39 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
dużo marudzi, jeszcze więcej gada, a zawodowo organizuje ludziom śluby. nie przeszkadza mu jednak w tym fakt, że sam nie widzi żadnego sensu w zawieraniu małżeństwa
Andy Hale nie czuł się szczęśliwy.
Złudne wrażenie szczęścia dawały mu jednak spore ilości alkoholu, zdecydowanie za duże jak na to, że był zaledwie czwartek. Dla niego zdawało się nie mieć to znaczenia. Nie nauczył się jeszcze, że w wieku czterdziestu lat wypada wracać do domu wcześniej niż o piątej nad ranem i w stanie lepszym, niż ledwo utrzymując się na nogach. Nie nauczył się tego też Adam - ten sam Adam, który od dobrych dwóch godzin, razem z Andersonem, raz po raz zamawiał nowe kolejki, śmiejąc się głośno, rozmawiając jeszcze głośniej i ciesząc się jak dziecko za każdym razem, gdy w czwartkowy wieczór do środka baru wchodził ktoś, kto zaniżał średnią wieku, którą oni razem wzięci podnosili. I nie myśląc. O następnym dniu, skutkach krążącego od dawna w krwioobiegu alkoholu czy wypowiedzianych na głos słowach, których na trzeźwo obaj by się wzbraniali. Anderson Hale cierpiał w końcu na okropną przypadłość - mówił to, czego powiedzieć tak naprawdę nie chciał, tylko i wyłącznie wtedy, gdy ostatkiem zdroworozsądkowej świadomości był w stanie zamówić jedną szklankę whisky mniej, niż z początku planował. Nie zmieniało to jednak faktu, że i tak coś zamawiał.
Tak jak i tym razem, gdy uniesiona do góry ręka, która miała zwrócić uwagę barmana w ich stronę, już po kilku sekundach zaczęła mu ciążyć bardziej niż trzymana w dłoni pusta szklanka po alkoholu. – To samo – wymamrotał niewyraźnie, gdy barman wreszcie do nich podszedł, z jakiegoś powodu ignorując głosik z tyłu głowy, z każdą kolejką coraz ciszej powtarzający mu, że to samo w odrobinę większej ilości niż ta, którą zdążył już z Adamem wypić, w niedługiej przyszłości może skończyć się źle. Przestało mieć jednak znaczenie cokolwiek, co zdrowy rozsądek mu podsuwał, w tym samym momencie, w którym dwie szklanki na powrót znalazły się w zasięgu ich dłoni. – Pamiętasz ten bar w Cairns, z którego nas kiedyś wyrzucili? – Andy pamiętał. Biorąc pod uwagę to, ile lat od tego zdarzenia minęło i ile alkoholu oboje w siebie wtedy wlali, aż za dobrze. Po krótkiej chwili nie pamiętał za to co jeszcze przed sekundą chciał powiedzieć, więc mrużąc lekko oczy wycelował palcem prosto w stronę Adama, w ten sposób próbując zamaskować fakt, jak blisko jest już jego powrotu do domu. O ile - co było coraz bardziej prawdopodobne - nie zapomni niedługo nawet i własnego adresu. – Przyjacielu, wyjaśnisz mi coś? – nie czekając na odpowiedź nachylił się w stronę Polanskiego, tym razem zawieszony wcześniej w powietrzu palec zatrzymując na materiale jasnej koszuli mężczyzny. – Dlaczego nikt tutaj, kurwa, nie nosi takich koszul jak my? Czy Australijczycy nie lubią być eleganccy? – Andy lubił. Prawie tak samo mocno jak whisky, czwartkowe wieczory w barze i Adama, którego powrót zdziwił go bardziej niż kupiony sześć lat temu bilet na samolot do Cairns, na który sam prawie wtedy nie zdążył. Gdyby wyszedł z mieszkania pół godziny później, może nadal byłby w Nowym Jorku, nie żałując kolejnej pochopnie podjętej w swoim życiu decyzji. – I dlaczego wróciłeś? Nie mów tylko, że zatęskniłeś za tą dziurą.

Adam Polanski
powitalny kokos
girl, don't do it