30 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Kiedy zrozumiał, że Bailee wróciła do jego życia i istniało prawdopodobieństwo, że będą na siebie wpadać częściej choćby w trakcie zakupów w jednym z miejscowych marketów, dotarło do niego, że przepadł. W jednym miejscu znalazły się dwie kobiety, które darzył uczuciem. Żona, za którą wskoczyłby w ogień i była partnerka, do której uczucia nigdy w nim nie wygasły. Birdie wcale nie pomogła mu w tym, by wyrzucić z głowy myśli o Bailee. Kiedy podłapała temat, małej, odważnej Maddie, która ratowała swojego ukochanego chomika i zasugerowała, by podarował dziewczynce medal za odwagę, nie potrafił zaprotestować. Czuł sie jednak jak ostatni frajer, gdy pomogła mu w tym drobnym rękodziele i gdy z uśmiechem podała mu gotową odznakę dla czterolatki, zachęcając do tego, by czym prędzej wrócił tam i podarował ją dziewczynce.
Protestował. Był nawet gotów zapierać się przed tym rękami i nogami, bo wiedział, że z każdym kolejnym spotkaniem z Bailee, będzie się coraz mocniej pogrążał w przeszłości, ale ostatecznie znał żonę na tyle, by zdać sobie sprawę, że nie dałaby za wygraną.
Kolejnego dnia po skończonej zmianie, udał się pod dobrze sobie już znany adres. Trzymając w ręce odznakę dla odważnej dziewczynki, ruszył na odpowiednie piętro i przystanął pod drzwiami. Stał tak kilka dłuższych minut z dłonią zaciśniętą w pięść, która zawisła w bezruchu tuż przy ich powierzchni. Słyszał chichot dziewczynki, głos jej mamy i... Zapukał, czując jak wnętrzności wywijały koziołki.
Znów miał ją zobaczyć.
Znów ją zobaczył, gdy stanęła w progu drzwi z wyraźnie odmalowanym na twarzy zaskoczeniem.
Cześć, Bailee — mruknął. Cholerne deja vu. Właśnie tak się poczuł, gdy wypowiedział te dwa słowa, zatrzymując wzrok na wysokości jej tęczówek.
Tęsknił za nią.
Tak cholernie tęsknił przez te wszystkie lata.
Wiem, że... Może nie powinienem przychodzić bez zapowiedzi, ale nie wiedziałem, jak się z tobą skontaktować, a mam dla Maddie... — podjął się wyjaśnień i spojrzał na swoją dłoń w której trzymał tę cholerą odznakę. — Mam to — dodał i podał tą pierdołę, kobiecie. — Mogę wejść? Chciałbym z tobą porozmawiać — zapytał. Był to impuls spowodowany tym, że znowu była obok. Chciał jej zadać tak wiele pytań....
sumienny żółwik
martin
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Pełnoetatowa, samotna matka małej Madelyn. Kelnerka z wielkimi ambicjami i zerowymi oszczędnościami. Nowa w mieście, ale chętnie pozna nowe osoby.
https://gate.undelete.news/uploads/bens ... HWV50M.jpg

Początkowo miała wziąć wolne i chciała spędzić ten dzień z córką. Myślała, że po tych całych ekscesach będzie chciała zostać z mamą. Ale ona uparła się, że chce iść do przedszkola. Dlatego, ostatecznie odwiozła córkę rowerem, a potem sama pojechała na poranna zmianę do pracy. W większości zmian pracowała na rano, ale kiedy musiała to zostawiała córkę z nianią. Chociaż nie była pewna czy po pożarze, ta ostatnia do nich wróci. Dzień w pracy był niesamowicie nudy, przez co miała za dużo czasu na myślenie. Na myślenie o nim. Nawet ja bardzo się starała, to z myślenia o obiedzie potrafiła przejść do Martina. Od myślenia o zakupie podpasek przechodziła do myśli o nim. Czy go jeszcze spotka? Czy mieszkał gdzieś blisko? czy się czegoś domyślał? Co o niej uważał? Czy coś czuł? Czy kogoś miał?! Pytań było tak wiele, a odpowiedzi nie było wcale.
Po skończonej pracy, pojechała na szybkie zakupy. Ale skłamałaby gdyby nie rozglądała się na boku co kilka sekund, jakby z nadzieją, że ten nagle wyrośnie spod ziemi, lub spadnie z nieba. Nic takiego jednak się nie stało. Odebrała córkę z przedszkola i w domu po wspólnym gotowaniu odpaliła jej bajkę w salonie, a sama wzięła się za sprzątanie. Kiedy pracuje się na trzy etaty... ciężko znaleźć na wszystko czas. Poza pracą, na cały etat była mamą i tatą. To te dwie ostatnie posady potrafiły wykończyć najbardziej. Nawet nie zauważyła kiedy mała zasnęła. Nie chciała spać na leżakowaniu, a gdy wracała do domu była tak padnięta, że po obiedzie padała jak długa. Poczekała, aż bardziej się roześpi i przeniosła się do jej małego pokoju. A sama wróciła do składania małych sukieneczek i kolorowych rajstop, które podczas ich nieobecności ​zdążyły wyschnąć.
Nie spodziewała się gości. Ale szybko podeszła do drzwi, bo Maddie gdy się nie wysypiała, była cholernie marudna. Otworzyła pośpiesznie drzwi, nawet nie sprawdzając kto za nimi stoi... i nagle zdębiała. Poprawiła cienkie ramiączko swojej koszulki. A potem delikatnie dotknęła swojej klatki piersiowej. - Martin... hej. - szepnęła cichutko. Och, nie spodziewała się takich odwiedzin, ale skłamałaby gdyby powiedziała, że ich nie chciała.
Oderwała od niego wzrok dopiero w chwili gdy coś jej pokazał, a ona nie bardzo kodowała o co chodzi. Dopiero do chwili dotarło do niej, ze chodziło o Maddie. Wzięła od niego nagrodę dla córki i obróciła ją w palcach. - Sam ją zrobiłeś? - oddała mu odznakę. - Sam powinieneś jej ją dać... tyle... że drzemie i nie mam pojęcia kiedy wstanie. - nagroda od mamy miała znacznie mniejsze znaczenie. Ale kiedy dostanie ją od pana strażaka... na pewno pęknie z dumy. - Jasne... wejdź. - odsunęła się, by zrobić mu miejsce, a potem zamknęła drzwi. Weszła za nim do salonu zabierając stertę wypranych ubranek córki z kanapy. Wzięła też te już złożone. - Siadaj... chcesz kawę? Czy coś? - czuła się jakby widziała go po raz pierwszy. Jakby nigdy nie widziała kogoś kto mógł zrobić na niej aż takie wrażenie. A jednak. Znała go od dawna i robiło jej się gorąco na samą myśl, że siedział na jej kanapie.

martin heaney
ambitny krab
nemesis
30 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Pożałował tej wizyty. Widząc ją czuł się tak bardzo rozdarty. W domu czekała na niego kobieta, której ślubował wierność, uczciwość i miłość. Kobieta, którą na swój sposób pokochał i z którą wiązał swoją przyszłość.
To co budowali z Birdie przez ostatnie lata, nie powinno stawać pod znakiem zapytania, tylko i wyłącznie dlatego, że jego demony przeszłości wróciły i uderzyły znienacka, wywracając cały dotychczasowy spokój do góry nogami. Latami starał się o niej nie myśleć. Wyrzucał z głowy wspomnienia tego, jak dobrze im ze sobą było, zanim nie zaszła w ciążę. Oddawał całego siebie żonie, wiedząc, że to było właściwe. Obecnie wątpił w to, czy właściwym było wygłuszanie własnych uczuć i lokowanie ich w innej kobiecie, by wyleczyć się z poprzedniej.
- Ja... - mruknął, drapiąc się w zakłopotaniu po karku. Aż tak uzdolniony nie był, żeby robić takie rzeczy własnoręcznie. Talentu plastycznego nie miał w sobie za grosz i gdyby nie Birdie, prawdopodobnie nie pojawiłby się w progu mieszkania byłej dziewczyny. Żona była jednak uparta, a on nie miał wyjścia i zamiast bić się w nieskończoność z myślą, czy robić cokolwiek w związku z tym, że Bailee stanęła ponownie na jego drodze, musiał walczyć z samym sobą, by zachować dystans i zachować się tak, jak na żonatego mężczyznę przystało.
Słysząc, że mała spała, skinął głową i przekroczył próg mieszkania. Zsunął buty ze stóp i skierował się do salonu, pamiętając z poprzedniego dnia, gdzie ten się znajdował.
- Nie chcę przeszkadzać. Moja żona zmusiła mnie, żebym tu przyszedł i dał Maddie tę odznakę i... - urwał. Miał za długi język. A może po prostu liczył na to, że wzmianka o żonie sprowadzi go na ziemię i wybije mu z głowy te wszystkie myśli, które chodziły za nim od poprzedniego dnia i o których chciał z nią porozmawiać.
Spojrzał na Bailee, pokręcił głową i usiadł na kanapie.
Chciał zachować zdrowy rozsądek, jednak nie był w stanie. Pozbawiała go rozumu kilka lat wcześniej i robiła to teraz. Nie musiała się nawet starać. Wystarczyło, że miał ją przed oczami, a wszystko w nim wywijało koziołki. Żołądek, bo przecież miał żonę i wiedział, że to wszystko skończy się źle, serce bo znów miał przed oczami jedyną, prawdziwą miłość swojego życia.
- Zniknęłaś. Czekałem wtedy na ciebie - podjął. Uderzał z grubej rury, ale miał żal. Do siebie, bo zasugerował aborcję. Do niej, bo jadąc na nią, przepadła jak kamień w wodę. - Kurwa - zaklął. - Czekałem na ciebie, do cholery. Czekałem, aż wrócisz z kliniki, żebyśmy poradzili sobie z tym razem. Dzwoniłem, pisałem. Zapadłaś się pod ziemię. Bez słowa, Bai- uniósł się nieco, ale panował nad sobą na tyle, by na nią nie krzyczeć. Nie chciał obudzić jej córki.
sumienny żółwik
martin
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Pełnoetatowa, samotna matka małej Madelyn. Kelnerka z wielkimi ambicjami i zerowymi oszczędnościami. Nowa w mieście, ale chętnie pozna nowe osoby.
Nie miała zielonego pojęcia że ułożył sobie życie. Ale miał do tego pełne prawo. To ona bez słowa którego dnia postanowiła rozpłynąć się w powietrzu. Do dziś dnia żałowała swojej decyzji. Bo mogła wrócić i powiedzieć że nie dała rady. Mogła przyznać się przed Martinem do słabości. A on być może ja zrozumiał. Być może nie. Ale nie pogrzebałaby całkowicie ewentualnej możliwości na wspólne życie. Wtedy jednak w głowie miała że ten nie chciał mieć dziecka. Więc dała mu ta możliwość. Życia bez dziecka. Bez problemu, którego przecież nie chciał... A ona nie potrafiła usunąć problemu. A dziś ten problem miał imię. I nie wyobrażała sobie życia bez tego problemu.
- Twoja żona... Ach tak. - rzuciła cicho i nagle jakby spadła na ziemię. I to dość brutalnie i boleśnie. Miał żonę. I to nie było nic dziwnego. To że jie potrafiła sobie ułożyć życia nie oznacza że jemu też została odebrana tą zdolność. Ona nie wyobrażała sobie życia z kimś innym. I w samotności wychowywała córkę pokutując to że go zraniła. Odchodząc pozwalała mu na ułożenie sobie życia z kimś innym.. - Milo ze strony Twojej żony. Maddie się bardzo ucieszy. - rzuciła choć przeszło jej to przez gardło dość ciężko. Jakby słowa miały nagle drut kolczasty.
Usiadł, a ona odłożyła na komodę rzeczy córki. Że też musiała władnie teraz robić pranie. Z resztą. Jakie to miało znaczenie. Stała przed nim. Nie robiąc nawet kroku w stronę kanapy, fotela. A tym bardziej Martina. Oparła tylek o komodę i przez chwilę bawiła się materiałem jednej z koszulek córeczki. Zgryzla delikatnie dolna wargę. Bo nie bardzo wiedziała co mogłaby mu powiedzieć. - Nie podnoś głosu. Ona śpi. Na pewno nie potrzebujemy pytań. - nie chciała by ta zaspana pchła zaraz tu przyleciała i zadawała kłopotliwe pytania. - Wiem... Zrobiłam cholerny błąd. I żałuję tego każdego dnia... Ale... Tak zrobiłam. A ty... Ty ostatecznie jesteś szczęśliwy i masz żonę. - ona nie była szczęśliwa. Owszem była pewna że nie stał od lat w miejscu płacząc za nią. Ale... Chyba nie spodziewała się że nagle będzie miał żonę i szczęśliwe życie. Odłożyła koszulkę córki na bok. A potem podeszła do niego i kucnęła na przeciwko niego kładąc na jego kolanie obie dłonie. - Każdego dnia żałuję swoich wyborów. Ale... Nie potrafiłam wtedy inaczej i nie liczę że zrozumiesz. Że mi wybaczysz... Po prostu zrobiłam to. I nawet nie potrafię za to przeprosić... Nie wiem czy tych przeprosin chcesz. - przejechała delikatnie łapkami po jego udzie. Choć wiedziała że nie powinna. Nie mogła jednak się powstrzymać. Nie mogła trzymać się z dala. Boże. Nie potrafiła.
ambitny krab
nemesis
30 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zdawał sobie sprawę, że żona może stanowić problem. Dla niego również stanowiła, bo nie mógł ukryć tego, że Birdie pojawiła się w jego życiu nagle i na swój sposób nim zawładnęła. Nigdy nie mogła dorównać Bailee, ale mimo wszystko stała się kimś cholernie dla Martina ważnym, kogo nie chciał w żaden sposób zranić. I nie zraniłby, gdyby nie to, że Bailee pojawiła się tak nagle na jego drodze. Czekał latami aż wróci. W pewnym momencie się poddał i... Wróciła. Wróciła tak samo piękna, jak ją zapamiętał. Z piękną, uroczą córką, która urzekła go, gdy wróciła do mieszkania, by uratować swojego chomika.
Czemu to wszystko było takie pokręcone? Nie uważał, że znajdzie odpowiedź na to pytanie, ale wiedział, że właśnie był we właściwym miejscu. W mieszkaniu kobiety, dla której stracił głowę. Pozbawiała go rozumu i sprawiała, że to serce brało górę. Głupie, naiwne, ślepe serce.
- Przepraszam - odparł, przyciszając nieco ton swojego głosu. Mógł być zły na Bailee, ale jej córka nie powinna tego słuchać i miał nadzieję, że już jej tym nie obudził. Kiedy jednak Maddie nie pojawiła się nigdzie w zasięgu jego wzroku, a Bailee zaczęła się tlumaczyć, milczał. Wstał jedynie z kanapy i przechadzał się nerwowo po salonie, chłonąc każde wypowiedziane przez nią słowo. Popełniła błąd. Żałowała. A jemu serce rosło na samą myśl o tym, że potrafiła się do tego przyznać.
Przystanął po środku salonu, przez moment zastanawiał się co dalej, ale usiadł i wbił spojrzenie w oczy Bailee, gdy przed nim ukucnęła. Odruchowo sięgnął do jej dłoni, nie chcąc, by je zabierała. Wolał, kiedy była blisko. Czekał na to zdecydowanie za długo i nie chciał kolejnych dystansów, nawet jeśli zdawał sobie sprawę z tego, że pomiędzy nimi istniała niewidzialna ogromna przepaść, którą tworzyli latami, w trakcie których byli pozbawieni kontaktu.
- Kto powiedział, że jestem szczęśliwy? - zapytał wprost. Owszem, miał żonę, ale czy był szczęśliwy? Może co najwyżej zaspokojony pod kątem towarzyskim, bo miał u boku kogoś bliskiego, ale na tym kończyło się jego szczęście. Takiego prawdziwego zaznawał tylko będąc z Bailee. A ona zniknęła, zabierając je całe razem ze sobą i zostawiając go z niczym. - Bai... Nie chcę przeprosin. W dupie mam przeprosiny. Chcę, żebyś wróciła do mojego życia, bo tylko na to czekałem przez ostatnie lata - wyznał szczerze. Nie miał jej czego wybaczać. Nie musiał jej wybaczać zniknięcia i tego, że usunęła (lub nie) ciążę. Było mu wszystko jedno. Był gotowy wybaczyć jej wszystko tu i teraz. Zapomnieć o tym, że miało miejsce, jeśli tylko mogłaby go zapewnić, że nigdzie się już nie wybierała. - Tak cholernie za tobą tęskniłem, Bai... - dodał, gładząc palcami jej policzek, obrysowując opuszkiem kciuka zarys jej miękkich warg i wpatrując się w jej tęczówki.
sumienny żółwik
martin
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Pełnoetatowa, samotna matka małej Madelyn. Kelnerka z wielkimi ambicjami i zerowymi oszczędnościami. Nowa w mieście, ale chętnie pozna nowe osoby.
Miał prawo się unieść. Miał prawo być na nią zły. I była tego świadoma. Ale nie chciała by się tu teraz kłócili. Nie kiedy Maddie spała w pokoju obok i w każdej chwili mogła się obudzić by zadać jakieś milion pytań. Pewnie nie będzie spała wyjątkowo długo. Nie wiedziała jak miałaby mu się wytłumaczyć. Wtedy uciekła i bardzo tego żałowała. Mogła postąpić inaczej. Ale nie zrobiła tego. A teraz mogła jedynie żałować. Bo nie mogła cofnąć czasu. Nie musiał jej trzymać. Sama nie chciała cofać swoich dłoni. Nie chciała się od niego odsuwać. Wręcz przeciwnie chciała być tylko bliżej i bliżej. - A nie jesteś? - spytała cicho... I okropnie to zabrzmi. Ale nie chciała by był szczęśliwy z inną kobieta. Egoistyczne. Ale prawdziwe.
- Wróciłam.. Jeśli tego chcesz... Zostanę. - szepnęła cichutko. Nigdy się nie wybierała. Nie miała pieniędzy na kolejną ucieczkę. Nie miała siły na kolejną ucieczkę. Nie kiedy znów był tak cholernie blisko. Żołądek jej się ścisnął kiedy dowiedziała się że tęsknił. Czuła przyjemne mrowienie kiedy dotykał jej policzka i ust. Zdrowy rozsądek jakby wyparował. Tak samo jak wszystkie hamulce. Podniosła się z kucka by wpełznąć na jego kolana. Usiadła na nich okrakiem i przez chwilę się w jego wpatrywała. Dotknęła delikatnie jego klatki piersiowej. Jej oddech znacznie przyspieszył. - Też tęskniłam... Każdego dnia tęskniłam i nie potrafiłam pozbyć się myśli o Tobie. - szepnęła cichutko i oparła czoło o to jego. Żadne słowa ani czyny nie były w stanie pokazać jak bardzo tęskniła za nim każdego dnia. Wiele razy walczyła ze sobą. Chciała go odszukać i wszystko wyjaśnić. Ale nigdy nie zebrała się na odwagę. Aż w końcu los sam ich pchnął w swoją stronę. I tylko w ich rękach było to co teraz z tym zrobią. A ona swoje ręce prowdzila po jego klatce piersiowej. Jakby chciała sobie przypomnieć każdy skrawek jego ciała. Miała tylko nadzieję że jej córka nie postanowi teraz się obudzić. Bo wszystko zepsuje. Kochała ja. Ale teraz... Teraz miała w głowie przeróżne głupie myśli w których nie było miejsca dla Maddie. - Pocałujesz mnie? - szepnęła cichutko i przejechala swoim noskiem po tym jego. Chciała poczuć jego usta. Jego dotyk. Jego bliskość. Chciała poczuć jego w każdym tego słowa znaczeniu. Obudziło się w niej wiele emocji. Choć nie powinno się to dziać. Miał żonę i powinien do niej wrócić. A jednak siedziała na nim okrakiem, dotykała jego klatki piersiowej przez materiał koszulki... I czekała aż ja pocałuje. Bo niczego w tym momencie bardziej nie potrzebowała.
ambitny krab
nemesis
30 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Nie jestem. Nie mogę być szczęśliwy bez ciebie - odparł z rozbrajającą szczerością. Ona była jego szczęściem. Jego miłością. Jedyną prawdziwą, której chciał się kurczowo trzymać przez resztę swojego życia. I teraz, gdy miał ją na wyciągnięcie ręki, nie potrafił kierować się zdrowym rozsądkiem, przysięgą małżeńską i życiem, które układał sobie od lat z inną kobietą. To wszystko straciło znaczenie, bo miał przy sobie Bailee.
- Niczego bardziej nie chcę, Bai. Niczego nie pragnę tak, jak tego, żebyś wróciła do mojego życia i żebyś w nim została. Nawet z Maddie.... - zapewnił ją. Bez względu na to, czy jej córeczka była jego czy nie, chciał, by była częścią jego codzienności. Dla niej był gotowy być draniem, który okłamywałby kobietę, czekającą na niego w domu. Kiedy usiadła na jego kolanach, automatycznie sięgnął dłońmi do jej bioder i przesunął je na pośladki, przyciągając kobiece ciało bliżej. Nie chciał, by się odsuwała, by kierowana rozumem, zwiększyła nagle dystans. Pragnął dzielenia tej chwili we dwoje. Bez zbędnej przestrzeni pomiędzy nimi. Łaknął każde jej słowo. Odtwarzał je w myślach i uśmiechał się z nieopisaną czułością, słysząc, że również tęskniła.
- Naprawdę o to pytasz? - odparł. Nie drgnął czując, jak trącała go nosem. Zatracał się w jej oczach, w od których nie był w stanie oderwać wzroku i dopiero po chwili wsunął dłonie pod materiał jej koszulki, sunąc nimi po miękkiej skórze na jej plecach. Badał ją opuszkami palców fragment po fragmencie, odtwarzając w pamięci każdy centymetr kobiecego ciała. - Ale to ty będziesz tłumaczyć Maddie, co robimy - dodał z cwanym uśmiechem, tuż przed tym, jak złączył swoje usta z tymi jej w głębokim i przeciągłym pocałunku.
Brakowało mu jej.
Tak cholernie mu jej brakowało, że teraz, chłonął tą bliskość całym sobą. I miał nadzieję, że podobnie jak on, ona też nie będzie chciała odzyskać rozumu. Rozczarowałaby go, gdyby tak się stało. Szczególnie teraz, gdy czuł miękkość i smak jej ust, ciepło bijące od jej ciała i to, jak ciężko oddychała, lgnąc do niego, niczym ćma do światła.
sumienny żółwik
martin
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Pełnoetatowa, samotna matka małej Madelyn. Kelnerka z wielkimi ambicjami i zerowymi oszczędnościami. Nowa w mieście, ale chętnie pozna nowe osoby.
- Boże Martin... Ja nawet nie wiem co mam powiedzieć... Sądziłam że wpadniesz tu i dasz mi niezły wykład. A potem każesz zniknąć z miasta. - szepnęła naprawdę zaskoczona jego podejściem. Miło zaskoczona. Nie wiedziała jak zachowałaby się na jego miejscu. Przez te lata nawet nie próbowała sobie ułożyć życia z kimś innym. Oczywiście niczego nie miała mu za złe. Miał prawo kogoś sobie znaleźć. Miał prawo znaleźć sobie żonę i stworzyć z nią dom. To ona uciekła. To ona była tchórzem. Na jego kolejne słowa delikatnie skinęła głową. Jeśli tylko chciał. Jeśli tylko jej na to pozwoli... Zostanie w jego życiu. Bo przecież niczego innego nie pragnęła od chwili wyjazdu. - Nie śmiałam nawet o tym marzyć. - taka właśnie była prawda. Nawet nie marzyła o tym że któregoś dnia staną sobie na drodze. Nie planowała uciec. W sumie teraz planowała robić wszystko by być blisko. Przyległą do jego ciała i zrobiło jej się cholernie gorąco. Ułożyła dłonie na jego karku delikatnie bawiąc się jego włosami. A potem nie odsuwając się. Nie uciekając... Zamknęła oczy czując jak dotyka. Lubiła jego dotyk. Nawet na sekundę nie zapomniała jak bardzo lubiła... Ten dotyk. Gęsią skórka, ciche westchnienie. Już nic mu nie odpowiedziała. Jeśli będzie trzeba... Jakoś to wyjaśni córce. Teraz nie chciała zajmować sobie tym głowy.
Po chwili przerwała pocałunek. Ale nie chciała uciekać. Nic podobnego nawet nie miała na myśli. Musiała uspokoić oddech. Musnęła kilka razy jego usta, przeciągnęła ustami po jego policzku, całując każdy skrawek mijanej drogi. Aż dotarła do jego ucha. - Kochaj się że mną. Nie proszę. Nie pytam. Po prostu tego chce. - szepnęła muskając płatek jego ucha ustami. Tęskniła za nim. Za bliskością z nim i chciała się z nim kochać. Złamie zapewne wszystkie swoje zasady. Miał w końcu żonę. Ale miała wszystko gdzieś. Nagle wszystko co było dookoła po prostu nie istniało. Zapomniała nawet o córce która była w pokoju obok. Była zaślepiona jego obecnością. Jego ciałem. Jego zapachem, oddechem. Pocalunkami. Kręciło jej się w głowę, a jej ciało potrzebowało jego dotyku. Sama też nie mogła się już powstrzymać. Jej dłonie błądziły po jego raku, klatce piersiowej. Tak strasznie tęskniła.
ambitny krab
nemesis
30 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- Naprawdę myślisz, że mógłbym to zrobić? Po tym, co nas łączyło? Po tym, jak bardzo cię kochałem? - pokręcił głową. Była jego pierwszą, prawdziwą miłością. Jedną z dwóch, ale zdecydowanie tą, która miała większą siłę przebicia w jego życiu. - Bai, byłem na ciebie wściekły. Wielokrotnie wyobrażałem sobie, co zrobię kiedy cię spotkam i w większości tych wyobrażeń, prawiłem ci wyrzuty, ale teraz, gdy mam cię obok siebie, to nie ma znaczenia. Oboje byliśmy młodzi, głupi. Nieprzygotowani na to wszystko. Ja... Po prostu nie rozumiałem, dlaczego zniknęłaś bez słowa, ale rozumiem już - odparł i bynajmniej nie mówił o tym, że rozumiał iż sytuacja ją przerosła. Odnosił się w tym przypadku do jej córki. Ich córki. Nie był głupi. Domyślał się, że to był powód zniknięcia Bailee. Nie dała rady usunąć ciąży. Nie chciała zmuszać go do ojcostwa, na które nie czuł się gotowy. Nie naciskał jednak na to, by wyznała to wprost. Dawał jej czas. Tak było lepiej.
- Ja też. O tym, że znowu cię spotkam. Że wrócisz - uśmiechnął się ciepło. Nie śmiało tym marzyć, ale w chwili w której to nastąpiło nie chciał doprowadzać do tego, by zniknęła raz jeszcze. Nie mógł pozwolić na to, by wywróciła jego poukładane życie do góry nogami i kolejny raz uciekła. Teraz, kiedy już miał ją na wyciągnięcie ręki, kosztem swoje małżeństwa, chciał zatrzymac Bailee przy sobie. Tylko tego pragnął całym sobą. Zamruczał w zadowoleniu, gdy bawiła się jego włosami. Jej dotyk był tak kojący, że pragnął go więcej i więcej. Chciał być dotykany i chciał dotykać. Zapoznawać się z jej ciałem i pozwolić na to, żeby ona przypomniała sobie mapę tego jego. Chciał przypomnieć sobie smak jej ust i zapamiętać go raz na zawsze. W ogóle chciał móc zapoznawać się z nim codziennie.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
sumienny żółwik
martin
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Pełnoetatowa, samotna matka małej Madelyn. Kelnerka z wielkimi ambicjami i zerowymi oszczędnościami. Nowa w mieście, ale chętnie pozna nowe osoby.
- Po tym co ci zrobiłam. - miał ku temu prawo. Miał prawo żądać by zniknęła z jego życia by wynosiła się z tego małego miasteczka w którym będą mijać się nawet w piekarni czy w większym sklepie spożywczym. Miał prawo. A ona miała obowiązek go zrozumieć. Ale... Nic takiego się nie stało. Nie chciał by znikała. On wymagał by była... I ona chciała być. Serce waliło jej jak szalone. Gdyby nie szum żyjącego miasteczka pewnie każdy mógłby usłyszeć jak bardzo bije jej serce. To cud że jeszcze nie wyskoczyło z jej piersi. - Rozumiesz? - spytała cicho... I choć nie chciała teraz mówić o ich córce. Czuła... Co tam czuła, ona wiedziała. Wiedziała że wiedział. Maddie była jego córka i nie było sensu kłamać ze jest inaczej. Potrafił liczyć. A ona nie chciała by myślał że dziecko jest kogo innego. Spojrzała na drzwi od pokoju Maddie. A potem znów na niego. Rozumiał. Oczywiście że rozumiał. Wtedy... Nie dała rady usunąć ciąży. Potem nie dała rady wrócić z rosnącym pod jej sercem dzieckiem. Nie kiedy... Kiedy sądziła ze ten tak bardzo go nie chce.
Była tu. I tak jak obiecała nigdzie się nie wybierała. Ten raz zamierzała otrzymać słowa. Bo wiedziała jak drogo kosztowała ja ucieczka. Drugi raz nie popełniłaby tego samego błędu. Strata Martina była najgorsza kara jaka mogła ja spotkać. Tak bardzo go kochała. Przez te wszystkie lata rozłąki nic się nie zmieniło. Liczył się tylko on. I to co działo się teraz... Było tylko potwierdzeniem.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
ambitny krab
nemesis
30 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
sumienny żółwik
martin
25 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Pełnoetatowa, samotna matka małej Madelyn. Kelnerka z wielkimi ambicjami i zerowymi oszczędnościami. Nowa w mieście, ale chętnie pozna nowe osoby.
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
ambitny krab
nemesis
ODPOWIEDZ