Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
008
Przeczuwał, że coś wisiało w powietrzu.
Od kilku dni sytuacja w domu była jakaś... Dziwna, a atmosfera napięta. Rzeczy, które do tej pory leżały i nikomu nie przeszkadzały, nagle stały się problemem, a przyzwyczajenia, które były ignorowane, zrobiły się uciążliwe. Nie lubił tych dni, ani tych momentów. Wiedział, że to skończy się źle, że będzie kłótnia i zero kontaktu przez kolejny dzień, albo dwa.
On po prostu trzaskał drzwiami, brał kluczyki i wychodził, ona zostawała sama w mieszkaniu, albo jechała do matki, razem z dziećmi, bo nie chciała być sama. On prowadził drugie życie, o wiele przyjemniejsze i bardziej wyluzowane, gdy nocował u Milesa, którego mieszkanie coraz bardziej mógł nazywać również swoim. Ona... Nie interesowało go, co robiła, gdy zarzucił męczącym fochem. Był egoistą, myślał głównie o sobie, potrafił wszystko spieprzyć, a później próbować przyjść w łaski, gdy przemyślał swoje zachowanie. Wszystko po to, by popełnić kolejny błąd, a popełniał je błąd za błędem, nie wyciągając żadnych wniosków.
Noc spędził u Milesa. Pojawił się późnym wieczorem gdy przyjaciel kładł się spać, bo rano musiał wstać do pracy, a Violet... Jej nie było w mieszkaniu. Zastanowił się, dokąd pojechała ta urocza blondynka o długich nogach, które chyba wszędzie by poznał, gdyby musiał. Nie została na noc, być może... Pojechała do rodziny, może do jakiejś przyjaciółki?
Po wypiciu kilku piw w towarzystwie przyjaciela, który zbierał się powoli do spania, wieczór spędził głównie w swoim towarzystwie. Oglądając telewizję, przeglądając telefon, czytają książkę, aż w końcu pogrążony w durnych myślach zasnął, by rano wstać.
Obudził się dość wcześnie, wyspany, czując się naprawdę świetnie. Myśli sprzed snu uciekły wraz z momentem, w którym zasnął, a rano wstał wypoczęty, zupełnie nie myśląc o tym, że zostawił Lunę samą z dwójką dzieci do ogarnięcia. Schodząc rano do kuchni w zupełnie roztrzepanych włosach, w samych dresach robiących za piżamę, które luźno utrzymywały się na biodrach, zaparzył sobie kawę i zaczął robić śniadanie.
Milesa już dawno nie było, wyszedł jakieś dwie godziny temu, zostawiając mieszkanie pod opieką Deana, albo i Violet? Nie miał pojęcia, czy kobieta w końcu wróciła na noc, czy też nie. Jeśli tak, pewnie spała w swoim łóżku, a on nie zamierzał jej budzić tylko i wyłącznie dlatego, ponieważ miał ochotę z kimś porozmawiać. Był człowiekiem myślącym, rozumiał, że ludzie nie są po to, by spełniać jego zachcianki. Życie wyglądałoby wtedy zbyt pięknie, a przecież... Piękne wcale nie było, miało tylko kilka momentów, które można było nazwać pięknymi i nie wyolbrzymiać, używając tego epitetu.
Nie bardzo wiedział, co było w lodówce, więc zamiast kombinować, zrobił sobie tosty z jakąś szynką i serem, które polał ketchupem. Może nie było to jedzenie najwyższych lotów, ale kawa i tosty w tym mieszkaniu smakowały jak rarytas, być może dlatego, ponieważ nie musiał jeść w pośpiechu, bo nie gonił go czas i nie miał jak spóźnić się do pracy.
Tym razem miał wolne, nie spędził również nocy w kasynie, więc czuł się naprawdę świetnie.
Chociaż niesamowicie bolał go fakt, że nie przepierdolił, ani nie wygrał żadnego hajsu.
sumienny żółwik
blueberry
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Five, like Fire
outfit // Dean Washington

Nie chciała wiele. Trochę uwagi, bliskości, zafascynowanego spojrzenia, chciała się pośmiać, potańczyć, odpocząć. Dostała to. Chociaż facet nie był szczególny i nie umiał z nią rozmawiać, i nie umiał trzymać jej dłoni, to czuła się... dowartościowana. Znów miała poczucie, że jest piękna, że się podoba, że ktoś może być nią zainteresowany, i to już nie tylko na jakimś tinderze, gdzie można zostać każdym i przemyśleć każde słowo. Podobała się jako realna osoba. Jako Violet Swan. Trochę smutna nauczycielka, wobec której życie nie miało litości.
Z tego powodu wypiła więcej drinków, niż jej odzwyczajona od alkoholu głowa mogła znieść z godnością. Świat się kręcił, a ona... była względnie szczęśliwa. W jednej dłoni dzierżyła kopertówkę, w drugiej - parę obcasów. Chyba zawsze, gdy wypiła, kończyła z obcasami w dłoni. Tak poznała swojego byłego męża. Najwyraźniej ten stan nie był dla niej szczególnie fartowny. Na razie jednak nie działo się nic złego. Kolejne schodki jawiły się co prawda jako przeszkody, ale nikt nie szedł klatką, więc mogła wspinać się w spokoju. Pewnie pracujący byli w pracy, niepracujący - w łóżkach. Nie miała pojęcia, która jest godzina. Ważne było to, że już jasno.
Dłuższą chwilę poszukiwała kluczy, przy okazji do reszty psując sobie fryzurę. Po wczorajszych lokach nie było już śladu i złociste loki okalały miękko twarz. Na ustach był już tylko ślad szminki. Klucz przez chwilę nie mógł odnaleźć swojej drogi w zamku, ale wreszcie drzwi ustąpiły i Violet, z podejrzanym chichotem, bo zwykle przemykała cicho, na palcach i niemal bezgłośnie, weszła do środka. Odetchnęła głęboko i oparła się o ścianę, zastanawiając się przez chwilę, gdzie właściwie jest sufit. Sufit - nie tam, gdzie nogi, z drugiej strony. Upuściła obcasy na podłogę, po czym sama powoli się na nią osunęła, ostrożnie, jakby świat jeszcze mógł się przewrócić, a ona razem z nim. Przez chwilę patrzyła w przestrzeń, a w jej głowie rozbrzmiał znajomy głos.
Mówił, że nie powinna być w tym mieszkaniu, że co ona sobie wyobraża, że to nie jest miejsce dla niej. To był głos Milesa. Umysł odnalazł resztki trzeźwości w sobie i zaczęła nasłuchiwać. To nie była krzątanina Vanderberga. Wszystkie jej odgłosy znała na pamięć, doskonale wiedziała, w jaki sposób się porusza. To musiał być Dean. Wciąż słodkie od drinków usta nie chciałby zachowywać ciszy.
- Rozbierzesz mnie? - zawołała niemal miaukliwie, nie mając na myśli nic bardziej nieprzyzwoitego, niż rozpięcie sukienki, choć język nie do końca wypowiadał to, co tłukło się w jej głowie. Gdyby to był Miles, choćby na czworakach dotarłaby do swojego pokoju, uważając, by jej nie zauważył, by mu nie przeszkadzać, nie drażnić go. Ale Dean... z nim zawsze było inaczej. I z jakiegoś powodu czuła, że chciałby rozpiąć jej sukienkę. - I zabierzesz mnie do łóżka? - dopytała tym samym tonem, znów bez żadnych sprośności w głowie. Wiedziała, że powinna się rozebrać, zmyć makijaż, wypić dużo wody i iść spać. I wrócić do stanu... pełnej świadomości.
przyjazna koala
viol#9498
Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
Wszyscy potrzebowali bliskości, zrozumienia i zwykłego przytulenia, gdy wszystko szło nie tak, a dzień był wyjątkowo przytłaczający. Najbardziej potrzebowały tego dzieci i kobiety, które miały nieco inne spojrzenie na świat, niż mężczyźni. On, osobiście nie potrzebował takich rzeczy. Był raczej typem samotnika, który woli spędzać gorsze chwile sam ze sobą, pogrążając się w przemyśleniach. Nie oczekiwał tego, że ktoś się nim zainteresuje, że będzie dla kogoś ważny. Znał swoją wartość i choć nie znaczył zbyt wiele, bo był wrakiem człowieka, musiał mieć odrobinę godności i wiary w siebie, bo bez tego już dawno by przepadł. Nie chodziło o to, żeby całkowicie dał się złamać, poddając się ludziom, którzy mogli go zeszmacić i wdeptać w ziemię. Aż tak bezwartościowy nie był, żeby życie było mu całkowicie obojętne.
Rozwody i rozstania również nie były najłatwiejsze, miały wpływ na samoocenę. On rozstał się z żoną kilka lat temu, a poznali się w liceum. Być może zbyt długo byli razem, a Dean przyzwyczajony tylko do jednej kobiety, potrzebował odskoczni, wrażeń i czegoś nowego, czego Nelly zapewnić mu nie mogła. Na zdradę wyjaśnienia nie było, ale nie czuł potrzeby tłumaczenia się przed kimkolwiek. Nikt nie musiał go rozumieć, nawet tego nie oczekiwał. Sam nie potrafił za sobą nadążyć, nie mógł liczyć na innych ludzi.
Drzwi do mieszkania otworzyły się akurat wtedy, gdy kończył jeść tosta.
Uniósł brew nieco zdziwiony, bo Miles tak szybko by nie wrócił chyba, że... Poszedł do swojej dziewczyny i się pokłócili. Wtedy miałoby to sens, z tego co się orientował, ostatnio między nim i Lin również nie było świetnie. A może tylko mu się wydawało ? Raczej wątpił, kumpel był ostatnio nieco przybity po spotkaniu z nią, więc było coś na rzeczy.
Nie odezwał się przez kilka minut, nawet nie podniósł się z miejsca, czekając aż osoba z zewnątrz, przyjdzie do kuchni. Zamiast tego usłyszał jakby stukot obcasów upuszczonych na podłogę. Tak nie zachowywał się Miles, została więc tylko Violet, która najwidoczniej wróciła do domu.
Niewiele się pomylił, bo chwilę później usłyszał głos blondynki. Podniósł się z krzesła, idąc w kierunku miaukliwego nawoływania i przykucnął przy kobiecie, wzdychając cicho i odgarniając dłonią, wyjątkowo delikatnie, złote loki opadające na twarz Violet.
— Rozbiorę — Mógłby się dopytywać, gdzie się tak spiła i czy nic jej się nie stało, ale teraz, gdy była w tym stanie naprawdę trudno byłoby wyciągnąć od niej cokolwiek. Takie pytania wolał zostawić sobie na później, gdy Violet się prześpi i poczuje trochę lepiej.
Przeczucie miała dobre, on naprawdę chętnie rozpiąłby jej sukienkę, lecz niekoniecznie w celu położenia jej spać.
Pierwszą ważną kwestią, przed rozpięciem sukienki, było postawienie kobiety do pionu. Nie było to proste zadanie, bo ciało Violet stawiało opór, ale jakoś ją podniósł i choć łatwo nie było, zaprowadził ją do sypialni, a tam zaproponował, żeby oparła się o ścianę.
— Przyniosę ci od razu szklankę wody, co ty na to ? — Zaproponował, stając za kobietą i zastanawiając się, czy suwak znajdujący się przy udzie kobiety również powinien rozpiąć, żeby tę sukienkę zdjąć. Damskie ubrania czasem go przerażały, nie wszystko było tak łatwo ściągnąć, jak mogłoby się wydawać. Tak czy inaczej, najpierw zajął się suwakiem, znajdującym się na plecach. Przejechał rękoma po smukłych ramionach kobiety, rozsuwając sukienkę. Przygryzł delikatnie usta, delektując się widokiem pleców blondynki, ramion i szyją, przede wszystkim odsłoniętą szyją, która była naprawdę kusząca. Dean miał problemy z kobietami i choć starał się nie postrzegać ich jako obiekty seksualne, były fragmenty ciała które przyciągały jego uwagę, idealnym przykładem była szyja, albo obojczyki. Niewiele mógł z tym działać, póki mógł, rozkoszował się tymi widokami, a gdy dostawał pozwolenie, dotykał.
— Wyglądasz ładnie w tej sukience i roztrzepanych włosach — Skomplementował, zsuwając materiał z ramion blondynki, niezupełnie zwracając uwagę na to, że swobodnie, acz dość stanowczo wędrował rękoma wzdłuż ciała kobiety, w celu pozbycia się tej sukienki. Nic osobistego, nic sprośnego, po prostu delektował się jej skórą, zapewne wywołując przyjemne łaskotanie na ciele kobiety.

Violet Swan
sumienny żółwik
blueberry
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Teraz nie miała zmartwień, a przynajmniej wydawały się naprawdę, naprawdę nieduże. Violet nigdy nie lubiła alkoholu i raczej go unikała, bo miała słabą głowę, a jej umysł, i tak skomplikowany i chłonący cały świat, wariował. Zwykle wolała świadomość. Wszystko jednak skomplikowało się do tego stopnia, że Violet nie chciała tej świadomości. Wolałaby wrócić do czasów, gdy była małą dziewczynką, nieskalaną rzeczywistością, która ma kochających rodziców, pisze wierszyki i jest szczęśliwa. Nie miała innych marzeń. Czasem może tylko marzyła o tym, że Miles weźmie ją za rękę, i nawet nie musiał nic mówić - wystarczyłoby, żeby tak przez chwilę potrzymał. Potem mogliby rozejść się w przeciwne strony. To byłby ten skrawek romantycznej miłości, którego Violet nigdy tak naprawdę nie dostała.
Gdy wytrzeźwieje, znów wybierze samotność. Stwierdzi, że całe te randkowanie to straszna głupota i strata czasu. Zdecyduje, że zostanie na zawsze sama - ona i jej myśli, i może jakiś kot, dla pełnego obrazka rozwiedzionej nauczycielki angielskiego, która nie zna się na przelotnych związkach. Teraz jednak dalej chciała tańczyć, choć nogi ją bolały i przez alkohol wybierały ścieżki w różne strony, chciała się śmiać, choć głos miała lekko zachrypnięty po całej nocy, i chciała uwiesić się na czyjejś szyi, patrzeć komuś w oczy i być szczęśliwa. Na jej drodze stanął Dean. W przeciwieństwie do Milesa - on nie będzie marudził. Może nawet wręcz przeciwnie.
Choć była leciutka, to alkoholowa bezwładność utrudniała jej wstanie i dojście do pokoju. Punkt uwiesić się na czyjejś szyi poniekąd został spełniony, bo trzymała się jego ramienia tak, jakby było ostatnią deską ratunku, a patrzyła na niego tak, jakby był jej wybawicielem. Bez obcasów szło jej się trochę wygodniej, ale, gdy zwykle przemykała cicho na palcach, teraz krok miała cięższy i dużo bardziej chwiejny. Lekkość i wdzięk Violet zostały zapite. Oparła się wreszcie dłońmi o ścianę swojej sypialni, nie rozważając zbyt długo wieloznaczności tej pozycji. Żadnego spania ze współlokatorami. Nawet jeśli przynajmniej jeden przynajmniej raz o tym pomyślał. Choć - dlaczego nie?
- Mhm, bo mi gorąco - zaśmiała się, odgarniając nieco niezdarnie złote włosy z karku na ramię, by odsłonić zamek na plecach. Ten wzdłuż boku był na szczęście tylko atrapą - w przeciwnym wypadku istniała szansa, że Violet przeparadowałaby przez miasto z pośladkiem na wierzchu. Zamek z tyłu był wystarczający, i tak dosięgał pośladków, i był o wiele dyskretniejszy. Nie tak łatwo więc było rozebrać Violet - należało zdobyć przyzwolenie. Pancerna sukienka. Dean dostał jednak przyzwolenie, też mniej dosłowne, w postaci westchnienia, a potem leciutkiego przygryzienia warg. Nie wiedziała, czy to kwestia alkoholu, czy on naprawdę umie jej dotknąć. I chce. Może wszystko po prostu wydawało jej się intensywniejsze. Czarna bielizna nie ukrywała się już nawet pod ażurową sukienką. Nie czuła wstydu.
- Skoro wyglądam zmysłowo w sukience, to po co ją ze mnie zdejmujesz? - może jest pijana, ale wciąż bystra i wyraźnie rozbawiona. Tak, chciała usłyszeć, że chciałby ją zobaczyć bez niej. Że się mu podoba. Był lepszy od jej randki, a fakt, że był też zakazany (przez Milesa, ale zakazany), dodawał mu jeszcze uroku. Zadrżała i westchnęła raz jeszcze, nie mogąc się oprzeć. - Nie mów Milesowi... - poprosiła nieco bezradnie, zerkając na niego znad ramienia.

Dean Washington
przyjazna koala
viol#9498
Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
Rzeczywistość potrafiła być przytłaczająca. Najgorzej miały osoby, które prowadziły beztroskie, usłane różami życie, a zarazem były najbardziej skrzywdzone. Osoby żyjące pod kloszem, idealne dziewczynki i idealni chłopcy wychowywani za przyozdobionym żywopłotem, murem willi, odgrodzeni od świata i rzeczywistości, chronieni przez ojców i matki, jak drogocenne skarby rodowe. Wyjście z tej fortecy zajmowało drugie lata, a gdy już wychodzili zza tych murów — spotykali się z szarym, ponurym światem pełnym okropnych ludzi, w którym pogoń za majątkiem i ambicjami, przysłaniał wszystkie inne rzeczy. Współczuł tym ludziom, zarówno tym ze zbyt wysokimi ambicjami, jak i tym którzy doznali traumy na wskutek poznania prawdziwego życia. Najgorsze było jednak to, że niczego pomiędzy, tak na dobrą sprawę nie było. Biedni, bogaci, normalni i patologiczni, a co było między nimi? Chyba nic, jedyną rzeczą, która mogła podsumować tych wszystkich ludzi i wrzucić ich do jednego, wielkiego worka, była Śmierć, której wszyscy tak bardzo się obawiali. Tylko po śmierci ludzie stawali się równi.

W przeciwieństwie do Violet i zarówno wielu innych kobiet, a także mężczyzn, Dean nie miał problemu z one night stand. Nie żałował tych jednonocnych przygód, które do niczego go nie zobowiązywały. Czemu miałby żałować czegoś, co chociaż przez kilka godzin dawało mu przyjemność i pozwalało zapomnieć o problemach? Może kiedyś sprawiłoby mu to kłopot, gdy był młodszy, gdy podchodził do wszystkiego z większym dystansem. Teraz, tak na dobrą sprawę, wszystko było mu jedno. Choć musiał przyznać, że odkąd mieszkał z Luną, ciężej było mu spędzać noce poza domem, a przynajmniej spędzać je w miejscach, w których nie powinien.
Był w stanie zrozumieć radość Violet po spożyciu takiej ilości alkoholu, rozumiał, że czuła się lepiej. Była wolna i szczęśliwa, choć pijana i pozbawiona logicznego myślenia. Za to ludzie kochali używki, dzięki nim czuli się wolni i wyłączali myślenie. Nawet nie przedawkowana działka mogła sprawić ludziom przyjemność, wprowadzając człowieka w stan delikatnego odurzenia. Choć świat się kręcił, a sufit zamieniał się miejscem z podłogą, czuła się dobrze. Najważniejsze, że Violet nie wymiotowała i nie miała bad tripa, który po alkoholu zdarzał się tak samo często, jak po narkotykach. Dean mógł nawet powiedzieć, że była po prostu rozkoszna. Nawet w tym stanie nietrzeźwości była w niej odrobina uroku. Zwłaszcza, gdy stała odwrócona do niego tyłem i opierała się o ścianę.
Nie trzeba chyba mówić, że wokół jego głowy biegały niepohamowane, dość lubieżne myśli. Zwłaszcza, że po zsunięciu sukienki, została w czarnej, seksownej bieliźnie. Wodę, owszem, miał jej przynieść, ale uznał, że najpierw położy ją do łóżka. Trochę ubolewał nad tym, że była tak ładnie ubrana i dodatkowo nietrzeźwa, ale niewiele mógł z tym zrobić.
Słysząc ciche westchnięcie, które opuściło wargi blondynki, postarał się myśleć o... Innych rzeczach, mniej pobudzających zmysły. W tę wizję idealnie wpasowywała się jedna z policjantek, z którą miał okazję pracować. Należała do tych kobiet, które nie grzeszyły urodą, ani nie emitowały seksapilem. W przeciwieństwie do blondynki, którą miał okazję rozbierać.
— Skoro wyglądasz tak dobrze w sukience i teraz w bieliźnie, to chciałbym Cię zobaczyć całkowicie bez ubrań, dlatego tak chętnie Ci pomagam — Jemu do śmiechu było tak średnio, choć naprawdę się uśmiechnął, gdy odpowiadał na jej pytanie. Każde drżenie, które czuł, gdy dotykał gładkiej skóry, sprawiało mu niesamowitą przyjemność i dawało dziką satysfakcję.
Oparł się ręką o ścianę, nachylając się i przybliżając twarz do szyi Violet.
— Mam nie mówić mu o czym? O tym, że Cię rozebrałem, że Cię dotykam, o tym, że pod tym dotykiem drżałaś, czy może o tym, że chcesz żebym Cię dotykał? — Zapytał, albo raczej wymruczał wprost do jej ucha, przesuwając delikatnie ustami po szyi kobiety.
Opcji było wiele, a on głupi nie był. Nie wydawało mu się, gdy widział dziwne spojrzenia, którymi Violet obdarzała Milesa, a on zdawał się ich nie dostrzegać. Dean był dobrym obserwatorem, potrafił łączyć fakty, gdyby był kretynem nie dostałby awansu i pracowałby w drogówce, wstyd na całe lata.

Violet Swan
sumienny żółwik
blueberry
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Jej życie kiedyś było usłane różami. Najpierw w domu rodzinnym, zanim zmarł ojciec. Potem, przy Jaydenie, przez jakiś czas też nie było źle. Baśniowe wesele, podróże, Europa, stabilizacja, brak większych zmartwień. Z każdej bajki biegnie ścieżka do ciemnego lasu i wystarczy jeden niewłaściwy krok, by wręcz zsunąć się z niej w dół - to ścieżka w dół stromej góry. Po drodze można się poobijać. Tak jak Violet. Z róż, murów, porcelanowych zastaw i złota zostały niewidoczne siniaki, odbite na jej kruchym wnętrzu. Okazało się, że zamek był zbudowany na piasku. Jeden podmuch wiatru zniszczył najwyższe wieże. Z każdym kolejnym, najlżejszym nawet powiewem, kolejne ziarenka odrywały się od budowli. Teraz nie było po niej nawet śladu.
Żałowała, że urodziła się właśnie taka - delikatna, wrażliwa, wyczulona na wszystkie sygnały świata, łatwa do skaleczenia i z tym wdziękiem księżniczki, który każdego nakierowywał na myśl, że ta dziewczyna jest zrobiona z porcelany. Chciała mieć przynajmniej stalowe serce. Siać spustoszenie, używać bez zawstydzenia brzydkich słów, walczyć o swoje, kłócić się, spędzać każdą noc z innym facetem i nie bać się, co będzie dalej, gdy Miles oświadczy - wyprowadzasz się, a ona znów stanie na ulicy z jedną walizką i ciężką torebką na ramieniu. Mogłaby nawet oddać innym trochę swojej wrażliwości, by zachować na świecie jakąś sprawiedliwość. I mogłaby nawet stracić swoją godność i faktycznie wymiotować po alkoholu. Ale mimo szczerych chęci - wciąż była tą samą Violet, która tak bardzo potrzebowała opieki.
Na szczęście nie pamiętała już o tej wodzie - Dean skutecznie ją rozproszył. Gdy się wyśpi i przeżyje kaca, pewnie będzie wdzięczna za to, że okazał się dżentelmenem i nie nadużył jej stanu. Zresztą, choć była nietrzeźwa, z pewnością umiała dobrze dać w twarz. Jayden się kiedyś o tym przekonał. Nie w głowie jednak miała protesty. Chciała bliskości. Uwagi. Kręciła lekko złocistą głową, prężąc się subtelnie, jak mały, trochę nieśmiały kociak. Trudno było wyobrażać sobie niezbyt urodziwe policjantki, gdy była blisko, prawdziwa, rozbawiona, ciepła.
- Ale ja będę spała w bieliźnie - oświadczyła ze śmiechem, poprawiając palcami miseczkę koronkowej bardotki, by mieć pewność, że zasłania jej biust, a nie tylko ozdabia żebra. Wydawało jej się, że wszystko jest względnie w porządku. Tak naprawdę nie widziała zbyt wyraźnie. Nie mogła za to nie zauważyć, jak blisko niej nagle się pojawił. Znów wyrwało jej się westchnienie, gdy poczuła jego oddech na uchu i wargi na szyi. Jej ciało wygięło się, wtulając w jego ciało w tych zakazanych okolicach. Zamruczała z namysłem, mrużąc powieki.
- O tym wszystkim...? Proszę. Pogniewa się na mnie - jej naiwność i niewinność wręcz nie mieszczą się w głowie, podbite jeszcze subtelnie dodatkiem alkoholu. Dobrze, że choć ciało nie ma w sobie tej niewinności. - I jeszcze mu nie mów, że byłam pijana... Dostaniesz... hmm... uśmiechnę się do ciebie - ale uśmiecha się i bez tego, zaglądając mu w oczy, bo przecież jest trochę pijana i szczęśliwa. Ale nawet ten pijany i szczęśliwy umysł martwi się Milesem.

Dean Washington
przyjazna koala
viol#9498
Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
On takim życiem pochwalić się nie mógł. Może w jego domu nie było przemocy, ale jego rodzina była po prostu rozbita. Rodzice nie potrafili radzić sobie ze swoimi własnymi emocjami, od dzieciaka zasiewając to ziarno w swoich dzieciach. W Deanie i w Holly. Młodsza siostra jakoś dawała radę, ale to na życiu Deana i jego postępowaniu odbijały się problemy rodziców, a największych spustoszeń w jego życiu narobiły dragi, które ojciec nie dość, że skupował, to jeszcze brał, robiąc długi całej rodzinie. Ciężko było zapomnieć widoku ojcu, skutego w kajdanki i nalotu policjantów, którzy przewracali dom Washingtonów do góry nogami, jakby ich życie nie było wystarczająco rozpieprzone i chaotyczne. By może, gdyby inaczej wszystko wyglądało, on również byłby inny. Prawdopodobnie nie miałby takiej twardej dupy i nerwów ze stali, które mimo wszystko, nieraz były na skraju wytrzymałości. Człowiek jest w stanie znieść naprawdę wiele, ale nie wbrew pozorom, nie był w stanie poradzić sobie z każdym problemem.
Gdyby tak było, Dean nie przepuszczałby pieniędzy i innych, wartościowych rzeczy w kasynach, licząc na porządny strzał gotówki i farta. Miał też za sobą problemy z alkoholem, lecz dzięki swojej litościwej, byłej żonie, po prostu przestał pić. Nieważne, jak kiepsko im się układało, była po jego stronie i za to był jej w sumie wdzięczny, aż do teraz. Gdyby nie ona, na pewno nie byłoby go tutaj, z półnagą Violet. Prawdopodobnie siedziałby w barze, spity w trupa.
Bywał złośliwy, wredny i nie myślał, ale nie był na tyle chamowaty, by wykorzystywać stan Violet do nieco innych celów, niż subtelne przekomarzania i drobne pieszczoty. Miał swoje granice i choć honoru nie miał zbyt wiele, nie byłby w stanie przekroczyć limitu, wyznaczanego przez samego siebie. Dla niektórych, być może, byłaby to świetna okazja. Pijane kobiety są bardziej podatne na wpływy, łatwiej je wykorzystać i zmanipulować, ale nie chodziło o manipulację. W pewnym sensie, była jego współlokatorką, miał do niej szacunek i gdyby był z nią w barze, a jakiś obcy facet wbrew jej zdaniu, próbowałby się do niej dobrać — bez wahania stanąłby w jej obronie. Zdawał sobie sprawę z tego, jaka była Violet. Delikatna, kobieca, z dziewczęcym urokiem, choć potrafiła pokazać pazurki, lubił ją przytulać i pocieszać, gdy było jej przykro. Wzbudzała w nim dziwne uczucia, z jednej strony otwarcie z nią flirtował, pozwalając sobie czasem na zbyt wiele, z drugiej chciał się nią opiekować.
— W bieliźnie? Słuszny wybór. Na pewno czułabyś się nieco dziwnie, gdyby Miles wpadł do Twojego pokoju i zobaczył, że nie masz na sobie ubrań... — Sam nie wiedział, czym dokładnie była ta zagrywka. Próbował ją podpuścić, odrobinę z niej zadrwić, czy wybadać grunt i zobaczyć, jak na wspomnienie o jego przyjacielu, reaguje Violet. Teraz, gdy była nietrzeźwa, było łatwiej wyciągnąć z niej niektóre rzeczy. Udał, że nie zwrócił uwagi na ruchy jej dłoni, gdy poprawiała bardotkę, próbował to zignorować, choć wcale nie było to łatwe zadanie, lecz łatwiejsze niż to, że poczuł jej drobne ciało w tych niedostępnych okolicach i... Mógłby tak stać, bo wcale mu to nie przeszkadzało, gdyby jego ciało nie zaczęło reagować tak jak powinno, w towarzystwie atrakcyjnej kobiety.
— Nie jesteście razem, żeby mógł się na Ciebie gniewać, możesz robić co chcesz i z kim chcesz. Jesteś wolną, niezależną kobietą, a nie jednością z Milesem — Podsumował, całując ją jeszcze w policzek, po czym zwiększył dystans i najzwyczajniej w świecie się od niej odsunął. Prawda była też taka, że trochę mu przeszła ochota na takie zabawy. Męska duma mu na to nie powalała, gdy zaczęła mówić o Milesie.
— Lubię Twoje uśmiechy, ale teraz wolałbym, żebyś poszła do łóżka — Uciął temat, odsuwając ją od ściany i wziął po prostu na ręce, przenosząc do łóżka. Na szczęście była lekka, może nie ważyła tyle co piórko, ale w życiu zdarzało mu się podnosić cięższe rzeczy.
Gdy ulokował ją na łóżku i przykrył kołdrą, usiadł na jego brzegu, podpierając się za plecami ręką.
— Chcesz coś jeszcze, czy tylko wodę? — Nie wiedział, czy proponowanie jej jedzenia było dobrym pomysłem. On osobiście wolał nie jeść po alkoholu, bo czuł, że żołądek podchodzi mu do gardła i jedyne co odczuwał, to nieprzyjemne nudności.

Violet Swan
sumienny żółwik
blueberry
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Miała niezwykły potencjał do tego, żeby zostać wzorową, szczęśliwą obywatelką, nauczycielką roku, osobowością Vogue'a, żoną burmistrza jakiejś mieściny, która wychowuje dzieci w ołówkowej spódnicy i perfekcyjnym makijażu. Zdobyła najlepszą pulę w loterii genetycznej, a i pod względem środowiska nie było źle. Jeśli miała jakieś ciotki, o których nie miała pojęcia, na pewno wróżyły jej świetlaną przyszłość. Każdy, kto spotkał ją, gdy jeszcze nosiła warkoczyki i różową sukienkę, musiał choć raz pomyśleć, że ta mała dziewczynka będzie miała piękne życie. Nie wyszło. Jedna rzecz przynajmniej w Violet się udała - z tyloma siniakami, obiciami i ranami, zmarznięta i sama, wciąż trzymała się w jednym kawałku. Mogła pić, nadużywać leków od psychiatry, zacząć randkować na potęgę, przegrać wszystkie pieniądze i po prostu upaść, bo to takie proste - ale nie, Violet, choć z opuszczoną głową, szła do przodu, a jej jedyną używką był smutek. Smutkiem można odurzyć się mocniej, niż jakimkolwiek narkotykiem.
Nie patrzyła na Deana tak, jak on patrzył na siebie. Wielu rzeczy nie wiedziała, z wielu nie zdawała sobie sprawy, a części, jak choćby tego, że wcale nie jest takim dżentelmenem i pewnie już wystalkował ją na instagramie, spodziewała się - ale wielu drobiazgom umniejszała. Nie skupiała się na jego negatywnych cechach. Nie był zły. Pozwalał jej się do siebie przytulić, gdy była bliska łez, a teraz, zamiast zająć się sobą, pomagał jej dotrzeć do łóżka. Nie zrzędził też tak, jak Miles, nie urządzał awantur o jakiś zagubiony wokół kratki odpływu włos i doceniał to, że upiekła ciastka. Albo że zrobiła kawę. Nie istniała raczej szansa na to, że się kiedyś zaprzyjaźnią, te wszystkie domowe sprawy były zbyt skomplikowane (i pewnie któregoś dnia Violet wyprowadzi się, nawet nie mówiąc mu do widzenia, bo nawet go przy tym nie będzie), ale na razie był chyba jedyną osobą na świecie, która otaczała ją ramionami i przez chwilę broniła nimi przed rzeczywistością.
Nie powinna interesować się Milesem. Jej rozsądek podpowiadał, że Dean byłby o wiele lepszą osobą do ulokowania tej dziwnej plątaniny uczuć. Był przystojny. Miły. Troskliwy. Nie warczał na nią i chyba nie miał dziewczyny, a przynajmniej nie zachowywał się, jakby ją miał. Może nawet, wbrew temu, co powiedziała ostatnio Vanderbergowi, trochę się jej podobał. Sama już nie wiedziała, o co chodzi i czego chce - może po prostu chciała zakochać się bez pamięci i odpocząć przy kimś od tych bezlitosnych wyroków losu. Dlaczego to nie mógł być właśnie on?
- On nie wpada do mojego pokoju, bo mnie nie lubi - przypomniała mu ze stoickim spokojem, jakby już całkowicie pogodziła się z faktem, że Miles nie chce jej w swoim bezpośrednim otoczeniu, a tym bardziej w swoim życiu. To raczej ona ostatnio wpadła do jego sypialni, ale o tym Dean nie musiał wiedzieć. Zresztą - to Deana szukała, na wpół rozebrana, umalowana i spragniona męskiej obecności. Może jednak to o niego chodziło? Jej ciało przynajmniej chwilowo sugerowało, że tak jest. Przy nim czuła się dziwnie bezpiecznie.
- Wiem, aleee... on jest zły, że z wami mieszkam. I pytał się mnie ostatnio, czy mi się podobasz - roześmiała się cicho, wdzięcznie, całkiem zgrabnie obracając się do niego przodem i opierając się plecami o ścianę. Brakowało jej jego ciepła przy boku, ale teraz przynajmniej mogła swobodnie go podziwiać. - Ojej, jesteś bez koszulki - zachichotała niemal jak dziewczynka, najwyraźniej dopiero zauważając, że Dean nie kłopotał się ubieraniem, zanim przyszedł jej na pomoc. Gdy wziął ją na ręce, zarzuciła mu wątłe ramiona na szyję i wycisnęła na jego policzku całusa. Nie była za bardzo zadowolona, gdy ją puścił i nakrył kołdrą, ale nie protestowała. Przez chwilę przyzwyczajała się do nowej pozycji sufitu.
- Chcę się przytulać. Nikt mnie nie kocha - wyjaśniła rzeczowo, wyciągając znów do niego ręce, wierząc, że jej nie odmówi. - Byłam na randce, ale się z nim nie całowałam - dodała jeszcze dla pełnej precyzyjności. Niech wie, że może być dziś pierwszy. Albo i pierwszy od miesięcy. Chciała, żeby myśl o pocałunku choć przemknęła mu przez głowę. W końcu była tego warta.

Dean Washington
przyjazna koala
viol#9498
Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
Wystarczyło jedno, drobne potknięcie, by wizja idealnego świata i cały potencjał, legły w gruzach. Czasem Dean miał wrażenie, że los naprawdę kpił sobie z ludzi. Szczęście w życiu było podobne do tego w kartach. Gdy stawiasz na szali wszystko, szansa na wygraną i przegraną jest taka sama. Można zdobyć góry, mieć idealne życie, a można wszystko przegrać i skończyć na bruku. Wydawać by się mogło, że jedyną rzeczą na którą nie ma się wpływu, jest rodzina. Nie do końca była to prawda, wpływu nie ma się na większość rzeczy. Wszystko było głupie i bezsensu, wystarczyło jedno potknięcie, a domek który chwilę temu został ułożony z kart, nagle został zniszczony przez podmuch wiatru. Najgorsze było rozczarowanie, później... Życie toczyło się dalej, pierwszy moment zawsze wprawiał w stan oszołomienia, przychodziła fala złości, smutku, a dopiero później stawiało się sobie tylko jedno pytanie — w którym miejscu wszystko się zjebało?
Dean potrafił też grać, choć może faktycznie wcale nie był taki zły, ani najgorszy? Na pewno miał negatywne cechy, tak jak każdy, ale dla Violet liczyło się tylko to, że był dla niej wsparciem, gdy go potrzebowała. Ta kobieta, była tym typem dla której spokojnie mógłby stracić głowę. Nie była uciążliwa, nie była męcząca, była naturalna i delikatna, co było w niej urzekające. I wszystko byłoby pięknie, wręcz idealnie, gdyby nie przejmowała się tak Milesem i zdaniem Deana, robić tego nie powinna. Kochał swojego kumpla, naprawdę, ale trochę irytowało go to, jak traktował Violet. Wiedział też, że to nie jest do końca tak, że jej nie lubił. Gdyby jej nie lubił, nie pozwoliłby jej tutaj mieszkać i przy najbliższej okazji, wywaliłby ją na bruk. Do tej pory tego nie zrobił, więc Violet w jego oczach nie była tak do końca skreślona.
Dean nie był zazdrosny o to, że to za Milesem wodzi wzrokiem. Jemu wystarczyło to, że był z nią bliżej, to do niego przychodziła się przytulać, albo wygadać, gdy miała gorszy dzień. Miała do niego zaufanie, a on nie chciał tego spieprzyć, choć pieprzył samym faktem, że tam, w tym domu z którego wychodził, by nocować tutaj, była Luna z dwójką dzieci. Nie czuł się jednak uwiązany, bo w ostateczności... Dziewczyny nie miał, stąd ta jego pewność siebie, brak zahamowania, chętne dotykanie Violet, rozbieranie jej i w zasadzie... Zgadzanie się na różne rzeczy, które były korzystne również dla niego.
— Oczywiście, masz rację... Tylko ja wchodzę tutaj jak do siebie — Zażartował, przeczesując palcami gęste, ciemne włosy. Choć nie do końca tak było, jeśli o kumpla chodzi, bo wiedział z doświadczenia, że Miles jednak czasem jej pokój odwiedzał. Ba, raz nawet wspólnie odwiedzili jej sypialnię, ale do tej pory żaden jej w tym nie uświadomił. Jeśli była potrzeba, wszyscy umieli trzymać język za zębami. Tak czy inaczej, odpowiedzieć na wszystko raczył jej dopiero wtedy, gdy leżała w łóżku.
Pokręcił głową z delikatnym uśmiechem, słysząc wątpliwości blondynki. Choć nie ukrywał, że pytanie dotyczące tego, czy jej się podoba, wzbudziły w nim ciekawość. Nie wiedział, czy chce pytać, szukać potwierdzenia, czy też nie. Gdyby w pewnym sensie jej się nie podobał, nie byłaby taka chętna do przytulania.
— Miles? Gdybyś mu przeszkadzała, kazałby Ci się wyprowadzić, a przecież nic takiego nie mówił, prawda? — Chyba, że o czymś nie wiedział, ale szczerze w to powątpiewał. Nieszczególnie pasowało mu to do właściciela tego apartamentu. Westchnął cicho i gdy tylko blondynka wyciągnęła do niego ręce, przysunął się do niej i przytulił.
Położył się obok, podpierając ręką głowę i spojrzał z rozbawieniem w oczy Violet. Randka, no i wszystko jasne. A on się zastanawiał, gdzie wybyła na noc.
— Czyli randka się nie udała, współczuję, ale mogę to naprawić, jeśli mi pozwolisz — Nawet nie zapytał jej o zdanie, po prostu, jak na zawołanie nachylił się nad nią i złożył pocałunek na miękkich wargach nauczycielki. Nawet jeśli wieczorem się umalowała, teraz po szmince, która jeszcze kilka godzin temu zdobiła jej usta, został delikatny posmak. Nie przeszkadzał mu nawet zapach, ani posmak alkoholowy. Właściwie, nie był jakoś szczególnie mocno odczuwalny.
Dłoń, którą się nie podpierał, ułożył na żebrach Violet, przesuwając ją nieco niżej i pozostawiając na wgłębieniu w talii Swan. Nie przesunął jej ani o milimetr, ani w górę, ani w dół. To miejsce było idealne, nie dość, że było mu wygodnie, to mógł poczuć przyjemne ciepło bijące od jej skóry.

Violet Swan
sumienny żółwik
blueberry
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Violet, po latach batalii o nic, bo tak naprawdę chyba nie spełniła żadnego swojego marzenia i nic jej w życiu nie wyszło, wiedziała już, że nie ma sensu walczyć. Na nic nie mamy wpływu. Świat pisze swoją własną historię. Można tylko przyjąć z pokorą scenariusz i odegrać swoją rolę, i to bez swobodnej interpretacji, bo gdy Komuś nie pasuje nasz ruch, łapie za sznurki i ustawia nas po swojemu. Gdy uwierzyła w taką wersję wydarzeń, stała się popychadłem losu. Nie było w niej już woli walki, może nawet nie było woli życia - byle dograć ten spektakl do końca, potem zejść ze sceny i odpocząć w jakimś niebycie. Nie przyznałaby się do tego głośno. Mimo całego jej smutku, nikt nie wiedział, jak źle jest naprawdę, ile zwrotów ma w sobie jej historia i że Violet jest tym do bólu zmęczona. W końcu była taka śliczna, stabilna praca, markowe ubrania. Gdyby to było wszystkim, Swan na pewno nie znajdowałaby się w tym miejscu.
Naprawdę myślała, że dla Milesa mogłaby przestać istnieć. Mimo tych drobnych wzlotów w ich relacji, czuła, że dla niego powinna zniknąć. Być może gdyby nie Dean, który był jasnym punktem w całej tej sytuacji i nie urządzał scen za kubek z niedopitą kawą, już dawno by jej tu nie było. A przecież naprawdę nie była taka zła - przynajmniej nie chciała dopuścić do siebie myśli, że jest beznadziejną współlokatorką, bo to usprawiedliwiałoby jej byłego męża, który znienacka wystawił ją za drzwi, choć nie uporała się z żadnym ze swoich problemów i nie miała dokąd iść. Lubiła sprzątać. Piekła te cholerne ciastka. Jeśli już coś gotowała, to zawsze trochę więcej. Nie hałasowała. Nikt jej nie odwiedzał. Robiła wszystko, by nie przeszkadzać. Można było odnieść wrażenie, że ta dziewczyna nie żyje dla siebie.
- Wcale nie wchodzisz - protestuje niemal dziewczęco, bo gdyby wchodził, pewnie wiele razy natrafiłby na nią w niezręcznych sytuacjach, niekoniecznie erotycznych, bo Violet dużo czasu spędzała na płaczu. Więcej, niż mogło się wydawać, choć łzy w oczach miała regularnie też w towarzystwie chłopaków. Gdy Dean jednak czasem po prostu te łzy widział i ocierał, Miles jedynie mógł usłyszeć zduszony szloch przez ściany. A czasem chyba był tego szlochu przyczyną.
- No... W sumie to od początku mówi, że mam się wyprowadzić. Że miesiąc i robimy pa-pa - wyjaśniła w nieco pijacki, obrazowy sposób, machając nawet ręką na pa pa. Samo jej zamieszkanie tutaj było zależne od jej wyprowadzki. A ona zgodziła się na ten układ, wierząc, że miesiąc to masa czasu i da radę ułożyć sobie życie od nowa. Czas uciekał jej jednak przez palce i teraz, po około trzech tygodniach, wszystko wciąż było w rozsypce. Dziwiła się, że Dean o tym nie wiedział, ale najwyraźniej w tym mieszkaniu całą mocą sprawczą dysponował Miles. A Dean był przed tym ratunkiem - dlatego przytuliła się do niego całkiem ufnie, patrząc mu w oczy tak po prostu, zupełnie niewinnie.
Miała dopytać, na co właściwie ma wyrazić pozwolenie, ale uprzedził wszystkie pytania, powodując, że znów cicho westchnęła. Zamknęła oczy i odprężyła się. Nie całowała jak pijana dziewczyna, która miesiące tęskniła za męską bliskością. Całowała bardzo delikatnie, łagodnie, i to tak bardzo do niej pasowało - do jej eterycznej obecności, cichego głosu, smutnego spojrzenia. Wiedziała, że nie powinna go całować, ale przecież... to on zaczął. Czemu miała zaprotestować, gdy tak bardzo chciała mieć dziś kogoś blisko? Koniuszkami paznokci przesunęła po jego karku, uważnie, w kierunku linii włosów, w które wreszcie wplotła palce.
- A ta woda to co? - spytała i oblizała wymownie usta, niepewna, czemu jej tak gorąco, ale nie musiała niczego wiedzieć - świat się kręcił, nie było punktów całych. Tak naprawdę ten pocałunek mógł być tylko alkoholowym złudzeniem. To wszystko mogło być tylko snem - ale ten sen jej się podobał. Bo była po prostu beztroska i szczęśliwa. Taka, jaka nie była od lat.

Dean Washington
przyjazna koala
viol#9498
Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
Wszyscy mieli za sobą bagaż doświadczeń, jedni nauczyli się z nim żyć, innym natomiast ciążył do takiego stopnia, że się pod nim uginali. Nie lubił ludzi, którzy całkowicie poddawali się życiu i godzili ze swoim beznadziejnym losem. Czasem miał ochotę do niektórych podejść i potrząsnąć tak mocno, że zmienią sposób patrzenia na świat. Tak było w przypadku Yary. Ta kobieta była idealnym przykładem osoby, która nie potrafiła pogodzić się ze stratą. Zupełnie jakby była małym, naiwnym dzieckiem wierzącym w to, że ludzie żyją wiecznie, że nie odchodzą, zamiast spojrzeć na to z nieco innej perspektywy. Widząc ją kolejny raz pijaną do takiego stopnia, że ledwo chodzi, miał ochotę ją zabić. Rozszarpać, zamordować, zrobić jej krzywdę, albo znaleźć sposób dzięki któremu będzie w stanie ją ogarnąć. Nie miał zbyt wiele cierpliwości, w zasadzie był na skraju wytrzymałości psychicznej. Powinien ją gdzieś zamknąć i nie pozwolić, by wychodziła, powiedzieć, że ma jej dość… Zamiast tego, wciąż był, gdy go potrzebowała, bo czuł się za nią odpowiedzialny, to była taka jego obietnica, którą złożył Finnowi w dzień pogrzebu — że zaopiekuje się Yarą, tak, jakby sobie tego życzył jego przyjaciel.
Washington był specyficzny, ale większość rzeczy była mu po prostu obojętna. Być może dlatego nie wściekał się o kolejny włos znaleziony w wannie, o kubek z niedopitą kawą, albo opakowanie po podpaskach. Właściwie, to wszystko, te drobne rzeczy i lekki bajzel uświadamiały wszystkich w tym, że ktoś tu naprawdę mieszka. Nie było tak pusto, mieszkanie nie wyglądało tak, jak wcześniej. Dało się tu wyczuć kobiecą rękę i jemu osobiście to nie przeszkadzało. Kochał kobiety za to jakie były, a włos w umywalce był tylko drobnym mankamentem, ale tak naprawdę tylko kobieta potrafiła sprawić swoim uśmiechem, dotykiem, lub figlarnym spojrzeniem, że miał ochotę żyć. I szczerze nienawidził faktu, że wielu facetów te kobiety krzywdziło, choć on sam święty nie był. Skrzywdził swoją żonę, ale co mógł poradzić na to, że na świecie było tak wiele kobiet, które były godne jego uwagi?
— Skąd wiesz? — Odparł z zawadiackim uśmiechem na ustach, chcąc odrobinę zmienić temat rozmowy. Może zabrzmiał odrobinę jak creep, ale jaką miała pewność, że nie sypiał w jej łóżku, gdy nie wracała na noc? A wiedział, że tak również się zdarzało. I nie, nie sypiał w jej łóżku, ale chciał zasiać w niej nutkę niepewności.
— Może ma więcej do gadania w tej sprawie, ale ja też tu pomieszkuję. Nie pozwolę mu Cię wywalić, Violet. Jak będzie trzeba to porządnie z nim porozmawiam, ale Twoje miejsce jest w tym mieszkaniu i dopóki tutaj jestem, nie wyprowadzisz się — Powiedział stanowczo, przytulając ją mocno do siebie, zupełnie jakby chciał ochronić ją przed całym, niesprawiedliwym światem. Można by rzec, że był takim azylem. Starał się być dla niej oparciem, być może potrafił ją zrozumieć. Wiedział, czym jest samotność, bo przez długi czas sam w niej tkwił. Wiedział też, że Violet nie mogła sobie poradzić z tym stanem. Była jak ćma błądząca we mgle, lgnąca do światła, nawet tego gasnącego. Potrzebowała poczuć ciepło drugiej osoby i Dean wiedział, że nie był w stanie zapewnić jej tego, czego pragnęła, nie nadawałby się do tego, ale choćby przez kilka krótkich chwil, mógł być dla niej wsparciem.
Niewiele miał wspólnego z łagodnością i delikatnością, ale potrafił się przystosować. Violet całowała delikatnie, wdzięcznie, kobieco. A on tą samą delikatnością się jej odwdzięczał, gdy odwzajemniał kolejny pocałunek, kompletnie zatapiając się w jej ustach. Był oczarowany tą subtelnością, którą cechowała się Swan.
Odczuwał wewnętrzną potrzebę dogodzenia jej, w każdy możliwy sposób. Jeśli tym pocałunkiem, rękoma błądzącymi po zgrabnej sylwetce kobiety, mógł sprawić by choć przez chwilę przestała być smutna — chętnie na to przystawał. Może nie robił tego tylko dla niej, zgadzając się na takie rzeczy sam zaspokajał potrzebę bliskości, której wbrew pozorom mu brakowało. Posiadanie kobiety w domu nie oznaczało, że czuł się spełniony.
Odsunął się od niej, dość niechętnie, gdy wspomniała o wodzie i zerknął na nią nieco rozmarzonym wzrokiem. Wspominając o tej szklance w pewnym sensie wylała mu na łeb kubeł chłodnej wody, gdyby nie przerwała, prawdopodobnie jego dłonie wędrowałyby po jej udzie, niebezpiecznie zbliżając się do wewnętrznej strony.
— Mam ją teraz przynieść, czy dasz mi jeszcze chwilę? Zaraz sobie pójdę, obiecuję — Zapytał cicho, błądząc ustami po obojczykach i szyi Violet, kierując się w dół odsłoniętego dekoltu i... Cóż, faktycznie podniósł się znad leżącej blondynki i przejechał dłonią po swoim karku, starając się opanować emocje, które teraz nim targały. Zadanie było proste, miał iść do kuchni po szklankę wody, nic trudnego.

Violet Swan
sumienny żółwik
blueberry
nauczycielka angielskiego — Lorne Bay State School
30 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Rozwiodła się, straciła dziecko i zgrywa świetną nauczycielkę angielskiego. Po ucieczce do Sydney wraca z podkulonym ogonem pogrzebać byłego męża i chciałaby kogoś pokochać.
Nigdy nie pękła do reszty. Gdy straciła ojca, matkę, dziecko, gdy zostawił ją mąż, gdy wystawił ją za drzwi - trzymała się w jednym kawałku. Z nerwicą lękową i bolesną przeszłością. Nigdy nie liczyła dni, gdy budziły ją zawroty głowy, ani dni, gdy zupełnie nagle serce kołatało i pojawiała się panika. Nie liczyła dni, gdy zaczynała szybciej oddychać, mierząc się z własnymi emocjami, gdy nie mogła zasnąć, dni, gdy z nerwów dostawała migreny, gdy zwijała się w kulkę z bólu brzucha, gdy nie mogła wstać, bo jej nogi były niemal bezwładne i gdy klęczała w toalecie nawet nie myśląc o kwestiach erotycznych. Leki pozwalały jej funkcjonować w niepozorny sposób, choć nadal zdarzało się, że mimo przyjmowanych regularnie dawek walczyła ze swoim ciałem, które odmawiało współpracy przez wszystko to, co działo się w jej głowie. Może faktycznie powinna zacząć chodzić na terapię - ale nie miała siły wnikać w swoje wnętrze jeszcze głębiej. Znała je już na pamięć. Znała każdy zakręt, każdy schemat, każdy mechanizm obronny, przeanalizowała każdą myśl. Wiedziała, że w tym momencie może już tylko czekać, aż znów pęknie i znów nie da rady funkcjonować - ale wiedziała też, że znów jakoś zwlecze się z łóżka i znów będzie jakoś żyć. Nie zagłuszając swojego smutku.
Może gdyby pozwoliła ludziom zobaczyć, co się z nią dzieje, w jak bardzo złym jest stanie i jak siłą trzyma się w całości, traktowaliby ją inaczej. Może nawet Miles odpuściłby awantury o ten nieszczęsny włos, gdyby wiedział, jak bardzo wszystko ją boli, że żeby schylić się po butelkę szamponu, opiera się o ścianki prysznica, robiąc wszystko powoli, uważnie, bojąc się, że zaskoczy ją ból, a dalej wszystko potoczy się już z górki. Może ludzie docenialiby ją bardziej, gdyby wiedzieli, jak często przy codziennych czynnościach zaczyna czuć gulę w gardle i jak bardzo musi starać się opanować, by nie dać się temu złamać, nie ulec panice. Nie myślała na co dzień o tym, jak źle się czuje. Odpychała te myśli, wiedząc, że jeśli tylko się w nich zagłębi, nie da rady dalej iść.
- Bo nie czuję twojego zapachu - zaśmiała się, opuszką kciuka muskając z rozbawieniem jego nos. Gdyby choć spróbował położyć się na jej łóżku, wiedziałaby, że tam był. Wrażliwość jej organizmu nie pozwoliłaby jej przegapić obcego zapachu. Ani najdrobniejszego zagniecenia na pościeli, którego sama tam nie pozostawiła. Gdy wchłaniała w siebie świat, chłonęła też jego mapę - a potem, wbrew własnej woli, porównywała te mapy. Rolka papieru zawieszona w drugą stronę. Filiżanka mniej w zmywarce. Zamek zamknięty na dwa, zamiast na raz. Niemal niewyczuwalny zapach perfum w łazience. Mogłaby pracować w policji.
- Ale jesteś miłyyy... Będziesz mnie bronić, jak zacznie pakować mi walizkę? - dopytała, wtulając się w niego mocno, lekko błądząc palcami po jego plecach. Był silny, ciepły, bliski. Był azylem. Przynajmniej pozornym. I choć czuła, że Miles naprawdę nie miałby serca, żeby wystawić drzwi, bo, jak sam ostatnio powiedział - nie był potworem, to chciała czuć, że ma kogoś po swojej stronie. Nawet jeśli tym kimś był najlepszy przyjaciel Milesa. Nawet jeśli wtulanie się w jego ciało było synonimem stawania pomiędzy nimi.
A Violet przecież nie tylko się przytulała. Przeczesywała też palcami jego włosy, a potem obrysowywała nimi mięśnie jego ramion, oddając mu pocałunki słodko, łagodnie, w skupieniu, które nie miało zbyt wiele wspólnego z upojeniem alkoholowym. Smakowała słodkimi drinkami i szminką. I drżała. Lekko, leciutko, ale z przyjemności. Jej ciało tęskniło za bliskością. I nawet gdy się od niej odsunął, posłała mu miękkie, zafascynowane spojrzenie, ale wciąż z jakimś skrytym głęboko smutkiem. Pogładziła opuszkami jego grdykę, zastanawiając się, dlaczego nie pocałował jej wcześniej.
- Tylko chwileczkę. Sekundkę. I woda - poprosiła. Jego wargi na jej szyi i obojczykach wyrwały spomiędzy jej warg zmysłowy pomruk. Plecy wygięły się w delikatny łuk. Odetchnęła ciężko, gdy się od niej oderwał, po czym, nieco niezdarnie, uniosła się na łokciu. - Wiesz, jesteś przystojniejszy od mojego męża - byłego męża, ale Violet i tak wypaliła jak petarda. Teraz wygadałaby mu wszystkie swoje sekrety.

Dean Washington
przyjazna koala
viol#9498
ODPOWIEDZ