hearts
28 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
See, I've been having me a real hard time, but it feels so nice to know I'm gonna be alright. So I just kept dreaming, it wasn't very hard. I spent all this time tryna figure out why nobody on my side.
004.
Please don't tear this world asunder,
Please take back this fear we're under, I demand a better future
Gdyby Teagan była główną bohaterką serialu Netflixa - a przecież nadawałaby się do tej roli całkiem nieźle - jej przyjaciółką byłaby osoba, która potrafi sprowadzić ją na ziemię. Napisana trochę jako przeciwieństwo Teagan, by odcinki były ciekawsze i by kolejna grupa widzek odnalazła siebie w tym serialu. Przyjaciółka pewnie byłaby kobietą sukcesu, dość wysoką i zawsze dobrze ubraną, z ułożonym życiem osobistym (co mogłoby się zmienić w okolicy trzeciego sezonu) i zapasem świetnym rad, którymi sypałaby jak z rękawa. W dodatku zawsze wiedziałaby, kiedy sprowadzić Teę na ziemię, a kiedy rzucić wszystko i jej pomóc - bo nawet jeśli zajmuje wysokie stanowisko, mogłaby przecież wychodzić z pracy w ciągu dnia, by jeść długie lunche i towarzyszyć Teagan w życiowych perypetiach, mam nadzieję, że to akurat oczywiste.
No, tak.
A zamiast tego Tea trafiła na Bowie. Może to i lepiej, że w tym prawdziwym życiu Bowie była zwykłą baristką, a nie kobietą na kierowniczym stanowisku w firmie z dużą ilością przeszkleń - dzięki temu wiadomość Teagan zastała ją w łóżku i nie musiała za bardzo kombinować, jak wcisnąć dzisiejsze zakupy do planu dnia.
Objęła Teagan na powitanie, a już po chwili odsunęła się od blondynki, by zasalutować z bardzo poważną miną. - Zawsze jestem gotowa - zapewniła. - Dużo rzeczy? Co to znaczy: dużo rzeczy? - dopytała, bo jedni mogli uznać już dwa dodatki za świąteczny przesyt, a inni nie zejść poniżej dwudziestu. Rozejrzała się wokół, by zorientować się, do którego stoiska powinny iść najpierw. - Może w takim razie poszukamy czegoś na ściany? Oo, wiesz, co byłoby fajne? Pościel świąteczna! Nie wiem tylko, czy tutaj znajdziesz coś fajnego - będzie się rzucać w oczy, a przecież nawet Tea w tej swojej przyczepie musiała mieć jakieś łóżko… - A w ogóle jak ci się tam mieszka?

teagan reddington
santa, i can explain
sekunda
Carson, Leander
graficzka komputerowa — freelancerka
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
tworzy grafiki, dużo kłamie i udaje, że lubi aktualne życie
Prawdopodobnie w życiu Teagan przydałby się głos rozsądku, pomagający jej zejść na ziemię, nie dumając za bardzo w obłokach. Szczęśliwie — dla blondynki i jej kruchej cierpliwości, niekoniecznie dla jej portfela — nie miała nikogo, kto by jej chciał bogate, świąteczne zakupy z głowy wybić. Potrzebowała jedynie fachowej porady i doradztwa kogoś, na czyim guście polegała. Miała też głęboko ukrytą nadzieję, że Bowie jest gotowa na dźwiganie kartonów, które w jej wyobraźni ograniczą się do ilości pięciu i będą wypchane po brzegi szitem, który wcale się do małej przyczepy nie zmieści. W głowie miała więc bardzo duży rozmach, który ograniczą dopiero możliwości Lorne Bay i jej portfela, nie wspominając już o przestrzeni w przyczepie.
— No wiesz… — zaczęła, wyciągając z kieszeni telefon, na którym zapisała bardzo przaśne, kolorowe i przesadnie świąteczne wizualizacje. Takie, które wyglądały, jakby salon obrzygał świąteczny elf. — Tylko w dobrym guście — naprostowała jeszcze, na wypadek, gdyby Bowie spodziewała się wiernego odwzorowywania pinterestowych inspiracji. Teagan była w tej kwestii prawdziwą, tłumaczącą kobietą, która po prostu chciała tak samo, ale inaczej. Odszukanie stylu, który pasowałby do Teagan spoczywało na barkach ich obu — w równej mierze na Bowie, co i samej blondynce.
— To dobry trop, to nie zajmuje miejsca — podchwyciła, kiwając głową. Nie miała pojęcia, czy znajdą — a jeśli był taki potencjał, to gdzie powinny zacząć szukać. Liczyła jednak, że zdołają odgrzebać wszystkie rzeczy, które tylko sobie Teagan zamarzy, w przeciwnym razie będzie musiała opuścić targ wyraźnie rozczarowana, bez pięciu wymarzonych pudeł. — Myślisz, że jest taka wąska bardzo choinka? — zapytała, ściągając brwi. Wydawało jej się, że tak. Jeśli jednak nie, to czeka je samodzielne docinanie gałązek tak, by nie wybiły jej przypadkiem oczu, gdy będzie przeciskała się do szafki po ulubione płatki śniadaniowe. Opcja udekorowania przyczepy od zewnątrz była opcją, którą Teagan zamierzała realizować dopiero w ostateczności. Największej, najbardziej brutalnej ostateczności.
— Jest super. Jest mało miejsca, więc nie mogę za bardzo zagracić przestrzeni, więc dbam o porządek. A jest to łatwe, bo jest mało przestrzeni — wyjaśniła. Brzmiało to logicznie — trochę jak plusy odszukane na siłę, ale Tea dołożyła do tego szeroki uśmiech, dzięki któremu miała wypaść jeszcze bardziej przekonujący.


baristka l cam girl — hungry hearts
28 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
See, I've been having me a real hard time, but it feels so nice to know I'm gonna be alright. So I just kept dreaming, it wasn't very hard. I spent all this time tryna figure out why nobody on my side.
Oczywiście, że Bowie była gotowa na dźwiganie kartonów - tak samo jak na wieszanie Teagan świątecznych światełek na dachu przyczepy albo kłótnie z cudzymi sąsiadami, którym nie podoba się błyszczący renifer, który stanął “w ogródku” Tei i oni teraz muszą go oglądać przez okno. To ostatnie mogło wynikać z tego, że Bowie z natury uwielbiała konfrontacje: nigdy od nich nie uciekała, za to często sama zachowywała się tak, jakby - nawet wbrew rozsądkowi - szukała zaczepki. A pozostałe rzeczy wiązały się z przyjemniejszą częścią jej charakteru (no, a przynajmniej taką, która rzadziej wpędzała ją w kłopoty): jeśli coś było do zrobienia, Bowie po prostu to robiła. Nie czekała na innych, nie szukała wymówek, nie prosiła o pomoc - jeśli skończą z kilkoma kartonami do przeniesienia, to je przeniosą i po sprawie.
- Czyli podobne do tego, ale inne? - upewniła się i nawet się z niej nie nabijała: podobne niezdecydowanie nie wystarczyło, żeby wytrącić Bowie z równowagi. A żeby dostosować się do Teagan, dodała, nawiązując do oglądanej chwilę wcześniej tablicy: - To czerwone mi się podobało - jak gdyby to miało cokolwiek blondynce powiedzieć.
Pokiwała głową: - Na pewno - choinki jak naleśniki, wśród nich też musiały trafiać się nieudane. - Albo może… jakaś mniejsza? Wiesz, na przykład taka na metr albo kilkadziesiąt centymetrów. Na pewno zajmie dużo mniej miejsca, a ty mogłabyś ją postawić na jakimś stoliku, z którego zrobisz sobie półkę - wzruszyła lekko ramionami. Nie powiedziała, że nie da się, a zamiast tego od razu zaczęła kombinować, co mogło być cechą dzieci z popapranych rodzin. Na tyle, że ta przyczepa nie wydawała się Bowie nawet szczególnie ekscentryczna. Pokiwała głową i uśmiechnęła się. - Chciałam powiedzieć, że może ja też powinnam teraz pomyśleć o przyczepie, ale pewnie zamiast dbać o porządek, przykryłyby mnie nierozpakowane worki z ciuchami, a dwa tygodnie później znaleźlibyście już tylko moje ciało - i to w nie najlepszym stanie. Spojrzała na Teagan, zanim dodała: - Jeden chłopak z mojego domu przebąkiwał coś, że w okolicy nowego roku chciałby się wyprowadzić. Gdybyś chciała wprowadzić się na jego miejsce, daj znać. Oczywiście nie mówię, że musisz chcieć, tylko na wszelki wypadek - zapewniła i wskazała palcem na jedno ze stoisk. - Chodź, zobaczymy co tam mają, widzę coś czerwonego.

teagan reddington
santa, i can explain
sekunda
Carson, Leander
graficzka komputerowa — freelancerka
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
tworzy grafiki, dużo kłamie i udaje, że lubi aktualne życie
Wnioski Teagan nie sięgały tak daleko. Uczyła się specyfiki mieszkania w przyczepie na tyle powoli, że nie rejestrowała podobnych drobnostek na tyle szybko, by przemyśleć ewentualną reakcję. Z drugiej jednak strony nie było się co oszukiwać, że Teagan Reddington stać było na jakąkolwiek autorefleksje, skoro wcale to z jej charakterem w parze nie podążało. Jeśli dojdzie do awantur — wezmą w nich dzielnie udział, ale jeśli nie, to Bowie zostanie zatrudniona tylko do obwieszenia przyczepy tak skutecznie, jakby to ona była choinką.
Teagan, jak przystało na małą kłamczuchę, zataiła skalę, z jaką zamierzała przesadzać we wszystkim, co świąteczne. Chociaż nie wykluczała, że targ nie będzie jedynym miejscem, do którego ją zaciągnie, wymuszając raczej udział w farsie przeciągającej się do kilku długich godzin.
— Dokładnie! — ekscytacja, która pobrzmiewała w jej głosie, nie była adekwatna do tego, co zdołały wspólnymi siłami ustalić. Miały przecież niewiele ponad te zdjęcia, które i tak były takie, ale inne. Wystarczyło to jednak, by usta Teagan drgnęły w lekkim uśmiechu. — Czerwone jest okej — dodała z powagą, chociaż zdążyła zapomnieć, jak wyglądało. Uznając jednak, że czerwone to wyraziste, była w stanie podchwycić tę sugestię.
Oczy otworzyła szerzej na jej kolejne słowa, a głową zaczęła miarowo kiwać, na każde jej słowo. Pomysł Bowie, chociaż całkiem prosty, rozwiązywał całą masę problemów, z którymi Teagan nie potrafiła się uporać, gdy obmyślała plan dekoracji, zmierzając na spotkanie. — Okej, mała jest dobrym pomysłem — potwierdziła jeszcze, zupełnie niepotrzebne. Jej mina dość jasno wskazywała na to, że podchwyciła dośc zadowolona sugestią przyjaciółki. Parsknęła na jej słowa, mijając pierwsze stanowisko, nieposiadające w swojej ofercie nic, co było dla Teagan jakkolwiek interesujące.
— Dziękuję, ale ja kocham tę przyczepę — zapewniła z mocą. Nieco zbyt entuzjastycznie i wesoło, ale potrzebowała w tej chwili wyprzeć z głowy myśl o wylewie, którego dostałaby, mierząc się ze świadomością, że mieszkała z masą ludzi w czasie, kiedy Spencer w najlepsze zajmował ich wspólne mieszkanie. Na które było go stać — w przeciwieństwie do Teagan. Wniosek, że nie poznałby tego szczegółu, wcale nie wydawał się kubłem zimnej wody — blondynka bardzo skutecznie pielęgnowała w sobie ten absurd. — Dobrze, czerwone, tak — potwierdziła głupio, ruszając w stronę wskazanego stoiska, by z bliska przyjrzeć się lampkom o różnych kształtach, które sprzedawca ułożył obok siebie.
— A ty nie chcesz ozdób? Albo czegoś innego, nowego w życiu? — zapytała w międzyczasie, bardzo ogólnie. Chciała w końcu podjąć temat dotyczący jej życia, bo odkąd się spotkały bardzo skupiały się na samej Teagan przecież.

ODPOWIEDZ
cron