malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jeszcze kilka lat temu Leighton nawet w myślach nie pokusiłaby się o zaczepienie nieznajomej osoby w ten właśnie sposób. Niekoniecznie pozytywne skomentowanie wątpliwej urody mebla mogło zostać przecież odebrane jako bezpośredni przytyk w stronę gustu zainteresowanego zakupem mężczyzny, a przecież intencje Wyatt były zupełnie inne - dużo bardziej niewinne. I to wcale nie tak, że sama pokusiła się na ten okropny, bliżej nieokreślony kolorystycznie mebel i za punkt honoru obrała sobie zlikwidowanie ewentualnej konkurencji w drodze do kasy. Ona naprawdę nie zdecydowałaby się na zakup czegoś tak ohydnego i od tego samego błędu chciała uratować sprawiającego wrażenie nieco zagubionego w tak ogromnej sklepowej przestrzeni nieznajomego.
Reklamacji względem przyjętych rad nie przyjmuję – odparła szybko, unosząc obie dłonie w obronnym geście. Niewątpliwie w dobry humor wprawił ją fakt, że mężczyzna z tak ogromnym spokojem i szczerze bijącą od niego wdzięcznością przyjął sugestię związaną z fotelem, ale ponieważ Leigton wolała dmuchać na zimne, była skłonna już teraz postawić sprawę jasno - raz przyjęta porada nie podlegała dalszym negocjacjom oraz uwagom.
Ostatnio trochę nabroiłam w sklepie z narzędziami do remontu. Wierzę, że można było tego uniknąć, gdyby tylko ktoś zdjął mi puszkę farby z półki – opowiedziała pokrótce, niejako dzieląc się z nim powodami zainicjowania rozmowy. Poświęcenie komuś kilku sekund - czy to w formie rozmowy przy przypadkowym meblu, czy sięgnięcia po produkt znajdujący się na wysokości - wydawało się niewielką zapłatą za możliwość uniknięcia bólu pleców w związku z niewygodnym fotelem, czy bólu głowy, który doskwierał jej jeszcze kilka dni po tamtym nieszczęśliwym upadku. – Może nie byłaby to katastrofa, ale teraz przynajmniej nie będziesz musiał się tłumaczyć z takiego wyboru. – Kolejne słowa skomentowała uroczym uśmiechem, który był swego rodzaju zapowiedzią kolejnego gestu; Leighton bowiem bez żadnego skrępowania uścisnęła wyciągniętą w jej stronę dłoń.
Leighton, najgorsza kierowniczka ekip remontowych również w Lorne Bay – odparła, podłapując żartobliwy ton, o który pokusił się - jak się okazało - Abraham. Choć artystyczna dusza popychała ją w kierunku różnych szaleństw, to jednak w rzeczach tak przyziemnych jak wystroje czy remonty wnętrz wolała zachować perfekcjonizm. Przyznanie się do słabości nie było więc sprawą najłatwiejszą, ale obracanie niektórych sytuacji czy gaf w żart zdawała się opanować w satysfakcjonującym stopniu.
To zależy, czego dokładnie poszukujesz? – zagaiła, licząc, że chociaż kilkoma informacjami byłby w stanie ukierunkować ją na właściwe tory. Na ten moment wiedziała tylko, że urządzanie wnętrz nie było jego mocną stroną, ale niewiadomą wciąż pozostawały kwestie takie jak ulubiony kolor czy pomieszczenie, które chciał umeblować. – Czegoś do salonu? Gabinetu? Mieszkanie, dom? – dopytała, a wcielenie się w rolę eksperta przyszło jej zadziwiająco łatwo, nawet jeżeli w sprawach mebli zawsze polegała wyłącznie na własnym poczuciu estetyki.

abraham goldschlag
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
lekarz w marynarce wojennej — royal australian navy
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- A jak wygląda u pani polityka zwrotu? - zażartował, uśmiechając się do niej. Abraham nigdy nie miał problemu z nawiązywaniem kontaktu. Zawsze należał do osób bezpośrednich i - być może - bez pewnego filtra, który często sprowadzał na niego mniejsze bądź większe kłopoty. On sam niezbyt się tym przejmował, właściwie życie nauczyło go, że na świecie jest naprawdę bardzo krótka lista spraw, którymi warto zawracać sobie głowę. - Słuszna uwaga, umówmy się, że jeżeli będziesz wybierać się do sklepu z narzędziami będę cię krył - rzucił żartobliwie. Być może przekraczał jakąś granicę i nie powinien pozwalać sobie na podobne żarty - przecież widzieli się dopiero po raz pierwszy - ale jak zwykle szedł przed siebie, licząc, że czarujący uśmiech wyłaniający się spomiędzy gęstego zarostu jakoś złagodzi jego bezpośredniość. Musiał przyznać, że jak na rozmowę z przypadkową osobę spotkaną w sklepie meblowym rozmowa kleiła się całkiem nieźle. Może to jest ten klimat małego miasteczka, który przyciągał do tego miasta? A może po prostu szukał kolejnego pretekstu do stworzenia z tego miejsca swojej własnej przystani. - Masz rację, wyobrażasz sobie to tłumaczenie? Wyobraźcie sobie, że kupowałem meble i nie znalazła się ani jedna nieznajoma z lepszym gustem ode mnie, żeby uchronić mnie przed dekoratorską katastrofą - uśmiechnął się do niej szeroko. Tak naprawdę był wdzięczny. Nie do końca wiedział od czego zacząć i ta żartobliwa rozmowa oraz chęć altruistycznej pomocy osobie z beznadziejnym gustem nadała temu jakiś kształt. - Cała przyjemność po mojej stronie - odparł. Rozejrzał się po sklepie. Dla niego te wszystkie fotele wyglądały tak samo - owszem jeden z nich był trochę większy albo mniejszy, ale ostatecznie - pod względami estetycznymi - niewiele się w jego oczach różniły. Nim udzielił jej odpowiedzi na całkiem racjonalne pytanie, wypuścił ciężko powietrze z ust, pocierając dłonią kark. - Właściwie to, nie wiem? Muszę jakoś umeblować łódź, więc przestrzeń jest mocno ograniczona - wyjaśnił, mając nadzieję, że to jej pomoże. - Kuchnia i miejsce do spania powiedzmy są zagospodarowane, ale szukam czegoś do części gdzie możesz usiąść, ale różniącej się od tej do spania - tłumaczył dalej. Bo faktycznie te części były dobrze zachowane - wystarczyła zmiana materaca i odświeżenie powierzchni drewna. - Dobra, ja wyspowiadałem się ze swoich renowacyjnych grzechów, a ciebie co dręczy obecnie? Malowanie ścian? - zagadnął, czując dziwną potrzebę podtrzymania rozmowy.

Leighton Wyatt
ambitny krab
lenny
ernest, larabel, jose, jolene, priscilla, nova
malarka — gdzie wena poniesie
31 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zwrotów również nie przyjmuję. Mogę jedynie pomyśleć nad ewentualną rekompensatą, chociaż nie wiem, jaka forma byłaby w twoim przypadku odpowiednia – zaproponowała, unosząc wymownie brew w celu skontrolowania, czy taka propozycja była dla niego wystarczająco satysfakcjonująca. Gdyby bowiem okazało się, że jej rady nie odnalazły zastosowania w rzeczywistości, byłaby skłonna postawić kawę i coś słodkiego, choć decyzja wciąż leżałaby po jego stronie - może wcale nie lubił cukru, a może nie wychodził na miasto z dopiero co poznanymi osobami. Jeżeli jednak chodziło o zawieranie nowych znajomości, Leighton również nie sprawiała wrażenia jakkolwiek tym onieśmielonej. Życie za granicą nauczyło ją, że zagadywanie i pytanie o sprawy nawet pozornie oczywiste nie było żadnym wstydem, a jedynie dobrą okazją do tego, by poszerzyć własne horyzonty, zakres zainteresowań i właśnie krąg przyjaźni. – W takim razie mogę żałować tylko tego, że zaczęłam od narzędzi, nie od mebli – mruknęła w równie żartobliwym tonie, nawet jeżeli tego typu kolejność byłaby z jej strony całkowitą głupotą. Mimo to wciąż uważała, że błąd leżał po stronie pracowników, których po markecie kręciło się sporo, a którzy zdawali się zupełnie ignorować potrzeby i obecność klientów.
Zabrzmiałoby to trochę, jakbyś wyruszył na poszukiwanie potencjalnej żony z dobrym gustem, nie mebli – podsumowała, chichocząc w typowy dla siebie sposób. Choć cała sytuacja utrzymana była jedynie w teoretycznych rozważaniach, to jednak Leighton rozumiała męskie rozterki i byłaby w stanie wyobrazić sobie towarzyszące mu uczucia w momencie konieczności wytłumaczenia się z kiepskiej jakości krzesła czy brzydkiego w ocenie gości fotela. Co prawda wychodziła z założenia, że wystawianie noty wystrojowi cudzego mieszkania było co najmniej poniżej krytyki, ale przecież ludzie bywali różni.
Łódź? Więc zagospodarowałeś łódź na mieszkanie? Zawsze podobał mi się ten pomysł – odparła z ewidentną, szczerą aprobatą. Gdyby tylko była dumą posiadaczką jakiejś łodzi, prawdopodobnie sama zdecydowałaby się na tego typu rozwiązanie. Nie wiedzieć czemu, ale kojarzyło się jej ono z dozą prywatności i możliwością odgrodzenia się od świata, nawet jeżeli dookoła i tak kręcili się ludzie - zupełnie jak w przypadku mieszkania czy zwyczajnego domu. – W takim razie zaraz znajdziemy jakąś ładną, niewielką sofę. – I tak nie zdołała dostrzec w sklepie niczego, co pasowałoby do wizji urządzenia własnego mieszkania, dlatego też pomoc komuś innemu była swego rodzaju próbą uratowania poświęconego już na to przedsięwzięcie czasu.
Jestem aż tak przewidywalna? – zagaiła, by zaraz potem parsknąć śmiechem. Nie czuła się jakkolwiek winna, ponieważ prace tego typu nigdy nie były tym, czym się zajmowała. Ojciec i bracia świetnie radzili sobie bez damskiej części rodziny, a wszystkie inne remonty przeprowadzała wyspecjalizowana w tym zakresie ekipa. Leighton po dziś dzień nie wiedziała, co podkusiło ją do tego, by tym razem zająć się wszystkim samodzielnie. Nadmierna ambicja również bywała szkodliwa. – Malowanie ścian, składanie szafek i te wielkie porządki tuż po remoncie – wyjaśniła, czując, że w jakimś stopniu znajdowali się w podobnej sytuacji i mierzyli się z podobnymi trudnościami.

abraham goldschlag
przyjazna koala
grażynko
brak multikont
lekarz w marynarce wojennej — royal australian navy
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Jedyną rekompensatą, jaką przyjmę będzie jedzenie - odparł z pewnością w głosie i szerokim uśmiechem na twarzy. Właśnie w taki sposób zaprasza się na kolację kobiety; jedyne co wystarczy zrobić to zrobić w ich oczach z siebie na tyle wielką ofiarę w starciu z dekoratorstwem, później zręcznie pokierować rozmową i oto są! Oczywiście Abraham ani przez chwilę nie wpadł na podobny pomysł, myślał kategoriami faceta, który powoli podchodził już pod kategorię starego kawaleria, który nie był wybitnym kucharzem. Poza tym Leighton sprawiała, że czuł się swobodnie i - być może błędnie - zakładał, że może pozwolić sobie na trochę śmielsze żarty. - Nie przejmuj się, każdy popełnia błędy - zwrócił się do niej, jakby faktycznie miał ją teraz z czego rozgrzeszać. I jakby faktycznie jakakolwiek wina leżała po jej stronie. Oczywiście nic takiego nie powinno mieć miejsca, bo zarówno w jego jak i jej przypadku to obsługa sklepu powinna ratować swoich klientów przed katastrofami, które mogą okaleczyć ich - dosłownie bądź w przenośny - na całe życie, albo przynajmniej na dłuższy okres czasu. - Znając mojego przyjaciela, który co chwilę wypomina mi moje kawalerstwo, pewnie właśnie do takiej konkluzji by doszedł - zaśmiał się w pamięci wciąż mając zdjęcie książki, które ostatnio wysłał mu Ephraim niby w ramach prezentu walentynkowego? Chociaż zaśmiał się na jej stwierdzenie szczerze to jej obserwacja nie była aż tak oderwana od abrahamowej rzeczywistości. Prawda jest taka, że w jakimś stopniu Becky uważał się za perfekcjonistę i dawał sobie raczej mały margines błędu, więc pewnie wyskoczyłby za burtę, gdyby ktoś skrytykowałby wystrój jego łodzi - bo na doborze okropnego fotela by się nie skończyło. Horrorowi dekoratorskiemu nie byłoby końca. Uśmiechnął się delikatnie jej stronę. - Podobno marynarze najlepiej czują się na morzu, więc czemu nie skorzystać z okazji, skoro sama się nadarzyła? - zwrócił się do niej, tak swobodnie dzieląc się kolejnymi faktami o swojej osobie. Prawda była taka, że potrzebował w końcu miejsca na ziemi, które mógłby nazwać swoim, bo nie mógł być tym człowiekiem, który do czterdziestego roku życia będzie pomieszkiwał u rodziców. Coraz częściej robił się zwyczajnie zmęczony czasem spędzonym na niewygodnej pryczy w kwaterach marynarskich, wędrując nawet po lądzie podczas przerw między rejsami. - W takim razie niech będzie sofa - zgodził się i ruszył za nią w kierunku odpowiedniej sekcji sklepu meblowego. Dobrze było wiedzieć, że nie tylko on mierzył się z tego rodzaju wyzwaniami tak nowymi w jego rzeczywistości, że nie wszystkie osoby w ich wieku (bo zakładał, że znajdują się gdzieś w podobnym przedziale) mają wszystko zaplanowane, a czasem miał właśnie takie wrażenie, udając się na kolejne wesele swojego towarzysza z marynarki, uczestnicząc w rodzinnych imprezach Burnettów. - Możemy uznać, że jestem świetnym detektywem - zreflektował się, uśmiechając się przy tym szeroko. Domyślił się, że nie była to jej wycieczka rekreacyjna do sklepu meblowego, który raczej odwiedzało się przy okazji mniejszych bądź większych renowacji. - Wiesz, dekorator ze mnie żaden, ale w ramach podziękowania za ratunek przed fotelową katastrofą mogę pomóc ze skręcaniem mebli, malowaniem i cokolwiek jeszcze tam zostało do zrobienia - zaoferował bo uważał, że będzie to jedyną, uczciwą formą zapłaty za dzisiejszą pomoc. Oczywiście trochę ryzykował, bo może miała kogoś, kto już jej pomagał w tego rodzaju obowiązkach remontowych, ale kto nie ryzykuje szampana nie pije, prawda? Poza tym Abraham zawsze był przesadnie pewny siebie w osądach przez siebie stawianych.


Leighton Wyatt
ambitny krab
lenny
ernest, larabel, jose, jolene, priscilla, nova
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
#20

Molly już się trochę przyzwyczaiła do nieobecności Grahama i tego, że musi sama być odpowiedzialna za Sally. Niektórzy kręcili na to nosem, dziwili się, że brunetka nie marudzi, że nie czepia się i właściwie to niespecjalnie przejmuje się tym, że wszystkie obowiązki spadły na nią. Logistycznie nie było to zbyt łatwe, owszem na szczęście w Lorne Bay było naprawdę sporo chętnych cioteczek i jedna babcia, które chętnie przejmowały opiekę nad małą Sally. Bez nich, to Adams byłaby w ciemnej... dupie. Na całe szczęście, w takich dniach jak ten, kiedy pod koniec dnia, spędzonego w biurze w Cairns dowiedziała się, że jeden sklep z meblami, z którego regularnie korzystała jednak nie dostarczy mebli do salonu w odpowiednim czasie. Brunetka miała dwie możliwości. Albo się załamać, albo nie dotrzymać terminów zlecenia. Żadne z tych rozwiązań jej nie pasowała, wiec przesiedziała dwie godziny grzebiąc po czeluściach internetu, by znaleźć coś, co by pasowało do jej aranżacji a było dostępne niemal od ręki. Za wiele ciekawych rzeczy nie znalazła, więc wracając do domu, gdzie czekała na nią szczerbata dziewczynka pewnie już za nią stęskniona, postanowiła zajrzeć jeszcze do Amart Furniture.
Zawsze miała pewną słabość do tego miejsca, bo kojarzyło się jej zarówno z przyjemną częścią jej życia - bo dopóki nie wyjechała ze swoim byłym narzeczonym do Brisbane, by ten mógł zarządzać kanapowym imperium Amartów, była z nim naprawdę szczęśliwa. No, ale potem przestała, więc i sklepy sygnowane ich nazwiskiem przestały być miłym wspomnieniem. To nie tak, że w związku ze złamanym sercem bojkotowała tą sieć sklepów. Po prostu nie lubiła tam chodzić, nawet mając pewność że swojego byłego narzeczonego tam nie spotka. Zaglądała na ich stronę dość regularnie. Teraz byli jej ostatnim ratunkiem, miała nadzieję, że znajdzie tam nie tylko stolik kawowy, ale także barek pasujący do jej zamysłu. Oczywiście, że miała ze sobą laptopa, aby w razie co pokazać wizualizację stworzoną przez nią jakiemuś pracownikami, aby pokazać co ma na myśli.
Przeszła się alejkami, wrzucając parę drobiazgów do koszyka, aż faktycznie zaczepiła jakąś pracownicę, aby wymienić z nią parę zdań. W końcu musiała się podpytać co mają na stanie, co można zamówić i tak dalej. Lubiła rozmawiać z ludźmi, bo sądziła że od nich można dowiedzieć się znacznie więcej niż ze strony internetowej lub świstka papieru dołączonego do ekspozycji. -Ten by mi bardzo pasował, gdyby tylko był nieco wyższy... Wpasowałby się do stylu innych mebli-zwróciła się do sprzedawczyni, lecz zaraz zadzwonił jej telefon, a widząc na nim imię Emmy, która teraz bawiła się w niańkę, to od razu odebrała, przepraszajac kobietę i odchodząc nieco na bok.-Hej, tak, tak. Zaraz będę, muszę tylko ostatnią rzecz załatwić... Nie wiem pół godzinki?-uspokoiła przyjaciółkę, że zaraz będzie i przejmie marudzącą Sally od niej. Słysząc następne słowa, usiadła na kanapie i zaczęła grzebać w torebce.-Nie, nie sądzę, żebym zabrała... -rzuciła do telefonu i przeglądając to, co jej torebka skrywała, znalazła już jedną zabawkę swojej przybranej córki, a także jej smoczek.-Co? eee...-zacięła się, gubiąc wątek. W oddali sklepu dojrzała kogoś, kogo absolutnie by się tutaj nie spodziewała. Co więcej, była pewna, że się jej przewidziało, w końcu nie jednemu psu burek i nie jeden mężczyzna był podobnego wzrostu i budowy ciała. O kolorze włosów i profilu nie mówiąc, prawda?-A tak... No, mam ze sobą. Nie wiem jakim cudem. Obiecuje, zaraz przyjadę i przejmę Sally-westchnęła, nie mogąc oderwać wzroku od mężczyzny, który musiał być Jamesem Amartem, synem właścicieli całego biznesu, a także jej byłym narzeczonym, z którym od paru miesięcy nie wymieniła nawet smsa.

James Amart
właściciel sklepu meblowego — Amart Furniture
39 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
James wcale nie przeprowadził się do Lorne Bay dlatego, że mieszkała tutaj Molly. Wiedział o tym. Oczywiście, że tak i pewnie gdzieś głęboko brał też pod uwagę i ten fakt. Natomiast nie przesądzał o jego przeprowadzce do tego miejsca i kupnie własnego domu, co dobitnie świadczyło o tym, że zamierzał zostać tutaj na stałe. Oficjalna i nieoficjalna wersja była taka, że chciał zostać managerem tutejszego sklepu meblowego, który należał do kanapowego imperium jego rodziny. Prawda była taka, że od kiedy Molly go zostawiła, intensywnie zaczął zastanawiać się nad swoimi życiowymi wyborami. Dopiero wtedy tak naprawdę był w stanie sam przed sobą przyznać, że ma problem. Bo pracoholizm był problemem, z którego James najwyraźniej przez długi okres czasu nie zdawał sobie sprawy. W każdym razie, nieco się wystraszył, że przez to nie będzie mógł dalej korzystać z życia, a przecież dobiegał czterdziestki, dlatego postanowił na radykalną zmianę, jaką była przeprowadzka. Lorne Bay miało być jego lekarstwem na chorobę. Było dużo mniejsze od Brisbane, miało więcej rozpraszaczy, których tak teraz potrzebował, no i przede wszystkim to nie była główna siedziba firmy, gdzie było najwięcej pracy.
Wracając do Molly, wcale nie myślał o niej kiedy podejmował decyzję o przeprowadzce. Tak naprawdę dopiero później przypomniał sobie, że jego była narzeczona przeniosła się do swojego rodzinnego miasta. Czy cokolwiek to zmieniało? No, trochę tak. Nie planował od razu do niej jechać i w progu domu oznajmiać, jak to się zmienił, przyjechał i chce żeby dała mu jeszcze jedną szansę. Owszem, nie mógł o niej zapomnieć i gdzieś tliła się iskierka nadziei, że może, ale nie po to tutaj przyjechał. Zresztą, Molly ruszyła ze swoim życiem, opiekowała się teraz dzieckiem, a on nie miała zamiaru się jej narzucać ani psuć życia, jakie sobie tutaj zbudowała. Prędzej czy później i tak na siebie wpadną, Lorne było małym miastem.
Tak jak pomyślał, tak magicznym sposobem właśnie się stało. Dzień jak co dzień, James sporo przebywał dzisiaj w swoim gabinecie i wykonywał mnóstwo telefonów, więc dopiero pod koniec pracy mógł wyjść na sklep. Nie należał do tego typu właścicieli, którzy tylko siedzieli przy biurku i nie obchodziło ich co działo się na sali sprzedaży, bo od tego miał pracowników. Kiedy nie był zawalony papierkową robotą i nie musiał wyjeżdżać na spotkania, lubił pomagać swoim pracownikom. Nie robił tego po to, by go lubili.
Stał właśnie przy dziale z blatami do kuchni i omawiał z jednym z pracowników pomysł jak wyeksponować nowe wzory, kiedy dostrzegł znajomą twarz. Nawet bardzo znajomą. Przeprosił pracownika, powiedział, że dokończą jutro a na razie niech wraca do swoich obowiązków i zaczął iść w stronę kobiety. Najpierw wolno, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom, a kiedy bicie jego serca przyspieszyło, nogi również i już po chwili miał przed sobą twarz byłej narzeczonej.
- Molly. Co tu robisz? Pomóc ci jakoś? - wydusił z siebie po krótkiej chwili ciszy. Czuł, że jest niezręcznie, zwłaszcza jak tak intensywnie się na nią gapił, ale prawda była taka, że po prostu nie mógł oderwać od niej oczu. Wcale się nie zmieniła. Była piękna, jak zawsze.

Molly Adams
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Cóż, to bardzo miło, że zaczął rozmyślać nad swoim życiem, chcąc się zmienić i być lepszym człowiekiem ... w przyszłości, dla kogoś innego. No bo chyba trudno było myśleć, że te zmiany to dla Molly, skoro od ich rozstania, jak brunetka wsiadła w swój samochód, patrząc po raz ostatni na dom, w którym mieszkali w Brisbane, rozmawiali dosłownie parę razy, aby dograć szczegóły typu przewóz jej wszystkich rzeczy i tak dalej. Lepiej późno, niż wcale.
Skoro już Amart postanowił się przeprowadzić do Lorne Bay, to musiał wiedzieć, że prędzej czy później, spotka swoją byłą narzeczoną. Czy w sklepie spożywczym, czy kradnącą mu miejsce parkingowe. Kobieta w trakcie ich związku, gdy mieszkali w Cairns, czy na początku ich przygody w Brisbane, często narzekała na to, jak to miasteczko jest małe i jak ona sobie ceni wielkie miasto. Z resztą, odwiedzali rodzinne strony Molly - byli zaręczeni więc właściwie rodzina jednego z partnerów, była także rodziną drugiego z nich. Miał możliwość przygotowania się do tego psychicznie, mógł zaplanować co powie, jak się zachowa. Adams była totalnie tego pozbawiona, więc nie ma co się dziwić, że jej zaskoczenie było olbrzymie, gdy dojrzała swojego byłego.
To nie tak, że nie chciałaby go już nigdy zobaczyć, czy że traktowała go jak najgorsze co ją w życiu spotkało. Po prostu mówiła sobie, że ich plany życiowe, chęci i potrzeby trochę się rozjechały. On wolał pracować po kilkanaście godzin dziennie, żyć w Brisbane w otoczeniu, które doskonale znał, a ona czuła że musi wrócić do Lorne Bay, aby tutaj zmienić swoje życie. Nie dało się tego połączyć. Jednak nie wyleczyła się do końca z uczuć do Amarta, który w pewnym momencie był dla niej niczym książę na białym koniu, który chciał ją i kochał pomimo wszystkiego.
-Cześć James, nie spodziewałam się Ciebie tutaj zobaczyć-powiedziała, szybko pakując swoje rzeczy, które wyciągnęła z torebki, rozmawiając z Emmą, po tym jak się rozłączyła. Obiecała, że niedługo będzie i wybawi ją od marudzącego dziecka. Zdała sobie sprawę, że choć prawdziwe były jej słowa, to brzmiały trochę bez sensu, bo przecież przedstawicieli rodziny, którzy są zaangażowani w pracę dla rodzinnej firmy powinna się spodziewać od czasu do czasu w każdym sklepie.-Właściwie tak. Potrzebuję stolik kawowy i barek dla klienta. Z tym, że doskonale wiem, czego potrzebuje, nie bardzo mogę iść na ustępstwa, a i potrzebuje czas realizacji maksymalnie 72 godziny.-powiedziała, wstając z kanapy, która była częścią ekspozycji, i przytuliła laptopa do piersi. Chyba nie było niczym dziwnym, że pomoc zrozumiała dość dosłownie, poruszając temat mebli.

James Amart
właściciel sklepu meblowego — Amart Furniture
39 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
No… Tak po prawdzie to James myślał sobie, że chce się zmienić dla siebie, a nie specjalnie po to, żeby Molly przyjęła go z powrotem. Przecież to nie polegało na tym, że ona mu wybaczy za tydzień i w ciągu miesiąca do siebie wrócą. Ba! James nawet nie myślał o tym kierunku. Najpierw musiał wybadać czy Molly w ogóle chce mieć z nim do czynienia, a potem skupić się na znajomości czy może nawet przyjaźni. Jeśli było im pisane być razem, to prędzej czy później wyniknie to w drodze dalszego dbania o relację.
Mógł się przygotować, miał na to szansę, jak najbardziej. Miał łatwiejszy start, bo wiedział, że Molly była na miejscu. Tylko, że to wcale nie było takie proste. James ostatecznie tego nie zrobił, ale gdyby było inaczej, to czy po jej zobaczeniu tak łatwo wszystko przeszłoby mu przez gardło? Nie sądził. Emocje, jakie towarzyszyły im w tym przypadkowym spotkaniu były tak duże, tak intensywne, że ciężko mu było w ogóle zebrać myśli. Nawet gdyby miał przygotowaną wcześniej przemowę, to albo by o niej zapomniał, albo zwyczajnie nie mógłby wykrztusić z siebie słowa. Więc może to jednak lepiej, że nie zaplanował tego spotkania i nie przygotowywał się do niego godzinami? Nawet jeśli teraz ładunek emocjonalny był między nimi ogromny i było niezręcznie, to jednak czuł, że gdyby przyszedł pod jej dom, byłoby mu trudniej. Może dlatego, że wtedy obecność małej córki jej przyjaciół, nad którą Molly sprawowała opiekę byłaby bardziej… Realna? Namacalna? Nie wiedział. Nie był złym człowiekiem i nie miał absolutnie niczego przeciwko dziewczynce. Rozumiał pobudki jakimi kierowała się w tym przypadku Molly, ale jednak łatwiej było ją zobaczyć bez tej świadomości, że jej życie radykalnie się zmieniło. Bo czy tego chciał czy nie, niestety tak właśnie było.
Oczywiście, że chciał i kochał ją pomimo wszystko. Jasne, chciał założyć kiedyś rodzinę i chciał, żeby to Molly była matką jego dzieci, ale nie żyli już w średniowieczu. Było dużo opcji, a Jamesa nie obchodziło czy zapłacą surogatce, poddadzą się zapłodnieniu in vitro czy zaadoptują z domu dziecka. Chciał je wychować z Molly, nieważne, że nie będzie miało ich genów. I nie mówił jej wtedy tego wszystkiego dlatego, żeby nie wyszło, że jest chujem. Wierzył w swoje słowa. Molly nigdy nie była wybrakowana albo zepsuta. Po prostu nie mogła mieć dzieci.
- Tak, cóż… Przeprowadziłem się do Lorne. Na stałe - poinformował ją, bo przecież sklep znajdował się w Cairns i równie dobrze mógł mieszkać właśnie tutaj. Wrócić na stare śmieci. Patrzył jej przy tym w oczy. Był ciekawy jak zareaguje.
- Zobaczymy co da się zrobić - odpowiedział. Wiedział, że nie może jej zagwarantować czegoś, jeśli sam nie był w stu procentach pewien, że może zrealizować zamówienie. Gestem zaprosił ją w kierunku wydzielonego, otwartego kawałka sklepu, w którym znajdowały się komputery specjalistów, którzy pomagali klientom zaprojektować wnętrze. Nie chciał zapraszać jej do swojego, zamkniętego gabinetu ani obsługiwać przy komputerze, który znajdował się przy kasie, dlatego to stanowisko wydawało mu się odpowiednie. Na szczęście jeden z komputerów był wolny i to przy nim usiadł James.
- Ładnie wyglądasz - zagaił z uśmiechem, nie wiedział po co w ogóle, bo to była uwaga z tych totalnie z dupy, a potem przeszedł już do rzeczy.
- Dobrze, to czego szukamy? - położył dłonie na klawiaturze ale spojrzał w monitor, tylko patrzył na Molly. Nie był zwolennikiem uciekania wzrokiem od rozmówcy.

Molly Adams
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Ważne, żeby myślał o sobie w pierwszej kolejności, bo wszelkie zmiany dla innych osób, wprowadzone w życie tylko po to, aby się komuś przypodobać, czy doprowadzić do czegoś. Molly coś na ten temat wiedziała i chyba... chyba to był właśnie ten problem, który zamiast umocnić ich związek, ostatecznie doprowadził do jego rozpadu. Kobieta jednak nie miała nic przeciwko Amartowi, nie chciała mu życzyć źle. Nie należała do osób, które by jęczały czy wkurzały się za to, że przy niej był dupkiem, który świata poza pracą nie widział, a po rozstaniu, dla kolejnej kobiety będzie już lepszym człowiekiem.
Nauczenie się przemowy na pamięć nie miałoby najmniejszego sensu, bo nie brzmiałoby to szczerze, a jakiekolwiek przejęzyczenie mogło spowodować że cały plan się posypie i będzie to wyglądało źle. Jednak miał pełne prawo, wręcz obowiązek, pomyśleć, co by powiedział Molly, jakieś podstawowe punkty. Jedno powinien był wiedzieć - nawet jeśli rozstali się w wcale nienajlepszej atmosferze, to zgodziłaby się z nim spotkać. Może nie zabrzmi to najlepiej, ale z czystej ciekawości, co James chciałby jej powiedzieć. Nie myślała o tym, że mogliby jeszcze do siebie wrócić, nie sądziła że to może mieć miejsce. Na pewno żywiła jakieś uczucia od niego, nie było wcale tak prosto się tego pozbyć.
-Do Lorne?-zapytała. Nie oszukujmy się, zdziwiła się i jej pierwsza myśl była taka, że zrobił to dla niej. Czy połechtało to jej ego? No nie bójmy się powiedzieć, że tak. To był duży gest, wiele znaczący. Molly nie była pewna, jak go interpretować - w sensie, czy jest zadowolona, czy chciałaby z nim odnawiać swoje relacje, czy potrafiła być przyjaciółką swojego ex. Wiele myśli pojawiło się w jej głowie, a nie bardzo chciała, aby było to widać po niej. Musiała to wszystko przemyśleć najpierw. -Jestem pewna, że będzie Ci się tutaj dobrze mieszkało, Lorne Bay jest wspaniałe-przyznała. O tak, ona czuła się wspaniale teraz w swojej rodzinnej miejscowości i choć od zawsze powtarzała, że woli wielkie miasta, Cairns, Brisbane, a tu proszę, jednak w rodzinnej mieścinie czuła sie najlepiej.
-Dzięki-powiedziała za nim, udając się we wskazane miejsce. To nie była reakcja na to, że ładnie wygląda, tylko na to, że James obiecał jej pomóc, a przynajmniej się postarał. Poszła za nim po czym usiadła na przeciwko niego i dopiero usłyszała te słowa, że ładnie wygląda, to się uśmiechnęła. Pamiętała, jak James je często powtarzał, przynajmniej jakiś czas temu, na początku ich związku. -Dziękuje... Chyba to małe miasteczkowe życie Ci służy, bo też wyglądasz nieźle -przyznała. Jakby była wredną suką, to by powiedziała "Albo po prostu Ci dobrze beze mnie". No ale nie była, więc nawet o tym nie pomyślała. -Potrzebuje stolika kawowego. Zaraz pokaże Ci całą wizualizację, daj mi moment...-poprosiła, otwierając laptopa i odwracając go w stronę blondyna. Pokazała mu wszystko, jak to pomieszczenie miało wyglądać, jakieś inspiracje, które miała zapisane w swoim laptopie. Pewnie gdzieś tam, przeskakując miedzy slajdami i zdjęciami, można było zauważyć, że jak każda żałosna matka, miała na swojej tapecie zdjęcia pociechy, więc Amart mógł zobaczyć, jeśli miał dobry refleks, Dla kogo Molly go zostawiła.-Jakbyś miał jeszcze taki barek, wózek na kółkach, złoty to byłoby cudownie....-uśmiechnęła się lekko. Wiele chciała, doskonale zdawała sobie z tego sprawę.

James Amart
właściciel sklepu meblowego — Amart Furniture
39 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To nie było przecież tak, że rozstali się lata temu. Molly przyjechała do Lorne Bay zaledwie sześć miesięcy temu! Naturalnym było, że ich wzajemne uczucia jeszcze nie wygasły. Tak samo jak naturalnym było myślenie, że mogliby do siebie wrócić. Zdecydowanie minęło zbyt mało czasu, by ani on ani Molly o tym nie myśleli. James doskonale wiedział, że jego podświadomość właśnie dokładnie tak sobie myśli. Postanowił jednak się nie narzucać i spróbować podejścia, jakby ich rozstanie miało miejsce lata temu, chociaż w środku aż rwał się do tego, by wszystko naprawić i żeby było jak dawniej. Plus dziecko. Bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z obowiązku, jakiego podjęła się Molly co wiązało się z tym, że kobieta już nigdy nie będzie sama. Od teraz zawsze, nieważne z kim chciałaby wejść w związek, druga osoba musiała liczyć się z dzieckiem w pakiecie. Czy Jamesowi to przeszkadzało? Nie. Chciał przecież założyć z Molly rodzinę i jak wcześniej było wspomniane nie obchodziło go jak. Czy się bał? Trochę tak, chociaż nawet nie wiedział czy miał czego i po co.
- Taaaak, do Lorne - nie wiedział co dalej powiedzieć, więc tylko włożył ręce do kieszeni spodni i pokołysał się na piętach. Nic to mu jednak nie dało, a Molly też nie spieszyła się z odpowiedzią, więc palnął to, co pierwsze przyszło mu do głowy.
- Słyszałem, że tu jest spokojnie i niedużo ludzi mieszka, dlatego wybrałem to miasteczko. Nie z twojego powodu - no nie chciał żeby wyszło, że jest jakimś creepem, który łazi za swoimi byłymi narzeczonymi. A że wybrał niefortunny dobór słów, to cóż. Nie jego wina.
- Znaczy, nie, że się nie cieszę, że cię widzę, bo się bardzo cieszę, po prostu… Nie chciałbym żebyś myślała o mojej obecności w Lorne Bay za coś przytłaczającego - zreflektował się od razu, chociaż wcale nie musiał, bo Molly znała go lepiej niż niefortunnie dobrane słowa. Prawda? Potem już się nic nie odezwał, tylko skinął głową i uśmiechnął lekko, jako podziękowania na jej słowa. Właśnie dlatego wybrał to miasteczko. Bo było spokojne, a on spokoju właśnie potrzebował.
- Mam nadzieję, że długo mi posłuży - odpowiedział dyplomatycznie na komplement, ale lekko się uśmiechnął. On również pamiętał początek ich związku, kiedy zasypywał Molly nie tylko komplementami ale też małymi drobiazgami. Nie wiedział nawet w którym momencie przestał, ani jaki był powód. Właściwie dopóki nie powiedział jej dzisiaj komplementu, w ogóle nie zdawał sobie sprawy, że bardzo dawno już tego nie robił.
- Mhm, mhm - mruczał sobie pod nosem, kiedy oglądał czego potrzebuje Molly, a potem zanurkował do swojego komputera.
- Za barkiem musiałbym się mocniej rozejrzeć, ale znalazłem kilka stolików kawowych, zaraz ci pokażę - odwrócił monitor w stronę Molly i nawet przesunął w jej stronę myszkę komputerową, by mogła sobie sama poprzeglądać.
- Ładna dziewczynka. Sally, o ile dobrze pamiętam? - Zagadał, w sumie sam nie wiedział dlaczego. Zauważył jej zdjęcie na laptopie Molly, refleks jeszcze miał całkiem dobry. Najwyraźniej tak nagłe spotkanie z byłą narzeczoną sprawiło, że nagle zaczynał wykładać na stół wszystko to, co cisnęło mu się na język.

Molly Adams
Projektantka Wnętrz — QUEENSLAND'S ARCH-DEVELOPMENT
34 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
Wrócła do Lorne Bay po prawie 15 latach, aby zająć się dzieckiem swoich, nieżyjących już, przyjaciół
Pięknie by było, jakby uczucia można było wyłączyć uczucia ot tak, zapomnieć. Życie byłoby piękniejsze, nie byłoby problemu ze złamanym sercem czy niemożliwością poradzenia sobie z sytuacją. Tak jednak nie było. Parę miesięcy minęło jak z bicza strzelił (pewnie dlatego, że w życiu Molly działo się naprawdę wiele i czas jej przelatywał między palcami), na co dzień może nie miała za wiele czasu aby rozmyślać o swoim złamanym sercu, ale jak przyszło co do czego, zobaczyła Jamesa, czy nawet z nim teraz rozmawiała, to była zupełnie inna sytuacja. Choć pewnie dojdzie to do niej nieco później - jak w wolnej chwili będzie mogła sama pomyśleć o tym. Znając jednak jej szczęście i tryb życia, wolną i samotną chwilę będzie mieć tylko w aucie, w drodze do domu, gdzie Emma zajmowała się jej dzieckiem.
Zarówno James jak i Molly doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że nie będzie tak, jak było, że nie ma opcji, by wrócić do tego, co było jeszcze w Brisbane. Brzmiało to okrutnie, ale nie bójmy się powiedzieć. To przez to, co się wydarzyło w ich życiach. Teoretycznie mogliby do siebie wrócić, nawet jeśli o tym w tym momencie nie myśleli, to wszystko byłoby inne. Może lepiej, taki nowy początek? Nieważne. W końcu przecież do tego było daleko i chyba żadne z nich tego nie planowała.
-Rozumiem, nie byłam wystarczającym powodem...-tutaj pewnie James mógłby pomyśleć, że Molly dość buńczucznie oceniała, że mężczyzna specjalnie dla niej by tutaj przyjechał, ale nie, to nie było to, co pasowało do brunetki-Abyś jednak szukał innego miasteczka-uśmiechnęła się. No, może w żarty też nie była wcale taka dobra, ale czasem próbowała. No co, na pewno w okolicy było kilka fajnych miasteczek, z różnych części Cairns, skoro dla odmiany nie chciał wielkiego miasta, więc jakby chciał, to na pewno coś znalazł. Nie było jednak takiej potrzeby. Dopóki Amart nie mieszkał przez ścianę czy tam płot z nią, to nie było problemu. A i pewnie gdyby byliby bliskimi sąsiadami to nie byłby jakiś olbrzymi problem. W końcu rozstali się, ale wcale nie pałali do siebie nienawiścią. Chyba. Molly nie nienawidziła Jamesa, jak widać on chyba też nie.
-Spokojnie, niczym się nie przejmuj.-machnęła ręką. Jeszcze nie wiedziała, co tak naprawdę sądzi na temat obecności jej byłego w miasteczku, ale tak czy siak, na pewno nie będzie czuła się osaczona. W końcu nie było pewne, jak często się będą spotykać. Kobieta pracowała w Cairns, w miasteczku bywała albo na placach zabaw, albo w Tingaree. Może tygodniami nie będą się spotykali? No, ale to brzmiało tak, jakby brunetka nie miała najmniejszej ochoty spotykać mężczyznę. Wolała wierzyć, że jest jej to po prostu obojętne na ten moment. Czy tak było?
-O super. Jakiej wysokości one są?-zapytała jeszcze, bo to też było ważne, musiało to jakoś odpowiadać do kanapy, którą ona już miała. No ale patrząc na to, że są jakiekolwiek opcje, to już było coś. Najgorzej, jakby się okazało, że w Amart Furniture nie ma nic, co mogłaby wybrać dla swojego klienta. -Tak, Sally. Jestem jak jakaś matka wariatka, mam jej zdjęcia na tapecie, w telefonie...-zaśmiała się. No cóż, trochę tak było. Przez to, że musiała zająć miejsce jej matki, czuła dwukrotnie więcej presji, by się dobrze się nią zająć. Czy było to mądre? Trudno powiedzieć.-Wydaje mi się, że ten byłby okej. Masz go na stanie, żebym mogła jednak go zobaczyć w realu?-zapytała. Bingo, jeśli wszystko będzie wyglądać tak, jak na zdjęciu, to połowa jej problemów rozwiąże się natychmiastowo. Jeszcze tylko ten barek, który widziała oczami swojej wyobraźni i nie chciała kupować nic innego.

James Amart
właściciel sklepu meblowego — Amart Furniture
39 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Czy byłoby piękniejsze? Na pewno łatwiejsze, to nie ulegało wątpliwości. James wolał jednak, by było trudniej, bo przynajmniej miał poczucie, że uczucie, które między nimi było, znaczyło coś więcej, niż tylko kolejny epizod w życiu obydwojga. Że było ważne, zarówno dla niego jak i dla samej Molly. Sześć miesięcy to nie był długi okres, by zapomnieć o miłości do kogoś, z kim chciało się założyć rodzinę i spędzić razem resztę życia. Gdyby po tych sześciu miesiącach na swój widok byliby obojętni, wtedy można było się zastanawiać, czy uczucia, jakimi siebie darzyli były warte zachodu. W tym momencie, w natłoku własnych uczuć na widok byłej narzeczonej James wiedział, że niczego nie żałował. No, może tych dni, podczas których wpędził się w pracoholizm i które sprawiły, że Molly od niego odeszła. Bo nie zamierzał udawać, że było inaczej. Nie miał wielkiego ego i nie musiał przed innymi udawać, że to on zostawił ją.
Oczywiście, że nie będzie tak jak było. Nawet gdyby faktycznie się ze sobą zeszli, a potem wzięli ślub i obydwoje zaadoptowali Sally, to nie będzie to samo co kiedyś. I nie chodziło o to, czy lepiej czy gorzej. Po prostu inaczej. Sześć miesięcy to mało, jednak tak jak trudno w ciągu tego czasu było zapomnieć o uczuciach do danej osoby, tak szybko można było przemyśleć swoje życie i po prostu się zmienić. Dokładnie tak, jak zrobił to James.
Zaniepokoił się przez chwilę, jak zaczęła mówić i już, już chciał zaprzeczać gorąco, że nie o to w ogóle mu chodziło, że jest wystarczającym powodem do wszystkiego, kiedy Molly zakończyła swoje zdanie żartem. Odetchnął z ulgą, co na pewno zauważyła i zaśmiał się cicho, nerwowo, bo naprawdę, aż mu się gorąco od tego wszystkiego zrobiło.
- Dużo osób polecało mi Lorne Bay jako spokojne miasteczko, więc postanowiłem skorzystać z tych poleceń - również się do niej uśmiechnął i wydawać by się mogło, że po tym jej żarcie atmosfera między nimi nieco zelżała, aczkolwiek nadal była lekko napięta. Nie w zły sposób, ale jednak po tym co się między nimi wydarzyło nie można było oczekiwać, by zachowywali się teraz jak najlepsi przyjaciele. To jeszcze nie był ten etap.
- To zależy od modelu, wielkości blatu stolika, jego długości. Musiałabyś popatrzeć, który najlepiej pasuje ci do wystroju - odpowiedział. Nie wszystkie modele stolików kawowych pokrywały się z tymi, które mogła znaleźć w innych sklepach meblowych, jednak mieli spory wybór, więc ufał, że mimo wszystko Molly znajdzie taki, który będzie jej odpowiadał.
- Raczej jak każda normalna matka, która kocha swoje dziecko - odpowiedział z łagodnym uśmiechem. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że Molly tak naprawdę nie była mamą Sally. Był szczęśliwy widząc, że Adams jest szczęśliwa, a przynajmniej tak właśnie wyglądała, gdy mówiła o dziewczynce. I nie miał wcale znaczenia fakt, że jej nie urodziła.
- Poczekaj… - zawiesił głos, odwracając monitor z powrotem do siebie i klikając, by sprawdzić czy stolik kawowy jest na miejscu.
- Oczywiście, że jest. Wydaje mi się, że nawet możemy zobaczyć go w połączeniu z innymi meblami - uśmiechnął się zadowolony, a potem poprowadził Molly w kierunku sali sprzedaży, na której w jednym skrzydle było umeblowane małe mieszkanie, a w nim właśnie rzeczony stolik.

Molly Adams
ODPOWIEDZ