Strażak — LORNE BAY FIRE STATION
29 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Będąc wiecznym dzieckiem ciężko jest żyć.
Nie zawsze w sklepie dostanie się ulubione żelki, ale w wieku lat trzydziestu nie wypada już płakać patrząc na pustą półkę.
Troy był uparty. Czasami nazbyt mocno próbował komuś polepszyć życie jeśli sądził, że dana osoba nie potrafi nim zarządzać. Nie inaczej było z jego sąsiadką, która z jakiegoś niewiadomego powodu ciągle omijała spotkania towarzyskie i rzadko kiedy w ogóle Hover ją widywał. Od czasu do czasu kiedy szedł pobiegać to rzuciła mu się w oczy kiedy przeglądała świat zza okiennic i mężczyzna nawet próbował jakoś zwrócić na siebie swoją uwagę, ale za każdym razem kończyło się to potknięciem lub wpadnięciem w kałużę i inne błota czyhające na drodze. Troy nie analizował faktów i nie miał pojęcia, że kobieta kryje za sobą jakąś dziwną tajemnicę. Poza tym nie był też przesądny, więc nie zważał na to, że wszystkie przykre sytuację zdarzały się kiedy przechodził lub biegał w okolicach domu nieznajomej.
Nieznajomej która z daleka wyglądała na dosyć atrakcyjną kobietę i którą z chęcią Hover by poznał. Nauczony na błędach z wiedzą potrzebną do tego żeby wreszcie zamienić z nią kilka słów przygotował popisowe danie z kurczakiem i makaronem, a potem zapiekł je lekko w piekarniku żeby po drodze nie poparzyć wszystkich nerwów w krwiobiegu.
Wszedł grzecznie przez malutką furtkę rozglądając się na boki czy przypadkiem nie przeoczył jakiegoś psa, który patrzy na niego z krzaków i tylko czeka żeby zaatakować. Na szczęście w przeciągu kilkunastu sekund nic na Troya nie skoczyło więc ruszył przed siebie. Delikatnie zapukał do drzwi czekając na jakąś reakcje ze środka, ale po chwili nasłuchiwania nie wyłapał żadnego dźwięku. Wzruszył ramionami i już miał odchodzić pewny tego, że właścicielka wyszła na zakupy kiedy to zza firanki zobaczył twarz kobiety. Zapominając o naczyniu trzymanym w dłoniach od razu podniósł jedną z nich potykając się jednocześnie o kamień na schodach i runął jak długi na trawnik. O ile w ogóle można to było nazwać trawnikiem. NNa szczęście nic mu się nie stało, ale na nieszczęście większość dania wylądowała na ziemi.
No pięknie.
Kiedy podniósł głowę uroczej dziewczyny już nie było, a za to dalej makaron z kurczakiem leżał gotowy do posprzątania. Westchnął cicho i zaczął oddzielać część podlegającą spożyciu od części która do jedzenia się nie nadawała. Chciał zagadać, poznać ją lepiej, a wyszło na to, że wyglądał jak idiota.
- Już chyba bym wolał żeby gonił mnie krwiożerczy pies. - Powiedział szeptem do siebie dalej zbierając potrawę z trawnika. Gdyby nie sytuacja w jakiej się znalazł to zapewne płakałby ze śmiechu.

Divina Norwood
ambitny krab
Troy Hover
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
6.

Znalezienie kontaktu z Diviną nie było łatwym zadaniem. Kiedyś sama się starała coś z tym zmienić, ale os kilku lat kompletnie porzuciła nadzieję na jakieś nowości, wychodząc z założenia, że sama stwarza dla innych zagrożenie. Było rozsądniej się nie wychylać, ukryć w cieniu. Mała chatka w tragicznym stanie, umieszczona znacznie dalej od tych bardziej zadbanych jej w tym pomagała. Nie miewała gości, bo pewnie wielu ludzi, którzy nie wiedzieli, że Norwood tutaj mieszka, uznawało, że budynku nikt nie zajmuje. Starała się o nią dbać na tyle, na ile pozwalały jej fundusze i własne możliwości, ale niestety cudów nie mogła się spodziewać. W jej życiu nigdy nie było takiego okresu, żeby działo się dobrze, ale ostatnimi czasy było znacznie gorzej, niż zwykle... odkąd była w lesie świadkiem przestępstwa zmagała się ze zbirami z Shadow i przez to jeszcze bardziej stroniła od ludzi, wiedząc, że jest obserwowana. Nie chciałaby, aby przestępcy pomyśleli sobie, że będą mogli coś ugrać, grożąc komuś z jej otoczenia. Przynajmniej to było plusem nie posiadania nikogo bliskiego - gniew bandziorów skupiał się tylko na niej i nie musiała martwić się, że przez jej osobę, ktoś inny zostanie skrzywdzony.
Tego dnia faktycznie była w domu, było za wcześnie, by go opuściła w celu odwiedzenia cmentarza, a później kościoła. Zajmowała się jakimiś porządkami, kiedy usłyszała jakiś hałas dobiegający z zewnątrz. Nieco się spięła, w końcu niedawno ktoś rzucał butelką w jej chatkę, więc oczekiwała najgorszego ze wstrzymanym oddechem. Pukanie do drzwi... ale nie jakieś przerażające. Mimo to odczekała chwilkę zanim poszła do okienka sprawdzić, kto do niej przyszedł. Jakie więc było zdziwienie Diviny, gdy zobaczyła blondyna, który wcale nie wyglądał, jak ktoś mający złe zamiary. Przyglądała mu się skonsternowana, aż ten się nie wywrócił, co pchnęło ją do szybkiego ruszenia w kierunku drzwi.
- Nic panu nie jest? - zapytała, jak tylko znalazła się na zewnątrz. Nie do końca rozumiała tę sytuację, a widok jedzenia leżącego na trawie jeszcze bardziej zamieszał jej w głowie. - Przepraszam... pomylił pan adres? - dodała kolejne pytanie, naprawdę nie rozumiejąc, co tutaj się działo. Na pewno do głowy by jej nie przyszło, że ktoś mógłby być na tyle miły, aby ugotować coś i przyjść z tym daniem do niej. Kojarzyła blondyna z widzenia, miała świadomość tego, że mieszka on w pobliżu, ale jak każdego, tak i jego Divina zwykle unikała, snując się gdzieś między drzewami.

Troy Hover
Strażak — LORNE BAY FIRE STATION
29 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Będąc wiecznym dzieckiem ciężko jest żyć.
Nie zawsze w sklepie dostanie się ulubione żelki, ale w wieku lat trzydziestu nie wypada już płakać patrząc na pustą półkę.
Czuł się lekko zdezorientowany, ale jednocześnie poirytowany. Nie wiedział co też złego zrobił w swoim życiu, że wystarczyła chwila żeby centralnie przed wejściem do domu kobiety wyłożyć sierpnia jak długi. Przecież miał dobre zamiary, nikomu nie szkodził, pomagał wtedy kiedy mógł, a gdy nie miał czasu to próbował znaleźć zastępstwo. Westchnął cicho pod nosem orientując się dopiero po dłuższej chwili, że siedzi skołowany na maleńkim trawniku gdzie ledwo mieściły mu się pośladki. Podwórko jak i cała przestrzeń naprawdę dawały wrażenie nieco klaustrofobiczne.
Nawet przez głowę przeszła mu dziwna myśl. A co jeśli jego sąsiadka cierpiała na jakąś dziwną chorobę? Kiedyś czytał przecież książkę w której bohaterka nie wychodziła poza teren domu. Na szczęście jego przemyślenia zostały przerwane przez głos mieszkanki budynku do którego wtargnął, bądź co bądź, z dosyć przyjemnymi zamiarami. Odwrócił głowę w jej kierunku lekko zdziwiony z dłońmi brudnymi od makaronu i uśmiechnął się przy tym głupkowato.
- Hej! - Chciał machnąć ręką, ale po palcach spływał sos, więc w porę powstrzymał swoje zamiary. - Nie. Wszystko gra. Już myślałem, że masz agarofobie. - Powiedział wstając powoli z trawy żeby tak na nią od dołu nie spoglądać. Ktoś przechodzący obok mógłby mieć niezły widok, a tym bardziej super temat do plotkowania.
- Nie pomyliłem adresu. Pomyślałem, że wpadnę z jedzeniem i że może poznam swoją sąsiadkę. - Odpowiedział na zadane mu pytanie najgrzeczniej jak tylko potrafił. - Jestem Troy. Podałbym Ci rękę, ale sama widzisz. - Wzruszył ramionami mając nadzieję, że nieznajoma zorientuje się o co mu dokładnie chodzi.
Przez chwilę nastała między nimi niezręczna cisza. Hover nie miał pojęcia od czego zacząć, a ona najwidoczniej nie miała ochoty przyjmować żadnych gości. A przynajmniej on tak uważał i cicho wierzył w to, że się jednak myli.
- Mieszkam niedaleko, czasami biegam z psem i widziałem Cię kilka razy w oknie. - Chciał się jakoś wytłumaczyć z tego całego zajścia zanim kobieta pomyśli, że jest zwykłym intruzem i to odpowiednia chwila żeby zadzwonić po policję. A tego Troy by nie chciał. I to nie ze względu na to, że jest strażakiem i ewentualna skarga najścia mogłaby skutkować jego zwolnieniem. Martwił się raczej o nią i o to co powiedzą sąsiedzi, którzy potrafili czasami źle dodawać dwa do dwóch.

Divina Norwood
ambitny krab
Troy Hover
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Była naprawdę skołowana, nie rozumiejąc co ten człowiek tutaj robił, tym bardziej, że nie wyglądał na kogoś, kto miałby wyrządzać szkody na jej podupadającej posesji. Mimo to zachowała drobny dystans, przyglądając mu się uważnie, gotowa w każdej chwili cofnąć się do domu, chociaż jej postawa na przerażoną wcale nie wyglądała. Bardziej musiała przypominać posąg, albo jakieś widmo, które bez ruchu wlepia wzrok w jeden punkt. Skrzywiła nieco brwi, nie rozumiejąc też skąd te obawy o występowanie u niej agorafobii, ale w odpowiedzi na podobne przypuszczenia jedynie pokiwała głową na boki, nadal mu się przyglądając. Nie przywykła do takich spotkań i jego wyjaśnienia wcale wszystkiego w jej głowie nie poukładały.
- Nazywam się Divina - odpowiedziała pełnym zdaniem, przez co wypowiedź ta nabrała jakiegoś niecodziennego tonu, ale niestety miała duży problem z kolokwialną rozmową. Znów przejechała wzrokiem po jedzeniu, czując jakiś wewnętrzny smutek, bo jednak myśl, że to się zmarnuje była dla niej mocno bolesna. Nie chodziło nawet o to, że nauczono ją jedzenie szanować, a zwyczajnie o to, że tego często w jej domu brakowało, więc po prostu zrobiło jej się przykro. Z drugiej strony natomiast, naprawdę zaskoczona była samym gestem mężczyzny. - Chciał pan mnie tym poczęstować? - zapytała być może głupiutko, ale przynajmniej na jej twarzy pokazały się w końcu jakieś emocje w postaci zaskoczenia. Przy okazji to zmusiło ją do ruszenia z miejsca. Wszystko przecież wskazywało na to, że miał dobre zamiary.
- Przepraszam za moje zachowanie, raczej nikt z okolicy mnie tu nie odwiedza w takim celu - wyjaśniła i otworzyła szerzej drzwi do lichej chaty, w której mimo wyraźnej biedy, panował nienaganny porządek. Co prawda jedno z okien zaklejone było folią, bo niedawno zostało wybite, pewnie na ścianach odchodziła gdzieś farba, deski tworzące podłogę były nierówne i generalnie wiele mebli nosiło ślady zniszczenia, ale jednak Divina starała się dbać o to, co miała. - Proszę to już zostawić i wejść się umyć. Ja potem posprzątam - zapewniła, bo nie umiała patrzeć, jak ktoś przy niej coś zbierał. Było jej nieco wstyd zapraszać do środka kogoś, kto najwyraźniej jej nie znał i pewnie... spodziewał się lepszych warunków, ale nie mogła pozwolić by z takimi brudnymi dłońmi sobie poszedł, tym bardziej, że przychodził z dobrymi zamiarami. - Niestety nie byłam ostatnio na zakupach i mogę zaproponować tylko herbatę... - naprawdę było jej wstyd. Poza Geordanem praktycznie nie podejmowała tu żadnych gości, od zaginięcia jej ojczyma, mało kto, poza nią, się tutaj przewijał, nie licząc wandali, takich jak chociażby Marlee, która ostatnio wybiła właśnie tą nieszczęsną szybę.

Troy Hover
Strażak — LORNE BAY FIRE STATION
29 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Będąc wiecznym dzieckiem ciężko jest żyć.
Nie zawsze w sklepie dostanie się ulubione żelki, ale w wieku lat trzydziestu nie wypada już płakać patrząc na pustą półkę.
Wiedział, że musi wyglądać komicznie z sosem pomidorowym, który ściekał mu z palców, ze spodniami brudnymi od trawy na kolanach i równie niezadowalającą koszulką, która miała na sobie mieszankę i jednego i drugiego. Troy był typem introwertyka, omijał zazwyczaj ludzi szerokim łukiem dobrze się bawiąc w swoim otoczeniu, ale kiedy zobaczył kobietę wyglądającą zza okiennic nie potrafił się powstrzymać i musiał ją poznać mimo, że było to dosyć trudne w jego mniemaniu. Potrawę szykował przez większość wolnego czasu tak, by jej smak był zadowalający, a większość jego dobrych chęci została na trawniku.
- Poczęstować? Nie. To znaczy tak. Znaczy.. - Zależało jak Divina interpretowała dane słówko. Bo Hover zazwyczaj częstował kogoś chrupkami lub kawałkiem czekolady, a tutaj sprawa była bardziej rozbudowana, bo chciał zjeść z nią obiad. A to już była znaczącą różnica. - No dobra. Niedawno, a może całkiem dawno zobaczyłem Cię w oknie. Mogę Ci mówić po imieniu? - Spytał, ale nie czekał na odpowiedź. - Pomyślałem sobie, że skoro jesteśmy sąsiadami to można by było zjeść razem obiad. Poznać się lepiej. - Wzruszył ramionami jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Bo przecież każdy sąsiad nawiedza drugiego z miską makaronu z kurczakiem. Zrozumiał, że wyszedł na głupka, ale kobieta nie wyglądała na taką, która miałaby się na niego obrazić i wyrzucić zza furtkę z hukiem. Przynajmniej kwestia policji była wyjaśniona.
- Nie przepraszaj! Nie masz za co! To ja wszedłem jak do siebie i zakłóciłem Twój spokój. - Odparł, ale chętnie przekroczył próg jej skromnego domku rozkładając się na boki. Było tam przytulnie, bez ekscesów jakie panowały w niektórych domach. Wręcz przyjemnie i swobodnie. Troy uśmiechnął się do siebie pod nosem spoglądając na niektóre niedociągnięcia. Divina najwidoczniej żyła tu sama i nikt jej nie pomagał. Jego wzrok padł na wybitą szybę i rzucił jej pytające spojrzenie, ale ponownie nie czekał na odpowiedź.
- Naprawić Ci to? - Wskazał palcem na zaklejone okno. - I to? - Przesunął się delikatnie w lewo gdzie odchodził kawałek farby. - To wystarczy przybić młotkiem. - Powiedział pokazując lokatorce wybite gwoździe. Nie dość, że wszedł na posesję jak do siebie to jeszcze w kilka sekund rozgościł się w jej domu. Jednak każdy kto tu by wszedł od razu musiał zauważyć to, że Divina potrzebuje pomocy męskiej dłoni. - I chętnie się umyje. - Potwierdził i skierował swoje kroki ku łazience, która też wymagała gruntowego remontu. Troy westchnął cicho. Zrobiło mu się żal kobiety i chciał jej pomóc najlepiej jak może.
- Herbata jest w porządku. - Odparł już po wyjściu z pomieszczenia z czystymi rękoma. - Ładnie tu. Naprawdę! - Dodał uśmiechając się szeroko. Być może pierwsze wrażenie nie było najlepsze, ale na szczęście Divina się nie zraziła. A jeśli się uda to być może będzie częstym gościem w tej uroczej chatce.

Divina Norwood
ambitny krab
Troy Hover
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Póki co była jeszcze mocno w tym wszystkim zagubiona, a też sam Troy wydawał się był skołowany, więc oboje najwyraźniej nie wiedzieli, jak mają się zachować. Uniosła jednak brwi, kiedy wspomniał, że widział ją w oknie. Musiał o niej nie słyszeć żadnych plotek, to pewne, bo inaczej by się tu nie zapuszczał. Odetchnęła więc z jakąś ulgą, uświadamiając sobie, że najpewniej nie przyszedł ze złymi zamiarami.
- Proszę, niektórzy mówią też Viny - mało kto. Aktualnie nikt, ale lubiła ten skrót, głównie dlatego, że znakował relację jakąś przyjazną nutą, z którą Divina nie miała za wiele styczności. - Obiad? - uniosła brwi, teraz lepiej rozumiejąc, chociaż nieco była tym zawstydzona. Kiedy ostatnio jadła z kimś obiad? Wiedziała doskonale, w zasadzie... byłaby w stanie podać dokładną datę, ale mimo, że minęło tyle czasu, tamtej osoby już w jej życiu nie było. - Szkoda więc, że ten makaron tak skończył - przyznała cicho, patrząc jeszcze na potrawę, która zdobiła kilka kępek trawy, bo trawnikiem nie dało się tego nazwać. Skinęła jeszcze głową, gdy kazał jej nie przeszkadzać. Wydawał się naprawdę miły, a z życiu Viny... cóż, mało było miłych osób. Wiedziała przy tym, że jest osobliwa, że nie potrafi zachowywać się swobodnie, rozmawiać o wszystkim i o niczym. Nie przywykła do tego i teraz bardzo się stresowała, utożsamiając sobie, jak dawno nie miała tutaj żadnego gościa. Sama zerknęła w stronę wybitej szyby, a potem łuszczącej się farby.
- Jesteś złotą rączką? - zapytała niepewnie, bo nie wiedziała, czy oferował jej swoje usługi, w celach zarobkowych. Nie zdziwiłoby to jej. - Sama nie mam chyba młotka - przyznała i trochę głupio było jej odmówić, skoro i tak już spotkanie ich nie należało do najłatwiejszych. - Ile by to kosztowało? - zapytała więc niepewnie, bo nie miała pojęcia, ile może kosztować nowa szyba. Nie znała się na takich rzeczach. Poza tym była jeszcze jedna kwestia. - Nie wiem, czy nie szkoda pana pracy, zaraz ktoś znów wybije - wyjaśniła, odruchowo tytułując go w ten sposób. Do wszystkich tak mówiła, nawet gdy oni mówili do niej na ty. Po prostu przywykła do tego, że innym też zależało, aby Divina się dystansowała i znała swoje miejsce. Zajęła się więc herbatą, dając mu chwilę, a kiedy wrócił, uśmiechnęła się delikatnie, bo czuła, że tak wypada, chociaż odwykła od posobnych gestów. Niesamowicie była go ciekawa, ale próbowała udawać, że jest inaczej, nie zerkać z takim ciekawskim spojrzeniem, by nie wyjść na nachalną. - Zwykle nikt mnie nie odwiedza, ale nie sądziłam, że może się tu komuś podobać - przyznała bez cienia zażenowania. Wiedziała w jakich warunkach mieszkała, ale nie wstydziła się nich. Po prostu tak już było, przywykła do tego stanu. - Słodzi pan? - zapytała jeszcze, stając na palcach, by sięgnąć puszkę, w której chowała cukier. Sama zwykle go nie używała, dlatego cieszyła się niesamowicie, że może mu go zaproponować.

Troy Hover
Strażak — LORNE BAY FIRE STATION
29 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Będąc wiecznym dzieckiem ciężko jest żyć.
Nie zawsze w sklepie dostanie się ulubione żelki, ale w wieku lat trzydziestu nie wypada już płakać patrząc na pustą półkę.
Troy powinien czuć się niezręcznie w mieszkaniu kobiety tym bardziej, że był tutaj pierwszy raz i można powiedzieć, że wręcz się do niego wprosił. Jednak jego intuicja podpowiadała mu, iż Divina wcale nie jest jedną z tych sąsiadek, która będzie za nim latać z młotkiem, a na końcu schowa w ciemnej piwnicy i sprzeda jego organy na czarnym rynku. Zapewne czytał zbyt dużo książek i miał zbyt wybujałą wyobraźnię, ale jak powiadają przezorny zawsze ubezpieczony. I choć przyszedł tu sam z własnej woli to część mieszkania wyglądała jak to z bajki o Baba Jadze. Sama właścicielka nie wyglądała na taką, która miałaby wobec niego niecne zamiary. - Viny. Ładnie. - Powiedział uśmiechając się delikatnie i posyłając kobiecie jeden z tych szarmanckich uśmiechów. Na pierwszy rzut oka, a trzeba sobie powiedzieć że Troy miał dobry wzrok, Divina była słodka i urocza, ale zarazem skrywała jakąś dziwną tajemnicę. Przynajmniej on tak uważał, a zazwyczaj poznawał się na ludziach. Kobiety, które niegdyś znał wolały mieszkać w schludnym i przytulnym domu, a ten był ich odwrotnością i jeśli właścicielka tylko by mu na to pozwoliła to zmieniłby jego wystrój nadając trochę koloru. – Tak, obiad. - Dodał wyrwany z zamyślenia, bo jego trybiki w głowie podpowiedziały mu, że jego propozycja mogła się wydać kobiecie nieco dziwna i niespotykana. Nie chciał jej wystraszyć, a jedynie lepiej poznać i ewentualnie umówić się na kolejne spotkanie.
- Nie jestem złotą rączką, pracuje jako strażak i niezbyt znam się na tych wszystkich wykończeniach, ale jeśli pozwolisz to chętnie ci pomogę.– Jeszcze raz podszedł do wybitej szyby mierząc ją wzrokiem i szybko analizując, ale momentalnie odwrócił się do Diviny kręcąc głową w na prawo i lewo. - Nie chce za to pieniędzy. Wystarczy mi miłe towarzystwo, trochę rozmowy i lampka wina po skończonej pracy. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej żeby dodać jej otuchy. Nie mógł jednocześnie zrozumieć dlaczego komuś tak sympatycznemu i miłemu można od tak z siebie wybijać szybę i uciekać z miejsca zdarzenia. Przecież za wzrokiem kobiety kryła się istota bezbronna i prawdopodobnie samotna. Być może to zrządzenie losu sprawiło, że akurat dzisiaj stanął w progu jej drzwi z makaronem i przyjacielskimi stosunkami. - Czemu ktoś miałby znowu ją zniszczyć? To niedorzeczne. - Zrobił minę, która w jego przekonaniu wyglądała jak jedna z tych gardząca ludźmi. Być może był zbyt śmiały w swoich ruchach i gestach, ale skoro nadal go gościła i nie wyrzucała za drzwi to musiało znaczyć, przynajmniej w jego mniemaniu, że nie jest taki straszny. Dodało mu to otuchy i stres zmalał do minimalistycznych rozmiarów.
- Szczerze powiedziawszy na pierwszy rzut oka wyglądał jak dom z tych strasznych bajek, ale po bliższym poznaniu ma swój urok. Dbasz o niego na tyle ile możesz. - Dodał, bo zdawał sobie sprawę, że nie każdego stać na ciągłe remonty i zatrudnianie fachowców. Jeśli była taka możliwość, a najwidoczniej takowa istniała, to Troy nie chciał nadszarpnąć jej budżetu, a jedynie pomóc bezinteresownie. Usiadł się przy stole rozglądając jeszcze raz dookoła, a potem utkwił wzrok na właścicielce domu.– Nie dziękuję, nie słodzę. I proszę mi mówić po imieniu. Jestem Troy, tylko i wyłącznie Troy. - Dodał wstając szybko z krzesełka i podbiegł do kobiety żeby jej pomóc sięgnąć puszkę. Była jednak szybsza, a on poczuł się do tego żeby akurat dzisiaj wypić herbatę z cukrem. - Albo jednak wypije słodką. Jak szaleć to szaleć. - Rzucił krótko z uśmiechem na ustach, który był tylko i wyłącznie kierowany do Diviny.

Divina Norwood
ambitny krab
Troy Hover
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Chociaż krążyły o tym miejscu mroczne pogłoski, chata była boleśnie normalna, zwykła rozpadająca się rudera, nawet gdyby zamknęła go w piwnicy, której nie posiadała, najpewniej byle kopnięciem rozwaliłby zbutwiałe drewno. Stresowała ją to odrobinę, bo z własnej woli naprawdę mało kto tutaj wchodził, o ile nie miał niecnych zamiarów. Mimo to, komplement odnośnie imienia przyjęła z pewnego rodzaju ulgą, licząc na tym, że te faktycznie nie brzmiało źle i przypadło mu do gustu. Oczywiście nadal niewiele z tego wszystkiego rozumiała, ale nie zamierzała go wypraszać. Z resztą... co ona mogła w obliczu dorosłego mężczyzny?
- Strażak? - zaskoczyło ją to, chociaż nie do końca wiedziała dlaczego. Może trochę się spięła, bo brzmiało to poważnie? A może dlatego, że był mundurowym, podobnie, jak policjanci, a z policjantami Divina miała pod górkę? Z drugiej strony nie chciała ulegać swoim niegrzecznym uprzedzeniom. - Nie wiem czy mi wypada, tak bez zapłaty - przyznała zgodnie z prawdą. Rzadko kiedy ktokolwiek oferował jej pomoc za nic. Poza tym Divina zwykle nie piła alkoholu... jej ojciec był pijakiem, ale Troy nie mógł o tym wiedzieć. Zmieszała się jednak, bo nie chciała mu niegrzecznie odmawiać. - A może placek ze śliwek Davidsona? Dobrze piekę - spróbowała z tej strony. Faktycznie dobrze z tym sobie radziła, a ta odmiana owoców rosła w buszu, więc miała do niej dostęp. Jego pytanie też nieco ją zawstydziło i sama nie wiedziała, jak ma mu odpowiedzieć. Na pewno nie zamierzała się żalić, opowiadać o tym, że większość ludzi omija ją szerokim łukiem, a jak już ktoś się zbliża, to zwykle właśnie po to, by narobić jej problemów czy też wylać na nią własne frustracje. - Chata stoi na uboczu... kusi różnych łobuzów - odpowiedziała więc tak, delikatnie wzruszając ramieniem i posyłając mu przepraszający wyraz twarzy, jakby była tu czemuś winna.
- Dlatego dziwi mnie, że zdecydował się pan tutaj przyjść - przyznała zgodnie z prawdą, nie mając mu za złe takiej oceny. Wiedziała, że jej dom raczej odstrasza, a nie zachęca do wizyty. Niestety nie mogła sobie pozwolić na nic lepszego, a sam budynek zbudowano na podmokłym gruncie, więc nic nie zostało tutaj dobrze zaplanowane. - No dobrze, Troy - chyba nie był dużo starszy od niej, a przynajmniej nie na tyle, aby nie mogła przejść na ty, ale i tak czuła się nieco zawstydzona, podobnie, jak wtedy, gdy znalazł się bliżej. - Dobrze - zgodziła się, podając mu puszkę, a potem łyżeczkę i sama po ustawieniu herbaty na stole, usiadła na wolnym krześle. - Mam nadzieję, że będzie ci smakować... jest domowej roboty - wspomniała jeszcze o herbacie, bo wolała go uprzedzić, że nie będzie to żadna kupna mieszanka. Często chodziła po buszu, wiedziała, co z niego nadaje się do spożycia, a co nie i chętnie wykorzystywała własne zbiory, uzupełniając nimi te zapasy, które udało jej się zakupić.

Troy Hover
Strażak — LORNE BAY FIRE STATION
29 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Będąc wiecznym dzieckiem ciężko jest żyć.
Nie zawsze w sklepie dostanie się ulubione żelki, ale w wieku lat trzydziestu nie wypada już płakać patrząc na pustą półkę.
Bycie strażakiem to dla Troy'a spełnienie marzeń. Walczył o to przez większość dzieciństwa jak i dorosłego życia. Uznawał ten zawód za ważny i był dumny kiedy o tym mówił znajomym czy osobom, które dopiero co poznał. Dlatego tak mocno się zdziwił tym wyrwanym z nienacka pytaniem z ust Diviny. Przecież w jakiś sposób niósł pomoc i nadzieję poszkodowanym, zawsze próbował włożyć głowę tam gdzie inni bali się wejść nogą. Czyżby jakiś pracownik remizy obraził ją lub członka tejże rodziny?
- No tak. Czemu Cię to tak dziwi? - Spytał spoglądając na nią z lekkim zmieszaniem na twarzy. Wielu ludzi tak reagowało kiedy się dowiadywali, że mieszka w lesie i jeździ rowerem, ale jeszcze nigdy nie spotkał się z takim zaskoczeniem w sprawie jego zawodu. Wzruszył ramionami zapominając w kilka sekund o tym niebywałym incydencie.
- Wypada! Ja będę mieć zajęcie, a Ty wyremontowany i bezpieczny dom. - Powiedział chcąc zabrzmieć dumnie i radośnie, ale wyszła z tego żałosna imitacja reklamy sklepu budowlanego. - A placek będzie w sam raz!
Troy miał po prostu syndrom, który nazywał - "Bezinteresowna pomoc ucieczką od problemów" - to idealnie go opisywało. Niby dzieciństwo miał szczęśliwe, ale przez cały okres dorastania coś go blokowało. Długo nie potrafił znaleźć decydującego czynnika, a gdy wreszcie go odkrył był dorosłym mężczyzną, który walczy z przeszłością. Bycie introwertykiem w dzisiejszych czasach to najcenniejszy dar. Nie przyznał się przed Diviną, że przyjście tutaj wiele go kosztowało. To nie tak, że się zmusił. Broń Boże! Chciał poznać mieszkankę tego miejsca, ale dla Hovera wszelkie zawieranie znajomości było drogą przez mękę. Długo myślał, układał w głowie zdania i szukał idealnego rozwiązania na wypadek gdyby spotkanie było totalną katastrofą. I mimo, że chatka odstraszania i z daleka wyglądała na opuszczoną to zdecydował się na odwiedziny i przerwanie blokady jaką miał w głowie. Nie miał natomiast pojęcia o tym, że dom kobiety jest obiektem żartów i drwin ze strony chuliganów.
- Jeśli będziesz chciała i mi pozwolisz mogę tu wpadać od czasu do czasu i ich odstraszać. Może jak zobaczą, że pomieszkuje tu facet to im się odechce. - A przynajmniej miał taką szczerą nadzieję. Diviną mogła mieć swoje tajemnicę, ale nie zmieniało to faktu, że ją polubił już na samym wejściu.
Pokiwał głową na znak, że herbata na pewno przypadnie mu do gustu, a kiedy wziął pierwszy łyk zamruczał jak mały niedźwiedź. Życie wśród przyrody przynosi czasami większe korzyści niż bycie otoczonym murami miasta.
- Miło, że pozwoliłaś mi wejść i zostać. Mieszkasz sama? Jesteś z Lorne Bay? - Zapytał z ciekawością w głosie. Przez chwilę miał wrażenie, że oboje są w jakimś stopniu wyrzutkami społeczeństwa.

Divina Norwood
ambitny krab
Troy Hover
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nie sądziła też, że jakoś specjalnie było po niej widać zaskoczenie. Zwykle na jej twarzy nie pojawiało się zbyt wiele emocji, więc teraz zmarszczyła delikatnie nos, nie wiedząc nawet, jak miałaby mu odpowiedzieć.
- Po prostu - mruknęła więc, nieco speszona, nie będąc w stanie tego w żaden sposób wytłumaczyć. Rozmowy nie były jej mocną stroną.
- Wiesz, okno mi wystarczy - zapewniła go mimo wszystko, bo też nie chciała, aby marnował na nią zbyt wiele czasu. Wierzyła, że nikomu na dobre nie wyjdzie przebywanie w jej towarzystwie, więc dokładnie pilnowała tego, by nikomu nie zaszkodzić. Poza tym nie czułaby się dobrze, gdyby przyjęła więcej pomocy ze strony Troya. Już z samym oknem musiała sobie radzić z poczuciem winy, no i ostatecznie nawet remont nie sprawiłby, że te miejsce stałoby się atrakcyjne, więc było to też straconym czasem i pieniędzmi. Przywykła już do tego, jak wyglądało jej życie. Ilekroć próbowała to zmienić, ktoś umierał, więc nauczona traumami nie chciała ryzykować. Dlatego też zaskoczyła ją dość śmiała propozycja Troya, przez którą Viny delikatnie się speszyła.
- Raczej naraziłabym ciebie tym samym na bezpieczeństwo - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Nie rozumiała dlaczego blondyn jest dla niej taki miły, ale nie zamierzała tego nadszarpywać. Nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby przez nią ktoś nastawiony był na przyjemności, już nie mówiąc o tym, że wówczas jej fatum znów mogłoby o sobie znać i miałaby kolejne życie na sumieniu. Osoby takie jak ona, powinny trzymać się na uboczu, tak jest po prostu lepiej. - No i gdyby widzieli tu mężczyznę, też dałoby im to używanie - dodała ciszej, bo mogła tylko się spodziewać tego, jakby ją nazywano. Rozumiała, że dla kogoś mogło to się wydawać przesadzone, ale sama już przywykła do tego, jak to wszystko wygląda. Nie prosiła więc o pomoc, nie skarżyła się, nie klęła na los... po prostu oswoiła się.
- To miłe, że chciałeś mnie odwiedzić - odpowiedziała raczej i sama upiła odrobinę herbaty. - Tak sama i owszem, z Lorne Bay, nigdy nie byłam poza miastem - przyznała od razu, bojąc się, że mógłby zapytać i wówczas jej odpowiedź wprawiłaby go w zakłopotanie. Już bez tego rozmowa z nią była niezręczna. - A ty? - odbiła zaraz, nie chcąc wyjść na małomówną, nawet jeśli taka właśnie była.

Troy Hover
Strażak — LORNE BAY FIRE STATION
29 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Będąc wiecznym dzieckiem ciężko jest żyć.
Nie zawsze w sklepie dostanie się ulubione żelki, ale w wieku lat trzydziestu nie wypada już płakać patrząc na pustą półkę.
Troy nie chciał się narzucać, był po prostu nauczony pomocy wobec innych osób. Choć od dziecka wykazywał zachowanie introwertyczne, to rodzice potrafili zaszczepić w nim chociaż jakiś odłamek ludzkości i sympatii do innych ludzi. Już jako nastolatek chodził do sąsiada i pomagał mu przy koszeniu trawnika, kiedy ten nie miał na to sił. Następnie szedł do starszej pani żeby nakarmić jej koty i wyjść na spacer z psem, który nie miał jednej nogi. Nie chciał za to pieniędzy, ale oni sami wciskali mu do dłoni drobne. Po jakimś czasie mógł kupić sobie nowy rower jednocześnie sprzedając stary. Tamten staruszek właśnie nauczył Troya szanować przyrodę i być może to właśnie przez niego Hover zamieszkał w środku lasu.
Pokiwał tylko głową na znak, że szanuje decyzję Diviny jedynie o naprawieniu okna. Nie miał zamiaru się wykłócać, bo chyba stracił jakikolwiek zapał do kolejnej próby znalezienia z nią wspólnego wątku. Oboje musieli być jacyś opóźnieni w kontaktach międzyludzkich co Troy uważał, za dosyć normalne. Wszak, przecież zamieszkiwali domki w dżungli.
- Niebezpieczeństwo? Może wyglądam na takiego co nie skrzywdzi muchy, ale potrafię zawalczyć o swoje. - Powiedział z delikatnym uśmiechem. To praca dawała mu chociaż na chwilę poczuć się innym człowiekiem. Remiza strażacka wyzwalała w nim pokłady energii, które gromadziły się w mężczyźnie, gdy siedział samotnie przy prowizorycznym kominku w salonie. Był na baterie. Nie chciał niepotrzebnie zanieczyszczać powietrza. - Używanie? Myślałem, że widok mężczyzny i kobiety w jednym pomieszczeniu jest normalny w dzisiejszych czasach. - Stwierdził, ale przecież wiele mogło się zmienić. Nie był na czasie z młodzieżowymi trendami, a wręcz przeciwnie, omijał je jak tylko mógł. Był już nieco za stary na te wszystkie nowości pokazywane w internecie. Nawet Facebook'a nie potrafił do końca obsługiwać. Może Divina miała tak samo albo inni wiedzieli o niej więcej niż Troy.
- Zawsze miło z kimś porozmawiać. - Wzruszył ramionami upijając herbatę, która naprawdę była przepyszna. Jeśli kiedyś będzie mu dane tu jeszcze wpaść, poza naprawienie szyby, to chętnie się jej jeszcze napije. - Tak. Jestem stąd, ale wyjeżdżam od czasu do czasu. W tym mieście nie można czasami normalnie funkcjonować. - Mógłby zaproponować Divinie jakiś wypad w przyszłości, ale stwierdził, że i tak nadużył jej gościnności. Wstał powoli z krzesła jakby się bał, że zostanie zmierzony smutnym spojrzeniem. - Wpadnę jutro naprawić to i owo. Jakbyś potrzebowała pomocy wcześniej to mieszkam niedaleko. Dwa psy zawsze biegają po podwórku. - A raczej prowizorycznym podwórku, ale tego wolał nie dodawać. - To co? Do zobaczenia? - Spytał wyciągając dłoń na pożegnanie.

Divina Norwood
ambitny krab
Troy Hover
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Niestety Divina miała duże braki i chociaż chciała by być dobrą gospodynią i przyjąć Troya tak, aby czuł się tutaj dobrze, to jednak nie miała ku temu możliwości. Wydawało jej się też, że nie powinna przyjmować zbyt wiele pomocy, bo najnormalniej w świecie nie mogłaby mu się za nią w żaden sposób odwdzięczyć, a to z kolei byłoby dla niej dość niekomfortowe. Nawet ona miała swoją dumę.
- W zasadzie widać, że jesteś silny. Jesteś dobrze zbudowany i pracujesz, jako strażak - przyznała zgodnie z prawdą, bo nie chciała go urazić. To nie tak, że oceniała go jako słabego człowieka, ale mimo to nie wybaczyłaby sobie, gdyby przez nią ktoś znalazł się w niebezpieczeństwie. Niestety zdecydowana większość osób, które się do niej zbliżyły, źle skończyła, ale nie chciała mówić o tym blondynowi wprost, bo... nie wiedział o plotkach i chyba tak po ludzku nie chciała go od razu do siebie zrażać, nawet jeśli było to na swój sposób samolubne z jej strony. Mimo to widziała, że nie odnajduje się w tym, co sugerowała, więc po chwili wahania westchnęła cichutko. - Nie jestem zbyt lubiana w okolicy... - wyjaśniła najdelikatniej, jak potrafiła. - Poza tym pracuję w kościele, dla wielu ludzi jest to jednoznaczne z tym, że blisko mi do zakonnicy - dodała bez większego skrępowania. Takie były fakty, a komuś takiemu, jak ona, nie pasuje wstyd... za często była nim karmiona w swoim życiu. Co do tego, co jest na topie też nie miała pojęcia, bo jednak nie posiadała ani telewizora, ani komputera, ani nawet telefonu komórkowego, tylko ten stary stacjonarny, który wisiał przy wejściu.
Skinęła głową na jego słowa i gdyby wiedziała, że herbata tak mu smakowała, na pewno podarowałaby mu puszkę mieszanki, aby miał ją w domu. Nie miała zbyt wielu okazji, by kogoś nią poczęstować.
- Wyjazdy muszą być przyjemne - sama wiele razy chciała opuścić miasteczko, ale niestety nie było jej to dane, a każda próba kończyła się tragicznie i nie chciała już ich podejmować. Za bardzo się bała, że kogoś skrzywdzi. Zaskoczyło ją nieco, kiedy mężczyzna się podniósł, ale zaraz niepewnie wyciągnęła dłoń w jego kierunku. - Dziękuję bardzo za wizytę... no i przykro mi z powodu makaronu, na pewno był przepyszny - pochwaliła go, po czym odprowadziła do drzwi. Miło było odbyć taką normalną rozmowę, prawdę mówiąc nie pamiętała kiedy ostatni raz miała okazję, więc trochę przywróciło jej to wszystko wiarę w ludzi.

Troy Hover
koniec <3
ODPOWIEDZ