35 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Tropię morderców i leniwych policjantów.
01
Zaparkowała przed bramą wjazdową. Miała przed sobą jeszcze spory kawałek w strugach letniego deszczu, lecz postanowiła wykorzystać ten czas, aby zaznajomić się z ustaleniami pracujących już na miejscu policjantów.
Wysiadłszy, naciągnęła na siebie policyjną kurtkę. Było parno i deszczowo; najgorsze z możliwych połączeń. Zabrała z miejsca pasażera potrzebne rzeczy, a kluczyki od policyjnej terenówki wetknęła do kieszeni. Obróciwszy się na palcach, rozejrzała się po znajomej okolicy. Zgrabnie, wyminęła policyjną taśmę oddzielającą wejście na farmę. Kilku techników podniosło głowę, jeden dźwignął się z miejsca i ruszył ku Ruth. Wytarł niedbale ręce o jednorazowy uniform, odruchowo prostując się przed swoim przełożonym.
- Trup. Mężczyzna lat czterdzieści parę, białoskóry, o sporej nadwadze i najprawdopodobniej paskudnych nawykach żywieniowych... - zaczął swój wywód. Skinęła mu głową i gestem pokazała, aby kontynuował w drodze.
Szli przez błotnistą, rozoraną drogę, a budynek mieszkalny objęty przez obłok parującej wody sprawiał iście upiorne wrażenie.
- ... Rana postrzałowa, wykluczyliśmy samobójstwo. Chłopaki szukają narzędzia zbrodni, inni zbierają ślady traseologiczne. Znalazł go właściciel, w szopie.
- Ruszał cokolwiek? - przekrzywiła głowę, spotykając się wzrokiem ze spojrzeniem starszego technika.
- Twierdzi, że nie. Na widok takiej rany raczej nie miał odruchu, aby podejść, potrząsnąć go za rękę i spytać, czy wszystko w porządku... Zresztą. Sama zobacz - pchnąwszy drzwi do szopy, gestem zaprosił Ruth do środka.
Wchodzą, założyła rękawiczki. Większość przestrzeni, została już opisana, a znalezione szczegóły udokumentowane. Ostrożnie stawiając kroki, weszła głębiej. Zatrzymała się dopiero w progu, skąd widać było ciało oparte ciężko o ścianę w kącie. W swoim życiu, opatrzyła się ze śmiercią, a mimo to za każdym razem czuła lekkie ściśnięcie w środku.
- Gdzie jest właściciel? - zwróciła się do tego samego technika, obecnie wydającego polecenia kryminalnym.
- Na zewnątrz. Pali papierosa. Zebrali już od niego zeznania, jakby co. Sprawę prowadzi River - dodał, być może uprzedzając kolejne pytania Ruth.
Wychodząc na świeże powietrze, odetchnęła głęboko. Okrążyła szopę, dostrzegając stojącego do niej plecami mężczyznę, który nerwowo próbował odpalić papierosa. Wystarczyły dwa, miękkie przez kałuże kroki, aby rozpoznał go od razu.
- ... Jamie?

Jamie Rockwell
niesamowity odkrywca
Ruth
właściciel winnicy — lokalna winnica
38 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Prowadzę rodzinną winnicę i próbuję wybaczyć Baby, która w końcu wyznała mi prawdę.
004
Było późne, deszczowe popołudnie. Cały dzień lało jak cholera, a przez rozkojarzenie po powrocie Baby nawet nie zerknął na pogodę, żeby ubrać się bardziej sensownie. Przemógł, a jego jasne spodnie i buty nie nadawały się do niczego. Nie przejmował się tym jednak mocno były to tylko rzeczy. Zabrał swoją zapasową kurtkę przeciwdeszczową z winnicy i wrócił na farmę. Stała na oddali, jak to farma wokół tylko błotniste tereny mieszały się z przeoraną ziemią, która już dawno nie wydała plonów.
Kiedy tylko tereny jego rodzinnej posiadłości zaczęły pojawiać się na horyzoncie, czuł, że coś jest nie tak. W jednym z budynków świeciło się światło, ktoś w jego małej, inżynieryjnej pracowni ewidentnie czegoś szukał. Wydawało mu się, że zgasiła światło. Zawsze gasił. Wyczuł pismo nosem, nie widział, kogo mogło zaciekawić to miejsce. Co prawda było tam sporo spawarek i sprzętu tego typu, jeżeli ktoś chciał łatwo zarobić, okradając go, mógł się obłowić. Monitoring miał, a Lorne było na tyle małe, że często nie zamykał tego miejsca nawet na kłódkę.
Kiedy tylko zatrzymał się na podjeździe i zajrzał do środka, wciągnął gwałtownie powietrze. Podszedł bliżej, zostawiając błotniste ślady i już wiedział, z czym ma do czynienia. Telefon na policję była natychmiastowy, ale i tak czuł się roztrzęsiony.
Kręcił się niespokojnie, a kiedy pojawiła się policja, starał się złożyć zeznania. Dawno nie trzęsły mu się ręce, ale nawet tak rzadko palone papierosy nie mogły dać ukojenia.
Zeznał o wszystkim, i udostępnił technikom nagrania z monitoringu. Kamera była porządnie ukryta, a jej centrala była schowana w domu, który już jednak zamykał na klucz. Miał nadzieje, że nikogo nie było też tam, bo nawet nie zdążył zajrzeć do środka.
Przeklęta farma zbiera swoje ofiary.
Usłyszał znajomy głos wypowiadający jego imię, podniósł spojrzenie i przetarł mokrą od deszczu twarz: - Ruth – wypowiedział jej imię jakby z ulgą. Odnosił wrażenie, że jeżeli ona wszystkim się zajmuje to nie może być źle. – Mogłem sprzedać to cholerstwo w pizdu! – Krzyknął nagle, kopiąc brudnym butem kamień, który rozbryzgał trochę błota i upadł gdzieś pod płotem. Nosiło go, a papieros w deszczu nie chciał się zapalić.

Ruth Hammond
ambitny krab
cattitude#5494
35 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Tropię morderców i leniwych policjantów.
Znała go od zawsze. Trzy lata różnicy wieku to właściwie nic dla bandy dzieciaków z sąsiedztwa, które bawiły się wspólnie w czasach, gdy elektronika nawet nie śniła o swojej obecnej popularności. Byli w jednym przedszkolu, szkole, szkole średniej. Ci sami znajomi, miejsce do okazjonalnych wagarów, domówki pod pretekstem projektów do zaliczenia nauk przedmiotów ścisłych. Kiedy więc zobaczyła na raport z kończącego się dnia, a w nim adres farmy Rockwella, pod wpływem chwili oraz emocji, wyszła z posterunku z zamiarem natychmiastowego udania się na miejsce zdarzenia.
Dla policjantów, widok naczelnika tam, gdzie śmierdziało trupem na kilometr nie był niczym niezwykłym. Ruth nie dała się usadzić za biurkiem, udowadniając tym wszystkim z administracji, że można być głównym nadinspektorem, a także okazjonalnym śledczym w jednym. Nadal angażowała się w to, w czym nieskromnie mówiąc była najlepsza - czyli odnajdywaniem przestępców zbiegłych z miejsca zbrodni. Nie miała najmniejszych problemów, aby grubą kreską oddzielić swoje życie zawodowe od prywatnego, a na posterunek wezwać serdecznego sąsiada w celu wyjaśnienie zeznań, nie mniej bywały momenty - takie, jak ten - kiedy jej profesjonalizm zostawał wystawiony na ciężką próbę.
Dusząc w sobie protesty, podeszła bliżej Jamiego, zostawiając ślady w błotnistej kałuży. Nie była to wymarzona sceneria na spotkanie po latach zdecydowanie bardziej ochłodzonych kontaktów, ograniczających się do okazjonalnego wymienienie wiadomości bądź też zadzwonienia do siebie z życzeniami w dniu urodzin, lecz na swój sposób pasowała do ich dwójki - oboje uciekali w pracę, nie chcąc pamiętać o pewnych wydarzeniach. Dla Rockwella była to właśnie ta farma, jego ojcowizna, zaś dla Ruth praca w terenie w policyjnym uniformie.
- I co? Przekazałbyś nasz sekretny domek za drzewie jakiejś przypadkowej osobie? - odparła, starając się to, co ponure oraz frustrujące, przekuć na choć odrobinę zajmujące myśli, aby nie uciekał w nich do tego, co musiał zobaczyć w szopie.
- Daj mi to. Pomogę ci - wyciągnęła rękę, a gdy znalazła się w niej zapalniczka, sprawnym ruchem odpaliła ogień, przykładając go do papierka od jego papierosa. Ich dłonie powinny być wystarczającą osłonką, aby zapalić w deszczu.
- Jeszcze chwilę to potrwa. Jak dla mnie, nie ma potrzeby, abyś tu stał i czekać. Może lepiej wejdź do środka i zrób sobie naprawdę mocnej kawy? - alkoholu nie proponowała. Nie wypadało.

Jamie Rockwell
niesamowity odkrywca
Ruth
właściciel winnicy — lokalna winnica
38 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Prowadzę rodzinną winnicę i próbuję wybaczyć Baby, która w końcu wyznała mi prawdę.
Był w jego życiu taki moment, kiedy mógł nazwać Ruth najważniejszą osobą w jego życiu. Dopóki nie dopadło ich dorosłe życie byli dla siebie początkiem i końcem dnia. Była nawet jego studniówkową parą, kiedyś myślał o tym, że nikt inny nie będzie ważniejszy w jego życiu. Później się to zmieniło i chociaż nigdy nie wyznał jej prawdy za każdym razem kiedy widział jej niezmienne od lat oczy, uświadamiał sobie, że ta już na zawsze pozostanie jego niespełnioną dziecięcą miłością.
Żałował tylko, że za każdym razem przychodziło im się spotkać w nieprzyjemnych okolicznościach. Śmierć ostatnio stała się ich dodatkowym kompanem w ekipie. Ostatnio widzieli się, kiedy przyjechał sprawdzić zgliszcza, które zadziały się właśnie na tej ziemi. Teraz to, może te tereny były faktycznie przeklęte? Zaczynał żałować, że uparł się na to, żeby jednak przejąć farmę i winnicę. Co zaczynało się układać to znowu musiało się coś rozpierdzielić. Jeszcze, żeby rozsadzało beczki z winem, nie… Trup na trupie.
Spojrzał na nią i westchnął ciężko, nie ukrywał tego, że nie był to dla niego przyjemny widok. Nie wrzeszczał z przerażenia, nie wymiotował i nie mdlał, ale mimo wszystko było mu dziwnie i ciężko.
- Wiesz, że ciągle jest na tylnym ogrodzie. Nawet go odnowiłem. – Spojrzał na nią, a jego usta w końcu uniosły się w uśmiechu. Nie miał serca go rozwalać, bawił się w nim on z przyjaciółmi, a później jego rodzeństwo. Ojciec zbudował go dla niego i była to jedna z niewielu oznak ojcowskiej miłości, jakie od niego otrzymał.
Oddał jej zapalniczkę i pozwolił sobie na to, żeby odpaliła papierosa. Od razu się zaciągnął i spokojnie wypuścił resztkę dymu. Przynosiło mu to ulgę, która była raczej placebo, ale w tym momencie nie silił się na nic innego.
- Masz rację – kiwnął głową i od razu zaciągnął się papierosem. Nie wiedział, ile właściwie sterczał w tym deszczu, jego spodnie i buty wyglądały jak ofiary pobojowiska. Zaczynał też marznąć, co uświadomił sobie dopiero teraz, kiedy emocje i adrenalina zaczęły opadać: - Zajrzyj po wszystkim jeżeli chcesz. Oczywiście, jeżeli mogę jakoś pomóc to daj znać. Udostępniłem już twoim kolegą nagrania z monitoringu. Mam tam małą pracownię, w której jest trochę sprzętu i po jednej z kradzieży po prostu się zabezpieczyłem. – Wzruszył ramionami, żeby przerwać ten nerwowy słowotok. Czuł się, jakby się tłumaczył, a przecież nic nie zrobił.
Pozwolił jej odejść i sam dokończył papierosa i po chwili zniknął za drzwiami swojego domu na farmie. Ogarnął ubłocone buty i pierwsze co zrobił - poleciał po prysznic. Gorąca woda rozluźniała barki i dobrze mu zrobiła. Przebrany w dres wstawił ekspres i opierając się o blat w kuchni, zerkał w stronę telewizora w salonie, w którym właśnie leciał mecz futbolu australijskiego.

Ruth Hammond
ambitny krab
cattitude#5494
35 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Tropię morderców i leniwych policjantów.
Jamie Rockwell

- Naprawdę? - obejrzała się za siebie, podążając spojrzeniem w tym samym kierunku co wzrok Jamiego. W tym miejscu, a także w jego towarzystwie, wspomnienia stawały się żywsze. Wręcz czuła na policzkach duże krople deszczu, koszulkę, która lepiła się jej do ciała podobnie jak przemoknięte kosmyki czekoladowych włosów, gdy w środku ulewy schowali się w domku na drzewie. W tym samym, w którym przesiadywali całą bandą, aby niczym gang Kudłatego - własnego Scooby'ego niestety nigdy się nie dorobili, gdyż wyszło, że jedna z dziewczyn ma paskudną alergię na sierść - odkrywać tajemnice nie zawsze zadowolonych z tego faktu sąsiadów.
Wtedy, wydawało im się, że nie ma rzeczy niemożliwych, a potem przyszła dorosłość. Brutalne zderzenie z rzeczywistością, podobną do tego, jak teraz - łatwo było tłumaczyć sobie, że wiele spraw nie dotyczą nas bezpośrednio, dopóki samemu się ich nie doświadczy. Pierwszy kontakt z trupem zamordowanego podsumowała wydaleniem całej treści żołądka. Fakt, że Jamie potrzebował zapalić, mimo iż nie pamiętała go z papierosem wetkniętym w usta, był więc zrozumiały.
- Jasne. Na pewno zajrzę, ale najpierw upewnię się, że zrobią to raz, a porządnie i niczego zbędnego Ci tutaj nie zostawią - obiecała, po czym dostrzegając zmierzającą w ich kierunku sylwetkę policjanta, przeprosiła Rockwella. To nie było jej śledztwo, a także jej sprawa, kiedy jednak ktoś prosił o jej uwagę, sugestię, chciał poznać opinie bądź skonfrontować swoje hipotezy, nie widziała przeszkód, aby podzielić się swoim doświadczeniem.
Mecz dobiegał końca, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Upewniwszy się, że transport z ciałem odjechał, a większość policyjnych techników opuściła farmę, aby przekazać próbki oraz pozostał, zabezpieczone ślady we właściwe ręce, w ostatniej chwili zmieniła kierunek swojego szybkiego marszochodu. Wahała się tylko przez moment, końcem końców byli przyjaciółmi od pieluch, nie powinna więc czuć się w jego obecności nieswojo. Chwilowa rozmowa tylko utwierdziła Ruth w przekonaniu, że mimo upływu lat, tak naprawdę niewiele się zmieniło. I tego się najlepiej trzymać.
Przestępując z nogi na nogę, czekała cierpliwie, aż Jamie podejdzie do drzwi. Kiedy więc wychylił głowę, a następnie gestem zaprosił ją do środka, podziękowała ciepłym uśmiechem, wchodząc w głąb korytarza. Odwiesiła swoją mokrą od deszczu kurtkę, a buty zsunęła z nóg w przedpokoju.
- No. To teraz możesz mi na spokojnie opowiedzieć, jak wiele się u Ciebie zmieniło nie licząc tego całego incydenty i czy wciąż masz śliwowice, bo wyglądasz jak ktoś,kto powinien się napić czegoś mocniejszego, niż tych swoich win czy innych siarczanów - cmoknęła, pozwalając sobie na bardziej zaczepny komentarz, gdyż Rockwell zapewne chciał zapomnieć, a nie roztrząsać widok, jaki zastał w szopie.
niesamowity odkrywca
Ruth
właściciel winnicy — lokalna winnica
38 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Prowadzę rodzinną winnicę i próbuję wybaczyć Baby, która w końcu wyznała mi prawdę.
Wpatrywał się razem z nią w ten domek na drzewie, który był prawdziwą skarbnicą wspomnień. Ojciec, ani jego rodzeństwo od lat tego nie ruszali. Pewnie znaleźliby tam coś, co przyniosłoby im jeszcze więcej ciepła na sercu. Bransoletki przyjaźni, ulubione kubki czy opakowania po słodyczach, których nigdy nie zdołali wyrzucić. – Nigdy nie odkopaliśmy naszej kapsuły czasu – przypomniało mu się, a myśl od razu wypowiedział na głos. To była prawda, gdzieś na tyłach jego domu można było znaleźć to pudełko. Tyle tylko, że on już nie pamiętał lokalizacji. W głowie świtała mu jakaś mapa, ale jak na złość nie wiedział gdzie była, ani kto z ich paczki ją wtedy zabrał.
Był zmęczony, całym dniem powrotem Baby, która właśnie spędzała swój czas w Kalifornii i znalezieniem trupa. Miał ciarki na samą myśl, że ktoś się obcy się tutaj kręcił i zabił niewinnego człowieka na jego terenie. Nie wiedział, czy mógłby pracować w policji. Chyba nie był do tego tak odważny, w jego mniemaniu ten zawód potrzebował też pewnego rodzaju dystansu i obojętności. On niestety we wszystko zbyt mocno się angażował, często też emocjonalnie.
Otworzył jej jak najszybciej, nie chciał, żeby stała w strugach deszczu. Miał nadzieje, że błotnista ziemia i pogoda nie utrudnili im zbytnio zbierania śladów. Uśmiechnął się, widząc jej przemoczoną twarz i włosy, które kleiły się do twarzy. Pamiętał te dziecięce czasy, kiedy aż go kusiło, żeby pojedyncze kosmyki, które gubiły się na jej policzkach po prostu chować jej za ucho. Uśmiechnął się do siebie na tę myśl. Stare, niewinne czasy.
- Nie chcę pić. Jutro mam spotkanie z ludźmi, którzy chcieliby regularnie odkupować wino. Muszę się dobrze prezentować. – Wiedział, że będzie mu ciężko, biorąc pod uwagę fakt, że powrót Baby siedział mu w głowie. Może jednak to picie nie byłoby takie złe.
- W sumie to mam nalewkę na spirytusie, ale pijesz ze mną. Po dwa i koniec. – Zarządził, chociaż miał przeczucie, że na dwóch się nie skończy. Nie zmieniało to jednak faktu, ze przy zaistniałej sytuacji było mu to potrzebne.
- Wiele się działo – stwierdził enigmatycznie i zniknął za drzwiami małej spiżarki, w której oświetleniem była jedynie żarówka na kablu. – A ty nadal żyjesz pracą? – Zapytał, wychodząc z butelką ciemnej, wiśniowej nalewki, które zapewne nie będzie należała do najbardziej delikatnych w smaku. Za siki się nie zabierał, delikatne to mogło być wino, a nie spirytus z wiśniami.

Ruth Hammond
ambitny krab
cattitude#5494
35 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Tropię morderców i leniwych policjantów.
Zgarnęła pojedyncze krople deszczu, które zatrzymały się na jej policzku. Zanim weszła na werandę domu Jamiego, upewniła się, że nie ma na sobie żadnych smug po błocie, czy kurzu, ponieważ jeszcze długie godziny dyskutowali w szopie, zastanawiając się na głos, która z hipotez wysnutych przez śledczych była najbardziej prawdopodobna. Nie chciała jednak rozmawiać o sprawie, nie z nim. Rockwell wydawał się tym wszystkim wystarczająco przejęty, nie zamierzała więc dokładać mu zmartwień i sugerować, że nie może jeszcze zapominać o tym, co zastał dzisiejszego dnia na farmie, bo złożone policjantom zeznania od razu po tym, jak zjechali się technicy i inni śledczy, to dopiero wierzchołek góry lodowej, śledztwo będzie trwać, nowe dowody wychodzić na światło dzienne... Potrząsnęła głową i tak, jak przed momentem otrzepała się z deszczu, tak teraz z natrętnych myśli.
Chwyciła Jamiego pod ramię, dając się mu prowadzić w głąb domu. Choć wiedziała, dokąd pójść, ponieważ jako dzieci często bawili się całą paczką na farmie rodziców Rockwella, nie było jej tu tak dawno, że mimo wszystko nie chciała nadszarpywać uprzejmości oraz wychodzić przed szereg.
- Nie myślałeś, aby sobie zrobić dzień wolny? Wyjechać gdzieś z miasta? - zaproponowała, ale zrozumiałaby, gdyby Jamie odparł, że pracując nie będzie myślał, więc woli swoich planów nie przekładać.
- Przecież Ty zawsze prezentujesz się i d e a l n i e - dodała, robiąc jeszcze jeden, tym razem większy krok na przód od niewygodnego tematu trupa.
Gotowa była zaprotestować, ale Jamie znał ją na tyle, aby wiedzieć, jak tutaj ubiec Ruth. Postawił więc z góry twarde warunki, opuściła dłoń, którą podniosła i cicho westchnęła.
- Tylko dwa? No dobrze - miała podobne, co on obawy, tyle że jeszcze się nimi nie podzieliła.
Plecami, oparła się o ścianę na korytarzu, zerkając do spiżarni, w którą wszedł Jamie.
- Praca, dom, ojciec, młodsze, imprezujące rodzeństwo... Jestem na wiecznym etacie, Jamie, to się akurat nie zmieniło - puściła mu oczko, przechodząc do kuchni, w której rozejrzała się za szkłem mogącym posłużyć za kieliszki. Szklanki i inne literatki odpadły w przedbiegach - rano oboje mieli swoje zobowiązania, a jedna taka powaliłaby ich najprawdopodobniej w połowie.

Jamie Rockwell
niesamowity odkrywca
Ruth
właściciel winnicy — lokalna winnica
38 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Prowadzę rodzinną winnicę i próbuję wybaczyć Baby, która w końcu wyznała mi prawdę.
Wiedział, że to wszystko będzie się ciągnęło przez jakiś czas. Nie był głupi, z resztą Ruth nie raz i nie dwa opowiadała mu o tych długich śledztwach, które nie potrafiły mieć żadnego sensownego spoiwa i nigdy nie szykowało się do żadnego rozwiązania. On co prawda coś im tam dał, ale jednak mimo wszystko było to morderstwo i to nie byle jakie. Bez względu na wszystko Jamie będzie musiał uzbroić się w hektolitry cierpliwości. Inaczej nic z tego wszystkiego nie wyjdzie. Będzie siedział, drążył i zastanawiał się nad tym co takiego się zadziało, że akurat na tym terenie musiało się to stać. Będzie chciał znać rozwiązanie, więc myślał już tylko o tym jak po wszystkim Ruth opowiada mu sprawozdanie. Oczywiście na tyle jak bardzo będzie mogła.
- Ja i dzień wolny – prychnął odrobinę ironicznie, bo przecież go znała. O wiele łatwiej było mu zapominać, kiedy tonął w papierach, realizował projekty albo musiał być zwarty i gotowy na spotkaniach z inwestorami. Innej opcji nie było, siedzenie z niezajętą głową doprowadziłoby go do szału. Miałoby to większy sens, gdyby podczas takiego wypadu miał jakieś towarzystwo. Jednak namiętny z niego ostatnio samotnik, który polubił się w seksie bez zobowiązań.
- Nie wypominaj mi starych grzechów – pokiwał jej palcem, jakby jej groził, ale uśmiechał się przy tym. Jego oczy świadczyły o tym, że jest naprawdę rozbawiony, szczególnie że przywołała wspomnienia dnia, kiedy skończył szkołę i dzielnie na wielkim kacu odbierał swój dyplom. Walił przy tym jak gorzelnia, ale i tak wszyscy mu to wypominali. Stało się to prawie legendą w gronie ich przyjaciół.
- À propos młodszego rodzeństwa – zaczął temat, kładąc na kuchennym stole przykurzone butelki z nalewką. – Gaia ostatnio potrzebowała ratunku, opowiadała ci, jak podczas ulewy wpadła do błota i popsuła rower? – Jamie zagadnął, sięgając po kieliszki, które od razu umył pod zlewem. Wstyd, tak dawno nieużywane. Kiedyś nie było mowy o tym, żeby stały w najgłębszej części szafki.

Ruth Hammond
ambitny krab
cattitude#5494
35 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Tropię morderców i leniwych policjantów.
- ... Dokładnie. Ty i dzień wolny - weszła mu w słowo, bo choć doskonale wiedziała, że to określenie nie szło w parze z Jamiem, dzisiejsze wydarzenia uświadomiły jej nagle jedno. Myśl przyszła nagle, niespodziewanie, jak konkluzja po długim brodzeniu wśród poszlak na pierwszy rzut oka prowadzących donikąd. W oka mgnieniu, Ruth zreflektowała się i nim mężczyzna wpełzł do piwniczki na wina, alkohol i inne przetwory, chwyciła jego ramię.
- Oboje powinniśmy wziąć dzień, a nawet dwa wolnego i gdzieś wyjechać. Gdziekolwiek. W góry, pod namiot, na wycieczkę rowerową lub na bogatości do najbliższego, pięciogwiazdkowego hotelu. Kiedy ostatnio byłeś na urlopie, co? - zagadała, obracając Rockwella tak, aby spojrzeć mu w oczy. O sobie nie wspomniała, kadra przestała się już upominać, aby odebrała zaległe dni urlopowe, gdyż księgowe doskonale zdawały sobie z tego sprawę, że Ruth i tak znajdzie wymówkę, byleby nie musieć siedzieć dziesięciu dni w domu. Z dala od miejsca, gdzie naprawdę była potrzebna.
Uśmiechnęła się. Były wspomnienia, do których mogła wracać zawsze i wszędzie, a te, niezmiennie będą prowokować uśmiech na jej ustach, a także ukłucie sentymenty, przed którym Ruth nie chciała się odpędzać. Większość, dotyczyło ich wspólnej paczki przyjaciół, ale także Jamiego w roli głównej. Może, gdyby kiedyś miała więcej odwagi, niektóre nabrałyby zupełnie innego charakteru...
- Przecież za to mnie u w i e l b i a s z, prawda? - odgryzła się, obracając jeszcze puste szkło w ręku.
Jamie ścierał kurz ze starej, wiekowej butelki, w którą rozlał nalewkę na spirytusie zeszłego roku, a Ruth przyglądała się mu dyskretnie zza kieliszków. Na wspomnienie Gai, uniosła brew.
- Chwila moment. Jakiego ratunku? Gaia nie zająknęła się słowem, że wpadła na Ciebie z zepsutym rowerem w środku ulewy... - jakby na to nie spojrzeć, Rockwell został przyłapany na gorącym uczynku. A ponieważ powiedział coś, o czym Ruth nie wiedziała, teraz się już na pewno nie wycofa.
Poprawiwszy się w miejscu, splotła ze sobą dłonie, a na nich oparła podbródek.
- Opowiedz mi o tym ratunku - zachęciła przyjaciela, tyle że tonem, który niekoniecznie chciał dyskutować. Bo powiedzieć, że ptaszki ćwierkały albo doszły mnie słuchy teraz już na pewno nie przejdzie.

Jamie Rockwell
niesamowity odkrywca
Ruth
ODPOWIEDZ