30 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
leczy kangury, kaczki i koale, po godzinach próbując zapomnieć o uczuciach do najlepszej przyjaciółki
Skłamałby mówiąc, że nie był przyzwyczajony do widoku Kayli o poranku.
Jej ciemnych, niedbale rozrzuconych na jasnej pościeli włosów czy leżących jeszcze na podłodze ubrań, których żadne z nich nie miało zamiaru podnieść poprzedniego dnia, gdy w pośpiechu rzucali je za siebie, nie patrząc nawet w którą stronę lecą. Skłamałby mówiąc, że ten widok go dziwił, uporczywie przypominał istnienie zaszytych głęboko w pamięci, ale na ten moment wybrakowanych wspomnień, czy urwany film, który będąc w takiej sytuacji Al mógłby jedynie przeklinać, złoszcząc się wyłącznie na siebie i wyłącznie o to, ile poprzedniego dnia wypił. Skłamałby, bo rzeczywistość była inna. Od kilku tygodni nic z tych rzeczy nie miało między nimi miejsca - od tych samych kilku tygodni spotykali się, chodzili na randki, spędzali razem dzień, noc, a nawet i poranki, nie zwracając uwagi na to, że częściej za zamkniętymi drzwiami jego mieszkania, poza miastem lub z dala od ciekawskich spojrzeń mieszkańców zatoki niż na widoku, chodząc po okolicy ze splecionymi razem dłońmi. W porównaniu do wieloletniej przyjaźni, której ramy nieodwracalnie przesunęły się kilka tygodni wcześniej, niezdefiniowana przez nich relacja trwała krótko, ale nie zmieniało to faktu, że Harwood w jego życiu już od dawna zajmowała stałe miejsce. A od niedawna - miejsce w jego mieszkaniu. Łóżku. Miejsce w jego życiu, ale w ten nowy, nieznany dotychczas sposób.
Skłamałby więc mówiąc, że nie był do niej przyzwyczajony.
Dlatego widząc kątem oka leżące na podłodze ubrania a zaraz potem ciemne włosy Kayli, które chwilę temu wchodziły mu w twarz, zajmując zdecydowanie za dużo wolnego miejsca na pościeli, jego usta wykrzywił wyłącznie lekki, leniwy jeszcze uśmiech. Nie przeszkadzał mu ani ciężar oplecionej na wysokości pasa kobiecej ręki, ani spokojny oddech, który świadczyć mógł o tym, w jak głębokim śnie pogrążona jest Harwood, żeby przysunąć się do niej bliżej, a w ramach powitania musnąć ustami delikatnie policzek brunetki, nie mając serca budzić jej w bardziej brutalny sposób. Miał jednak świadomość, że wstać musieli - tak samo jak wyjść do ludzi, pokazać się bliskim, a następnie przez pół dnia udawać, że nic ich nie łączyło. A łączyło - o wiele więcej, niż wiedzieli ich znajomi.
– Kayla – zachrypnięty głos przerwał ciszę, jednak nie na tyle głośno, by brunetka otworzyła wreszcie oczy, równie leniwie co Al przed chwilą, wyraźnie niezadowolony z faktu, że tym razem zmuszony jest wstać o tak wczesnej porze. – Mi też się to nie podoba, ale musimy... Wstawaj – dlatego powtórzył, leniwie podnosząc się do siadu, gotowy podnieść za kilka minut z łóżka, zrobić dwie kawy, a za jakiś czas zmusić Harwood do wstania siłą, gdyby jeszcze próbowała się przed tym wzbraniać. – Nie pytaj mnie która jest godzina, bo... jest wcześnie. Bardzo wcześnie. Ale musimy się zbierać, jeśli chcemy zjeść przed wyjściem, a do Josha zdążyć na czas. Pamiętasz? O urodzinach Josha? – raz jeszcze zerknął w stronę przebudzającej się Kayli, niepewny tego, o co zamierzał zaraz zapytać. – Chcesz pojechać tam razem?

Kayla Harwood
ambitny krab
-
28 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Przesuwanie granic w przyjaźni to dość niebezpieczna gra. Bo albo mogło być bardzo dobrze, albo koszmarnie źle… rzadko zdarzało się, żeby było coś pośrodku. Żeby towarzyszyły temu jakiekolwiek mieszane uczucia. Znali się dobrze, może nawet lepiej niż dobrze, dogadywali się lepiej niż ktokolwiek mógł przypuszczać, a w momencie, gdy wylądowali w łóżku… wszystko się zmieniło. Mogło zakończyć się na tym jednym alkoholowym wyskoku. Mogli udawać, że nic się nie stało, spróbować o tym zapomnieć i ignorować ewentualną niezręczność. Zamiast tego wybrali opcję numer dwa… a zrzucane w pośpiechu ubrania, już niekoniecznie pchnięte alkoholowym impulsem, stały się zaskakująco normalne. Tak jak normalne były wspólnie spędzane wieczory, noce i poranki. Zaskakująco łatwo się do tego przyzwyczaiła. Zaskakująco łatwo to polubiła. A powinna uczyć się na błędach… gdy było za dobrze, szybko się to kończyło.
Tak jak i sen!
Jego głos dotarł do niej z lekkim opóźnieniem, nie zamierzała jeszcze wstawać, nie chciała jeszcze wstawać i jej imię brzmiało w tym momencie niesamowicie irytująco. Uchyliła powiekę, żeby na niego spojrzeć i nie mogła się nie uśmiechnąć. Lubiła jego twarz, a szczególnie lubiła ją w takim wydaniu – zaspanym i gdy no cóż… był jej, tylko jej. Później, gdy wyjdą do świata zewnętrznego znów będzie trzeba zacząć udawać. Właściwie nie wiedziała dlaczego to robią, ale… chyba czuła się tak bezpieczniej. Gdy nie musiała się nikomu tłumaczyć. Nie musieliby się też tłumaczyć, gdyby coś im jednak nie wyszło. To wszystko zostałoby między nimi.
- Dlaczego nikt mu nie powiedział, że to idiotyczny pomysł robić imprezę na plaży w ciągu dnia? – mruknęła niezadowolona, znowu zacisnęła powieki i przytuliła się do poduszki. Liczyła na chociaż kilka dodatkowych chwil snu, ale wtedy właśnie dotarło do niej jego pytanie. Z opóźnieniem i wywołało małe zwarcie na obwodach. Otworzyła oczy, ściągnęła mocniej brwi i spojrzała na mężczyznę opierającego się o poduszkę obok niej. Uniosła się na łokciu i przekrzywiła lekko głowę, jeszcze przez moment tylko mu się przyglądając, bo do cholery… co on właśnie powiedział? – Co masz na myśli mówiąc pojechać tam razem? – wolała się upewnić. Było wcześnie, więc oboje mogli nie być jeszcze szczególnie bystrzy, więc lepiej wszystko sobie dokładnie wyjaśnić by uniknąć ewentualnego rozczarowania – Na zasadzie… przyjaźnimy się, mieszkamy w tej samej okolicy, więc zaoszczędzimy na uberze? Czy razem w sensie, że… razem? Czyli możesz położyć rękę na moim tyłku, a ja mogę cię bezkarnie pocałować? – sama nie potrafiła powiedzieć, która opcja odpowiadała jej bardziej… bała się wyjścia do ludzi. Zależało jej na Alecu, ale cholernie bała się publiczności. Może nie chciała usłyszeć, że upadli na głowę, to nie miało żadnego sensu i w ogóle do siebie nie pasowali? Huh.



Alec Carnegie
powitalny kokos
nie.
30 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
leczy kangury, kaczki i koale, po godzinach próbując zapomnieć o uczuciach do najlepszej przyjaciółki
Szczere i krótkie parsknięcie przepełniło niewielką sypialnię w wynajmowanym apartamencie, gdy Kayla wreszcie się odezwała.
– Bo wcale nie jest idiotyczny. Sam chciałbym taką imprezę, najlepiej niespodziankę, zorganizujesz mi w październiku? Tak, zdecydowanie chcę urodzinową imprezę niespodziankę – czy rozsądnym było wybieganie o kilka miesięcy do przodu, gdy ostatnie tygodnie pokazały im jak wiele może się zmienić na przestrzeni dni? Prawdopodobnie nie. Rozsądek jednak był ostatnią rzeczą, o jakiej Alec myślał z samego rana. Nie, wróć, poprawka: rozsądek jednak był ostatnią rzeczą, jaką kierował się w życiu Alec. Podejmowane przez niego decyzje wielokrotnie mu to udowodniły, a jednak uparcie pokazywał, że nie potrafi uczyć się na własnych błędach, tak jak z góry zakładał każdy, kto choć raz sam sparzył się na tym, co ostatecznie wybrał. A później tego żałował. Al jednak z góry zakładał tylko jedno - co ma być to będzie.
Zdziwienie Kayli początkowo zbiło go z tropu, jak gdyby to do niej jako pierwszej dotarło prawdziwe znaczenie wypowiedzianego przed sekundą pytania, nawet jeśli zadał je nikt inny jak Al. Ten sam Al, który - co zostało już powiedziane - nie grzeszył rozsądkiem, szczególnie w tych sytuacjach, które go wymagały. Niczego nie ułatwiała też wczesna pora czy pozostałe we krwi procenty z zeszłego wieczoru, który zdecydowali się spędzić razem - a później razem, świadomie, podjąć decyzję o tym, żeby Harwood po raz kolejny została na noc i idące z tym w parze wspólne śniadanie. – Mam na myśli... pojechać tam razem – potwórzył niepewnie, sunąc spojrzeniem za Kaylą, której powaga po długiej chwili uświadomiła mu w jakich kategoriach odebrane zostało jego pytanie. – Zanim będziesz mogła mnie bezkarnie całować musielibyśmy powiedzieć Mari. Nie powinna dowiedzieć się od kogoś innego – nie był jednak w nastroju do rozmowy o tym, czy nadszedł wreszcie ten moment, by oznajmić całemu światu, że są... razem. W sensie, że razem. Sam przecież nie wiedział, czy są, czy nie są, czy przed nimi nadal ten etap, którego nie powinni pomijać, a w którym pada pierwsza poważna deklaracja, zmieniająca nienazwanę relację w związek. Nie omieszkał więc tej niechęci podkreślić - cichym pomrukiem niezadowolenia, gdy przysuwał się bliżej Harwood, tylko i wyłącznie po to, by już tym razem na jej ustach złożyć delikatny pocałunek. Nie dał jednak szansy go odwzajemnić; zanim Kayla mogła się zorientować, Al był już na równych nogach, naciągając na siebie bokserki, w których zniknął za drzwiami wychodzącymi na korytarz jego mieszkania. – Co oznacza razem? – krzyknął po krótkiej chwili, podejmując zakończoną fiaskiem próbę przekrzyczenia ekspresu do kawy. – Co oznacza razem, Kayla? – dlatego choć mógł ten temat odpuścić, po kilku sekundach znów pojawił się w drzwiach sypialni, bacznie obserwując reakcję brunetki. Czy jej razem mogło oznaczać to, co miał właśnie na myśli?

Kayla Harwood
ambitny krab
-
28 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Spojrzała na niego jakby się urwał z choinki. Bo czy w tym momencie, gdy zażyczył sobie imprezy-niespodzianki to jej nie zepsuł? Jeśli nie zorganizują mu żadnej innej imprezy, jeśli będą chcieli, żeby myślał, że zapomnieli – zorientuje się. Bez sensu. Zresztą patrzyła na niego jak wariata właśnie przez ten element niespodzianki… naprawdę je lubił? – Nie lubię niespodzianek – skwitowała, pozostawiając go chociaż odrobinę w nieświadomości, czy doczeka się niespodziankowej imprezy urodzinowej, czy nie. Pozostało sporo czasu, więc niech tak zostanie.
A co do niespodzianek… wspomniał o Mari i faktycznie. Aż się lekko skrzywiła. Głównie dlatego, że podobnie jak Alec nie miała zielonego pojęcia, co mieliby jej powiedzieć. Hej, od czasu do czasu ze sobą sypiamy? Czy może raczej coś w stylu hej, jeździmy razem na imprezy?. Co swoją drogą brzmiało idiotycznie, ale gdy na jej pytanie i wątpliwości stwierdził, że po prostu… mają tam jechać razem to nie do końca wiedziała jak inaczej miała to traktować. Nie była specjalistką od związków, większość kończyła się szybciej niż zaczynała, lubiła swoją wolność i niezależność. A z drugiej strony… no właśnie, zawsze pozostawała ta druga strona, która po prostu potrzebowała kogoś obok.
Mruknęła cicho w jego wargi i drugi raz, gdy się od niej odsunął. Poprawiła się na poduszkach i obserwowała go jak wstaje z łóżka, ubiera się i rusza do kuchni. Sama nigdzie się nie spieszyła. Zerknęła jedynie po podłogach, żeby zlokalizować swoje ubrania, ale jeszcze się po nie fatygowała.
- Właśnie to jest ten problem… nie mam pojęcia, co w naszym przypadku znaczy razem, Carnegie – przyznała szczerze i wzruszyła lekko ramionami – Prawda jest taka, że jesteśmy razem od zawsze… tylko od niedawna zaczęliśmy ze sobą sypiać. I skłamałabym jakbym powiedziała, że nie jest mi z tym dobrze, czy mi się to nie podoba… ale nie wiem, czy miałoby to znaczyć cokolwiek więcej. – dodała i wreszcie podniosła tyłek z łóżka. Nie zbierała jeszcze ubrań z podłogi, raczej spokojnie przespacerowała się w jego kierunku, zarzuciła łapska na jego kark i go pocałowała – Idę pod prysznic. Idziesz ze mną? – zasugerowała swobodnie, ładnie się do niego uśmiechając tak w ramach tego całego bycia razem oczywiście!


Alec Carnegie
powitalny kokos
nie.
30 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
leczy kangury, kaczki i koale, po godzinach próbując zapomnieć o uczuciach do najlepszej przyjaciółki
Niczego nieświadomy w pierwszym odruchu nieznacznie się skrzywił, niemal od razu dając po sobie poznać, że tego faktu z życia Kayli jeszcze nie znał. I choć w tamtej chwili brzmiało to abstrakcyjnie, biorąc pod uwagę wiele lat bliskiej przyjaźni - Alec naprawdę o czymś na temat Harwood jeszcze nie wiedział. Zdziwiony potrząsnął więc jedynie lekko głową, jak gdyby tylko w ten sposób myślami mógł powrócić do tego co tu i teraz. – Ja też nie. Dlatego jak będę wiedział, że robisz mi imprezę niespodziankę... niespodzianki nie będzie – kończąc zdanie przybrał na twarz jeden z tych głupawych uśmiechów, szczerząc się szeroko w stronę Kayli. Czy to co powiedział miało jakikolwiek sens? Ani trochę! Nie powstrzymało go to jednak przed wypowiedzeniem na głos tego, co zdążył ułożyć w całość w myślach, dochodząc do jednego, prostego wniosku - od tego momentu zaczął marzyć o tym, żeby ktoś zorganizował mu na urodziny imprezę niespodziankę. – Zawsze mogę powiedzieć o tym Mari. Albo Ignacio. Albo... Esme. Esme wróciła, wiesz? – mimo lekkości w głosie, z którą przeszedł od jednego tematu do drugiego, zaczynanie rozmowy o Esme nigdy nie było dla starszego Carnegie łatwe. Nie, gdy ostatnie lata jego rodzona siostra spędziła mieszkając w mieście oddalonym o zaledwie godzinę drogi od rodziny, a jednocześnie zrywając przy tym jakikolwiek kontakt, który Al na przestrzeni lat próbował nawiązać. Bezskutecznie - po drugiej stronie słuchawki zawsze napotykał głuchą ciszę, ewentualnie automatyczną pocztę głosową, aż w pewnym momencie i to zmieniło się w krótki komunikat wybrany numer nie istnieje, nie pozostawiając za sobą żadnych złudnych nadziei. Esme tego chciała. A im pozostało jedynie albo tę decyzję zaakceptować, albo nie wracać do niej myślami.
Ale pomimo jej powrotu to też nie był temat, na który Alec chciał rozmawiać. A może chciał, ale jeszcze nie potrafił? Nie wiedział czy Kayla znała go na tyle dobrze, by zauważyć, że lepiej będzie jeśli go nie podejmie, ale słysząc za sobą jedynie głuchą ciszę, gdy stanął już na przeciw kuchennego blatu, był jej wdzięczny, że zamiast ciągnąć go za język tę kwestię pozostawiła niedopowiedzianą. Zupełnie odwrotnie w porównaniu do tego, co on zrobił z tematem... bycia razem.
– Fakt, jesteśmy – zgodził się z jej słowami, nawet jeśli mógłby do nich dodać, że tak, jak dotąd byli zawsze razem, ale w trójkę. Z Mari, której teraz z prostego powodu między nimi nie było. – To jeśli kiedyś się dowiesz, czy miałoby to znaczyć cokolowiek więcej... możesz dać mi znać – odparł niemalże automatycznie, zachowując przy tym powagę, którą zmącił dopiero wyjątkowo krótki, ale i wyjątkowo wieloznaczny pocałunek. Nic dziwnego więc, że w pierwszym momencie Kayla spotkała się jedynie z szerokim uśmiechem malującym się na twarzy Ala zamiast jakąkolwiek werbalną odpowiedzią. – Pytasz tak, jakbyś wcale nie znała odpowiedzi – ciche parsknięcie wyrwało się spomiędzy warg Carnegie, zanim tym razem to on zaledwie musnął kącik ust Kayli, śmiało układając dłonie na wysokości jej talii. – Idę. Ale żebyś się nie łudziła - to nie ma nic wspólnego ani z tobą, ani z twoją propozycją, Harwood. Po prostu przypomniałem sobie, że też muszę wziąć prysznic – i choć słowa, za pomocą których droczył się z Kaylą, mogłyby wskazywać na coś innego, oplatając ją ciaśniej w pasie zrobił kilka pierwszych kroków w stronę łazienki. W ramach bycia... razem.

Kayla Harwood
ambitny krab
-
ODPOWIEDZ