25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
If I told you that I realized you're all I ever wanted and it's killing me to be so far away, would you tell me that you love me too and would we cry together?
If you’re meant to come back to me, you will.
Nigdy nie spodziewałaby się tego, co miało nadejść. Życie w Australii toczyło się po swojemu. W szpitalu jednak nigdy nie było spokojnie, bo jak wiadomo, wypadki zdarzały się każdego dnia o każdej porze, a jak się było rezydentem chirurgii, ręce przez cały czas miało się we krwi, a pot spływał ci po skroniach już od rana. Lexa wielokrotnie odsypiała w różnych randomowych miejscach, to gdzieś w schowku woźnego gdzie było ciemno i cicho, a to w pokoiku stażystów gdzie były normalne łóżka, to na sali operacyjnej zanim ta znowu była zajęta. Przez większość czasu jednak migrowała między oddziałami, była tam gdzie jej potrzebowano. Przy codziennych obchodach wśród pacjentów, przy badaniach, przy operacjach, ucząc się każdego dnia i powtarzając to co już wie. Niektóre przypadki były lżejsze, przy niektórych nawet dało się pośmiać wraz z pacjentami, a jeszcze inne potrafiły wystrzelić twój poziom stresu ponad jakąkolwiek skalę.
I dzisiaj miał jej się trafić jeden z tych przypadków.
Odkąd wróciła z Ameryki do Australii, gdzie zaczęła rezydenturę minęły prawie dwa lata. Wiele się nauczyła, wiele się zmieniło odkąd wyjechała na Harvard. Archie już z nimi nie mieszkał, dziadkowie nie byli już tacy sprawni, zwierząt z fundacji przybyło, a ona… ona starała się za wszelką cenę połączyć życie rodzinne, towarzyskie i pracę, odciążając przy tym jak najbardziej dziadków. Nie było to łatwe zadanie, ale się starała. Najwięcej czasu jednak, mimo wszystko, poświęcała obowiązkom w szpitalu. Jak raz rzuciła się w wir nauki, potem pracy, tak już nie bardzo potrafiła z niego wyjść. Nadgodziny były normą.
Od piątej rano już była na nogach, w fartuchu, z plakietką szpitalną na piersi, robiąc wraz z zespołem rutynowy obchód wśród pacjentów po zabiegach. Większość spała, ale to nie znaczyło, że nie mogli spisać wszystkich parametrów z aparatury. Co poniektórzy narzekali, że ich coś boli, inni na to, że pacjent obok kaszle całą noc. Typowy dzień. Przez kolejne kilka godzin było tylko lepiej, pojedyncze szycia, kilka złamań, stały pacjent z hipochondrią….
- Wypadek na torze wyścigowym w Melbourne. Dwudziestopięciolatek, kierowca bolida, uderzył w bandę i został uwięziony w płomieniach. Nie mają wystarczająco dużo krwi, więc przenoszą go do nas. Poparzenia, obrażenia czaszki, odłamki bolidu w ciele, przenosimy od razu na salę. - mówił Cardan, główny chirurg szpitala, który zebrał swój zespół najlepszych rezydentów, mających pomóc mu w odebraniu pacjenta i przeprowadzeniu późniejszego zabiegu. Wszyscy szybkim tempem wchodzili schodami na dach szpitala, gdzie śmigłowiec z pacjentem miał niedługo wylądować. Od czasu otrzymania wezwania główna sala zaczęła być przygotowywana wraz z jednostkami krwi, której stracił podobno sporo.
W końcu dźwięk helikoptera było słychać, a niedługo później maszyna wylądowała na dachu. Przekazanie pacjenta przebiegło bardzo sprawnie i szybko. Lexa jednak kiedy tylko znalazła się przy łóżku i spojrzała na nieprzytomną twarz poszkodowanego, nagle poczuła się słabo. Moc z niej uciekła nie mogąc uwierzyć w to, kogo widzi na noszach. Przez ułamek sekundy wszystkie wspomnienia przeleciały przez jej umysł, a stres mocniej ścisnął jej serducho. Zawsze zachowywała zimną krew, ale w tym momencie kompletnie o tym zapomniała.
- Specter! Jesteś z nami? - rzucił podminowany Cardan, gdy przewozili pacjenta na salę. Widział, że dziewczyna na moment odleciała, więc należało przywołać ją na ziemię. Nie było czasu na myślenie o czymkolwiek innym.
- Tak, tak… przepraszam. - rzuciła, potrząsając głową, zaraz potem przekazując nosze pielęgniarkom, które już czekały na sali. Samej wraz z innymi przeszła do pomieszczenia, gdzie szybko ubrano ją w sterylny strój do operacji. Zaraz potem weszli na salę, gdzie już podłączono pacjenta do aparatury i podano mu tlen. Jego parametry nie były dobre, saturacja spadała. Główny chirurg bardzo szybko przeszedł do operacji, aby wyciągnąć odłamki bolidu, które znalazły się zdecydowanie zbyt blisko serca, cudem nie naruszając głównych tętnic. Operacja była długa, męcząca, bardzo precyzyjna i wymagała od groma umiejętności, nie mówiąc już o pewnych rękach. Podczas tej samej operacji, po zahamowaniu krwawienia i opatrzeniu pierwszego problemu, zajęto się kolejno obrażeniami głowy, gdzie według poprzedniego szpitala chłopak doznał pęknięcia podstawy czaszki, jednak był ono stabilne i niepowikłane z uszkodzeniem struktur wewnątrzczaszkowych. Nie było niebezpieczne dla życia i wymagało leczenia zachowawczego. Podobnie jak oparzenia, które zabandażowano specjalnymi okładami. Po ustabilizowaniu stanu pacjenta, po wielu godzinach operacji, w końcu mogli przekazać pacjenta do indywidualnego pokoju pooperacyjnego, gdzie miał dojść do siebie.
Gdy tylko pacjent został przewieziony, Cardan jako lekarz Aidena powiadomił menagera oraz rodzinę o jego stanie i przebiegu operacji. Wybudzić powinien się niedługo, ale na pewno przez dłuższy czas nie będzie mógł wsiąść za kierownicę bolidu.
Był już wieczór. Minęło kilka godzin od czasu operacji, a Lexa dziwnie często zaglądała do tego pokoju, co chwila „sprawdzając parametry” pacjenta. Teraz też tu przyszła z właśnie taką wymówką, sięgając po kartę, aby spisać poszczególne cyferki z aparatury pacjenta, który dalej się nie wybudzał. Nic dziwnego, jego organizm potrzebował czasu aby się zregenerować po tym przejściu.
- Nie wiedziałem, że jesteś fanką formuły. - rozbrzmiał męski głos w drzwiach. Lexa nawet nie musiała się odwracać, aby wiedzieć kto to.
- Nie jestem. Po prostu sprawdzam pacjenta.
- Mhm, dwudziesty raz od czasu operacji. Idź do domu.
- Nic mi nie jest.
- Trzęsiesz się. Jesteś zmęczona i jesteś na nogach od rana. Jadłaś coś w ogóle? - podszedł do niej, aby zlustrować dziewczynę spojrzeniem i unieść jej podbródek, zmuszając ją, aby na niego w końcu spojrzała.
- Jadłam, Cardan. Zaraz pójdę do domu, obiecuję. - uśmiechnęła się nawet przekonująco, co chyba miało mu wystarczyć. Spojrzał się na nią nieprzekonany i westchnął pod nosem zrezygnowany.
- Jak cię tu zobaczę za dziesięć minut, to sam cię wyniosę do łóżka. - powiedział ze złośliwym smirkiem i ucałował jej czoło, odwracając się w stronę drzwi. W progu jeszcze zerknął przez ramię. - Powinien spać do rana, Lexa. Wiem, że to VIP, ale nie musisz się nim aż tak przejmować. Już jest stabilny. - dodał z pociesznym uśmiechem, zaraz potem wyszedł.
Westchnęła pod nosem przenosząc wzrok na Aidena.
- Ta… jakby to było takie proste. - mruknęła sama do siebie, odkładając kartę na miejsce, aby przejść koło łóżka i stanąć obok, przy kroplówce, która była do niego podłączona. Niby faktycznie powinna iść do domu, jej zmiana dawno temu się skończyła, a siedziała tu od szesnastu godzin. Problem w tym, że nie chciała opuszczać szpitala, póki ten się nie obudzi. Poza tym, i tak miała wrażenie, że teraz nie zaśnie. Tyle lat rozłąki i wystarczył jeden wypadek, aby znowu nie mogła przestać o nim myśleć. Stara miłość nie rdzewieje, co?
ambitny krab
Lexa Specter
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
I’m the one in my zone, those other kids peep like baby chicks. Look at those drunken fools, what’s going on?
  Jego kariera nabierała tempa. Miał na swoim koncie już sporo Grand Prix w poszczególnych krajach, ale wciąż – żadnego mistrzostwa świata. Powód był bardzo prosty – był skrzydłowym. Oznaczało to tyle, że głównie tylko osłaniał pozycję dla drugiego kierowcy, dla partnera w drużynie. Dla tego „lepszego” z zespołu. W tym przypadku sławnego Hamiltona, już siedmiokrotnego mistrza świata. No szło się porzygać. Tym bardziej, że sporo zwycięstw zawdzięczał Aidenowi za to, jak tamten pojechał – biorąc go na hol czy przepuszczając na koniec mimo swojej wygranej. No a inne zwycięstwa były dość kontrowersyjne bo sam Lewis nie grał czysto. I chyba ze wszystkich dostawał najwięcej kar czasowych.
  Na koniec sezonu 2020 miarka się przebrała gdy Toto Wolff, ich szef ekipy, kazał Aidenowi puścić Hamiltona pierwszego do mety dla punktów potrzebnych mu do umocowania jego pozycji w ogólnym rankingu, jednocześnie przekreślając szanse Aidena na podium w mistrzostwach samych w sobie. Był to punkt zwrotny, w którym Hartmann zadecydował, że rozpoczyna rywalizację z Lewisem zamiast współpracy.
  Na tyle, że teraz w dniu finałów formuły obaj jednym wyścigiem mieli zadecydować który z nich będzie lepszy i który zdobędzie swój tytuł mistrza świata. Pierwszy dla Aidena i ósmy dla Lewisa czym przebiłby lidera w formule od lat, który tych tytułów w swojej karierze uzbierał aż siedem. A wszystko wróżyło Aidenowi zwycięstwo – przede wszystkim to, że finał odbywał się na australijskim torze, na którym Hartmann czuł się najpewniej spośród wszystkich. Rozdanie sezonu 2021 takie pod niego. I choć nie lubił zapeszać – był człowiekiem przesądnym – to czuł swoją wygraną. I tutaj nawet decyzja Wolffa nie byłaby go w stanie zatrzymać. Jeśli miałoby go to wyrzucić z zespołu Mercedesa to… trudno.
  Sam wyścig przebiegał pomyślnie dla Aidena. Zrobił coś, co na pewno zdenerwowało partnera z drużyny, bo przez większość okrążeń jechał jako cień Hamiltona a nie odwrotnie - tym razem to Lewis go holował. Jak Aiden przykleił mu się do dupy tak się trzymał. Do ostatnich dwóch zakrętów. Redbull za nimi pozostawał ze stratą 5,5 sekundy,a Haas uplasował się jeszcze dalej. Chyba nic nie było w stanie zatrzymać Mercedesa przed zajęciem dwóch pierwszych lokat. Na tym Grand Prix i na mistrzostwach. Pytanie tylko który z nich miał dostać tytuł mistrza.
  Aiden zamierzał zgarnąć swoje pierwsze trofeum z tej serii.
  Po przedostatnim zakręcie zaczął ustawiać się tak by wyprzedzić Lewisa po wewnętrznej. Manewr ciasny, ryzykowny, ale był jego pewien. Wszak był to jego tor – znał go doskonale. Wychylił się w końcu z cienia Lewisa i dodał gazu, tych wszystkich koni mechanicznych zaoszczędzonych na holu. Bolid ruszył naprzód z niesamowitą prędkością, zwiększając ją stopniowo, a jeden z bolidów Mercedesa zaczął równać się przednim kołem z tylnym kołem lidera. I to wtedy bolid na przodzie odciął ten drugi, najeżdżając na niego. Przy takich prędkościach nie było potrzeba więcej by stracić panowanie. Maszyna z drugiej lokaty wystrzeliła w bok, a zaraz potem wbiła się w zwężenie bariery bezpieczeństwa. Bolid złamał się w pół. Tył został przed barierą, a przód z kabiną zniknął w potężnych płomieniach.
  Tutaj pamięć Aidena zaczęła zawodzić. Samego momentu uderzenia i wybuchu płomieni nie pamiętał.
Dalej jednak pamiętał ogromny ból rozchodzący się po jego ciele, że pojawiła się myśl, że to już koniec, a potem jak przez mgłę, że wyczołguje się z wywróconej, płonącej maszyny i czołga się z dala od płomieni, gdzie dorwał go jeden ze strażaków i spryskuje pianą gaśniczą. Zaraz potem przytłaczające uczucie zmęczenia. A następnie wszystko zgasło. I już nie wracało.
  Bardzo długo nie wracało.
  Absolutna pustka. Nic. Żadnych snów, żadnych myśli. To się działo w umyśle Aidena po tych wszystkich wydarzeniach. A z zewnątrz pewnie wyglądał jakby po prostu spał. I może tak było – on sam nie wiedział. Nie mógł wiedzieć co się działo z nim od momentu, w którym wyciągnął się samodzielnie z kuli ognia. Nawet nie był świadom, że to wtedy zaczął swoją walkę o życie. Pewnie wiele osób, które widziało ten wypadek już dawno postawiło na nim krechę. Potrzeba cudu, żeby przeżyć coś takiego. Cóż – opłaciło mu się chyba być człowiekiem wierzącym bo jednak ten cud otrzymał.
  Otworzył oczy. Powoli. I choć w pomieszczeniu nie było aż tak jasno to jednak potrzebował chwili na przyzwyczajenie wzroku do panujących warunków. Zamrugał przy tym kilkakrotnie, a gdy zebrał jako-taką ostrość uświadomił sobie, że na pewno nie jest to tor wyścigowy. Był w innym miejscu niż to, którego dotyczyły jego ostatnie wspomnienia. Poruszył więc palcami prawej ręki, jak gdyby chcąc sprawdzić czy ma władzę nad ciałem, bo jeśli nie żył to… w sumie nie wiedział co. Ale miał władzę nad ciałem, bo zaraz potem sprawdził jak i dolne kończyny. Każdy ruch sprawiał mu ból, na pewno był mocno poobijany, ale… ale panował nad kończynami. To chyba dobrze? Od zawsze to był jego strach, że po jednym wypadku po prostu zostanie… niepełnosprawny. I wszystko w jego życiu się diametralnie zmieni. Nie będzie mógł się ścigać, a tak na dobrą sprawę to właśnie to darzył miłością.
  Jedną miłość już stracił. Raczej nie przebolałby utraty drugiej.
  Chciał podźwignąć się na przedramionach by podciągnąć nieco wyżej na łóżku, ale tutaj pojawił się problem bo wsparcie się na poparzonych przedramionach… to najlżejszych doznań nie należało. Temu też padł z syknięciem na poduszkę. A potem zakaszlał. Czując paskudny beton w płucach. Czyli z podnoszenia się nici.
  Obejrzał się więc, by rozeznać się po otoczeniu i utwierdzić się w przekonaniu, że jest w szpitalu. Już wstępną tezę postawił w wyniku szybkiej dedukcji. Jeśli nie ma go na torze a nie pamięta by wracał do domu, to…
Szpital.
  Zatrzymał spojrzenie na postaci, która znajdowała się w pomieszczeniu, jeszcze chyba w tym momencie nie zdając sobie sprawy kto to. Personel medyczny, tyle mógł powiedzieć po ubiorze. Kogo innego spodziewać się przy nim skoro był w szpitalu po wypadku.
  — Zakładam, że to nie było wycinanie migdałków. — Rzucił, by zaraz potem odkaszlnąć. No śmieszne, Aiden. — Jeśli było tak to czekam na moje lody albo zwrot migdałków. — Dodał, zaraz po krótkim kaszlnięciu. — Ostatnio jak mi wycinali obiecali mi lody po operacji. Lodów nie dostałem do tej pory. — A miał biedny osiem lat i się rozczarował. Hans go nigdy na te lody nie zabrał bo zwyczajnie zapomniał. A potem już nie było co, prawda? Tak się tylko gadało, że dobrze zjeść lody po operacji wycięcia migdałków. — Przykra sprawa, złamane dziecięce marzenia.
  Mnie też nikt nigdy na te lody nie zabrał.
But these devils tryna pull me off from my honor from my heaven
ObrazekObrazekObrazek
Even if I fall, I’m never dead Moving forward, my blood strikes
ambitny krab
gunslinger
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
If I told you that I realized you're all I ever wanted and it's killing me to be so far away, would you tell me that you love me too and would we cry together?
Stresowała się. Mimo, że było już po operacji, a jego stan był już od kilku godzin stabilny i nic nie zanosiło na to, że powinien się wkrótce zmienić, to nie potrafiła ot tak iść do domu i pójść spać. Potrafiła się psychicznie odciąć od pracy oraz pacjentów, bo inaczej by zwariowała jakby każdym miała się faktycznie przejmować. Wiadomo, empatia jest podstawą do pracy jako lekarz, ale nie można było emocjonalnie się wiązać z każdym przypadkiem, bo kiedy umrze ci na stole, to się po tym nie podniesiesz zbyt szybko. W dalszym ciągu takie zdarzenia się na niej odbijały, musiałaby być całkowicie pozbawiona uczuć jakby tak nie było, zwłaszcza kiedy już się z kimś zapoznało i przed operacją żartowało, że po przebudzeniu pójdzie się z tą osobą do kina na maraton Disneya. Podobnym ciosem na psychikę było informowanie rodziny zmarłego, że ich syn, mąż, matka, ojciec, brat czy siostra nie przeżyli operacji i obserwowanie momentu załamania na ich twarzach. Obrywanie oskarżeniami w twarz, że to twoja wina, a także błagalnymi prośbami, aby to nie była prawda. To nigdy nie było łatwe, dlatego im szybciej się odcięło, tym lepiej.
Problem w tym, że tu nie mogła się odciąć. Od samego początku była z nim emocjonalnie związana i nawet kilkuletnia przerwa w kontakcie nie mogła tego zmienić. I to nie tylko dlatego, że osobiście znała pacjenta i swego czasu była z nim w związku. Chociaż tak, głównie dlatego.
W momencie jak usłyszała poruszenie na łóżku, odwróciła w tamtym kierunku spojrzenie. Obudził się. W milczeniu obserwowała jak próbuje się podnieść i pokręciła z niedowierzaniem głową, jednocześnie czując ulgę, że w końcu się wybudził. To zawsze było dobrym znakiem. Oznaczało to, że twój organizm jest już na tyle silny, że może w miarę normalnie funkcjonować i utrzymać się w świadomości. Wróciła do spisywania zawartości kroplówki, a słysząc jego głos coś przyjemnie złapało ją za serducho. Nawet po takim czasie dalej reagowała na niego w ten sam sposób. To chyba źle.
- Nie mamy lodów na stołówce, ale jestem pewna, że twój menadżer ci je przyniesie jak ładnie poprosisz. - powiedziała, zwiększając nieco prędkość przepływu kroplówki ze środkami przeciwbólowymi, które powinny zminimalizować ból odczuwany po wypadku i późniejszej operacji. Dalej go bolało, ale na pewno nie tak, jak normalnie gdyby nie był nafaszerowany morfiną.
Zerknęła na aparaturę wykazującą jego parametry po przebudzeniu. Stabilne, lekko podskoczyły ale to naturalna reakcja na ból, nic zaskakującego i wykraczającego poza normę. Wróciła do niego spojrzeniem i podeszła bliżej łóżka, unosząc kącik ust w swoim naturalnym, ciepłym uśmiechu. Nigdy nie chciała z nim być na wojennej ścieżce, nawet jeśli ich rozstanie nie należało do przyjemnych. I chcianych.
- Jak się czujesz? - spytała troskliwie. Podstawowe pytanie przy kontroli. Co cię boli, gdzie cię boli, jak cię boli oraz w jakim stopniu. O wiele łatwiej pracowało się z pacjentem, który był świadomy i potrafił to określić niż badać na ciemno i liczyć na to, że niczego się nie przeoczyło. - Nawet nie wiesz ile szczęścia miałeś. Tym razem. - dodała i zerknęła przez ramię na drzwi. Powinna chyba kogoś wezwać, a mając na myśli kogoś, chodziło o Cardana, lekarza prowadzącego przypadek Aidena. Nic się chyba jednak nie stanie jak sama mu przedstawi sytuację skoro już była na miejscu, nie? Davies się nie obrazi jak wykona częściowo jego robotę. W końcu była rezydentką, miała do tego prawo!
Przysiadła lekko na krańcu medycznego łóżka, dalej lustrując go swoim ciepłym spojrzeniem.
- Miałeś poważny wypadek na torze. Zostałeś do nas przetransportowany śmigłowcem z Melbourne. Stwierdzono u ciebie poparzenia pierwszego i drugiego stopnia na przedramionach, pęknięcie tylnej podstawy czaszki oraz obrażenia wewnętrzne spowodowane wbitymi ciałami obcymi. Usunęliśmy odłamki bolidu z twojego brzucha i okolic serca. Na szczęście nie uszkodziły one żadnej z tętnic głównych. Pęknięcie leczy się zachowawczo, czyli podamy ci tylko środki przeciwbólowe, kości same się zrosną… Kilka tygodni i będziesz prawie jak nowy. - streściła jak to miała w obowiązku poinformowania pacjenta o przeprowadzonym zabiegu oraz aktualnym stanie zdrowia. Będzie prawie jak nowy, bo oparzenia na przedramionach mogły zostawić blizny, podobnie jak cięcia w okolicach serca i dolnej części brzucha.
- Pomogę ci się na chwilę podnieść, bo muszę cię jeszcze osłuchać. - powiadomiła go i wstała z łóżka, po chwili ostrożnie pomagając mu przyjąć pozycję siedzącą, nie dotykając przy tym oparzeń oraz reszty opatrunków. Ściągnęła z szyi stetoskop (i go ogrzała w dłoni, aby nie było!) i założyła go na uszy, co by przystawić go do płuc chłopaka.
- Weź kilka głębokich oddechów. - poinstruowała, w słuchawkach słysząc niezbyt przyjemny szmer, który jednak był o wiele lepszy niż na początku jak go przywieźli. Wtedy jego świst dało się słyszeć już z oddali. Ściągnęła stetoskop odkładając go na swoją pozycję na szyi. - Dalej masz podrażnione płuca od dymu. Będziesz czuł dyskomfort jeszcze jakiś czas, ale twoje płuca powinny się wkrótce całkowicie oczyścić. - dodała, odsuwając się od łóżka i wskazując jedną z masek tlenowych obok. - Tu masz tlen, powinieneś go wdychać, aby przyspieszyć regenerację. - powiedziała, w tej chwili spełniając całkowicie swój medyczny obowiązek. Brawo, Lexa. No dobra, dalej zostało jej powiadomienie przełożonego, że pacjent się wybudził, no ale…
Westchnęła pod nosem zerkając na zegarek, zaraz potem czując kolejne wibracje telefonu, który od godziny piętnastej non stop się odzywał. A nie był to nikt inny jak babcia we własnej osobie.
- Powiadomię twojego lekarza prowadzącego, że już się obudziłeś. Potrzebujesz czegoś? - spytała. Może potrzebował wody! Lodów niestety nie mogła mu zapewnić. Żadnych.
ambitny krab
Lexa Specter
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
I’m the one in my zone, those other kids peep like baby chicks. Look at those drunken fools, what’s going on?
  I czyli co? Lodów nie będzie?
  — Nie wiem czy potrafię. — Odpowiedział, przenosząc wzrok z rozmytej sylwetki pracownika szpitala na sufit. Czuł się słaby, bardzo słaby. Z drugiej strony bardzo nie chciał leżeć plackiem, najchętniej by wyszedł ze szpitala i pewnie by mógł wypisać się na własne żądanie, bo siłą go trzymać nie będą, ale… nawet na to siły nie miał. Za to miał moc na dowcipkowanie.
  A to tutaj do wszystkich się od razu na „ty” wylatuje? Cóż za świeże podejście!
  On jeszcze nie kojarzył z kim ma do czynienia. Jego umysł pracował na zwolnionych obrotach – co było kompletnym przeciwieństwem tego, co reprezentował na co dzień. Jako kierowca formuły musiał potrafić w ciągu oka mgnieniu ocenić sytuację i podjąć decyzję. Musiał reagować szybko, musiał być w stanie odpowiadać na bodźce. Tutaj wszystko wolno do niego docierało – jak sama świadomość, że wylądował w szpitalu. Potrzebował chwili by to zrozumieć i przyswoić.
  — Na pewno nie jak mistrz świata — mruknął, opuszczając spojrzenie na sylwetkę kobiety, która powoli nabierała ostrości, nie będąc już tylko jakiś rozlanym witrażem, jak wszystko jeszcze przed chwilą. Zaraz potem prychnął cicho pod nosem, kręcąc przy tym lekko głową, reflektując się, że jego zły humor nie powinien być wywalany na bogu ducha winnej osobie, która po prostu chciała mu pomóc. — Przepraszam. — Powiedział przy tym, jakże pokornie, dodając zaraz po tym: — Jestem zmęczony, w płucach mam beton, ale bywało chyba gorzej. Mogłem być martwy.
  No właśnie, nawet nie wiedział ile miał szczęścia. Choćby tamtym razem. Chociaż przejebanie na ostatnich setkach metrów pierwszego tytułu mistrza świata wcale nie było takim szczęściem. Zwłaszcza, że był przekonany, że to właśnie jego partner z drużyny go specjalnie odciął i doprowadził do… tego wszystkiego.
  Wysłuchał streszczenia dla tego, wszystkiego, co miał za sobą – obrażenia odniesione w wyniku wypadku. No właśnie, to był wypadek. Chociaż ciężko było nazwać umyślne działanie współtowarzysza „wypadkiem”. Bardziej zamachem, ale wiadomo o co chodzi. Jednocześnie, słuchając tego wszystkiego, miał to średnio obecne spojrzenie utkwione na postaci, która do niego mówiła. Naprawdę wyglądał tak, jakby próbował skojarzyć fakty. Może to kwestia uderzenia głową – może jakieś wstrząśnienie mózgu, a może to, że nie dotarł do siebie. Nie rozpoznawał jej. Choć sprawiał wrażenie, jakby faktycznie chciał ją zaszufladkować.
  — Mam zaśpiewać? Lepiej nie. Kiepsko mi to idzie. — Odpowiedział, w kontekście tego całego osłuchiwania. Z pomocą Lexy podniósł się na tyle, by mogła go zbadać. Znaczy osłuchać. Na szczęście nie chodziło o żadną wokalizę, lepiej byłoby to oszczędzić. Wszystkim na tym świecie, a przynajmniej w zasięgu słuchu. I jak miło, że ogrzała statoskop. Kurestwo potrafi być naprawdę zimne i to nic przyjemnego by ktoś cię zmacał czymś tak zimnym.
  Posłusznie, bez żadnych kawałów, wziął kilka oddechów, acz spotykając się dalej z tą ścianą. Z tym betonem, który tych wdechów mu nie ułatwiał. Przy drugim takim po prostu odkaszlnął, nie bardzo też mogąc ów odruch powstrzymać. A nic fajnego nakaszleć komuś, kto ma założony stetoskop.
  Nie był palaczem ale miał podrażnione płuca od dymu. I gdzie ta sprawiedliwość. Znaczy wiedział skąd to wszystko – w końcu wyczołgiwał się z płonącego bolidu. I dobrze, że miał wtedy na tyle siły. I że był przytomny. Jakby miał czekać na pomoc to pewnie byłby już well-done.
  — Tajest, szefowo. — Odparł na jej słowa, chcąc wykonać przy tym salut, ale absolutnie nie miał na to siły. No i wymachiwanie rękami teraz nie należało do najfajniejszych zadań.
  A przez cały czas i tak jej się przyglądał. W ten sam sposób. Nie pomogła plakietka, nawet nie był w stanie jej odczytać. Ale głos rozpoznawał, twarz rozpoznawał, a jednak opóźniony zapłon, zmęczony umysł, nie był w stanie zareagować od razu.
  — Auć, to nie najlepszy znak, kiedy się tak zerka na zegarek. — Podjął, uśmiechnąwszy się lekko. — Aż tak się nudzisz ze mną? — spytał, dalej czarując swoim uśmiechem. Był czarusiem, ale tylko trochę. Nigdy przecież nie wykorzystywał tego by wyrywać randomowe panny. Był po prostu miły i towarzyski. Miły, a nie „wyglądał na miłego”.
  Dopiero wtedy coś w nim kliknęło. Coś wskoczyło na miejsce, brakujący element się pojawił.
  — Lexa — powiedział w końcu, spokojnie, jakby właśnie przyswoił tę informację. Że to była ona. W końcu już rozpoznał. Zaraz potem uśmiechnął się słabo, choć maksymalnie na tyle, na ile pozwalał mu obecny stan. — Cześć, piękna. — Odezwał się zmęczonym głosem, jednak dalej z lekkim uśmiechem na twarzy. Słabym bo słabym, ale była to mieszanina czegoś na wzór ulgi, a przy tym faktycznego zadowolenia. Chyba z tego, że ją widzi.
  Do pytania byś się odniósł, a nie się witasz pod koniec dialogu, kiedy ona już ewidentnie wychodzi.
But these devils tryna pull me off from my honor from my heaven
ObrazekObrazekObrazek
Even if I fall, I’m never dead Moving forward, my blood strikes
ambitny krab
gunslinger
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
If I told you that I realized you're all I ever wanted and it's killing me to be so far away, would you tell me that you love me too and would we cry together?
Uśmiechnęła się do niego lekko, słysząc ten jego zawiedziony, niezadowolony ton głosu. Nie widziała wypadku, nie wiedziała co to był za wyścig, ale z tego co jej babcia zrelacjonowała przez telefon, albo raczej, wykrzyczała, to wychodziło na to, że kolega z drużyny Aidena przypadkowo o niego zahaczył, spychając go z toru prosto w bandę co skończyło się tragicznie. Babcia oczywiście przeklinała wszystko i wszystkich twierdząc, że to był bezczelny zamach i brudne zagranie za które Hamilton powinien zostać zdyskwalifikowany z konkursu, a nie zdobyć puchar świata. Lexa za wiele z tego nie rozumiała, bo babcia była niesamowicie podminowana pomiędzy pytaniami o Aidena oraz to czy się wybudził, ale… no, mniej więcej wiedziała co się stało na torze.
Dobrze jednak, że skończyło się tylko na takich obrażeniach, bo miał rację, mogło być gorzej - mógł być martwy, a nawet jeśli nie, to mógł nie wyjść tak szybko z bolidu, mógł się praktycznie wtopić w swój strój i do końca życia być niepełnosprawny, a tak wyszedł z tego cudem tylko z pęknięciem czaszki oraz odłamkami w ciele, które zdołali wyjąć w całości. Wtedy też już nigdy nie mógłby się ścigać. Zamiast tego do końca życia czekałaby go rehabilitacja.
Dobrze, że humor mu dopisywał. Z tym akurat nic się nie zmienił. No i miło, że się grzecznie słuchał, a nie stawiał, ale Lexa chyba jeszcze nie ogarnęła, że chłopak ma nieco zaburzone widzenie po wypadku i nie bardzo ją kojarzy. Chyba myślała, że jest po prostu miły, albo ją zwyczajnie ignoruje jak gdyby jej nie znał. I nie chciał znać. W końcu minęło kilka lat, a ich rozstanie było… nieco burzliwe. A może to ona się zmieniła? Na pewno wydoroślała przez ten czas, babcia mówi, że poszło jej to na plus! W każdym razie, nie zważając na to, musiała go dokładnie zbadać skoro już się wybudził, a jako, że była kochanym stworzeniem, to wciąż miała na twarzy swój charakterystyczny, ciepły uśmiech, niezależnie od sytuacji i tego co umysł jej podsuwał. Pełen profesjonalizm.
Brewka jej nieco drgnęła słysząc jego kolejne słowa wraz z zapytaniem, zwłaszcza jak zaczął ją czarować. Spojrzała na niego nieco rozbawiona, kręcąc przy tym głową z niedowierzaniem.
- Nigdy się z tobą nie nudzę, głupku. - przyznała, bo taka była prawda. Za każdym razem, przez lata jak ze sobą byli, ani razu nie mogła narzekać na nudę. Zawsze mieli co robić, często się uśmiechała i śmiała, wiele razy się wygłupiali i robili dziwne akcje. Miała cudowne wspomnienia, musiała to przyznać.
Jej uśmiech się nieco poszerzył, gdy w końcu wypowiedział jej imię. O, proszę. Czyli jednak pamiętał. Przestąpiła z nogi na nogę, mierząc go swoim ciepłym spojrzeniem.
- Cześć, przystojniaku. - przywitała się, nie mogąc pozbyć się tego dziwnego uczucia, które cały czas się rozlewało jej po ciele. Nie mogła nad tym zapanować, to była naturalna reakcja jej organizmu, która chyba w dalszym ciągu go nie zapomniała. - Długo ci to zajęło. - powiedziała, zerkając na niego wymownie. W sensie przywitanie się czy skojarzenie z kim rozmawia? - Aż tak się zmieniłam? - spytała zaraz, ponownie czując jak telefon wibruje jej w kieszeni, z godziny na godzinę coraz częściej. Hesu, babcia, uspokój swoje fanowskie konie. Dziadek to pewnie już w domu od zmysłów odchodził. Brakowało tylko tego, aby się wkurzyła, wzięła swoją laskę (w sensie taką drewnianą) i przyjechała do tego szpitala, na krzywy ryj pakując się do sekcji VIPów w szpitalu, bo tak, była taka sekcja. Tu każdy miał prywatną, bogato wyposażoną salę.
W końcu sprawdziła telefon.
- Poczekaj, twoja fanka numer jeden mi od południa żyć nie daje. - mruknęła i odebrała połączenie, wzdychając ciężko pod nosem, bo zaraz zaczął się wykład na tego, że jak ona może nie odbierać, kiedy babcia tam od zmysłów odchodzi. Pojojczyła przez jakiś czas, Lexa trochę na bezczela odsunęła telefon od ucha słysząc monolog kobiety, po chwili ponownie go przykładając. - Tak, jest stabilny. Tak, na pewno. Tak, wybudził się. Co? Nie babciu, jest zmęczony. Jutro. No jutro. Tak, obiecuję. Nie dzwoń już. Nie, nie ma go. Tak, śpię u was. Dobrze. Dobrze, powiem mu. Naprawdę. - i w końcu się rozłączyła. Teraz babcia będzie mogła spać! Dziadek też. Lexa westchnęła pod nosem w niedowierzaniu, zaraz podnosząc zmęczone spojrzenie na Aidena, w dalszym ciągu się do niego uśmiechając. - Babcia każe ci powiedzieć, że się cieszy, że się wybudziłeś, że odwiedzi cię jutro i przyniesie sernik. I mówiła też, że jest z ciebie dumna, bo jechałeś super. - bo babcia to wielka fanka numer jeden Aidena, od zawsze nią była, nawet jak dopiero zaczynał! - I że Hamilton to chuj. - to tak swoją drogą, ale babcia zawsze miała rację, nie?
Zerknęła za siebie na przechodzące, zapracowane pielęgniarki, które miały zaczynać nocną zmianę. Nocna zmiana. Ona miała poranną. I popołudniową. I teraz najwyraźniej też tę. Niedługo pewnie i tak ktoś tu wejdzie.
- To jak? Potrzebujesz czegoś, przystojniaku? - spytała z uśmiechem. Wcale go nie kokietowała! Po prostu trochę się spoufalała z pacjentem skoro mieli wspólną przeszłość i byli na „ty”. Poza tym… stęskniła się za tym. Za nim. I dopiero jak go zobaczyła, to sobie uświadomiła jak bardzo.
ambitny krab
Lexa Specter
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
I’m the one in my zone, those other kids peep like baby chicks. Look at those drunken fools, what’s going on?
  Morda jak mu się ucieszyła na jej widok (już świadom, że to faktycznie ona) tak nie potrafiła się wyprostować. Mimo tych mieszanych uczuć w jego umyśle – na twarzy miał po prostu szczery, ucieszony uśmiech. Pomijając heart-rate spike’a, który wystąpił jak już do niego to wszystko dotarło.
  — Lubię czasem zbudować napięcie — odpowiedział, zerkając na nią tak samo wymownie. W łóżku też budował napięcie. Znaczy co. Do niczego w tym momencie nie pił, oczywiście. Był zbyt grzecznym, zaangażowanym w związek chłopcem.
  Czy aż tak się zmieniła?
  — Mmmh — chwila ostentacyjnego zamyślenia, gdy przypatrywał jej się uważnie — scrub to nowość — powiedział uśmiechając się lekko. Jakby nie było to na oficjalnym rozdaniu odzieży charakterystycznej dla lekarzy w szkole medycznej go już nie było. To było już daleko poza czasem jego kadencji jako partnera Lexy. Wtedy był już mocno zaangażowany w swoją karierę, oficjalnie był już kierowcą dla teamu Mercedesa. No i też nie czuł się w pozycji by przychodzić na ceremonię (czy raczej przylecieć) bo nie byli razem. Ba, chyba nawet kontaktu za bardzo nie utrzymywali – początkowo z wiadomych powodów. Rozstanie zabolało i to mocno, a nie było łatwo to rozchodzić.
  Skończył inspekcję i podjął:
  — Wydoroślałaś. Ale nie wyładniałaś. — Powiedział w końcu, bardzo oficjalnie. No nieładnie Aiden, bardzo niemiło. — Zawsze byłaś śliczna, dalej jesteś. Tutaj bez zmian. — Sprostował to wprowadzone napięcie, że tam niby ją objechał, że nie wyładniała, więc pewnie była jakimś quasimodo. Nie była.
  Chyba nie wiedział jak ma się zachować wobec niej. Z jednej strony czuł ten ucisk w sobie, coś na wzór zadowolenia, że ją spotkał. Ba, serce mu zabiło szybciej wtedy, kiedy dotarło do niego, z kim rozmawia, aparatura go nie sprzeda – zwali na stres sytuacją czy coś. Wyłga się, jeśli ktokolwiek zapyta go o to! Tak czy siak zderzyło się kilka odczuć. Zadowolenie i… chyba zestresowanie. No i to poczucie niezręczności, które upchnął najdalej z tego wszystkiego. Dziwnie tak – po latach zobaczyć swoją miłość. Chyba teraz dopiero do niego docierało, że jeszcze nie do końca się pogodził z tym rozstaniem. Możliwe, że dlatego też milczał przez cały ten czas. A może po prostu uznał, że ona ruszyła dalej a on nie chciał się naprzykrzać. Wtedy też spróbował ułożyć swoje życie i całkiem dobrze mu to szło. Przynajmniej w kontekście kariery.
  Kiwnął tylko głową, słysząc że oto jego fanka numer jeden dzwoni. Potrzebował chwili by skojarzyć o kogo chodzi, ale potem padło hasło „babciu” ze strony Lexy i wszystko wskoczyło na swoje miejsce. A on uśmiechnął się pod nosem. W tym czasie też rozejrzał się po pomieszczeniu i namierzył swoje rzeczy osobiste. Nie zależało mu jakoś bardzo na przypieczonym, acz w całości, kombinezonie mercedesa, ani na potłuczonym kasku. Bardziej na jednej rzeczy, bardziej osobistej niż drużynowej. Dopiero wtedy poczuł się nieswojo, bo Lexa mogła widzieć jego „biżuterię”. Chociaż przecież zanim go przygotowano do operacji pewnie i zdjęto wszelkie błyskotki. Więc raczej nie widziała. I dobrze. Trochę przypał się przyznać, że sporą częścią utknął w przeszłości. Wina jego przesądności.
  Wrócił spojrzeniem na Lexę, gdy ta się odezwała po zakończonej rozmowie. Uśmiechnął się pod nosem słysząc jak referuje słowa babci. Jak wspomniała sernik to tylko przeburczał, że ma nadzieję, ze bez rodzynek. Bo nie znosił rodzynek w serniku. Co to miało być? Jakieś bobki?
  Westchnął jednak zmęczony na hasło „Hamilton to chuj”. To faktycznie był kawał cwela, ale nic to nie zmieniało. Biuro zawodów na pewno wlepiło mu karę, ale nawet dziesięciosekundowa kara nie zabrałaby mu tytułu w klasyfikacji ogólnej. Chyba, że udowodniono by celowość jego działania, ale on na pewno już się zdołał wybronić „nic nie widziałem”. Cały rok harówy szlag trafił bo ktoś nie umiał przegrywać.
  Temat dla niego drażliwy.
  — Oddałbym wszystko za redbulla. — Rzucił w końcu, by zaraz potem automatycznie dodać, parodią cienkiego, kobiecego głosu, który chyba miał być parodią głosu Lexy: — Ależ Aiden, nie możesz pić teraz takiego świństwa. Woda, woda i jeszcze raz woda. Potrzebujesz się nawadniać po operacji. Redbull nie jest dla ciebie wskazany. — Wyrecytował, wczuwając się w rolę dziewczyny. Zaraz potem znów odkaszlnął, układając się wygodniej na swoim łóżku, w kąciku ust mając słaby ale ciepły uśmiech, ten sam który miał na gębie parę lat temu, jak po prostu siedział obok i gapił się na Lexę, gdy ta przyswajała materiał ze studiów.
  — Dobrze cię widzieć. — Powiedział w końcu, bardzo spokojnie, a przy tym szczerze. Bo ileż to razy faktycznie chciał ją zobaczyć, a potem sobie to wypowiadał, bo jednak nie czuł się w pozycji by się z nią spotkać. Miał wrażenie, ze mocno ją skrzywdził tym, że nie potrafił zapobiec paru aspektom własnego życia. No i… chyba sam nie czuł się gotowy by ją spotkać. —Aż prawie nie żałuję, że dałem się rozpieprzyć na tym torze. — A walczył o tytuł mistrza świata, wiec to po aidenowemu bardzo duży komplement.
  Najbardziej to chyba potrzebował swojego telefonu, ale ten miał dotrzeć tutaj dopiero z jego starym coachem, z Jeon. A że nie mogła go teraz odwiedzić to będzie musiał poczekać do rana. Miejmy nadzieję, że uspokoi wszystkich za niego.
But these devils tryna pull me off from my honor from my heaven
ObrazekObrazekObrazek
Even if I fall, I’m never dead Moving forward, my blood strikes
ambitny krab
gunslinger
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
If I told you that I realized you're all I ever wanted and it's killing me to be so far away, would you tell me that you love me too and would we cry together?
Dziwnie się trochę czuła z tym, że z nim rozmawia. W sensie, bardzo się z tego cieszyła, bo ile razy przez tych kilka lat chciała się do niego odezwać, napisać głupie „cześć” na mediach społecznościowych, ale się bała, że tylko niepotrzebnie rozdrapie stare rany, więc tego nie robiła. On też nie, więc stwierdziła, że chyba faktycznie lepiej będzie zachować ten dystans i najpierw rozchodzić zerwanie, które mocno się nie na niej odbiło. Wtedy to rzuciła się całkowicie w wir nauki i zajęć dodatkowych, nabawiła się anemii i wielokrotnie przemęczała organizm, bo kiedy skupiała się na czymś konkretnym jak na medycynie czy sporcie, lub grubych książkach, to nie myślała o tym jak bardzo w środku cierpi przez to wszystko. Jak bardzo tęskni i jak bardzo by chciała się cofnąć w czasie chociaż na chwilę. Przetrwanie tego najgorszego momentu było piekielnie ciężkim wyzwaniem, ale tak jak mówili, czas leczył rany. Sęk w tym, że jak go zobaczyła po takim czasie, to miała jednak wrażenie, że nie do końca się wyleczyła.
Brewka jej lekko drgnęła na to, że nie wyładniała! No ej, czyli, że co, babcia jej kłamała? Chociaż czego się spodziewać, skoro ta to zawsze mówiła Lexie, że była śliczną księżniczką, nawet zanim pierdolnęło ją puberty. Uśmiechnęła się jednak nieco szerzej gdy dodał drugą część wypowiedzi. Nie mogła zapanować nad tym, że serducho jej się mocniej skurczyło. Zawsze to robiło jak prawił jej komplementy, nawet kiedy byli w związku i słyszała je kilka razy dziennie. On po prostu tak na nią działał.
- Nic się nie zmieniłeś. - stwierdziła, kręcąc lekko głową w rozbawieniu. Jak jej słodził tak dalej słodził. Uważaj Aiden, bo jeszcze się w tobie zakocha. Oh wait, już dawno temu się to stało. Uczucie nie wygasło, po prostu przeszło w stan hibernacji.
Należało przyznać, że było to trochę niezręczne, spotkać się ze swoją miłością po tylu latach, ale mimo wszystko nie chciała wychodzić, bo coś ją tu ciągnęło. Dlatego przedłużyła swój dyżur, dlatego nie poszła do domu chociaż powinna, dlatego pojawiała się w jego pokoju kilka razy w ciągu godziny, aby sprawdzić czy już się wybudził. Czuła się z tym jednak… nawet nie wiedziała co, chyba trochę winna, bo wiedziała, że nie powinna się tak przejmować jednym pacjentem. Tym konkretnym pacjentem, będąc podobno w szczęśliwym związku, a jednak nie potrafiła zapanować nad swoimi odruchami i reakcją organizmu odkąd tylko się pojawił w szpitalu.
A babcia jej powtarzała, że powinna napisać, zadzwonić, że zobaczy - jeszcze do siebie wrócą. Babcia kochała Aidena całym serduszkiem, jak go kiedyś już zaadoptowała do rodziny, tak nie odpuszczała nawet jak sprawy się skomplikowały. I kiedy Lexa przyprowadziła do domu Cardana, to babcia nie omieszkała jej tego zaznaczać. To już nawet dziadek czuł się z tym niezręcznie, kiedy ta ciągle nawiązywała do byłego wnuczki, ale babcia didn’t give a fuck. Więc teraz jak usłyszała, że ten miał wypadek i to do jej wnuczki szpitala go przenieśli mówiła, że to znak i wszechświat w końcu zaczął działać za nich, bo oni to takie dupy wołowe były, które w życiu by się same za to nie wzięły.
I nie, nie widziała naszyjnika. Panie pielęgniarki ładnie go oporządziły i przygotowały do operacji, jego rzeczy osobiste przenosząc do pokoju wcześniej dla niego zarezerwowanego. Wszystkie znajdowały się w małej szafie nieopodal. Nawet ten nieszczęsny, mocno przeorany strój.
Uśmiechnęła się szerzej pod nosem słysząc jak ten ją parodiuje. Minęło kilka długich lat, a ona podczas tej rozmowy miała wrażenie, że cofnęli się w czasie, kiedy wszystko było łatwiejsze i przyjemniejsze. Nie licząc tylko tego wypadku.
- O patrz, widzisz jaki ty mądry chłopak jesteś? - rzuciła jak do takiego sześciolatka, który właśnie dobrze odpowiedział na jakieś skomplikowane zadanie. - Nie zapominaj też, że jesteś na silnych lekach. - a ona bardzo nie chciała, aby leki i redbull weszły ze sobą w reakcje, bo jeszcze tylko migotania komór by mu brakowało po tym wszystkim. Jak chciał się zabić, to może lepiej nie na jej zmianie. - I nie każ mi prosić pana Wilsona, naszego dozorcę, o to, aby zablokował wszystkie automaty z napojami. - bo była w stanie do niego iść i ładnie się uśmiechnąć jeśli Aiden nie utrzyma swojego uzależnienia na wodzy przez jakiś czas.
Zlustrowała go łagodnym spojrzeniem uśmiechając się rozczulona pod nosem.
- Ciebie też, szkoda tylko, że w takich okolicznościach. - i że nie wcześniej, ale jak początkowo było to trudne, tak z biegiem czasu wcale nie było łatwiej, bo pojawiały się nowe wymówki i wyjaśnienia dlaczego lepiej tego nie robić. Widząc go jednak po takim czasie teraz tego żałowała. - Nieźle nas wystraszyłeś. - powiedziała, posyłając mu wymowne spojrzenie. Ona to się stresu najadła jak go przywieźli, babcia prawie padła na zawał przed telewizorem, nie mówiąc już o całej reszcie fanów i rodziny. Hans i Noel to pewnie odchodzili od zmysłów.
- O, pan Hartmann, już pan się obudził. - powiedziała miło jedna z pielęgniarek, która zajrzała do pokoju pacjenta. Lexa odwróciła głowę w jej kierunku, a ta widząc, że jest z nim już lekarz, uśmiechnęła się do niej, zaraz przeskakując wzrokiem na pacjenta do którego postąpiła kilka kroków. - Mam pana naszyjnik. Nie chciałam go tu zostawiać, bo wygląda na bardzo cenny, a pokój przez jakiś czas nie był monitorowany, więc go pilnowałam do czasu pana wybudzenia. - powiedziała uprzejmie, odkładając biżuterię na szafkę nocną koło łóżka. Zaraz potem spojrzała na Lexę. - Powiadomić doktora Daviesa, że pacjent się wybudził?
- Tak. - przytaknęła, bo i tak prędzej czy później trzeba było to zrobić. Pielęgniarka jedynie skinęła głową i wyszła z pokoju w poszukiwaniu lekarza. Specter odprowadziła ją spojrzeniem, którym przeskoczyła na biżuterię. Wtedy też poczuła jak coś mocniej łapie za jej serducho i nie puszcza. Doskonale znała ten pierścionek. Przez długi czas był jej największym skarbem, który każdego dnia nosiła na palcu i teraz, jak go zobaczyła, poczuła jakieś takie… wewnętrzne rozczulenie, wzruszenie i wyrzuty sumienia jednocześnie.
- Nie sądziłam, że dalej go masz. - mruknęła w końcu, przenosząc ciemne tęczówki na chłopaka. Szczerze mówiąc chyba myślała, że już dawno się go pozbył.
ambitny krab
Lexa Specter
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
I’m the one in my zone, those other kids peep like baby chicks. Look at those drunken fools, what’s going on?
  To było dla niego naturalne by mówić jej takie rzeczy. Może i powinien był się tego oduczyć przez cały ten czas, albo nie pozwalać sobie na to, bo przecież nie byli w żadnej bliskiej relacji, a sam też nie miał flirciarskiego usposobienia by każdej mówić ładne rzeczy, ale… Cóż. Najwyżej ona go upomni. Albo i nie. Bo po jej reakcji nie widać było, jakby nie odpowiadało jej jego zachowanie. Co sprawiło, że poczuł się jeszcze dziwniej. Bo to było takie głupie – gdzieś pojawiała się myśl, że jest po staremu, że nic się nie zmieniło, jakby dalej byli razem. Ale nie byli.
  — Postaram się powstrzymać ale nie obiecuję. Na wszelki wypadek niech ten pan Willson czuwa, bo nie wiem czy zapanuję nad taką żądzą. — No co? Kochał energetyki. Naprawdę nie było dnia, w którym by nie wypił choćby jednego. A ze sklepu swego czasu wychodził z całą paletą tylko po to by pójść do drugiego i poprosić o dokładnie to samo. W promocji czy nie to nieważne. Ważne aby były! Czasami przesadzał i miewał z tego tytułu problemy, ale nie oduczyło go to nigdy od tego brzydkiego nawyku.
  Ale było mu lżej, kiedy powiedziała, że jego też dobrze widzieć. Nawet jeśli pokazała sięmyśl, że było to wypowiedziane z czystej grzeczności. Bo tak być mogło. W końcu była w pracy. Musiała być miła, tak?
  — Wiesz jak jest. Lubię robić wokół siebie szum. — Rzucił, nieco ironicznie. Chociaż nigdy nie miał jakichś masochistycznych ciągotek ku chwale pozyskania atencji. Bardziej na imprezach – zawsze ściągał na siebie uwagę, a i tak za bardzo się nie starał. — Ale spokojnie, jutro za to pozbieram opierdziel na kilku różnych pielgrzymkach. Zaczynając pewnie od naczelnej królowej dramatu w osobie mojego brata.
  Jutro to się dopiero ludzie zaczną do niego zjeżdżać. Zaczynając od najbliższej rodziny, przez Jeon – która była z nim prawie zawsze, od samego początku, najpierw jako trener personalny a potem jako jego performance coach, więc też asystentka. Do tego bardzo możliwe, że zajrzy do niego sam Toto, by sprawdzić jak się trzyma jego zawodnik, a przy tym też może część ekipy Mercedesa. Nie spodziewał się odwiedzin Hamiltona, choć z drugiej strony by się nie zdziwił – tamten przecież musiał pracować na swoje dobre imię, więc jak odwiedzi partnera, który wziął udział w tak makabrycznym „wypadku” to na pewno wyjdzie mu to na dobre. Zwłaszcza przecież, że go „nie widział” zanim go zepchnął.
  Nie spodziewał się także wizyty ze strony Solar (jego osobistego bobofruta). Dziewczyna, jak zwykła być na wszystkich jego wyścigach w weekendy, akurat w ten ważny musiała być na uczelni na swojej obronie. Naturalnie próbowała termin przełożyć, bo jednak chciała być z chłopakiem na tak ważnym wyścigu, ale odmówiono jej. Chociaż pewnie jak widziała co się stało to przyleci najszybciej jak się da. Bo to w końcu jej oppa. Była kochana, oczywiście. Aiden był z nią szczęśliwy, ale jak to zwykle jest na rynku – jest dobro i jest dobro zamienne. Tutaj to był taki substytut szczęścia, nie było to „markowe” ani „oryginalne” szczęście.
  Przeskoczył spojrzeniem na pielęgniarkę, która pojawiła się w pokoju i przywitał się uprzejmie z nią, bo był grzecznym i dobrze wychowanym chłopcem. Nie to co Lewis, nie?
  — Jest bardzo cenny — potwierdził, zaraz dodając: — Dziękuję. — Bo zrobiła za strażnika jego skarbu, za jego prywatnego golluma. Chociaż gdyby była gollumem to raczej tak łatwo by nie oddała. Zerknął na ozdobę, którą odłożyła tuż obok, a potem wrócił spojrzeniem do Lexy, acz dopiero w momencie, w którym się odezwała bezpośrednio do niego. Heh, awkward. Wielkie dzięki Gollum za wkopanie. Chociaż skąd ten Gollum mógł wiedzieć?
  — Mam — potwierdził, choć niepotrzebnie, bo to było oczywiste, skoro tutaj leżał i faktycznie został zdjęty z niego. — Nie zrozumiałem chyba, że mi go oddałaś tylko po to, żebym go za ciebie wyrzucił. — Dodał, nieco ironicznie, zaraz jednak reflektując się aby dodać łagodniej, bo przecież nie chciał się na niej wyżywać: — Wiesz, że jestem przesądny. — Zwłaszcza, jeśli chodziło o takie elementy, które miałyby przynosić mu szczęście. Szczęśliwe skarpetki i takie tam. Znaczy skarpetek nie miał, ale wiadomo o co chodzi. — I że zawsze powtarzałem, że przynosisz mi szczęście. — Bo tak było. Jeszcze jak ścigał się w serii gokartów czy Formuły 2, to tak mówił. Wiec skoro był przesądny to nie mógł tego po prostu tak zostawić. Jeśli nie było Lexy to chociaż była jakaś jej część. Choć z drugiej strony – skoro mu błyskotkę zwróciła to czy to nie tak, jakby tę cząstkę zabrała? Może był w takim razie przeklęty! A nie że mu szczęście przynosił! Chociaż… podobno miał w opór szczęścia, ze to przeżył. Więc…
But these devils tryna pull me off from my honor from my heaven
ObrazekObrazekObrazek
Even if I fall, I’m never dead Moving forward, my blood strikes
ambitny krab
gunslinger
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
If I told you that I realized you're all I ever wanted and it's killing me to be so far away, would you tell me that you love me too and would we cry together?
- Okay, dam mu znać. - odpowiedziała z uśmiechem, bo pewnie i tak poprosi pana Wilsona o to, aby pilnował tego konkretnego pacjenta. Pielęgniarkom też powie, aby na niego uważały i że mają zabierać mu energetyki jeśli go z jakimś przyłapią. To był jej teren! Wszędzie miała oczy i uszy, bo była z każdym w dobrych stosunkach, a dzięki temu, ludzie byli mili i jak o coś prosiła, to zwykli to robić, bo ona się im zawsze odwdzięczała. A tutaj miała dużo interesu własnego, bo naprawdę nie chciała, aby ten się załatwił jeszcze jakimiś energetykami! On nie wiedział jakie mogły być reakcje i skutki uboczne, ona już tak! Musiał jej zaufać jak mówiła, że nie wolno.
Była miła, ale to nie z grzeczności powiedziała, ze dobrze było go widzieć. Naprawdę się cieszyła z tego spotkania, nawet jeśli było dość niefortunne, bo… no okoliczności nie były najprzyjemniejsze, prawie im umarł.
- No tak. Byle tylko nie przesadzali za bardzo, dalej musisz odpoczywać, gwiazdo. - powiedziała z uśmiechem, a wiadomo jak niektóre spotkania z ludźmi potrafiły być męczące. No ale nikt nie zamierzał też mu zakazywać odwiedzin, zwłaszcza, że na pewno pielgrzymek będzie sporo. Już teraz podobno cały czas dzwoniono, aby zapytać kiedy można przyjść go zobaczyć i o której zaczynają się godziny odwiedzin. Lexa była w o tyle wygodnej sytuacji, że nie musiała ich przestrzegać. Ciekawe tylko czy przyjdzie jego matka, bo z tą to zdecydowanie nie chciała się zobaczyć. Ale Noela i Hansa już jak najbardziej! Poza tym, hej, jej babcia powiedziała, że też wpadnie. Z sernikiem. Bez rodzynek. Szanujmy się, znała zamiłowania Aidena i jego smaki, ok? - Jutro będzie tylko rutynowy obchód. Jak wszystko będzie dobrze, to damy ci spokój. - poinformowała. Zajdą do niego raz, a potem głównie będą się nim opiekować takie pielęgniarki, które znają wszystkie wytyczne i wiedzą co robić z pacjentem po operacji. Przez to będzie mieć sporo czasu dla wszystkich znajomych i rodziny, bez niepotrzebnych gapiów.
Nie spodziewała się, że w dalszym ciągu miał pierścionek, bo chyba myślała, że go faktycznie wyrzuci, bo trzymanie go przywoła zbyt dużo wspomnień. I to nie tak, że chciała, aby wyjebał go za nią, głęboko w serduszku chciała, aby go miał. To chyba było takie egoistyczne, niedobre uczucie, że jeśli by go zachował, to może faktycznie istniałaby szansa na to, że kiedyś do siebie wrócą, że wszechświat naprawdę ich ku sobie pcha, niezależnie od wszystkich przeciwności. Głupie, ale no. Dlatego teraz jak zauważyła pierścionek coś mocniej chwyciło jej serducho, tak po prostu. To chyba był ten dziwny sentyment.
Odwróciła jednak spojrzenie na moment, słysząc jego ironiczny ton głosu i tą… uszczypliwość, która trochę ją jednak zabolała. Bo to dalej bolało. Długo, bardzo długo żałowała, że nie była silniejsza i bardziej odporna na działania teściowej, bo gdyby tak było, to wciąż byłaby z kimś, kogo uważała za swoje prawdziwe szczęśliwe zakończenie.
- Może tak jest. - mruknęła, wracając do niego spojrzeniem. Albo było. Chociaż, przenieśli go do jej szpitala i była przy całej operacji! Może dzięki temu cały zabieg przebiegł pomyślnie i bez żadnych powikłań? Chociaż gdyby przynosiła mu szczęście, albo raczej, jakby pierścionek dalej przynosił szczęście, to czy nigdy nie powinien mieć wypadku? Nie powinien stać teraz na podium?
- Aiden…
- Jak się pan czuje, panie Hartmann? - spytał męski głos, który pojawił się w drzwiach. Pielęgniarka szybko znalazła lekarza prowadzącego, no ale na zmianie nocnej nie było to ciężkie. Korytarze już były opustoszałe, a ten zwykle był w tych samych miejscach. - Doktor Specter, myślałem, że miała pani iść do domu? - pełen profesjonalizm przy pacjencie, po tytule i oficjalnie.
- Tak, ale pacjent się wybudził, więc zostałam chwilę dłużej. Wszystkie parametry życiowe ma w normie. Płuca wciąż nieco podrażnione. - zreferowała, zerkając w kierunku Cardana, który podszedł z kartą pacjenta do łóżka Aidena.
- Mhm, jeszcze trochę będzie pan się czuł jak po zjedzeniu brykietu. - powiedział z uśmiechem, spoglądając na chłopaka znad karty. - Wie pan jaki mamy dzień? Co pan pamięta jako ostatnie? - również podstawowe pytania, zwłaszcza po takim wypadku i po urazie głowy. Mężczyzna zaraz zerknął na blondynkę, która najwyraźniej nie chciała opuszczać łóżka pacjenta. - Poradzę już sobie, doktor Specter. Dziękuję. Proszę iść do domu.
- Nic mi nie jest, wolałabym…
- Lexa. - powiedział wymownie, z troską, bo najwyraźniej nie docierało! - Nie każ mi jeszcze ciebie przyjmować na oddział. - dodał, spojrzeniem kierując ją do wyjścia. No już już, bo padniesz z wycieńczenia. Miałaś się nie przemęczać.
Westchnęła cicho pod nosem i przeniosła spojrzenie na Aidena. Profesjonalizm, Lexa. Ciepły, szczery uśmiech i do przodu.
- Mam nadzieję, że szybko dojdziesz do siebie. - powiedziała jeszcze, krótko spoglądając w stronę Cardana, który ją oddelegował, chyba z lekkim wyrzutem i wyszła z pokoju, aby iść się w końcu przebrać, by móc wrócić do domu.
- Przepraszam, doktor Specter jest na nogach od szesnastu godzin i lubi być uparta, a muszę dbać o swoich rezydentów. - powiedział, raz jeszcze patrząc w akta Aidena, podnosząc na niego spojrzenie. - Czuje pan jakieś zawroty głowy? Nudności? Zaburzenia widzenia? Kołatanie serca? - spytał, a pielęgniarka, która mu asystowała jak gdyby tylko czekała na polecenia. Zawsze mu towarzyszyła przy pacjentach, w końcu była prawą ręką lekarza!
ambitny krab
Lexa Specter
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
I’m the one in my zone, those other kids peep like baby chicks. Look at those drunken fools, what’s going on?
  Prychnął tylko, nieco ironicznie na to określenie „gwiazdo”. Nie był gwiazdą, nie on. I to nie tak, że mu zależało na takim dojebanym fejmie jaki miał Lewis, ale… zależało mu na zwycięstwie. Wiadomo, jak każdemu kto się ścigał. Ale od lat to on był najbliżej ze wszystkich. Najbliżej możliwości wyrwania trofeum Hamiltonowi spod łap. Ale pan gwiazdor mu te plany pokrzyżował. No i – nie oszukujmy się – w drużynie to Lewis był traktowany jak gwiazdor i tak się zachowywał. Ciężki przypadek.
  — Czyli mam sfingować kolejne objawy, żebyś nie dawała mu spokoju? Got it. — Mruknął, mrugając do niej porozumiewawczo, i to w ten firmowy, gifowy sposób. No bo co? Jak wszystko będzie dobrze to już go nie będzie odwiedzała? Jakaś Matylda go będzie prowadziła? Bez sensu.
  Było wiele rzeczy, które przemawiały za tym, że miał mnóstwo szczęścia. Sama tak powiedziała! Ale naprawdę – mógł wylądować w trumnie a nie na sali operacyjnej. Albo mógł skończyć jako dożywotni kaleka. No i mógł też nie spotkać Lexy, a tu proszę. Wszystko się tak ułożyło. Zależy jak na to się patrzyło – optymistycznie to jednak bardziej na plus.
  Przez cały ten czas miał spojrzenie utkwione w sylwetce Lexy. Nie mógł się wyzbyć tego dziwnego niepokoju, a przy tym przyjemnego uczucia w środku, cały czas mając świadomość, że to właśnie ona. Że jest tutaj. Że ją zobaczył i z nią rozmawiał.
  Ale jak zwykle ktoś musiał się wjebać. Każdy miał swoją Chiarę.
  Przeskoczył spojrzeniem na postać, która się wbiła do pokoju. A co to tak bez pukania, halo. To miała być strefa VIP a nie dworzec centralny, z buta wjeżdżam. Znaczy wiadomo, to był lekarz, oni raczej nie mieli obowiązku by pukać przed wejściem.
  Odpowiedzieć jednak w sprawie swojego samopoczucia nie mógł, bo pan super doktor postanowił zająć się rezydentką. Ale specjalista z niego. Znaczy nie to, żeby Aiden był jakiś cięty. Po prostu się nie odezwał, dając im tam sobie porozmawiać, niby to na jego temat.
  Przeniósł spojrzenie na doktorka, gdy ten zadał mu kolejne pytania, nieco bardziej precyzyjne.
  — Finał Mistrzostw Świata Formuły 1 — to był jego kalendarz, w daty gorzej, ale pamiętał o co chodzi. — I ostatnie co pamiętam to raczej to, jak wyczołgiwałem się z piekła. — Rzucił posłusznie, bo przecież nie miał podstaw by furczeć na takiego Cardana. Jeszcze. Znaczy twarz już mu nie pasowała, ale przecież nie będzie go nękać za to, że ma coś nie tak z mordą. Aiden był przecież bardzo łagodny i rzadko kiedy wdawał się w takie konflikty. Pamiętne darcie kotów było ze wspaniałym Draganem i jego przydupaską Freyą, ale to czasy ogólniaka. Dawno, ale prawda.
  Przeskakiwał spojrzeniem między dwójką, słuchając ich wymiany zdań. No jeszcze powinien zapytać czy im przypadkiem nie przeszkadza, bo jeśli tak to on poczeka na korytarzu, po czym sturlałby się ze swojego łóżka i potoczył do wyjścia. Znaczy nie żeby coś, ale przełożony nie powinien ustawiać pracowników przy innych, bo to było nieetyczne. Nawet jeśli to była, kaszl, troska czy coś. Aiden przecież nie wiedział, że pan „troska” to faktycznie miał jakieś większe połączenie (fuj) z Lexą. I też nie był jasnowidzem by to wnioskować po jednej czy dwóch wypowiedziach.
  Nie bardzo mu się uśmiechało by Lexa już wychodziła, ale pan straszny zarządca to ją chyba odprawił bezpowrotnie. Przynajmniej na dzisiaj. Z drugiej strony – z tego co wywnioskował to była mocno zmęczona. Więc – niech odpoczywa. Być może po tym spotkaniu coś ruszy, a może nie. Może potem zobaczy ją jeszcze raz czy dwa razy, a potem ona wróci do swoich obowiązków i do swojego życia. Nie chciał sobie robić nadziei, a w ogóle to chyba nie powinien, skoro był zaangażowany w relację z inną osobą.
  Odprowadziwszy ją spojrzeniem wrócił z uwagą do pana „ojojoj jestem takim ważnym doktorem, patrzcie na mnie”. Usłyszawszy tę wstawę o Lexie jedynie uśmiechnął się słabo półgębkiem, bo on coś o tym wiedział. A w ogóle to kto z kim przystaje takim się staje, więc pewnie podłapała to od niego. To on był naczelnym osłem. Od samego początku, zwłaszcza jeśli była mowa o treningach.
  — Raczej nic z tych rzeczy. Poza betonem w płucach, ale to już przerobiliśmy. Tak, wiem. Tam mam tlen. — Rzucił, bez większego entuzjazmu. — Poza tym po prostu padam na twarz. — Tak nagle. Więc jeśli jesteś łaskaw, Srardan, to wyjdź i daj mi spokój. I tak miał myśli zajęte czymś innym a nie swoim własnym stanem zdrowia. Ale mimo wszystko był bardzo grzecznym pacjentem, na nikogo nie furczał. Po prostu pochwalił się, że wie gdzie co jest.
  Był zmęczony, ale chyba nie byłby w stanie teraz zasnąć. Nie po tych wszystkich wydarzeniach, a przede wszystkim: nie po tym spotkaniu.
But these devils tryna pull me off from my honor from my heaven
ObrazekObrazekObrazek
Even if I fall, I’m never dead Moving forward, my blood strikes
ambitny krab
gunslinger
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
If I told you that I realized you're all I ever wanted and it's killing me to be so far away, would you tell me that you love me too and would we cry together?
Nie uważała go za gwiazdę, ale była złośliwa jak to miała w swoim zwyczaju. Poza tym, zwykle sobie dokuczali, niewinnie bo niewinnie, ale to była taka normalna kolej rzeczy. Jak po staremu. Poza tym, kto jak kto, ale ona akurat wiedziała, że ten to nigdy nie gwiazdorzył, nawet jak wygrywał kolejne, o wiele mniej ważne wyścigi, no ale w szkole już sobie jakąś reputację tworzył, jak to sportowiec. No chyba, że wiele się zmieniło od tamtego czasu i teraz był panem celebrytą, Karen, która prychała i chciała rozmawiać z managerem kiedy nie było wody prosto z lodowca z Grenlandii przy jego łóżku. Wtedy to by się dopiero zdziwiła.
Uśmiechnęła się szerzej i pokręciła głową a to jego firmowe mrugnięcie.
- Niczego nie finguj, głupku. Dochodź do siebie jak najszybciej. - i to nie dlatego, aby wypierdalali ze szpitala, aby już nigdy więcej się nie zobaczyli, po prostu życzyła mu jak najlepiej. Od zawsze przecież. Chciała, aby wyzdrowiał i wrócił na ten swój ukochany tor, aby znowu móc się ścigać. W końcu to kochał, nie?
Może faktycznie przynosiła szczęście, zależy jak się na to patrzyło, bo chociaż nie zdobył tytułu mistrza, to jednak jego szczęście objawiło się w inny sposób - przeżył i to bez większego uszczerbku na zdrowiu. Po czymś takim i to przy takiej prędkości, nie powinno z niego za wiele zostać, zwłaszcza, że bolid się zapalił. Dodatkowo spotkali się, przypadkiem, po tylu latach. Babcia pewnie nazwałaby to przeznaczeniem i zrządzeniem losu, ona wierzyła w takie rzeczy i nigdy nie wątpiła, że ta dwójka nie tylko o sobie usłyszy, ale też się zobaczy. Prędzej czy później, pytanie tylko co z tego wyniknie. I czy cokolwiek wyniknie.
Chciała mu jeszcze kilka rzeczy powiedzieć, ale wtedy pojawił się Cardan, pan syn szefa szpitala, pan ważny. Aiden dostał najlepszego chirurga, który cieszył się świetną reputacją jeśli chodziło o powodzenia podczas operacji. Przez lata na stole umarło mu tylko kilku ludzi więc były to niesamowite statystyki jak na kogoś, kto dostawał mocno beznadziejne przypadki. No, ale pan ważny musiał też dopiec swego, nie? Nawet jeśli ktoś się mocno upierał przy swoim, ale przełożonemu podobno nie należało się stawiać i z nim dyskutować, zwłaszcza przy pacjentach. No i nie wolno też było podważać jego zdania. Zwłaszcza, że teraz to nie wiedziała czy zwraca się do niej jako szef, czy chłopak.
Cardan przytaknął na odpowiedź Aidena, analizując to co powiedział. Czyli nie miał zaburzonej pamięci, struktury mózgu nie zostały naruszone, a to bardzo dobrze. Takie krótkie odpowiedzi wiele mu dawały informacji o stanie poszkodowanego. Zapisał coś w karcie pacjenta, co potem pewnie mu się przyda, zaraz potem odsyłając rezydentkę do domu. Pewnie chciał, aby poszła do jego domu! Brakowało tylko, aby powiedział, że dołączy do niej rano, hehs. Pan ważny, jemu wszystko było w końcu wolno, znaczy nie, ale na pewno fakt, że jego ojciec był szefem całego szpitala, a on był jedynym synem, który miał to potem dziedziczyć, dawało mu pewne pole do popisu i pewność siebie wśród pracowników. No ale dziewczyna w końcu odpuściła. I tak pewnie pojawi się tu rano. Tak po prostu, do pracy! I tak miała poranną zmianę! Więc w sumie racja, dobrze byłoby się wyspać, bo gdyby ktoś jej nie odesłał przymusowo, siedziałaby przy Aidenie pewnie z kolejną godzinę. Na rozmowach. Znaczy na wywiadzie medycznym.
Cardan wrócił do swoich pytań. Przytaknął na odpowiedzi i uśmiechnął się pod nosem słysząc jego słowa.
- Cieszę się, że już pan wszystko wie. W razie jakichkolwiek problemów ze zdrowiem czy jeśli zauważy pan coś niepokojącego, proszę nas wezwać. Guzik ma pan z boku łóżka. - bo dzięki niemu mógł wezwać pielęgniarki, a te powiadomiłyby najbliższego lekarza, aby pojawił się u pacjenta. Można to było fajnie wykorzystywać! Chociaż mało kto to robił, chyba, że faktycznie zaczynał się nagle dusić i panikować.
- Wszystkie podstawowe badania ma pan w normie, podczas operacji nie doszło do żadnych powikłań, nie powinien pan też odczuwać większego dyskomfortu w związku z tym. Jutro zmienimy panu opatrunki żelowe na przedramionach, będziemy to robić każdego dnia dopóki pan nie wyjdzie, a będzie to za około tydzień, jak wszystko będzie dobrze. Zrobimy też dodatkowe badania, chociażby z wydolności, ale to jak już płuca się panu oczyszczą z nadmiaru dymu. - powiedział, zamykając swoje akta. Uśmiechnął się delikatnie do niego nawet! Patrzcie jaki sympatyczny! - Proszę teraz odpoczywać. W razie wszelkich pytań, jesteśmy pod ręką. - powiedział, wymienił jeszcze kilka zdań z pielęgniarką, która wstrzyknęła mu coś do kroplówki i nie była to trucizna, a potem obydwoje wyszli, aby dać pacjentowi spokój.
Do jutra.
Kolejnego dnia Lexa pojawiła się w pracy około godziny siódmej, dostała dodatkowe dwie godziny snu od swojego, heh, przełożonego. W zasadzie powiedział jej, że może być na dziesiątą, bo wyglądała jakby miała zaraz paść wczoraj, ale jak to określił, była uparta. Ubrana więc w kitel, dołączyła do swojego zespołu, aby zrobić dzienny obchód wśród pacjentów, których na oddziale było… no dość sporo, a każdy zajmował trochę czasu. Zanim doszli więc do Aidena było już po godzinie dziesiątej, godziny odwiedzin już się zaczęły.
Cardan w obstawie Lexy i dwójki jeszcze innych rezydentów, weszli do pokoju obudzonego już chłopaka.
- Dzień dobry, panie Hartmann. Jak się spało? Jakieś niepokojące objawy, zmiany? - spytał grzecznie. Ten to już na przykład niedługo kończył swoją zmianę i chociaż nie spał większość nocy, musząc być na chodzie, to jednak wciąż miał na twarzy przyjacielski uśmiech. A Lexa? Lexa uśmiechnęła się ciepło do Aidena w geście przywitania, kiedy dwójka pozostałych rezydentów w ciekawości lustrowała go spojrzeniem i zapisywała co ciekawsze wiadomości, informacje i parametry.
ambitny krab
Lexa Specter
25 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
I’m the one in my zone, those other kids peep like baby chicks. Look at those drunken fools, what’s going on?
  Ciężko było mu zasnąć przez tę noc. Sporo myślał. I chociaż jego organizm był zmęczony to umysł i galopujące po nim myśli i wspomnienia uniemożliwiały zaśnięcie. Cofał się do czasów, kiedy wszystko było inaczej. Kiedy… no był z nią. Z Lexą. Od ich rozstania nie zdołał się pogodzić z takim obrotem spraw. Nie zdołał przyswoić, że to już koniec. Była jego miłością i chyba dalej jest. A przynajmniej to by tłumaczyło te wszystkie odczucia które się w nim obudziły ledwo ją zobaczył tutaj. Problem tylko w tym, że trochę się zmieniło od tego czasu. On niby próbował iść naprzód, związał się i był szczęśliwy, ale jakość tego szczęścia była… przeciętna. Może brzmiało to naprawdę okrutnie ale tak było. Był szczęśliwy z Solar, ale nie dało się tego porównać do szczęścia, które dawała mu Lexa. Ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że ona mogła już pójść dalej. I czuł, że nie ma prawa teraz na nowo się mieszać w jej życie. Wystarczająco przecież ją skrzywdził tym, że nie potrafił ustawić swojej matki, że dał osobie trzeciej zniszczyć związek. Bo za słabo walczył, bo nie dostrzegał tego, że działania jego matki są dla dziewczyny aż tak wyniszczające.
  Pan ważny powiedział, że ma tu być tydzień. Z jednej strony się cieszył, bo… wbrew wszystkiemu – to było więcej czasu w środowisku Lexy, toteż więcej szans na spotkanie z nią. A z drugiej strony – nie chciał tego. Z tego samego powodu. Chyba powinien się odciąć i wycofać, żeby samemu sobie nie robić krzywdy.
  Odleciał gdzieś nad ranem, niedługo przed przybyciem pierwszego gościa, który wparował do pokoju równo o dziewiątej zero jeden, tuż po rozpoczęciu wizyt. Była to Jeon, jego asystentka, jego coach. Przywiozła mu wszystko, czego potrzebował a zwłaszcza jego telefon. Ten to był już zalany wiadomościami od przeróżnych osób. Od rodziny, od przyjaciół, od Toto, od ekipy. Więc musiał na nie wszystkie poodpowiadać, jednocześnie rozmawiając z przyjaciółką, która zadekowała się na wygodnym krzesełku obok, w rogu pokoju i po pewnym czasie po prostu zaczęła rozwiązywać krzyżówki, od czasu do czasu pytając Aidena o hasło. Jakby się nic nie zmieniło – jakby nie byli w szpitalu, a w hotelowym apartamencie, tuż przed kwalifikacjami. Bo postanowiła dotrzymać mu towarzystwa przez cały ten czas.
  Hartmann podniósł spojrzenie na osoby, które pojawiły się w pokoju. Cóż za komitet powitalny. Mogliby ograniczyć liczbę osób, które przyszły. Tak… do jednej. I niekoniecznie pana poważnego, pana super lekarza. Mogłaby to być sama Lexa. Jeon potwierdzi, że też by wolała samą Lexę. Tak dawno nie plotkowały! Może znały się krótko, ale ploteczki miały zaliczone. Pewnie Krossa obgadywały. Albo Lexa mu reklamę robiła.
  — Przykro mi, rozczaruję całą wycieczkę, ale nic się nie zmieniło. Nuda. — Odpowiedział, zaraz potem odkaszlnąwszy. I tak było lepiej niż wczoraj, ale wciąż – ciężkie płuca. Dobrze, że to nie COVID, chociaż tyle. Jeszcze tego by mu w życiu brakowało. COVID i tak pozamiatał poprzedni sezon. I Hamiltona na pewien czas, hehe.
  Przerzucił spojrzenie na Lexę, spośród całego tego zgromadzenia. Na jego usta wpłynął nieco cieplejszy uśmiech i nie potrafił nad tym zapanować. Coś jak odruch bezwarunkowy – dziewczyna wywoływała na jego ciele taką reakcję. Wcześniej także, teraz znów – wszystko niezmienne.
  — Będziecie mieć oblężenie pod szpitalem — odezwała się Jeon zza swojej krzyżówki, wyglądając na pana wielce ważnego. — Co najmniej trzy stacje będą chciały wywiadu z Aidenem, a to są trzy które oficjalnie się zapowiedziały. Nie wiem ile ich będzie. — Powiedziała, by zaraz potem rozłożyć ręce, bo przecież co złego to nie ona. Ani nie Aiden. Nie ich wina, że wypadki były sensacją, a zwłaszcza tak kontrowersyjne. — Nikogo nie zapraszałam i nikogo takiego tutaj nie chcemy. Przekazywałam to już tej pani, co się tu kręci, ale nie wiem czy dotarło. Krzywo na mnie spojrzała. — Poinformowała. A skoro tamta krzywo na nią spojrzała to zaatakuje lekarza. Akurat kto jak kto ale Jeon się nie patyczkowała.
  — Ta, przepraszam za kłopot. — Rzucił Aiden, przenosząc wzrok na sufit. Teraz będą im się ładować drzwiami i oknami a także szybami wentylacyjnymi bo każdy chciał ekskluzywny wywiad z Aidenem z drużyny Mercedesa. Dobrze, że chociaż Jeon zostawiła listę osób, które do Aidena można dopuścić. Ciekawe czy ta pani na wejściu w ogóle na nią spojrzała czy wyjebała do kosza.
  Sięgnął po swój telefon by zerknąć na kolejną wiadomość którą dostał. A dostawał ich od groma. Od rodziny, od znajomych. Starał się odpisywać na bieżąco, żeby nikt się niepotrzebnie nie denerwował. Jeon już wcześniej zajęła się mediami społecznościowymi i co poniektórymi osobami. Oczywiście, że był też na ciągłym łączu ze swoją dziewczyną, która odchodziła od zmysłów przez cały czas.
  — Doktor Specter — podniósł spojrzenie na Lexę znad telefonu, który odłożył na szafkę. — W sprawie tych energetyków… — podjął, a kącik ust podniósł mu się w lekkim, łobuzerskim uśmiechu. Nie dokończył zdania, bo chyba spodziewał się odpowiedzi. Ale nie mógł sobie odmówić tej zaczepki. Tak przy wszystkich. Tak przy panie ważnym i „ustawiam pracowników przy wszystkich”.
But these devils tryna pull me off from my honor from my heaven
ObrazekObrazekObrazek
Even if I fall, I’m never dead Moving forward, my blood strikes
ambitny krab
gunslinger
ODPOWIEDZ