właścicielka — the tea atelier
29 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Była w niej miękkość jedwabiu i szorstkość wełny. Oraz dużo zbłąkanego błękitu, przypominającego kwiaty polnych ostów.
#1

Kiedy jej auto odpaliło za pierwszym razem, Cora uznała to za naprawdę dobry znak – bądź co bądź jej sfatygowany ford miał humorki niczym kobieta w ciąży. Albo gorsze, bo przecież Coraline poznała kilka kobiet w ciąży i mogłaby przysiąc, że nawet one nie były tak humorzaste. Tym razem jednak mogła odetchnąć z ulgą (niedoczekanie!) i wyjechała z Tingaree, kierując się w stronę położonych nieopodal farm. Właściwie nie była pewna, czy najpierw nie powinna zatelefonować i zapowiedzieć, że przyjedzie, ale skoro jedna z klientek herbaciarni – a przy okazji stara znajoma jej babci – powiedziała, żeby koniecznie pojechała do McLeodów, bo dostanie tam świeże jajka, uznała to za zbyteczne.
Nauczona doświadczeniem, powinna wiedzieć, że poszło zbyt łatwo. Z tym całym odpalaniem. Kiedy nagle samochód zaczął rzępolić, jakby był palaczką z trzydziestoletnim stażem, Cora już czuła, co się święci, więc przezornie zjechała na pobocze. Zrobiła to zresztą w ostatniej chwili, bo zaraz potem ford zgasł i ani myślał z powrotem odpalić, pomimo licznych prób jego właścicielki.
Zobaczysz, oddam cię na złom – powiedziała zirytowana, może trochę licząc, że ta groźba zrobi na samochodzie jakiekolwiek wrażenie. Nic z tego.
Kobieta w końcu wysiadła z auta – przede wszystkim po to, aby złapać nieco lepszy zasięg i zadzwonić po kogoś, kto mógłby jej pomóc. Zanim jednak wyszukała odpowiedni numer, jej uwagę zwrócić zbliżający się pick-up. Z tej odległości nie miała możliwości zobaczyć, kto siedzi za kierownicą, zresztą w tym momencie nie miało to znaczenia. Uznała, że ostatecznie i tak nie ma nic do stracenia, więc wyszła na drogę tak, aby ktoś, kto siedział za kółkiem musiał ją omijać, jeśli nie chciałby się zatrzymać i wyciągnęła obie ręce do góry, machając nimi jak ktoś, kto ewidentnie potrzebuje pomocy. Swoją dumę i niezależność musiała teraz schować do kieszeni.

john mcleod
wystrzałowy jednorożec
-
30 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Rolnik, rolnik, rolnik... Pod rolnikiem ciągnik, na ciągniku rolnik worek ma...
Cora Westwood
#style

Tego dnia załatwiał drobne sprawunki na mieście. Nie często się to zdarzało, wolał posłać do miasta jedną z sióstr, ale dziś chciał osobiście zamówić ciasto i kupić kilka przekąsek na weekendowe ognisko. Skoro to jego impreza, nie mógł dodatkowo obciążać dziewczyn kolejnymi zadaniami. Rano nawet ochlapał pick-up'a (bo myciem tego jeszcze nazwać nie można), choć i tak wszyscy miejscowi wiedzieli jaki jest jego standardowy wygląd.
To miał być całkiem przyjemny dzień.
Wyjechał z domu właśnie z takim przeświadczeniem, starając się zostawić za sobą uporczywą myśl, że gdy tylko opuszcza farmę to dzieje się coś niedobrego. Droga dojazdowa do farmy była bardzo mało uczęszczana - w zasadzie korzystali z niej tylko McLeod'owie i ich goście - to znaczy, że jeśli miał kogoś na niej spotkać to z pewnością ktoś zmierzał w kierunku farmy, albo też dopiero co z niej wraca. Zbłąkani wędrowcy zdarzali się stosunkowo rzadko. Dziś jednak nikogo się na farmie nie spodziewał. Dzisiejsze jazdy odwołane, handlarze się nie zapowiadali, warzywa też Johansonowie już odebrali. A jednak na drodze stał nie pierwszej świeżości ford (tak jakby pick up nie wymagał generalnej renowacji...). Już z daleka widział, że samochód zjeżdża na pobocze, zwolnił zatem, czekając na rozwój wydarzeń, a intuicja go nie zawiodła. Po krótkiej chwili pojawiła się postać, która desperacko wyszła na środek drogi.
Zatrzymał się na poboczu po tej samej stronie drogi.
- Widzę, że sprzęt odmawia już dziś posłuszeństwa? - spytał, nazbyt może optymistycznie jak na zaistniałą sytuację. - Mogę? - spytał, podchodząc do maski auta. W zaistniałej sytuacji raczej nie spodziewał się odmowy.
Dziewczyna wydawała się dziwnie znajoma. Był przekonany, że znał dziewczynę, za nic jednak nie mógł sobie przypomnieć jej imienia. Przyglądał się jej ukradkiem, przypatrując jej zdesperowanym tęczówkom i licząc na to, że za moment dozna olśnienia.
powitalny kokos
Colette
właścicielka — the tea atelier
29 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Była w niej miękkość jedwabiu i szorstkość wełny. Oraz dużo zbłąkanego błękitu, przypominającego kwiaty polnych ostów.
Cora była wychowywana głównie przez kobiety - tak naprawdę nie pamiętała okresu, w którym jej ojciec byłby obecny naprawdę, a nie tylko podczas świąt czy wakacji. Wpajano jej jednak różne modele zachowań. Z jednej strony była babcia, która miała ogromne serce i chętnie pomagała innym, tym samym ciągle powtarzając dorastającej Corze, by nie bała się prosić o pomoc, jeśli jej potrzebuje. Nie powinna traktować tego jako ujmę czy zamach na własną niezależność. Zupełnie inaczej do  takich spraw podchodziła Josephine, matka Cory. Ta bardzo niechętnie zgadzała się, by ktoś jej pomógł, nawet kiedy nie do końca radziła sobie z samotnym wychowywaniem dziecka. Cora z perspektywy lat dostrzegała, że taka ograniczona obecność ojca w jej życiu nie było wyłącznie jego decyzją. Wynikała też z przekonania jej matki, że ze wszystkim da sobie radę sama, co skutkowało odsunięciem byłego męża od córki.
Czasem w Corze walczyły te dwie nauki. Częściej jednak wygrywał rozsądek, tak jak teraz.
Niestety – przyznała z krótkim westchnięciem. – Ten jegomość w ogóle jest strasznie kapryśny. Proszę, może ty przemówisz mu do rozsądku – zaśmiała się i otworzyła maskę samochodu, by można było pod nią zajrzeć. Dopiero teraz miała możliwości lepszego przyjrzenia się mężczyźnie. Dość szybko go rozpoznała, ale też nie było to specjalnie trudne, biorąc pod uwagę cel jej podróży. Osoby, które mogła spotkać na tej drodze stanowiły raczej ograniczone grono.
John, prawda? – Chciała się jednak upewnić. Nigdy nie mieli okazji, by lepiej się poznać, chociaż wydawało jej się, że kiedy była nastolatką i wciąż tu mieszkała, zamienili ze sobą kilka słów. Poza tym w takim miasteczku wiele osób znało się przynajmniej z widzenia. – Właśnie jechałam na twoją farmę, chociaż pewnie już się tego domyśliłeś – skwitowała, unosząc nieznacznie kąciki ust. Gdzie indziej mogłaby jechać? – Cora Westwood – przedstawiła się w końcu, przygotowana na to, że może jej nie pamiętać.

john mcleod
wystrzałowy jednorożec
-
30 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Rolnik, rolnik, rolnik... Pod rolnikiem ciągnik, na ciągniku rolnik worek ma...
Cora Westwood

A czy w proszeniu o pomoc jest cokolwiek złego? Nie jest to ujmą na honorze, ani oznaką słabości. No dobrze, może on sam też nie robił tego często - jednak zawsze robił wszystko, by w miarę możliwości nieść pomoc innym. Wszyscy mieszkańcy w sąsiedztwie wiedzieli, że jak cokolwiek się dzieje, mogą poprosić go o przysługę - ot! Taki dobry chłopak z sąsiedztwa.
Gdy maska auta została otworzona, nachylił się by zajrzeć do wnętrzności upartego jegomościa. - Coś mi się wydaje, że Pan Kapryśny dawno nie miał dolanego oleju, czyż nie?- wydał pierwszą diagnozę, unosząc wzrok na dziewczynę. Ich spojrzenia skrzyżowały się na dłuższą chwilę i dopiero wtedy gdy wymówiła jego imię przypomniał sobie kim jest ta urocza dama w opresji. Znali się już wcześniej, jednak już bardzo dawno nie widział Coraline w miasteczku.
- Cora! - powtórzył, jakby wszystkie elementy układanki zaczęły do siebie pasować. - Nie poznałem Cię! Strasznie dawno Cię u nas nie było. - zmierzył spojrzeniem nie pierwszej świeżości forda - To chyba nie wina tego kapryśnego jegomościa?- spytał, ponownie nurkując pod maską. Sprawdził stan oleju, rozrusznika i chłodnicy.
W zasadzie, od śmierci dziadków, rzadko miewali gości na farmie. Czyżby ludzie bali się jego sióstr? Ciekawe spostrzeżenie. Przecież nie radzili sobie aż tak źle! Wiązali koniec z końcem całkiem przyzwoicie - choć kosztem ich życia osobistego.
- To raczej rozrusznik. - zdiagnozował w końcu. - Teraz pomogę Ci ruszyć, a do rozrusznika zajrzymy jak doturlacie się na farmę. Zgoda? - dodał z uśmiechem do którego można byłoby dopisać zdanie "Nie przyjmę odmowy, bo i tak nie masz innego wyjścia".
powitalny kokos
Colette
właścicielka — the tea atelier
29 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Była w niej miękkość jedwabiu i szorstkość wełny. Oraz dużo zbłąkanego błękitu, przypominającego kwiaty polnych ostów.
Pod wpływem spojrzenia Johna, a także ze względu na jego pytanie, Cora poruszyła się niespokojnie. Jej mina natomiast wyrażała niepewność, ale też coś jeszcze – pewnego rodzaju zakłopotanie, jakie widać u osób, które nie mogą sobie poradzić z jakimś zadaniem, a tymczasem nie wzięły pod uwagę najprostszego rozwiązania i czują dyskomfort, kiedy ktoś im to uświadomi.
Olej?
Jej czoło przecięła zmarszczka, podczas gdy Coraline usilnie próbowała przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz dolewała lub wymieniała olej w fordzie. Co bardziej prawdopodobne, nie zrobiła tego ona, tylko jej były partner, który zwykle wyręczał ją w takich sprawach.
No nieźle, to teraz naprawdę wyszłam na damę w opałach. – Mimo tego przelotnego uczucia skrępowania w momencie, gdy uświadomiła sobie, że to mogłaby być taka błahostka, w łosie Cory pobrzmiewało wyraźne rozbawienie. Chyba musiała lepiej zadbać o to auto i przede wszystkim pamiętać o rzeczach, które dotychczas wcale nie spędzały jej snu z powiek. – Pewnie minęło już kilka miesięcy. – Albo dłużej, choć tego już nie dodała. Zdecydowanie musi trochę lepiej zadbać o tego swojego staruszka.
Jej uśmiech się poszerzył, gdy okazało się, że John ją poznaje.
Trochę wody upłynęło, to prawda – przyznała lekko, a zaraz potem potrząsnęła głową, wprawiając w ruch swoje ciemne włosy. – Nie, z tym akurat nie miał nic wspólnego. – Szybkie spojrzenie, wyjątkowo czułe, na własne auto przeczyło temu, w jaki sposób wcześniej Cora się o nim wysławiała. – Mieszkałam w Sydney i właściwie nie planowałam wracać, ale trochę mi się plany zmieniły po śmierci babci – wyjaśniła pokrótce, finiszując te słowa nieznacznym wzruszeniem ramion, jakby chciała pokazać, że to nic takiego. Choć naturalnie było inaczej. Decyzja o powrocie do Lorne wywróciła jej uporządkowane życie do góry nogami. Pochyliła się odrobinę, przyglądając poczynaniom Johna, kiedy w końcu mężczyzna dostrzegł, w czym może być problem. Tyle dobrze, że nie w tym nieszczęsnym oleju.
To brzmi jak dobry plan, dziękuję. – Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, tym większą, kiedy rzeczywiście udało mu się odpalić auto. Cora z powrotem wsiadła za kierownicę i ruszyła, co chwilę zerkając w lusterko, gdzie za nią jechał John. Na szczęście na farmę dojechała już bez przeszkód. Zaparkowała zapewne tam, gdzie wcześniej polecił jej mężczyzna i wysiadła z auta. Rozejrzała się. – Sam się tym wszystkim zajmujesz? – zapytała, nie umiejąc powstrzymać ciekawości. Wprawdzie kobieta, która ją tu przysłała, używała liczby mnogiej, ale nie sprecyzowała, kogo dokładnie ma na myśli.

john mcleod
wystrzałowy jednorożec
-
ODPOWIEDZ
cron