24 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Ma niespokojna dusza ciągle szuka swej bratniej energii
Bez Ciebie życie jest marną syntezą bieli i czerni
Podobno to pożegnania są trudne, ale nikt głośno nie mówi o tym jak ciężko jest jest się witać....


Kiedy próbujesz przed czymś uciec, wszechświat nagle zaczyna Ci o tym przypominać. Dokładnie tak się czuła kiedy krople deszczu spływały bo szybie starego autobusu. Pani Theresa wydawała się być naprawdę niesamowitą kobietą. Bardzo ciepłą i otwartą więc kiedy zaproponowała kąt w swoim domu, Amelia nie mogła się nie zgodzić. Z resztą przecież to miało być tylko na chwilę. Zanim znajdzie coś dla siebie. Jakieś małe mieszkanko.
Autobus zatrzymał się tuż przed tabliczką obwieszczającą koniec Lorne Bay. Ale słowa starszej kobiety nawet w 1% jej nie uszczęśliwiły. Dalej idziemy pieszo... Wtedy zaczęła żałować, że poczekała z kupnem samochodu do jutra. W końcu jednak wychowała się w deszczowym Londynie. Wyciągnęła z torby parasol i spokojnie kroczyła nie wiadomo gdzie za staruszką. Kobieta po drodze zdążyła opowiedzieć jej już historię swojego życia, o swoim mężu który był marynarzem i zdradzić szczegóły swojego dzieciństwa w Polsce. Więc znalazł się kolejny temat do rozmowy, bo obie przecież z Europy. Czas przejścia do pięknej farmy Pani Theresy minął niesamowicie szybko i ku jej zaskoczeniu przyjemnie. Nawet nie mogła wyjść z podziwu jak pani w takim wieku, pokonuje tyle kilometrów codziennie.
-A wiesz, ja tu mieszkam już 30 lat... Dla człowieka takie 10 kilometrów to pikuś. - Wyjaśniła wesoło, wchodząc na posesję i głaszcząc wielkiego psa, który podbiegł do właścicielki wesoło merdając ogonem. - Ah, zapomniałam Ci powiedzieć, że jeszcze pokój wynajmuje u mnie pewnien młodzieniec. Ale na pewno się polubicie. - Stwierdziła radośnie, zapraszając ją do środka.
I może cały ten pomysł jej się podobał, może była podekscytowana i zachwycona pięknym domem... Podobała jej się wyspa, podobał spokój i cisza... I ten pies merdający ogonem na ich widok. Wszystko to było takie inne, swojskie i takie różne od tych marmurowych podłóg i porcelanowych rzeźb. Wszystko wskazywało na to, że uwolni się od przeszłości... Zacznie wszystko na nowo. Gdy nagle para oczu wbiła się w nią tak zaskoczonym i intensywnym spojrzeniem, że w mgnieniu oka wybuchło w niej tysiąc emocji... i setki wspomnień.
- Luca, poznaj proszę Amelię. Będzie z nami mieszkać. - Głos Theresy wydawał się jakby zza szyby. A czas się chyba zatrzymał. Wszystko stanęło w miejscu... Łącznie z funkcjami życiowymi Amelii....

Luca Hepburn
powitalny kokos
Ami
barman — Shadow
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nie wierzy w miłość, bo jak był w Paryżu, to kobieta którą kochał mu uciekła. Teraz barmanuje w Shadow i patrzy za ONS
#3

Nie miał takiego odczucia. Przynajmniej już od dawna. Na początku po zniknięciu Amelii z jego życia był załamany i wszędzie widział nadzieję w tym, ze ta zaraz znowu pojawi się w drzwiach wynajmowanego mieszkania i przeprosi za zniknięcie. Albo nawet nie, nie musiałaby przepraszać: wystarczyłoby, że wróciła. Niestety tak się nie wydarzyło. W końcu przestał mieć nadzieję, ale jednak to multum wspólnych znajomych, które mieli przypominało mu na każdym kroku, że ktoś zniknął. To nie było tak, że wszyscy pytali. Może na początku, ale szybko przestali bo po Luce było widać, że nie jest to coś o czym w ogóle chce rozmawiać. I jest to całkiem zrozumiałe.
Z biegiem czasu zaczął wszystkie te uczucia: ból, wściekłość, smutek, tęsknotę w sobie tłumić na wszelkie możliwe sposoby. Zmienił się, zaczął szukać przygód, więcej pić, brać narkotyki i tak dalej. Całkowicie równa pochyła, która w miarę się wyrównała, gdy musiał wrócić do Lorne. Kiedy jego siostra go potrzebowała nie myślał wiele i rzucił wszystko. Nie było to takie proste, bo na początku tutaj po powrocie nie czuł się jakby był na wymuszonym odwyku, ale jakoś to przetrwał.
Dzisiaj natomiast... to było dziwne. Czuł, że ten SMS od pani Theresy był kompletnym przypadkiem. W końcu napisała tylko, że zamieszka z nimi nowa osoba, że jest z Europy i, że ma na imię Amelia. Oczywiście zapytała, czy nie ma nic przeciwko, ale... no nie mógł nawet nic mieć, bo on też tylko u niej wynajmował pokój i nie miał wiele do powiedzenia, a przynajmniej nigdy się tak nie zachowywał, nawet jeżeli pani Kowalska liczyła się z jego zdaniem to i tak po prostu nie chciał się rządzić, był tylko gościem.
Ze względu na to, że wiedział wcześniej (chwilę, ale jednak), to był na farmie wcześniej, co by być na miejscu jak nowa lokatorka będzie i po prostu jak najszybciej upewnić się, że ten zbieg okoliczności jest tylko zbiegiem okoliczności i niczym więcej.
Pogoda była tragiczna, lało i było dość chłodnawo, więc spodziewał się, że babuszka wróci z nową lokatorką i będą raczej zmęczone, ale wszystkie te rozmyślania zniknęły, gdy Luca zszedł z piętra na parter. A przynajmniej schodził po schodach, bo jednak na tych schodach zamarł, bo... to jednak nie był przypadek.
Koło pani Kowalskiej stała Amelia. Ta sama Amelia, która zostawiła go w Paryżu. Ta sama, która złamała mu serce. Ta sama, przez którą tak się zmienił. Ta sama, przez którą tyle cierpiał. Po prostu stała obok pani Theresy. Jakby czując na sobie jego spojrzenie , odwróciła się w jego kierunku. A Luca? Też tylko stał, ze spojrzeniem, które wyrażało przede wszystkim... wściekłość. Był wściekły, że tu była. Że wchodziła w jego życie z butami.
— My już się znamy, pani Kowalska. — Powiedział drżącym głosem, robiąc się równocześnie trochę czerwonym od tych emocji. Zszedł w końcu po tych schodach i wyminął je.
— Zaparzyć pani ziółek? — Zapytał, wchodząc do kuchni. Nie miał zamiaru dyskutować z tą dziewczyną i naprawdę chciałby nie mieć pretensji do pani Theresy, że przyprowadziła tutaj Amelię, nie mogła wiedzieć, ale... był zły.

amelia st. evans
sumienny żółwik
mkj
24 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Ma niespokojna dusza ciągle szuka swej bratniej energii
Bez Ciebie życie jest marną syntezą bieli i czerni
Przecież wiedziała, że każda decyzja ciągnie za sobą konsekwencje. Od dziecka życie uczyło ją tego, odpowiednio przygotowując do każdego rozczarowania jakie czekało ją w przyszłości. Bo dorosłe życie było jednym wielkim rozczarowaniem. Chociaż przez kilka ostatnich miesięcy myślała, że wreszcie coś się udało. Że może w końcu podjęta decyzja o 3 nad ranem bo dwóch szklaneczkach brandy i kłótni z ojcem była słuszna. Pierwszym miejscem, które odwiedziła była przepiękna Lizbona. Miesiąc wygrzewania się w słońcu, szybkich romansów i drinków z palemką. Ale szybko jej się znudziło, więc obrała inny cel. Tym razem Austrię. Tydzień górskich wycieczek, pięknych widoków i spokoju ducha. A potem zwiedzała to na co miała ochotę. Kiedy nie ogranicza Cię nic, możesz wiele. Jej nie ograniczało. Ale każdy czasami potrzebuje spokoju, odpoczynku i postawienia walizek. O Lorne Bay dowiedziała się na kilka tygodni przed wyjazdem. Od chłopaka, którego poznała w Vegas. Opowiadał o pięknym mieście, w którym można się zakochać i o tym jak łatwo tam odpocząć od wszystkiego co złe i naładować baterię. Poszukała w internecie, poczytała i już wiedziała, że to to miejsce w którym chce osiąść na dłużej. Może na kilka miesięcy, Albo rok. Sama jeszcze nie wiedziała. W końcu przecież będzie trzeba osiąść gdzieś na stałe, znaleźć dobrą pracę i przeżyć życie tak jak tego chce. Z dala od rodziców i ich planów.
Jednak kiedy znalazła się w miasteczku, czuła się obco. Różniło się od Londynu i wszystkich innych tych wielkich miast, które odwiedziła. Jednak miało w sobie jakiś urok. Dlatego tak ochoczo przyjęła propozycje od pani Teresy. I pewnie do samego końca wierzyła, że to dobry pomysł. Nawet kiedy kilkunastominutowy spacer w zimnym deszczu, nieprzyjemnie moczył jej gołe ramiona, a biały materiał sukienki przylegał ciasno do ciała. Ale działało to na zasadzie jakiegoś oczyszczenia. Do chwili, w której drzwi otworzył... Luca.
Ten Luca, który kilka lat temu w Paryżu pokazał jej co to znaczy miłość. W książkach zwykle takie chwile opisane są w romantyczny sposób. Ona zastyga bez ruchu, serce zamiera, a wargi rozchylają się w szoku. Ale to tylko książki, zwykle są podkoloryzowane i uromantyzowane. W prawdziwym życiu serce wcale nie zamiera, tylko bije tak głośno że Amelia miała wrażenie, iż słyszą je w miasteczku. Żołądek podchodzi do gardła ze zdenerwowania, a twarz blednie. I pewnie każda inna kobieta na ziemi pozwoliła by sobie, żeby wszystkie emocje wypłynęły na zewnątrz, ale Amelia przybrała zimną maskę na twarz postanawiając zagrać inaczej. Tak jak zobowiązywało do tego nazwisko, które nosi - na chłodno. Nie chciała znów łamać sobie serca. Bo przecież odchorowała tą miłość. I ze wszystkich zakątków świata, oni musieli spotkać się w tym małym punkcie... na mapie Australii.
- Znacie się? - Zdziwiony głos starszej kobieciny, wyrwał ją z chwilowego letargu. Teresa popatrzyła za chłopakiem w lekkim szoku, chyba odnotowując jego zmianę zachowania. - Nie mój drogi, dziękuje. Możesz zaparzyć panience Amelii herbatę. Przemokła biedaczka. - Ciepły uśmiech kobiety, na chwilę rozgrzał ją od środka, mimo nieprzyjemnego uczucia na ciele od mokrego ubrania.
Czuła się nieswojo będąc w jego pobliżu. Nie wiedziała jak się zachować. Czy w ogóle udawać, że go nie pamięta? Co na pewno by bolało, ale było trochę łatwiejsze. Pani Teresa jak na złość pokręciła się chwilę po kuchni stawiając przed nią talerz z bułeczką jagodową, a potem zniknęła w głębi domu, zostawiając ich samych. Sam na sam z przeszłością w jednym pokoju. I wtedy zapadła decyzja...
- Mówiłeś, że się znamy... Przypomnisz mi proszę swoje imię? - Wcale nie musisz... Przecież pamiętam je doskonale. Nadal śni mi się po nocach....
Ale wiedziała, że tak będzie lepiej. Że to może jedyna szansa, żeby uratować ją przed przeszłością która uderzyła ją w twarz tak nagle, kiedy udało jej się z nią pogodzić. Chciała przecież do niego napisać, chciała zadzwonić i wszystko wyjaśnić. Zapewnić, że to nie jego wina i że go kocha... Ale ojciec skutecznie postarał się, by nie utrzymywali kontaktu. A potem minęło zbyt wiele czasu... Myślała, że ułożył już sobie życie. Że jest szczęśliwy z kobietą swoich marzeń, a ona nie może tego psuć po tym wszystkim.... A teraz stał przed nią, a ona musiała się bronić przed uczuciami jakie rodziły się z każdą chwilą na nowo....

Luca Hepburn
powitalny kokos
Ami
barman — Shadow
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nie wierzy w miłość, bo jak był w Paryżu, to kobieta którą kochał mu uciekła. Teraz barmanuje w Shadow i patrzy za ONS
Konsekwencje. Gdyby wiedział, że użyła tego słowa w myślach, to... mógłby się dość mocno rozgadać na temat tego jakie konsekwencje dla niego przyniosło jej zachowanie względem tego kim się stał. W końcu, po tym jak go potraktowała całkowicie się zmienił. Inne podejście do życia, ludzi, nawet pieniędzy. No w zasadzie do wszystkiego, jedna jej decyzja przyniosła ogromne konsekwencje względem jego życia. Można było powiedzieć, że decyzja która została przez nią podjęta wpłynęła na wszystko, co od tej pory robił. A to już pokazywało jak bardzo była ważna, bo tylko ktoś ważny może w taki sposób na kogoś wpłynąć.
Części miejsc, które zwiedził nawet dobrze nie pamiętał. Większość jego podróży w tamtym czasie, zresztą do momentu, kiedy wrócił do Lorne były skupione wokół alkoholu, nie ma się więc co dziwić, że zbyt wiele z tego okresu po prostu nie pamięta, a nawet jeżeli pamiętał to były to raczej kluby, pokoje hotelowe czy jakieś spanie po dworcach bo i takie sytuacje się zdarzały.
Wyglądała... dobrze. Jakby nigdy nic, jakby wcale go nie zostawiła w tym Paryżu. Oczywiście była przemoczona i chcąc, czy nie chcąc otaksował ją spojrzeniem. Biały materiał sukienki, który przylegał do jej ciała i odkryte ramiona sprzyjały temu, by... mógł się jej dobrze przyjrzeć. W pewnym momencie jednak ze złością uciekł spojrzeniem w bok, z cichym prychnięciem.
Czy mógł powiedzieć, że odchorował tę miłość? Raczej nie. Powiedziałby na pewno coś innego, bo przecież miał tyle innych partnerek po związku z Amelią, że... no miał się czym pocieszyć. Nie mógł za to stworzyć żadnej nawet namiastki związku, bo miał na tym punkcie skrzywienie, właśnie przez tę dziewczynę, która znowu pojawiła się w jego życiu.
Jaka była w ogóle możliwość, że tu trafi? Widocznie za duża.
—Tak. — Odparł krótko, potwierdzając to co powiedział i kiedy babuszka odmówiła jednak ziółkom i poprosiła o zrobienie herbaty Amelii, to... no miał ogromny dylemat, ale stwierdził, że... będzie po prostu wdzięczny za to, że tu mieszka i zrobi tę herbatę. Niech się udławi.
Cisza, jej wyraz twarzy działał na niego... źle, był wściekły i chciał coś usłyszeć. Przeprosiny? Może, chyba wręcz cokolwiek. Chciał chyba usłyszeć najbardziej przeprosiny, wytłumaczenie, cokolwiek.
Nawet nie pamiętała jego imienia? To był jakiś żart? Dobrze, że pani Teresa wyszła. Gdyby to była kreskówka, to Luca by się zrobił teraz czerwony z wściekłości, z uszu poszłaby mu para a koło ust pojawiłby się dymek z losowymi znaczkami, wskazując na te wszystkie przekleństwa, które chciał by padły z jego ust. Kubek, który trzymał teraz w ręce i w którym miał zamiar zrobić jej tę herbatę wylądował na podłodze w kuchni, roztrzaskując się na wiele kawałeczków, a Luca zrobił krok w kierunku Amelii.
— Imię? Nawet kurwa nie pamiętasz jak mam na imię? Ty sobie ze mnie żarty robisz? Co? Byłem tylko dla Ciebie jakąś zabawką? Śmieciem? Pobawić się? Zmienić? Wyrzucić? Co Ty sobie myślałaś? — Mówił trochę podniesionym głosem, który wręcz ociekał złością.
— Co ta głupia karteczka, którą zostawiłaś miała zmienić? Co miała mi dać? Wyparowałaś z dnia na dzień, zostawiając mnie w tym pierdolonym Paryżu i teraz pojawiasz się tutaj? Po co? Chcesz mi życie zniszczyć, czy co? — Popatrzył na nią. To niby było pytanie, ale nie wyglądał jakby chciał jej w ogóle dojść do głosu.
— Jeżeli myślisz, że Ci na to pozwolę, to się grubo mylisz, nie mam zamiaru pozwolić Ci wparować w moje życie z butami. — Tak, miał wrażenie, że pojawiła się tutaj specjalnie, że dobrze wiedziała, że tutaj jest a to, że nie pamięta jego imienia to tylko taka zagrywka, żeby mu wjechać na psychikę. Jakiś popieprzony plan zniszczenia mu psychiki, tylko po co?

amelia st. evans
sumienny żółwik
mkj
24 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Ma niespokojna dusza ciągle szuka swej bratniej energii
Bez Ciebie życie jest marną syntezą bieli i czerni
Nie chciała go zostawiać. Nie chciała wyjeżdżać, zrywać kontaktu i wymykać się tamtego ranka. Nie chciała składać ostatniego pocałunku na jego wargach i wsiadać w ten pieprzony samolot do Londynu. Nie chciała zmieniać numeru i okłamywać go. Chciała poczekać, aż wstanie… zrobić kawy i powiedzieć mu wszystko. Że ojciec napisał jej list, że ją szantażuje i każe wracać. Że jest wpływowy i jak tego nie zrobi to mu zagrozi, a przecież nie chciała żeby w tą całą pieprzoną szopkę został jeszcze wciągnięty Luca. W tą głupią grę Harolda, w której to on dyktował zasady a oni wszyscy - jego pionki, mieli postępować według nich. Ale może razem coś by wymyślili. Może by doszli do tego, jak ten problem rozwiązać i nie musiałaby wyjeżdżać. Nie musiałaby go zostawiać i pozwalać by połamano im serca. Może byli by dalej szczęśliwi w Paryżu, może z pierścionkiem na palcu przyglądałaby się sukniom ślubnym na wystawach i jedli by romantyczne kolacje nad Sekwaną. Ale teraz mogła tylko gdybać, bo wszystko zniszczyła…
Po powrocie do deszczowego Londynu, wszystko wydawało się cięższe. Wilgotne powietrze ciążyło w płucach, a deszcz za oknem wydawał się taki obcy, jakby niebo płakało nad jej złamanym sercem. Długie korytarze zimnej willi, były takie ogromne - nieporównywalne kompletnie do małego mieszkanka jakie dzielili we Francji. Wszystko było inne i dwa razy gorsze. A noce były najgorsze, kiedy puste łóżko wydawało się za duże dla jednej osoby i zmarzniętego ciała nie ogrzewało ciepło drugiego. Ale w końcu trzeba było się pozbierać. Uświadomić sobie, że postąpiło się słusznie… Że wszystko dzieje się po coś, a ona postąpiła dobrze. Bo - jak myślała - ochroniła go. Przed swoją rodziną, przed swoim ojcem który drastycznie wysysa krew ze wszystkiego co żyje i utylizuje to, co przeszkadza mu w podjęciu celów. A Luca przeszkadzał. Bo córka powinna być w domu, by wizerunek doskonałej rodziny nie został nadszarpnięty.
Gdyby wiedziała, że ze wszystkim miejsc na świecie, spotka go tu… na końcu świata, w Lorne bay i że wylądują pod jednym dachem w życiu by tu nie przyjechała. Chociaż w pierwszej chwili cieszyła się, że go zobaczyła. Coś na zasadzie tej chwili błogiego spokoju, który wytwarza się w pogodzie zanim przyjdzie nawałnica. Bo było wręcz pewne, że ściany tego domu w końcu zatrzęsą się od nadmiaru emocji.
Pani Teresa, zdaje się chyba nie zauważyła tego napięcia które wytworzyło się między nimi. Albo zauważyła tylko postanowiła tego nie komentować i dlatego szybko zmyła się z kuchni, pozostawiając ich samych na otwartej wojnie z przeszłością.
Dlaczego powiedziała, że go nie pamięta? Żeby się chronić. Uratować te resztki zdrowego rozsądku, które ciągle szeptały że nie może. Nie może mu powiedzieć całej prawdy, że minęło zbyt wiele czasu by jakkolwiek to wyjaśniać. Dlaczego jeszcze to zrobiła? Ze strachu… Przed tymi wszystkimi uczuciami, które zalewały ją od środka, niczym wodospad. Nie chciała się w nich topić. Zbyt wiele poświęciła żeby się z niego wyleczyć, żeby zapomnieć. Chociaż nigdy nie zapomniała do końca, a i uczucia nie wypaliły się tak jak myślała. Wszystko się budziło na jego widok.
Wzdrygnęła się od huku rozbitej szklanki i powoli, trochę jak spłoszona sarna uniosła pusty wzrok na niego. Byłem tylko dla Ciebie jakąś zabawką? Boże, nie… Byłeś miłością mojego życia.. Pobawić się? Zmienić? Wyrzucić? Nigdy nie zamieniłabym Cię na nikogo innego. Co Ty sobie myślałaś?! Że Cię chronię… Ta wypita kawa w kawiarni właśnie podchodziła jej do gardła. Próbowała coś powiedzieć. Coś z siebie wydusić, złożyć słowa w jakieś sensowne zdania. Ale tylko otwierała usta i zamykała, wbijając w niego spojrzenie. Nawet przez myśl jej przeszło, że seksowny jest jak się tak wścieka - ale dobrze, że siedziała bo gdyby ta myśl przyszła jej do głowy na stojąco, chyba by się przewróciła.
- Nie chce wchodzić w Twoje życie z butami. - Odezwała się w końcu, kiedy zapanowała głucha cisza która wręcz bolała. Przełknęła ślinę, wciągając trochę uspokajającego powietrza w płuca. - Nie chce Ci nic niszczyć. Przyjechałam tu po prostu na wakacje. - Skłamała. Chociaż może nie? Może Lorne Bay, w tej sytuacji też będzie chwilowym przystankiem. Nie mogła zostać tu na dłużej. Nie z nim tak blisko… Tak na wyciągnięcie ręki. Prawie mogła go dotknąć. Ale jej dłoń minęła go o centymetry, sięgając szufelkę opartą o ścianę w kącie kuchni. - Za parę dni stąd zniknę. - Ale wcześniej poszukam jakiegoś hotelu... Stwierdziła, kucając i zamiatając okruchy szkła.

Luca Hepburn
powitalny kokos
Ami
barman — Shadow
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nie wierzy w miłość, bo jak był w Paryżu, to kobieta którą kochał mu uciekła. Teraz barmanuje w Shadow i patrzy za ONS
Gdyby wiedział, co nią tak naprawdę kierowało. Gdyby wiedział więcej, niż to co pozostawiła mu w tym lakonicznie napisanym liściku, który w zasadzie nic nie wyrażał. Może to wszystko potoczyłoby się inaczej. Może, gdyby właśnie w tym liściku byłoby więcej informacji byłby w stanie na to wszystko zareagować inaczej, czy nawet po prostu lepiej, to może ich życie wyglądałoby inaczej.
Nie wiedział dlaczego zniknęła z jego życia, nigdy nie udało mu się tego odkryć. Fakt, że Amelia nie zostawiła mu żadnych informacji, wytłumaczenia, czy jakkolwiek rzeczywistego wytłumaczeni tego wszystkiego doprowadził do tego, że Luca się zmienił. A zmienił się dość mocno. Nie był już tak względnie niewinnym facetem, jak podczas ich związku, czy nawet przed nim.
Gdyby została, nie zniknęła z jego życia. Gdyby razem spróbowali stanąć naprzeciw tym przeciwnościom losu, które się pojawiły, może byliby w stanie znaleźć rozwiązanie, może razem byliby w stanie walczyć z tym co się wydarzyło. Możliwe. Teraz było już za późno, by mogli to ocenić. Przeszłości nie zmienią, więc ten inny scenariusz, którego wtedy nie wybrała mógł zostać już dla nich tylko gdybaniem, którego nigdy nie przyjdzie im rozwikłać.
Powrót do Lorne również był swoistą ucieczką. Ucieczką od tych wszystkich ludzi, których tam poznał, z jednej strony tych, którzy patrzyli na niego z politowaniem, z drugiej strony tych, którym się naraził. Sytuacje były różne, powód? Ten sam: zniknięcie Amelii. Zniknięcie, które przecież tak mocno na niego wpłynęło, łamiąc serce, które wtedy jeszcze wierzyło w miłość.
Szczerze, to nie interesował go powód, dla którego tak powiedziała. Interesowało go to, że tak powiedziała. Ze po raz kolejny to ona była powodem, dla którego poczuł ukłucie w sercu, którego tak dawno już nie czuł Nie miał jej zamiaru pozwolić tak po prostu pojawić się jej w jego życiu. Nie z nim takie numery.
— Czyli wiesz, kim jestem. — Odparł krótko, bo jednak jej odpowiedź w pewnym sensie mogła to sugerować, że jednak wiedziała kim jest i co miał na myśli. Może była to swoista nadinterpretacja, ale... można mu to było wybaczyć. Zresztą, wiedział, że ona też wie kim on jest. Nie mogła mieć tak złej pamięci, by go zapomnieć. Nawet nie chciał w to wierzyć.
— Przyjechałaś na wakacje? Miałaś do cholery cały świat i trafiłaś do Australii, do Lorne, na farmę do pani Kowalskiej? Wiesz jaka jest na to szansa? Zerowa. Nie wierzę, że to jest przypadek. — Powiedział, cedząc każde słowo przez zęby.
— Za parę dni? Aha, czyli robisz powtórkę z rozrywki. Jaka Ty jesteś wspaniałomyślna. — Warknął, obserwując jej ruchy. Chciała posprzątać? Dobrze. Przynajmniej tyle mogła zrobić, bo w jego życiu już wystarczająco namieszała. Zrobił krok w jej kierunku i pochylił się nad nią.
— Złamałaś mi kurwa serce. — Powiedział wściekle spokojnym głosem. Chciał, żeby wiedziała. Kiedyś już jej wyznał miłość - tak zakładam - więc chciał by wiedziała, że mówił to wtedy szczerze. I, że teraz nadal to pamiętał. To uczucie, którym ją wtedy darzył. To, że zdeptała to, tak po prostu, bez większego zastanowienia. Bo tak to przecież widział.
Nim zdążyła odpowiedzieć to wyprostował się i otworzył ponownie usta. — Nie, żeby Cię to ruszało. Pewnie czujesz satysfakcję, co? — Zapytał, chociaż... chyba nie chciał poznać odpowiedzi, a przynajmniej nie tej, której się obawiał. Jeśli powie, że "tak", to... jego serce będzie chyba już nie do poskładania.

amelia st. evans
sumienny żółwik
mkj
24 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Ma niespokojna dusza ciągle szuka swej bratniej energii
Bez Ciebie życie jest marną syntezą bieli i czerni
Podobno człowiek podróżuje, bo szuka miejsca w którym będzie mógł postawić walizki i powiedzieć to tu. Coś w tym było. Ona szukała swojego miejsca na ziemii. Ale wszystkie odwiedzane do tej pory miasta nie były wystarczająco dobre by osiąść się na stałe. Żadne nie było odpowiednie by układać sobie tam życie. Zawsze coś nie pasowało, czegoś brakowało. Albo kogoś.
I naprawdę nigdy nie wierzyła w przeznaczenie. Uważała, że ludzie sami kierują swoim życiem i to co na nie wpływa, to decyzje jakie podejmują. Ale kiedy przekroczyła próg tego urokliwego domku Pani Kowalskiej, ten pogląd trochę się zatrząsł. Bo skąd miała wiedzieć, że na niego tu wpadnie. Przecież to było wręcz niemożliwe, by na całej kuli ziemskiej wpaść na tą jedną, jedyną osobę. I w dodatku z nią mieszkać. Los sobie z niej zakpił. A może to karma? W końcu święta nie była i też wiele za uszami miała. I teraz wszechświat mści się na niej wysyłając ją w miejsce gdzie tak nagle, bez ostrzeżenia i brutalnie zderzy się z przeszłością.
Czyli wiesz kim jestem. Cóż, pewnie gdyby była kimś innym… Albo pochodziła z innej rodziny to zrobiłaby skruszoną minę. Ale rodzina St. Evans miała pięknie wyćwiczone ukrywanie emocji za maską chłodnego wyrazu twarzy. Byli jak posągi, idealnie wymodelowana obojętność. W pewnych kwestiach to pomagało. Trzymać emocje za ścianą.
Westchnęła tylko cicho, dając do zrozumienia że dla niej to spotkanie też jest ciężkie. Że nagle sny, które atakowały ją od tych kilku lat prawie każdej nocy, stają się realne. Że stanie tak blisko niego jest ciężkie. Ale nie odezwała się słowem. Pozwala by on mówił. Mówił i łamał jej serce z każdym słowem. Chociaż ona też uważała, że szansa na to że znajdą się w tym samym miejscu jest zerowa… To jednak, proszę. Stoją tu właśnie razem, z zupełnego przypadku. Nawet jeśli Luca uważa inaczej. Ale kolejne słowa sprawiły, że dłoń zastygła bez ruchu, by za chwile zmiotka cicho odbiła się od podłogi, a ona poderwała się na równe nogi tak szybko i tak gwałtownie, że gdyby nie to, że była duuużo niższa od chłopaka to dostał by jej głową prosto w brodę. Ale na szczęście, stanęła prosto wbijając w niego wkurzone spojrzenie.
- To co mam zrobić, do cholery?! Zostać, źle. Wyjechać, źle. - Wzniosła ręce w powietrze, pozwalając by po chwili bezwładnie opadły wzdłuż jej ciała. - Nie wiedziałam, że tu będziesz. Nie śledziłam Cię, nie pytałam znajomych o Ciebie to po prostu pieprzony przypadek, że jesteśmy tu razem. Rozumiesz? P R Z Y P A D E K. - Zaznaczyła dobitnie i wyminęła go, chcąc wyjść z kuchni. Jednak jego kolejne słowa zatrzymały ją w progu.
Złamałaś mi serce. - Ukłucie w klatce piersiowej było tak mocne, że aż się skrzywiła. Zamknęła na chwilę oczy, wciągając do płuc powietrze i kiedy wypuściła je uspokajająco, odwróciła się w jego stronę.
- Nie czuje żadnej satysfakcji, bo też Cię kochałam. - Kocham. Powiedziała spokojnie i znacznie ciszej. Ale zanim zdążył odpowiedzieć wyszła, z nadzieją że uda jej się znaleźć panią Teresę. Po chwili usłyszała tylko huk zamykanych drzwi… A to nieprzyjemne uczucie w klatce tylko się nasiliło...

Luca Hepburn
powitalny kokos
Ami
barman — Shadow
24 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Nie wierzy w miłość, bo jak był w Paryżu, to kobieta którą kochał mu uciekła. Teraz barmanuje w Shadow i patrzy za ONS
Było w tym coś z prawdy, w końcu nawet ci ludzie, którzy tak zawsze wychodzą z założenia, że nie mają domu i wolą podróżować zazwyczaj znajdują to swoje miejsce na ziemi. Jeżeli do tego nie dochodzi - to może być to po prostu spowodowane ich śmiercią. Mogli zwyczajnie nie zdążyć znaleźć tego swojego miejsca. Luca... uważał, że tutaj mogło być jego miejsce na ziemi. Tutaj, w Lorne. Daleko od wielkiego świata, daleko od wspomnień, daleko od Europy, daleko od... Amelii. Chociaż ta, wydawała się jeszcze niedawno tylko bolesnym wspomnieniem.
On sam może kiedyś w przeznaczenie wierzył. Jednak to właśnie panna St. Evans spowodowała, że stracił w nie wiarę. Zresztą nie tylko w to przeznaczenie, ale również właśnie w nią, Amelię. No i oczywiście w samą miłość, ale... to wszystko wydawało się teraz powiązane.
Dlatego też nie wierzył po tym wszystkim co go spotkało, że to może być zwykły przypadek. To był... zbyt duży zbieg okoliczności, w który... też nie chciał wierzyć. Chciał za to wierzyć, że Amelia naprawdę działała mu teraz po złości, że to on był powodem jej obecności, to miało sens. W końcu w jego głowie obraz tej, już dorosłej kobiety, był nie za dobry.
Zabolało go też to, że tak reagowała, z taką kamienną twarzą. Że do pewnego momentu nie pokazywała emocji, że... jej to w ogóle nie ruszało. Bo jemu teraz serce biło jak oszalałe, czuł krew pulsującą i płynącą przez całe jego ciało. Czuł też jak zaschło mu w gardle.
Tak, szansa mogła wydawać się zerowa - tak też wierzył - ale... jednak tutaj była. Pojawiła się ponownie w jego życiu, wbrew prawdopodobieństwu. Cóż, mogło to być dla niej ciężkie spotkanie dla niej, ale nie tylko dla niej. Najwidoczniej oboje ciężko je znosili i nie przychodziło im łatwo to, by ze sobą rozmawiać. A na pewno nie w uprzejmy sposób.
Nie drgnął, gdy nagle się podniosła i stanęła tak blisko niego. Odwzajemnił jej rozwścieczone spojrzenie, bo i sam miał takie, w którym było widać wiele emocji, między innymi właśnie zwyczajną złość.
— Co masz zrobić? Nie obchodzi mnie to. Równie dobrze możesz mi po prostu nie wchodzić w drogę. — Prychnął, obserwując jej zachowanie, również z tym gestem bezradności, który wykonała.
— To Ci przecież najlepiej wychodziło przez ostatnie lata. — Wyrzucił z siebie ze złością. A kiedy ta go po prostu wyminęła, to z wściekłością stwierdził, że nie ma ochoty spędzać tego wieczoru w domu. Przy czym jeszcze się zatrzymała przed wyjściem. Obrzucił ją zdenerwowanym spojrzeniem.
— Kochałaś? — Odezwał się do jej znikających pleców.
— Szkoda, że już w to nie wierzę. — Powiedział, ale już bardziej do siebie, bo jej tutaj w kuchni nie było. Nie zastanawiając się wiele poszedł prosto do wyjścia, by zarzucić na siebie skórzaną kurtkę, założyć buty i z trzaskiem drzwi wyjść.

z/t x2 amelia st. evans
sumienny żółwik
mkj
ODPOWIEDZ