właściciel / barman — moonlight bar
41 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Agent federalny, którego na dno posłały narkotyki. Nie pamięta wielu lat swojego życia, więc czeka już tylko niecierpliwie na śmierć.
Przecinające mętne powietrze słowa, duszone alkoholową nutą i mglistą zasłoną nikotynowego dymu, nawet brzmiąc źle, nie raniły wcale mocno. Mogli się z Laurissą nie zgadzać, sprzeczając o sprawy, które ich przecież nie dotyczyły, a on i tak wyzbyty byłby jakichkolwiek pretensji do niej. Wiedział, że kieruje nią tylko i wyłącznie życzliwość; ta jej naiwna dobroduszność przecież uczyniła z niej człowieka tak mu bliskiego, nieomal oddając ją w dłonie śmierci. Tak więc chciała dobrze, a on doceniłby to pewnie, gdyby nie to, że nazbyt pochłonięty był już mrokiem. Nie potrafiąc dostrzec przed sobą szczęśliwego zakończenia poddawał się już na starcie. Nie, nie zamierzał walczyć o Jane i tę ich miłość, bo nie było już sensu. A może nigdy go nie było, może dawno temu uroił coś sobie tylko, innych do tych swych fałszywych wyobrażeń przekonując. — To nie jest kwestia tego, czy chcę — mruknął niechętnie, wywróciwszy przy tym oczyma. Ciężko byłoby to wszystko mu objaśnić, ale cóż, Leon nazbyt wielki mur wokół siebie wybudował. I nic nie pomagało już na tę uśmierconą już jego duszę, bo próbował przecież — ani prochy, ani abstynencja, ani terapie wszelkiej maści. W zetknięciu ze wszystkim czuł się równie źle, równie niepotrzebnie. Nie sądził obecnie, by cokolwiek byłoby w stanie to zmienić. — Nie musisz nigdy za nic przepraszać, Laurissa — odparł tylko, pozwalając sobie na niewielki uśmiech. Nawet jeśli gniew momentami wypełniał jego myśli, wobec których marzył o natychmiastowej samotności, nie potrafiłby ów złość przekierować na nią. Przecież nie o jej osądy chodziło, a niechęć względem samego siebie. Tylko o to.
Pokręcił głową i westchnął tylko, na nowo wypełniając jej szklankę alkoholem. — Czyli niby duma? Mi to jednak brzmi jak celowe działanie. Co mógłby sobie pomyśleć, Riss? Tylko tyle, że go nienawidzisz, że nie chcesz mu poświęcić już ani minuty. I tak powinno to przebiec — pozwolił sobie na szczerość, jak zwykle, bo chciał dla niej jak najlepiej. Skoro jednak już wyraziła zgodę na tenże cyrk, nie było sensu nad nim dumać — musiała zmierzyć się z konsekwencjami. — Nie jesteś — zaoponował, podsuwając jej szkło z mocnym trunkiem. — Po prostu musisz mu teraz pokazać, że jesteś górą — dodał z rozbawieniem, kierując się niby dziecinną zasadą, a jednak równie skuteczną w każdym wieku. Podumali jeszcze chwilę o tym, a później podjęli się lżejszych tematów, by spotkanie to nie było kompletnie naznaczone smutkiem.

koniec

Laurissa Hemingway
leoś
belzebub
benjamin | jude | pericles | othello | rome | cassius | vincent | dante | hyacinth
ODPOWIEDZ