wykładacz towarów w supermarkecie — supermarket
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Pracownik sklepu Coles. Wykłada towar na półki, odnosi jogurty z działu elektroniki na miejsce. Pomaga jak trzeba, a nawet sprawdzi na zapleczu czy jest inny rozmiar tego sweterka, który tak bardzo ci się podoba
Uśmiechnęła się szeroko i przez chwilę przyglądała mu się badawczo. –Ty jesteś inteligentnym facetem, co nie? – Wycelowała w niego palec i pokiwała głową. –Jesteś, jesteś. – Dodała nawet nie czekając na odpowiedź od niego. Mógł się bronić ile chciał, ale Mati widziała, że Rusty był mądrym ziomkiem. W końcu nie każdy wiedział co kobiety robiły kilkadziesiąt lat temu, a on wiedział! Takie rzeczy się ceniło. –Oj, Rusty. – Zmarszczyła brwi i ciężko westchnęła. –Prawda jest taka, że nie jesteś do końca w błędzie. Mogłabym to zrobić. – Pokiwała głową. Wiadomo, że ludzie lecieli na piękne twarze, więc jakby znalazła kogoś ładniejszego i młodszego od Rusty’ego to być może program zyskałby na oglądalności. –Rzecz w tym, że ja absolutnie nie chcę szukać nikogo innego. Ten pomysł to nasze dziecko i myślę, że powinniśmy to prowadzić tak długo aż ludziom się znudzi. – Nie znalazłaby nikogo innego, nikogo lepszego do prowadzenia takiego podcastu. Z Rustym gadało jej się tak lekko i tak dobrze, że nikt nie byłby w stanie go zastąpić. Nawet jakby ten podcast nie wypalił to ona chciałaby sobie z nim gadać. Może nawet na inne tematy, nie tylko masturbacja!
Zaśmiała się krótko jak kontynuował tą wizję. Zerknęła jednak na niego mrużąc oczy i spoważniała. –A ja bym ci powiedziała, że powiedziałam tak tylko na potrzeby programu. Żeby chwycić widzów za serca. Oczywiście byłoby to kłamstwo. – Uśmiechnęła się pod nosem. –Nie mogłabym jednak żyć z myślą, że po raz kolejny cię tracę i okłamuję, więc po kilku dniach pojawiłabym się w twoich drzwiach, akurat jak twoja żona będzie na czwartkowym bingo i wyznam prawdę. „Tak, Rusty. Nie kłamałam. Ten moment nie był nawet wpisany w scenariusz. Improwizowałam wyznając skrywany sekret. Kocham cię, kocham”. – Dla podkreślenia sytuacji nawet nadała sobie jakiegoś dziwnego, bliżej nieokreślonego akcentu (prawdopodobnie brytyjskiego, skoro już miała mieć chustę królowej Elżbiety) i nawet starała się brzmieć jak starsza kobieta. Naśladowała przy tym swoją jedyną, żyjącą babcię.
-Dobra. Tak zrobimy. – Kiwnęła głową i postanowiła, że rzeczywiście skontaktują się z każdym możliwym logiem. Będzie to ciężkie, ale Mati lubiła wyzwania. Głównie dlatego, że często o nich zapominała przez swój słomiany zapał.
-Myślisz, że ludzie na tym zarabiają? – Ona to by myślała, że to po prostu wpis w księgę i nara, nic więcej. Chociaż jak tak teraz o tym myślała to hajsy brzmiały raczej logicznie.
-Skąd mam wiedzieć czy mam ładne stopy? – Naturalnie, że wizja łatwego zarobku przekonała ją do tego, żeby wrzucać swoje stopy w neta. Zacznie robić to już dzisiaj, jak tylko wróci z pracy.

Rusty Overgaard
dziennikarz — The Cairns Post
29 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarz, niespełniony żeglarz i posiadacz czarnego notesu, który wszędzie ze sobą zabiera, w przeciwieństwie do ukochanej, której już nie ma
- No, tak lubię o sobie myśleć - kiwnął głową, dla równowagi z głupim uśmiechem wymalowanym na ustach. - Ta, pewnie wszystkie tak mówią, a jak przychodzi co do czego, to występują o wyłączną opiekę - westchnął głęboko i, rzecz jasna, teatralnie, chociaż przecież nigdy nie miał z żadną ciążową kobietą kontaktu, ani nigdy nie został posądzony o ojcostwo. Za mało miał chyba na swoim koncie jednorazowych wybryków, żeby ktoś mógł kierować w jego stronę podobne oskarżenia, a przez to mógł z zerowym doświadczeniem sobie z tego żartować. Bo w gruncie rzeczy Rusty był całkiem szczęśliwym człowiekiem, jeśli chodziło o zgotowany mu los - urodził się w dość bogatej rodzinie, mógł spełniać swoje pasje i przekuć je w coś, co było jego codziennym zajęciem. Do tego miał w młodym wieku dom na własność w bogatej dzielnicy i nie było na co narzekać. No, może oprócz jego życia towarzyskiego. - A ja wrócę do żony i powiem, że to było przecież wyreżyserowane, więc nie ma się czym martwić. I ona uwierzy, nie będzie niczego podejrzewała. A potem nie będę mógł zdecydować, czy porzucić swoje całe życie dla tych kilku chwil, czy pozwolić ci odejść - nawet tak machnął ręką, jak to w filmach historycznych mężczyźni pokazywali, że już dość. Bo nie wiedzieć czemu, ale jak Rusty wyobrażał sobie starość, to nie było tam robotów, które we wszystkim pomagały, tylko bujane fotele gramofony, trochę chyba mu się coś mieszało.
- Chyba tak. Ale nie wiem w sumie ile, pewnie nie jakoś dużo, bo są przecież najdziwniejsze rekordy - kto ile arbuzów rozbije głową w minutę na przykład. Idiotyzm, zupełny idiotyzm. Ale może takie ważniejsze były wysoko nagradzane? Jak ważne były mikropenisy? - Nie wiem, musisz chyba ocenić sama. Albo wejdź na jakiś seks czat i ci powiedzą - on nie byłby obiektywny, bo jego w ogóle stopy nie rajcowały. - Dobra, to jesteśmy na miejscu - oznajmił, podjeżdżając na parking pod Coles. - Daj znać, jak będziesz potrzebowała jutro podwózki! - rzucił jeszcze, jak już zamykała za sobą drzwi samochodu i odjechał, zastanawiając się, czy jeszcze kiedyś kupi warzywa niepakowane w folię po tym, czego się od niej dowiedział.

zt.

mathilda brubaker
przyjazna koala
nata#9784
muzyk — scena
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyny go kochają, faceci mu zazdroszczą, ale i tak wszystkie jego piosenki są o Leo.
A tu nagle zabrał do Stanów Melis...
#1
Czuł się cholernie nie na miejscu. Co on tu do cholery robił? Powinien być już w swoim cudownym domu w San Francisco, mieć w dupie pieprzone Lorne Bay z którego miał coraz więcej przykrych wspomnień i coraz mniej przyjemnych. Nie miał tu już nikogo. W Stanach chociaż miał zespół, managera, przyjaciół i pewnie kilka kobiet zainteresowanych jego towarzystwem. Tam powinien teraz być. Aż nawet spojrzał na zegarek, który pokazywał czas i tutaj i tam. Był ciekaw co by właśnie robił w swoim domu. Którakolwiek by to nie była godzina, na pewno nie robiłby tam teraz tego, co robił tutaj, czyli nie szedłby do marketu po podstawowe produkty. Nie był może wielkim celebrytą, milionerem któremu podstawiają wszystko pod nos, ale raczej zamawiał zakupy z dostawą, albo prosił gosposię by mu je ogarnęła. To w Lorne musiał chodzić do sklepu. Póki żyła jego matka, to nawet chciał to robić, byle tylko zrobić jej przyjemność. Ale teraz bez Lily na świecie, to zakupy go drażniły. Cały był rozdrażniony od pogrzebu, od niezwykle chłodnej rozmowy z Leonie. Właściwie to jak się nad tym zastanowić, niemal całe jego obecne rozdrażnienie było bezpośrednio lub pośrednio spowodowane właśnie przez Leo.
Miał ochotę, na prawdę niewiele brakowało, by jednak spakował walizki i pojechał na lotnisko. Kilka razy już nawet wychodził z domu, dwa razy wsiadł do samochodu. Ale potem przypominał sobie powód, dla którego te dwa tygodnie temu nie wsiadł do samolotu, choć był już na lotnisku, miał kupiony bilet i był gotowy do powrotu do Stanów. Tessie. Ta urocza pięciolatka, która choć z wyglądu wykapana mama, to potrafiła robić miny jak tata... czyli on, Hunter Williams... jak się okazało. Targały nim skrajne emocje i nie był w stanie wybrać która przeważała. Skłaniał się ku opinii, że wszystkich było po równo. Czuł się źle, bo nie tylko dowiedział się przypadkiem i to po tylu latach, ale jednocześnie poczuł się jak gówno, bo pomyślał, że przypadkiem jest jak własny ojciec. Tamten nie zdążył się dowiedzieć o jego istnieniu, a Hunter był za mały, by zrozumieć, że czegoś mu brakuje. Czy gdyby wiedział o Hunterze, to jego ojciec by się nim zainteresował? Chciałby go poznać? A może miałby go w dupie? Teraz sam był w podobnej sytuacji, kiedy przez pięć ponad lat nie wiedział o tym, że ma dziecko i musiał podjąć decyzję, czy będzie mieć ten fakt w dupie, czy coś z nim zrobi. Przewijał w pamięci każdą rozmowę z Leonie odbytą od dnia jej ślubu, każde spotkanie z Tessie, to jak nazywała go wujkiem i on nie miał nic przeciwko, bo w sumie był jej wujkiem. Ponury żart... był ojcem, tatą. Miał prawo być tak nazywanym. Ale dziewczynka miała już tatę, kogoś innego, kogoś kto ją wychował, kto był przy niej całe życie. I wszystko zataczało koło do pytania podstawowego - dlaczego mimo wszystko, mimo tych uczuć, chemii, namiętności on i Leonie nie byli razem...
Wszedł do marketu pogrążony w swoich myślach kiedy między alejkami wypatrzył Leo. Na szczęście nie zauważyła go, zbyt zajęta robieniem zakupów. Wycofał się niezauważony i miał nawet zamiar wrócić do domu, tylko jakieś licho go podkusiło, żeby jednak zaczekać. Na parkingu wypatrzył samochód Leo i tam właśnie postanowił na nią zaczekać. Powinna była wiedzieć, że jednak wrócił. Nie da rady zawsze jej unikać.

leonie turner
christmas time
nick
brak multikont
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
outfit

Urodziny Tessie zbliżały się wielkimi krokami, a Leonie chciała się do nich naprawdę dobrze przygotować. Planowała razem z córką przyjęcie w ogrodzie, na które mała chciała zaprosić blisko połowę przedszkola. Mimo to Turner nie protestowała. Zgadzała się na wiele, próbując w ten sposób wynagrodzić córce brak w domu ojca. Przemierzała więc kolejne alejki w poszukiwaniu odpowiednich produktów do przygotowania przekąsek, nie zwracając za bardzo uwagi na otoczenie. Odhaczała kolejne pozycje na swojej liście sporządzonej na telefonie, odkładając rozmyślenia na bok. Działanie zadaniowe bywało zbawienne, gdy otaczało cię tak wiele komplikacji, na które nie masz żadnego pomysłu, jak sobie z nimi poradzić, a tak właśnie było obecnie z Leo.
Obładowana torbami blondynka powoli podążała do swojego auta zaparkowanego niestety daleko od wejścia. Nie znosiła tłumów. -Cholera - mruknęła, zdając sobie sprawę, że nie wyjęła wcześniej kluczyków, które prawdopodobnie musiałaby nieść w zębach. Chciała już ustawiać pakunki na ziemi, żeby znaleźć potrzebny przedmiot, ale ktoś odebrał od niej torbę. Jedną, drugą, trzecią. -Dzięki - wydukała zdezorientowana, wpatrując się dłuższą chwilę niż potrzeba w te błękitne tęczówki, które zawsze prowadziły ją na dno. Do zguby. Wprost w paszczę lwa. Zreflektowała się, pesząc przy tym, o czym świadczyły rumieńce na policzkach, kiedy grzebała w za dużej torbie w poszukiwaniu maleńkich kluczy. -Wyjazd się opóźnił? - zapytała niby to lekko, niby to głupio, ale też bardzo naiwnie. Serce Turner waliło jak oszalałe, a żołądek zaciskał się nieprzyjemnie. Do tej pory - jakkolwiek okrutnie to nie brzmi - myślała, że ma za sobą ten "problem", czyli obecność biologicznego ojca Tessie w niedalekiej odległości. O wiele prościej było, gdy znajdował się na innym kontynencie. Kiedy żadne z nich nie zdawało sobie sprawy z tego, jak bardzo zagmatwane są ich życia. I jakkolwiek złe to nie było - Leonie tęskniła za dawnym spokojem. Za tą rutyną, nudną, ale pewną - Ephraim wypływa na morze, Ephraim wraca do swoich dziewczyn. Teraz tego nie było, tylko zdawkowe odpowiedzi. Nieświadoma i zagubiona Tessie. I on, Hunter Williams, którego unikała od własnego wieczoru panieńskiego niczym ognia lub najgorszej zarazy. Wstydziła się tamtej nocy, bo zdradziła mężczyznę, którego kochała. Wciąż kocha, choć chyba niewystarczająco, skoro wystarczyło parę tygodni w towarzystwie Williamsa, by znów zapomnieć o tym, że przysięgała wierność innemu. Bolało Leonie to, że Hunter chciał wyjechać bez poznawania Teresy, bez walczenia o nią. Odkryła jednak, że to będzie dla wszystkich lepsze. Po chwilowym rozczarowaniu, wiedziała, że tak trzeba. Dlatego teraz tak się bała. Bo nie było łatwo, a obecność Huntera nie zwiastowała żadnej poprawy... Wręcz na odwrót - komplikowała wszystko jeszcze bardziej.

Hunter Williams
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
muzyk — scena
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyny go kochają, faceci mu zazdroszczą, ale i tak wszystkie jego piosenki są o Leo.
A tu nagle zabrał do Stanów Melis...
Jego bojowe nastawienie minęło, kiedy tylko podeszła bliżej. Nawet go nie zauważyła, zbyt zajęta zakupami. Kto by pomyślał, że będzie jedną z tych kobiet, które zrezygnują z kariery dla macierzyństwa i będzie urządzać tematyczne urodziny dla bandy przedszkolaków, które za kilka lat o sobie nawzajem zapomną. Hunter znał niewiele dzieci i raczej nie otaczał się rodzicami. Trochę nie ogarniał co nawet umie pięciolatek a co trzy latek i kiedy dzieci zaczynają mówić i chodzić. Na pierwszy rzut oka był kiepskim materiałem na ojca. Ale Tessie polubił i gdy w końcu poukładał sobie w głowie fakt, że był jej ojcem, to zechciał się nią zainteresować bardziej. To było nowe uczucie i pewnie potrzebował sporo czasu, by zrozumieć z czym się to dokładnie wszystko wiąże. Był tym zabawnym wujkiem, którego Tessie poznała kilka tygodni temu, nie tatą. Tatą był ktoś inny, ktoś kogo znała całe życie, kto był przy niej gdy chorowała, gdy stawiała pierwsze kroki. Czy on już wiedział, że wychowywał nieswoje dziecko? Hunter czuł się jak totalny idiota, bo nie do końca to wszystko pojmował. A nie lubił czuć się jak idiota.
W ostatniej chwili podszedł bliżej i bez słowa po prostu przejął od Leo jej zakupy. Pewnie to z jej strony było średnio rozsądne, bo mogła właśnie wszystko oddać złodziejowi, ale rzut oka na zawartość toreb utwierdziły Huntera w przekonaniu, że żaden złodziej by się z takiego łupu nie ucieszył. Bo komu potrzeba papierowych talerzyków z... co to właściwie było? To teraz oglądały dzieciaki? Za jego czasów były Gumisie i Smurfy. Będzie musiał się podszkolić z bajek.
- Można tak powiedzieć. - odparł wpatrując się w kobietę, która zaprzątała jego myśli od tak wielu lat. Co mu zrobiłaś Leonie?! Jakim cudem tak mocno się zakorzeniłaś w jego głowie, że mogąc być z każdą, chciał właśnie ciebie, nawet gdy za kilka godzin miałaś wziąć ślub. Czy żałowała tamtej nocy? Czy miałaby Tessie gdyby nie wtedy? Kolejne pytania tłoczące się w umyśle Williamsa. - Na bliżej nieokreśloną przyszłość. - dodał. - Cieszysz się? - wypalił.

leonie turner
christmas time
nick
brak multikont
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Ona, by pomyślała. Może nie zdradzała się z tym wszem i wobec, może długo nie potrafiła nazwać tego silnego pragnienia, krążąc między zbyt wieloma męskimi ramionami, odbijając się od jednej przystani do drugiej, aż znalazła swój bezpieczny port... Aż mogła wyartykułować wreszcie to, czego naprawdę potrzebowała. Rodziny. Odejścia od tego świata fleszy, plotek, pomówień. Męczyło ją tamto życie. Potrzebowała stabilności. Ephraim mógł to jej dać. Chciał to ofiarować właśnie jej. Może więc ona i Hunter nigdy do końca się nie znali? A może zgubili w wielkim świecie, gubiąc to, co najistotniejsze. Tracąc siebie na zawsze...
Z nimi jednak nigdy nic nie było takie proste, oczywiste. Nie umieli się na dobre pożegnać. Odciąć. Zapomnieć. Wracali niczym bumerang. Nagle. Z impetem. Niespodziewanie. Tak jak wtedy w wieczór panieński Leo. Tak jak parę miesięcy temu, kiedy bolesna prawda ujrzała światło dzienne, Burnett wyjechał, a małżeństwo Turner znalazło się na krawędzi przepaści, w którą wciąż zmierzało. Tak jak teraz, kiedy Williams miał zniknąć. Nie wracać, bo przecież nie miał już po co, gdy pożegnał ukochaną matkę. A jednak... Stał tu przed nią. Pomocny jak zawsze. Beztroski. Uśmiechnięty. Z tym błyskiem w oczach, który tak uwielbiała, podobnie jak miliony fanek mężczyzny.
Znalazła te klucze, chciałoby się rzec, że nareszcie. Pech chciał, że upuściła je na ziemię, kiedy tak swobodnie oznajmił, że zamierza zostać. I to na bliżej nieokreśloną przyszłość. I to jego pytanie. Oczywiście, że od niego uciekła, kucając szybko, by ukryć swoje zmieszanie ze względu na to przeklęte, krótkie -Nie - które wyrwało się jej w odpowiedzi na jego cieszysz się?, zanim jeszcze zdążyła tak naprawdę cokolwiek pomyśleć. Podniosła breloczek, wróciła do pionu. Odchrząknęła, zerkając niepewnie na twarz Williamsa. -To znaczy... To nie miało tak zabrzmieć, po prostu... Myślałam, że... Nie chcesz... To znaczy może źle rozumiem, bo w końcu... Cholera - ugryzła się w język, wcisnęła przycisk i bagażnik otworzył się przed nim. Chciała zabrać te torby i sama je tam umieścić, ale Hunter już zaczął to robić za nią. -Dlaczego zmieniłeś zdanie? - zapytałą więc, kiedy obserwowała jego plecy. Tak było łatwiej, niż kiedy przepadała w spojrzeniu głębokich tęczówek. Nie chciała sobie robić nadziei. Nie chciała tez pokazać swojej paniki. Obecność Huntera komplikowała wszystko. Zawsze komplikowała, ale kiedy teraz Williams, Burnett i ona znali prawdę... Wszystko stawało się jeszcze bardziej skomplikowane. A dodając do tego niezdecydowanie Turner... Sytuacja nie była zbyt kolorowa dla blondynki, która przysięgała sobie, że będzie kierować się jedynie dobrem córki. Bardzo tego chciała. Być dobrą matką. Problem w tym, że przy Hunterze znów stawała się nierozsądną nastolatką, nie myślącą o konsekwencjach, ani o uczuciach innych. Jakby było tylko tu i teraz... A przecież, przecież tak nie mogła... Tak więc lęk, obawy, strach... Te nieprzyjemne odczucia brały górę nad względnie opanowaną oraz radosną jeszcze przed chwilą blondynką. Cóż, raczej nie takiej reakcji Williams oczekiwał...

Hunter Williams
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
muzyk — scena
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyny go kochają, faceci mu zazdroszczą, ale i tak wszystkie jego piosenki są o Leo.
A tu nagle zabrał do Stanów Melis...
Może nie znał jej tak dobrze jak myślał, może się z tym pragnieniem nigdy przed nim nie zdradziła. Nie był typem mężczyzny o którym się myśli, że można z nim stworzyć rodzinę, ciepły dom, biały płotek i tak dalej. Był wiecznie w trasie, zawsze gdzieś gnany, zajęty muzyką. Nawet gdy był w domu, to pisał, komponował, nagrywał, albo ćwiczył. Trudno go było sobie wyobrazić zmieniającego pieluchy. Nie pasowało do to niego, a i sam nie miał jakichś pragnień by zakładać rodzinę. Właściwie do niedawna nie rozpatrywał takiego scenariusza, gdy nagle okazało się, że już ma dziecko. Nadal tego do końca sobie w głowie nie poukładał, bo było to dla niego niemałe zaskoczenie. No i nie wiedział czego chciała Leonie i Tess, co było dobre dla nich. Jeśli coś wiedział na temat tacierzyństwa i bycia rodzicem, to to, że nie można było podchodzić do tematu egoistycznie. To, że może nawet on chciał być teraz ojcem, to nie znaczyło, że to było najlepsze dla małej.
Równie dobrze zamiast "nie", mogła wyjąć nóż i wbić mu go prosto w serce i to jeszcze przekręcając nim dookoła. Zrobiło mu się autentycznie przykro i przez chwilę stał jak kołek, nie wiedząc co powinien teraz zrobić. Nie cieszyła się, że został? Może nie życzyła sobie jego obecności? Co w takim razie miał zrobić z tymi zakupami? Stał więc tak i słuchał jej nieskładnego tłumaczenia. Chyba sobie narobił za dużo nadziei, że rzuci mu się na szyję z tej radości i teraz będą już razem. Komedie romantyczne kłamią.
Opanował się z tego osłupienia i zaczął pakować zakupy do bagażnika, dzięki czemu miał wolne ręce i w każdej chwili mógł już odejść, jeśli by tego chciała. Był wolny, można tak powiedzieć. Tyle, że on nie chciał tej wolności. Chciał Leo.
Wzruszył ramionami. Co miał powiedzieć? Że widział radosną rodzinkę na lotnisku i zapragnął tego samego?
- Nie wiem... tak jakoś. - burknął. Zwykle wiedział co powiedzieć, ale teraz nie chciał jej wystraszyć. Może wcale go tu nie chciała? Pewnie wszystko komplikował - Szczerze? To byłem już na lotnisku. I zobaczyłem tą wesołą rodzinkę... Dziewczynka i rodzice. I wyglądali na takich zadowolonych z życia. I poczułem, że też tak chcę. Że skoro już jestem ojcem, to chcę nim być. - wypalił, bo nie umiał jej okłamać. A zresztą, jakby teraz zaczął ściemniać, to potem mogłoby mu być tym trudniej powiedzieć prawdę.

leonie turner
christmas time
nick
brak multikont
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Leonie sama nie znała siebie najlepiej. Wiele swoich potrzeb przez bardzo długi czas nie potrafiła nazwać, dopiero odpowiedni ludzie, doświadczenia stawiane kobiecie na drodze sprawiały, że odnajdywała odpowiedzi odnośnie tego co w danej chwili jest tym brakującym elementem, którego potrzebuje. Tak też było w kwestii posiadania rodziny. Może i marzyła o niej długo, ale równie długo nie umiała tego właściwie nazwać.
Teraz też Turner nie umiała sprecyzować, co byłoby właściwe i dobre dla Tessie. Oczywiście, że blondynka chciałaby wyznać córeczce prawdę. Sama Leo zachwycona ułudną wizją oraz pierwotnym entuzjazmem wynikającym z mimo wszystko dość pozytywnej, pierwszej reakcji Williamsa chciała próbować reorganizować swoje i córki życie. Razem z nim, Hunterem. Stąd decyzja o wyprowadzce. Obietnice ułożenia tego, bo przecież razem dadzą radę. Wspólne wejście w Nowy Rok... Otrzeźwienie wywołane zachowaniem Teresy stanowiło więc kubeł zimnej wody, który wylał się na kobietę niespodziewanie, boleśnie. Tęsknota dziecka pokazała Leonie wiele. To kto jest dla tego niewinnego stworzenia prawdziwym tatą. Również to, która relacja w życiu samej Turner była tą realną, dającą motywację i przede wszystkim rozwijającą, pchającą ku lepszemu. Nie postąpiła najlepiej, odrzucając Huntera tak po prostu tamtej nocy, która potoczyła się zupełnie niezgodnie z ich planem, kiedy musiała przyprowadzić Tess wcześniej, gdy do nich dołączyła i dotarło do blondynki, że nie oczekiwała tego, by to ona sama była na pierwszym miejscu, a mała. Mężczyzna, blondyn, który stał przed nią nie potrafił tego dać im w tamtej chwili. Nie chciała go winić. A mimo wszystko wściekała się wtedy na niego. Odepchnęła go, choć bałaganu, który wtedy zrobiła nie poskładała do tej chwili. Przerażało więc kobietę to, że teraz cały bajzel miałby stać się znacznie większy... Nie była na to gotowa.
W pierwszym odruchu Leonie chciała odpowiedzieć bardzo wiele Hunterowi. Wdać się z nim w dyskusję, wyrazić swoje nadzieje oraz obawy. Może zdradzić się z połowiczną radością, którą widać było w delikatnym, acz niepewnym uśmiechu stanowiącym pewnego rodzaju odpowiedź na wizję mężczyzny. Nie zrobiła jednak tego, zatrzymała słowa dla siebie, śmiejąc się nieco ironicznie, gdy tuż przed wybuchem słowotoku, dotarła do blondynki świadomość o niestosowności tej sytuacji. Jak do siebie to nie pasowało. Rozmowa o tak istotnych kwestiach n a parkingu pod marketem. Wśród mijających ich ludzi, wpatrujących się z zainteresowaniem, zupełnie nieświadomych, jak trudną wymianę zdań prowadzą. Nie tęskniła za tym, za byciem w centrum uwagi. I wiedziała, że znajduje się w nim ponownie tylko ze względu na sławę Williamsa, ale wciąż... Nie czuła się z tym komfortowo. Może stąd i ta nieprzystająca reakcja samej kobiety - śmiech, ironiczny śmiech oraz zaprzeczenie wyrażone kręceniem głowy, nieco zbyt nerwowym. Zagryzienie dolnej wargi, tak intensywne, że zaraz pojawiła się na niej niewielka strużka czerwonej krwi. -Naprawdę myślisz, że to dobry czas i miejsce na rozmowę o takich sprawach? - zdążyła zadać tylko takie pytanie, bo zaraz ktoś odważniejszy podszedł do nich. Poprosił o selfie z idolem. A ona tylko stała i przyglądała się temu z boku, z wyraźnym niezadowoleniem. W końcu od takiego życia przed laty uciekła. Nie żałowała tej decyzji. Nigdy na poważnie. Nie chciała więc powrotu. Ani wrzucania do tego świata najcenniejszego skarbu jaki miała - swojej rodziny. Nawet jeśli potrzebowała naprawy, wielu poświęceń... Nie chciała wystawiać jej na taki ogień. A powrót Huntera czy tego chcieli, czy też nie, właśnie to robił. To też dotarło do Leonie za późno, popełniła swoje błędy, kiedy po powrocie dawnej miłości tak po prostu oddała mu się ponownie cała. Kiedy roiła te swoje chore marzenia o tym, że będą szczęśliwą rodziną, zanim jeszcze w nim ta myśl na dobre się zrodziła. Kiedy on chciał tylko Leonie, a Tessie akceptował ze względu na nią... To nie tak, że Turner nie podzielała tych marzeń. Podzielała. Chciała ich. Widziała jednak z każdym dniem, zwłaszcza od powrotu Ephraima, że to nie były właściwe pragnienia. Że powinna zostawić je dawno za sobą, być mądrzejsza, ale... Nie była. Nie umiała. Nie, kiedy obok był Hunter. I może dlatego też, właśnie przez tę słabość, zamiast uciec, korzystając z okazji, stała tu dalej, czekając aż odpowie fanowi. Wróci do niej. Odpowie coś. Choć powinna uciec, powinna trzymać się z daleka. Tak byłoby lepiej, dla nich wszystkich, gdyby za każdym razem potrafiła zachować dystans... Gdyby była choć przez chwilę mądrzejsza.

Hunter Williams
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
muzyk — scena
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyny go kochają, faceci mu zazdroszczą, ale i tak wszystkie jego piosenki są o Leo.
A tu nagle zabrał do Stanów Melis...
Hunter sądził, że wie czego chce w życiu - muzyki i Leonie. Reszta była drobnostkami powiązanymi albo z jednym albo z drugim. Poza tym większość marzeń spełnił, pozostawało tylko to jedno, o byciu z nią. Lub o znalezieniu kogoś, kto wypleni z jego serca Leo raz a dobrze. W sumie pewnie to by się przysłużyło i jemu i Leonie i Tessie i Ephraimowi. Cała masa osób by zyskała, gdyby tylko Hunter umiał zapomnieć o blondynce, którą poznał lata temu, a która miała umowę bezterminową z jego sercem i umysłem. I pojawiały się w jego życiu inne kobiety, na dłużej czy krócej, takie z którymi stawał w błysku fleszy i takie, z którymi zamykał się w hotelowym pokoju. Ale finalnie i tak wszystko kręciło się wokół tej, z którą jak się okazało miał córkę a która wyszła za innego. Hunter nie chciał małżeństwa, nie chciał i nie potrzebował stabilizacji, nie chciał rezygnować z muzyki i kariery. I może nawet dawna Leo, ta która sama robiła karierę medialną by na taki związek przystała, ale wtedy się mijali. A potem ona zapragnęła domu i stabilizacji i rodziny. A Hunter nie umiał i nie był gotowy jej tego dać.
Nie znał się na dzieciach, nie miał instynktu rodzicielskiego i pewnie nie umiałby tak po prostu przedłożyć dobra dziecka nad swoje. Nie znaczyło to jednak, że teraz dla swojego widzimisię, chciał wszystko poprzestawiać, zrobić rewolucję w życiu Tessie i Leo i ogłosić się wszem i wobec ojcem roku.
Miał już odpowiedzieć, ale jakby na potwierdzenie jej słów pojawił się fan, a Hunter raczej nie odmawiał zdjęć z fanami. Wiedział, że to dzięki nim ma to co ma. Bywało, że musiał powiedzieć nie, bo okoliczności były totalnie niesprzyjające, albo ktoś był wredny i pchał się jak ostatni cham. Ale jeśli ktoś go grzecznie pytał i sam miał czas, to zgadzał się na szybkie selfie i autograf.
- Sama zapytałaś. - odpowiedział w końcu, gdy znów zostali sami. Mogła nie pytać dlaczego jednak został. Chyba nie sądziła, że został bo uznał swój dom w Stanach za zbyt duży i zbyt fajny, więc lepiej było mu zostać w maluśkim Lorne, bez sprzątaczki, zespołu, agentów, samochodu... Lubił swoje wygodne życie, kto by nie lubił.
- Fakt, że miejsce nie jest idealne. Możemy się gdzieś przejść, park, kawiarnia czy coś tam. Ale skoro już wiesz, to masz pewnie świadomość, że tu czy gdzieś indziej, ale będziemy musieli pogadać. - nie chciał wyskakiwać z tekstem, że ma prawo, bo jest ojcem, że możemy się procesować, albo jeszcze gorsze groźby, bo ani tego nie chciał, ani nie planował. Po prostu chyba chciał zrobić co należy. Wcześniej nie mógł, bo nawet nie wiedział. A może przy okazji, tak zupełnie przy okazji, może udałoby mu się w końcu odzyskać Leo, nawet jeśli nigdy tak na prawdę, tak na sto procent nie była jego.

leonie turner
christmas time
nick
brak multikont
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
To oczywiste, że dawna Leo zgodziłaby się bez wahania oraz z ogromną radością na związek z Hunterem. Nieważne na jakich warunkach, istotne byłoby to, że odważyłby się na ten krok. Na ten drobny gest zapewnienia, że spośród milionów kobiet chce tylko i wyłącznie jej jako tej jedynej. Niewielka deklaracja, ale dla Turner sprzed lat... Oznaczałaby wszystko. Zapewne wytrwałaby w tym świecie, który ją zaczynał powolnie męczyć oraz wyniszczać od wewnątrz. Kto wie, może Williams pomógłby blondynce odnaleźć się w nim na nowo. Nauczyć funkcjonować z większą wytrzymałością, czerpać ponownie z niego radość, bez zamartwiania się o opinie innych. Tak się jednak nie stało. Nie odważyli się w przeszłości, by nazwać klarownie to, co ich łączyło. Nie potrafili się zadeklarować, nie umieli wymagać od siebie zobowiązań. Rozminęli się. Powinni to zaakceptować. Oboje zdawali sobie z tego sprawę, ale mimo całej tej świadomości... Nieustannie krążyli, upadając coraz to boleśniej. I krzywdząc już nie tylko siebie nawzajem, lecz także wiele bliskich im osób, które zdecydowanie się na to nie pisały. Cholerni egoiści.
Turner nie miała pojęcia czego chciał Hunter. Podobnie nie potrafiła jasno stwierdzić czego chciał Ephraim. Kobieta bała się jasnych odpowiedzi, bo one oznaczałyby zdecydowane działania. W obu przypadkach. Trwanie w tym zawieszeniu nie było korzystne dla nikogo, zwłaszcza dla małej Teresy, ale wciąż wydawało się dla tchórzliwej Leonie wygodniejsze. Teraz mogła wciąż odkładać pewne decyzje na później, odpychać nieprzyjemne myśli, udawać czasem, że problem nie istnieje... Wiedziała, że to złe. Zdawała sobie sprawę jak niewłaściwe, a mimo to... Wybierała raz za razem niepoprawnie, brnąc dalej w tę ucieczkę. Zagubiła się. I chyba na razie nie miała sił, by szukać drogi powrotu do samej siebie. Bała się odnaleźć właściwe ja. Przerażała blondynkę sama myśl, co mogłaby odkryć... Jakby lękała się, że sobie z tą wiedzą nie poradzi...
-To ty mnie zaczepiłeś - odbiła piłeczkę swoją odpowiedzią. Tak dziecinnie, tak zawzięcie, tak bezsensownie napinając już i tak dość nietęgą atmosferę między nimi. Znów zagryzła wargę. Zamknęła bagażnik, analizując skąd w niej tyle złości. Hunter nie robił, przecież nic źle... A ona i tak się wściekała. Jakby nie pasowało jej, że w ogóle tu był. Jakby wszystko co złe działo się przez niego, a przecież była dorosła. To własne decyzje Leonie zaprowadziły ją do tego przeklętego punktu na szachownicy życia, gdzie nie miała pojęcia... Nie miała pojęcia jaki powinien być kolejny ruch. Jaki będzie właściwy... Miotała się w tej złości. Zupełnie bez sensu. Raz za razem... Nie ułatwiając nic, nikomu. -Muszę odstawić zakupy - oznajmiła rzecz całkiem sensowną, oczywistą, ale to przecież kolejny unik. Zdała sobie z tego sprawę dość szybko. Zerknęła nerwowo na zegarek. Miała jeszcze parę godzin, zanim Ephraim przywiezie Tessie. Mogli porozmawiać. Tylko gdzie? Wszędzie mogli natknąć się na fanów... A ta rozmowa wymagała intymności. Nawet jeśli intymne warunki zawsze bywały dla nich zdradliwe, to Leonie czuła, że nie było innego wyjścia. Musiała zaryzykować. I mieć nadzieję, że tym razem nie zawiedzie samej siebie, ani jego. Nie złamie obietnicy danej przed laty przed ołtarzem w obecności świadków. Przecież nie była złym człowiekiem, a jedynie... Słabym. Cholernie słabym. -Masz teraz czas na kawę u mnie? - zadała to pytanie, stawiając na szali wiele. Zdawała sobie z tego sprawę, tak samo jak i z tego, że nie mogła wiecznie uciekać. Musiała porozmawiać z Williamsem. Powinna szczerze porozmawiać z Burnettem. I z samą sobą. Uporządkować to wszystko. Nawet nie dla siebie, a przede wszystkim dla Tessie, która potrzebowała spokoju. Rodzinnego ciepła. A nie kolejnych komplikacji, niepewnej matki... Leo musiała znaleźć w sobie siłę. I mądrość. Cóż, powinna więc już zacząć jakieś modły, by te próby zakończyły się sukcesem, czyż nie? Przeszłość w końcu pokazywała jasno... Jak daleko blondynce było do tych rozsądnych wyborów w chwilach próby... niestety.

Hunter Williams
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
muzyk — scena
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Dziewczyny go kochają, faceci mu zazdroszczą, ale i tak wszystkie jego piosenki są o Leo.
A tu nagle zabrał do Stanów Melis...
Może on naiwnie wierzył, że dawna Leonie nadal tam jest i czeka na niego? On chyba zbytnio się nie zmienił. Podobno muzycy to takie duże dzieci, że są niedojrzali, że są wiecznie w trasie i są niezdolni do zobowiązań. Może tak było i w jego przypadku. Tym trudniej było sobie go wyobrazić w roli ojca, a nawet męża. On nawet nie był pewny ile teraz jest klas podstawówki. Nie był aż tak oderwany od rzeczywistości, żeby nie wiedzieć ile kosztuje chleb, bo nawet nie tak dawno robił zakupy, kiedy zajmował się umierającą matką. Ale o wychowaniu dzieci wiedział zero, czyli nic.
- Pomogłem ci. - przypomniał. Trochę to wyglądało jak przekomarzanie się dzieciaków. Po nim można się było tego spodziewać. Ale chyba miał na nią zły wpływ. Przyglądał się jej, gdy tak biła się z myślami i zagryzała wargę, wyglądając tak seksownie jak to było możliwe zważywszy na okoliczności. Czemu utrudniała? Czemu nie mogła po prostu powiedzieć "tak". To go różniło, nie rozpatrywał wszystkich możliwych konsekwencji i tego, jak to co zrobi czy powie, wpłynie na Tess. Nie miał tego w sobie. Ale była to dla niego nowa informacja, świeża wiedza, której nawet nie zdążył przetrawić, przemyśleć, czy dowiedzieć się co powinien zrobić. Gdyby był ojcem od samego początku, to pewnie by się tego nauczył, dbania o Leo i o Tess, o to, że nie jest samodzielnym elektronem, ale jest częścią większej całości.
Umiał trzymać ręce przy sobie. Nie zawsze chciał, ale umiał. I właśnie dotarło do mnie, że już drugą piosenkę prawie zacytowałam w jednym poście. Teraz jednak planował być grzeczny, bo jednak im szybciej to omówią, tym lepiej. Pytanie czy ona mu się oprze, takiemu gotowemu się zaangażować, rozbitemu po śmierci matki i przytłoczonemu nową rolą.
- Nie, za pięć minut gram koncert na rynku. - rzucił trochę sarkastycznie, trochę dlatego, że nadal odruchowo się z nią drażnił. - Mam czas. A na pewno będziemy mieć warunki do rozmowy? - wolał się upewnić, że ani Tess, ani mąż Leo im nie przeszkodzą. I, żeby nie było, na prawdę zależało mu na rozmowie. Coś miał wrażenie, że w czymś innym niż rozmowa by mu towarzystwo Ephraima za ścianą nie przeszkadzało.
Chyba wszyscy potrzebowali sobie poukładać to wszystko, przygotować jakiś plan i zastanowić się czego chcą i czego potrzebują. A także co będzie najlepsze dla Tess. Hunter nie sądził, by okłamywanie dziewczynki było najlepszym wyjściem. Miała prawo wiedzieć kto jest jej tatą, bo przecież kto wie co przyniesie dla niej przyszłość. Poza tym to, że Hunter był ojcem biologicznym, nie znaczyło że Ephraim nagle przestawał być jej tatą. Temat na pewno nie był łatwy.
- Pojadę za tobą. - zaproponował, bo nie chciało mu się potem wracać na parking po swój samochód.

leonie turner
christmas time
nick
brak multikont
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
To nie tak, że dawna Leonie zniknęła na dobre i nie istniał powrót do tej wersji, którą Hunter znał najlepiej. Ta wersja Turner pozostawała uśpiona gdzieś we wnętrzu kobiety i wybudzała się w najmniej odpowiednich momentach... Czyli właściwie za każdym razem, gdy na horyzoncie pojawiał się Williams. To przy nim znów pozwalała sobie na lekkomyślność oraz egoizm. Obecność tego mężczyzny sprawiała, że blondynka zapominała o zobowiązaniach, zdrowym rozsądku, a jedyne co się liczyło to ulotna chwilą, którą dzielili. Później nie była z tego dumna, ale przy nim... Nie umiała inaczej. To przekleństwo Leo, ale... Czy na pewno?
Tak i teraz, oboje wyciągali z siebie te niedojrzałe dziecko, a może rozwydrzonego nastolatka, który przecież musiał mieć rację. I to ostatnie słowo, jakby to coś zmieniło, jakby przesuwało szalę zwycięstwa na stronę tego drugiego, a przecież każde z nich chciało być tym "wygranym". Cokolwiek taki triumf miałby oznaczać. O ile mógłby nieść za sobą jakieś istotne znaczenie...
Perspektywa Turner była nieco inna od tej Williamsa. Według opinii kobiety to on utrudniał. Próbowali przecież przed jego wyjazdem poukładać wiedzę, którą wbrew pozorom, oboje zdobyli dosyć niedawno. Wiele lat Leo wierzyła, przecież naiwnie, że tamta jedna noc przed ślubem to jedynie błąd, bez większego znaczenia, że nigdy nie rzuci się cieniem na to, co zbudowała z Ephraimem. Jakże się myliła... W końcu była tu i teraz. Właściwie sama. Zagubiona. Przerażona tym, że Hunter chciał zostać... Powinien był wyjechać. Tak byłoby im wszystkim łatwiej, tak może wszystko mogłoby jakoś jeszcze działać... Prawda jest taka, że się bała. Oczekiwań Williamsa. Tego co jego obecność za sobą niosła. I choć chwilowo była zachwycona wizją odbudowania utraconej relacji, żywiła ogromne nadzieje, że może będzie tak jak powinno, aktualnie... Żałowała poniekąd tamtego uniesienia. Widziała jak wiele zagubienia oraz zamętu to wprowadzało do życia Tessie, która niczemu nie była winna. Która po prostu chciała mieć oboje rodziców, tych znanych sobie. To przecież ci byli dla dziewczynki tymi właściwymi. Ta nowa rzeczywistość... Jest cholernie skomplikowana. Niepewna. Zagmatwana. Nic dziwnego, że i ona, Leonie, jako dorosła kobieta obawiała się tego, co mogła przynieść. Co mógł dać im wszystkim ten powrót....
Wywróciła oczami, słysząc tekst o koncercie. Wkurzał ją, drażnił. Taki miał cel? Zadrżała zaraz jednak, kiedy usłyszała jego właściwą, poważną odpowiedź. To jednak się stanie. I jeszcze to pytanie... Oblizała odruchowo wargi, przełknęła ślinę -Tak, będziemy mieli warunki. Mieszkam, przecież sama z Tessie w nowym domu, a zresztą... Nie ma jej tam teraz. Będziemy tylko ty i ja - powiedziała z lekką obawą w głosie. Czuła ją też w tym irytującym uścisku żołądka, który skręcał kobietę tak nieprzyjemnie. Ale mimo wszystko... Nie było sensu tego ukrywać, bo Williams bardzo szybko sobie i tak zdałby z tego sprawę. Lepiej więc było zmierzyć się z tym, co w samej swojej wizji było dla niej tak stresujące. Nie mogli, przecież od tego uciec. I dobrze to wiedziała.
-Okej, znasz drogę w razie co. Do zobaczenia za mniej więcej godzinę - machnęła mu jeszcze jakby nigdy nic dłonią na pożegnanie, wsiadła do auta i po prostu odjechała z parkingu. Zerknęła po drodze parę razy w lusterko czy jechał za nią, choć to było głupio. Ciągle tam był. To żaden sen. Żadna halucynacja. Hunter Williams został w Lorne Bay. Zrobił to ze względu na nie. Ją i Tessie. -Kurwa - wymamrotała pod nosem, starając się uspokoić oddech. I jakoś przygotowac do tej rozmowy, która już zaraz przed nią.

Hunter Williams

//ztx2
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
ODPOWIEDZ