Mechanik i laweciarz — Lorne Bay Mechanic
28 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Małżeństwo jego ojca z matką Frankie zakończyło się fiaskiem, a on odzyskał farmę po dziadkach, więc żegna się z Townsville i wraca do Lorne po prawie półrocznej nieobecności.
Blondyn wcale nie musiał jej poznawać; nie był typem człowieka, który jakkolwiek się uzewnętrzniał i dążył do tego by druga osoba pragnęła otwierać się przed nim. W zasadzie przez ostatnie naprawdę długie miesiące dzielenia się wspólną, domową przestrzenią, Sidney zdołał poznać dziewczynę aż nad to i wiedział, że nie zasługiwała na to by brać udział w jego planie. Nie ponosiła winy za wybory swojej matki i jego ojca, a jego intencją nie było karanie jej, jednak wiedział, że zbliżenie się do niej było jedynym wyjściem z patowej sytuacji w której sam się znalazł. Wystarczyło mu to, że byli ze sobą blisko f i z y c z n i e, bo to w jego ocenie wystarczający powód by przerwać planowanie tego nieszczęsnego ślubu.
Gdy ich usta się złączyły nie czuł zadowolenia, płynącego z wykonania części swojego planu. Jej bliskość sprawiła, że zapragnął mieć ją dla siebie, a to wywoływało wyrzuty sumienia. Okłamywał nie tylko swą przyszywaną siostrę ale i kobietę, którą kochał. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że Priscilla także zamierzała złamać mu serce, odrzucając jego zaloty i wracając do małżonka, a mimo to czuł się jak padalec. Zwłaszcza, że pogłębiający się pocałunek bardzo mu się teraz podobał. Może nawet za b a r d z o?
Więc tego nie rób. Jesteśmy tu sami — odparł, szukając drogi do jej ust pomiędzy wypowiadanymi przez nią słowami. Oczywiście wiedział, że nie chodziło tu o wstyd przed opinią innych ludzi, bo ich bliskość była zwyczajnie nie na miejscu i nigdy nie powinna mieć miejsca. Na przekroczenie tej granicy nie pozwalał jej zdrowy rozsądek, prawość i lojalność wobec matki i wiedział, że złamanie jej w środku było nie lada wyzwaniem. Dziewczyna jednak szybko zasugerowała mu by pomógł jej zdjąć wilgotną od deszczu bluzę, pod którą skrywało się jedynie pół nagie ciało dziewczyny. Odsuwając się od jej ust, palcami pochwycił zamek i powoli go rozpinał, pozwalając by materiał stopniowo odkrywał kolejne partie jej bielizny. Wpatrywał się w każdy detal jej koronkowego biustonosza, który podkreślał jej biust i działał na niego nęcąco. Gdy w końcu rozpiął całość, ułożył dłonie na jej barkach i pochwyciwszy materiał, zsunął go z jej ramion. Gdy odzienie znalazło się na ubrudzonej ziemi, omiótł ją wzrokiem i zwilżył językiem usta. — Jesteś.. piękna — wyjąkał, nie mogąc przestać lustrować jej wzrokiem. Jego oddech był cięższy, a dłonie pragnęły wyrwać się by móc dotknąć jej nagiego ciała. — Ale nie zrobię niczego wbrew twojej woli — dodał, licząc na to, że dziewczyna nie zostawi go na pastwę losu w takim stanie. Nie chciał jednak popełnić żadnego błędu i musiał mieć pewność, że dawała mu na to przyzwolenie. Ostatnim razem, gdy sama dobierała się do jego paska, zrzuciła winę na niego i kazała mu spierdalać. Tym razem nie było miejsca na żaden, nawet najmniejszy błąd. Poza tym, cholera - pragnął jej!


Frankie M. Gardner
rzecznik prasowy — ratusz
29 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Zawodowo odpowiada na pytania dziennikarzy i pilnuje wizerunku burmistrza. Życiowo trochę się pogubiła, więc wróciła do matki, która zakochała się w mężczyźnie z Lorne Bay, z którym planuje ślub.
Pragnęła, by po latach g o n i e n i a za właściwym mężczyzną, matka wreszcie znalazła dla siebie prawdziwego partnera; stabilnego oraz zaangażowanego w budowaną relację. Chciała, by znalazła miłość, której przez całe życie doświadczała wyłącznie w szczątkowej, a często nawet nieprawdziwej, formie. Bardziej niż czegokolwiek innego pragnęła jednak, by tym mężczyzną okazał się jej ojciec. Niestety taki scenariusz nie był możliwy. Nigdy nie miała doświadczyć obecności ojca. I chociaż wiedziała o tym od dawna, od zawsze, nie pogodziła się z tym. Czuła się niekompletna, nie znając historii własnego pochodzenia. Mogło się wydawać, że to bez znaczenia szczególnie teraz, kiedy była już dorosłą kobietą świadomie – lub nie – formującą swoją przyszłość. Jednak męczyło to ją. Drażniło, że nie mogła opowiadać o swoich przodkach, nie mogła odwiedzać dziadków i szukać oparcia u wujostwa lub kuzynów. Po prostu ich nie znała. Ba, nie miała pojęcia, czy w ogóle istnieli.
Zależało jej by matka miała na kim się oprzeć. Nie chciała jej tego odbierać, nawet jeśli miała prawo złościć się na nią za wszystkie tajemnice oraz sekrety, którymi nie chciała się z nią podzielić. Dlatego czerpanie przyjemności ze zbliżenia się do Sidney’a było poniekąd z d r a d ą. Mimo to w tym momencie nie chciałaby znaleźć się w żadnym innym miejscu. Przy żadnym innym chłopaku. Wszystkie te moralne wątpliwości zdawały się jednak nie mieć znaczenia. Nie była w stanie myśleć o nich, kiedy jedynym czego chciała, były kolejne pocałunki wykradane sobie między słowami. Słowami, których miała serdecznie dość. Bała się bowiem, że usłyszy coś, co ją zablokuje lub przypomni o wcześniejszym postanowieniu.
Zamiast tego usłyszała, że jest piękna.
Nie spiesząc się, powoli rozpinał zamek, a ona obserwowała jego dłoń sunącą ku dołowi. Krótkimi ruchami ramion pomogła mu zrzucić bluzę na ziemię. I choć widział ją wcześniej ubraną jedynie w kostium kąpielowy, obecna chwila była inna. Odsłonięte ciało stawało się bardziej intymne, a ciężkie oddechy świadczyły o niecierpliwości. Podobał jej się sposób, w jaki na nią patrzył; jakby nie widział niczego poza nią. Być może nadinterpretowywała ogień tańczący w jego oczach, być może widziała w nich to, co chciała zobaczyć. Jeszcze bardziej chciała poczuć na sobie jego dłonie. Ich spracowaną fakturę i niebezpieczną szorstkość. A kiedy wspomniał o zgodzie, uświadomiła sobie, jak bardzo różnił się od chłopaka, nachalnie próbującego wedrzeć się do pokoju, w którym się przebierała.
Uśmiechnęła się lekko i wsunęła dłonie pod jego mokrą bluzkę. Mimo że czuła niecierpliwość, chciała wydrzeć tej chwili jak najwięcej przyjemności, dlatego próbowała się nie spieszyć, choć ciało podpowiadało coś przeciwnego.
— Chcę tego — powiedziała, badając jego ciało, każdy mięsień uwidaczniający się na brzuchu wraz z głębokimi oddechami. Głos odrobinę zadrżał, jednak nie z powodu niepewności. — Chcę ciebie — dodała szeptem, jakby obawiała się, że zbytnia natarczywość wszystko zrujnuje.

Koniec <3
sidney coningsby
lorne bay — lorne bay
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To nie tak, że Dara pałał radością na wieść o kolejnych zadaniach zlecanych mu przez Delgado - zostanie gangsterem nie było szczytem jego marzeń i wtopił się w półświatek tylko dlatego, że był tu Diego. No i dlatego, że Darragh nie widział dla siebie perspektyw na życie: miał wykształcenie medyczne, ale ze swoją kondycją fizyczną nie miał szans na bycie lekarzem i pracowanie po kilkadziesiąt godzin. Krótkotrwały wysiłek fizyczny mu zwykle nie szkodził, ale nie dałby rady na dyżurach i doskonale zdawał sobie z tego sprawę - dlatego nawet nie próbował dostać się nigdzie na rezydenturę.
Powoli jednak przyzwyczajał się do widoku krwi nie wynikającej z wypadków, przyzwyczajał się do tego, że jego zadaniem jest głównie opatrywanie ludzi Kolumbijczyków albo ich wrogów, którzy mieli pozostawać przy życiu jak najdłużej. Uczył się bycia głuchym na błagania o śmierć i próbował nie myśleć o tym, że własnie podtrzymuje życie kogoś, kto właśnie przez niego będzie dłużej torturowany. Zwykle właśnie do tego był potrzebny braciom; rzadziej - do tłumaczenia czegoś z innego języka, dlatego też i tym razem spodziewał się podobnego zadania: jechał z Santiago gdzieś na obrzeża miasta, okolica stawała się coraz bardziej dzika i zarośnięta, opuszczona. Powoli wokół się wyludniało, aż w końcu oczom Dary ukazały się pola i odległe lasy; każda z działek miała ogromną powierzchnię i ciężko byłoby ludziom zobaczyć, co dzieje się u sąsiadów, co miało swoje dobre i złe strony. Tą złą stroną mogli być właśnie oni.
Nie pytał Tiago, gdzie i po co jadą - ważne, że mężczyzna zażądał, żeby Dara wziął ze sobą swoje instrumenty medyczne - wszystkie, jakie tylko posiadał, więc Irlandczyk podejrzewał, że znów będą kogoś przesłuchiwać; tym razem nie na terenie swojej posiadłości. Gapił się przez okno, podziwiając okolicę i próbując nie wyobrażać sobie, jak ten człowiek będzie potem wyglądał - ale może wcześniej wyśpiewa to, czego Santiago od niego chciał? A może tym razem nie chodziło o wyciągnięcie informacji, tylko o karę? Może też wcale nie chodziło o tortury, tylko o coś zupełnie innego? Może trzeba było komuś pomóc? To już się dawno nie zdarzyło, poza czymś na kształt pomocy tym, których ktoś z kręgu Delgado potrafił nieźle urządzić w swoim "szkoleniu", by byli posłusznym ludzkim towarem.

Santiago Navarro Delgado
przemytnik i diler — gdzie się da
30 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
{outfit}

Santiago ostatnio nie miał głowy do interesów - powiedziałby nawet, że miał powyżej uszu tych wszystkich nielegalnych rzeczy, które musiał robić od wielu lat, głównie z rozkazów własnego ojca - przynajmniej na początku, a potem po to, żeby jakoś gang utrzymać w pozycji, w której ojciec mu go przekazywał. Jasne, senior Delgado wciąż sprawował pieczę nad biznesem i wszystkimi nielegalnymi rzeczami, które robili, ale robił to z Kolumbii, więc Tiago w pewien sposób był tutaj, w Lorne Bay, zdany na siebie i swojego brata. Brata... no dobra, głównie na siebie, patrząc na to, że Gabriel zwykle jednak był albo pijany albo naćpany, ewentualnie jedno i drugie i szczerze powiedziawszy dość rzadko się widywali. A widywali się jeszcze rzadziej od momentu, kiedy Santiago oświadczył Gabrielowi, że wyprowadza się z posiadłości, w której mieszkali razem z Diego i Darą i że od tej pory będzie mieszkał w pobliżu, ale z Thierrym. Jak też zapowiedział tak zrobił, więc w posiadłości Delgado nie było już praktycznie żadnych istotnych dla niego rzeczy, a on pokazywał się na oczy tamtejszym mieszkańcom coraz rzadziej, tylko wtedy, kiedy miał do któregoś z nich jakiś interes.

Tak też było tym razem, gdy zażądał od O'Sullivana spakowania wszelkich jego cudeniek i zapakował go razem z nimi do samochodu. Przez całą drogę na opuszczoną farmę nie odzywał się za bardzo, nigdy też nie był mistrzem nawiązywania jakichś small talków, a chyba Dara raczej też nie był ich zwolennikiem, więc droga minęła im w ciszy i być może w poczuciu jakiegoś delikatnego dyskomfortu. Uważał go jednak za jego przyjaciela, nawet jeśli nie mówił mu o wszystkim, więc milczenie w jego towarzystwie nie było aż tak znowu tragiczne.

W końcu dotarli na miejsce, Santiago zgasił auto i wysiadł z samochodu, a potem ruchem podbródka wskazał jakąś nie do końca stabilnie wyglądającą stodołę, która w czasach świetności zapewne służyła swoim właścicielom do przechowywania zboża. Częściowo była murowana, prawdopodobnie ze względu na ryzyko pożarów i w celu zapobiegania ewentualnym stratom, na które rolnicy i farmerzy raczej nie chcieli się narażać. Zanim jednak ruszył w jej stronę wyjął jeszcze z kieszeni paczkę papierosów, jednego wyjął sobie, a potem zaoferował paczkę także Darze. Odpalił oba, jeśli przyjaciel zdecydował się skorzystać, po czym zaciągnął się mocno, biodrami opierając się o maskę auta.

- Gabriel bywał ostatnio w domu...? - zagadnął wreszcie, kierując spojrzenie ponownie w stronę budynku, niby pytając z czystej ciekawości, a w rzeczywistości próbując wybadać czy z jego bratem nie dzieje się na pewno nic niedobrego.

Darragh O'sullivan

sumienny żółwik
zira_fell
wszystkie multi podpięte
lorne bay — lorne bay
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Rzeczywiście, Dara nie był przesadnie gadatliwy. Nie to, że był ogólnie rzecz biorąc milczkiem, ale raczej wolał rozmawiać o rzeczach, na których temat miał coś do powiedzenia: small talki, rozmowy o niczym tylko po to, żeby otworzyć gębę, nie były dla niego. W tym momencie też był nieco zestresowany, bo nie wiedział, co czeka go na miejscu - gdziekolwiek to "miejsce" miałoby być. Od dawna już obawiał się tego, że w końcu któryś z Delgado postanowi zrobić mu jakiś test sprawdzający, czy rzeczywiście jest lojalny i można mu ufać: zostanie zmuszony do czegoś bardziej nielegalnego, niż jedynie praca lekarza na czarno, poza granicami prawa. Z pewnością będzie to coś mocniejszego, niż pomaganie poranionym przestępcom czy leczenie porwanych i przetrzymywanych ludzi. A co, jeśli to dzisiaj? Czy Dara byłby w stanie zrobić coś ponad to...? Sam nie był pewien. Rozmyślał o tym nie raz, wyobrażał sobie różne sytuacje, próbował się w nie wczuć i dowiedzieć się, czy byłby w stanie kogoś na przykład zabić - nadal jednak tego nie wiedział, bo trzeźwo zdawał sobie sprawę z tego, że wyobrażać sobie rzeczy to zupełnie co innego, niż przeżywać je. Do tej pory nie zrobił nikomu celowo krzywdy i nie chciał jej robić, ale wiedział, że być może będzie musiał.
Kiedy w końcu zajechali pod jakąś rozpadającą się stodołę, Dara jeszcze przez chwilę siedział w aucie, patrząc z niepokojem na ten budynek i zastanawiając się, co czeka go w środku. Wreszcie jednak wysiadł, stanął przy Tiago i wziął od niego papierosa, zerkając co chwilę na stodołę.
- Gabriel? - uniósł brwi, nie spodziewając się teraz tego pytania - W zasadzie... no, bywa, czasami. Rzadko go widuję, bo się mijamy: on... no, głównie pije - wzruszył ramionami. To nie tak, że go to nie interesowało; wręcz przeciwnie - martwił się o młodszego Delgado i zastanawiał, jak mógłby mu pomóc, ale nie widział sposobu. Nie chciał mu wprost mówić, że powinien się zgłosić po pomoc, bo chyba miał problem alkoholowy, że może powinien się zgłosić do jakiegoś psychologa, skoro nie radzi sobie ze swoimi problemami. Nie był też pewien, co to za problemy, a trochę bał się pytać: jak by nie patrzeć, to bracia byli przestępcami, dość groźnymi, więc Dara czuł przed nimi respekt. Nie chciał im zbytnio wchodzić w drogę i sprawiać wrażenia, że wpieprza się w ich życie. Miał jednak wrażenie, że decyzja Tiago o wyprowadzce pogorszyła stan jego brata, tym bardziej, że starszy nie wyprowadził się tak po prostu. On zamieszkał z jedną z tych dziwek, co O'Sullivan nie do końca rozumiał.
- A właściwie, to mogę zapytać o to, dlaczego zamieszkałeś z tym... Z Thierrym? O co chodzi? - popatrzył na niego zaciekawiony - Co z Sad? Myślałem, że ożenisz się z nią i to z nią zamieszkasz, jeśli już. Albo że ona zamieszka z nami.

Santiago Delgado
ODPOWIEDZ