listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
08.


To zdecydowanie nie był jego dzień. Od rana wszystko szło tak bardzo nie tak, że Otis miał ochotę palnąć sobie w łeb. Najpierw zaspał do telefon i gdyby nie powiadomienia na telefonie od Jo, pewnie spałby do tej pory, a kiedy stawił się w pracy okazało się, że ma do rozwiezienia pierdyliar listów i paczek. Co ci ludzie, do reszty pogłupieli? Jeszcze jak wskakiwał na skuter firmowy, to pękał ma torba i większość przesyłek wylądowało na ziemi. Ewidentnie wisiało nad nim jakieś obrzydliwe fatum, które nie pozwalało cieszyć się zbliżającym weekendem.
Z początku myślał, że chociaż przypadający mu rejon wynagrodzi te nieszczęścia, ale nic bardziej mylnego - już po wjeździe zakopał się i prawie wylądował twarz w błocie. Skończyło się brudnym uniformem i upieprzonymi rękami. Nosz kurwa. Kwintesencją tego dnia byłoby pogryzienie przez jakiegoś wściekłego psa. Albo krokodyla.
Nie zastanawiając się wyjątkowo długo, wytarł łapska w listy, po czym niedbale wcisnął je w otwór w drzwiach. Jebać to, niech ktoś inny też się potyka i ma równie beznadziejny dzień, Otis zupełnie o to nie dbał. Już miał oddalić się od chatki numer trzysta czterdzieści dziewięć i z powrotem wskoczyć na skuter, jednak ktoś znienacka szarpnął za klamkę, a jego oczom okazała się twarz, na którą musiał patrzeć kilka dni temu w sklepie spożywczym podczas walki o masło orzechowe. I w której stracił ulubionego różka, bo z premedytacją pociągnięto go z ramienia.
- To ty - rzucił beznamiętnie, mrużąc przy tym oczy, jakby chciał wymierzyć dziewczynie sprawiedliwość. Jolene z Rudd's, jak nikt inny na świecie, zasługiwała na te upierdolone błotem listy i przesyłki z Aliexpress, na które czekała pewnie ze dwa miesiące. I wprawdzie Goldsworthy nie miał świadomości, że mieszkała właśnie pod tym numerem, w duchu cieszył się, że właśnie tak wyszło. Idealny odwet za utratę loda, który smutno roztopił się na chodniku pod sklepem. A warto wspomnieć, że to był cholernie przykry widok i Otisowi z pewnością zakręciła się łezka w oku.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
006.


Dzisiejszy dzień był dla Jo prawdziwą odskocznią od rzeczywistości. Nie dość, że dostała wolne w robocie, to jeszcze zdołała rozłożyć się w salonie ze sztalugą i wielkim setem akryli. Ostatnio tak mało czasu miała na rozwijanie pasji i oczyszczenie głowy. A było co oczyszczać, serio. Wieczne problemy w Rudd’s z szefostwem, cięciem kosztów i brakującym hajsem w kasie, który - o dziwo - to nie ona podjebała. Cieszyła się wiec jak małe dziecko, kiedy w końcu mogła rozjebać się po całości z czymś, co lubi i ubabrać po łokcie kolorowymi farbkami.
Muzyka dudniła w najlepsze, otulając jej uszy (i zapewne wszystkich sąsiadów w promilu kilometra) słodkimi brzmieniami Green Day. To był jej dzień. Najlepszy dzień. Miała cudowny humor i kurwa nic nie było w stanie wyprowadzić ją z tego istnie promiennego nastroju.
Pędzle walały się wszędzie - na podłodze, taborecie, w kieszeni jej czarnych getrów, a nawet na kanapie, co na dobrą sprawę nie było już takie cool, bo jak tylko Tessa wróci na chatę i zastanie swoje ulubione miejsce posiadówy upierdolone czerwonymi plamami może się pogniewać. A nawet bardzo.
King zgramoliła się wiec do kuchni w poszukiwaniu jakiegoś dobrego, silnego detergentu, którym to spierze, w międzyczasie dostrzegając, że ktoś kręci się przy głównych drzwiach. Tessa nie powinna wrócić aż do późnego wieczora. Ściągnęła nieznacznie brwi, popadając na moment w głębokie zamyślenie. No a co jak to jakiś kurwa włamywacz? Teraz przecież tyle się słyszy o tych wszystkich przestępcach grasujących w lasach.
Nie myśląc wiec już ani chwili dłużej, otworzyła szafkę i złapała za pierwszy, lepszy nóż, jaki wpadł jej do ręki. Oczywiście nie miała zamiaru nikogo nim dźgać, jednak wiadomo - bezpieczeństwo przede wszystkim, o! Podeszła do drzwi, nasłuchując. No ktoś kurwa ewidentnie grzebał w drzwiach, próbując dostać się do środka. Odczekała moment i z impetem przekręciła klamkę, unosząc nóż do samej twarzy.
- Co jest kurwa? - zamiast wielkiego złoczyńcy przed jej twarzą wyrósł nie kto inny jak lokaty typek ze sklepu. Ten sam typ, co rozbił ostatnie masło orzechowe i bezczelnie zapierdolił to ostatnie, skitrane gdzieś pomiędzy innymi produktami. Ten sam typek, przez którego jeszcze tydzień temu przechodziła najgorszy dzień pod jebanym słońcem. Ten sam typek stał właśnie przed jej drzwiami, we własnej osobie, na dodatek w całym upierdolonym uniformie listonosza - Życie ci niemiłe, że tak się skradasz ludziom pod domy? - niekontrolowanie machnęła w powietrzu dłonią, w której trzymała nóż, nawet nie zdając sobie sprawy jak dwuznacznie mogła właśnie wyglądać, na dodatek od góry do dołu upierdolona czerwoną farbą. Normalnie morderca jak się patrzy, a kurwa jego posądzała.
Już miała zapytać co tu robił, już miała podziękować za paczki i zamknąć drzwi przed jego wrednym nosem, by nie musieć go oglądać i psuć sobie przypadkiem humoru, jednak gdy tylko zobaczyła na podłodze stertę listów UPIERDOLONYCH błotem zrozumiała, że było juz za późno. Jej humor juz się elegancko spierdolil.
- Ale moment, halo, halo - zatrzymała go wpół kroku, kiedy już chciał odejść - CO TO KURWA MA BYĆ? Jaja sobie robisz? - opuszkami palców uniosła brudne koperty i jak gdyby nigdy nic cisla nimi prosto w twarz listonosza. No przecież chyba nie sądził, że przyjmie od niego takie brudne, zniszczone papieruchy. Spojrzała głęboko w jego jasne oczy i nagle ją oświeciło.
- Zrobiłeś to specjalnie - skwitowała, wskazując nożem prosto w jego stronę - Zrobiłeś to kurwa kompletnie celowo, żeby się zemścić za tą jazdę w sklepie. Aż tak cie to ugodziło? Do tego stopnia, że musiałeś spierdolić wszystkie listy i paczki? - przewróciła oczami. Żałosne kurwa. Żałosne.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Nie spodziewał się, że ktoś otworzy drzwi, a już na pewno nie spodziewał się, że w progu ujrzy tę wredną dziewuchę ze spożywczaka. W dodatku to uświadomiło Otisowi, że byli praktycznie sąsiadami. Co za niefart. Mógł tutaj mieszkać dosłownie każdy, ale nie, musiała mieszkać właśnie ONA. Pieprzona Jolene z Rudd's. Jakim cudem nie wpadli na siebie wcześniej, tego już nie wiedział, ale był przekonany, że nie chciał mieć z nią nic wspólnego.
- Zjeżdżaj z tymi łapskami - kiedy blondynka umazaną od czegoś rękę i wykonała gest niczym z kiepskich horrorów klasy B, Otis machnął swoją, jakby odganiał natrętną muchę. Nie będzie mu tutaj panna grabami bezczelnie wymachiwać! Chciał jeszcze coś dodać, ale wtedy listy, które chwile temu wrzucił przez szparę w drzwiach, odbiły się od jego twarzy; złapał je w locie, kiedy spadały na ziemię, co było odruchem automatycznym. Głupio zrobił, trzeba było pozwolić im wylądować na ganku i jeszcze przydeptać ubłoconym buciorem. - Jak to co? Twoja korespondencja - powiedział tonem, jakby to była oczywista rzecz na świecie. - Trochę się pobrudziły, ale ty też do najczystszych nie należysz - zauważył, zresztą całkiem bystrze, b o dziewczyna umazana była czerwoną mazią i Otis wcale nie zdziwiłby się, gdyby była to krew menstruacyjna. FUJ.
Oszczerstwo, jakim go uraczyła sprawiło, że popatrzyła na nią jak na skończoną kretynkę. No chyba kogoś tutaj mocno pogięło. Aż uniósł w zdziwieniu brwi i parsknął z niedowierzenia śmiechem. C
- Chyba zwariowałaś - odparł na te pomówienie, które nijak miały się do prawdy. - Niby skąd miałem wiedzieć gdzie mieszkasz, co? Myślisz, że mam tak nudne życie, żeby za wszelką cenę dowiadywać się gdzie mieszkasz i cię stalkować? Weź sobie nie pochlebiaj - wymierzył w nią ujebanymi, pomiętymi papierami, po czym wcisnął je te torby. - Nie chcesz tych listów, to nie. Przecież nie będę się prosił - to, że trochę się wymazały błotem było czystym przypadkiem, ok? Na Sapphire River już dawno powinni zrobić lepszą drogę wjazdową, a tak to z jednej strony beton, a z drugiej drewniane pomosty poprzedzone, zwilżoną od australijskich deszczów, ziemią. Skoro Jolene zamieszkiwała jedną z chatek, to powinna wiedzieć jak to wygląda. A wyglądało tak, jak wyglądał Otis, który uniform miał w błocie, bo skuter zakopł mu się w błocie, a on, próbując go wyciągnąć, wpadł w nie prawie po kostki. Taka sytuacja.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Nie miała zielonego pojęcia jak i przede wszystkim dlaczego los postanowił aż tak z nią pogrywać. Bo przecież niemożliwe było, że to całe ich ponowne spotkanie to czysty, samoistny przypadek. To jej pieprzona passa sprowadzała na siebie te nieszczęścia, a w tym przypadku i dupka ze spożywczaka, który ponownie przybył z misją spierdolenia jej kolejnego dnia.
Nie chciała się z nim kłócić, serio. Jednak kiedy zobaczyła upierdolone do granic możliwości listy nie mogła inaczej. Fakt, wybuchowa była z niej kobietka, ale przecież nie robiłaby tego zupełnie bezpodstawnie. Przecież gdyby po prostu przyniósł jej listy pewnie rzuciłaby jakimś krótkim komentarzem nawiązującym do masła orzechowego, a raczej jego braku i po prostu, jak gdyby nigdy nic zamknęłaby za sobą drzwi. I tyle by się widzieli. Zamiast tego stali na drewnianej werandzie, rzucając w siebie listami, posyłając skwaszone miny i wkurwiając się na sytuacje. Każdy z osobna.
Może faktycznie przesadziła. Może faktycznie nie zrobił tego specjalnie, a ona tak po prostu widząc jego wkurwiający ryj po prostu wysunęła pochopne wnioski. No cóż. Trudno. Stało się. Nie mogła teraz przecież podkulić ogona i uraczyć go solidnymi przeprosinami. W normalnych okolicznościach potrafiłaby się przyznać do winy, jednak biorąc pod uwagę ich wzajemną relację prędzej krowy zaczną latać, Kasia polubi oliwki, a Bubek przestanie oglądać seriale niż ona przyzna mu racje.
- Wcale sobie nie pochlebiam, po prostu stwierdzam fakty - rzuciła już mniej pewnie, krzyżując ręce na piesi, by dodać nieco autentyczności swoim słowom. Nie miała zamiaru dawać mu jakiekolwiek satysfakcji, jednak na widok listów, które zaczęły lądować z powrotem w torbie wyprostowała się na baczność, robiąc krok w jego stronę - No chyba sobie jaja robisz. Oddawaj te listy - wyciągnęła wolną rękę i jak ostatnia hipokrytka oznajmiła, że chce je odzyskać. Normalnie jak z dzieckiem.
Jednak on wcale nie miał zamiaru oddać ich tak łatwo i pomimo jej ponagleń wciąż usilnie kisił je w swojej przeklętej torbie, zupełnie jakby czekając na jakieś magiczne słowo. Niedoczekanie jego.
- Mówię serio. Oddaj je. Są moje - pokręciła głową z niedowierzania. No co za typ. Pierwsze przychodzi, daje jej upierdolone przesyłki, a teraz nawet nie chce ich porządnie dostarczyć. No i chuj no i cześć. Na jego nieszczęście Jo należała do tych nieobliczalnych osób, które potrafiły postawić na swoim i niekiedy nie miały żadnych pohamowań - Skoro nie chcesz mi ich oddać, to sama je sobie wezmę - zamahnęła się w kierunku wielkiej torby, jednak pod wpływem śliskiej podłogi noga osunęła się na bok, powodując utratę równowagi. No masz. Jo niekontrolowanie wpadła całym ciałem na Pana nie pochlebiaj sobie, wywołując u niego automatycznie cofnięcie. Pech chciał, że tuż za nim znajdowały się schody i kurwa JAK JEBŁO. ALE TO JAK JEBŁO.
On do błota całym ciałem, ona na niego równie w całości, a nóż, który miała w ręce opadł tuż przy jego dłoni, nacinając nieznacznie skórę przy nadgarstku. Kurwa. Będzie grubo.
Uniosła wzrok, by już po chwili napotkać idealnie turkusowe spojrzenie. Chociaż gdyby tak przyjrzeć mu się dokładniej, pewnie było bardziej wkurwione niż idealne. Uśmiechnęła się głupio, próbując ogarnąć co się właśnie odjebało i zapewne rzucić równie głupim komentarzem, chociaż tak naprawdę wszystko stało się z jej winy.
- Dobra, nie patrz tak na mnie. Nie mam zamiaru cię za nic przepraszać - podkreśliła jeszcze zanim zdążył cokolwiek powiedzieć i zabrała się do usuwania swoich czterech liter z jego wyjątkowo umięśnionego ciała - Kurwa - syknęła, gdy jej wzrok padł na niewielkie przecięcie na ręce i stróżkę powolnie sunącej po skórze krwi. Brawo, Jo. Brawo. Tak się właśnie kończy zabawa z ostrymi przedmiotami. Wertowała na szybko listę potencjalnych pomysłów co można by zrobić z tym fantem, jednak do głowy przychodził jej tylko jeden. I to taki, który mocno średnio się jej podobał.
- Dobra. Chodź do środka. Trzeba to opatrzyć - stanęła na równe nogi, wyciągając do niego rękę - Słuchaj, dla mnie też nie brzmi to jak najlepiej spędzone pięć minut, ale jeszcze wda ci się w to jakieś zakażenie i będzie kaplica - żadna z niej pielęgniarka ani znawczyni ran, jednak dobrze wiedziała, że nigdy nie ma co lekceważyć otwartych przecięć. Poza tym, jakby na to nie patrzeć cała sytuacja wyszła z jej winy (czego i tak nie przyzna), więc jedyne co mogła zrobić to, chociaż pomóc mu się trochę ogarnąć - Idziesz czy nie?
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Nie znosił takich zbiegów okoliczności. Nie było w nich nic miłego. Zupełnie jakby los stroił sobie z niego żarty. Cały ten dzień był jedynym, bardzo nieśmiesznym żartem. Dlatego Otis chciał jak najszybciej zabrał swoje klamoty, wsiać na skuter i odjechać w pizdu. Tylko nie było mu dane, bo dziewczyn oznajmiła wszem i wobec, że jednak chciałaby dostać swoje listy.
- Ej, oddałaś mi je - zdążył warknąć i to było jedyne, co padło z jego ust, bo nagle poczuł ciężar na swojej klatce piersiowej; Jolene straciła równowagę, on również zachwiał się na drewnianym podeście i nie zdołał ustać na nogach, więc po chwili oboje z hukiem zlecieli z kilku stopni i zlecieli na ziemi przed gankiem. Ten upadek najbardziej odczuły plecy Otisa, bo w przeciwieństwie do blondynki, on nie miał zbyt miękkiego lądowania.
- Ugh - wydusił, próbując podeprzeć się na łokciach. - Nie musisz mnie przepraszać, po prostu ze mnie zejdź - bąknął opryskliwie, bo czego się spodziewała? Może tego, że to on jej podziękuje za to spierdolenie się z ganku? - No szybciej - ponaglił ją i dopiero jak przeniosła wzrok z jego twarzy na jego dłoń, Goldsworthy również spojrzał w tym kierunku. I to, co zobaczył sprawiło, że zakręciło mu się w głowie. Krew. Najprawdziwsza w świecie KREW. - Jezu, wykrwawiam się! - wrzasnął trochę zbyt dramatycznie, ale warto wiedzieć, że Otis, jak większość mężczyzn, wrażliwy na takie widoki. Dobra, może nie tracił tracił przytomności, ale zrobiło mu się dziwnie słabo. I niedobrze. - Chciałaś mnie zabić, wariatko! - oskarżycielsko wymierzył w nią palcem, kiedy już łaskawie z niego zeszła.
Rana nie bolała, nie była duża, a samej krwi też było niewiele - mała stróżka ściekała z nadgarstka, skapywała na ziemię i wsiąkała w ciemny piasek.
Czy Jolene właśnie zaproponowała mu pomoc? Wszystko na to wskazywało. Początkowo zawahał się i pokręcił głową. Nie. Nie było nawet mowy, nigdzie z nią nie pójdzie. Już raz próbowała wykonać na nim zamach, na szczęście nieudany i drugi raz nie da się na to nabrać. Na bank miała coś w zanadrzu i pewnie jak tylko przekroczy próg jej chatki, to dla odmiany wbije mu ostrze noża prosto w serce.
- No już idę, moment - niechętnie stanął na nogi i chwyciwszy torbę za pasek, wspiął się na ganek i wszedł do środka. A tam rozejrzał się uważnie, czy aby nie czyhało na niego jakieś niebezpieczeństwo. Dopiero, kiedy upewnił się, że w pobliżu nie znajdowały się żadne ostre narzędzia (choć równie dobrze Joelne mogła zatłuc go zwykłą lampką), podążył za dziewczyną do kuchni. - Sam to mogę zrobić - dodał i to nie tak, że nie chciał jej fatygować, po prostu chciał okręcić nadgarstek jakimś bandażem i jak najszybciej spierdalać. Poza tym listy same się nie rozwiozą, nie?

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Spodziewała się wielu rzeczy.
Że ponownie ją opierdoli, że nazwie jebniętą i spierdoli elegancko z jej listami i tyle go widziano. Rozważała nawet opcję, że chwyci ją za nogi, przepierdoli przez ramie i również wrzuci do błotnej brei. W końcu wydawał się równie nieobliczalny jak ona.
On jednak krzyknął przerażony na widok krwi i skłamałabym pisząc, że Jo wcale nie zaśmiała się delikatnie pod nosem na jego histerie i nie przewróciła teatralnie oczami. Faceci. Z nimi to zawsze tak było. Wieczne koksy, mocni w gębie, a jak przychodziło co do czego to zachowywali się jak ostatnie pizdy. I jak widać taką pizdę miała właśnie po łokcie ujebaną w błocie, tuż przed swoim domkiem.
- Zabić? - prychnęła głośno, kręcąc głową z rozbawieniem - Uwierz mi, gdybym chciała cię zabić, znalazłabym o wiele bardziej kreatywny sposób - rzuciła pół żartem pół serio podnosząc z podłogi wielki nóż, który aktualnie w oczach chłopaka robił za narzędzie zbrodni. Poza tym co to za zbrodnia, która kończy się na niewielkim przecięciu. Nawet w tych najgorszych horrorach nie ma aż tak nieudanych podejść.
Trochę miała nadzieje, że jednak nie będzie chciał wejść do jej domu i po prostu odjedzie, zarzekając się, że wszystko z nim okej, a ona wmówi sobie, że przecież próbowała. No nic. Mówi się trudno. Wprowadziła go przez drzwi prosto do kuchni, gdzie pierwsze co zrobiła to wyjebała ten cholerny nóż głęboko do szuflady.
- Poczekaj tu chwilę, zaraz przyniosę apteczkę - rzuciła krótko i przeskakując nad taboretem z farbkami ruszyła do łazienki. Przegrzebała górne szafki, jednak bez skutku i kiedy już miała tracić wszelkie nadzieje, zajrzała pod umywalkę i z wielkim uśmiechem wyciągnęła czerwoną walizeczkę. Nim opuściła pomieszczenie rzuciła okiem na własne odbicie. Kurwa. Wyglądała co najmniej jak po osiedlowej bójce lub dobrym seksie. Szkoda tylko, że ani jedno z tych rzeczy nie miało miejsce. Chociaż co do tego pierwszego.. w sumie to czas pokaże, jeszcze nic straconego.
- Nie, nie możesz zrobić tego sam. Patrząc na twoją wcześniejszą reakcję na ranę jeszcze mi tu kurwa zemdlejesz jak będziesz próbował to dotknąć - skwitowała, prawdopodobnie godząc jego męskość. Sorry not sorry - Siadaj - podstawiła jeden ze stołków pod kuchenny blat, tuż przy oknie dla lepszej widoczności - No siadaj. Im szybciej się ze wszystkim uwiniemy, tym szybciej będziesz mógł iść i uprzykrzać życie innym - odnalazła jego spojrzenie, wpatrując się nieco dłużej w jasne, lekko przymrużone oczy. Może wyczekiwała odpowiedzi i jakiegoś działania z jego strony, a może po prostu z jakiegoś niewyjaśnionego powodu je polubiła. Chociaż nie, na pewno to pierwsze.
Gdy w końcu jego cztery litery zasiadły na krześle, Jo złapała za zranioną dłoń i uniosła nieco wyżej, by już po chwili zapsikać ją Oceniseptem, czy innym gównem na odkażenia, które znalazła w apteczce. Musiało go pewnie zapiec, bo rana pieniła się jak pojebana. Zresztą nic dziwnego, biorąc pod uwagę głoto w jakim była wyciaplana.
- Masło orzechowe smakowało? - rzuciła kąśliwie po chwili milczenia, zabierając się za owinięcie nadgarstka cienkim bandażem.
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
- Bardziej kreatywny sposób? - prychnął pod nosem, bo nie spodziewał się po niej niczego wyszukanego. Raczej prymitywne morderstwo - uderzenie jego głową o kant stołu i zgonienie na nieszczęśliwy wypadek. Oklepane i nudne. Właśnie na taką śmierć gotowy był Otis - przeraźliwie nudną, bez fajerwerków, rozgłosu i późniejszego śledztwa, bo miasteczko szybko zapomniałoby o tym, że wziął i umarł.
I czy ona nie wiedziała, że takie powolne wykrwawianie też może wyrządzić wiele szkód? Ta rana tylko niegroźnie wyglądała, a tak naprawdę była zdradziecką szmatą i powoli pozbawiała Goldsworthy'ego życia. Pewnie dlatego Jolene tak ociągała się z tym opatrunkiem i teraz krew z nadgarstka kapała wprost na kuchenną podłogę. I dobrze, niech ma za swoje, niech później sprząta! Ale tak na wszelki wypadek pomacał blat stołu i oparcie krzesła, bo gdyby faktycznie miało mu przyjść tutaj zdechnąć w jakichś tajemniczych okolicznościach, a ona zacznie pozbywać się jego ciała w beczce z kwasem, to policja będzie miała przynajmniej jakieś ślady.
- Już nie udawaj, że taka z ciebie twardzielka. Pewnie jak zatniesz się przy goleniu, to aż robi ci się niedobrze - posłusznie zajął miejsce, kiedy blondynka wróciła już z całym medycznym wyposażeniem. - Ała, kurwa - warknął przez zaciśnięte zęby, jak tak złapała jego rękę i popsikała rozcięciem jakimś gównem. - Delikatniej się nie da? - zapytał z nieukrywanym wyrzutem, bo na pewno się dało, tylko musiała odwdzięczyć mu się pięknym za nadobne za te zasrane listy. - Mogłabyś chociaż podmuchać. Albo ojojać. Ojojana rana zawsze boli mniej - wzruszył obojętnie ramionami, ale minę miał nietęgą, gdy wlepiał ślepia w pieniącą się ranę. Oczywiście, że piekła. Jak skurwysyn.
Na moment zapomniał, że kilka dni temu mieli okazję spotkać się w równie nieprzyjemnych okolicznościach, jednak Jolene szybko przypomniała mu o tym, wspominając o maśle orzechowym. I wtedy wróciła do niego cały ten żałosny bój. Taki na śmierć i życie. Bitwa, z której Otis wyszedł zwycięsko i po której stracił później lodowego różka, co sprawiło mu mnóstwo przykrości.
- Nie wiem, nie próbowałem - odparł już nieco mniej nabuzowanym tonem; swoje zmysły skupił na delikatnych palcach Jolene i na tym, w jaki sposób owijała mu bandażem skaleczony nadgarstek. - Nie było dla mnie, tylko dla siostry - wyjaśnił, żeby nie pomyślała, że był tak bardzo znudzony i bawił się w tę wojnę w spożywczaku dla czystego funu. Bo kiedy emocje opadły, ta akcja wcale nie wydała mu się fajna. Wręcz przeciwnie, w duchu bił się z własnym zażenowaniem. - Kupiłaś coś innego czy poszłaś do innego sklepu? - odwdzięczył się zgryźliwym pytaniem, ot tak, dla samej zasady. Umiał odpuszczać, ale jakoś przy tej dziewczynie nie umiał powstrzymać się od kąśliwości.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Pomimo tego co myślał, Jo bardzo dobrze reagowała na widok krwi i innych, różnych obrażeń. Nie robiło jej się słabo, niedobrze, ani nawet jej twarz niespecjalnie skrzywiała się w niesmak, jak to było w zwyczaju u innych ludzi. Zresztą, nie ma się co dziwić - naoglądała się w życiu dziewczyna, wrażeń nabyła, to logiczne, że byle co nie mogło jej teraz ruszyć. Wytrzymała widok ojczyma dławiącego się na jej oczach i zakrwawioną matkę na chłodnych kafelkach łazienki - nie miała więc najmniejszego problemu z raną po goleniu, czy tym bardziej tym niewielkim zacięciem na dłoni lokatego typka, którego imienia wciąż nie mogła sobie przypomnieć.
- Przecież jestem delikatna, nie wiem, o co ci chodzi - skwitowała polewając jeszcze więcej odkażacza na ranę, chociaż ta już dawno przestała się pienić. Musiała przyznać - sprawianie mu bólu (oczywiście w dobrej sprawie!) sprawiało jej wyjątkowo dużo przyjemności - Podmuchać? Ojojać? - unisła w górę brew, przyglądając mu się z bliska. Jaja sobie robił? Jeszcze przed chwilą wyzywał ją od wariatek, które chciały go celowo zabić, a teraz oczekiwał, że będzie jojać jego rany? Niedoczekanie jego - No tak, gdzie moje maniery. Wybacz - uniosła zaczerwieniony nadgarstek po same usta i składając je w dziubek, wypuściła na niego nieco chłodnego powietrza, zapewne przynosząc mu nieco ulgi, po czym złapała za gazik i z już o wiele mniej delikatnie (czyt. w pyte mocno) przystawiła do rany i zawinęła bandażem. No bo chyba nie myślał, że na samym słodkim dmuchaniu się skończy? A jeśli myślał, to tylko potwierdzało jej przekonanie, że był skończonym idiotą.
- Lody - unisła spojrzenie, odnajdując jasne oczy - Kupiłam wielki kubeł lodów - skwitowała z niesmakiem. Pomimo tego ze finalnie i tak czekoladowe lody okazały się ŚWIETNYM wyborem i idealnym zapychaczem, ona wciąż miała żal do niego, że zapierdolił ten ostatni słoik. Nawet dla samej zasady - Smakowały wyśmienicie. Czego pewnie nie można powiedzieć o lodzie, który ty kupiłeś, co? - bo przecież nie byłaby sobą, gdyby nie odpowiedziała równie kąśliwym pytaniem, odbijając piłeczkę.
Cała ta gadka o lodach przywołała w jej myślach Otisa i rozmowę na temat ulubionych smaków, którą ostatnio mieli. Mimowolny uśmiech zagościł na jej twarzy na moment, kiedy na ułamki sekund przeniosła się do tej pozytywnej części głowy, w której chowała wspomnienia związane z przyjacielem. Zastanowiła się co właśnie robił. Oby miał lepszy dzień niż ten jej, bo kurwa takiego to by nikomu nie życzyła.
- Dobra, gotowe - skwitowała, podziwiając piękny opatrunek i wyjątkowo równiutką kokardkę z końcówki bandażu. Przez cały ten czas trwała nachylona nad chłopakiem i gdy w końcu wyprostowała się w pełni, ogarnęła ten cały gnój dookoła - pomieszanie kropel krwi w towarzystwie kolosalnego błociska. Świetnie kurwa. Świecie. Zlustrowała swojego gościa i chyba sama do końca nie wierzyła w to co właśnie miała zamiar powiedzieć.
- Ściągnij to i daj. Przepiorę ci to na szybko - rzuciła wskazując na formową koszulkę, którą miał na sobie, jednak widząc jego spojrzenie, nie mogła się powstrzymać od przewróciła oczami oraz wydania z siebie głośnego westchnięcia - Jezu, no popatrz na siebie. Jesteś cały upierdolony. Wyglądasz jakby szambo wyjebało prosto na twoje plecy. Serio masz zamiar tak iść na resztę dnia do pracy? Daj tę koszulkę, raz-dwa przejadę płynem, chociaż po tych plecach. Wyschnie w trzy minuty na słońcu - bo chociaż tyle mogła zrobić. Spodni nie miała zamiaru dotykać - chuj jeden wiedział ile bąków zdążył w nich puścić od rozpoczęcia zmiany, a patrząc po jego twarzy to pewnie kurwa DUŻO.
- No chyba, że wolisz tak iść i łazić przez cały dzień z oschniętym błociskiem na plecach to droga wolna - wskazała na drzwi, dając mu wybór. Przecież nie będzie go do niczego zmuszać. Już i tak była dla niego zdecydowanie ZBYT miła. Bo chuj już tam z tym, że to przez nią tak naprawdę był tak upierdolony. ZBYT MIŁA, o.
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Problem polegał na tym, że Otis nie myślał. Palnął tylko ot tak o tym goleniu i ojojaniu, bo często mówił co mu ślina na język przyniosła, byle tylko popierdolić. Nikomu tym krzywdy nie robił, bo każdy kto go znał wiedział, że to były zwykłe żarty. Ale Jolene go nie znała, więc nie miała o tym pojęcia, dlatego zdziwił się szczerze, kiedy faktycznie podmuchała jego ranę, o czym świadczyły jego wysoko uniesione brwi.
Jeszcze byłby skłonny stwierdzić, że ta dziewczyna nie była taka zła, ale po nanosekundzie wszystko wróciło do normy, jak tak z całej pizdy przycisnęła ten jebany gazik w miejsce rany. Aż mu się, kurwa, łezka w oku zakręciła, a uniesione brwi szybko zostały ściągnięte przez zmarszczone w złości czoło.
- Właśnie widzę jaka jesteś delikatna - burknął z wyraźnym niezadowoleniem. - Jak ból w klatce piersiowej podczas zawału - w sumie Otis nie wiedział jak wielką skalą mierzyć taki ból, ale podobno można było go porównać do ucisku piersi przez słonia, więc podejrzewał, że bolało w chuj i jeszcze trochę.
- I tak nie lubię rożków. Kupiłem go od niechcenia - kłamał. Kochał rożki całym sercem, a tamten był jego ulubionym, ale Jolene nie musiała o tym wiedzieć. A on za nic w świecie nie miał zamiaru się do tego przyznawać.
Spojrzał na swoją obandażowaną dłoń. Przynajmniej opatrunek prezentował się znośnie. Tak do przeżycia. Przecież nie będzie jej zachwalał za wykonanie dobrej roboty, co nie? Bez, kurwa, przesady.
- Co? - wyrwało mu się, kiedy usłyszał tę dziwaczną propozycję. Jakaś laska (i to nie była jego matka ani żadna z sióstr) miała zamiar prać mu ciuchy? Kogoś tutaj nieźle pojebało. - Co? Nie! Nie będziesz prała mi koszulki. Poza tym i tak muszę już spadać - zerwał się na równe nogi, a potem zlustrował wzorkiem przód uniformu, który wyglądał tak, jakby ktoś go wysrał i wyrzygał. Jednocześnie. Aż strach pomyśleć jak źle było z tyłem. - No... Dobra - zgodził się finalnie, bo trochę jednak siara popierdalać od drzwi do drzwi w takim stanie. Jeszcze jakaś lojalna staruszka doniesie na pocztę, że mają pracownika brudasa. Albo ktoś inny da im cynk. Na przykład ktoś tak wrednego pokroju, jak Jolene.
Na jej szczęście, że nie chciała prać też portek, bo Otis pierdział w nie regularnie i nawet bokserki nie mogły powstrzymać tej unoszącej się woni zgnilizny. To pewnie po wczorajszym burrito, które zeżarł na kolację
W końcu zdecydował się ściągnąć koszulkę i niezdarnie wręczył ją blondynce, jednocześnie stając przed nią do połowy nagi. Nie miał się czego wstydzić, od lat trzymał formę, w końcu napieprzał w kosza nie tylko dla frajdy, ale też po to, żeby mieć dobrą kondycję.
- Wiesz, że to też mogę zrobić sam, nie? - wystarczyło, żeby dała mu jakąś miskę z wodą i zwykłe mydło. Mogło być nawet szare. Jego babcia przez lata miała piękne, bujne loki. A potem umarła i już ich nie miała. Ale puenta jest taka, że mydło wszystko umyje, nawet uszy i szyję, włosy babci, plamę z buraczków po niedzielnym obiedzie, więc i pewnie z błotem też dałoby radę. NA LUZIE.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Nie lubił rożków?
Cóż za tania, perfidna ściema.
Każdy lubił rożki. Powtarzam. Każdy, kurwa, lubił rożki i nieważne co by jej powiedział i jaki kit nie wcisnął, ona i tak wiedziała swoje. Musiałby być największym popaprańcem świata żeby nie lubić. Chociaż to akurat mogłoby się zgadzać.. No nie ważne. Jo kochała lody w każdej postaci - czy to wodniste, kleiste, kwaśne, słodkie, w rożku, na patyku, w kanapce czy na fiucie - lubiła je wszystkie. I nawet od tego gadania w tamtej chwili nagle zagarnęła opierdolić loda. Takiego czekoladowego najlepiej. Pycha.
Zakodowała w głowie, by po pozbyciu się gościa koniecznie pójść do spożywczaka i opatrzyć się w mrożone słodkości, po czym spojrzała na listonosza, który w końcu chyba podjął decyzje co do prania koszulki. Odsunęła się na krok, kiedy wstał na równe nogi, uśmiechając się niewinnie w myślach, że to już koniec jego wizyty.
No... Dobra
A nie. Taki chuj. Jednak jeszcze nie.
Obserwowała uważnie jak zdejmuje koszulkę i kurwa musiała przyznać - klate to miał całkiem niezłą. Nawet bardzo niezłą, jeśli porównać by wszystkie wcześniejsze, z jakimi miała okazję obcować i nawet dotykać. Oczywiście, nie miała zamiaru prawić mu tam komplementów, czy ślinić się jak głupi (czy tam głuchy - nigdy nie wiem) do sera, ale przecież popatrzeć nikt jej nie zabroni, co?
- O, i to jest bardzo dobry pomysł - zaklaskała na jego chęć samodzielnego przeprania koszulki i ruszyła łazienki po miskę i płyn. No bo co on myślał? Że ona faktycznie chciała mu to przeprać z dobrego serca własnymi łapami? No jakby musiała to by i przeprała, ale skoro typek zgłosił się niczym Katniss Everdeen w Igrzyskach Śmierci to przecież nie będzie nawet protestować - Zapraszam - krzyknęła z kibelka, kiedy ciepła woda sięgała już połowy miednicy. Widząc go w progu, podeszłą bliżej i wcisnęła mu do rąk płyn do prania, dociskając dłonie do nagiej klatki piersiowej
- Szczotę masz koło miski, gdyby była ci potrzebna. Bo rozumiem, że wiesz jak się pierze, co? - nie mogła się obejść bez standardowej dogryzki, która na ten moment stała się już chyba nieodłącznym elementem ich znajomości. O ile można to było nawet nazwać znajomością - Jak coś to będę w kuchni, czyścić podłogę, którą zawodowo upierdoliłeś swoją drogą. Tylko nie utop się w tej misce - skwitowała, malując cwaniacki uśmiech na twarzy i podtrzymując wzajemne spojrzenie, do którego swoją drogą musiała porządnie zadrzeć głowę.
- Wyższy kurwa nie mogłeś już być? Szyja mi kiedyś pęknie - rzuciła oficjalnie najbardziej nieistotnym komentarzem tego roku i w końcu puściła za płyn, odsuwając się na bezpieczną odległość, w tym samym czasie uświadamiając sobie, jak dawno nie miała w swojej łazience półnagiego typa. Szkoda tylko, że okoliczności nie były za chuja sprzyjające. No cóż. Może kiedy indziej. Może z kimś innym.
- Jak wielki masz rozmiar stopy? - spytała na odchodne, będąc już w połowie drogi do błotnej kałuży w kuchni. No nie mogła kurwa przeboleć tej zżerającej ją ciekawości co do tego kolosalnego wzrostu.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Niczego o nim nie wiedziała, więc skąd te podejrzenia, że ściemniał? Równie dobrze jego ulubionym lodem mógł być pieprzony sorbet cytrynowo - ogórkowy. Ale kim była Jolene z Rudd's, że miałby jej się z czegokolwiek zwierzać? Nie znali się, to znaczy już znali, ale ewidentnie nie przepadali za sobą i Otis nie miał zamiaru tego zmieniać. Ta dziewczyna zwiastowała same kłopoty.
Nie liczył na to, że spotka się z odmową i że blondynka będzie naciskać, żeby za wszelką cenę uprać jego upierdoloną koszulkę. Od wielu lat był już totalnie samodzielny i potrafił robić wszystko, co było związane z domowymi obowiązkami. Mało tego, bo matka nauczyła go szyć, więc rekreacyjnie przerabiał łaszki, więc z pewnością nawlekła nitkę na igłę lepiej, niż niejedna kobieta.
Obnażony do połowy, ruszył za nią do łazienki, a na zbędne uwagi, zacisnął usta w wąską linię. Serio uważała, że jak był facetem, to nie potrafił przeprać sobie koszulki? Co to za wstrętne stereotypy?
- Wiem, jak się pierze. Możesz sobie darować udawaną troskę - machnął niedbale ręką i włożył górną część uniformu do miski. - Pewnie miałaś inne wzorce w domu i twoja matka musiała robić wszystko za całą rodzinę, skoro zadajesz takie idiotyczne pytania - dodał, a potem spojrzał na Jolene z góry. Nie dlatego, że czuł się od niej lepszy, oczywiście, po prostu nie miał innej sposobności ze swoim wzrostem. A TEN MEM dokładnie obrazuje, jak rozmawiać z niskimi ludźmi.
Goldsworthowie nigdy nie wiedzieli, po kim ich syn był tak wysoki, bo rodzice wzrostowo byli raczej mocno przeciętni. Legenda głosiła, że to po ojcu pana Goldsworthy'ego, ale dziadkowie Otisa zginęli w wypadku samochodowym bardzo dawno temu, dlatego ich jedyny syn wychowywał się w domu dziecka. Stąd też ta potrzeba posiadania dużej rodziny i ofiarowania im tego, czego on nigdy nie miał.
- Zależy od buta - wzruszył ramionami i spojrzał na te, które aktualnie miał na sobie - brązowe, nieco za kostkę i zupełnie nie oryginalne. - To chyba jedenastka - dodał, bo na podeszwie nie było rozmiaru, bo nie będzie ściągał teraz tego buciora, żeby Jolene jojczała, że jebią mu stopy.
SZURU BURU, SZURU BURU i dziesięć minut później wyłonił się z łazienki z przepraną, pachnącą płynem koszulką. Wcześniej mocno ją wyżymał, co by nie zostawiać za sobą mokrych plam.
- Rozwieszę ją na ganku - zakomunikował i jak powiedział, tak zrobił. Pewnie na zewnątrz zamontowane były jakieś sznurki na pranie, a jak nie, to rozłożył koszulkę na drewnianej balustradzie w miejscu, gdzie najbardziej świeciło słońce. A potem wrócił do środka i jak idiota sterczał z tą gołą klatą w kuchni, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. - Ach! - oświeciło go nagle, po czym sięgnął po te listy, które wcześniej schował do torby. - Nie ujebałem ich specjalnie, serio. Skuter zakopał mi się w błocie i wszystko wypadło - czy on jej się właśnie tłumaczył? E, wcale nie. W każdym razie położył korespondencję na stół i jeszcze raz rzucił na nią okiem. Jolene King. - W środku są czyste - zapewnił, gdyby miał co do tego jakiekolwiek wątpliwości, chociaż podejrzewał, że zaraz zacznie negować zawartość kopert.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Pewnie miałaś inne wzorce w domu i twoja matka musiała robić wszystko za całą rodzinę, skoro zadajesz takie idiotyczne pytania.
Coś ugodziło ją prosto w środek klatki piersiowej, sprawiając, że twarz z lekko zadartym uśmiechem, nagle pochmurniała i zrobiła się wyjątkowo.. smutna. Trafił w samo sedno. Trafił w jedyny temat, który pomimo wielu lat i kupy czasu wciąż bolał tak samo. Było to coś, nad czym nie panowała. W dodatku sposób, w jaki wymówił te słowa sprawił, że Jo poczuła się jakby dostała prosto po mordzie. Okropne uczucie. Zaparła się w sobie, by przypadkiem nie uronić jakieś przypadkowej, niekontrolowanej łzy stwierdzając już oficjalnie: nie lubiła go. I nawet jeśli po tej sytuacji mogliby jeszcze zakopać topór wojenny i żyć w miłych stosunkach, to ona zupełnie tego nie chciała. Do cholery z nim. Niech najlepiej pierze szybko tę przeklętą bluzkę i wypierdala jak najdalej, męczyć innym dupy. Tak dla odmiany.
Przemilczała jego komentarz i ze zmieszaną miną skierowała się do kuchni. Z wysokiej szafy wyjęła ściery i wcześniej zalewając cały brud odpowiednim detergentem, zabrała się za szorowanie. Niby mogła złapać za mopa i przejechać na szybko, ale niestety plamy były już na tyle wyschnięte, że o wiele lepiej było to zrobić na kolanach ze szmatą w ręce.
Słyszała jak chłopak wykręca koszulkę i trzepie nią w łazience, zapewne zachlapując jej pół podłogi. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby zastała tam jebany rozpierdol podobny do tego w kuchni, no ale cóż, sama go tutaj zaprosiła, wiec teraz musiała liczyć się z konsekwencjami.
Uniosła wzrok gdy kroki nabrały na sile, obserwując jak kieruje się przed dom i zawiesza swoją koszulkę na jednym ze sznurków, które jeszcze raz niedawno rozwieszały z Tessą napierdolone w trzy dupy, o mały włos nie zaplątując się w nie na amen.
- Hm? - podniosła się z podłogi i wyciskając do zlewu brud ze szmaty kontrolowała jak odstawia listy na stół - Dzięki. Spoko. Nie ma sprawy - mówiła zdawkowo, jakby wciąż urażona jego poprzednimi słowami. Nawet odechciało jej się kurwa toczyć z nim jakiejkolwiek walki na docinki. Miała świadomość, że powiedział to kompletnie nieświadomie i normalnie pewnie puściłaby to płazem, jednak w jakiś niewytłumaczalny sposób akurat ten przypadek ugodził ją jakoś bardziej. Możliwe, że przez całokształt sytuacji.
Strzepała ostatki wody ze szmatki i rozwiesiła ją przy suszarce na naczynia, po czym wytarła niedbale kilka kropel potu, które pojawiły się na czole przez to całe szorowanie. Opadła biodrem na blat, przyglądając się stojącemu jak kołek chłopakowi.
- Wybacz, ale nie mam zamiaru proponować ci herbaty ani kawy. Miejmy to już za sobą - skrzyżowała dłonie na klatce piersiowej, wpatrując się w niego spod lekko zmęczonych powiek. Stał jak gdyby nigdy nic, tak bezczelnie bez koszulki na środku salonu tuż obok sztalugi z prawie dokończonym obrazem, ukazując idealnie wyrzeźbione mięśnie. W innych okolicznościach może nawet zapragnęłaby go namalować i szczególnie uchwycić ostre i interesujące rysy jego twarzy, jednak to zdecydowanie nie był ten dzień.
- Może chociaż powiesz jak masz na imię? - rzuciła po chwili ciszy i ciągłego wpatrywania się w siebie nawzajem, jakby czekając na kolejny ruch tej drugiej strony. Poza tym on na pewno znał jej, prawda? Dostarczał listy, widział jej korespondencje - musiał wiec wiedzieć jak się nazywała. No to co to za niesprawiedliwość?
Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
ODPOWIEDZ