27 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Jest taki rodzaj ludzi, do których należałoby strzelać, zanim powie się im dzień dobry. Choć z drugiej stromy nie są warci nawet kuli, która ich zabija.
#1

To był jeden z tych wieczorów, w których Christopher był w tym swoim bardziej filozoficznym nastroju. Nie zdarzało mu się to jakoś szczególnie często. To nie tak, że nie lubił tego stanu lub go unikał czy, o zgrozo, nie był w stanie wchodzić w taki nastrój. Po prostu raczej od niego stroił. Wystrzegał się z całych swoich sił. Czemu? Zawsze wtedy stawał się dziwnie cyniczny. Dziwnie nawet jak na samego siebie. Tym razem jednak nie udało mu się ukryć przed nadciagającymi rozmyślaniami. A co idealnie wpasowuje się w ten niepowtarzalny klimat rozważań? Bar. Oczywiście, że bar. Miejsce gdzieś w rogu, ale na tyle dogodne, żeby można było obserwować otoczenie. No i alkohol. Tylko tutaj bez jakiejś przesady. Nie mógł być pijany. Jednak spełniając pewne odgórne kryteria wykreowane przez popkulturowe dzieła, to ta szklanka z whisky była wymagana. Zabawne, jak bardzo to o czym czytamy czy co widzimy na dużym ekranie wpływa na nas samych.
Wracając jednak do głównej myśli. Co też tak podziałało na Christophera? Praca, a konkretnie klient który pojawił się w kancelarii i jego problem. Chciał pozwać swojego wspólnika, że ten działa na niekorzyść wspólnej firmy i że go oszukał. Wydaje się to niczym takim. Sprawą jak każdą inną. Co więc sprawiło, że Hale nagle zmienił się z buca w cynicznego buca? Pan klient był znany w mieście, jego firma też. Panowie, klient i wspólnik, byli najlepszymi przyjaciółmi – byli jest słowem kluczowym. Pieniądze zweryfikowały ich znajomość. Zdaniem Chrisa pozew był do wygrania, ale wynikał z prywatnej urazy niemającej nic wspólnego z interesem. Ale jego pracą było wygrywać sprawy, a nie bawienie się w moralność. I mimo, że była to kolejna już tego typu sprawa, tak ta uderzyła go szczególnie. Była smutna i brutalna, ale bardzo w tym prawdziwa. Chyba ciągle był zbyt świeży w tej branży i czasami dawał się złamać. Przykre i w cholerę frustrujące. Dlatego teraz siedział w tym barze sam, nie mógł się przecież narażać na śmiechy i kpiny. Ojciec zawsze powtarzał, że w tym zawodzie trzeba być ponad to. I Christopherowi to się przez większość czasu udawało, ale…
I tak chwilowe obrzucanie się wyrzutami zniknęło. A wszystko przez zupełnie niespodziewanego gościa. Watson było ostatnią osobą, którą spodziewałby się zastać właśnie tego wieczoru w barze tyle kilometrów od Sydney. Chyba próbowała zamówić coś, ale jej uroda zbyt szybko została zauważona przez kilku bardziej podchmielonych mężczyzn przy barze. Panowie od razu zaczęli proponować jej drinki, a przynajmniej tak wyglądało to ze stolika przy którym siedział Hale. Oczywiście gdyby okazali się zbyt intensywni w swoich próbach, to jak przystało na dżentelmena - wyjaśniłby ich. Ale póki co wyglądało to dość spokojnie.
Uśmiechnął się pod nosem i dopił whisky do końca. Nie zamierzał dołączyć do grona tych desperatów. Poza tym mimo upływu czasu ciągle pamiętał te parę gorzkich słów, które mu powiedziała, kiedy chciał się z nią umówić. Może było w nich trochę prawdy, no dobra, dość sporo, ale dalej jego męska duma czuła się urażona. Niech sobie siedzi z nimi i traci takiego super towarzysza jakim było on sam. Pewnie jest zadowolona, że przyciąga uwagę. Zawsze przyciągała, gdziekolwiek się nie pojawiła. Błyszczała.
Mimo to po chwili jednak ruszył w stronę baru, co tak będzie siedział z pustą szklanką. Idę tylko po alko, zapewniał się w myślach.
- Jeszcze raz whisky – rzucił w stronę jednego z barmanów, który kończył właśnie przygotowywać jakiegoś wymyślnego drinka. Wyglądał dość pstrokato. Drink, a nie barman. Ciekawe jak idiotyczną musi mieć nazwę, pomyślał i dość bezwiednie spojrzał na osobę, której ten drink był wręczany.
Uśmiechnął się pewnie, kiedy jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem tej osoby. Daisy Watson i jej upodobania alkoholowe zawsze były wyjątkowe. A przynajmniej nieodgadnione dla niego. Skinął w jej stronę w geście powitania i uniósł szklaneczkę z bursztynowym trunkiem, którą właśnie wręczył mu barman.

Daisy Watson
powitalny kokos
Christopher
Aktorka — Własny Reality show
24 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
I keep stars in my pockets wear daisies in my hair but I tuck you tenderly
in the folds of my heart and take you everywhere.
Ok, program Daisy zdecydowanie nie był nawet w 1/100 popularny, tak jak choćby Przyjaciele, czy HIMYM, ale swoje wiernych fanów posiadał. Często była rozpoznawalna na ulicy, zaczepiana z tego powodu. Były to jednak głównie kobiety, które z jakiegoś powodu emocjonalnie angażowały się w jej historię i drogę powrotną do zdrowia. Z zupełnie innego powodu zaczepiali ją mężczyźni. Właśnie przeważnie w barach, gdy chodziła gdzieś samotnie. Ale prawda była taka, że im chodziło o jedno — zaliczyć gwiazdeczkę. Nie liczyło się dla nich nic, co miałaby im ewentualnie do przekazania. Nie obchodziły ich jej losy. Byle zaliczyć ją i zrobić sobie z nią zdjęcie. Słyszała już kilka razy ten plan. Nie była jednak tak głupia, jak mogłoby się im wydawać. Chociaż udawanie średnio rozgarniętej bywało nieco bardziej opłacalne, jeśli miała ochotę na flirt. Faceci nie lubili za bardzo, jak kobieta ma zbyt dużo do powiedzenia. Ale dzisiaj nie był to jeden z tych dni. Zdenerwowana spotkaniem z Jeffem, które miało miejsce poprzedniego wieczora, nie umiała znaleźć sobie miejsca w pustym mieszkaniu i musiała wyjść się przewietrzyć.
Chyba tylko głupim sposobem przechodząc koło baru, usłyszała piosenkę Sheerana. Nie, żeby była największą fanką na świecie, ale lubiła jego muzykę, więc postanowiła napić się drinka, czy dwa, licząc, że w jednej z lóż, nikt jej nie rozpozna. No i pewnym sensie tak było, bo wstawieni absztyfikanci nie oglądali dram o rehabilitacji młodych gwiazdeczek. Spuściła głowę po sobie, a cała mowa jej ciała mówiła, żeby dali jej spokój. Była sztywna i raczej nie zapraszała do rozmowy. Ale dla dwóch najbardziej natarczywych nie znaczyło to zupełnie nic. Jeden z nich uparł się, żeby zapłacić za jej drinka, żeby ona mogła mu się potem odwdzięczyć. Z boku, a już zwłaszcza z daleka, mogło to rzeczywiście wyglądać niegroźnie, ale w rzeczywistości, Daisy nie czuła się komfortowo.
Barmanowi nie płacono tyle za godzinę, żeby miał się interesować każdą zaczepianą przy barze dziewczyną, więc rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś ratunku. W międzyczasie nie upilnowała i jeden z mężczyzn naprawdę zapłacił za jej alkohol z bardzo szerokim uśmiechem.
Ona zaś wodziła wzrokiem po sali i jakież było jej zdziwienie, gdy natrafiła na Christophera. Tego samego, któremu dała kosza. Nie pamiętała, czy raz, czy dwa razy, ale wiedziała, że jego głupkowate teksty na podryw stanowiły przykry kontrast do ciekawej rozmowy, jaką prowadzili wcześniej. Widziała, że posłał jej powitanie, ale kiedy chciała pójść do niego, uprzednio przełykając swoją dumę, to mężczyzna, który zapłacił za jej drinka, momentalnie złapał ją za nadgarstek.
- A ty dokąd? Co ty myślisz, że ja na pieniądzach śpię, żeby za darmo drinki dawać…? - Rzucił ordynarnie, niemal sadzając ją na stołku. Ale nie to było najgorsze. Jej kończyny nie zawsze dobrze reagowały na to, że ktoś nimi sobie tak po prostu przesuwał. Jęknęła, próbując wyszarpać nadgarstek z mocnego uścisku.

Christopher Hale
sumienny żółwik
Stokrotka polna/ Liv
27 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Jest taki rodzaj ludzi, do których należałoby strzelać, zanim powie się im dzień dobry. Choć z drugiej stromy nie są warci nawet kuli, która ich zabija.
Hmm, jeśli chodzi o produkcje, w których grała Watson, to były całkiem fajne. Nie żeby Christopher oglądał je jakoś szczególnie. Ot, widział kilka odcinków, żeby sprawdzić czy dziewczyna faktycznie ma jakieś aktorskie zdolności. Może po prostu rodzice załatwili sprawę i pchali swoja ukochaną córeczkę, żeby zaistniała w tym filmowym świecie? Ale no chyba nie. Dziewczyna faktycznie miała talent, a może postacie, w które się wcielała były jej jakoś bliższe i dlatego tak łatwo jej to przychodziło? Ciężko było to jednoznacznie ocenić. Zaś co się tyczy tych żerujących na sensacji programach telewizyjnych, to ehh. Szkoda gadać. Hale dziwił się, że dziewczyna nie pozwała kilku co bardziej odważnych typów, którzy próbowali zabawić się jej kosztem. A może pozwała, ale nie skorzystała z niezawodnych specjalistów. I tak, mówił tu o sobie bądź ojcu – byli wystarczająco zawzięci i bezwzględni, przy czym tata miał też spore doświadczenie w takich sprawach. Zmiażdżyłby tych drani.
Jedną z pierwszych lekcji, jakie ojciec (no powiedzmy że papa Hale dawał całą listę i wielki regulamin zasad życiowych) przekazał Christopherowi, to że nie można lekceważyć przeciwnika. Watson może nim nie była (przynajmniej nie początkowo, potem jak dała mu kosza to wiadomo!), ale od początku, od ich pierwszego spotkania jeszcze za dzieciaka, Chris po prostu czuł, że to nie jest głupiutką blondyneczką. No i miał to na uwadze przy każdej rozmowie. Bawił się przy nich świetnie. Musiał się wysilić przy jakiś słownych potyczkach, ale to było świetne. Odświeżające i dające mnóstwo satysfakcji. Ale potem wszystko poszło w złą stronę.
Może był zbyt arogancki? Może za mało ważył słowa i potraktował ją jak każdą inną? Może. W czasie studiów zachłysnął się trochę swoją sławą i tym zainteresowaniem. Był młody. Teraz jego charyzma i sposób postępowania był bardziej przemyślany. Ale ta lekcja pokory sprawiła, że spędził sporo czasu nad wypracowaniem poprawy. Nienawidził przegrywać, porażki nie pasowały do Hale’ów, ale słowa Watson tym dla niego były – jego osobistą porażką. Za punkt honoru postawił sobie, żeby więcej nie doprowadzić do takiej sytuacji. I od tego też czasu był bardziej sceptyczny względem pewnej blondwłosej gwiazdki…
Ucinając te wywody i wracając do rzeczywistości, to Christopherowi zdecydowanie nie spodobała się reakcja typa, który stał tak blisko Daisy. Po pierwsze – przemoc względem kobiet była czymś niewybaczalnym i należało temu przeciwdziałać. Po drugie (i może ważniejsze), ten typ przeszkodził mu w poprowadzeniu potencjalnej rozmowy i skonfrontowaniu się z Watson, a to było wręcz niedopuszczalne!
Wstał pozostawiając swoją whisky bez opieki. Ehh, najwyżej zamówię drugą, pomyślał mało przejęty. Jego uwagę przyciągał przemocowy kretyn, który poglądowo i życiowo zatrzymał się chyba jakieś dwa wieku temu. Spojrzał na niego i uśmiechając się krzywo złapał go za nadgarstek. Nie był przy tym szczególnie delikatny.
- Proponuję wizytę u okulisty albo trochę świeżego powietrza skoro nie dostrzegasz oczywistości. Ona naprawdę nie ma ochoty spędzać z tobą czasu – powiedział cicho stopniowo pogłębiając nacisk na jego nadgarstek. Mówił całkiem spokojnie. Często używał tego tonu w sądzie. Wprowadzała dość sporo niepokoju, chyba chłód bijący z jego oczu robił robotę.
Mężczyzna jęknął i puścił nadgarstek Watson. Dawno się nie biłem, przemknęło mu przez myśl. Nie żeby jakoś szczególnie to lubił. Znaczy zawody i kontrolowane sparingi super. Jakieś głupie bójki w barze? Był zdecydowanie ponadto.
- Chętnie oddam ci pieniądze za drinka, możemy też wyjść na chwile na zewnątrz – zaczął cicho puszczając nadgarstek mężczyzny. Ten od razu zaczął go masować i spoglądać niepewnie na Hale’a. – Możemy też po prostu się rozejść – dodał wzruszając ramionami i ustawiając się tak, że krasnoludek Watson zniknęła z pola widzenia typowi. – Barman, poproszę piwo dla tego pana – powiedział w końcu, bo mężczyzna dostał jakiegoś zaćmienia, może z powodu upojenia a może jednak się trochę przestraszył. Nieważne. Oby przestał sprawiać kłopoty. Hale uznał temat za zakończony.
- Nie za bardzo polecam wybierać się do tutejszych barów samotnie – mruknął odwracając się w stronę Daisy. Jakoś nie umiał ukryć szerokiego uśmiechu.
Zlustrował ją wzrokiem. Cała, może jak zdobędą jakiś lód to obędzie się bez siniaków na nadgarstku.
Zajebisty ze mnie bohater, skwitował ironicznie w myślach. I pewnie skrzywiłby się, ale patrząc na Watson ciężko było pozbyć się uśmiechu. Cholera.

Daisy Watson
powitalny kokos
Christopher
Aktorka — Własny Reality show
24 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
I keep stars in my pockets wear daisies in my hair but I tuck you tenderly
in the folds of my heart and take you everywhere.
Produkcje wcześniejsze niż ten dokument traktujący o jej rehabilitacji nawet sama Daisy uważała za coś, czego musiała się szczególnie wstydzić. Nie, żeby było to kino wybitne, ale też nie chowała twarzy, gdy ktoś jej te role wypominał. Inna sprawa, że podobnie, jak każdy żyjący i w miarę normalny człowiek, nie lubiła siebie oglądać na ekranie, czy słuchać swojego głosu. Po prostu nie.
Nie była więc szczególnie przewrażliwiona na swoim punkcie, ot zwyczajny ludzki odruch i może właśnie dlatego lubiła być traktowana jak normalny człowiek, gdy przychodziło też do relacji międzyludzkich. Nie była w żadnym stopniu lepsza, czy gorsza od innych ludzi. Dlaczego więc Chris w swoim aroganckim zachowaniu postanowił wszystko zepsuć? Przecież tak dobrze im się rozmawiało. Mieli sporo wspólnego i to nie tak, że mógł jej wcisnąć każdą bajeczkę, bo przecież jej rodzice znali jego rodziców, a spotkanie w barze nie było ich pierwszym.
Co mu odwaliło? Alkohol? Kręcący się gdzieś niedaleko kumple, który chciał zaimponować? Nie ważne. Okazał się dupkiem, jakich wielu na tym świcie i w takim właśnie momencie musiała spotkać go ponownie. Gdy potrzebowała pomocy, bo sama nie radziła sobie z natrętami z baru.
Ale nie miała śmiałości go poprosić — ostatecznie bowiem wcale nie była najbardziej uprzejmą osobą w momencie, gdy dawała mu kosza.
Niestety, a może i stety, nikt oprócz niego nie zareagował. Nie, żeby była specjalnie wybredna w temacie uzyskania pomocy.
- A ty co? Rumak? Wypierdalaj, jak ci coś nie podoba. - Powiedział agresor, ale chyba zaskoczyła go siła Christophera, bo nie mógł się wyrwać. No i ten spokój… To nie była normalna reakcja na tego typu zachowanie. Przeważnie faceci z miejsca skakali sobie do gardeł, ale ten tutaj był wyjątkowo spokojny.
Daisy nie do końca wiedziała, co tam za trzymanie rąk się odbywa, ale gdy poczuła tylko, że typek rozluźnia nacisk na jej rękę, momentalnie się wyrwała i stanęła koło Chrisa i wsunęła mu dłoń pod ramię. Nie sądziła, że kiedyś tak będzie się cieszyć na jego widok.
Zaraz jednak dla bezpieczeństwa odeszła jeszcze kawałek, tam skąd jej się wydawało, że przyszedł Christopher. Jeśli rzeczywiście zapłaci typkowi za tego drinka, to gotowa była mu z miejsca oddać całą kwotę. Nie słyszała więc końca rozmowy. Wciąż lekko się trzęsła z nerwów. Nawet tego cholernego drinka zostawiła ostatecznie tam przy barze. Czuła, że nogi też jej drżą, odmawiają posłuszeństwa, więc wsunęła się na wysoki stołek. Gdy zjawił się Chris z tym swoim uśmieszkiem, miała ochotę z miejsca jednak go za niego opieprzyć. Czy on uważał, że to było zabawne?
- Zaraz przyciągnę sobie drugi krzesło. - Powiedziała, szykując się do zsunięcia się ze stołka, bo widziała, że jego whisky wciąż stało na swoim miejscu. Znaczy się, to było jego miejsce. - Ale dzięki Christopher… Naprawdę, ja… - Jestem ci wdzięczna? Postawie ci drinka? Nie, to wszystko było głupie i banalne. - Po prostu dziękuję… Bałam się i… - Podniosła wreszcie na niego oczy i zamilkła w połowie słowa. - Czemu tak na mnie patrzysz? - Spytała, nie bardzo wiedząc, czy ma coś na twarzy, czy o co takiego mu może chodzić. Po nim nigdy nic nie wiadomo.

Christopher Hale
sumienny żółwik
Stokrotka polna/ Liv
27 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Jest taki rodzaj ludzi, do których należałoby strzelać, zanim powie się im dzień dobry. Choć z drugiej stromy nie są warci nawet kuli, która ich zabija.
No dobra. Był bucem. Ale halo! Kto nigdy nim nie był? No właśnie… Poza tym jej zachowanie też nie było szczególnie delikatne, nawet jeśli sprowokowane jego czynami. Zresztą, ile można wspominać akurat te złe momenty? Było i minęło, idźmy dalej. Co prawda Christopher był akurat cholernie pamiętliwy, ale czymże byłoby życie bez odrobiny hipokryzji?
Teraz jednak bawił się w rycerzyka, więc wypadało jednak godnie spełnić swoją nową funkcję. Słysząc te słowa jednak nie omieszkał wywrócić oczami. Jakiś życiowy przegryw stał przed nim i jeszcze śmiał mu grozić. Żałosne. Gdyby nie to, że po prostu obicie mu twarzy nie przystawało do funkcji jaką pełnił oraz do samego nazwiska, to już dawno jego pięść łamałaby mu nos. Niestety. Pozostało mu jedynie zaciskać rękę i czekać aż ten neandertalczyk pojmie, że nie ma najmniejszych szans i zwyczajnie się podda. Patrząc na jego głupią twarz, Christopher spodziewał się, że zajmie to więcej niż mniej czasu, ale pozostała zawsze jakaś drobna nadzieja – typ musi mieć jakieś resztki instynktu samozachowawczego, skoro rozsądku i rozumu zupełnie mu brakowało.
Z lekkim zaskoczeniem zarejestrował dłoń Daisy wsuwającą się pod jego ramię. Cholera, ona naprawdę się boi, stwierdził zerkając na nią. Tym większą poczuł potrzebę aby zakończyć ten spektakl, bo tak. Ludzie zaczynali spoglądać na nich z zaciekawieniem. Chyba liczyli na jakieś małe show, takie z rozbijaniem szkła, krwią czy tam chociaż wybitymi zębami. Hale zmierzył co kilku spojrzeniem.
- To jak, myślę że możemy się rozejść. Nic się przecież nie stało – powiedział niby spokojnie, ale słychać było w jego głosie niewypowiedzianą groźbę. Zerknął na barmana, który właśnie kończył nalewać piwo dla pana natręta. – To miłego wieczoru – powiedział wciskając to nieszczęsne piwo w ręce natręta i nawet klepiąc go lekko w ramie, w takim niby przyjaznym geście. Pozwolił sobie wtedy nawet na jakiś lekki uśmieszek, no może lekko kpiący, ale dalej uśmiech! I wtedy zdał sobie sprawę, że Watson mu gdzieś zniknęła. Na szczęście szybko ją zlokalizował i podszedł do niej. Odchodząc zerknął jeszcze ostatni raz na twarz pana głupka i w tym też momencie nawet zrobiło mu się na kilka sekund smutno. Dawno się nie bił, ciekawe jak szybko by go znokautował…
- Siadaj, ja sobie zorganizuje jakieś miejsce, ale najpierw spójrz na mnie – powiedział spoglądając na nią poważnie. Naprawdę wyglądała na zdenerwowaną. – Weź głęboki oddech. Nic już ci nie grozi będziesz musiała już tylko znosić mnie przez jakiś czas.
Kiedy tak na nią patrzył poczuł nagłą potrzebę przyciągnięcia jej do siebie, pogłaskania po włosach i zapewnienia raz za razem, że już jest dobrze. Ale oczywiście powstrzymał się, bo jednak no takie zachowanie nie pasowało do niego, Christophera, dupka, Hale’a, prawda? No zdecydowanie zbyt dramatycznie filmowe. Poza tym no jednak chwilę wcześniej ktoś ją napastował, to raczej nie byłoby odpowiednie, żeby on jako obcy typ próbował zainicjować jakiś fizyczny kontakt.
- Nie masz za co dziękować, naprawdę. Zresztą. Ratowaniem z opresji, to całkiem fajna zabawa. Mogłem przecież pobawić się w rycerzyka – wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo omal przy tym nie prychając. No taka obraza. Ehh…
- Bo mogę, pięknie wyglądasz, od tego mam oczy, w sumie na kogo innego mam patrzeć? – zaczął wymieniać nieco ironicznie, jednak nadal z tym uśmiechem. Oczywiście, że nie może jej powiedzieć, że po prostu miło ją zobaczyć. To byłoby zbyt łatwe. – Powiedz mi lepiej co ty tu właściwie robisz? Sydney ci się znudziło? Czy może zatęskniłaś? – spytał z teatralnie przesadzoną nadzieją w głosie. W międzyczasie zorganizował sobie krzesło i nawet na nim usiadł, tak idealnie na wprost niej z widokiem na bar, żeby mieć na oku tego natręta. Tak na wszelki wypadek.


Daisy Watson
powitalny kokos
Christopher
ODPOWIEDZ