psychiatra seksuolog — Cairn Hospital i psychiatryczny zakład karny
47 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Irving nie zauważył, że Liam zniknął w środku nocy - psychiatra spał spokojnie, nie obudził go żaden ruch ani dźwięk. Kładli się razem spać i Delaware sądził, że wszystko jest w porządku - dopóki nie obudził go dźwięk smsa. Zirytowany obrzucił telefon morderczym spojrzeniem i odwrócił się na drugi bok, chcąc przytulić się do swojego partnera... i wtedy zauważył, że go nie ma - najwyraźniej od dawna, bo pościel była zimna. Zmarszczył brwi, nagle rozbudzony, usiadł na łóżku i chwycił telefon.
To, co tam zobaczył sprawiło, że krew odpłynęła mu z głowy, w której na chwilę mu się zakręciło. Nie bardzo mógł uwierzyć w to, co zobaczył; przez chwilę wpatrywał się w telefon jak zahipnotyzowany, ale wreszcie wyskoczył z łóżka, włączając lokalizację telefonu Liama (zainstalował mu niedawno specjalną aplikację z nadzieją, że nigdy nie będzie musiał jej użyć - ale po tym, co mężczyzna mu powiedział o czerwonych myślach i o tym, że chwycił tamtego chłopaka za gardło, Irving się zaniepokoił i stwierdził, że z taką aplikacją będzie się czuł po prostu bezpieczniej: mając świadomość, że w razie czego będzie mógł Liama namierzyć), ubrał się i popędził do samochodu, sprawdzając po drodze, czy lokalizacja już działa. Gdy upewnił się, że tak, zadzwonił do mężczyzny, ruszając z piskiem opon.
- Odbierz, odbierz, odbierz... - powtarzał pod nosem, słuchając tego irytującego sygnału łączenia.

Liam Landrieu
kierowca karawany — the last goodbye
48 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś pracował jako chirurg urazowy w szpitalu w Cairns, potem spędził 18 lat w zakładzie psychiatrycznym za kilka morderstw. Wyszedł parę miesięcy temu, zamieszkał na łodzi swojego dawnego psychiatry i pracuje w zakładzie pogrzebowym jako kierowca karawany.

Liam ocknął się w lesie, w ciemności, z policzkiem przytulonym do ściółki, nie mając zielonego pojęcia jakim sposobem się tutaj znalazł. Obudził się zaledwie kilka minut przed tym, jak wysłał smsa do Irvinga; to była pierwsza myśl tak naprawdę, pierwsza logiczna w każdym razie. Wcześniej przez jego głowę przelało się wiele myśli, wiele scenariuszy, które mogłyby się wydarzyć... zwłaszcza, że na swoich rękach dość łatwo zauważył krew, która ładnie - i przerażająco jednocześnie - mieniła się w świetle księżyca. Brudne miał nie tylko ręce, ale też ubranie, no i kilka pojedynczych smug na swoich policzkach, z których jednak istnienia nie zdawał sobie sprawy.

Po wiadomości do Irvinga czas wydawał mu się płynąć szalenie wolno i choć zapewne od wysłania smsa do momentu, w których na wyświetlaczu jego telefonu pojawił się komunikat o nadchodzącym połączeniu minęło kilka minut, to Liamowi wydawały się one niemal wiecznością. Przez chwilę z lękiem przyglądał się wyświetlaczowi swojego telefonu, bojąc się odebrać, ale z drugiej strony... sam chwilę wcześniej prosił Delaware o pomoc, prawda? W końcu, po kilku sygnałach, przesunął zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha.

- Irving! - jęknął do telefonu. - Ja nie wiem co się stało, przysięgam, obudziłem się przed chwilą... nie pamiętam skąd się tu wziąłem... - opierał się teraz o pień drzewa, nogi miał podciągnięte pod klatkę piersiową i rozglądał się dookoła, kompletnie zagubiony i przerażony. Było to zresztą słychać w jego głosie.

- Irving, nie wiem co się wydarzyło, nie pamiętam, żebym się z kimś pobił czy coś... przysięgam ci, że nie chciałem nikogo skrzywdzić... nie wiem nawet czy to moja krew czy... czy nie... - oparł czoło o swoje kolana. - Gdzie jesteś? Przyjedziesz po mnie?

Irving Delaware

psychiatra seksuolog — Cairn Hospital i psychiatryczny zakład karny
47 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Oczekiwanie na to, aż Liam odbierze telefon, wydawało mu się wiecznością - było to zapewne zaledwie pół minuty, może minuta, ale w jego odczuciu minęła jakaś godzina. Odetchnął wreszcie z ulgą, gdy usłyszał głos mężczyzny i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, jak bardzo spięte ma mięśnie.
- Oddychaj, Liam - starał się brzmieć spokojnie, ale głos mu drżał - Spokojnie, wyjaśnimy, co się stało. Jadę do ciebie. Nie ruszaj się stamtąd, zaraz będę. Co jest wokół ciebie? Jest... jakiś inny człowiek? Albo zwierzę?
W pierwszym momencie miał ochotę zapytać, czy jest tam jakieś ciało, ale się przed tym powstrzymał - mogłoby to nie być najlepiej odebrane przez zestresowanego i przerażonego Liama: mogłoby jeszcze bardziej wyprowadzić go z równowagi, przerazić i popchnąć do niekoniecznie pożądanych działań (jak na przykład ucieczka). Stanowczo nie należało pozwolić mu uciekać.
W głowie Irvinga jednak kłębiły się już czarne myśli, wizje morderstwa popełnianego w nieświadomości. Miał nadzieję, że ta krew należy do zwierzęcia, nie do człowieka. Że nic takiego się nie powtórzy. Mimowolnie też zastanawiał się, co z tym dalej zrobić, bo chyba powinien to gdzieś zgłosić (z pewnością powinien, jeśli chodziłoby tu o człowieka).
- A może to ty jesteś poraniony? Nic cię nie boli?

Liam Nielsen
kierowca karawany — the last goodbye
48 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś pracował jako chirurg urazowy w szpitalu w Cairns, potem spędził 18 lat w zakładzie psychiatrycznym za kilka morderstw. Wyszedł parę miesięcy temu, zamieszkał na łodzi swojego dawnego psychiatry i pracuje w zakładzie pogrzebowym jako kierowca karawany.

Wziął głęboki oddech, gdy Irving polecił mu, żeby oddychał. Drgnął lekko, niespokojnie, słysząc wydobywający się z jego gardła świst. Był przerażony, nie wiedział co się dzieje, skąd się tu właściwie wziął, gdzie konkretnie był i skąd, do diabła, ta krew. Krew niepokoiła go najbardziej, to jasne i prawdopodobnie gdyby nie to, że rozmawiał teraz z Irvingiem, słyszał jego głos i jego próby uspokojenia go, to byłoby z nim bardzo kiepsko.

- Nie... nie ruszam się. Nie mogę się ruszyć nawet - jęknął cicho do telefonu i pokręcił głową, po czym przeczesał swoje włosy palcami, próbując się uspokoić. - Dookoła mnie....? - rozejrzał się, niewiele widząc w ciemności, ale próbując dostrzec jak najwięcej. - No drzewa, głównie drzewa, krzaki, jak to w lesie... - westchnął cicho, próbując jakoś się ogarnąć. - Ale nie widzę, żeby tu było jakieś zwierze... człowieka tym bardziej nie widzę... - przełknął ślinę i podniósł się chwiejnie na nogi, podtrzymując się ręką o drzewo. Udało mu się w końcu utrzymać na nogach i ruszył powoli przed siebie, robiąc zaledwie kilka kroków w jedną stronę, potem w inną, żeby obejrzeć okolice w których się znalazł.

- Nie widzę nikogo ani niczego rannego - dodał jeszcze po chwili, trochę spokojniejszym głosem, zatrzymując się wreszcie. Oparł się jedną ręką o drzewo, bo w pionie czuł się dość niestabilnie; kręciło mu się w głowie i było mu trochę niedobrze.

Gdy usłyszał pytanie o to czy to przypadkiem on nie jest poraniony i czy nic go nie boli zawahał się chwilę, ale dotknął swojej klatki piersiowej i przesunął potem dłoń na brzuch, żeby sprawdzić czy nie poczuje większego bólu; w tamtych okolicach było właśnie najwięcej krwi na jego koszuli.

- Kurwa - jęknął do słuchawki, opierając plecy o pień i zamykając oczy. - Boli mnie brzuch, jak dotknąłem... tak kurewsko boli - czuł, że do oczu napływają mu łzy, co jeszcze bardziej spotęgowało zawroty głowy. Osunął się plecami po drzewie i usiadł na ściółce. Oddychał ciężko, ze świstem i czuł, że powoli traci kontakt z bazą; nie otwierał nawet oczu, bo był pewien, że to skończy się jeszcze gorzej.

- Ir-ving, coś jest... nie tak... - mówił z coraz większym trudem. Miał przeczucie, że podnoszenie się na nogi i chodzenie dookoła nie wpłynęło korzystnie na to jak się teraz czuł.

Irving Delaware

psychiatra seksuolog — Cairn Hospital i psychiatryczny zakład karny
47 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Znów poczuł, jak wszystko podjeżdża mu do gardła, gdy usłyszał kolejne słowa Liama.
- Jak to: nie możesz się ruszyć? - zapytał zduszonym głosem, natychmiast zaczynając sobie wyobrażać najróżniejsze powodu, dlaczego tak mogło być. Liam był ranny. Był związany. Stała mu się jakaś wielka krzywda - ta krew była jego. Ktoś go napadł; może ten cały pierdolony Victor? W Irvingu zaczęła narastać wściekłość na tego faceta, gdy wyobrażał sobie, co mogło się dziać w tym cholernym lesie, co ten niewydarzony niedźwiedź mu zrobił. Widział go stojącego nad Landrieu, wyżywającego się, pastwiącego nad słabnącym ciałem jego partnera i byłego podopiecznego (którego mimo woli Irving wciąż trochę traktował jak kogoś, kim miał się opiekować), uśmiechającego się w ten obleśny sposób, w jaki uśmiechał się patrząc na psychiatrę, gdy spotkali się ten jeden raz - i oby nigdy więcej. Oby Delaware mylił się co do powodów braku mobilności swojego ukochanego.
Przełknął z trudem ślinę słysząc, że Liam nie widzi wokół siebie żadnych ciał - to tym bardziej mogło świadczyć o tym, że krew należy do niego, a powód tych domniemanych ran wydawał mu się coraz bardziej pewny.
- A ty? - dopytywał, gdy usłyszał, że mężczyzna nie widzi nikogo rannego - Czy ty jesteś cały? Coś cię boli? Skąd ta krew?
Na odpowiedź jednak nie musiał długo czekać, bo tak naprawdę zanim jeszcze skończył mówić, Liam sam odpowiedział na to pytanie. Irvingowi wyrwało się soczyste przekleństwo, jednak miał nadzieję, że na tyle cicho, że były więzień go nie usłyszał. Wdepnął pedał gazu jeszcze mocniej, nie zwracając już teraz uwagi na żadne ograniczenia i zakazy. Na szczęście miejsce, w którym Liam się znajdował zdawało się nie być zbyt odległe, bo niedługo oczom Irvinga ukazał się las, a GPS prowadził go w coraz gęstsze chaszcze i coraz węższe dróżki. Siłą rzeczy musiał zwolnić, co strasznie go frustrowało.
- Liam, mów do mnie - poprosił - Podnieś koszulkę, tylko ostrożnie i powiedz mi, co tam widzisz.
Silił się na spokojny i rzeczowy ton, żeby jakoś uspokoić przede wszystkim mężczyznę, ale i siebie samego. Średnio mu to wychodziło, bo jego głos lekko drżał, ale przynajmniej udawało mu się mówić powoli i bez podnoszenia głosu.

Liam Landrieu
kierowca karawany — the last goodbye
48 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś pracował jako chirurg urazowy w szpitalu w Cairns, potem spędził 18 lat w zakładzie psychiatrycznym za kilka morderstw. Wyszedł parę miesięcy temu, zamieszkał na łodzi swojego dawnego psychiatry i pracuje w zakładzie pogrzebowym jako kierowca karawany.

Liam nie miał pojęcia o tym jakie obrazy stawały przed oczami Irvinga i on sam nie powiązał swojego stanu w żaden sposób z Victorem. Z jednej strony nie przyszło mu to w ogóle do głowy, bo mu ufał w jakimś tam sensie; nie na tyle, żeby powierzyć mu własne życie, ale no umówmy się, nie widywałby się z facetem, którego podejrzewałby o to, że mógłby życzyć mu źle. Nie był aż takim wielkim masochistą. Znaczy był, ale nie aż tak dużym, no.

Rozglądał się dookoła, poruszając się na tyle, na ile pozwalał mu ból w okolicach brzucha i skupiał się znacznie bardziej na tym, żeby dostrzec jakieś ewentualne ślady czy inne wskazówki, które mogłyby naprowadzić go na to co się wydarzyło. Nie usłyszał więc przekleństwa, które wyrwało się Irvingowi i do rozmowy z nim wrócił dopiero, gdy usłyszał "mów do mnie" poprzedzone swoim imieniem. Jego były terapeuta wiedział jak z nim rozmawiać, wiedział jak go uspokoić i jak zwrócić jego uwagę, zwłaszcza w momentach, kiedy Liam czuł się jak dziecko we mgle, a takich momentów miewał dość sporo, zwłaszcza jeszcze podczas odsiadki. Jak widać jednak na wolności nie był do końca od nich... wolny.

Posłusznie podniósł koszulkę, oddychając teraz dość ciężko do telefonu. Był lekarzem, więc potrafił rozpoznać poszczególne uszkodzenia ciała, ale panujący w lesie mrok nie do końca sprzyjał dokładnemu rozpoznaniu. Przez chwilę więc przyglądał się swojemu brzuchowi w milczeniu, jedynie oddychając do telefonu i świecąc przy okazji słabym światłem wyświetlacza na ranę.

- Nie jestem pewien czy to rana od noża czy od czegoś innego, ale... no, pasuje do jakiegoś ostrego przedmiotu - ocenił fachowo, wzdychając cicho i podpierając się plecami o drzewo, pochylony lekko, żeby dostrzec więcej szczegółów. - Wydaje mi się, że jest dość głęboka, raczej krótka... tak, jakby było to pojedyncze pchnięcie. - opuścił wreszcie koszulkę i znów przymknął oczy, biorąc głęboki oddech; okazało się to błędem, bo chwilę później poczuł przeszywający ból, a z jego gardła wyrwał się krótki jęk.

- Irving, zabierz mnie do domu... - dodał jeszcze zaraz potem, ciszej.

Irving Delaware

psychiatra seksuolog — Cairn Hospital i psychiatryczny zakład karny
47 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Głęboka rana, cholera jasna... Irving znów (po raz nie wiadomo który w ciągu zaledwie niecałej pół godziny) poczuł, że robi mu się gorąco i wszystko podjeżdża do gardła. Przed oczami wyobraźni stanął mu teraz nóż wbity w trzewia jego ukochanego, przebijający ważne organy, powodujący zniszczenia w organizmie i opuszczający to ciało przy akompaniamencie uśmiechu sprawcy.
Sam nie wiedział, czy wolał usłyszeć, że to Liam jest ranny, czy - że to on kogoś poranił lub zabił. Z jednej strony gdyby był zdrowy, to byłaby duża ulga; ale z drugiej jeśli to ktoś jemu zrobił krzywdę, to możliwe, że Landrieu nie wróci za kraty, że nie będzie ku temu powodów.
Dojechał wreszcie do miejsca, w którym już nie dało się wcisnąć samochodu głębiej między krzaki; GPS jednak pokazywał, że znajduje się stosunkowo niedaleko miejsca, gdzie był Liam, więc Irving wysiadł z wozu, pozostawiając włączone światła i ruszył w gęstwinę mając nadzieję, że niedługo znajdzie swojego partnera i wrócą bezpiecznie do domu.
- Idę do ciebie, Liam, trzymaj się i nie bój, nic ci nie będzie - przemawiał do telefonu, starając się wciąż zachowywać spokój w głosie. Mężczyzna z pewnością słyszał w tle odgłosy przedzierania się przez chaszcze - Czy rana bardzo krwawi? Możliwe, że tylko na pierwszy rzut oka wygląda tak strasznie, ale w rzeczywistości nie stało ci się nic strasznego, może to tak naprawdę okaże się tej samej rangi, co zadrapanie. Wszystko będzie w porządku, nie ruszaj się z miejsca, gdzie jesteś, żeby łatwiej mi było cię znaleźć.
To musiało być gdzieś tu, gdzieś obok...
- Mów do mnie, Liam, może zaraz usłyszę cię gdzies za krzakami, tak będzie mi łatwiej cię znaleźć.

Liam Landrieu
kierowca karawany — the last goodbye
48 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś pracował jako chirurg urazowy w szpitalu w Cairns, potem spędził 18 lat w zakładzie psychiatrycznym za kilka morderstw. Wyszedł parę miesięcy temu, zamieszkał na łodzi swojego dawnego psychiatry i pracuje w zakładzie pogrzebowym jako kierowca karawany.

Szczerze mówiąc Liamowi ulżyło, gdy odkrył, że krew należy do niego. Naprawdę wystraszył się tego, że mógł nieświadomie coś komuś zrobić, a nie chciał tego, naprawdę ta myśl go przerażała. To dlatego był taki roztrzęsiony i dlatego teraz miał problem ze złapaniem oddechu. Myśl, że wróci za kratki, że będzie to oznaczało rozstanie z Irvingiem, że zaprzepaścił - nawet nieświadomie - to, na co tak pracował: normalne życie i normalną relację... to było naprawdę obezwładniające uczucie. Nie chciał się tak czuć nigdy więcej. I tak, może to dziwne, że bardziej niż fakt, że mógł skrzywdzić człowieka przerażała go perspektywa utraty Irvinga, ale... ostatecznie był mordercą, więc chyba nie było to jednak aż takie dziwne, jeśli się nad tym zastanowić głębiej. Delaware znaczył dla niego za to bardzo dużo, coraz więcej, był coraz pewniejszy swoich uczuć do niego i tego, że chce z nim spędzić życie, a perspektywa utraty tego mężczyzny i aktualnego życia i powrotu za kratki paraliżowała go jak nic innego.

- Nie boję się o siebie - odpowiedział po chwili milczenia, cicho, ale szczerze. - Wiem, że nic mi nie będzie i że wszystko będzie dobrze - kolejne słowa już właściwie szeptał, ale gdzieś z niewielkiej odległości - nie tylko w słuchawce - słyszał szelest krzaków, więc wiedział, że Delaware jest już blisko. Czuł taką ulgę na myśl o tym, że zaraz znów go zobaczy, że miał wrażenie, że niedługo z tej ulgi straci przytomność; opieranie się o drzewo bardzo mu w tej chwili pomagało nie runąć po prostu na ściółkę.

- Zawsze jest dobrze, gdy jesteś obok... a chyba już cię słyszę, Irv... - uśmiechnął się pod nosem, przymykając oczy i osuwając się po drzewie do pozycji siedzącej. Czasem aż sam się sobie dziwił, że pozwalał sobie na słabość przy kimkolwiek, że przy swoim byłym terapeucie czuł się na tyle komfortowo i spokojnie, że mógł sobie w ogóle na to pozwolić. Że nie musiał za wszelką cenę starać się walczyć i być silny. W końcu Irving kochał go za całokształt, prawda? Włącznie z jego wszystkimi słabościami.

Irving Delaware

/zt <3

ODPOWIEDZ