kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Przez moment pozwoliła mu z tego wszystkiego kpić, nie komentując jakoś specjalnie. Dopiero po chwili wzięła wdech i wydech, decydując się jednak w tym temacie odezwać. - Jeśli człowiek potrzebuje tylu bodźców i rozpraszaczy, jak imprezy, ćpanie, chlanie, wychodzenie wieczorem, muzykę w tle, to często po prostu ucieka od tych swoich wszystkich myśli. Więc jak medytuje i zapada cisza, to jest ten moment żeby się z nimi zmierzyć w końcu. I ze swoim ciałem też. Masz sporo do nadrobienia w tym temacie, bo przez dekadę pakowałeś w to ciało naprawdę dużo…. prochy, alkohol, bijatyki. Przeszło bardzo dużo. Musisz sprawdzić, czy całe jest okej. I to samo z twoją głową Luke… - odpowiedziała, powoli ważąc każde słowo. Pozwalając żeby gdzieś tam to zawisło w jego głowie, żeby chociaż spróbował podejść do tego nieco inaczej, zastanowić się czy może jednak warto dać temu szansę.
- A ode mnie… myślę że usłyszałeś wystarczająco i nie potrzebujesz więcej. To chyba może już tylko zaszkodzić - dodała, cicho. Sama nie wiedziała, czy swoim powrotem mu pomogła, czy może jednak jeszcze bardziej spierdoliła sprawę. I teraz już się nie dowie. Miała tylko nadzieję, że ten odwyk dla Luka jest już tak.. no na serio. Że znalazł w sobie siłę do walki, a nie okazję do ucieczki od.. niej, świata w którym był, swoich problemów. Miała cholernie dużą nadzieję…
On mówił to chłodnym tonem, ona czuła, jak w środku coś w niej pęka, kruszy się i wali. Jak kawałek po kawałku, coś tam w środku zamiera. - Tak, powinieneś unikać tego co toksyczne także po odwyku. Zacząć od zera - odpowiedziała cicho, bardzo wypranym z emocji głosem. Spojrzała na gps, sprawdzając ile mieli jeszcze kilometrów do celu. I sama nie wiedziała, czy odczuła ulgę, czy jednak bolesny skurcz, widząc że się do niego zbliżają. Mieli jeszcze za mało czasu… a z drugiej strony czuła, że najlepiej skończyć tę rozmowę tutaj.
- Jesteś dobrym barmanem, nie straci na zatrudnieniu cię - oznajmiła. - Pracowałam tam, to dobre miejsce - dodała, równie beznamiętnym tonem, Brzmiał dla niej trochę obco, ale to jedyne na co miała siłę w tym momencie. Wiedziała, że Luke musi iść na odwyk, że między nimi po prostu nie mogło się potoczyć inaczej, żeby go tu ostatecznie doprowadzić. Ale nie stawało się to ani trochę mniej bolesne.
- Tak, wiem że nie muszę. Ale mogę - odpowiedziała mu. - Będziesz miał tam dużo czasu na myślenie. Więc… pomyśl - i dodała, nie proponując mu niczego konkretnego. Bo to było na tyle. Ten odwyk, to ostatnie gotowe rozwiązanie, które mu podsuwała. Teraz to on musiał przejąć kontrolę nad swoim życiem. I te dziesięć ostatnich kilometrów właśnie go od tego dzieliło, więc Cami zwolniła nieco, żeby trochę to wydłużyć.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
W ciszy słuchał jej słów, które z jego kpiną miały niewiele wspólnego. Gdyby nie ten dystans, który po wczorajszym wieczorze między nimi zapadł, zapewne opowiedziałby jej o wszystkich swoich lękach – przed swoimi własnymi myślami. Przed tym, co mu podpowiedzą, kiedy w końcu da im dojść do głosu. Przed samotnością po odwyku. Przed tym, że nie ma wystarczająco wielu narzędzi, żeby o tym wszystkim przebudować ogromną część swojego życia.
– Nie wiem, czy mi starczy czasu przez te 8 tygodni, żeby zmierzyć się ze swoimi wszystkimi myślami – odparł po dłuższej chwili. – Nie wiesz, co nazbierało mi się w głowie przez te wszystkie lata. Sam tego nie wiem. To jest jeden, wielki burdel. Mam w głowie teraz jeden, wielki bałagan -odparł, również dość spokojnie, bez nerwów, dokładnie wypowiadając każde ze swoich słów. Tym samym dawał jej do zrozumienia, że zamyka jej dostęp do jego głowy. Że ona również wliczała się w ten rozdział, który właśnie zamykał…
– Mhm. Tak, racja. Powiedziałaś już wystarczająco – odparł pozwalając sobie jednak na okazanie odrobiny złości przy wypowiadaniu tych słów. Prawdę mówiąc sam już gubił się w tym, o co tak właściwie był na nią wkurwiony. Przecież sam oznajmił jej, że to koniec. Czy możliwe, że chodziło mu o to, że tak łatwo to poddała? Czy możliwe, że gdzieś w głębi oczekiwał od niej, że powie, że na niego poczeka? Tak, to zdecydowanie było prawdopodobne. Było to cholernie dziecinne, bo przecież robiła teraz dokładnie to, o co ją poprosił. I cholernie mu to nie odpowiadało.
Przytaknął jej słowom, czując ucisk w żołądku, kiedy słyszał jej beznamiętny ton głosu. Miał ochotę krzyknąć do niej, żeby się zatrzymała, żeby porozmawiali jeszcze zanim całkowicie znikną sobie z oczu na taki kawał czasu… a może i na zawsze. Jakaś cząstka jego nie chciała żegnać się z nią w ten sposób, ale ten cholerny upór i duma nie pozwalały mu teraz okazac mu tych wszystkich emocji, które się w nim gotowały.
– Okej. Może to będzie dobra opcja na start. Żebym miał jakieś zajęcie, a potem zobaczę – celowo używał teraz liczby pojedynczej, a nie żadnego „zobaczymy”. Jakby już teraz sugerował jej, że nie będzie częścią tego procesu decyzyjnego w jego życiu. Że w zasadzie już nigdy nie będzie częścią jego życia, a już na pewno nie w taki sposób, w jaki była jego cząstką do tej pory.
– Pomyślę – rzucił oschle, po czym zaczął wiercić się w fotelu. Zaczynał czuć niemal fizycznie ciężar tej rozmowy. I nawet pomyślał, że chciałby być już na miejscu, byleby nie musieć dalej tutaj siedzieć i przeprowadzać tej bolesnej rozmowy. – Daleko jeszcze? – spytał, bo przecież odwrócenie wzroku od przedniej szyby i spojrzenie na gps wiązało się z niebezpieczeństwem spojrzenia na Cami. I czuł, że ten widok rozszarpałby mu serce.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Mur między nimi był już namacalny. Cami nie wiedziała, czy to taki tymczasowy czy taki na zawsze… ale wiedziała, że pomogła podłożyć fundamenty. Nie mogła oczekiwać od niego, że dalej będzie na niej polegać, że powie jej wszystko. I z jednej strony powinna być dumna, bo przecież tego chciała, żeby ogarniał ten syf sam. A z drugiej cholernie bolało, że jej nie potrzebował… i nie chciał.
- To zostań dłużej. Nie musisz wracać od razu, odwyk może trwać tyle ile potrzebujesz. Wróć jak będziesz gotowy - odpowiedziała, bo nie rozumiała czemu miał się z tym poganiać. Jeśli potrzebował więcej czasu, to powinien wziąć więcej czasu. Przecież o to chodzi z tym wyjściem na odwyk, żeby działać inaczej niż do tej pory. - One day at the time. Jedna rzecz po drugiej - i dodała, czując jak ją oczy szczypią, a przecież wcale nie powinny. A potem skinęła głową, zgadzając się z nim, chociaż pewnie nawet tego nie widział. Tak, on oznajmił jej, że to koniec. On oznajmił jej, że oczekuje od niej odpowiedzi. To on wciąż zadawał pytania, oczekiwał wyjaśnień. Ona cały czas mówiła to samo, że jeszcze nie teraz. Że najpierw ty. A teraz miała jak na dłoni, że nie interesowało go co miała do powiedzenia. I nie wiedziała czy to dlatego, że nie chciał już od niej nic usłyszeć, czy że po prostu wolał to wszystko zamknąć, bo już mu nie zależało. Bo się poddał. Ona nawet nie podjęła tej rękawicy. A on już się poddał. Ostatecznie zraniła go, więcej niż raz. Ostatecznie nie powinna spodziewać się niczego innego…
I znów skinęła głową, kiedy mówił o swoim starcie. Czy to znaczyło, że ona też powinna wystartować? Że po powrocie powinna mu pokazać, że jej też się udało przejść dalej? Że nie zostawia im właśnie otwartej furtki, że po powrocie wrócą między sobą do punktu wyjścia? Bo nie mogła mu składać obietnic, dawać podstawki, na której on się mógł później z powrotem usadowić. Nie brzmiało to jak pozwolenie mu zaczęcia od zera, odcięcia się grubą kreską.. o które przecież ją prosił. Nie miała prawa mu tego odmawiać. Nie kiedy chodziło o jego życie. I kiedy wszystko było tak cholernie kruche.
- Okej - odpowiedziała cicho, niemal szeptem, bo jej głos powoli już zaczął odpuszczać. Wpatrywała się w drogę przed siebie, mocno zaciskając dłonie na kierownicy. Aż jej bielały knykcie. - Nie, już prawie jesteśmy na miejscu - odpowiedziała mu, ale dopiero po chwili. Bo naprawdę już byli na miejscu. Budynek wyłonił się zza zakrętu, a ona podjechała na parking, blisko drzwi. Zgasiła samochód i przez chwile patrzyła przed siebie, czując jak ciężkie powietrze zawisło teraz między nimi. SIęgnęła do drzwi i otworzyła je, wysiadając i otwierając z tyłu drzwi, żeby Luke mógł pożegnać się z Penny. I robiąc kilka kroków w tył, czując jak ledwo trzyma się na własnych nogach w tym momencie. A kiedy Luke wysiadł, pokręciła głową, zanim zdążył się odezwać. - Nie, nic nie mów. Po prostu… nic nie mów. Pożegnaj się ze ze zwierzakami i idź, to coś co musisz zrobić sam… idź i nie odwracaj się za siebie - poleciła cicho, tym samym zdystansowanym tonem co wcześniej, patrząc na niego, ale nie na jego twarz. Bardziej na wysokości jego rąk, gdzie trzymał smycz psa, który wiedziała, że zaraz od niego odbierze. Nie miała odwagi spojrzeć mu w twarz, w oczy. Za bardzo się bała co się stanie. Już i tak czuła jak mocno drży, więc jedną rękę schowała do kieszeni, a drugą oparła się o samochód, żeby to ukryć. - Po prostu.. idź tam - i dodała, ciszej, czując że długo już nie wytrzyma, Chociaż zamierzała uważnie śledzić jego drogę do drzwi. To wszystko tak cholernie bolało....
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Za murem łatwiej było się schronić. Skulić się i udawać, że za nim niczego nie ma. Że nie potrzebuje już tego, co było po drugiej stronie, mimo że już teraz przecież dobrze wiedział, jak cholernie będzie mu jej brakowało. Już teraz odczuwał tęsknotę i uświadamiał sobie, jakim idiotą był mówiąc, ze to wybór. Bo przecież nie chciał jej czuć. Nie chciał czuć niczego. A mimo to przez całą drogę walczył ze sobą, żeby nie pokazać jej swoich słabości. A największą jego słabością była właśnie Cami, która paradoksalnie sprawiła też, że znalazł w sobie te siły, żeby teraz kierować się do ośrodka odwykowego. Już od dawna oddawała jego własny los w jego ręce, ale Luke dopiero teraz zdawał się go przyjmować.
– One day at the time – powtórzył cicho, pozwalając żeby ta mantra wryła mu się w głowę na dobre. I choć w tym momencie jeszcze tego nie wiedział, te słowa naprawdę będą pomagały mu przeżyć każdy jeden dzień na odwyku. Krok po kroku, dzień za dniem.
I tak, nie dał jej szansy, tym samym nie dając szansy im. Sam podjął decyzję o tym, że jeżeli nie jest w stanie określić się przed nim teraz, później nie da jej tej szansy. Ale nie dał szansy też sobie. Bo choć ostatecznie zdecydował się na odwyk, pozbawił się szansy na to, że jeszcze mogło się to udać. Że mogli być szczęśliwi, czego przecież tak bardzo pragnął. A teraz sam pozbawił ich tej możliwości. Najgorsze było to, że to nie była jego przemyślana i świadomie podjęta decyzja. Pod wpływem emocji zdecydował się opuścić topór, po którym ta relacja wydała z siebie ostatnie tchnienie.
I gdzieś w głębi chyba nawet liczył na to, że jeśli Cami również zacznie nowe życie z czystą kartą, to i jemu będzie prościej. Że nie będą nad nimi zwisały te cholerne demony „a co, jeśli…?”. Że łatwiej mu będzie patrzeć na nią szczęśliwą, być może związaną z kimś inną, bo tak po prostu łatwiej mu będzie przetrawić to, co się stało. Bał się, że jeśli Cami nie ruszy dalej, on również zatrzyma się w miejscu.
Ostatnie minuty drogi spędzili w ciszy. Luke powtarzał sobie w myślach przez ten czas, że powinien taki być. Oschły, wręcz nieprzyjemny. Że tak będzie im łatwiej. Że powinien odciąć się emocjonalnie od tego, co ich za chwilę czeka. Kiedy zobaczył budynek, musiał wziąć kilka głębokich wdechów. Kiedy Cami wysiadła, posiedział jeszcze chwilę w aucie, łapiąc te ostatnie klatki starego życia. Czegoś, co będzie musiał pożegnać za tamtymi drzwiami. Nie czuł się gotowy, kiedy wysiadał z auta. Ale wiedział, że musiał. Tak musiało być. Stanął naprzeciwko Cami, ale nie zdążył wypowiedzieć żadnego słowa nim ona się nie odezwała. Jej słowa dosłownie rozszarpywały mu serce. To był naprawdę koniec. Patrzył na jej twarz, ale ich oczy nie spotkały się ten ostatni raz. W ciszy przeszedł do fotela, na którym leżał plecak z Penny i pożegnał się z kotką. Następnie przykucnął przy Harry’m i porządnie go wytulał, dając mu na koniec buziaka w główkę. A kiedy ponownie wstał, Cami stała oparta o auto. Ominął ją, żeby wyjąć z bagażnika swoje rzeczy i zatrzymał się na chwilę, kiedy zrównał się z nią w drodze do drzwi ośrodka. Przez chwilę tak stali, oboje zwróceni w stronę budynku. – Bądź szczęśliwa. Po prostu – odezwał się po dłuższej chwili milczenia, wciąż nie mając odwagi na nią spojrzeć. -Bądź szczęśliwa. Cokolwiek przez to rozumiesz -powtórzył starając się z całej siły powstrzymać drżenie głosu. A potem… po prostu ruszył. I nie odwracał się za siebie. Nawet wtedy kiedy przystanął na chwilę przed drzwiami do ośrodka – nie znalazł w sobie tyle siły, tyle odwagi żeby spojrzeć ostatni raz na to, co właśnie porzucał.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Nie ma co ukrywać, jest to prawda. Mur pomagał, jeśli człowiek chciał żyć w swoim życiu bezpiecznie i unikać zranienia. Cami co prawda preferowała uciekanie do tej pory, ale to też było przecież w jakimś sensie izolowanie się, inna wersja uciekania za mur, nawet jeśli w praktyce od muru się spierdala… czy buduje spierdalając. No nieważne. To nie było teraz istotne. Teraz musiała pozwolić mu odejść i odbudować swój świat kawałek po kawałku. A przecież wiedziała, że go kocha. Więc musiała mu na to pozwolić. Nie mogła być teraz egoistką… po raz pierwszy w swoim życiu nie chciała być egoistką. I po raz pierwszy wierzyła, że robi to dla jego dobra, bezinteresownie pozwalając się zranić.
A najgorsze w tym wszystkim było to, że naprawdę czuła teraz jakby coś się definitywnie kończyło, jakby wszystko definitywnie wymykało jej się z rąk. I rozpadało. A przecież nigdy nie chciała żeby to był koniec. Ale powiedzenie mu tego to ostatnie co powinna i co mogła teraz zrobić. Nie mógłby skupić się na leczeniu, zajmując tym co między nimi było. I jednak… .no powiedzenie nawet tych dwóch cholernych słów, tylko otworzyłoby drzwi do większej rozmowy, na którą brakowało już czasu. I chociaż była świadoma, że nie mówiąc tego teraz, nie będzie miała prawa powiedzieć tego później. I znowu wciągać go w tą samą spiralę, która nie pomagała mu przecież wytrwać w trzeźwości. Więc.. musiała odpuścić. Obserwowała jak żegnał się ze zwierzakami, zapamiętując każdy moment tego pożegnania, każdy dotyk, każdą pieszczotę. Trochę czuła się tak jakby jej własne serce na moment zniknęło z jej piersi i przestało bić. Każdy oddech był ciężki do wzięcia.
- Przestań Luke. Daruj sobie. Po prostu idź, nic już nie mów - odpowiedziała od razu, cicho. Złapała smycz Harry;ego, wbijając mocno wzrok przed siebie. I patrząc jak odchodził. I dobrze że się nie odwrócił, bo po jej policzkach zaczęły płynąć łzy zanim jeszcze doszedł do połowy drogi. Płynęły i nie chciały przestać. Harry szczeknął na niego ostatni raz, kiedy Luke otwierał drzwi, a kiedy on za nimi zniknął, Cami osunęła się po prostu na kolana, nie mając sił utrzymać się teraz na nogach i zanosząc się szlochem, od którego aż brakowało jej tchu. I to też nie chciało minąć. Nawet kiedy podniosła się i w końcu z powrotem wsiadła do auta, łzy wciąż płynęły, szloch wciąż nią wstrząsał, tak jakby była studnią bez dna.

/zt </3
ODPOWIEDZ