28 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
prowadzi spotkania AA, i kocha swoją pracę, ale ostatnio angażuje się odrobinę za bardzo! A jej małżeństwo to fikcja! Właściwie... to rozwód jest fikcją.
Pierwsza. outfit
Alec Carnegie

Przez większość czasu o tym nie myślała. Skupiona na pracy, odsuwała od siebie wszystkie myśli, które choć w najmniejszym stopniu związane były z jej małżeństwem. Rozwodem. Mężem? Byłym mężem? Sama już nie widziała, jak powinna nazywać to, co było między nimi. A raczej, to co zostało… Im więcej czasu temu poświęcała, tym mniej wiedziała i czuła, że traci na tym kontrolę. Potrzebowała jej, o wiele bardziej niż jej się wydawało. Ostatnie kilka miesięcy to jedno wielkie przedstawienie, odstawiane głównie dla jej rodziny, którą nadal utrzymywała w błogiej nieświadomości co do tego, co dzieje się w jej życiu.
Musiała przyznać, że było to o wiele łatwiejsze, gdy mieszkała ich domu, a Alec nie zabrał jeszcze większości swoich rzeczy. Przy okazji niezapowiedzianych wizyt, łatwo było jej usprawiedliwić jego nieobecność. Zresztą, nie kłamała, gdy mówiła, że jest w klinice, spędzał tam mnóstwo czasu. Znacznie więcej niż w domu. Kanapa w jego gabinecie musiała być wygodna, bo nie potrafiła zliczyć, ile razy budziła się w pustym łóżku. W pustym domu, przed którym w końcu stanęła tablica „ na sprzedaż”.
To koniec, myślała, spodziewając się poczuć ulgę, ale tak samo myślała, gdy się wyprowadził, gdy powiedziała, że to nie ma sensu, i wtedy, gdy pierwszy raz wspomnieli o rozwodzie. To koniec. Dlaczego więc nie czuła, że tak jest? Utknęła gdzieś po środku i nie wiedziała, w którą stronę powinna iść.
Dzisiejszego wieczoru wiedziała, choć nie była pewna, czy przypadkiem w połowie drogi nie zmieni zdania. 19A, tyle zdążyła zapamiętać. Całkiem przyjemna okolica, musiał to przyznać, choć wciąż nie mogła przywyknąć do widoku Aleca w tak małym mieszkaniu – to po prostu nie był on, gdzie miał zamiar pomieścić wszystkie te przybłędy, które prędzej czy później przyniesie do domu? Zawsze był praktyczny. Mogła się zastanawiać, a nawet dziwić, ale koniec końców… wcale go już nie znała.
Dziś przybłędą była ona, choć sama by się tak nie nazwała. Gdy stanęła pod drzwiami, dała sobie chwilę, by jeszcze raz przemyśleć ten pomysł - nie miała innego wyjścia! - po czym zdmuchnęła niesforne kosmyki włosów, które wpadły jej do oczy i nacisnęła dzwonek.
niesamowity odkrywca
Yelena
30 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
leczy kangury, kaczki i koale, po godzinach próbując zapomnieć o uczuciach do najlepszej przyjaciółki
Alec Carnegie nagminnie popełniał jeden błąd - pozwalał jej wracać do swojego życia.
Pozwolił za pierwszym razem, gdy w środku nocy zadzwoniła z drugiego końca miasta, mówiąc, że nie ma jak wrócić. Pozwolił za drugim, gdy pojawiła się pod jego drzwiami, pozwolił za trzecim, gdy oprócz jej twarzy przez wizjer dostrzegł też kartony. Pozwolił za czwartym, piątym, piętnastym i dwudziestym. Pozwalał za każdym razem - aż przestał te razy liczyć.
Dlatego pozwolił i teraz. Nie zdziwił go dzwonek, przerywający jedynie cichy dźwięk ekspresu do kawy, ani widok Yeleny po drugiej stronie, nawet jeśli tym razem nie miała ze sobą żadnych rzeczy. Bez słowa otworzył na całą szerokość drzwi wejściowe, znając swoją byłą żonę na tyle dobrze, by wiedzieć, że prędzej czy później i tak będzie chciała wejść do środka. Tak było zawsze. Yelena przychodziła, Alec ją wpuszczał. Niezależnie od pory dnia, a nawet nocy.
Ona za to powinna znać Aleca na tyle dobrze, by wiedzieć, że to musi się kiedyś skończyć. Nie był jednak pewny kiedy nadejdzie ten moment, w którym postawi między nimi jasną granicę. Próbował nie raz - nie raz każda próba kończyła się porażką. Następnym razem i tak jej otwierał, i tak szedł spać na kanapę.
I tak zgadzał się na wszystko.
Teraz jednak, posyłając Yelenie krótkie, ale i wymowne spojrzenie, usunął się z drogi bez słowa, robiąc jej przejście w niewielkim korytarzu - tym samym, który jeszcze niedawno zastawiony był kartonami, chwilowo upchniętymi w niewielkim schowku, na planie mieszkania oznaczonym jako garderoba. Nie musiał powtarzać jej, tak jak robił to za każdym razem, że nie byli ze sobą umówieni; Yelena i tak doskonale to wiedziała. Wystarczyło więc głośne odchrząknięcie, jak gdyby w ten marny sposób próbował dać jej do zrozumienia, że nie powinna tu więcej przychodzić. Nie bez zapowiedzi. – Następnym razem mogłabyś zadzwonić – nadal nie było to jasne wyznaczenie granic, ale przynajmniej próbował. Małymi krokami idąc do celu, którym jeszcze do niedawna dla obojga z nich był rozwód. Na ten moment Al sam już nie wiedział, czy na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy, które minęły od pierwszego spotkania z prawnikiem i przygotowania pierwszych, niepodpisanych jak dotąd papierów rozwodowych, ten nie zmienił się w coś innego. Przez tyle czasu stać się mogło wiele - czego dowód mieli stojąc naprzeciw siebie.
– O co chodzi, Yelena?

yelena vosburgh-carnegie
ambitny krab
-
28 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
prowadzi spotkania AA, i kocha swoją pracę, ale ostatnio angażuje się odrobinę za bardzo! A jej małżeństwo to fikcja! Właściwie... to rozwód jest fikcją.
To zdecydowanie był błąd, sama też to wiedziała, lecz ostatnimi czasy popełniała ich tak wiele, że przestały robić na niej wrażenie, tak samo jak konsekwencje. Traktowała je jak coś odległego, z czym przyjdzie jej się kiedyś zmierzyć, ale jeszcze nie teraz, nawet wtedy, gdy miała je tuż przed nosem. Nie wiedziała jak inaczej nazwać to, co było między nimi jeśli nie przykrymi konsekwencjami czegoś, czego nie potrafiła zrozumieć. Naprawdę próbowała, wciąż zadawała sobie to pytanie, jak ktoś, kogo kochała, z kogo wyszła, nagle stał się tak obcy?
Uśmiechnęła się kącikiem ust, gdy otworzył drzwi, mimowolnie, jakby w odpowiedzi na niezadowolenie jakie malowało się na jego twarzy, czy był tego świadomy czy nie, wolała się nie zastanawiać. Mimo wszystko, otworzył szerzej drzwi, a ona, z lekkim wahaniem, przestąpiła próg mieszkania i ruszyła w głąb, w odruchu krzyżując ręce na piersi. Sama nie czuła się tutaj najlepiej, a raczej była świadoma tego, jak zwykle czuła się w jego towarzystwie, a wszystko sprowadzało się do jednego słowa – inaczej.
Odebrałbyś? — zapytała, na moment odwracając się przez ramię, by posłać mu lekki uśmiech, lecz ten zniknął gdy tylko odwróciła twarz, idąc dalej, w stronę kuchni. — Tak wiem, następnym razem. — O ile „następnym razem” kiedykolwiek się wydarzy. Za każdym razem, gdy przychodziła powtarzała sobie, że to ostatni raz, zresztą, nie ona jedna, usłyszała to od niego tyle razy, że przestała liczyć. Nie pomagał fakt, że zawsze otwierał drzwi, mniej lub bardziej ukrywając niezadowolenie z jej niezapowiedzianych wizyt.
O co chodzi, Yelena?
Nowi właściciele mają na dniach podpisać umowę — powiedziała, wzruszając lekko ramionami. Myślę, że kwestii informacji dotyczących sprzedaży ich wspólnego niegdyś domu starała się utrzymywać go na bieżąco, więc… tak, to pretekst. Nic innego! I przypomnienie, że rzeczywiście zmierzają ku końcowi czy zamknięcia, czymkolwiek była ta sytuacja, której żadne z nich uparcie nie chciało nazwać. — Zaczęłam szukać mieszkania, ale to… trudniejsze niż myślałam — westchnęła, choć z uśmiechem, nieco wymuszonym, lecz głównie dlatego, że pytanie, które miała zadać jeszcze nigdy nie przyszło jej łatwo. — Mogę zostać?
niesamowity odkrywca
Yelena
30 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
leczy kangury, kaczki i koale, po godzinach próbując zapomnieć o uczuciach do najlepszej przyjaciółki
Odebrałby. Odbierał przecież zawsze; w samym środku nocy, nad ranem, w ciągu dnia. Nie odrzucał jej połączeń, nie ignorował ich nawet wtedy, gdy był zajęty. Ale nie powiedział tego na głos. Nie mówił zresztą nigdy; że potrafi odsunąć na bok pracę, gdy na ekranie jego telefonu pojawia się jej imię, że potrafi przełożyć nawet dawno uzgodnione plany, jeśli czegoś od niego potrzebuje. I to był właśnie ten jeden nagminnie powtarzany błąd - pozwalanie jej na tak wiele rzeczy. Mimo, że już dawno powinni o sobie zapomnieć.
Odpowiedział jej krótkim, tym razem niewymuszonym uśmiechem, nim odwróciła się do niego plecami, chwilę później znikając za ścianą kuchni. Nie wiedział dlaczego nie poszedł za nią od razu. Dlaczego jeszcze przez kilka dłużących się sekund stał w bezruchu, tępym wzrokiem wiodąc za sylwetką żony, której znowu, choć tylko poniekąd, pozwolił wejść do swojego życia. Być może potrzebował krótkiej chwili dla siebie, by po raz kolejny zrozumieć dlaczego zrobił tak, a nie inaczej, by po raz kolejny wbić sobie do głowy, że powinien być bardziej stanowczy. Powinien wyznaczyć między nimi jaśniejsze granice.
Kiedy jednak dołączył do niej i zadał pytanie, które niczym burzowa chmura zawisło w powietrzu, sprawiając, że to momentalnie zgęstniało, nie miał żadnych wątpliwości, że jeśli tylko go o coś poprosi, znowu jej pomoże. To też robił zawsze.
– Możesz – nie zapytał nawet kiedy, na jak długo, nie zapytał o nic, co z całą pewnością powinien wiedzieć, zanim zgodzi się, żeby u niego została. Zamiast tego na moment odwrócił wzrok, spojrzenie skupiając na ekspresie do kawy, o którym przez dźwięk dzwonka do drzwi zdążył już całkiem zapomnieć. Na samą kawę też stracił ochotę; za każdym razem, gdy Yelena pojawiała się w jego mieszkaniu, a on bez słowa ją do niego wpuszczał, odnosił wrażenie, że tylko coś mocniejszego pomogłoby mu się z tym uporać i zrozumieć, dlaczego w ten sposób postępuje. Lub postępują - oboje. Ona ciągle do niego przychodząc, on ciągle jej na to pozwalając. Nigdy jednak nie sprawdził tego w praktyce. Również i tym razem - gotową kawę z ekspresu postawił w końcu nie przed sobą, a Yeleną, nie pytając o to, czy potrzebuje do niej mleka i cukru. Zawsze pili taką samą. – Kiedy musisz się wyprowadzić? – zapytał nagle, jak gdyby nie mówiła mu tego podczas ich ostatniej rozmowy, gdy sprzedaż wspólnego domu została zatwierdzona, a nowi właściciele ustalili z blondynką kiedy chcieliby dostać od niej klucze. – Pomogę ci. Ze znalezieniem czegoś, przeprowadzką. I... Yelena? – przerwał, nie wiedząc czy dobrze robi, chcąc coś do tego zdania dodać. – Możesz tu zostać ile chcesz. Zresztą... powinnaś już o tym wiedzieć – i choć chciał przy tym powiedzieć, by w zamian za to ona pomogła jemu, podpisując razem papiery rozwodowe - tego już nie dodał. Z jakiegoś powodu nie potrafił.

yelena vosburgh-carnegie
ambitny krab
-
28 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
prowadzi spotkania AA, i kocha swoją pracę, ale ostatnio angażuje się odrobinę za bardzo! A jej małżeństwo to fikcja! Właściwie... to rozwód jest fikcją.
Musiał rozumieć jej wątpliwości, była przekonana, że dręczą go te same.
Bo nic nie było już takie same, mogli udawać, mogli ogrywać kochające się małżeństwo na imieninach jego ciotki, lecz to nie zmienia, że... Wszystko się zmieniło. Nie rozstawał się z telefonem, dawniej wiedziała, że obojętnie o jakiej porze zadzwoni, bez względu na to jaki miała powód, zawsze odbierze. Teraz, oczami wyobraźni widziała, jak widząc jej imię na ekranie telefonu, wzdycha ciężko nim ostatecznie przesuwa palcem po wyświetlaczu, by odebrać połączenie. Nie mogła się powstrzymać, ten i wiele podobnych scenariuszy pojawiało się w jej głowie nim zdążyła pomyśleć, czy aby przypadkiem nie przesadza. Zawsze odbierał. A ona rzadko odkładała telefon. Może tyle by wystarczyło, by odłożyła telefon, ilekroć przyłapała się na tym, że zwyczajnie za nim tęskni. Tego jednak za nic w świecie nie przyzna.
Obawiała się tej stanowczości, czego zresztą nie potrafiła zrozumieć, skoro przytakiwała na wszystko inne, co było tylko maleńkimi krokami zmierzającymi w stronę zakończenia tego wszystkiego – małżeństwa, wspólnego życia, następnych pięćdziesięciu lat. Jeden wieczór, choć nie pierwszy, to niewiele w porównaniu do tego, co sobie obiecywali.
Możesz. Odczuła ulgę, tak jak się spodziewała, ale jednocześnie nie potrafiła zignorować tego drugiego uczucia, które zagnieździło się w niej głęboko, już dawno temu. Nie miała pojęcia jak je nazwać – poczucie winny? Żal? Tęsknota. Niedosyt.
Uśmiechnęła się lekko w niemym dziękuję nim odwrócił się w stronę ekspresu do kawy. Zdążyła pomyśleć tylko, że zupełnie tego nie przemyślał, niebawem tego pożałuje, ale nie zamierzała robić mu kłopotu, zniknie z samego rana.
Właściwie, w domu zostały tylko meble, muszę umówić firmę transportową — powiedziała, nim opuszkami palców uniosła do ust kubek, który przed nią postawił. Starała się nie wyglądać na zdziwioną, gdy powiedział, że je pomoże, choć w jej głowie eksplodowało dziesiątki pytań. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Podniosła wzrok, słysząc swoje imię w jego ustach, to samo, które wypowiadał wcześniej setki tysięcy razem, a jednak, za każdym razem czuła jakby niewidzialny węzeł zaciskał się na jej żołądku. — Nie chcę robić ci kłopotu — powiedziała, odkładając kubek na blat stołu. Wsparła brodę na dłoni, przyglądając mu się przez chwilę z uwagą, jakby starała się dostrzec jakąś zmianę w jego twarzy, ale nie, wciąż był jej Alem. Na jej nieszczęście — Wiem — odpowiedziała w końcu, uśmiechając się lekko, choć smutno. I zdaje się, że sama to zauważyła czy raczej poczuła, bo natychmiast się „poprawiła”, przywołując na twarz właściwy uśmiech. Wciąż trochę nie pasujący do sytuacji, ale… cóż, nie potrafiła się w niej odnaleźć.
Naprawdę, doceniam — dodała, na wypadek, gdyby wciąż w to wątpił, a może dlatego, że cisza między nimi zaczęła ją krępować, jak nigdy wcześniej. — Wiem, że nie musisz, patrząc na… To co robimy — dokończyła kulawo, nie potrafiąc znaleźć innych słów. Sama podjęła ten temat, ale szybko tego pożałowała, więc sięgnęła po kubek z kawą, by na moment się za nim ukryć.

Alec Carnegie
niesamowity odkrywca
Yelena
ODPOWIEDZ