35 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
dyrektor Lorne Bay State School któremu przydałoby się nieco wyluzować

Silnik samochodu zgasł, a on siedział przez chwilę w ciszy, przyglądając mu się przez szybę. Jego mina tradycyjnie nie wykazywała żadnych emocji, choć w głowie piętrzyły się pytania. Czy wszystko było w porządku z rodzicami i rodzeństwem? Na pewno, w przeciwnym wypadku by przecież zadzwonił. Urodzin dziś nie miał, niczego mu winny nie był i z całą pewnością się nie umawiali. Pamiętałby, bo wszystko w jego życiu musiało odbywać się według konkretnego planu. Prowadził organizer od wielu wielu lat i czuł się bez niego jak bez nóg oraz rąk.
Wypuścił ciężko powietrze przez nos, zgarnął skórzaną torbę z siedzenia pasażera i wysiadł niespiesznie. - DeAngelo - skinął lekko głową, kiedy nawiązali wreszcie kontakt wzrokowy. Miał taką zasadę, że zawsze zwracał się do wszystkich pełną formą ich imienia. Skrycie liczył, że dzięki temu zostanie potraktowany w podobny sposób, ale ludzie i tak uparcie nazywali go Reggiem, więc jego taktyka nie była najbardziej efektywną. - Wszystko w porządku? - zapytał neutralnie, zbliżając się do niego i wyjmując z kieszeni klucze do domu. Wyminął go bez większego problemu i otworzył drzwi, aby odstawić torbę w korytarzu. Sam nie wszedł dalej, a jedynie obrócił się znów przodem do brata i stanął w progu, czekając na rozwój wydarzeń. Niekoniecznie miał ochotę zapraszać go do środka, ale godził się z myślą, że prawdopodobnie będzie musiał to zrobić. Póki co skrzyżował jedynie ręce na klatce piersiowej i uniósł nieznacznie brwi w geście niemego pytania. Zdawał sobie sprawę, że jego zachowanie przeważnie było chłodne i oschłe, ale to nie ujmowało wcale jego miłości do rodziny. Jeśli ktokolwiek na tym świecie wiedział, że nie należało się zrażać tym dystansem, to byli to właśnie Frazierowie.

DeAngelo Frazier
powitalny kokos
niestety atlas
3&d roleplayer for — boston celtics
25 yo — 201 cm
Awatar użytkownika
about
profesjonalny koszykarz i zawodowy łamacz serc(a), po nieudanym sezonie leczy kontuzję i próbuje wreszcie dorosnąć
03.

W życiu DeAngelo Fraziera bywały momenty, w których zastanawiał się nad tym, czy przypadkiem nie był dzieckiem po jakimś listonoszu albo innym dzielnicowym. W końcu czasami wystarczyło raptem pięć minut w towarzystwie obu braci, żeby dojść do wniosku, że trochę ich od siebie różniło, przy czym "trochę" było oczywiście bardzo grzecznym spłyceniem skali problemu. Podczas gdy Reggie wyglądał na absolutnie wyważonego, ułożonego człowieka, DeAngelo jawił się jako jego zupełne przeciwieństwo; można by pomyśleć, że to różnica wieku, bo dzieliło ich z pół pokolenia tak naprawdę, ale nawet zerkając wstecz, DeAngelo nie mógł się oprzeć majestatycznej aurze starszego brata i od zawsze bardzo mu imponowało, jak się prowadzał. To jednak tylko jedna strona medalu - ta oczywista, a z tej drugiej, z biegiem czasu, odczytywał coraz więcej podobieństw. Wydawało mu się - chociaż być możne mylnie i niesprawiedliwie - że w kwestii podejścia do pielęgnowania relacji międzyludzkich mieli bardzo podobne, chłodne i wykaukulowane spojrzenie, przez co nie zawsze wychodzili na tym najlepiej, ale przynajmniej realizowali założone przez siebie cele, odnosili sukcesy i przynajmniej ze sobą było im w porządku.
I dlatego ostatnimi czasy jakoś bliżej mu się zrobiło do Reggiego. Oczywiście - trudno było mu to okazać, bo hej - Reggie zawsze będzie Reggiem, ale chciał z nim spędzić nieco więcej czasu niż zwykle i w trybie ekspresowym nauczyć się od niego tych wszystkich mądrości, które zrobiły z niego pana Reginalda. Jeśli więc się go nie spodziewał, to chyba tylko dlatego, że wiele wskazywało na to, że DeAngelo chciał go jak najszybciej "odhaczyć". A tu proszę, niespodzianka. – Reggie... nald – odparł, podnosząc tyłek z ganku, na którym do tej pory siedział oparty o balustradę i siorbał przez słomkę jakąś mrożoną herbatę z plastikowego kubka. – Ta. Wbrew pozorom wcale nie potrzebuję rodzinnej katastrofy, żeby odwiedzić starszego brata – mruknął w swoim stylu, to znaczy z dystansem i humorkiem - gracją godną licealisty z mlekiem pod nosem. – Och, spójrz – westchnął, kiedy Reggie już ustawił się w progu jak bramkarz na lokalnej potupówie i rozłożył ramiona. – Po prostu pomyślałem, że wygodniej się będzie gadać bez starych nad głową. Przecież nie będziesz mnie przy nich wychowywał, nie? – wyjaśnił po krótce, co chodziło mu po głowie i przechylił głowę w bok. – Ale jak jesteś zajęty, to luz. Wpadnę jutro. Albo za dwa dni.

reggie frazier
ambitny krab
brzydko
brak multikont
35 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
dyrektor Lorne Bay State School któremu przydałoby się nieco wyluzować
- Cieszy mnie to - bardziej odnosił się do aspektu rodzinnej katastrofy, aniżeli samych odwiedzin, ale nie zamierzał już tego prostować. DeAngelo mógł to dowolnie zinterpretować.
Jego brwi powędrowały (jeszcze) wyżej. - Dlaczego miałbym Cię wychowywać? Coś zrobiłeś? - zapytał z nutą podejrzliwości. To miałoby sens. DeAngelo nabroił i wiedząc, że starszy brat nie odmówi mu pomocy, przyszedł zdobyć jego wsparcie. A może o nic takiego wcale nie chodziło, a on miał na myśli ogólną dynamikę ich relacji. To prawda, że Reginald często mu ojcował, ale niekoniecznie zdawał sobie z tego sprawę i na pewno sam nie ująłby tego w ten sposób. Niestety, ale czuł za niego odpowiedzialność. Brat mógł sobie być gwiazdą koszykówki i ulubieńcem wielu, ale w oczach Reginalda zawsze będzie krnąbrnym dzieciakiem, którego trzeba było pilnować przez jedną trzecią jego życia.
- Nie wygłupiaj się. Wejdź - wciąż brzmiał tak, jakby robił mu z tego tytułu łaskę, ale faktycznie nie miał nic szczególnego zaplanowanego na resztę dnia. Z resztą, jeśli już działo się coś nieoczekiwanego, to wolał to załatwić od razu, a nie odraczać w nieskończoność. Wtedy myśl, że czeka ich kolejne spotkanie błądziłaby mu po głowie niczym ziarnko piasku w bucie.
Ostatecznie przepuścił go więc w progu i zamknął za nim drzwi. Pozbawił się butów, bo był niestety czyściochem i przeszedł sprawnie do kuchni. Nie wyglądał wcale, jakby czuł się komfortowo we własnym domu, ale prawda była taka, że zawsze zachowywał się dość sztywno przy innych ludziach. Krewni nie doświadczali pełni jego nienaturalności, ale wciąż chodził trochę tak, jakby był simsem.
- Kawy? Herbaty? Wody? - zaproponował, nalewając wodę do czajnika i kładąc go na gaz. Ciepły napój był jego rytuałem po powrocie z pracy, a jego wybór zależał od ilości energii. Dzisiaj czuł się dość zmęczony, więc konieczna była opcja numer jeden. - To co takiego chcesz mi powiedzieć? - powrócił do celu jego wizyty. Nie zamierzał ukrywać swojej ciekawości.

DeAngelo Frazier
powitalny kokos
niestety atlas
ODPOWIEDZ