lorne bay — lorne bay
23 yo — 177 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
10.
You scared me to death, but I'm wastin' my breath
'Cause you only listen to your fuckin' friends
and I don't talk shit about you on the internet
{outfit}
Nie chciał się już oglądać za siebie - choć jego rozsypany świat układał wciąż w całość i jeszcze nie do końca wszystko udało mu się wyprostować był pewien, że nie był już bezbronny jak do tej pory. Miał jednak wrażenie, że nie do końca się zdołał pozbierać, ale jak miał się wyswobodzić z tych wszystkich wspomnień, drażniąco trzymających się jego myśli? Nie jednokrotnie zadawał sobie pytanie, jak miał iść dalej: nie wyobrażał sobie tej dławiącej samotności, życia bez niej. Była to pierwsza miłostka, którą się bez reszty dał pochłonąć - za gwałtownie, za szybko, bez pomyślunku. Nie żałował tego doświadczenia, tej trudnej relacji z Lily: przede wszystkim nauczyła go jednego - nie mógł już naiwnie wierzyć w dobroć każdej osoby, jak starał się do tej pory to robić, skutecznie miażdżąc jego wyidealizowany światopogląd, rozszarpując wszystkie chęci niesienia pomocy zmieniając jego nastawienie do wszystkiego o całe sto osiemdziesiąt stopni. Z wulkanu energii zmienił się w lodowiec pozbawiony wszelkich chęci, z pancerzem, którego nie zamierzał teraz się pozbywać.
To był jeden z tych wieczorów w których pozwalał w samotności przebywać sobie w barze. Już nie wiedział które to było kolejne piwo, ale wdał się w bardzo pasjonującą pogawędkę z barmanem - wszak takie rozmowy przeprowadzał z nim już niejednokrotnie, więc powoli zaczynał uznawać chłopaka za znajomego, który zadziwiająco dużo już wiedział, ale nie oceniał. Potrzebował takiego spojrzenia: innego od jego bliskich, świeżego, nie będącego zaangażowanego w całą sprawę: jak to możliwe, że po trzech miesiącach dalej przeżywał to głupie rozstanie z byłą dziewczyną? Przyjaciel barman mówił pomocne słówka, podpowiadał, że powinien już przystopować kiedy patrzył na zegar wiszący na ścianie - wskazówki zbliżające się do godziny drugiej aż za nadto podpowiadały, że powinien wracać.
Karaoke było ostatnią rzeczą na którą miałby w tej chwili ochotę - przy tym stanie w jakim aktualnie się znajdował mógłby wyjść z tego jakiś dziwny stand up i rodzaj wyzalenia się przed wszystkimi. A mimo to ktoś go zachęcił aby stanął przed mikrofonem, zanim się zorientował piosenka zaczęła lecieć a ludzie jakby oczekiwali na to co się wydarzy. Spędzony tym całym zdarzeniem początkowo zupełnie ominął pierwsze trzy linijki tekstu zanim zrozumiał z jakim tekstem miał w tej chwili do czynienia - czy ktoś specjalnie stwierdził, że Billie Eilish idealnie do niego będzie pasowała? Oczywiście nie chciał mierzyć się z takim wokalem, przed zachęcających gwizdami koniec końców zaczął nucić. Początkowo niepewnie i cicho by po chwili się wkrótce dosłownie w utwór: - 'Cause that shit's embarrassing, you were my everything
And all that you did was make me fuckin' sad
- widział kątem oka, że są wyciągane telefony i głównie dziewczyny nagrywały ten najbardziej rozżalony moment jak dał się ponieść własnym emocjom nie zważając dosłownie na nic. Był pewien, że jedno z tych nagrań na bank wyświetli Lily; podszedł bliżej do jednej nieznajomej będącej najbliżej i bezceremonialnie pokazał środkowy palec w jej telefon -... 'cause I'd never treat me this shitty, You made me hate this city - i to się tylko w tej chwili dla niego liczyło,ale najlepsze było to, że cały bar zaśpiewał razem z nim refen i aż miał na skórze ciary. Zmęczony patrzył zszokowany na klaszczących mu imprezowiczów, nie sądził, że jego wątpliwe wycie są dobrze się przyjmie. Zmieszany właśnie schodził ze sceny kiedy został pociągnięty przez kogoś za ramię -ej...ejj...co się...dzieje...gdzie mnie zabierasz..ja nie wracam nigdzie! - wyjęczał niezadowolony przez cały odcinek aż do wyjścia na zewnątrz a chłodne powietrze uderzyło go w czerwoną już twarz. Oddychal płytko, dopiero teraz czując ogromną falę zmęczenia jaka nagle napłynęła, wcześniej będąc skutecznie ignoriwana -zamierzałem u dziś być do czwartej - wybąkał obrażony, że zabierano go z najlepszego momentu kiedy to impreza tak naprawdę zaczynała się rozglądać na dobre. Czy on nie mógł się zabawić? Huck miał na wszystko pozwalane, a on nie mógł? Bo co? Tez chciał i nie zamierzał być gorszy od swoich starszych braci. - Candela...zaczekaj - w tłumie bawiących się zobaczył byłą. Czy robiła to celowo, wkradając się nieproszona na te same imprezy na które on przychodził?
candela fitzgerald
ambitny krab
kama
M.Hammett
rzuciła studia, bo startuję do zespołu baletowego — dorabia w rodzinnym moonlight bar
22 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
i'm terrified of passive acquiescence, i live in intensity
017.
i don't know much about love
but i know what it means
to have a heart full of pain
[outfit]
Kochała tańczyć, kochała przebywać w tłumie, kochała wszystko - co było związane z muzyką. Nadszedł wymarzony weekend, ten w którym postanowiła nie brać na siebie przez wszystkie trzy dni dwunastogodzinnej zmiany w rodzinnym barze. To był weekend, w którym po raz pierwszy - od wielu miesięcy miała wolne.
Pragnęła Chciała się rozerwać.
Bycie popularną w szkolę, wyciąga się takie wnioski - że czy tego chcesz czy nie, ma się wielu przyjaciół. Z różnych paczek, z różnymi zawodami i marzeniami. Wystarczyło jedynie napisać do któreś z nich, a już miała zaklepane plany na kolejne dwa tygodnie. Gdy nadchodził czas, że Fitzgerald czuła, iż musi zostać uratowana ze samotności - wtedy wpadała w wir notorycznych imprez, wyjazdów - wycieczek. Zawsze gdzieś była, wszędzie było jej pełno.
Dziś był jeden z tych dni, alkohol lał się litrami - pomimo małego miasteczka, klubów było ponad pięć - wraz z paczką, przechadzali się od jednego do drugiego, śmiejąc się - tańcząc, pijąc - a niektórzy nawet zażywali nieco cięższe trunki. Baletnica nigdy nie była ich zwolenniczką, jasne niekiedy zjaranie blanta przed kilkunastogodzinną zmianą - zdecydowanie ją odprężało - ale te inne, gdzie niektórych nazw to tej pory nie potrafiła spamiętać - zwykle się od nich oddalała.
To była naprawdę dobra noc. Pełna śmiechu, potu poprzez obijanie się od siebie na parkiecie, rozmów - a nawet odrobinę płaczu. W końcu każdy na alkohol reaguję zupełnie inaczej. Dochodziła druga, mieli właśnie się zbierać - kilkoro z nich, pożegnali pół godziny temu, blondynce wciąż wirowało się w głowie, tyle drinków w tak krótkim czasie wcale nie było dobrą decyzją. - Candela patrz! - głos jednej z koleżanek wbił się do jej uszów, odwróciła głowę przez szybę dostrzegając wijącego się na scenie najlepszego przyjaciela. - Ja pierdole. - mruknęła pod nosem, zrzucając na ziemię tlącego się papierosa, którego za chwilę przygasiła szpilką.
Weszła do środka, a za nią jeszcze dwie dziewczyny, Fitzgerald ustała z boku przyglądając się poczynaniom chłopaka, za to jej przyjaciółki zniknęły w tłumie - prawdopodobnie decydując się na kolejną dawkę procentowych trunków.
Występ się skończył i mimo to, że Candela nie nazwałaby go najtragiczniejszym, automatycznie załączyła się jej rola matki, dlatego przecisnęła się do ludzi - dopadając Hugo i ciągnąc w swoją stronę za ramię. - Co Ty wyprawiasz? - kątem oka dostrzegła te szuję, przez co jej zdenerwowanie jeszcze bardziej wzrosło.
Zsunęła rękę na jego dłoń, splatając ich palce - następnie pociągnęła Langforda w stronę toalety, bez różnicy której - nawet nie zwróciła uwagi, czy wchodzą do damskiej czy męskiej. Gdy dostrzegła, że jedna z nich jest wolna złapała za drzwi wpychając przyjaciela do środka, a w tle jeszcze było słychać kobiecy głos. - Hej, kolejka! - nie zareagowała, zamykając ich na zamek - mocne, zdenerwowane spojrzenie skupiła na brunecie. - Czy Ty już do końca zwariowałeś? - czuła jakby automatycznie wytrzeźwiała, a cały wieczór który spędziła przy śmiechu i tańczeniu zamienił się w jeden wielki koszmar. - Ile razy będziemy to jeszcze przerabiali? - brew blondynki drgnęła do góry, plecami oparła się o jedną ze ścian - ogniskując wzrok gdzieś w nierozpoznany punkt. - Czasem odnoszę wrażenie, jakbyś specjalnie się jej podkładał, aby mogła Cię nieustannie krzywdzić. - teraz dopiero na niego spojrzała, w smutek wypisywał się na buzi Candy. - Jesteś masochistą, Hugo? - pytanie zawisło w powietrzu, chyba nie chciała znać odpowiedzi - jeśli się przyzna, wtedy nie będzie szansy - by mogła go uchronić. Nie umiała przed Lily, a co dopiero przez samym sobą.
ambitny krab
nick autora
brak multikont
ODPOWIEDZ