27 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
wiele znaków zapytania
#1
coś dla oka

Lorne Bay. Zadupie jakich wiele. Miejsce, gdzie można zapomnieć o pozornej anonimowości, a jednak da się zgubić przed oczyskami wścibskich. Trzeba tylko dobrze sprzedać swoją historię i mieć odrobinę szczęścia, by nie trafić na wielkomiejskich łowców nagród. Zdziwiłaby się jak wiele postaci z tak zwanego półświatka wybrało akurat to miejsce, by przyczaić się na lepszą okazję. Być może było tu coś, co przyciągało czarne charaktery. A może każde małe miasteczko naszpikowane było szemranym towarzystwem, które ku wspólnemu dobru podtrzymywało własne legendy? Anubis nie miała czasu na takie rozmyślania. Co innego zajmowało jej głowę, ale gdyby przez chwilę się nad tym wszystkim zastanowiła i wiedziała to samo, co o tym miejscu wie narrator... Z całą pewnością doszłaby do podobnych wniosków. Lorne Bay ściągało szumowiny z całego anglojęzycznego świata i nawet kilku krajów więcej.

Od jej przyjazdu minęły zaledwie dwa albo trzy tygodnie. Nie zdążyła jeszcze przyzwyczaić się do tej ciszy, która wbijała się w uszy po zmroku, gdy miasteczko zasypiało. Puszczała sobie przed snem wielkomiejskie odgłosy ścigających się motocykli, dźwięk klaksonów rozbrzmiewający popołudniami na najbardziej zatłoczonych arteriach Newcastle i rozwydrzonych rowerzystów, którzy krzyczeli "z drogi" na nieopatrznych piechurów zabłąkanych na ich ścieżkach. Nie minęło więcej jak trzy tygodnie, a ona już zdążyła wpakować się w kolejną aferkę, która tak naprawdę mogłaby jej nie dotyczyć, gdyby nie ten koleś poznany w barze kilka nocy temu...

Jack, John czy jak mu tam było? Nie istotne. Zapomniałaby o nim tak jak o kilku poprzednich, gdyby nie to, że przyszedł do niej o nieprzyzwoicie wczesnej porze, jakieś dwa dni temu. Przyniósł jej niewielkie pudełko i mamrotał coś niedorzecznego. Była zaspana i wyrzuciła go z domu trzaskając drzwiami. Pudełko pierdolnęła gdzieś w kąt i poszła dalej spać obiecując sobie, że już nie przyprowadzi do domu żadnego typa poznanego w barze. Wieczorem, w pracy posłuchała kilku plotek, połączyła kilka kropek i przypomniała sobie co mówił denat kilkanaście godzin wcześniej. Dźwięczące w jej głowie Zebediah Fowler Długo zastanawiała się gdzie już słyszała to nazwisko poświęcając mu kilkadziesiąt minut intensywnego rozmyślania.

Zebediah Fowler. Tak, już wiem! . Bohater skandalicznych opowieści na granicy obyczajowości. Znalezienie takiego człowieka nie powinno być trudne. Czy chciała go znaleźć? Nie koniecznie, ale wolała to zrobić zanim Fowler sam dowie się, że jest w posiadaniu przesyłki, która z całą pewnością nie stanowi jej własności i się o nią upomni. Przez myśl jej nawet przeszło, żeby pozbyć się "gorącego kartofla", ale jak przypomniała sobie te mrożące krew w żyłach opowieści o tym jak wyglądały zwłoki mężczyzny z wytatuowanym wężem uznała to za kiepski pomysł. Skoro tak obeszli się z kimś wrogowie pana Fowlera, to wolała nie wyobrażać sobie co on zrobi jej, gdy się dowie, że pozbyła się jego przesyłki. Tym bardziej, że coś z tego porannego zajścia zaczynało jej się przypominać.

Wykonała dokładnie cały rytuał, którego się dopuszczała przed wyjściem do klubu. Ubrała czarną, opiętą sukienkę przed kolano, fikuśne szpilki w deseń kwadratów żywcem ściągniętych z lat 70 i wykonała staranny makijaż podkreślający jej fioletowe dziś oczy. Całość dzieła zakończyła przez nałożenie soczystego odcieniu błyszczącego burgundu podkreślając tym samym wydatne usta. Palcami przeczesała jeszcze wilgotne nieco włosy, które lekko falowały wijąc się po jej ramionach. Zabrała niewielką torebkę, w której bez trudu schowała niewielki pakunek, który przekazał jej wraz z instrukcjami John, Jack, czy jak mu tam było, przydupas Fowlera. Z tego co mówił, obaj jeszcze nie mieli okazji się spotkać, ale czy ze sobą rozmawiali? Nie miała pojęcia. Przypomniała sobie tylko, że ma być dziś w klubie Shadow i tam też skierowała soje kroki.

Było dość wcześnie, gdy zajęła miejsce przy barze i zmówiła swojego drinka. Sączyła swój napój przez słomkę rozglądając się rozbieganymi oczkami po sali, aż zauważyła kogoś, kto przypominał wyglądem Fowlera. Dała sobie jeszcze chwilę, by upewnić się, że to na pewno był on, chociaż zbyt dużych wątpliwości nie miała. Sprawa była dość delikatna. Miejsce dość publiczne, a Anubis zdecydowanie gorzej radziła sobie w tego typu podchodach. Jej ściśle zaplanowana strategia stawała pod znakiem zapytania, gdy go zobaczyła na żywo. Nagle jeden drink na odwagę wydawał się stanowić zbyt małą ilość alkoholu. Chyba, że barman na tyle już zdążył ją poznać, że jeszcze bardziej rozcieńczał jej drinki.
I don't know who you think you are,
But before the night is through,
I wanna do bad things with you.
ambitny krab
anubis#9958
yo — cm
about
Pieprzone „znajomości”. W mordę kopana gangsterska kurtuazja, która zmuszała Zeba do zaufania Lyndonowi McDow, który ufał Ramonowi Cantillo, który znał Horsta Wiegenschlägera, który polecał Jeffa Jakiegoś tam, o którego wężowym tatuażu Zeb nie miał pojęcia tak samo jak o nim samym. W takich sprawach Zeb lubił działać własnymi narzędziami ale wyjazd do Australii (niech ją jakiś ruch kontynentów zapierdoli i wepchnie całą płytę australijską pod wodę (tuż po tym, jak on załatwi parę spraw i wyleci machając australijskiemu zadupiu baj-baj). Akurat teraz musiała wyleźć sprawa tego małego przedmiotu! Akurat na Lyndona musiał trafić! Akurat Lyndon musiał komuś ją pchnąć i uruchomić kretyński łańcuszek coraz słabszych powiązań, i akurat Zebediah Hector Kazingumu Fowler musiał być na końcu kiedy przebywał w tak nieoperatywnym zakątku świata i to jeszcze w trybie stand-by.
Ale to wszystko pikuś w porównaniu z okolicznościami oraz z tym, że nie był ich w pełni świadom. Znał tylko część łańcuszka, tę początkową, od źródła do Lyndona. Lyndon wysłał mu zaszyfrowaną wiadomość, że Ramón Cantillo wpadnie z „zegarkiem” do niego, po krótkim transkontynentalnym namierzaniu padło na „Shadow” i Zeb święcie wierzył, że jak sobie klapnie na kanapę w kącie głównej sali, to prędzej czy później tego wieczora obok niego klapnie Ramón Castillo, koleś którego Zeb spotkał raz podczas szukania sprawnych paserów i wyrobił sobie niezłe mniemanie ale to nie powód żeby pieprzony latynos wpierdzielał mu się w australijski chillout!
Na szczęście wiedział co zawierała paczuszka i dlaczego była taka lekka i na szczęście niepozorna. Zawierała grafen. Ultra lekki hiperwytrzymały mega-kurwa-futurystyczny materiał, jeden z najdroższych na świecie w przeliczeniu ceny na gram. W zasadzie gram to była już dość szalona jednostka w przypadku grafenu. Przesyłka była więc lekka i pewnie istniało parę innych sposób na jej przekazanie Zebowi, gdyby nie zawierała jeszcze pewnej informacji a właściwie, dwóch. Mianowicie kontaktu pod którym Zeb powinien tą paczuszką kogoś umiejętnie szantażować. Sprawa była z natury delikatnych – materiał sam w sobie miał militarne i cholernie międzynarodowe znaczenia, a szantażyk był dźwignią przewidzianą do zdemontowania pewnego politycznego układu w pewnym państwie. To była pierwsza informacja dołączona do grafenu. Druga była chipem z zapisem cyfrowych negocjacji, których zawartość była cholernie słabym punktem kilku polityków. Jeden z nich figurował w kontaktach Zeba zaopatrzony w N i F. N dla now, S dla subtle. Na szczęście tę warstwę kontaktów Zeb przechowywał na najbardziej niezawodnym dysku: w korze mózgowej.

Tak czy siak zachowanie paru pozorów wymogło na Lyndonie taką a nie inną procedurę i Zeb właśnie przeciskał się przez podrygujący do jakiegoś ciężkiego disko tłum zmierzając do nieco bardziej intymnych zakątków klubu. Po drodze nie za bardzo przyglądał się ludziom, wiedział że i tak sam sobą może zwracać uwagę, ubrał się więc maksymalnie turystycznie – hawajska koszula, szerokie szorty, plecione mokasyny, bejzbolówka z nadrukiem jakiegoś energetyku, jednoręczna (z uszkiem!) torebeczka na dokumenty która wyglądała jakby mu przeszkadzała. Tak sobie idąc zerkał tylko randomowo i niestarannie, udając kogoś, kto z zawodem odkrywa że wlazł do trochę nieprzyjaznej miejscówy. Powybrzydzał na fotele zatrzymując się gdzieś na środku, wreszcie znalazł zatoczkę z kanapami i tam ruszył. Kiedy siadał poczuł za sobą obecność, ale nie odwracał się – może to kelner? Najpierw postanowił klapnąć na miękkie siedzisko i wydać pełnie wieśniackich wątpliwości westchnienie, jakby się bał, że będzie tu dla niego za drogo. Dopiero pod koniec westchnienia podniósł wzrok.

Anubis D'Asaro
27 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
wiele znaków zapytania
Nie miała najmniejszego pojęcia o tym całym łańcuszku szczęścia. Trzęsła się jak galareta wiedząc, że posiada coś, czego nie powinna oraz że Josh, John czy jak mu tam było, przypłacił to życiem. Jakie by nie było ono złe czy marne, to jednak skończył swój żywot kilkadziesiąt minut po tym, jak odwiedził ją w jej mieszkaniu w Opal Moonlane. Nie miała i nie mogła mieć pewności, że była śledzona. Pozostawało jej mieć jedynie nadzieję, że została pominięta jak nieistotny klocek, który nie pasuje do układanki, albo że J. nie był takim patałachem za jakiego go miała i jednak potrafił przynajmniej w części mylić tropy. Minęło bowiem ponad 60 odzin, a ona nadal żyła. Jeśli to nie była zasługa tego trupa, to musiał być zwykły fart albo nadal miała przejebane. Dopiła drinka, zamówiła szybkiego szota burbona, którego przechyliła na odwagę i natychmiast po tym ruszyła w stronę Fowlera. To było teraz albo nigdy, zanim promile zaczną rozchodzić się po ciele odcinając nogi. Tętno skoczyło jej do szybkiego biegu. Gotowa była do ucieczki, a jednak powściągała nerwy na wodzy sunąc po sali, przesuwając się lekkim krokiem wśród rozbawionego tłumu, zgrabnie omijając przeszkody. Sunęła lekko, jakby nie miała na nogach tych niebotycznych szpilek dodających jej solidną dziesiątkę jak nie więcej do wzrostu. Nie spuszczała oka ze swojego celu, a ciężko było zgubić w tłumie turystę w hawajskiej koszuli, który sprawiał wrażenie, jakby pomylił kontynenty.

Pływanie przez tłum poszło na tyle sprawnie, że znalazła się w pobliżu zanim Fowler zdołał usiąść. Nie przeszkadzała mu sama przeżywając chwilę zawahania. Rozgrzana alkoholem, emocjami i tym miejscem, krew, uderzała jednak do głowy i nie pozwalała zawrócić, gdy była już tak blisko. Serce waliło jej jak oszalałe, ale żaden mięsień nie chciał drgnąć. Jakaś niewidzialna siła trzymała ją nie pozwalając uciec, chociaż miała takie pomysły i niepohamowaną ochotę, żeby stchórzyć. Musiała przez chwilę się zastanowić, czy nie pomyliła osób. O samym Fowlerze słyszała i wiedziała niewiele, ale wystarczająco dużo, by uważać go za playboya, na którego dzisiaj zupełnie nie wyglądał. Czy mogła się pomylić? Czy mógł mieć bliźniaka? Czy w mieście był ktoś podobny do niego? I wreszcie - jak głęboko wdepnęła w gówno, że człowiek, którego kurierzy ginęli na trasie z rąk nieznanych morderców jak gdyby nigdy nic zgrywał turystę zagubionego w niezbyt renomowanym lokalu, z którego łatwiej chyba było wyjść z kulką we łbie niż z czystą kartoteką.

Chociaż chciała odpuścić nie mogła tego zrobić z ważniejszego powodu. Miała już wystarczająco wielu potężnych wrogów. Nadszedł czas na poszukanie równie potężnych, o ile nie potężniejszych przyjaciół i sprzymierzeńców. Co prawda nie mogła mieć pewności, czy zwracając przesyłkę zyska sprzymierzeńca, to jednak żywiła chociaż cień nadziei, że nie zrobi sobie w nim kolejnego wroga. Jeśli był tak potężny, jak go teraz postrzegała, nie chciałaby znaleźć się na jego czarnej liście. Wzięła głęboki wdech odwagi, przybrała jedną z najsłodszych masek na jakie było ją stać i uśmiech rozpromienił nie tylko jej usta ale również oczy sprawiając, że wyglądała jak jarząca się, niczym nie zmącona radość.

- Pan Fowler? - zapytała kładąc delikatnie rękę na jego ramieniu. Tak, jak zaczepia się nieznajomego, gdy nie zna się jego imienia i daje mu się wyraźnie do zrozumienia, że pytanie jest adresowane właśnie do niego. - John - mimowolnie nieco ciszej wymówiła to imię. Po części dlatego, że naprawdę nie wiedziała jak Jeff miał na imię i czy wybrała właściwy wariant z możliwych kombinacji, a po części dlatego, że wolała, żeby nikt jej nie skojarzył z tym martwym mężczyzną i nie wysnuł zbyt daleko idących wniosków. - przesyła pozdrowienia i ubolewa nad faktem, że nie mógł dotrzeć na czas. - słowa dobierała ostrożnie, jakby starała się wybadać grunt, przez co jej głos brzmiał bardziej zmysłowo niż zamierzała. - Pozwoli pan, że potowarzyszę mu przez ten czas? - zapytała obdarzając go radosnym uśmiechem. Od tego co zrobił i jak zareagował zależała jej dalsza strategia.

Zebediah Fowler
I don't know who you think you are,
But before the night is through,
I wanna do bad things with you.
ambitny krab
anubis#9958
yo — cm
about
Jest się gotowym na niepokojące poruszenie w tłumie i na „niewłaściwy” gest czyjegoś sięgnięcia pod marynarkę, jakby tam ktoś obserwowany miał spluwę a nie komórkę - a nie jest się gotowym na takie klepnięcie w ramię przy siadaniu na kanapę w klubie. Zeb odwrócił się błyskawicznie i ledwo powstrzymał odruch złapania za tę czyjąś rękę. Z tego odruchu zostało mu tylko spojrzenie - najpierw czyste „Whadda fuck??”, po zobaczeniu jej - zdziwione, ale coraz bardziej uśmiechnięte, tyle że nie bez uśmiechu na ustach, dopóki nie wypowiedziała jego nazwiska.
„Panie Fowler”?
To nie jest tak, że w knajpie na zadupiu zajebiste laski mówią sobie „Panie Fowler”, nawet jeśli wyglądają jakoś pomiędzy sexy bizneswoman a jedną z tych studentek lubiących dwa razy starszych krezusów, jakich już tu widywał.
Zmarszczył się więc lekko i spojrzał wymownie na tę jej dłoń na swoim ramieniu. Zupełnie teraz niepotrzebnie stwierdzając, że to bardzo ładna dłoń.
Wrócił spojrzeniem i przyjrzał się twarzy dziewczyny - wyrazistej, pięknej niewątpliwie, trochę niepewnej w tym chyba trochę naciąganym uśmiechu. Ki czort?
Tego dowiedział się od razu. Tyle że w wersji która zamiast do końca wyjaśniać tylko narobiła zamieszania. A zamieszanie należy - rozegrać.
- Siadaj – powiedział cicho i nie było w tym tonie dominacji, ale poleceni już owszem. - Co pijesz.
W tym z kolei nie było pytania (ale oczekiwane pozwolenie na towarzyszenie już tak). Zeb rozparł się nonszalancko i tak samo bezczelnie patrzył sobie na dziewczynę i ważył plusy i minusy.
Minus: znała jego imię i nazwisko.
Plus: podobała mu się.
Minus: wróżyła kłopoty albo w tym oczym Zeb wiedział, albo co gorsza jakieś jeszcze nieznane.
Plus: miał kilka pomysłów jak to z niej wyciągnąć później, gdyby nie chciała mówić wprost tu i teraz.
Minus: nie kojarzył Johna, ale zwrot ”nie mógł dotrzeć” znaczył w języku Zeba jedną konkretną rzecz.
Plus: im dłużej się jej przyglądał, tym bardziej miał ochotę żeby…
- Śmiało - uśmiechnął się z lekkim dystansem. - Będzie to na pewno nisze towarzystwo niż się teraz można spodziewać. Na początek powiedz kto cię wysyła, z czym konkretnie, no i oczywiście - tu uśmiechnął się szeroko (tylko pytanie czy tak samo bardzo przyjaźnie) - jak ci na imię.
Wtedy nadszedł kelner, Zeb zamówił dla siebie lokalną single malt on rocks, dla niej to co chciała, a gdy odszedł, Zeb dorzucił: - I co możesz powiedzieć o samym tym… Johnie? - a następnie mogła poczuć na sobie jego wzrok, wzrok pod którym można się czuć mocno skanowanym i nieco obciążonym. Uśmiech Fowlera łagodził to tylko trochę.

Anubis D'Asaro
27 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
wiele znaków zapytania
Odebrała to jak zaproszenie, którego się nie odrzuca. Fowler był zagadkowym człowiekiem i chociaż na pierwszy rzut oka wydawał się być miłym panem, pozorom się nie dawała. Czuła się jak zabłąka owca na farmie wilka. O dziwo, zamiast ją to przerażać, budziło niejaką ekscytację. To było niebezpieczne uczucie jak pragnienie zbliżenia się do ognia.

Z wszystkich dostępnych miejsc przy jego stoliku wybrała to, które było najbliżej - obok. Usiadła zwrócona lekko w jego stronę. Niemal można powiedzieć, że wręcz wystawiła mu się profilem umożliwiając bez wysiłkowe niemal ślizganie się wzrokiem po pagurkach i dolinach ciasno opasanych imitującym skórę materiałem. Założyła nogę na nogę w taki sposób, by optycznie dodać sobie nawet w tej pozycji kilka centymetrów pewności siebie. Subtelnie muśnięte oliwką łydki prezentowały się zmysłowo w tym ułożeniu uwydatniając zarys mięśni.
- To samo, co pan. - dokładnie na to miała ochotę, albo chciała przez to dać mu coś do zrozumienia. Po tych zagrywkach niemal z gansterskiego kina lat sześćdziesiątych, konspiracyjnej wymianie haseł i odzewów ustanawiających grunt pod negocjacje nieco bardziej się rozluźniła czemu dała wyraz odgarniając za ucho zabłąkany kosmyk. Uśmiechała się do niego. Widziała, że jej się przygląda. Lustruje. Grosik za twoje myśli, panie Fowler przeszło jej przez myśl. Nie potrafiła w nich czytać, nie była medium. Była za to dość atrakcyjną kobietą, która doskonale zdawała sobie sprawę ze swoich atutów i nie bała się z nich korzystać. Sposób, w jaki się rozsiadł i w jaki na nią patrzył przyprawiał o miłe mrowienie. Z jakiegoś względu czuła, jakby spowijająca ją teraz czerń materiału nie istniała. Powinno jej to zabrać trochę pewności, ale ku jej zdumieniu, było nawet nieco podniecające na tyle, by musnąć delikatną smugą i tak już lekko podkolorowane policzki.
- Anubis D'Asaro. - zaczęła od końca. W normalnych okolicznościach nie przedstawiała się facetom poznawanym w barach. A już tym bardziej nie pełnymi personaliami, pod jakimi była tu znana. Teraz nie miała już więcej nic do stracenia. Władczość, która epatowała od mężczyzny, a którą odbierała każdą najdrobniejszą komórką ciała dodawała jej pewności, że to jest właśnie ten mężczyzna, któremu powinna dostarczyć przesyłkę i odpowiedzieć na większość istotnych pytań. Niepewność wyjścia cało z tego spotkania czyniła je jeszcze bardziej ekscytującym. Anu nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo pociągało ją ryzyko wynikające z pozycji muchy na obiedzie z pająkiem.

Patrzyła mu w oczy, jeśli tylko miała taką możliwość. Sprawiała wrażenie odważnej i pewnej siebie, chociaż to była tylko dobrze spasowana maska. On miał nad nią olbrzymią przewagę i miała tego bolesną świadomość. Nie była jednak głupia. Nie sądziła, że te pytania towarzyszące wymagają rzeczywiście odpowiedzi. Nie wiedziała czy pan Fowler zdawał sobie sprawę z tego, że jego przesyłka była zagrożona. Sama D'Asaro nie wiedziała co znajdowało się w pudełku opakowanym w czekoladowy, satynowany papier i przewiązanym granatową wstążką. Jeden sekret mniej w ciężkim od sekretów brzemieniu. Niewiedza w tym przypadku brzmiała zdaje się jak błogosławieństwo.

- Kochanek z niego był średni, ale pewnie miał inne talenty. - zanurzyła usta w whisky nie spuszczając z Fowlera wymownego spojrzenia. Nic nie wiedziała o jego kurierze. Zdawała się niewiele wiedzieć o czymkolwiek. Poza tym sprawiała wrażenie dość autentycznej. Z całą pewnością nie zwracała na siebie uwagi jako ktoś, kto był w posiadaniu czegoś cennego. Raczej wydawało się, że przyszła się tu zabawić.
- To, z czym mnie przysłał... - pozwoliła sobie zmysłowo przespacerować paluszkami wzdłuż uda Fowlera wspinając się coraz wyżej, sugestywnie dając mu tym samym do zrozumienia, że Shadow to nie jest najlepsze miejsce na kontynuację tej rozmowy. Przysunęła się bliżej przygryzając usta, jakby coś rozważała.

Zebediah Fowler
I don't know who you think you are,
But before the night is through,
I wanna do bad things with you.
ambitny krab
anubis#9958
yo — cm
about
Fakt że brunetka usiadła nie naprzeciwko a obok, Fowler przyjął nie zdradzając się z lekkim zdziwieniem ale za to z pewną wilczą przyjemnością. Nie musiał się zastanawiać gdzie dziewczyna ma granice przyzwoitości - lazła w jego obszar samodzielnie i to jej problem będzie kiedy wdepnie w zasięg jego szczęk. Zresztą pierwsze z nich były już bardzo niedaleko. Faktycznie z dużą przyjemnością i bez żadnej żenady oglądał sobie jej kształty pod podobnym do lateksu oleiście czarnym materiałem a w kącikach pojawił mu się uśmiech. Niepokoiło go to że nie wiedział kim była, kto ją nasłał, co dla niego ma, ale jednocześnie czuł się na tyle pewny i potężny że wyciągnie z niej to każdymi metodami.
- Anubis d'Asaro - powtórzył za nią kiedy kelner niosący jej zamówienie zniknął. A potem Zeb słuchał jak mówiła i starał się łączyć kropki, dopóki mu je serwowała, ale nie było ich wiele i już myślał jak pogodzić rosnące nieskomplikowane podniecenie jej obecnością i wyglądem z profesjonalnym podejściem do zawodowych spraw kiedy poczuł jej paluszki na udzie.
Spojrzał w dół szybko i zrozumiał przekaz. A więc Anu sama proponowała nie śpieszyć się ze szczegółami.
- Jeśli sądzisz że można mnie tak sobie spotkać w pubie - zaczął, lądując łapskiem na jej udzie i ściskając je może nie mocno ale całkiem wyraźnie zaczął sunąć w górę z przyjemnością chłonąc śliską jędrność jej ciała - to jak widzisz, można - dojechał do krawędzi sukienki i jechał dalej, uśmiechnięty swobodnie jakby razem oglądali zdjęcia z jego wakacji. - Ale kilka szczegółów mnie niepokoi...
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Anubis D'Asaro
27 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
wiele znaków zapytania
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.

Zebediah Fowler
I don't know who you think you are,
But before the night is through,
I wanna do bad things with you.
ambitny krab
anubis#9958
yo — cm
about
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Anubis D'Asaro
27 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
wiele znaków zapytania
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Zebediah Fowler
I don't know who you think you are,
But before the night is through,
I wanna do bad things with you.
ambitny krab
anubis#9958
yo — cm
about
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Anubis D'Asaro
27 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
wiele znaków zapytania
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.

Zebediah Fowler
I don't know who you think you are,
But before the night is through,
I wanna do bad things with you.
ambitny krab
anubis#9958
yo — cm
about
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Anubis D'Asaro
ODPOWIEDZ