25 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
koala daddy + cyclist + unsuccessful musician + torn between his legacy and his dream + chaotic neutral
003.

Zakręcił kurek z zimną wodą i wyjrzał zza kabiny, nasłuchując... w zasadzie czegokolwiek. Był prawie pewien, że mu się zdawało, ale warto było sprawdzić. Wtedy też rozległo się pukanie. Czyli jednak! Zmierzwił mokre włosy i sięgnął po ręcznik, którym przetarł się niedbale, byle tylko nie zamoczyć całkowicie podłóg w drodze do drzwi. Ojciec był przewrażliwiony na tym punkcie, ale całkiem słusznie. Islwyn niestety miał straszną tendencję do chodzenia po domu mokrym. Chyba po prostu lubił kiedy woda po nim spływała i jednocześnie orzeźwiała w upalne dni. Zawiązał biały ręcznik na wysokości pasa i szybkim krokiem, idąc specjalnie na piętach aby zostawić mniejsze ślady, przeszedł do wejścia. Przez okno dostrzegł tam już znajomą postać, choć musiał przyznać, że nie spodziewał się go dzisiaj... ani w ogóle. Co prawda zaproponował mu wspólną przejażdżkę, ale było to już jakiś czas temu i kompletnie o tym zapomniał. Argall często rzucał słowa na wiatr, ale życie go nauczyło, że prawie nigdy nie musi się wywiązywać z takich ofert. Oczywiście nie miałby nic przeciwko. Po prostu przywykł, że ludzie go tak nie trzymali za słowo, o. Szczególnie znajomi, bo kto jak kto, ale Islwyn potrafił solidnie zawieść, szczególnie kiedy musiał o czymś pamiętać.
Otworzył przed nim drzwi na oścież i powitał niepewnym uśmiechem. Ciemne włosy opadały mu uparcie na czoło, więc co kilka sekund odgarniał je do tyłu, podczas gdy drewno pod nim ciemniało od kapiącej z niego wody. - Duncan, hej, dobrze Cię widzieć - typowa formułka na powitanie. Robił to już bezmyślnie, ale czyż nie wyglądało to podobnie u większości populacji? - Coś się stało? Nie spodziewałem się dzisiaj Ciebie - przyznał z lekkim uśmiechem, wciąż badawczo mu się przyglądając. Jednocześnie zrobił mu miejsce w przejściu, bo był nauczony gościnności i nie chciał z nim tak rozmawiać w progu.

Duncan Winchester
ambitny krab
a
21 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   Pogoda dopisywała, jak zawsze ostatnimi czasy. Nie pamiętał, kiedy ostatnio padało i nie narzekał, bo lubił ciepło i ładną pogodę. Z drugiej jednak strony martwił się przeciągającymi się wysokimi temperaturami i suszą, która panowała. Zapewne nikt nie chciał powtórki pożaru, jaki miał miejsce nie tak dawno temu. Australia nigdy nie słynęła z zimnych temperatur, ale zmiana klimatu była odczuwalna i tutaj. Martwił się, że susze będą się przeciągać, a pożary staną się znacznie częstsze i bardziej katastrofalne. Dzisiejszego dnia nie chciał się jednak tym przejmować. Miał zamiar odpocząć i delektować się swoim wolnym czasem. W tym celu postanowił udać się na spacer, a przypominając sobie obietnice Islwyna, nie chciał spędzać tego czasu samotnie. Przygotował więc coś do jedzenia, zabrał jakieś napoje i wydostał rower, po czym ruszył przed siebie.
   Nie zajęło mu dużo czasu, zanim dotarł do domu chłopaka. No może jemu czas szybko mijał, gdy jeździł i był na świeżym powietrzu. Wszystko było lepsze i ciekawsze, gdy nie musiało się siedzieć w stercie papierków, jak to musiał robić w kancelarii. Rower położył na ziemi, a on ochoczo zapukał do drzwi, czekając aż ktoś mu otworzy, co na szczęście nastąpiło dość szybko.
   – Cześć – przywitał się, uśmiechając się lekko. Od razu oczy przeleciały po sylwetce chłopaka, bo co jak co, ale nikt go jeszcze nie witał w samym ręczniku. Od razu zrozumiał, że Islwyn musiał właśnie brać prysznic albo kąpać się. – Nic się nie stało, ale przyszedłem bo obiecałeś mi wycieczkę. Wujek mi wspominał, że rosną tu gdzieś wiśnie, a ja znalazłem przepis na dżem i chcę zrobić – powiedział, żeby nie było, że przyszedł tu tylko po to, by powłóczyć się po lasach bez żadnego celu. – Ubierz się, nie chcielibyśmy, żeby ci ten ręcznik spadł za chwilę, ja poczekam. Mam jedzenie i coś do picia, będzie fajnie – dodał wyraźnie podekscytowany wizją wspólnej wędrówki.

Islwyn Argall
przyjazna koala
Duncan Winchester
25 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
koala daddy + cyclist + unsuccessful musician + torn between his legacy and his dream + chaotic neutral
Przytakiwał lekko ze zrozumieniem, kiedy został zasypany masą różnych informacji i starał się to jednocześnie wszystko przetworzyć pod burzą kruczoczarnych włosów. - Ach, tak, obiecałem. Nie sądziłem, że serio będziesz chciał - zmarszczył ze zdziwieniem brwi. Nie widział powodu, aby mu w tym temacie kłamać. Niemniej był to szczęśliwy dzień Duncana, ponieważ Argall nie miał żadnych planów i prawdę mówiąc, to i tak planował wyruszyć w małą trasę po obrzeżach miasteczka. - Kurczę, mam nadzieję, że nie dzieli się tą wiedzą na prawo i lewo, bo te wiśnie to taka nasza słodka tajemnica w okolicy - roześmiał się życzliwie. Drzewa wiśniowe nie były popularne na terenie Queensland i jeśli już się gdzieś pojawiały, to były sztucznie zasadzane w celach lokalnej sprzedaży. Tingaree było jednak magicznym miejscem i w dobrze znanym Islwynowi skrawku losu znajdowało się parę drzew wiśniowych. - Ale musisz mi obiecać jeden słoik - wyszczerzył się, poruszając cwaniacko brwiami. Bywał bezinteresowny, ale lubił jeść i uważał, że taki układ wciąż był im obojgu na rękę.
- To prawda. Okej, okej. Daj mi moment i usiądź sobie - wskazał na kanapę w salonie, który był połączony z kuchnią. Wnętrze było bardzo rustykalne, retro i prawdopodobnie dokładnie takie, jakiego można się było spodziewać z zewnątrz. Była to obiektywnie bardzo ładna chatka, aczkolwiek nie nadawała się dla miłośników bardziej minimalistycznych i nowoczesnych przestrzeni. - Aleś się przygotował, kto tu kogo zabiera na wycieczkę... - rzucił jeszcze w drodze do łazienki, przytrzymując ręcznik w pasie, bo czuł, że zaczyna mu się luzować. Na szczęście w porę wrócił do pomieszczenia i wysuszył się dokładniej. Nałożył odżywkę na włosy, bo dbał o nie jak tylko się dało, wyszczotkował zęby, popsikał się swoim signature zapachem (głównie drzewo sandałowe) i narzucił na siebie czyste bokserki. Następnie spędził jeszcze kilka minut w sypialni, aby ubrać się jak najwygodniej. Postawił na zwykłe czarne spodenki, tank top z motywem tie-dye oraz charakterystyczny dla Australii kapelusz jacaru.
- Jesteś rowerem? - zapytał dla pewności, kiedy przeszedł z powrotem do salonu i zaczął pakować do plecaka jakieś pierdoły, które mogłyby mu się przydać. Najważniejszy był jednak bidon na wodę, bo bez odpowiedniego nawodnienia nie potrafił funkcjonować. - Możemy pojeździć po okolicy, zebrać wiśnie, a potem wykąpać się w oceanie, co Ty na to? Dawno nie pływałem przy zachodzie słońca - wyszczerzył się na samą myśl. Plan był wręcz idealny, więc potrzebował tylko zgody Winchestera.

Duncan Winchester
ambitny krab
a
21 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   – A czemu miałbym nie chcieć? – zapytał. Oczywiście rozumiał, że może nie każda osoba w jego wieku chciała bratać się z naturą, jeśli miała wiele rozrywek w środku miasta. Duncan może i miał pieniądze na to, by wystawnie się bawić, ale jeśli mógł, to zdecydowanie wolał wybrać się w wędrówkę. W końcu jakby nie było, żyli w pięknym miejscu. Nie każdy mógł sobie pozwolić na wycieczkę do Australii, a był przekonany, że wiele osób by chciało. Winchester nie miał więc zamiaru tracić czasu na siedzenie w domu. Wiedział, że jeszcze przyjdzie taki czas, że nie będzie mieć możliwości wyjścia z domu czy biura, więc chciał wykorzystać to, co miał.
   – Spokojnie, wasz sekret jest u mnie bezpieczny – zaśmiał się, wykonując również gest zamykania ust na klucz, co w sumie miało znaczyć, że nie powie o tych sekretnych wiśniach nikomu. Chciał być jedyną osobą w mieście, która posiadała własnoręcznie robiony dżem wiśniowy. Było to oczywiście egoistyczne, ale cóż miał zrobić. Nigdy w życiu nie robił dżemów, więc nawet nie miał pojęcia, czy mu się to uda, ale na pewno chciał uzbierać owoców. Miał plan zamrozić kilka by wykorzystać je do przyrządzenia jakichś ciast w przyszłości. Lubił gotować i piec, wychodziło mu to całkiem nieźle i nawet jego brat śmiał się, że Duncan powoli zamienia się w prawdziwą kurę domową. – Jasne, z resztą na kimś i tak muszę przetestować, czy mi się udało – powiedział. Żartował oczywiście. Nie wątpił w swoje umiejętności. Wręcz przeciwnie. Wiedział doskonale, że uda mu się zrobić wyśmienity dżem. Był przekonany, że Islwyn jeszcze przyjdzie po kolejny słoik.
   – Poczekam, poczekam – uspokoił gospodarza, po czym ostrożnie, aby nie deptać po mokrym, przeszedł na wskazaną kanapę. Usiadł, prostując nogi. Lubił jazdę rowerami, ale musiał przyznać, że mięśnie nóg bolały. Był to jednak przyjemny ból i niesamowicie satysfakcjonujący. Może i był smukły i nie miał masy mięśni jak Argall, ale dbał o siebie. Pilnował swojej diety, nie lubił fast-foodów, odżywiał się zdrowo i ćwiczył. Nigdy nie zależało mu na tym, by mieć górę mięśni, jednak nie chciał magazynować tłuszczu. Poza tym wydawało mu się, że wcale tak źle nie wyglądał.
   Uśmiechnął się, gdy jego towarzysz pojawił się już w ubraniu. On sam również postawił na czarne jeansowe spodenki, które zostały zrobione poprzez obcięcie nogawek tuż nad kolanem oraz czarną ale cienką, niemal przeźroczystą, koszulę z długim rękawem, który aktualnie był podwinięty za łokciem. Oczywiście całą odsłoniętą skórę posmarował kremem z najwyższym filtrem jaki udało mu się znaleźć. Blada skóra mu nie przeszkadzała, poza tym jechał szukać wiśni, a nie nowotworów skóry.
   – Tak, rowerem, mam nadzieję, że do tych wiśni dojedziemy bez problemu i nie będziemy musieli pchać – powiedział, bo o ile jazda rowerem była przyjemna, tak pchanie go już nie bardzo, a wątpił, żeby Islwyn zechciał pchać dwa rowery. – Świetny plan, ale nie mam rzeczy na przebranie, z chęcią jednak poprzyglądam się, jak sobie radzisz w wodzie – zaśmiał się, chociaż tak właściwie mógł kąpać się w bieliźnie i później poczekać, aż ta wyschnie. Na wszystko znajdzie się jakieś rozwiązanie. Z całą pewnością późniejszy piknik na plaży mógł być bardzo przyjemnym odpoczynkiem po zbieraniu wiśni. Zebrał się więc szybko i ruszył w stronę roweru.

Islwyn Argall
przyjazna koala
Duncan Winchester
25 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
koala daddy + cyclist + unsuccessful musician + torn between his legacy and his dream + chaotic neutral
Zmarszczył brwi, bo było to dobre pytanie. - Nie wiem. Ale czasem ludzie mówią, że coś zrobią albo się zobaczą, a potem nigdy się to nie dzieje - wzruszył ramionami. Nie potrafił mu dokładnie wyjaśnić co miał na myśli, ale też nie zamierzał się w temat zagłębiać. Duncan przyszedł, skorzystał z jego oferty i mieli miło spędzić czas, tylko to się liczyło.
Islwyn miał w miasteczku paru dobrych znajomych i swoje grono w którym się obracał, ale nigdy nie ograniczał swoich możliwości. Lubił poznawać nowych ludzi i spędzać czas z różnymi osobami, bo uważał, że to dawało mu większe możliwości. Kosztem tego była mniejsza zażyłość z tymi wszystkimi osobami, ale też nie potrzebował jej sztucznie umacniać jeśli nie miał na to ochoty w danym momencie.
- Cieszę się - skinął głową z zadowoleniem. Nie wiedział rzecz jasna czy faktycznie mógł mu zaufać, ale nie widział też żadnego zysku z rozpowiadania o tajemniczej lokacji lokalnych drzew wiśniowych. - Z dumą zostanę testerem - nie bał się, że się zatruje albo że będzie niedobre, bo szanse na to były po prostu nikłe. Również nie przyrządzał nigdy dżemu, ale wydawało mu się, że to stosunkowo prosty proces i że naprawdę trzeba by się było postarać, aby coś sknocić.
- No jasne, o to się nie bój. Nie chcę brzmieć arogancko, ale znam chyba każdą możliwą trasę w każde możliwe miejsce w okolicy - uśmiechnął się ze sztuczną nieśmiałością, aby następnie cicho się zaśmiać. Wcale nie uważał, aby pewność swojej wiedzy czy umiejętności była cechą negatywną, ale ludzie mogli różnie to odbierać, a Winchestera jeszcze nie znał na tyle dobrze. - Obejdzie się bez pchania - dodał jeszcze gwoli zapewnienia. Islwyn jeździł już po bardzo problematycznych terenach, więc pewnie miał wyższą tolerancję na takie rzeczy i wcale nie było pewne, że Duncan poradzi sobie z nawierzchniami, które dla Argalla były proste. O tym jednak nie pomyślał, ale serio trasa nie była jakoś szczególnie skomplikowana.
- Duncan, mieszkamy w Lorne Bay. Wyschniesz w dwadzieścia minut - pokręcił głową bo argument chłopaka wydał mu się niedorzeczny. - Także żadnego przyglądania, obaj wchodzimy - nie zamierzał słuchać sprzeciwu. Kiedy już sobie coś postanowił, to ciężko mu było zmienić zdanie, więc lepiej było grać na jego zasadach.
Po chwili wsiadali już na rowery i ruszali w trasę. Nie mieli jakiegoś zawrotnego tempa, bo nie było takiej potrzeby. W międzyczasie mogli też porozmawiać trochę o sprawach dotyczących wolontariatu, bo jakby nie patrzeć, to łączyło ich najmocniej. - Nie chwaliłeś się nigdy, że lubisz bawić się w kuchni - zagaił, kiedy na moment zrobiło się cicho. Nie chciał go skazywać na milczenie, bo skoro już mu zaproponował wspólną wycieczkę, to na jego głowie było też zabawianie towarzysza. W międzyczasie wjechali na dość wąską ścieżkę na której trzeba się było dodatkowo skupić. Mieli inną alternatywę, ale wtedy jechaliby okrężną drogą, a po co mieliby to robić?

Duncan Winchester
ambitny krab
a
21 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   – Nie jestem gołosłowny, jak obiecuję, że przyjdę, to przyjdę. Poza tym jesteś chyba jedyną osobą, która wyszła z propozycją wycieczki. Moi znajomi jedyne wycieczki urządzają do klubów, a przecież nie można imprezować cały czas – powiedział. Oczywiście niektórym ciągłe imprezy nie przeszkadzały. Duncan również mógł się bawić, chociaż preferował zabawy w mniejszym, bardziej kameralnym gronie, w którym czuł się dużo pewniej i lepiej. Nie lubił wielkich tłumów, a jeśli już w jakieś się wybierał, to z całą pewnością wolał wychodzić z kimś. Ogólnie bardzo lubił spędzać swój czas w czyimś towarzystwie, biorąc pod uwagę, że w pracy i w domu większość czasu spędzał samemu. Wyprawy na łono natury były jednak czymś, co w szczególności było mu bliskie. Był w stanie wychodzić do lasu na długo, a wizja biwaku pod gołym niebem często zaglądała mu do głowy. Bardzo chciał urządzić sobie weekendowy wypad do lasu, żeby móc wieczorami przyglądać się w niebo i jeść rzeczy przygotowane na ognisku. Średnio się na tym wszystkim znał, ale jako dziecko wujostwo często rozbijało mu namiot w ogrodzie, co natchnęło chłopaka do rozbicia prawdziwego obozowiska.
   – Zobaczymy co będziesz mówić, jak już dostaniesz ten słoik, na pewno przyjdę po twoją opinię – zaśmiał się. Nie wątpił w swoje umiejętności. Wierzył, że dżem wyjdzie mu dobrze, ale jak korzysta się z czyichś przepisów, to należało mieć pod uwagę, że podążało się za czyimś gustem, który nie zawsze mógł się pokrywać z własnym. Duncan musiał modyfikować każdy przepis, z jakiego korzystał, żeby mu pasował. I o ile z ciastami czy zupami nie było problemu, bo takie dania można było przygotować w ciągu jednego dnia, to jednak dżemy czy inne przetwory zajmowały więcej czasu. Dlatego chciał nazbierać sporo wiśni, jednakże nie planował wykorzystywać ich wszystkich tak od razu. Na początku chciał zrobić maksymalnie trzy słoiki, nieco modyfikując przepis przy każdym z nich, by sprawdzić, który będzie smakować najlepiej i dopiero wtedy zająć się produkcją na większą skalę. Uważał to za rozsądne podejście.
   – Pewność siebie to jeszcze nie jest arogancja, poza tym lubię pewnych siebie ludzi – stwierdził. Uwielbiał, jak ktoś znał siebie i swoje umiejętności i nie bał się o nich mówić. Jasne, często ludzie mieli tendencję do przeceniania swoich zdolności, ale Islwyn na takiego nie wyglądał. Wierzył więc, że chłopak mówił prawdę i że faktycznie zna ten las i wszystkie ścieżki. Duncan też nie wiedział wszystkiego, ale dysponował pewnym wachlarzem umiejętności, który rozkładał zawsze, gdy było to konieczne. Uśmiechnął się lekko. – Cudownie, bo pchanie roweru byłoby stratą okazji – odpowiedział.
   – Ach, no wiesz… nie jestem najlepszym pływakiem, lepiej mi wychodzi leżenie na materacach albo łódkach – zaśmiał się, starając się nie spalić buraka, bo przecież mieszkali nad oceanem, więc brak umiejętności pływania był u Australijczyków dość dziwny. No ale on nie pochodził stąd. Był rodowitym anglikiem, a rodzice nie przekazali mu w genach miłości do wody. Oczywiście nie było z nim tak źle, żeby nie wiedział, jak się pływa. Owszem, pływać potrafił, ale nie było to pływanie z gracją i wdziękiem. – Dobrze, dobrze, obaj się zamoczymy – dał w końcu za wygraną. Coś mu mówiło, że i tak nie miał szans w dyskusji, w końcu głupio byłoby nie skorzystać z możliwości kąpieli.
   Udało im się w końcu wsiąść na rowery. Droga była całkiem przyjemna, nawet jeśli pojawiały się odcinki, które nie należały do najłatwiejszych. Nie przeszkadzało mu to. Lubił takie trasy, bo dzięki temu mógł naprawdę skupić się na trasie. To również było przyjemne.
   – Nigdy nie pytałeś – odpowiedział. Uśmiechnął się jednak. Cóż, jego umiejętności kulinarne były znane jedynie jemu i jego bratu. Rzadko dla kogoś gotował, bo w sumie nie miał okazji. – Lubię gotować, w wolnym czasie coś tam upichcę, czasem wyjdzie, a czasem nie… lepsze to niż siedzenie i wgapianie się w telewizor – kiwnął głową, chociaż telewizję też bardzo lubił oglądać, więc nic nie miał do osób, które właśnie tak wolały spędzać swój czas.

Islwyn Argall
przyjazna koala
Duncan Winchester
25 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
koala daddy + cyclist + unsuccessful musician + torn between his legacy and his dream + chaotic neutral
Zaśmiał się i można było w tym usłyszeć jakąś nutę goryczy. - Coś wiem o takich znajomych - pił oczywiście do Presley i jej imprezowego stylu życia. Z początku jej w nim towarzyszył, bo i on lubił się zabawić, temu zaprzeczyć nie mógł. Niestety częstotliwość upijania się i chodzenia po klubach przerosła jego normę, a następnie tolerancję. Odkąd zerwali, to chodził wyłącznie na kilka godzin do pubu, aby pogadać z bliskimi, ale zdecydowanie wolał spędzać czas na łonie natury. Podświadomie chciał też zminimalizować szansę na spotkanie z Prescott, bo bał się, że przyłapie ją z jakimś nowym fagasem, a bał się swojej reakcji na taki widok. - Jeśli będziesz zadowolony z mojego towarzystwa, to śmiało możesz mnie potem wyciągać na takie plenery, bo i tak prawie codziennie to robię, tyle że sam - wzruszył ramionami. Lubił własne towarzystwo, ale w ostatnim czasie samotność mu bardziej doskwierała. Bardzo możliwe, że było to również spowodowane tęsknotą za Presley.
- W takim razie się polubimy - zaśmiał się. Nigdy nie miał problemów z pewnością siebie, ba, z wiekiem stawała się ona coraz większa. Uważał, że jest utalentowany, inteligentny i atrakcyjny, więc co takiego mogłaby mu tę pewność odebrać? Owszem, miał też sporo braków, szczególnie w kwestiach relacji międzyludzkich, ale nigdy nie stawiał sobie wygórowanej poprzeczki. Najgorzej wpływały na niego porażki muzyczne, bo jednak spodziewał się, że do tego czasu uda mu się wybić, ale wciąż mógł pograć co najwyżej do kotleta. Nie zmieniało to jednak faktu, że lubił swoją muzykę i zamierzał stać za nią murem.
- Zawsze możesz podryfować, nie każę Ci się ze mną ścigać - błysnął zaczepnie zębami, bo gdyby tylko chciał, to Islwyn chętnie by sobie z nim urządził małe zawody, ale skoro Duncan otwarcie przyznawał, że nie był w tym dobry, to też chyba mijało się to z celem. Na całe szczęście zgodził się jednak na zamoczenie, więc Argall nie musiał go dalej namawiać. Nie lubił tego robić, bo o wiele przyjemniej było kiedy ludzie się go słuchali bez oporów.
- Po prostu nie wyglądasz na kogoś, kto spędza dużo czasu w kuchni - najpierw powiedział, a dopiero potem pomyślał. Zaraz parsknął śmiechem i pokręcił lekko głową. - To nie był negatywny komentarz... taki neutralny - wzruszył ramionami. Młodzi ludzie z reguły woleli inne zajęcia, ale musiał przyznać, że Winchester go bardzo pozytywnie zaskoczył. Tak naprawdę nie miał podstaw do tego, aby źle o nim myśleć i było to efektem wyłącznie jego wieku i młodej aparycji. Poza tym - angażował się przecież w ważne sprawy, był dobrym rozmówcą, sam przyznał, że niekoniecznie lubił ciągle klubować, a na dodatek wyszło, że lubił gotować. W gruncie rzeczy był z Duncana fascynujący człowiek.

Duncan Winchester
ambitny krab
a
21 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   – Więc mnie rozumiesz – przytaknął. Nie chciał narzekać na swoich przyjaciół, ale czasami wydawało mu się, że nadają na całkowicie innych falach. Może to jego brytyjska melancholia zaczęła się pokazywać i przez którą zaczął odczuwać potrzebę samotności i spokoju. Od zawsze jednak natura była dla niego ważna. Nie tylko urządzał sobie wycieczki czy też biwakował w ogrodzie, ale pomagał cioci ze wszystkimi pracami, które planowała za domem. Lubił zajmować się kwiatami i roślinami. Obecnie planował nawet wygospodarować odpowiednią przestrzeń do tego, by zrobić własny ogród, w którym mógłby hodować warzywa. Wizja własnych marchewek czy ogórków była bardzo zachęcająca. Miał wiele pomysłów, do których mógł wykorzystać wyhodowane przez siebie warzywa.
   – Uważaj, bo jeszcze będziesz mieć dość mojego towarzystwa – zaśmiał się, ale Islwyn mógł być pewny, że Duncan z całą pewnością wyciągnie go jeszcze na kilka wędrówek, zwłaszcza że najwyraźniej obaj bardzo je lubili. Przyjaciele Duncana uważali w większości, że wychodzenie na łono natury jest nudne. Cóż, Winchester sam uważał się za nudną osobę, więc spędzanie czasu na świeżym powietrzu pewnie bardzo do niego pasowało. Kiedyś owszem, uwielbiał chodzić na imprezy i bawić się tak długo, jak można, ale na wszystko przychodzi kiedyś koniec. O ile z całą pewnością nie pogardziłby wyjściem do klubu, to jednak nie chciał robić tego przez cały czas. Może faktycznie był nudny i potrzebował porządnego rozerwania się.
   Uśmiechnął się. On również uważał, że dogadają się całkiem nieźle. Łatwo nawiązywał nowe znajomości i nie miał większych problemów z rozmawianiem z osobami, których nie znał zbyt długo. W końcu Islwyna znał stosunkowo krótko. Nie byli przyjaciółmi, nawet jeśli Duncan lubił chłopaka. Jak wiadomo na takie relacje pracuje się długo, a podobnymi określeniami nie powinno się rzucać na prawo i lewo. Pewnym jednak było, że charakter chłopaka bardzo Winchesterowi odpowiadał, przez co nie czuł się w jego towarzystwie niekomfortowo, a to dobrze wróżyło ich przyszłej znajomości.
   – Wydaje mi się, że nie miałbym z tobą szans w ściganiu, a bardzo lubię wygrywać – powiedział. Był osobą, która lubiła współzawodnictwo. Uważał, że w niektórych sprawach konkurencja działa motywująco. W szkole i na studiach na pewno był jedną z tych osób, które chciały być lepsze od innych, chociaż nigdy nie wzrosło to do przesady. Nie denerwował się, gdy to któryś z jego znajomych otrzymał lepszą ocenę. Samo współzawodnictwo było przyjemne, zwłaszcza wtedy, gdy inni podchodzili do tego w podobny sposób. Tutaj już sama wizja ścigania zapaliła ogniki w oczach Duncana. Szybko się jednak opamiętał i przypomniał sobie, że pływak z niego żaden i jeśli miałby wygrać jakiś wyścig, to tylko taki polegający na tym, kto się szybciej utopi.
   – Tak? A na kogo ci wyglądam? – zapytał, zatrzymując swój rower. Spojrzał badawczo na chłopaka, uśmiechając się kącikiem ust. Różne opinie i poglądy mogły krążyć na jego temat, więc był bardzo ciekawy, za jakiego mogą go odbierać inni. On sam niewiele o sobie myślał. Znaczy myślał dużo, ale ciężko mu było przewidzieć, co mogą o nim sądzić inni. Nie był idealny, nigdy się za takiego nie podawał i domyślał się, że nikt o nim nie myśli w taki sposób.

Islwyn Argall
przyjazna koala
Duncan Winchester
25 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
koala daddy + cyclist + unsuccessful musician + torn between his legacy and his dream + chaotic neutral
- Na to wygląda - uśmiechnął się lekko. Nie zagłębiali się w żadne szczegóły, ale po ich minach oraz minimum informacji można było wywnioskować, że faktycznie mieli podobne grona znajomych, a co ważniejsze - podobny problem związany z nimi. Nie był pewien czy akurat zdecydowałby się to nazwać problemem, bo jednak nie zamierzał tej sytuacji jakkolwiek zmieniać,
- Nie wydajesz się aż tak straszny. Zaryzykuję - zaśmiał się pod nosem. Być może znów rzucał słowa na wiatr, nie oczekując jego ponownych wizyt, ale nawet gdyby miał zostać raz jeszcze zaskoczony, to nie żałowałby propozycji. Ufał swojej intuicji, nawet jeśli ta notorycznie go zawodziła, a Duncan zdawał się być dobrym materiałem na kompana podróży. Rzadko się tacy trafiali, więc musiał brać w ciemno, ale jeszcze dzisiaj miał się przekonać czy była to ostatecznie dobra decyzja.
- Oh naprawdę? - jego uśmiech przeszedł w bardziej zaczepny i złośliwy. - Ja też lubię wygrywać, więc nie wiem czy to dobrze... - mruknął sugestywnie, jakby mieli za moment zacząć rywalizować na każdym polu. Obawiał się jednak, że mogłoby to negatywnie wpłynąć na ich relację, bo gdyby zbyt często z nim przegrywał, to w końcu by się zirytował. Umiał przegrywać, ale tak odświętnie. - Jak myślisz, w czym bym Cię na pewno nie pokonał? - zapytał z wyraźnym zainteresowaniem. Póki co niewiele wiedział o mocnych stronach Dunacana. Na pewno lepiej gotował, bo Argall to naprawdę podstawy podstaw, ale chciał wiedzieć więcej na jego temat.
Zatrzymał się również po chwili i roześmiał się głośno, kręcąc lekko głową. - Będziesz mnie teraz łapał za słówka, tak? - podniósł kapelusz, aby zmierzwić wciąż wilgotne włosy i westchnął. Przyglądał mu się z zastanowieniem wymalowanym na twarzy, mrużąc przy tym śmiesznie oczy. - Aha, no i teraz co mam powiedzieć. Jezu, nie wiem, tak mi się powiedziało - wywrócił oczami, chcąc zmienić temat i powrócić do jazdy, ale postanowił nie zamiatać niczego pod dywan. - Nie wiem jak to powiedzieć żeby nie zabrzmiało źle, ale wyglądasz trochę pretensjonalnie. Taki wiesz... zoomer typu czytanie poezji przy lampie naftowej - zakrył usta dłonią, bo był głęboko rozbawiony tym, że mówił to na głos. - Ale jak już Cię poznałem, to wcale tak nie myślę, okej?! - uniósł ręce w geście obronnym, czekając na jego reakcję.

Duncan Winchester
ambitny krab
a
21 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   Dobrze, że pod tym względem się rozumieli. Na całe szczęście na ogół Duncan nie musiał narzekać na swoich przyjaciół. Wiedział bowiem, że zawsze mógł na nich liczyć, a oni zawsze mogli liczyć na niego. Róże rzeczy był w stanie zrobić dla swojej paczki, nawet jeśli irytowali go i denerwowali swoim zachowaniem.
   – Oh dziękuję – odpowiedział, słysząc, że jednak nie wydaje się być straszny. Co prawda pozory mogły mylić, jednak Duncan podzielał wrażenie swojego obecnego towarzysza. Co prawda ciężko było samemu się ocenić, ale Winchester uważał się za człowieka całkiem ogarniętego i takiego, który prędzej sobie pójdzie niż zacznie robić problemy. Nie bał się konfrontacji, ale jeśli mógł, to wolał nie psuć dnia sobie i innym. Wydawało mu się, że inni ludzie cenią takie podejście u innych. Duncan z całą pewnością miał większy szacunek do osób, które nie wdawały się w głupie dyskusje i spory oraz nie naprzykrzały się zbytnio.
   – Naprawdę – uniósł lekko kąciki ust, a w oczach błysnęły mu złośliwe ogniki. Rywalizacja była dla niego motywująca, jednak rzeczywiście od psucia relacji dzieliła ją niezwykle cienka linia. Nikt nie lubił przegrywać, a wiele osób nie potrafiło sobie z przegraną poradzić. Również Duncan czasami stawał się tym, którego ponosiły nerwy, gdy widział jak inne osoby tryumfują. Musiał sobie wmawiać, że to porażki pchały człowieka do doskonałości, a nie wygrane, jednak wnioski takie zawsze przychodziły po czasie. Uśmiechnął się jednak szerzej. – Na pewno szybciej od ciebie bym się utopił, ale nie chcę tego sprawdzać – zaśmiał się. Co do tego jednego był pewien. Ciężko było mu jednak powiedzieć, w czym dokładnie mógł być lepszy od chłopaka, bo nie znali się tak dobrze. Na pewno z czasem, gdy ich relacja nieco się rozwinie, takie kwestie staną się jaśniejsze. – Umiem zrobić całkiem niezłe drinki, mój brat mówi, że lepszych nie ma – powiedział w końcu. Nie wiedział, czy chwalenie się swoimi umiejętnościami w sporządzaniu drinków było takie super, ale zawsze coś. Duncan nie stronił od alkoholu, chociaż nie pił go zbyt wiele. Z całą pewnością wolał jednak pić słodkie drinki niż czysty alkohol.
   – Wybacz, to natura prawnika… w końcu wszystko co powiesz może zostać użyte przeciwko tobie – wyjaśnił, puszczając do chłopaka oczko. Nigdy nie słyszał, żeby to zdanie padało z ust prawników, a jeśli już to kwestia ta na pewno była wypowiadana w inny sposób niż było to znane z filmów czy seriali. Nie chciał jednak, by Islwyn żył w strachu, że Winchester będzie mu teraz wypominać wszystkie słowa. Oczywiście żartował. – Mam ciekawsze rzeczy do roboty, poza tym nie jestem fanem poezji – przyznał. Ciężko było mu jednak zarzucić pretensjonalność. Zawsze starał zachowywać się naturalnie i zgodnie ze swoim charakterem, chociaż czasami należało przyjąć pewne zachowania i sposób bycia, jak na przykład w kancelarii, gdzie musiał się nieco stonować i trzymać na wodzy swój temperament.
   – Cieszę się, że jednak zmieniłeś co do mnie zdanie – stwierdził, uśmiechając się lekko. Było to w końcu bardzo miłe, że jednak nie jest osobą, za którą mogą go uważać inni. – A ty, w czym możesz być lepszy ode mnie? – zapytał, odbijając piłeczkę w stronę chłopaka.
Islwyn Argall
przyjazna koala
Duncan Winchester
25 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
koala daddy + cyclist + unsuccessful musician + torn between his legacy and his dream + chaotic neutral
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł już tylko, tak zupełnie zaczepnie i zbędnie, ale uznał, że to całkiem śmieszne. Nigdy nie robił nikomu łaski i nie spędzał z nikim czasu wbrew swojej woli. Gdyby Duncan okazał się być problematycznym towarzyszem, to pewnie by mu to jakoś dał do zrozumienia, a następnie poszedł w swoją stronę, ale prawda była taka, że mało takich ludzi w swoim życiu napotkał.
- No dobrze, to będę się delektował tym hipotetycznym zwycięstwem - wzruszył nonszalancko ramionami, wciąż z nieco bezczelnym uśmieszkiem. Niestety, ale chęć do zwyciężania się w nim uruchomiła i niezależnie od tego jak bardzo próbowałby się od niej odciąć, to czekało go szukanie różnych sposobów, małych i dużych, na rywalizację ze swoim nowym kumplem.
- Ooooh, okej, nie zamierzam nawet próbować się z Tobą zmierzyć, ale zdecydowanie będziesz musiał mi udowodnić - Islwyn to potrafił sobie jednak dobierać znajomych. Wystarczyło, że zabierze ich na przejażdżkę, a oni oferowali mu jedzenie i picie, coś wspaniałego! Był jak duże dziecko pod tym względem. Szkoda tylko, że nikt mu jeszcze nie chciał prania robić, bo wtedy byłby komplet idealny.
- No ładnie, zapamiętam to sobie - pokręcił głową, ale jego zrezygnowanie było wyłącznie żartem. Musiał przyznać, że jego humor dość szybko zjechał na te głupkowate tory, ale z jakiegoś powodu czuł się naprawdę wyluzowany przy Duncanie, więc chciał się po prostu pośmiać i go rozbawiać. Póki co radził chyba sobie przyzwoicie.
- To dobrze - wzruszył ramionami, choć szybko dokonał małej autorefleksji. - W sensie, to nic złego lubić poezję rzecz jasna - kolejny cień zakłopotania pojawił się na jego twarzy. - Często z niej czerpię przy pisaniu tekstów, aczkolwiek... no niektórzy robią z takich zamiłowań swoją cechę osobowości - tak samo jak on budował swój obraz poprzez jazdę na rowerze, choć nie był do końca tego świadom. Lepsze to niż nieszczęśliwy muzyk, bo to akurat było na drugim miejscu. Starał się nie psioczyć na ten temat innym ludziom, choć czasem mu się wymsknęło, wiadomo jak to jest.
- Twoja zasługa - zaśmiał się. Tak naprawdę to podchodził do niego neutralnie, a swoje wrażenie opierał na aparycji chłopaka. Przypominał mu grecki posąg, więc od razu zaczęły się powiązania z pretensjonalnością czy hipsterstwem. Nigdy by jednak go nie przekreślił, dopóki faktycznie by go nie poznał, bez przesady. - Ach, długo by wymieniać - machnął ręką i zaśmiał się znów, zaczynając pedałować i wznawiając ich wycieczkę. Jechał teraz wolniej, ale nie na tyle, aby jego towarzysz musiał się obawiać, że wjedzie w jego tyły. - Dużo biegam, więc pewnie jestem szybszy. W graniu na instrumentach raczej też wypadłbyś gorzej... dużo wiem o aborygenach, więc raczej byś mnie nie zagiął i w tym, to samo się tyczy biologicznych rzeczy. Na pewno jestem lepszy w kosza, ale to akurat chętnie przetestuję - były to oczywiste rzeczy, ale o tych bardziej szczegółowych czy śmiesznych teraz nie pamiętał. - Myślę też, że całkiem dobrze podrywam - kolejna salwa śmiechu. W tym nie mógł mieć pewności, ale nigdy kosza nie dostał, więc o czymś to świadczyło.

Duncan Winchester
ambitny krab
a
21 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
   Spojrzał za siebie na swojego towarzysza, szybko jednak wrócił do zwracania uwagi na drogę. Jazda rowerowa przez las na pewno nie była w stu procentach bezpieczna na to, by można było spuścić swoją uwagę z trasy. Cały czas skądś wystawały korzenie albo kamienie i trzeba było też uważać na gałęzie. Duncan był uważny, nie śmigał przez las jako pirat leśny, jechał z właściwym dla siebie tempem, dzięki któremu czuł się komfortowo. Nikt nie potrzebował wypadku w środku lasu i z daleka od jakiegokolwiek szpitala.
   – Ciesz się, ciesz – odpowiedział. Ach, rywalizacja. Nie było chyba lepszego uczucia niż adrenalina płynąca w żyłach. Adrenalina motywowała do działania i dodawała siły. Zapewne wszyscy ludzie słyszeli i czytali historie o ludziach, którzy w sytuacjach silnego stresu byli w stanie zrobić niewiarygodne rzeczy właśnie dzięki adrenalinie. Co prawda Duncanowi daleko było od stania się super bohaterem podnoszącym ciężki samochód, by uratować przygniecione nim dziecko, jak zrobiła to jakaś kobieta, niemniej jednak cieszył się innymi benefitami. Nie miał pojęcia oczywiście, o czym jego towarzysz aktualnie myślał, ale sam Duncan z całą pewnością nie miałby nic przeciwko drobnej rywalizacji.
   – Przyniosę ci dżem, to zobaczysz – zaśmiał się. Oczywiście robienie dżemu nie miało za wiele wspólnego z gotowaniem pełnowartościowego posiłku, ale o czymś jednak mogło świadczyć, prawda? Winchester mógł rozmawiać o gotowaniu bardzo długo. Uwielbiał gotować i piec, a kuchnia była prawdopodobnie jego ulubionym pomieszczeniem w domu, wyłączając pokój Duncana. Spędzał w niej sporo czasu eksperymentując z nowymi potrawami. Czasem wychodziły, czasem nie ale na tym właśnie polegało piękno uczenia się.
   – Zawsze mi się wydawało, że ludzie czytający poezję są bardzo ekskluzywni, jeśli wiesz o co mi chodzi – uśmiechnął się. Miał wrażenie, że miłośnicy poezji są aroganccy i uważają się za lepszych od innych. On nie lubił egoistów i ludzi aroganckich, chociaż sam mógł mieć wiele powodów, by samemu się za takiego uważać, bo w końcu był bogaty i całkiem nieźle wyglądał. Ba, uważał się nawet za całkiem ogarniętego i inteligentnego. Mógł więc bez problemu zamknąć się w bańce z ludźmi podobnymi sobie, ale to byłoby tak okropnie nudne… potrzebował urozmaiceń w swoim życiu, a różność opinii i upodobań w gronie znajomych była najlepszym rozwiązaniem na to, by dobrze spędzić czas.
   – Jestem fanem siatkówki, niż kosza. Nie przepadam za sportami kontaktowymi, gdzie musze komuś machać rękami przed twarzą albo ocierać się o przeciwników – odpowiedział. Nie był raczej delikatnym osobnikiem, ale wizja wpadania na nieznajomych, spoconych ludzi okropnie go odrzucała. Siatkówka była jednak wspaniałą grą, gdzie każdy stał w racjonalnych odstępach nie tylko od przeciwnika, ale i od ludzi z jednej drużyny. Duncan zawsze wychodził z założenia, że bliższe kontakty z ludźmi powinny być zarezerwowane do innych aktywności.
   – Widzę, że i ty masz sporo do udowadniania mi – uśmiechnął się. – O proszę, nie wyglądasz na Casanovę – zauważył, bo Islwyn rzeczywiście sprawiał wrażenie raczej spokojnego człowieka, a nie podrywacza, ale wrażenia mogły być mylne. Duncan nie uważał się za podrywacza. Lubił rozmawiać z ludźmi i flirtować, ale nie był w tym chyba najmocniejszy.
Islwyn Argall
przyjazna koala
Duncan Winchester
ODPOWIEDZ