26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
zaszyła się na farmie, by pomagać rodzicom w stadninie i pozbierać swoje życie do kupy
  • 2
Kalendarz wiszący na ścianie wskazywał datę siedemnastego lipca. Ta data przywoływała bolesne wspomnienia, o których Melis już nigdy miała nie zapomnieć. Rok temu zmarła jej najlepsza przyjaciółka, choroba wycisnęła z niej wszystkie siły. Tak długo, jak mogła, Melis była przy niej i jej rodzinie, a kiedy odeszła, mimo misji, którą Julia jej pozostawiła, musiała się odsunąć. Teraz, rok później, nie wiedziała, dlaczego podjęła taką decyzję. Dlaczego zdecydowała się pozostawić Aarona samego sobie, zamiast go wspierać? Dlaczego była tak cholernie słaba? Wtedy przytłoczyły ją wydarzenia tamtych dni. Kolejna śmierć, kolejny ból i strach, że to jeszcze nie koniec.
O listach przypomniała sobie późnym popołudniem. Była w stajniach, czesała konia, kiedy w jej głowie pojawił się obraz małej, czerwonej skrzynki. Wprowadziła konia do boksu i prędko pobiegła do domu, by odnaleźć skarb, schowany pod deską podłogową. Pierwszy list, który dostała od Julii zawierał w sobie masę próśb. W strategicznych momentach życia Aarona miała dostarczać mu jeden list od jego zmarłej żony. Urodziny, pierwsza rocznica jej śmierci, pierwsza randka. Druga prośba to opieka nad Barnardem. Żałowała, że przez jeden długi rok nie potrafiła tego robić. Dzisiaj miało się to zmienić. Przyrzekła sobie, że dziś pojedzie do Aarona i poprosi go o wybaczenie. Wzięła szybki prysznic, a pół godziny później zmierzała już na cmentarz. Musiała najpierw porozmawiać z Julią i przyrzec jej, że nie zawiedzie jej po raz kolejny. Kiedy to zrobiła, była już gotowa stanąć twarzą w twarz z mężem przyjaciółki. Stanęła pod drzwiami jego mieszkania i zapukała, a kiedy drzwi się otworzyły poczuła wzbierające w niej napięcie. - Cześć, mogę wejść? - zapytała, bo od tego chyba trzeba było zacząć. Już sama nie wiedziała, co powinna najpierw powiedzieć.

Aaron Barnard
ambitny krab
martyna
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
#2

Siedemnasty lipca zeszłego roku, był wyjątkowo ciepłym i dusznym dniem, jak na tę porę roku. Aaron nie powinien pamiętać takich szczegółów, nie gdy był to dzień śmierci jego żony. Jak każdy dzień w tamtym czasie, praktycznie cały czas spędzał w szpitalu. Nawet gdy już wiedział, że koniec zbliża się wielkimi krokami, to nie mógł sobie odpuścić. A wiedział, że są ludzie, którzy tak robili. Wiele osób nie chciało być przy ostatnim momencie życia swoich bliskich, on miał wręcz przeciwnie, chciał wykorzystać każdy moment, choć pewnie ktoś by zapytał kpiąco, jaki był tego sens. Dla niego i jego wrażliwości miało ogromny, dziś nie zachowałby się w inny sposób. Był bogatszy o to doświadczenie, nie zmienia to jednak faktu, że dzisiejszy dzień i tak był dla niego bardzo trudny. Zaczął go od długiej wizyty na cmentarzu i nie był wcale pewien, że to ostatnia dzisiejszego dnia. Choć mogłoby się wydawać, że poszedł naprzód, w końcu to rok to kawał czasu, to udowadniał tym, że wcale nie tak bardzo. Później już poświęcił się fizycznym pracom na rodzinnej farmie. Wiedział, że praca umysłowa, chociażby próba pisania czegoś była dziś bez sensu, bo i tak nie był w stanie skupić myśli na niczym poza Julią i małżeństwem z nią. Z drugiej strony nie chciał być bezczynny przez cały dzień, wiązałoby się to faktem, że jego bliscy zwracaliby uwagę na jego nastrój bardziej, niż jest w stanie spokojnie to znieść.
Wieczorem wrócił do siebie, wiedział, że choć to będzie trudne, to musi zmierzyć się samodzielnie z własnymi myślami. Prawdopodobnie niczyje wspierające klepanie po ramieniu nie byłoby dla niego ulgą. Trudno było być wdowcem, jeszcze trudnie gdy nieco przed śmiercią żony, planowaliście wspólnie pierwsze dziecko. Gdyby wszystko poszło dobrze, to dziś ciszę wypełniłoby gaworzenie niemowlaka, ale nie wypełniało, dopiero dzwonek do drzwi wyrwał mężczyznę z zamyślenia.
- Tak. Śmiało. - powiedział, zdobywając się na uśmiech, który i tak przepełniony był nostalgią. Zaskoczyło go to, kogo zobaczył po drugiej stronie drzwi, ale jednocześnie wcale nie był zdziwiony. Tak chyba musiało być, choć oni nigdy nie byli sobie super bliscy, po prostu byli dla siebie znajomi, to byli dla Julii najbliższymi osobami. - Jak sobie dziś radzisz? - zapytał gdy już znaleźli się w niewielkim salonie. Nie musiał zagadywać, ale chyba łatwiej było mu mówić nie o sobie. - Napijesz się czegoś? - powiedział gdy usiadł, ale zaraz potem znów się podniósł.

melis huntington
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
zaszyła się na farmie, by pomagać rodzicom w stadninie i pozbierać swoje życie do kupy
Od informacji o chorobie było kilka etapów działania. Przynajmniej w przypadku Melis. Na początku starała się szukać wszystkiego, co mogłoby pomóc, wszelkich wyjść z tej paskudnej sytuacji. Metod leczenia, lekarzy, którzy mogliby się tego podjąć, wszelkich terapii eksperymentalnych. Wiedziała, że Julia ma ludzi znacznie bliższych, którzy się tym zajmowali, ale działanie pozwalało jej nie myśleć o najgorszym. O śmierci. Już wcześniej zmarła jedna z najbliższych przyjaciółek Melis w wypadku, w którym Huntington brała czynny udział - prowadziła auto, w którym zginęła dziewczyna, osierocając dziecko i zostawiając swojego męża. Miała cholerne wyrzuty sumienia, a pomoc Julii miała w jakiś sposób naprawić popełnione błędy. Najważniejsze było jednak to, że za wszelką cenę nie mogła pozwolić kolejnej bliskiej jej osobie odejść. Nie mogła znieść świadomości, że Julii przy niej nie będzie. Kolejnym głównym etapem było zapewnienie przyjaciółce wszystkiego, o czym marzyła. Na co zasługiwała. Chyba każda z otaczających ją osób, próbowała zrobić wszystko, by czuła się dobrze. Jakkolwiek głupio to brzmiało, będąc chorą na białaczkę. Były jeszcze pośrednie etapy, jak wkurzenie, załamania, które Melis przeżywała sama, ale chyba ostateczne było pogodzenie się z losem. Chyba już nikt nie chciał, żeby Julia dłużej cierpiała. Melis widziała, jak ciężko przechodzi chorobę, marnieje w oczach. I nawet, jeśli wiązało się to z bólem serca, Huntington marzyła tylko o tym, żeby Julia mogła wziąć w końcu spokojny oddech. I mimo tych trzystu sześćdziesięciu pięciu dni ten ból nadal tam tkwił. - Dość średnio - powiedziała. Nie chciała mówić, że źle, że fatalnie, że jest smutna. To raczej było logiczne. Nie chciała też mówić, że dobrze, bo skłamałaby. - Piwo? - zapytała, mając nadzieję, że posiada jakikolwiek alkohol, który pomógłby się jej rozluźnić. - Przyszłam, bo… zostawiłam cię z tym wszystkim samego, a obiecałam… jej, że tego nie zrobię - powiedziała w końcu. - Dlatego chciałam cię przeprosić - dodała. Czuła się paskudnie, egoistycznie.

Aaron Barnard
ambitny krab
martyna
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Aaron w pewnym momencie miał jakby dwie osobowości. Jako człowiek również chciał, żeby jego żona już tak bardzo nie cierpiała, żeby pozwolono jej odejść z tego świata na jej własny warunkach. Z kolei jako mąż, nie co samolubnie, chciał by jak najdłużej zostawała przy nim. Co tu dużo mówić, prawdopodobnie nigdy takie wyznanie nie opuściło jego ust, ale w głowie na pewnym etapie pojawiały się myśli, że nie miał pojęcia jak poradzi sobie bez niej w życiu. Co z tego, że on wykonywał większość prozaicznych czynności dnia codziennego, że to on pełnił rolę oparcia w tej rodzinie i tak czuł się słaby myśląc o życiu bez miłości jego życia.
Dziś po roku od opuszczenia szpitala po raz ostatni, nauczył się już na nowo życia, życia w pojedynkę. Bo choć miał przy sobie rodzinę i dobrych przyjaciół, w pracy też otaczał się wieloma ludźmi, to czuł się samotny i nadal są momenty, gdy uderza to w niego z wielką siłą. Podchodził do tego jednak tak, że to naturalna kolej rzeczy i nie oczekiwał pomocy od nikogo. Pewnie gdyby Melis szukała kontaktu, to rozumieliby się najlepiej, praktycznie bez tłumaczenia sobie nawzajem swoich emocji. Jeśli jednak tego nie chciała, to biorąc pod uwagę jego postrzeganie żałoby, bo to wszystko właściwie tym było, nie zamierzał jej robić wyrzutów. Równie dobrze on mógł się odezwać, bo stereotypowo to facet powinien się pierwszy pozbierać i stanowić opokę dla innych. To była kolejna rzecz, w której Aaron był daleki od stereotypów, co jego ojciec na pewno by skrytykował.
- Okej. Rozgość się. - powiedział, a sam udał się do kuchni. W lodówce był czteropak piwa, wyjął od razu całość i wrócił do salonu, by po chwili podać kobiecie jedną z butelek, po czym otworzył drugą, dla siebie.
- Weź przestań Melis. - skomentował, mierząc kobietę wzrokiem. - Nie jestem pięciolatkiem. Poza tym każdy ma prawo do własnych decyzji, nawet mimo próśb umierającej przyjaciółki. - dodał. Nie czuła potrzeby, to się nie skontaktowała, Barnard jest ostatnią osobą, która będzie jej to wypominała.

melis huntington
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
zaszyła się na farmie, by pomagać rodzicom w stadninie i pozbierać swoje życie do kupy
To było zrozumiałe. Zagubienie w takiej sytuacji sprawiało, że człowiekowi przychodziły najróżniejsze myśli do głowy. Nie zawsze tylko te dobre, ale egoistyczne też. I to wcale nie było nic złego, akurat w tym przypadku świadczyło o ogromie jego miłości. Gdyby miała być szczera, to zazdrościła im tego. Kiedy patrzyła na ich miłość, zastanawiała się czy kiedykolwiek spotka ją coś podobnego. Jej związki zupełnie nie umywały się do tego, co widziała patrząc na Aarona i Julię. Marzyła, żeby ktoś pokochał ją w taki sposób, wspierał ją w każdej chwili, również w tej złej. A rany, które zostały zadane Aaronowi jeszcze przez długi czas się nie zasklepią. Melis doskonale zdawała sobie z tego sprawę, bo czuła się podobnie. Nie wiedziała czy w ogóle może rywalizować z jego uczuciami, ale również kochała Julię i jej strata była niewiarygodnie bolesna. Również czuła samotność, brakowało jej długich rozmów, godzin wspólnego płaczu, jej pocieszenia, jej pięknego uśmiechu, który sprawiał, że Melis również się uśmiechała. Aaron przypominał jej o tej stracie, ale to był czas, kiedy musiała przełamać się, pomyśleć o nim, spełnić prośbę przyjaciółki, ale nie tylko. Mogła z nim porozmawiać, bo doskonale wiedział, co czuła.
Zajęła miejsce na kanapie, a kolana podciągnęła pod brodę, a kiedy podał jej butelkę, pociągnęła z niej solidny łyk i przełożyła z ręki do ręki, by zająć czymś myśli. Przynajmniej na moment. - Wiem, po prostu czuję, że to było nie w porządku. Przecież my też w jakiś sposób się przyjaźniliśmy, prawda? Wydaje mi się, że Julia połączyła nas dostatecznie mocno, by nie zostawiać przyjaciół w takiej chwili? - popatrzyła na niego uważniej. Może tylko wydawało jej się, że są dla siebie ważni. Nie miała pojęcia. - Jezu, przepraszam - powiedziała w końcu, bo nie miała pojęcia czy chciał rozmawiać o swojej zmarłej żonie z nią, czy w ogóle chciał o niej rozmawiać, choć ten dzień sugerował, że powinni w jakiś sposób uczcić jej pamięć.

Aaron Barnard
ambitny krab
martyna
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
To była klasyczna historia z cyklu tych, że taka miłość się nie zdarza. Choć prawda jest taka, że nikt nie mógł mieć pewności, że gdyby nie choroba jego nieżyjącej już żony, to byliby sobie aż tak bliscy. W alternatywnej rzeczywistości pewnie mieliby już dziecko i może też drugie w drodze, ale być może dopadłaby ich rutyna. On spędzałby dużo czasu na uczelni, bo dzieciaki nie pozwalałyby mu w spokoju pracować, ona z kolei pewnie byłaby przemęczona, chyba, że rodzice chętnie pomagaliby przy maluchach. Do Aarona zdawało się bardziej pasować właśnie to, co go spotkało, choć gdy już to przeżył, to taka dramatyczna historia wcale mu się nie podoba. Mógłby ją odpisać, mógłby sięgnąć po książkę poruszającą ten temat, ale nic nie jest równie namacalne, jak własne doświadczenie. W ciągu roku udało mu się wrócić do normalności, ale ten dzień chyba już nigdy do końca życia nie będzie dla niego łatwy. Mężczyzna teraz jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy, ale jest wdzięczny, że Melis pojawiła się u drzwi jego niewielkiego mieszkania.
- Wiesz jak to jest. Czasami przyjaźnimy się z kimś, bo mamy kogoś, kto jest naszym łącznikiem, a my tak naprawdę nie wiemy czy potrafimy być przyjaciółmi bez Julii. - powiedział szczerze. Chciał być szczery, ale jego celem nie było urażenie Melis, miał więc nadzieję, że ona tak tego nie odbierze. - Nie zrozum mnie źle. - kontynuował po chwili, bo jednak doszedł do wniosku, że kobieta mogła to tak zrozumieć, że bez Julii, są obcymi sobie ludźmi. - Myślę, że to wszystko... że po prostu oboje potrzebowaliśmy tego czasu, żeby zrobić krok w przód i może właśnie teraz jest dobry czas żeby sprawdzić czy jesteśmy przyjaciółmi. - dokończył. Teraz z kolei nie miał pewności czy jego słowa są zrozumiałe, ale chwilowo nie brnął dalej, dał swoim słowom wybrzmieć.
- W porządku. Od czegoś musimy przecież zacząć. - skomentował. Mogliby też zwyczajnie milczeć, ale to mogłoby by być jeszcze bardziej niezręczne. Rozmowa, choćby nieudolna albo rozdrapująca rany, nie była czymś niewłaściwym z punktu widzenia Aarona.

melis huntington
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
zaszyła się na farmie, by pomagać rodzicom w stadninie i pozbierać swoje życie do kupy
Być może, Melis idealizowała ich związek, ale przecież na pierwszy rzut oka dało się zauważyć jak patrzyli na siebie wzajemnie. Jakby nie było poza nimi świata. Prawda była jednak taka, że Huntington uwielbiała miłość. Miłość jako emocję, jako związek, jako przyjaźń. Kochała to uczucie i uwielbiała, kiedy ludzie w pobliżu ją sobie wyznawali. Patrzyła na to z nieskrywaną radością. Czasami może rzeczywiście wszystko wydawało jej się bardziej przesłodzone, bardziej romantyczne niż było. Może nie zauważała codzienności? Oczywiście, że zauważała. Została pozostawiona dwa razy, jej serce zostało kilkukrotnie złamane, a mimo to, ślepo wierzyła, że jeszcze pozna kogoś, kto pokocha ją najmocniej na świecie i nie będzie chciał wypuścić jej z ramion. Czyli tak, jak zawsze marzyła. I wierzyła, że Aaron też kogoś pozna. Jakkolwiek źle by to nie brzmiało w rocznicę śmierci jego żony, Melis wierzyła, że jeszcze będzie szczęśliwy. Mówiła to również jako przyjaciółka Julii. Znała ją doskonale i wiedziała, że kto, jak kto, ale osoba o tak dobrym sercu będzie chciała, by jej ukochany mąż szedł dalej przez życie z kimś. Dowodem był chociażby jeden z listów, który leżał w czerwonej skrzynce pod deską podłogową. Melis miała wręczyć go Aaronowi, kiedy pozna kogoś i uzna, że kocha tę osobę. Huntington naprawdę chciała być tego świadkiem. - Wiem - odpowiedziała. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale nie chciała widzieć ich znajomości w czarnych barwach. Chciała wierzyć, że mogą uczestniczyć w swoich życiach bez Julii. Tylko czy naprawdę tego chciała? Bez Julii? Nie. Tylko, że nie mieli innego wyjścia. Julia była, ale w ich sercach. - Tak, masz rację. - Napiła się piwa. Sięgnęła do swojej torebki, by sięgnąć list. Właśnie po to tutaj przyszła. Nie chciała odwlekać tego momentu. Nie z ciekawości. Chyba nie chciała wiedzieć, co pisze umierająca osoba swojemu mężowi. Bała się kolejnego pożegnania. - Julia zostawiła mi list dla ciebie - powiedziała w końcu. Nie zamierzała zdradzać, że jest ich więcej. Jeśli Julia tego chciała, to sama napisała mu w liście, że zamierza być przy nim zawsze.

Aaron Barnard
ambitny krab
martyna
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Monotonia w przypadki Aarona i Julii też nie była taka zła. Prawdę mówiąc normalność, to był czas, którego teraz najbardziej mu brakuje. Tego, że rankiem w weekend niespiesznie pili kawę i jedli na śniadanie jajecznicę, albo sprzeczki, kto ma wynieść śmieci, a kto pójść z rana do piekarni. Bardzo mało tego doświadczył w swoim małżeństwie, być może dlatego wciąż czuje nienasycenie przeciętnym życiem codziennym. Wiele osób ma wręcz odwrotnie, dopada ich rutyna i to ona ostatecznie rozwala wieloletnie związki, a on nie będzie miał już jak swoi rodzice, którzy przeżyli wiele wzlotów i upadków, ale są ze sobą już przeszło trzydzieści lat. W takie dni jak ten, nie chciał nawet myśleć, że mogłoby być inaczej, choć gdzieś podświadomie wiedział, że przecież nie będzie samotny do końca życia. Nie jest tym typem człowieka, który tak do końca oddałby się w łaski samotności. No może gdyby miał już z 50 lat, to porzuciłby nadzieję na założenie rodziny, ale na swoim obecnym etapie życia wie, że w przyszłości nadjedzie moment, w którym będzie chciał założyć rodzinę, mieć dziecko i psa w domu.
- To może opowiedz mi, co u Ciebie się wydarzyło w ostatnim roku? - zagadnął. Uznał, że tego typu pytanie będzie najlepsze do rozpoczęcia rozmowy, no i założył też, że u Melis, mogło wydarzyć się znacznie więcej, niż u niego, bo on dzielił ten ostatni czas będzie uczelnią a rodzinną farmą, nie angażując się zbytnio w rozwój swojego życia prywatnego.
I serio myślał, że uda im się porozmawiać na tyle luźno, na ile jest to możliwe w dniu dzisiejszym, ale kobieta bardzo zaskoczyła go listem albo raczej tym, od kogo on pochodził. W jednej chwili zapomniał o co pytał i robiło mu się ciemno przed oczami, chcąc odgonić ten stan, przysunął butelkę do ust i wziął spory łyk, a potem postawił butelkę na stolik czy podłogę i wziął do ręki kopertę. Przez chwilę nie wiedząc co ma zrobić, spoglądał to na kobietę, to na papier. To była bardzo pasująca do niego forma komunikacji. Czasami nawet Julia sobie z niego żartowała, że urodził się co najmniej pięćdziesiąt lat za późno, bo pewnie znacznie chętniej pisałby do niej listy, niż wysyłał smsy. Z drugiej strony czy faktycznie powinien to czytać i otwierać wszystkie rany.
- Też Ci taki napisała? - zapytał nieco zagubiony w tym wszystkim, co teraz działo się w jego głowie i sercu. - Przeczytałabyś, gdyby ktoś przed śmiercią napisałby do Ciebie list? - zadał kolejne pytanie, obracając kopertę między palcami.

melis huntington
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
zaszyła się na farmie, by pomagać rodzicom w stadninie i pozbierać swoje życie do kupy
Los zdecydował się odebrać im coś cennego. Właśnie normalność. Nie potrzebowali szczególnych uniesień, żeby być szczęśliwi. Melis znała to z autopsji, ona lubiła rutynę w związku, ale również starała się drobnymi gestami zaskakiwać swoich partnerów. Może była nudna, skoro wszystkie jej związki się rozpadły? Nie chciała się, jednak zastanawiać nad tym, co robiła źle. Czuła, że to nie jest odpowiedni czas, dziś był dzień Julii. Dzień uczczenia jej pamięci, a Melis nie chciała skupiać się wyłącznie na swoim smutku, związanym z zupełnie odmienną kwestią. Poza tym, już nigdy nie chciała do tego wracać. Próbowała pamiętać tylko dobre rzeczy, mieć dobre wspomnienia, wyciągnąć lekcję na przyszłość i nie popełniać tych samych błędów. I, rzecz jasna, nie zamykała się na miłość. Chciała ponownie się zakochać. I czuć się kochana. - Nic - powiedziała. Dopiero po chwili zrozumiała, jak to zabrzmiało. Spłyciła wszystko do jednego, krótkiego nic, jakby Aaron był nieodpowiednią osobą, której mogłaby powiedzieć wiele. - Rozstałam się z Anderem, właściwie zostawił mnie, ojciec miał trzy lata temu wylew, wiesz, więc od tego czasu to ja zajmuję się głównie farmą i stadniną, już nie fotografuję tyle, co kiedyś - westchnęła. To wszystko mocno ją przytłaczało. Brakowało jej Julii, która powiedziałaby jej co robić. A powinna robić to, na co miała ochotę. Tyle, że nie potrafiła zostawić rodziny w potrzebie. Zwłaszcza teraz, kiedy mieli problemy finansowe. Melis miała oszczędności, które pozostały jej po kilkuletniej karierze w magazynie podróżniczym, ale z dnia na dzień się kurczyły.
Westchnęła cicho. Nie chciała sprawiać mu przykrości, otwierać starych ran i przez chwilę żałowała, że to zrobiła, ale przecież nie mogła odmówić Julii. Nie mogła również pozbawiać go tego, co żona chciała mu przekazać. - Tak. Żałuję, oczywiście, że nie mogę jej odpowiedzieć, ale przeczytałam list, który od niej dostałam - odpowiedziała. - Myślę, że zasługuje na to, żeby o niej pamiętać, a w ten sposób chciała, żebyśmy o niej nie zapomnieli, a poza tym, myślę, że miała coś bardzo ważnego do przekazania - wyjaśniła. Tak jej się wydawało, że Julia chciała mężowi tego dnia powiedzieć coś szalenie ważnego. Tego i w każdy inny dzień, na który zostawiła Melis listy.

Aaron Barnard
ambitny krab
martyna
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Jakby się tak dobrze zastanowić, to Aaron nigdy poza Julią nie czuł zakochania czy później miłości. Nie myślał o tym jeszcze dużo, bo nie planował na razie budowania z kimkolwiek stałego związku, ale czy w ogóle będzie w stanie ponownie do poczuć? A jeśli tak, to jeśli okaże się, że to przyszłe uczucie będzie znacznie mocniejsze, to czy nie zmieni zdania na temat swojego małżeństwa? Na pewno nigdy nie będzie żałował, że poświęcił swojej zmarłej żonie maksimum czasu, jaki tylko posiadał, ale może zmieć mu się optyka. To jednak trochę przerażające i lepiej żeby w taki dzień nie miał zbyt wiele tego typu myśli. To już lepiej, niech będzie tak samo zdołowany, jak w dniu pogrzebu, gdy po tych wszystkich spotkaniach z ludźmi i dziesiątkami uściśniętych dłoni, wrócił do pustego domu i zupełnie się rozsypał. To był właściwie tylko ten jeden raz, ale wolałby już ponownie doświadczyć takiego rozpadu, niż gdyby w jego głowie miały pojawiać się wątpliwości związane z małżeństwem, miłością i tym wszystkim co się z tym wiązało.
Skinął głową na krótkie stwierdzenie kobiety. No w sumie racja, dlaczego miałaby się przed nim otwierać, no chyba nie dlatego, że kiedyś zwierzała się przed jego żoną. To mógłby być nawet drobny sygnał, że jednak nie uda im się zbudować niczego, co choćby trochę przypominało przyjaźń. - Jak się trzyma Twój ojciec? - zapytał. I faktycznie gdy wspomniała o swojej pasji, to przypomniał sobie, że przed laty często widywał ją z aparatem powieszonym na szyi. Nawet na jego ślubie kręciła się z aparatem, choć jako druhna, miała jeszcze szereg innych zadań tamtego dnia. - Musisz znaleźć chwilę dla siebie, ani się obejrzysz, a przelecą ci przez palce najlepsze lata życia. - stwierdził. Niby wyświechtany frazes, ale czasami potrzeba, by ktoś przypomniał drugiej osobie, że szczęście i spełnienie jej samej jest najważniejsze w życiu. A co do najlepszych lat w życiu, to Aaron właśnie dlatego częściej kręci się w miasteczku i na farmie rodziców, bo nie chce żeby jego młodsze siostry choć trochę korzystały z młodości i beztroski. Nie można mu więc zarzucić, że nie wie co mówi. - Jeśli masz ochotę, to możemy pojechać w jakiś ładny weekend gdzieś w plener za miasto. Wiem, że to nie pustynia albo dziki busz, ale zawsze jakiś początek. - zaproponował niezobowiązująco.
- Pomógł Ci czy było gorzej? - zapytał. Jeśli Melis przeczytanie parunastu linijek zapisanych przez Julię, przyniosło ulgę, nieco uśmiechu albo jakąkolwiek inną pozytywną emocję, to on też przeczyta swój bez dłuższego zastanawiania się. Ale jeśli w jej przypadku to wiązało się tylko z bólem, to to raczej nie był jeszcze ten czas dla niego. Nie sugerował jednak otwarcie, że jego decyzja zależy od słów kobiety, tak będzie lepiej.

melis huntington
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
zaszyła się na farmie, by pomagać rodzicom w stadninie i pozbierać swoje życie do kupy
To było trudne i dopiero czas pokaże, co będzie dalej. Bo jeśli los zaplanował im coś zupełnie innego? Jeśli już na zawsze mają być sami? Jeśli nie było na ziemi osoby, której byliby przeznaczeni? Melis nie była pewna czy chce czekać na decyzje jakiegoś-tam losu. Zamierzała działać. Kiedyś. Dziś nie, dziś nadal miała złamane serce, nadal potrzebowała świętego spokoju. Potrzebowała przyjaciół, nie zakochiwania się. Nie chciała się już zakochiwać, chciała kochać i być kochana. Chciała statecznej miłości, nie szalonej, ogłupiającej, lekkomyślnej. Chciała czuć się przy kimś dobrze i spokojnie. Nie myśleć o tym, że ta osoba ją zostawi, a póki co, nadal miała w sobie lęk, że znów zostanie sama. – Jest… stabilnie, ale nie jest dobrze, już nigdy z tego nie wyjdzie – odpowiedziała. A to oznaczało, że ona już na zawsze zostanie w Lorne Bay. To nawet nie było takie straszne. Bardziej obawiała się tego, że utknie w stadninie i nie zrobi absolutnie niczego ze swoim życiem. Zostanie starą panną ze swoją klaczą, a kiedy umrze Tear, umrze również Melis. – Tak, zdaję sobie z tego sprawę, ale stadnina ma długi. Rodzice przeznaczyli pieniądze na studia Tilly, a ona wcale nie chce studiować i… rozumiem ją, naprawdę – powiedziała, ale jednak w głowie tliła się myśl, że jej siostra mogła załatwić to szybciej, a nie teraz, kiedy pieniądze już poszły w błoto. Melis miała oszczędności, ale to nie było wystarczające. Musiała wrócić do fotografowania, do gazety, żeby to wszystko jakoś utrzymać, ale nie mogła zostawić stadniny, bo zwyczajnie nie miała komu. Tilly nie potrzebowała na swoich barkach takiego ciężaru, a Anthony miał swoje sprawy. Mama, natomiast opiekowała się ojcem. – Pewnie – powiedziała z entuzjazmem. Uśmiechnęła się. – Mogłabym ci zrobić parę zdjęć? – zapytała. Nigdy starała się nie patrzeć na niego w ten sposób, bo był wyłącznie mężem jej przyjaciółki, ale nie dało się ukryć, że Aaron był przystojny i nie mogłaby zaprzeczyć.
- Pomógł – odpowiedziała. – Kochała mnie, była prawdziwa, ten list pomaga przypomnieć sobie o tym. A po za tym, uświadomiła mnie, że powinnam dotrzymywać obietnic i być trochę mniejszą egoistką – wyjaśniła. Te listy mogły ich wiele nauczyć, ale mogły dać też dużo ciepła, jakieś poczucie, że Julia nadal z nimi jest i ich wspiera. To był idealny dowód na to, że choćby Aaron zakochał się ponownie, a Melis zawarła wiele innych przyjaźni, to nie będą w stanie jej zastąpić, bo była fantastycznym człowiekiem.

Aaron Barnard
ambitny krab
martyna
wykładowca literatury — Cairns University
34 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Do you believe in life after love?
- Aaron chyba niekoniecznie.
Aaron z jednej strony wcale nie rozpaczałby, gdyby pisany był mu jeden z tych dramatycznych żywotów, rodem z romantycznej powieści sprzed wieków. Polegający właśnie na tym, że ta jedna miłość była prawdziwa i nigdy już nie będzie mu dane doświadczyć czegoś podobnego. Z drugiej zaś strony miał chęć do życia, to nie jest tak, że wtedy z wraz z ciałem żony, pochował też swoją radość życia. Owszem nieco ona przygasła na jakiś czas, ale gdzieś tam wciąż odczuwa głód doświadczania nowych rzeczy, może też małego szaleństwa, choć o tym czy jest do niego zdolny, tak naprawdę przekona się dopiero gdy stanie twarzą w twarz z czymś takim.
- Rozumiem, że nie chcesz nawet słyszeć o jej sprzedaży? - zapytał. Miejscowe tereny rolne i gospodarskie były dość wartościowe w mieście. Aaron kiedyś czysto hipotetycznie się tym zainteresował. Choć biorąc pod uwagę, że jego rodzice nie robią się coraz młodsi, a jemu nie pali się do pracy na roli, to kto wie, może po ich śmierci zdecyduje się na takie rozwiązanie. Właśnie, ta śmierć rodziców mogła być też dość kluczowa w przypadku Melis, bo nawet jeśli ona uczuła ograniczona jak w klatce, to dla jej ojca taka decyzja mogłaby być tak poważnym ciosem, że mogłoby dojść do pogorszenia stanu zdrowia. Oczywiście nie wiedział tego, jedynie intuicja podpowiadała mu, że takie rzeczy mogą się przydarzać.
- Czemu nie, może któreś przyda się do tej książki, której nigdy nie wydam. - zażartował i wzruszył lekko ramionami. Nie bał się obiektywu, nie było też tak, że na wszelkich imprezach pchał się przed obiektyw, po prostu czuł się w takich sytuacjach dość swobodnie. A co do pisania, bo miał na swoim koncie parę artykułów, ale to wszystko było ściśle związane z jego pracą naukową. Nie wykluczał jednak, że kiedyś wyda coś z gatunku beletrystyki i tu faktycznie nie ma żadnych konkretów w przysłowiowej szufladzie.
- Akurat za to ostatnie skopałbym jej tyłek, gdyby tu teraz była. Biorąc pod uwagę to, co powiedziałaś mi o swojej rodzinie, to można powiedzieć o Tobie wszystko, ale nie że jesteś egoistką. - dobrze, że miał się czego uczepić, choć na moment zapomniał o tym kawałku papieru, który gdyby miał nadprzyrodzone moce, to właśnie paliłby mu dłoń. - Masz rację, powinienem to przeczytać. - powiedział otwierając kopertę. - Zostaniesz? Może przejdziemy się potem na plażę albo wypijemy jeszcze po piwie. - zapytał trzymając już w ręku list. Po otrzymaniu odpowiedzi, rozłożył kartę i zagłębił się w lekturze. Miał wrażenie, że przez całą jego treść wstrzymywał oddech, a gdy przeczytał kończący go zwrot Twoja na zawsze, Julia, to paradoksalnie oddychało mu się jakby lżej. Tkwił jednak jeszcze przez chwilę we własnym świecie, więc milczał wpatrując się w te ostatnie słowa.

melis huntington
ODPOWIEDZ