about
Agent federalny, którego na dno posłały narkotyki. Nie pamięta wielu lat swojego życia, więc czeka już tylko niecierpliwie na śmierć.
Przecinające mętne powietrze słowa, duszone alkoholową nutą i mglistą zasłoną nikotynowego dymu, nawet brzmiąc źle, nie raniły wcale mocno. Mogli się z Laurissą nie zgadzać, sprzeczając o sprawy, które ich przecież nie dotyczyły, a on i tak wyzbyty byłby jakichkolwiek pretensji do niej. Wiedział, że kieruje nią tylko i wyłącznie życzliwość; ta jej naiwna dobroduszność przecież uczyniła z niej człowieka tak mu bliskiego, nieomal oddając ją w dłonie śmierci. Tak więc chciała dobrze, a on doceniłby to pewnie, gdyby nie to, że nazbyt pochłonięty był już mrokiem. Nie potrafiąc dostrzec przed sobą szczęśliwego zakończenia poddawał się już na starcie. Nie, nie zamierzał walczyć o Jane i tę ich miłość, bo nie było już sensu. A może nigdy go nie było, może dawno temu uroił coś sobie tylko, innych do tych swych fałszywych wyobrażeń przekonując. — To nie jest kwestia tego, czy chcę — mruknął niechętnie, wywróciwszy przy tym oczyma. Ciężko byłoby to wszystko mu objaśnić, ale cóż, Leon nazbyt wielki mur wokół siebie wybudował. I nic nie pomagało już na tę uśmierconą już jego duszę, bo próbował przecież — ani prochy, ani abstynencja, ani terapie wszelkiej maści. W zetknięciu ze wszystkim czuł się równie źle, równie niepotrzebnie. Nie sądził obecnie, by cokolwiek byłoby w stanie to zmienić. — Nie musisz nigdy za nic przepraszać, Laurissa — odparł tylko, pozwalając sobie na niewielki uśmiech. Nawet jeśli gniew momentami wypełniał jego myśli, wobec których marzył o natychmiastowej samotności, nie potrafiłby ów złość przekierować na nią. Przecież nie o jej osądy chodziło, a niechęć względem samego siebie. Tylko o to.
Pokręcił głową i westchnął tylko, na nowo wypełniając jej szklankę alkoholem. — Czyli niby duma? Mi to jednak brzmi jak celowe działanie. Co mógłby sobie pomyśleć, Riss? Tylko tyle, że go nienawidzisz, że nie chcesz mu poświęcić już ani minuty. I tak powinno to przebiec — pozwolił sobie na szczerość, jak zwykle, bo chciał dla niej jak najlepiej. Skoro jednak już wyraziła zgodę na tenże cyrk, nie było sensu nad nim dumać — musiała zmierzyć się z konsekwencjami. — Nie jesteś — zaoponował, podsuwając jej szkło z mocnym trunkiem. — Po prostu musisz mu teraz pokazać, że jesteś górą — dodał z rozbawieniem, kierując się niby dziecinną zasadą, a jednak równie skuteczną w każdym wieku. Podumali jeszcze chwilę o tym, a później podjęli się lżejszych tematów, by spotkanie to nie było kompletnie naznaczone smutkiem.
koniec
Laurissa Hemingway
Pokręcił głową i westchnął tylko, na nowo wypełniając jej szklankę alkoholem. — Czyli niby duma? Mi to jednak brzmi jak celowe działanie. Co mógłby sobie pomyśleć, Riss? Tylko tyle, że go nienawidzisz, że nie chcesz mu poświęcić już ani minuty. I tak powinno to przebiec — pozwolił sobie na szczerość, jak zwykle, bo chciał dla niej jak najlepiej. Skoro jednak już wyraziła zgodę na tenże cyrk, nie było sensu nad nim dumać — musiała zmierzyć się z konsekwencjami. — Nie jesteś — zaoponował, podsuwając jej szkło z mocnym trunkiem. — Po prostu musisz mu teraz pokazać, że jesteś górą — dodał z rozbawieniem, kierując się niby dziecinną zasadą, a jednak równie skuteczną w każdym wieku. Podumali jeszcze chwilę o tym, a później podjęli się lżejszych tematów, by spotkanie to nie było kompletnie naznaczone smutkiem.
koniec
Laurissa Hemingway